1

Amanda od razu się domyśliła, dlaczego stojący na progu mężczyzna został prostytutką. Od chwili gdy ukradkiem, niczym zbiegłego skazańca, wpuściła go do domu, patrzył na nią w niemym osłupieniu. Najwyraźniej do wykonywania bardziej wymagającego zawodu brakowało mu sprawności umysłowej. Jednak do tego, po co go tu dzisiaj sprowadziła, nie potrzeba wiele rozumu.

– Proszę się pośpieszyć – wyszeptała, wciągnęła go za ramię w głąb korytarza i zatrzasnęła drzwi. – Czy ktoś pana widział? Nie spodziewałam się, że tak po prostu zapuka pan do frontowych drzwi. Czy nikt panu nie powiedział, że w pana zawodzie dyskrecja to ważna rzecz?

– W moim… zawodzie? – powtórzył trochę speszony.

Teraz, kiedy nie mógł już ich dosięgnąć wzrok ciekawskich, Amanda przyjrzała mu się dokładniej. Chociaż najwyraźniej nie błyszczał intelektem, był niezwykle przystojny. Można by nawet powiedzieć – piękny, gdyby to było właściwe słowo do opisania kogoś tak wybitnie męskiego. Był wysoki, szczupły i dobrze zbudowany. Miał gęste, czarne, schludnie przystrzyżone włosy i starannie ogoloną smagłą twarz o prostym nosie i pełnych ustach.

Na dodatek miał niespotykanie niebieskie oczy w odcieniu błękitu, jakiego Amanda nigdy dotąd nie widziała; może jedynie w pobliskiej aptece, gdzie wytwarzano tusz, przez wiele dni gotując indygowiec w siarczanie miedzi, dopóki roztwór nie stał się tak ciemnoniebieski, że aż niemal fioletowy. Oczy nieznajomego nie miały jednak anielskiego wejrzenia, które zwykle kojarzy się z niewinnym błękitem. Spoglądały bystro i poważnie, jakby nieraz oglądały nieprzyjemną stronę życia, której ona sama nigdy nie widziała.

Amanda łatwo pojęła, dlaczego kobiety płaciły za jego towarzystwo. Myśl, że można wynająć tego pięknookiego mężczyznę dla spełnienia własnych zachcianek, była niezwykle kusząca. Amanda zawstydziła się, że jego obecność wywarła na niej tak wielkie wrażenie. Przebiegały jej po plecach to zimne, to znów gorące dreszcze, na policzki wystąpiły rumieńce. Już dawno pogodziła się ze staropanieństwem i postanowiła znosić je z godnością. Przekonywała nawet samą siebie, że wolny stan daje jej poczucie wolności. Jednak nieposłuszne ciało zdawało się nie rozumieć, że kobieta w jej wieku nie powinna odczuwać zmysłowych pragnień. Przecież nawet niezamężna dwudziestojednolatka uważana była za starą pannę, a cóż dopiero mówić o trzydziestolatce. Najlepsze lata miała dawno za sobą i nie wzbudzała już niczyjego pożądania. O kimś takim jak ona mówiono „małpia królowa". Żałowała, że nie potrafi do końca zaakceptować swojego stanu.

Zmusiła się, żeby spojrzeć prosto w niezwykle niebieskie oczy przybysza.

– Zamierzam być szczera, panie… Nie, proszę mi nie mówić, jak się pan nazywa, nasza znajomość będzie krótka, więc nie muszę znać pańskiego imienia. Widzi pan, zastanowiłam się nad moją dość pośpieszną decyzją i prawdę mówiąc… zmieniłam zdanie. Proszę nie traktować tego jak osobistego afrontu. To nie ma nic wspólnego z panem czy z pana wyglądem. Wyjaśnię to pańskiej pracodawczyni, pani Bradshaw. Jest pan niezwykle przystojny, bardzo punktualny i nie wątpię, że doskonały… w swoim fachu. Popełniłam błąd. Wszystkim nam się to przytrafia, a ja nie jestem wyjątkiem. Co jakiś czas zdarza mi się podjąć nietrafną decyzję…

– Zaraz, zaraz. – Uniósł dłoń, nie odrywając wzroku od jej zarumienionej twarzy. Zamilkł na chwilę.

W całym dorosłym życiu nikt nigdy w ten sposób nie śmiał się do niej zwrócić. Urwała zaskoczona i z wysiłkiem powstrzymała potok słów, które cisnęły się jej na usta. Nieznajomy splótł ramiona na muskularnej piersi, oparł się o drzwi i patrzył na nią. W świetle wiszącej w korytarzu lampy jego rzęsy rzucały na policzki długi cień.

Mimo woli Amanda pomyślała, że pani Bradshaw wykazała się doskonałym gustem. Przysłany mężczyzna był zaskakująco zadbany i wyglądał zamożnie. Ubrany był modnie, ale z klasyczną elegancją, w czarny surdut i ciemnoszare spodnie, a czarne buty miał wypolerowane do połysku. Wykrochmalona koszula wydawała się śnieżnobiała przy ogorzałej cerze; fular z szarego jedwabiu był zawiązany w nieskazitelny węzeł. Gdyby jeszcze przed chwilą ktoś kazał Amandzie opisać ideał mężczyzny, powiedziałaby, że to blondyn o jasnej karnacji i delikatnej budowie. Teraz musiała całkowicie zmienić zdanie. Żaden płowowłosy Apollo nie mógł się równać z tym rosłym, krzepkim, wyjątkowo przystojnym mężczyzną.

– Panna Amanda Briars – powiedział, jakby oczekiwał potwierdzenia swoich słów. – Pisarka.

– Tak, piszę powieści – odrzekła z wymuszoną cierpliwością. – A pana na moją prośbę przysłała tu pani Bradshaw, tak?

– Zdaje się, że tak – odparł wolno.

– Proszę o wybaczenie, panie… Nie, nie, niech pan nic nie mówi. Jak już wyjaśniłam, popełniłam błąd, więc proszę stąd odejść. Oczywiście zapłacę za usługę, chociaż nie zamierzam z niej skorzystać. Nie wykonał jej pan wyłącznie z mojej winy. Proszę mi tylko powiedzieć, ile wynosi stawka, a natychmiast załatwimy tę sprawę.

Nieznajomy patrzył na nią i wyraz jego twarzy powoli zaczął się zmieniać. Zaskoczenie ustępowało miejsca fascynacji. Niebieskie oczy błyszczały z rozbawieniem, przyprawiając Amandę o coraz większe zdenerwowanie.

– A o jakie usługi dokładnie chodziło? – zapytał łagodnie i podszedł bliżej. – Obawiam się, że nie omówiłem z panią Bradshaw szczegółów.

– Och, nic nadzwyczajnego. – Amandzie coraz trudniej było zachować zimną krew. Jej policzki płonęły ogniem, uderzenia serca odbijały się echem w każdym zakątku ciała. -Zwykła usługa. – Odwróciła się do stojącej przy ścianie konsolki, gdzie wcześniej położyła plik starannie złożonych banknotów. – Zawsze płacę swoje długi. Niepotrzebnie naraziłam pana i panią Bradshaw na kłopoty, więc oczywiście muszę to wynagrodzić… – Urwała i wydała z siebie zduszony okrzyk, kiedy poczuła, że przybysz ścisnął jej ramię. To nie do pomyślenia, żeby obcy mężczyzna dotykał jakiejkolwiek części ciała damy, choć oczywiście jeszcze bardziej nie do pomyślenia było to, że dama uciekła się do wynajęcia męskiej prostytutki. Zdruzgotana Amanda postanowiła, że prędzej się zabije, niż jeszcze kiedykolwiek zrobi coś tak nierozważnego.

Zesztywniała pod jego dotykiem, nie śmiąc się ruszyć, gdy nagle, tuż przy uchu, usłyszała jego głos.

– Nie chcę pieniędzy – powiedział z lekkim rozbawieniem. -Nie płaci się za usługę, która nie została wykonana.

– Dziękuję. – Zacisnęła pięści taka mocno, że aż zbielały jej kostki. – To bardzo uprzejmie z pańskiej strony. Zapłacę przynajmniej za powóz. Nie musi pan wracać do domu piechotą.

– Ależ ja jeszcze nie wychodzę.

Amanda ze zdziwienia aż otworzyła usta. Odwróciła się na pięcie i spojrzała na niego przerażonym wzrokiem. Co to ma znaczyć? Jak to, nie wychodzi? Zaraz zmusi go do wyjścia, nie pytając, czy sobie tego życzy, czy nie! Szybko rozważyła w myślach, co może zrobić w tej sytuacji, niestety, nie miała wielkiego wyboru. Lokajowi, kucharce i pokojówce dała dzisiaj wychodne, więc nie mogła się spodziewać pomocy z ich strony. Nie mogła też przecież przywołać policjanta. Takie zdarzenie wywołałoby skandal, który zaszkodziłby jej pozycji zawodowej, a przecież pisanie było jej jedynym źródłem utrzymania. W porcelanowym stojaku przy drzwiach spostrzegła parasol z drewnianą rączką i dyskretnie zrobiła krok w tamtą stronę. Niechciany gość natychmiast zauważył ten manewr.

– Zamierzasz mnie tym uderzyć? – zapytał.

– Jeśli okaże się to konieczne.

Parsknął śmiechem i uniósł do góry jej podbródek, tak że musiała spojrzeć mu w oczy.

– Ależ proszę pana! Co pan robi?

– Nazywam się Jack. – Uśmiechnął się lekko. – I wkrótce sobie pójdę, ale przedtem porozmawiamy o pewnych sprawach. Mam do ciebie kilka pytań.

Westchnęła zniecierpliwiona.

– Panie Jack, nie wątpię, że ma pan jakieś pytania, ale…

– Jack to moje imię.

– No, dobrze… Jack. – Skrzywiła się lekko. – Byłabym ci wielce zobowiązana, gdybyś natychmiast opuścił mój dom.

Zrobił kilka kroków w głąb korytarza; poruszał się tak swobodnie, jakby zaprosiła go na herbatkę. Amanda czuła, że musi zmienić opinię na temat jego stanu umysłowego. Doszedł już do siebie po tym, jak niespodziewanie siłą wciągnęła go do środka, i poziom jego inteligencji wyraźnie wzrósł.

Nieznajomy rozejrzał się wokół, szacując wzrokiem klasyczne meble w kremowo-niebieskim salonie i mahoniowy stół z wiszącym nad nim lustrem, stojący w końcu holu. Jeśli szukał wymyślnych ozdób lub oznak bogactwa, to musiał się rozczarować. Amanda nie znosiła rzeczy pretensjonalnych i niepraktycznych, toteż wybrała meble raczej ze względu na ich funkcjonalność niż styl. Kupując stolik, starała się, aby był na tyle mocny, żeby utrzymać stos książek i masywną lampę. Nie lubiła złoceń, rzeźbionych ornamentów i hieroglifów, które stały się ostatnio bardzo modne.

Gość zatrzymał się przy wejściu do salonu, więc Amanda oznajmiła oschle:

– Widzę, że nie zamierzasz wypełnić mojego polecenia, więc proszę, wejdź do środka i usiądź. Czym cię mogę poczęstować? Może kieliszek wina?

Chociaż zaproszenie zabrzmiało ironicznie, gość przyjął je z uśmiechem.

– Chętnie, pod warunkiem, że się do mnie przyłączysz.

Białe zęby nieoczekiwanie błysnęły w uśmiechu, a Amanda poczuła się tak, jakby po szarym, zimowym dniu weszła do ciepłej kąpieli. Zawsze było jej zimno. W wilgotnym, chłodnym klimacie Londynu marzła do szpiku kości i chociaż okrywała się pledami, brała gorące kąpiele, piła herbatę z brandy, wiecznie czuła, że marznie.

– Może napiję się trochę wina. – Sama zdziwiła się, że to mówi. – Niech pan siada, panie… to znaczy, siadaj, Jack. -Obrzuciła go ironicznym spojrzeniem. – Skoro jesteś w moim salonie, to może mi zdradzisz, jak masz na nazwisko.

– Nie – odrzekł cicho. Jego oczy nadal błyszczały wesoło. -Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się poznaliśmy, dochodzę do wniosku, Amando, że możemy sobie mówić po imieniu.

Nie brakowało mu tupetu! Nieco nerwowym gestem nakazała, żeby usiadł, a sama podeszła do kredensu. Jack jednak stał, dopóki nie napełniła dwóch kieliszków czerwonym winem. Dopiero kiedy usiadła na mahoniowej kanapie, zajął stojący nieopodal fotel. Blask ognia buzującego w białym marmurowym kominku migotał na jego czarnych włosach i złocił gładką, smagłą skórę. Biło od niego zdrowie i młodość. Amanda pomyślała, że Jack chyba jest od niej o kilka lat młodszy.

– Czy mogę wznieść toast? – zapytał.

– Widzę, że masz na to wielką ochotę – odrzekła surowo.

Uśmiechnął się i podniósł kieliszek.

– Zdrowie pięknej kobiety, obdarzonej wielką odwagą i fantazją.

Amanda nie spełniła toastu. Ze zmarszczonym czołem patrzyła, jak gość upija łyk wina. Nie dość, że wtargnął do jej domu i nie chciał wyjść, kiedy go o to poprosiła, to jeszcze robił sobie z niej żarty.

Była inteligentną, uczciwą kobietą i miała świadomość swoich wad oraz zalet… i wiedziała, że nie jest pięknością. W najlepszym wypadku można było powiedzieć, że jest niebrzydka, i to tylko wtedy, jeśli nie brało się pod uwagę aktualnie obowiązującego ideału kobiecej urody. Była niska i dość pulchna, chociaż ktoś, patrzący na nią przychylnie, opisałby jej sylwetkę jako kobiecą i zmysłową. Gęste, mahoniowe włosy wiły się niesfornie i nie dały się wyprostować żadnym przyborem fryzjerskim ani miksturą. Owszem, odznaczała się ładną cerą, bez śladów po ospie i wyprysków, i jakiś życzliwy przyjaciel rodziny kiedyś powiedział, że ma ładne oczy, ale były to zwykłe, szare oczy, których nie ożywiał nawet cień błękitu czy zieleni.

Nie mogąc się pochwalić urodą, Amanda postanowiła doskonalić umysł i wyobraźnię, które, jak ponuro przepowiedziała jej matka, sprowadzą na nią tylko nieszczęście.

Dżentelmeni nie chcieli wykształconych żon. Woleli atrakcyjne kobiety, które nie myślały za dużo i zawsze się z nimi zgadzały. A już na pewno nie szukali kobiet z bujną wyobraźnią, które marzyły o fikcyjnych postaciach z książek. Dlatego też dwie starsze i ładniejsze siostry Amandy złowiły mężów, ona zaś zaczęła pisać powieści.

Nieproszony gość nadal patrzył na nią czułym wzrokiem.

– Powiedz mi, dlaczego taka urodziwa kobieta jak ty postanowiła wynająć mężczyznę do łóżka?

To bezpośrednie pytanie uraziło ją, ale jednocześnie… perspektywa szczerej, wolnej od zwykłych towarzyskich konwenansów rozmowy z mężczyzną wydała jej się bardzo kusząca.

– Przede wszystkim nie musisz mi wmawiać, że jestem jakąś Heleną trojańską – odrzekła cierpko. – Trudno mnie nazwać pięknością.

Spojrzał jej prosto w oczy.

– Ależ jesteś piękna – oznajmił cicho.

Energicznie potrząsnęła głową.

– Najwyraźniej sądzisz, że jestem głupią gęsią, która da się nabrać na pochlebstwa, albo masz fałszywe wyobrażenie piękna. Jakkolwiek jest, mylisz się.

Uśmiechnął się lekko.

– Nie zostawiasz rozmówcy pola do dyskusji, prawda? Czy na wszystkie tematy masz równie zdecydowane poglądy?

– Niestety, tak – odparła cierpkim głosem.

– Czyżby posiadanie zdecydowanych poglądów było czymś złym?

– U mężczyzn jest to cecha godna podziwu. U kobiet natomiast uważana jest za wadę.

– Ja tak nie myślę. – Wypił łyk wina, wygodniej rozsiadł się w fotelu i przyglądając się jej uważnie, wyciągnął przed siebie długie nogi. Wyglądało na to, że szykuje się do dłuższej rozmowy.

Amandzie wcale się to nie spodobało, ale gość na to nie zważał.

– Nie dam ci wykręcić się od odpowiedzi. Wyjaśnij mi, dlaczego wynajęłaś mężczyznę na dzisiejszy wieczór.

Jego otwarte spojrzenie skłoniło ją do szczerości. Zauważyła, że kurczowo zaciska palce na nóżce kieliszka, więc postarała się je rozluźnić.

– Dziś są moje urodziny – wyznała.

– Tak? – Roześmiał się cicho. – Wszystkiego najlepszego.

– Dziękuję. Czy teraz możesz wyjść?

– Och, nie. Skoro jestem twoim prezentem urodzinowym, dotrzymam ci towarzystwa. Nie spędzisz samotnie tak ważnego wieczoru. Niech zgadnę… Dzisiaj rozpoczęłaś trzydziesty pierwszy rok życia, tak?

– Skąd wiesz, ile mam lat?

– Kobiety zawsze dziwnie reagują na trzydzieste urodziny. Kiedyś znałem pewną panią, która tego dnia zakryła wszystkie lustra czarną materią, jakby umarł jej ktoś bliski.

– Opłakiwała swoją utraconą młodość – wyjaśniła krótko Amanda i pociągnęła spory łyk wina, aż poczuła w piersiach falę gorąca. – Tak zareagowała na to, że wkroczyła w wiek średni.

– Wcale nie stałaś się kobietą w średnim wieku. Jesteś dojrzała jak cieplarniana brzoskwinia.

– Bzdura – wymamrotała, zirytowana tym, że jego puste pochlebstwo sprawiło jej przyjemność. Może spowodowało to wino, a może świadomość, że po dzisiejszym wieczorze nigdy więcej nie zobaczy tego nieznajomego mężczyzny, w każdym razie nagle poczuła, że może powiedzieć mu wszystko, co jej przyjdzie do głowy. – Dojrzała to ja byłam dziesięć lat temu. Teraz jestem tylko dobrze zakonserwowana, a już niedługo spotka mnie taki sam los jak inne przejrzałe owoce.

Jack roześmiał się, odstawił kieliszek, a potem wstał i zdjął surdut.

– Wybacz, ale gorąco tu jak w piecu. Zawsze masz w domu tak ciepło?

Popatrzyła na niego nieufnie.

– Jest tak wilgotno, a ja stale marznę. Często nawet w domu noszę czepek i szal.

– Mógłbym polecić inne metody, które by cię skutecznie rozgrzały. – Nie prosząc o pozwolenie, usiadł tuż obok niej. Amanda cofnęła się w róg kanapy, starając się za wszelką cenę zachować resztki panowania nad sobą.

Czuła niepokój, że to duże, męskie ciało znalazło się tak blisko niej. Nigdy jeszcze nie siedziała obok obcego mężczyzny, który miał na sobie jedynie koszulę, bez surduta. Poczuła jego zapach i wciągnęła go głębiej w nozdrza… Męska skóra, płótno, lekka, ale wyraźna woń drogiej wody kolońskiej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak ładnie może pachnieć mężczyzna. Żaden z mężów jej sióstr nie pachniał tak przyjemnie. W przeciwieństwie do dzisiejszego gościa byli to szacowni nudziarze – jeden uczył w ekskluzywnej szkole, drugi był bogatym kupcem z tytułem szlacheckim.

– A ile ty masz lat? – zapytała impulsywnie, ściągając brwi.

Jack wahał się przez ułamek sekundy, ale odpowiedział:

– Trzydzieści jeden. Dlaczego tak zawracasz sobie głowę liczbami?

Amanda doszła do wniosku, że jak na swój wiek wygląda bardzo młodo, ale w końcu mężczyźni bardzo często nie wyglądają na swoje lata, w przeciwieństwie do kobiet. Życie jest niesprawiedliwe.

– Owszem, dzisiaj myślę o liczbach - przyznała. – Jutro jednak wcale nie będę się nad tym zastanawiać. Będę kroczyć przez resztę swojego życia, ciesząc się nim, jeśli to tylko będzie możliwe.

To pragmatyczne podejście chyba go rozbawiło.

– Dobry Boże, mówisz tak, jakbyś stała nad grobem! Jesteś atrakcyjna, w kwiecie wieku i na dodatek zrobiłaś karierę jako powieściopisarka.

– Nie jestem atrakcyjna. – Westchnęła smutno.

Jack położył ramię na oparciu kanapy, nie dbając o to, że zajmuje jej większą część, podczas gdy Amanda coraz głębiej wciskała się w róg. Z irytującą dokładnością oszacował ją wzrokiem.

– Masz piękną cerę, doskonale wykrojone usta…

– Są za szerokie – oznajmiła.

Przez długą chwilę patrzył na jej wargi, aż w końcu odezwał się trochę niższym głosem niż dotąd.

– Twoje usta doskonale nadają się do tego, o czym w tej chwili myślę.

– Jestem pulchna – dodała Amanda. Postanowiła wyliczyć wszystkie swoje wady.

– To doskonale. – Spuścił wzrok na jej biust. Nikt jeszcze nie patrzył na nią w taki sposób… niegodny dżentelmena.

– A włosy okropnie mi się kręcą.

– Czyżby? Rozpuść je, to się przekonam.

– Co takiego? – To oburzające polecenie wywołało u niej nagły wybuch śmiechu. Jeszcze nigdy nie spotkała tak bezczelnego typa.

Rozejrzał się po przytulnym salonie, a potem jego diabelski wzrok znów spoczął na Amandzie.

– Przecież nikt nie zobaczy – powiedział cicho. – Czy nigdy nie zdarzyło ci się rozpuścić włosów w obecności mężczyzny?

Ciszę panującą w salonie podkreślało ciche trzaskanie ognia w kominku i szmer ich oddechów. Amanda pierwszy raz w życiu czuła, że boi się tego, co może za chwilę zrobić. Serce biło jej tak mocno, myśli zaczynały się plątać. Sztywno potrząsnęła głową. To był nieznajomy człowiek. Była z nim sama w domu, zdana na jego łaskę. Po raz pierwszy od bardzo dawna znalazła się w sytuacji, nad którą nie miała kontroli. Na dodatek sama się w tę sytuację wpędziła.

– Czy ty przypadkiem nie próbujesz mnie uwieść? – wyszeptała.

– Nie musisz się mnie obawiać. Nigdy nie narzucam się damom.

Z pewnością nie zachodziła taka potrzeba. Najprawdopodobniej jeszcze nie spotkał się z odmową ze strony żadnej kobiety.

Amanda pomyślała, że to jest bez wątpienia najciekawsza sytuacja w jej życiu. Było ono wyjątkowo monotonne i tylko postacie powieści, które pisała, robiły i mówiły to, na co ona sama nigdy by się nie odważyła.

Jakby czytając w jej myślach, gość uśmiechnął się leniwie i oparł podbródek na ręku. Jeśli rzeczywiście chciał ją uwieść, wcale się z tym nie śpieszył.

– Jesteś dokładnie taka, jak sobie wyobrażałem – stwierdził cicho. – Czytałem twoje powieści… przynajmniej tę ostatnią. Niewiele kobiet pisze tak jak ty.

Amanda nie lubiła rozmawiać na temat swojej pracy. Czuła się niezręcznie, kiedy wychwalano jej powieści, a kiedy je krytykowano, była bardzo speszona. Jednak opinia tego mężczyzny bardzo ją zainteresowała.

– Nie spodziewałam się, że pro… że mężczyzna, który… że dżigolacy czytują powieści.

– No cóż, coś musimy robić w wolnym czasie – odrzekł rozsądnie. – Nie możemy całego życia spędzać w łóżku. A tak przy okazji, to słowo wymawia się inaczej.

Amanda wysączyła resztę wina i tęsknie spojrzała w stronę kredensu. Miała ochotę jeszcze się napić.

– Nie teraz – powiedział Jack, odebrał jej pusty kieliszek i odstawił na stolik. Przy tym ruchu znalazł się tuż nad nią i Amanda cofnęła się nerwowo, tak że niemal leżała na oparciu kanapy. – Nie będę mógł cię uwieść, jeśli wypijesz za dużo wina – oznajmił. Ciepły oddech owionął jej policzek i chociaż Jack jej nie dotykał, wyraźnie czuła jego bliskość.

– Nie podejrzewałam, że masz tego rodzaju skrupuły -oznajmiła drżącym głosem.

– Och, nie mam żadnych skrupułów – zapewnił beztrosko. – Po prostu lubię wyzwania. Jeśli wypijesz więcej wina, będziesz zbyt łatwą zdobyczą.

– Ty bezczelny, próżny… – zaczęła z oburzeniem, ale umilkła, widząc łobuzerski błysk w jego oczach. Celowo ją prowokował. Kiedy się od niej odsunął, ucieszyła się, ale zaraz tego pożałowała. Nie mogąc się powstrzymać, zapytała: – Podobała ci się moja ostatnia powieść?

– Owszem, tak. Z początku myślałem, że to będzie typowa historia z życia wyższych sfer. Najbardziej spodobało mi się, że te szlachetne, dobrze urodzone postacie w miarę rozwoju akcji zaczynają się zmieniać. Przyzwoici ludzie posuwają się w końcu do oszustwa, przemocy, zdrady… Piszesz o wszystkim tak otwarcie, bez uprzedzeń.

– Krytycy twierdzą, że moje powieści są nieprzyzwoite.

– To dlatego, że wszystkie twoje książki mają jeden temat: że zwykli ludzie w prywatnym życiu są zdolni do niezwykłych rzeczy. Takie twierdzenie sprawia, że czują się nieswojo.

– A więc naprawdę czytałeś moje powieści – stwierdziła zaskoczona.

– I zastanawiałem się, jak wygląda prywatne życie układnej panny Briars.

– Teraz już wiesz. Jestem kobietą, która w dniu własnych urodzin wynajmuje zigolaka.

Roześmiał się cicho, słysząc to smutne stwierdzenie.

– Tak też się tego nie wymawia. – Znów przyjrzał jej się uważnie i odezwał się zmienionym głosem. W jego rozbawionym tonie nawet niedoświadczona Amanda usłyszała zmysłową nutę. – Skoro jeszcze nie poprosiłaś mnie, żebym wyszedł, to rozpuść włosy. – Nie poruszyła się, tylko patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma, więc zapytał cicho: – Boisz się?

O, tak. Całe życie bała się takiej chwili… ryzyka, możliwości odrzucenia i wyśmiania. Bała się też rozczarowania. Możliwe przecież, że odkryje, iż intymne chwile z mężczyzną są tak obrzydliwe, jak opowiadały siostry. Ostatnio jednak stwierdziła, że jest coś, czego boi się jeszcze bardziej. Najgorzej by było, gdyby nigdy nie poznała tej wielkiej, kuszącej tajemnicy, którą znają chyba wszyscy inni ludzie na świecie. W swoich powieściach doskonale opisywała wywoływaną przez tę tajemnicę namiętność, tęsknotę, szaleństwo i ekstazę. Szczęście jej nie dopisało i żaden mężczyzna nie zakochał się w niej tak mocno, żeby chcieć związać z nią życie. Ale czy to znaczy, że nikt nigdy jej nie zapragnie, nie będzie pożądał, że do nikogo nie będzie należała? W swoim życiu kobieta przeżywa może dwadzieścia tysięcy nocy. Choć jedną z nich chciała spędzić z kimś.

Ręka sama powędrowała do szpilek. Amanda przez ostatnie szesnaście lat upinała włosy w ten sam sposób. Skręcała wijące się pasma i układała je w ciasny, gładki węzeł. Potrzeba było dokładnie sześciu szpilek, żeby go starannie upiąć. Rano jej włosy układały się dość gładko, jednak w miarę upływu dnia drobne loczki wymykały się z uwięzi i zaczynały tworzyć wokół twarzy puszystą aureolę.

Jedna szpilka, druga, trzecia… wyjmowała je z włosów i ściskała w dłoni, aż ich ostre końce wbijały się w ciało. Kiedy wyjęła ostatnią szpilkę, ciasno splecione pukle rozluźniły się i ciężko opadły na jedno ramię.

W niebieskich oczach nieznajomego zabłysły ogniki. Wyciągnął rękę ku jej włosom, ale w ostatniej chwili się zawahał.

– Czy mogę? – zapytał chrapliwie.

Jeszcze żaden mężczyzna nie prosił o pozwolenie dotknięcia jej-

– Tak- odrzekła, ale dopiero za drugim razem zdołała wypowiedzieć to słowo wyraźnie. Zamknęła oczy i poczuła, że przysunął się bliżej. Przebiegł ją lekki dreszcz, kiedy Jack palcami delikatnie przeczesywał jej włosy, rozdzielając skręcone loki. Jego palce znikały między gęstymi pasmami, lekko muskając skórę jej głowy i rozkładając wijące się pukle na ramionach.

Położył rękę na dłoni Amandy i rozprostował jej palce, aż upuściła metalowe szpilki. Kciukiem wygładził drobne, czerwone ślady, które pozostawiły ostre końce, a potem uniósł jej dłoń do ust i pocałował obolałe miejsca.

Nie odsuwając ust od wnętrza jej dłoni, powiedział:

– Twoja ręka pachnie cytrynami.

Otworzyła oczy i spojrzała na niego poważnie.

Nacieram dłonie sokiem cytrynowym, żeby usunąć plamy z atramentu.

Ta informacja najwyraźniej go rozbawiła. W jego oczach widać było teraz również iskierki humoru. Wypuścił rękę Amandy i zaczaj się bawić jej włosami, mimochodem dotykając grzbietem dłoni jej ramienia. Na chwilę wstrzymała oddech.

– Powiedz mi, dlaczego wynajęłaś mężczyznę od pani Bradshaw, zamiast uwieść któregoś ze swoich znajomych?

– Z trzech powodów. – Mówienie przychodziło jej z trudem, ponieważ nieznajomy cały czas gładził ją po włosach. Na szyi i policzkach poczuła falę gorąca. – Po pierwsze, nie chciałam iść do łóżka z kimś, kogo potem będę musiała widywać na spotkaniach towarzyskich. Po drugie, nie potrafiłabym nikogo uwieść, brakuje mi tej umiejętności.

– Bardzo łatwo się tego nauczyć, Brzoskwinko.

– Nie nazywaj mnie tak- zaprotestowała z niepewnym śmiechem. – To niedorzeczne przezwisko.

– A po trzecie… – podpowiedział, zachęcając ją do dalszych wyjaśnień.

– A po trzecie… Nie pociąga mnie żaden ze znanych mi dżentelmenów. Próbowałam sobie wyobrazić, jak by to było, ale żadnym z nich nie jestem zainteresowana w ten szczególny sposób.

– A jaki mężczyzna mógłby ci się spodobać?

Amanda lekko drgnęła, czując, że ręka Jacka otacza jej ramiona.

– No cóż… Na pewno nie przystojny.

– Dlaczego?

– Ponieważ atrakcyjności fizycznej zawsze towarzyszy próżność.

Uśmiechnął się niespodziewanie.

– I pewnie uważasz, że brzydocie towarzyszą rozliczne zalety?

– Tego nie powiedziałam – zaprotestowała. – Chodzi mi tylko o to, że wolę mężczyzn nie wyróżniających się wyglądem.

– A jeśli chodzi o charakter?

– Musiałby być miły, inteligentny, ale nie zarozumiały, wesoły, ale nie lekkomyślny.

– Coś mi się zdaje, Brzoskwinko, że twój ideał mężczyzny to wcielenie przeciętności. Wydaje mi się też, że nie mówisz prawdy na temat swoich pragnień.

Otworzyła szeroko oczy i z irytacją zmarszczyła czoło.

– Trzeba ci wiedzieć, że zawsze jestem szczera aż do przesady!

– W takim razie powiedz mi, że nie chciałabyś spotkać kogoś takiego jak jedna z postaci z twoich książek. Na przykład podobnego do bohatera ostatniej twojej powieści.

Prychnęła drwiąco.

– Miałby być podobny do tego pozbawionego zasad indywiduum, które wszystkich wokół siebie doprowadza do zguby? Do barbarzyńcy, zdobywającego kobiety wbrew ich woli? To nie był żaden bohater. Opisałam go, żeby pokazać, czym się kończy takie postępowanie. – Amanda zapaliła się do tematu i mówiła dalej z pogardą: – A czytelnicy mieli czelność narzekać, że nie było tam szczęśliwego zakończenia. Przecież to jasne, że ten typ na takie nie zasługiwał!

– A jednak trochę go lubiłaś – stwierdził Jack i spojrzał na nią uważnie. – Poznałem to po tym, jak o nim pisałaś.

Uśmiechnęła się skrępowana.

– Być może w świecie fantazji darzyłam go odrobiną sympatii, ale nie w rzeczywistości.

Jack objął ją mocniej.

– A więc niech to będzie twój prezent urodzinowy, Amando. Noc z krainy fantazji. – Pochylił się nad nią, szerokimi ramionami przesłaniając jej widok na ogień w kominku, i zaczął ją całować.

Загрузка...