ROZDZIAŁ 24

W miarę upływu wieczoru, zachowanie spokoju stawało się coraz trudniejsze. Właściwie była przekonana, że dręczyła się bez powodu, ale nie była w stanie opanować narastającego strachu. Udawało jej się uśmiechać, potakiwać i być w miarę uprzejma dla gości ojca, ale wymagało to najwyższego wysiłku. Kolacja skończyła się przed godziną, a Parker ciągle jeszcze nie dzwonił. Próbowała zająć się czymś i została w jadalni, nadzorując sprzątanie ze stołu, potem poszła do biblioteki, gdzie goście zebrali się, żeby wypić brandy na zakończenie wieczoru.

Ktoś włączył telewizor i kilku mężczyzn zgromadziło się wokół niego, oglądając wiadomości.

– To było wspaniałe przyjęcie, Meredith – powiedziała żona senatora Davisa. Reszta jej słów uleciała gdzieś, kiedy do Meredith dotarł głos komentatora telewizyjnego:

– Dzisiaj w wiadomościach ukazały się informacje o kolejnym mieszkańcu Chicago. Gościem Barbary Walters był Matthew Farrell w nagranym wcześniej wywiadzie. Między nami, skomentował on ostatnią serię akcji przejmowania firm przez korporacje. Oto urywek tego wywiadu…

Wszyscy goście czytali rubrykę Sally Mansfield i sądzili naturalnie, że Meredith będzie zainteresowana tym, co powiedział Farrell. Rzucając w jej stronę pełne ciekawości spojrzenia i uśmiechy, zgodnie zwrócili się w stronę telewizora, gdzie pojawiła się twarz Matta i zabrzmiał jego głos.

– Co pan sądzi o wzrastającej liczbie agresywnych przejęć firm przez korporacje? – zapytała go Barbara Walters. Meredith, zdegustowana, zauważyła, że nawet ta dziennikarka wyglądała na zafascynowaną nim i aż pochyliła się w jego stronę.

– Uważam, że jest to trend, który będzie się utrzymywał do czasu, aż ustalone zostaną zasady regulujące te sprawy.

– Czy istnieje ktoś odporny na wymuszoną fuzję z panem… przyjaciele może? A czy na przykład – dodała z żartobliwym niepokojem – jest możliwe, żeby nasza ABC znalazła się w pozycji pańskiej kolejnej ofiary?

– Przejmowana firma nazywana jest obiektem – powiedział wymijająco Matt, uśmiechając się – na pewno nie ofiarą – dodał z leniwym, rozbrajającym uśmiechem. – Jeśli jednak uspokoi to panią, to mogę zapewnić, że pożądliwe oko Intercorpu nie jest skierowane na ABC.

Mężczyźni w pokoju przyjęli ten żart uśmiechami, a twarz Meredith pozostała bez wyrazu.

– Czy możemy teraz porozmawiać chwilę o pana życiu osobistym? W czasie ostatnich kilku lat donoszono o pana burzliwych przygodach z kilkoma gwiazdami filmowymi, z księżniczką, a ostatnio wymieniano nazwisko Marii Calvaris, spadkobierczyni greckiego potentata okrętowego. Czy te szeroko omawiane na łamach prasy przygody miłosne są prawdziwej czy też zostały spreparowane przez dziennikarzy rubryk towarzyskich?

– Tak.

W bibliotece znowu rozległ się aprobujący śmiech, jako komentarz dla zręczności Matta. Meredith poczuła niechęć, słysząc, z jaką łatwością potrafi sobie zaskarbiać ludzką przychylność.

– Nigdy się pan nie ożenił i zastanawiam się, czy ma pan tego typu plany na przyszłość?

– To nie jest wykluczone. Jego spokojny uśmiech uwydatnił impertynencję pytania, a Meredith zacisnęła zęby, przypominając sobie łomotanie serca, jakie ten uśmiech kiedyś u niej wywoływał. Nagle na ekranie pojawiły się znowu lokalne wiadomości, a ulga, jaką w tej chwili poczuła, rozwiała się, kiedy senator zwrócił się do niej z przyjaznym zaciekawieniem:

– Jestem pewien, że wszyscy tu obecni czytali rubrykę Sally Mansfield. Czy mogłabyś zaspokoić naszą ciekawość i powiedzieć nam, dlaczego nie lubisz Farrella?

Udało jej się sparodiować leniwy uśmiech Matta:

– Nie.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale dostrzegła w ich twarzach narastającą ciekawość i pospiesznie zajęła się poprawianiem poduszek leżących na kanapie. Senator powiedział do jej ojca:

– Stanton Avery zgłosił nazwisko Farrella jako kandydata na członka klubu.

Przeklinając w duchu Matta Farrella za pojawienie się w Chicago, Meredith rzuciła ojcu ostrzegawcze spojrzenie, ale jego temperament wziął górę nad chłodnym osądem.

– Sądzę, że wszyscy zgromadzeni w tym pokoju są na tyle wpływowi, żeby nie przyjąć go, nawet jeśli inni, należący do Glenmoor chcieliby go widzieć wśród członków.

Sędzia Northrup usłyszał to i przerwał swoją rozmowę z innym gościem.

– Czy chcesz, żebyśmy to zrobili, Philipie? Chcesz, żebyśmy głosowali przeciwko przyjęciu go?

– Masz rację, dokładanie tego chcę.

– Jeśli ty uważasz, że on jest niepożądaną osobą, to mnie to wystarcza – powiedział sędzia, spoglądając na innych. Powoli, podkreślając ten gest, goście skinęli zgodnie głowami i szanse Matta na członkostwo w Glenmoor były teraz zerowe.

– Farrell kupił wielki szmat ziemi w Southville – powiedział sędzia jej ojcu. – Chce uzyskać zezwolenie na budowę na tym terenie wysoko zmechanizowanego kompleksu przemysłowego.

– Naprawdę? – powiedział ojciec i Meredith zorientowała się z jego następnych słów, że ma zamiar, o ile zdoła, nie dopuścić i do tego. – Kogo znamy w komisji ziemskiej Southville?

– Kilka osób Paulsona i…

– Na miłość boską! – przerwała im Meredith z wymuszonym uśmiechem, rzucając w stronę ojca proszące spojrzenie. – Nie ma potrzeby wytaczać ciężkich dział tylko dlatego, że nie lubię Matta Farrella.

– Jestem pewien, że ty i twój ojciec musicie mieć wystarczające powody, żeby czuć to, co czujecie – powiedział senator Davis.

– Masz ra…

– Wcale nie! – powiedziała Meredith, ucinając zdanie ojca, próbując powstrzymać wendettę. Z szerokim, wystudiowanym uśmiechem zwróciła się do wszystkich: – Prawda wygląda tak, że Matt Farrell interesował się mną dawno temu, kiedy miałam osiemnaście lat, i mój ojciec nigdy mu tego nie wybaczył.

– Teraz już wiem, gdzie go poznałam – obwieściła pani Foster, patrząc na swojego męża. Odwróciła się do Meredith i powiedziała: – To było przed laty w Glenmoor! Pamiętam, że pomyślałam, jakim był niesamowicie przystojnym młodym człowiekiem… Meredith, to ty nam go przedstawiłaś!

Przypadkowo albo celowo senator zaoszczędził Meredith konieczności udzielenia odpowiedzi, mówiąc:

– No cóż, to żadna przyjemność przerywać własne przyjęcie urodzinowe, ale o północy muszę wylecieć do Waszyngtonu.

W pół godziny później wyszedł ostatni z gości, a Meredith żegnała ich u boku ojca. Zobaczyła, że w aleję wjeżdża samochód.

– A to kto? – powiedział z niezadowoleniem Philip, widząc zbliżające się do nich światła.

Meredith zidentyfikowała ten samochód w chwili, kiedy przejeżdżał pod jedną z latarń alejki. Był to jasnoniebieski mercedes.

– To Parker!

– O jedenastej w nocy?

Meredith zaczęła drżeć, przeczuwając najgorsze, zanim jeszcze napięta twarz Parkera znalazła się w światłach ganku.

– Miałem nadzieję, że przyjęcie się już skończy. Muszę z wami porozmawiać.

– Parker – zaczęła Meredith – nie zapominaj o chorobie ojca…

– Nie będę go nadmiernie stresował – obiecał, niemal popychając ich w drodze przez korytarz, trzymając ręce na plecach obydwojga – musi jednak zostać poinformowany o faktach, żeby można to było załatwić w należyty sposób.

– Przestańcie mówić o mnie tak, jakby mnie tu nie było – powiedział Philip, kiedy weszli już do biblioteki. – Fakty, jakie fakty? Co się u diabła dzieje?

Parker zatrzymał się, żeby zamknąć drzwi, i powiedział:

– Sądzę, że obydwoje powinniście usiąść.

– Do diabła, Parker, nic nie denerwuje mnie bardziej niż trzymanie w niepewności.

– W porządku, Philipie. Wczoraj wieczorem zerknąłem na orzeczenie rozwodowe Meredith i znalazłem w nim kilka nieprawidłowości. Czytałeś może, jakieś osiem lat temu, o prawniku, który pobierał od klientów opłaty, po czym zgarniał je dla siebie bez przeprowadzania powierzonych mu spraw?

– Czytałem o tym i co z tego?

– Około pięciu lat temu ukazała się następna seria artykułów o domniemanym prawniku z południowej dzielnicy. Nazywał się Grandola i skazano go za pięćdziesiąt kilka przestępstw polegających na podawaniu się za prawnika i pobieraniu honorariów za prowadzenie spraw, które nie pojawiły się nawet w pobliżu gmachu sądu. – Czekał na jakiś komentarz, ale Philip nie zareagował, milcząc nieprzystępnie. – Grandola skończył pierwszy rok prawa, zanim go wyrzucili. Kilka lat później otworzył kancelarię w okolicy, gdzie większość potencjalnych klientów nie miała wykształcenia. Przez dziesięć lat udawały mu się jego oszustwa. Brał tylko sprawy, które nie wymagały rozpraw i gdzie było mało prawdopodobne, żeby miały one angażować prawnika strony przeciwnej, czyli bezsporne rozwody, testamenty itp.

Meredith opadła na kanapę. Poczuła dławienie w gardle, a jej umysł powoli akceptował to, co Parker miał zamiar powiedzieć jej ojcu. Coś w niej krzyczało, że to nie może być prawda. Głos Parkera docierał do niej jak z wielkiej odległości.

– Liznął trochę studiów prawniczych na tyle, żeby komponować coś na kształt dokumentów sądowych. Kiedy pojawiał się u niego klient chcący rozwodu, on najpierw upewniał się, że druga strona bez problemów zgadza się na rozwód lub też, że jest nie do odnalezienia. Jeśli sytuacja przedstawiała się tak właśnie, wystawiał klientowi rachunek, na ile się tylko dało, a potem sporządzał pozew rozwodowy. Wiedząc, że nie uda mu się na tyle wejść w rolę prawnika, żeby uzyskać podpis sędziego, podpisywał go sam.

– Próbujesz mi powiedzieć – zaczął Philip napiętym, nieswoim głosem – że prawnik, którego zatrudniłem jedenaście lal temu, nie był prawnikiem?

– Obawiam się, że tak.

– Nie wierzę! – krzyknął, tak jakby własną furią chciał odstraszyć tę ewentualność.

– Nie ma sensu, żebyś przyprawiał się z tego powodu o kolejny atak serca. To niczego nie zmieni – argumentował Parker spokojnie i z sensem. Meredith poczuła lekką ulgę, widząc, że ojciec stara się uspokoić.

– Mów dalej – powiedział po chwili.

– Kiedy dzisiaj uzyskałem potwierdzenie, że ten Spyzhalski nie jest członkiem Zrzeszenia Prawników, wysłałem do sądu dyskretnego detektywa, z którego usług korzystamy przy załatwianiu spraw bankowych – zapewnił Philipa, który uchwycił się kurczowo oparcia krzesła. – Detektyw spędził cały dzień i część wieczoru, sprawdzając dokładnie, że rozwód Meredith absolutnie nie figuruje w rejestrach sądowych.

Zabiję drania!

– Jeśli masz na myśli Spyzhalskiego, to musisz go najpierw odnaleźć. Jeśli chodzi ci o Farrella – kontynuował zrezygnowanym głosem – sugeruję zdecydowanie, żebyś przemyślał swój stosunek do niego.

Już to robię! Meredith bardzo prosto może rozwiązać cały problem, lecąc do Reno czy w inne tego typu miejsce, żeby uzyskać cichy, szybki rozwód.

– Już o tym myślałem, ale to nam nie rozwiąże problemu. – Uniósł rękę, żeby zapobiec pełnemu złości wybuchowi Philipa. – Miałem dzisiaj czas, żeby przemyśleć tę sprawę. Nawet jeśli Meredith zrobi tak, jak sugerujesz, to nie rozwiąże węzła gordyjskiego, jakim są ich prawa własności. To w dalszym ciągu będzie musiało być przeprowadzone przez sąd Illinois.

– Meredith nigdy nie będzie musiała mu wspominać, że są jakiekolwiek problemy.

– Nie dość, że jest to moralnie i etycznie błędne, to jeszcze jest to zupełnie niepraktyczne – wyjaśnił Parker, wzdychając z frustracją. – Zrzeszenie Prawników ma już dwie skargi przeciwko Spyzhalskiemu i przekazują sprawę władzom. Załóżmy, że Meredith zrobi tak, jak sugerowałeś, a Spyzhalski zostanie aresztowany i będzie zeznawał. W chwili, kiedy to zrobi, władze zawiadomią Farrella, że jego rozwód jest nielegalny. Zakładając oczywiście, że Farrell nie przeczyta o tym wcześniej w gazetach. Masz pojęcie, jakiego rodzaju proces może ci za to wszystko wytoczyć? W dobrej wierze pozwolił tobie i Meredith przejąć odpowiedzialność za przeprowadzenie rozwodu, a ty nie dopatrzyłeś sprawy. Co więcej, on przez wszystkie te lata narażony był przez ciebie na popełnienie bigamii i…

– Zdaje się, że przemyślałeś ten problem dokładnie – warknął Philip. – Co sugerujesz?

– Trzeba zrobić wszystko, żeby go ułagodzić i spowodować, żeby zgodził się na szybki, nieskomplikowany rozwód – odpowiedział Parker spokojnie i niewzruszenie, po czym odwrócił się do Meredith: – Obawiam się, że to zadanie przypadnie tobie.

W czasie całej dyskusji Meredith milczała wstrząśnięta, ale la uwaga wytrąciła ją z otępienia.

– A właściwie, tak naprawdę, dlaczego to on ma być ułagodzony przeze mnie czy przez kogokolwiek innego?

– Ponieważ wchodzą tu w grę potężne zależności finansowe. Chcesz czy nie, Farrell jest od jedenastu lat twoim prawowitym mężem. Jesteś bogatą młodą kobietą i Farrell, jako twój legalny małżonek, może spokojnie zażądać części tego, co posiadasz…

– Przestań go tak nazywać!

– To prawda – powiedział Parker, tym razem łagodnie. – Farrell może odmówić współpracy w uzyskaniu rozwodu. Może leż oskarżyć cię o zaniedbanie.

– Dobry Boże! – wykrzyknęła Meredith i zaczęła krążyć nerwowo po pokoju. – Nie mogę w to uwierzyć. Nie, poczekaj, wyolbrzymiamy wszystko – powiedziała po chwili. Zmusiła się, żeby myśleć logicznie, tak jakby rozwiązywała jakiś problem w pracy. – Jeśli to, co czytałam, jest prawdą, to Matt jest o wiele zamożniejszy niż my…

– O wiele – potwierdził Parker, uśmiechając się do niej i aprobując jej spokojną logikę – a w takim razie miałby o wiele więcej do stracenia w walce rozwodowej niż ty.

– Czyli nie ma się czym martwić – skonkludowała. – Będzie chciał równie szybko skończyć z tą sprawą jak i ja. Poczuje ulgę, że nie chcę nic od niego. Prawdę mówiąc, mamy nad nim przewagę…

– To niezupełnie prawda – zaprzeczył Parker. – Właśnie tłumaczyłem, że ty i twój ojciec przejęliście odpowiedzialność za przeprowadzenie rozwodu, a skoro nie wywiązaliście się z tego, adwokaci Farrella będą mogli prawdopodobnie przekonać sąd, że wina jest po waszej stronie. W takim wypadku sędzia może nawet przyznać mu odszkodowanie za wynikłe z tego straty. Ty z kolei miałabyś problem z uzyskaniem jakichkolwiek pieniędzy od Farrella, ponieważ to ty miałaś zająć się rozwodem. Podejrzewam, że jego prawnicy mogą przekonać sąd, że celowo nie zrobiłaś tego, kierując się jakąś nadzieją na późniejsze wyciągnięcie pieniędzy od niego.

– Zgnije w piekle, zanim wyciągnie od nas o jeden cent więcej – warknął Philip. – Już zapłaciłem draniowi dziesięć tysięcy dolarów, żeby zniknął z naszego życia i zapomniał o jakichkolwiek pieniądzach, Meredith czy moich.

– W jaki sposób mu zapłaciłeś?

– Ja… – twarz Philipa przybladła. – Zrobiłem to, co powiedział mi Spyzhalski. Nie było to bardzo niezwykłe: wypisałem czek wypłacamy łącznie na nazwisko jego i Farrella.

– Spyzhalski – wytknął mu z sarkazmem Parker – jest oszustem. Naprawdę wierzysz, że miałby skrupuły, jeśli chodzi o sfałszowanie podpisu Farrella i zagarnięcie całej gotówki?

– Powinienem był zabić Farrella tego dnia, kiedy Meredith przyprowadziła go tutaj!

– Przestań! – wykrzyknęła Meredith. – Nie chcę, żebyś z tego powodu nabawił się kolejnego zawału. Po prostu nasz adwokat skontaktuje się z jego adwokatem…

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – przerwał jej Parker. – Jeżeli chcesz, żeby ten człowiek chciał współpracować z nami w tej sprawie i przystał na maksymalne jej wyciszenie, co, jak sądzę, powinno być dla nas wszystkich głównym celem, to najlepiej będzie, jeśli zaczniesz od załagodzenia tych spraw z nim samym.

– Jakich spraw? – odparowała żarliwie Meredith.

– Sugeruję, żebyś rozpoczęła od osobistych przeprosin za tę twoją wypowiedź, która ukazała się w rubryce Sally Mansfield…

Dopiero w tej chwili uderzyło ją wspomnienie balu dobroczynnego. Opadła na krzesło stojące przy kominku. Zapatrzyła się w ogień.

– Nie mogę w to uwierzyć – szepnęła.

Głos jej ojca, który rozległ się w chwilę potem, był niemal krzykiem. Patrzył na Parkera:

– Zaczynasz mnie dziwić, Parker. Jakiego rodzaju człowiekiem jesteś, że sugerujesz, żeby to ona przepraszała tego drania! Ja się nim zajmę.

– Jestem praktycznym, cywilizowanym człowiekiem. Oto kim jestem – odpowiedział, podchodząc do Meredith. Położył na jej ramieniu dłoń w dodającym otuchy geście. – A ty jesteś człowiekiem gwałtownym i dlatego jesteś ostatnią osobą, która powinna próbować dogadać się z nim. Co więcej, ja wierzę w Meredith. Opowiedziała mi całą historię o tym, co wydarzyło się między nią a Farrellem. Ożenił się z nią dlatego, że była w ciąży. To, co zrobił, kiedy straciła dziecko, było brutalne, ale było to też praktyczne i być może nawet lepsze niż ciągnięcie małżeństwa, które od samego początku skazane było na fiasko…

– Sympatyczne! – wyrzucił z siebie Philip. – Był dwudziestosześcioletnim łowcą posagów, który uwiódł osiemnastoletnią bogatą dziewczynę, zrobił jej dziecko, a potem raczył ożenić się z nią…

– Przestań! – powiedziała znowu Meredith, tym razem jednak bardziej dobitnie. – Parker ma rację, a ty wiesz dobrze, że on mnie nie uwiódł. Powiedziałam ci, co się stało i dlaczego. – Z wysiłkiem panowała nad sobą. – Cała ta dyskusja jest bezprzedmiotowa. – To ja rozmówię się z Mattem, kiedy zdecyduję, jak najlepiej to zrobić.

– To rozumiem – powiedział Parker. Zerknął na Philipa i zignorował jego wzburzenie. – Jedyne, co Meredith musi zrobić, to spotkać się z nim w cywilizowany sposób, wyjaśnić problem i zasugerować, żeby rozwiedli się bez finansowych żądań żadnej ze stron – mówiąc to, z niewyraźnym uśmiechem spoglądał w jej pobladłą, spiętą twarz. – Dawałaś sobie radę z trudniejszymi przeciwnikami i trudniejszymi zadaniami niż to, prawda, kochanie?

Meredith widziała w jego oczach zachętę i dumę z niej. Spojrzała na niego z konsternacją. – Nie.

– Jak to nie! – zaoponował. – Jeśli on zgodzi się na spotkanie z tobą, możesz do jutrzejszego wieczoru mieć za sobą większość tego wszystkiego…

– Spotkać się! – wybuchnęła. – Nie mogę omówić z nim tego przez telefon?

– Tak zabrałabyś się do załatwiania zagmatwanej, superważnej dla ciebie sprawy służbowej?

– Nie. Oczywiście nie – westchnęła.

Przez kilka minut po wyjściu Parkera Meredith i jej ojciec siedzieli jeszcze w bibliotece, obydwoje zapatrzeni w przestrzeń w pełnym złości otępieniu.

– Podejrzewani, że winisz mnie za to – stwierdził w końcu Philip.

Przestała użalać się nad sobą, odwróciła głowę i spojrzała na niego. Wyglądał na człowieka przegranego. Był blady.

– Oczywiście, że nie – powiedziała spokojnie. – Próbowałeś tylko mnie chronić, zatrudniając prawnika, który nas nie znał.

– Sam zadzwonię rano do Farrella!

– Nie, nie możesz tego zrobić – powiedziała spokojnie. – Parker ma rację. Na dźwięk imienia Matta ogarnia cię zupełnie irracjonalny gniew. Poniosłoby cię w ciągu kilku sekund i na pewno dostałbyś przy okazji kolejnego zawału. Teraz powinieneś iść do łóżka i przespać się – dodała, wstając. – Widzimy się jutro w pracy. Wszystko to będzie wyglądać rano… mniej groźnie. Poza tym – dodała z uspokajającym uśmiechem, który udało jej się jakimś cudem z siebie wykrzesać, kiedy szli do drzwi frontowych – nie jestem już osiemnastoletnią dziewczyną i nie boję się konfrontacji z Matthew Farrellem. Prawdę mówiąc – skłamała – z przyjemnością czekam na możliwość utarcia mu nosa!

Philip wyglądał tak, jakby intensywnie próbował wymyślić jakieś inne wyjście z sytuacji. Bladł coraz bardziej, nie znajdował go.

Machając wesoło na pożegnanie, Meredith zbiegła pospiesznie po schodkach ganku. Jej samochód stał na podjeździe. Otworzyła przednie drzwiczki i wsiadła do lodowatego wnętrza, zatrzaskując je za sobą. Oparła głowę o kierownicę i zamknęła oczy.

– O mój Boże! – szepnęła, przerażona perspektywą konfrontacji z demonem z przeszłości.

Загрузка...