ROZDZIAŁ 57

Meredith powoli budziła się w łóżku Matta. Miała zamknięte oczy i uśmiechała się. Pozwalała, żeby wspomnienia minionego wieczoru przesuwały się leniwie w jej myślach niczym dźwięki łagodnej muzyki. Rozpamiętywała, jak wtopili się w tłum gości, znosząc cierpliwie sympatyczne żarty na temat ich długiego pocałunku i zamanifestowanego nim pogodzenia się. Uwielbiała granie roli pani jego domu. Tysiąc razy bardziej jednak odpowiadało jej granie jego żony po przyjęciu, już w jego łóżku. Wzajemne zaufanie i szczera deklaracja uczuć, zdecydowała sennie, najwyraźniej wywierały głęboki efekt na jakości kochania się, ponieważ burzliwe chwile przeżyte ubiegłej nocy absolutnie zdystansowały wszystko, co zaszło między nimi do tej pory.

Z przeciwległego krańca pokoju docierało światło słoneczne przedzierające się przez kotary. Odwróciła się na wznak i otworzyła oczy. Jakiś czas temu Matt pocałował ją na pożegnanie i powiedział, że idzie kupić słodkie bułeczki na śniadanie, Na stoliku przy łóżku zostawił dla niej filiżankę kawy. Oparła się wyżej o poduszki.

Właśnie wypiła jej łyk, kiedy wszedł do pokoju. W ręku trzymał białą torebkę z piekarni, a ramieniem przyciskał zwiniętą w rulon gazetę. Jego twarz była dziwnie spięta.

– Dzień dobry – powiedział i uśmiechnął się, nachylając się, żeby ją pocałować.

– Co to takiego? – zapytała, wskazując na gazetę małego formatu.

Matt obiecał jej poprzedniego wieczoru, że nigdy nie będzie nic przed nią ukrywał, ale w tym momencie wolałby się poddać publicznej chłoście, niż pokazać jej tę gazetę.

– To „Tattler” – powiedział. – Dostrzegłem go, kiedy płaciłem za bułeczki. Jakimś cudem – dodał, niechętnie wyciągając ją ku niej – odkryli warunki naszej jedenastotygodniowej umowy i zinterpretowali je w charakterystyczny dla nich, niepowtarzalny sposób. – Patrząc, jak sięga po gazetę, pamiętał, z jakim niesmakiem odnosiła się do sensacyjnych publikacji ukazujących się na jego temat w ciągu minionych lat. Wiedział, że w przyszłości będzie doświadczać tego rodzaju traktowania, po części dlatego tylko, że była jego żoną, a po części z powodu fascynacji opinii publicznej ich nie istniejącym rozwodem. Przygotowywał się wewnętrznie na jakiegoś rodzaju potępienie z jej strony lub eksplozję słusznie mu się należących obelg. Obserwował, jak rozprostowuje gazetę.

Jej wzrok przykuł sensacyjny tytuł:

Spadkobierczyni fortuny żąda od męża 113 000 za noc seksu

– Najpierw nie mogłem się zorientować, skąd wzięli tę cyfrę – powiedział Matt. – Potem dopiero do mnie dotarło: Pomnożyli cztery spotkania tygodniowo razy jedenaście tygodni, po czym pięć milionów, które ci obiecałem, podzielili przez tę liczbę. Przykro mi – powiedział. – Gdybym mógł nad tym zapanować, to…

Meredith nagle przycisnęła gazetę do twarzy i wybuchnęła śmiechem, który zagłuszył jej usprawiedliwienia. Śmiała się tak bardzo, że bezsilnie opadła na poduszki. Cały pokój wypełniała jej śpiewna wesołość.

– Sto trzy – trzynaście ty – tysięcy dolarów – krztusiła się ze śmiechu, odrywając ramiona od poduszek. Matt zaczynał się uśmiechać, czując wielką ulgę, a potem i czułość. Wiedział, co robiła: właśnie stawiła czoło temu, czego nienawidziła. Znalazła sposób na takie poradzenie sobie z sytuacją, żeby ich to nie zraniło.

– Czy już ci mówiłem, jaki jestem z ciebie dumny? – szepnął schrypniętym głosem. Nachylił się i oparł po obu stronach jej ciążących ku poduszkom ramion.

Ciągle się śmiejąc, potrząsnęła głową. Matt odsunął gazetę z jej twarzy i pocałował zaróżowione policzki, po czym wyciszył jej śmiech swoimi ustami.

– J…jesteś pewien – szepnęła ogarnięta kolejną falą wesołości, pomimo że już obejmowała go i przyciągała do siebie, wiedząc, że ma znowu ochotę na kochanie się z nią – że s…stać cię na robienie tego znowu?

– Myślę, że zmieści się to w moim budżecie – próbował żartować, ale dłoń, która odgarniała złociste pasmo włosów z jej policzka, drżała.

– No tak, ale teraz, kiedy zgodziłam się przyjąć tę pracę na stałe, będę chyba dostawać podwyżki powyżej tych stu trzynastu tysięcy? – żartowała, ujmując w dłonie jego twarz, zaglądając mu w oczy – i cały pakiet socjalny z ubezpieczeniem medycznym i gwarantowanymi bonusami?

– Absolutnie tak – obiecał, odwracając twarz w kierunku jej ręki i całując jej wewnętrzną stronę.

– O nie – jęknęła. – W ten sposób wywindujesz mnie prosto do wyższej grupy podatkowej.

Jej mąż zdusił śmiech, wtulając twarz w jej szyję, a ona poddała się objęciu jego ramion. Kolejną godzinę spędzili, unosząc się nawzajem prosto w obłoki.

Загрузка...