Od plotek aż huczało, wciskały się nawet najdrobniejszymi szczelinami. Zamordowana kobieta była żoną Gundera Jomanna, którą poślubił w Indiach! Gdyby nic jej się nie stało, z pewnością wzięliby ją pod lupę, ale przecież nie zasługiwała na śmierć, więc wszyscy współczuli Gunderowi z powodu jego ogromnej straty. Najbardziej jednak interesował ich fakt, że na miejscu zbrodni ktoś widział samochód Gørana Setera. Plotki były czymś oczywistym, nikt ani przez chwilę nie podejrzewał Gørana o popełnienie zbrodni. Był miłym młodym człowiekiem i wszyscy go znali. Znacznie bardziej intrygowała ich zagadka, kto zauważył samochód podobny do tego, jakim jeździł Gøran, i kto powiadomił policję. Siedzieli we trzech „U Einara": Frank Maruda, blady kościsty człowiek zwany Nudlem oraz Mode ze stacji benzynowej. Frank oparł na stoliku potężne przedramiona.
– Ciekawe, czemu mnie nie podejrzewają? Mam przecież czerwoną toyotę i wyglądam jak dzikus!
– Twoja toyota jest brązowa – odezwał się Einar zza baru.
– Raczej w kolorze rdzy – wtrącił się Frank. – Z daleka wygląda jak czerwona.
– Jak o tym pomyśleć, Einar, to pewnie ty to zrobiłeś. W gazecie napisali, że była tu i piła herbatę.
Einar wyjął z oleju czerpak z frytkami.
– Jasne. Weszła tu ze swoją walizką i wszystkim, a ja wrzuciłem ją do samochodu, wywiozłem do Hvitemoen, załatwiłem ją i wróciłem w samą porę, żeby odwrócić hamburgery na drugą stronę. – Pociągnął nosem. – Bułka z masłem.
– Ja myślę, że to był stary Gunwald – odezwał się Nudel. – Mieszka tuż obok tamtego miejsca i jest wdowcem od Bóg wie jak dawna. Nic dziwnego, że gdy zobaczył na szosie kobietkę w sari, wyskoczył z domu i pogonił za nią ze sterczącym fiutem!
Ogromnie to wszystkich rozbawiło. Einar pokręcił głową.
– Nie była ubrana w sari. Bardziej przypominało to kostium, granatowy albo turkusowy. To musiał zrobić ktoś obcy.
– Pewnie, bo my przecież jesteśmy lepsi od wszystkich – zauważył Frank z przekąsem. – Moim zdaniem to ktoś stąd. W okolicy mieszka jakieś dwa tysiące ludzi. Idę o zakład, że tu właśnie szukają.
– Przecież to jasne, że to Mode – powiedział Einar. – Siedział przy kasie na stacji benzynowej i zauważył ją, jak wychodziła z kawiarni, więc szybko wskoczył do swojego saaba i pogonił za nią.
– Mój samochód jest biały – odparł Mode. – A poza tym tego dnia na stacji siedziała Torill. Ja grałem w kręgle w Randskog.
Einar spojrzał na niego.
– Czy to prawda, że kupiłeś sobie własną kulę?
– Prawda! – wykrzyknął Nudel. – I to nie jakąś taką zwyczajną kulę, tylko przezroczystą, jak ze szkła. Waży dziewięć kilogramów, a w jej środku jest maleńki skorpion. Dlatego kiedy gra, występuje pod pseudonimem Skorpion!
Frank przewrócił oczami.
– Boże, co za bufon!
Mode był wściekły. Całkiem dobrze grał w kręgle. Jego życiowy wynik wynosił dwieście trzydzieści punktów.
Einar wydął wargi.
– Nie wiemy, czy to na pewno był czerwony wóz, tylko że tak się zdawało jakiemuś głupkowi. A potem ktoś dośpiewał sobie, że to golf.
– Jakiemuś miejscowemu głupkowi. Stąd te plotki o Gøranie.
– To pewnie ta dziewczyna, która zawsze jeździ na rowerze – powiedział Nudel. – Złoty Loczek. Wczoraj stała przed kawiarnią i gapiła się na wóz Gørana jak sroka w gnat, a jak tu potem weszła, zapytał, co ją tak zainteresowało.
– Linda Carling?
– Aha. Ta gadatliwa. Idę o zakład, że to ona zadzwoniła na policję.
Przez jakiś czas w milczeniu pili piwo. Frank skręcił sobie krzywego papierosa. Einar polał frytki przyprawą do barbecue i przyniósł mu do stolika.
– A co Gøran na to?
Frank zgasił zapalniczkę i powąchał frytki.
– Gøran jest w porządku. Mówi, że rozmawiają ze wszystkimi.
– Właśnie coś sobie przypomniałem – odezwał się Mode. – Tego dnia kiedy ona zginęła… Nie, to było dzień później. No więc kiedy Gøran przyszedł tutaj, miał podrapaną twarz.
– To pewnie Ulla! – zarechotał Frank. – Jest gorsza od kota.
– Niby tak, jednak ciekaw jestem, czy gliny zwróciły na to uwagę.
– Już się zaleczyło – powiedział Einar. – No, prawie.
– I dobrze, ale ludzie widzieli – odparł Nudel.
Frank zmierzył go twardym spojrzeniem.
– To znaczy, że jeśli wezmą cię na przesłuchanie, to zaraz im o tym opowiesz?
– Jasne, że nie. Nie jestem głupi.
– A dlaczego miałby nie powiedzieć? – zapytał spokojnie Mode. – Boisz się, że to mógł być Gøran?
– Oczywiście że nie!
– Więc dlaczego Nudel miałby nie mówić o zadrapaniach?
– Żeby oszczędzić sobie problemów. To ślepy trop.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do kawiarni wkroczył Gøran ze swoim psem. Przy stoliku zapadła cisza. Mężczyźni wymienili niepewne spojrzenia. Gøran przyjrzał im się uważnie.
– Pies – zwrócił mu uwagę Einar. – Na zewnątrz.
– Wejdzie pod stół – powiedział Gøran, przysuwając sobie krzesło.
– Pies musi zaczekać na zewnątrz – powtórzył właściciel lokalu.
Gøran wstał z ociąganiem, wyprowadził psa, przywiązał go do barierki i wrócił. Einar nalał mu piwa.
– Pij, póki możesz! – roześmiał się Nudel.
– No jasne, skoro mają mnie niedługo zapuszkować… Spokojnie, nie jest tak źle. Chcieli wiedzieć, gdzie byłem tamtego dnia, zanotowali sobie i poszli. Sporo ludzi w Elvestad ma czerwone samochody. Gliny będą miały trochę roboty.
– Ja przynajmniej mam alibi! – parsknął śmiechem Frank. – Tego wieczoru byłem w kinie i nawet mam bilet. Teraz już na pewno go nie wyrzucę. Tym draniom nie można ufać, wciąż wsadzają do więzienia niewinnych ludzi.
– Ale jednak częściej tych co trzeba – zauważył Nudel.
– Dowiedziałeś się już, kto podsunął im twoje nazwisko? – zapytał Frank.
– Nie, i gówno mnie to obchodzi.
– To mogła być Linda. Wiesz, ta z białymi włosami.
– Też tak pomyślałem – odparł Gøran ze wzrokiem wbitym w kufel.
– Widziała ich na łące.
– Tylko sylwetki – poprawił go Frank.
– Kto tak powiedział?
– Karen.
– Bóg jeden wie, co naprawdę widziała.
Gøran podniósł szklankę do ust.
– Powinna trochę mniej gadać. Do licha, jeśli tu grasuje jakiś wariat, a ona bez przerwy nawija o czymś glinom, wszystko może się zdarzyć. Na jej miejscu starałbym się nie zwracać na siebie uwagi.
– To zupełnie nie w jej stylu – zauważył Einar.
– Gdyby rzeczywiście widziała coś ważnego, policja na pewno poszłaby tym tropem, a tak… Nawet nie są pewni, czy aby to ich widziała na łące.
– Twierdzą, że to byli oni.
Nudel zamachał rękami.
– Policja wie znacznie więcej, niż mówi. Poinformowali, że widziała tylko sylwetki, pewnie po to, żeby ją chronić. W rzeczywistości mogła widzieć znacznie więcej.
– Wątpię – powiedział Einar, wstawiając kufle do zmywarki.
– Tak właśnie robią – upierał się Nudel. – Pozwalają na drobne przecieki do prasy, a resztę trzymają dla siebie.
– Skoro tak, to znaczy, że jesteś niewinny – zwrócił się Einar do Gørana. – W przeciwnym razie już dawno by cię aresztowali. Linda dobrze cię zna. Gdyby cię zobaczyła, na pewno by im o tym powiedziała.
– Albinosi mają słaby wzrok – stwierdził kwaśno Gøran.
– Ona nie jest albinosem, tylko blondynką. Ale nie ma o niczym pojęcia. Dlaczego nie jesteś z Ullą?
– Położyła się. Chyba dopadł ją jakiś wirus. Zawracanie głowy z tymi babami.
W milczeniu pił piwo, patrząc gdzieś przed siebie. Pozostali obserwowali go ukradkiem. Zarówno na twarzy, jak i na ręce, w której trzymał kufel, wciąż było widać czerwone ślady zadrapań.
– Biłeś się z kimś? – zapytał Frank od niechcenia. – Bo taki jesteś trochę… upiększony.
Gøran uśmiechnął się.
– To mój pies. Czasem próbujemy, kto jest silniejszy. Wciąż muszę mu przypominać, kto tu jest panem.
– A co na to gliny?
Gøran mocniej zacisnął palce na uchwycie kufla.
– Będą rozmawiać ze wszystkimi. Wy też się doczekacie.
– Słyszałeś, Einar?
– Już tu byli – powiedział, wzruszając obojętnie ramionami. – Przysłali jakiegoś chłoptasia ze złocistymi loczkami. Mało nie zemdlałem ze strachu.
– Widziałem go. – Gøran skinął głową. – Nie wyglądał na bardzo bystrego.
– Ci naprawdę bystrzy szybko awansują – stwierdził Frank.
Mode zastanawiał się nad czymś.
– Ciekaw jestem, czy sporządzili profil psychologiczny mordercy – odezwał się wreszcie. – Teraz to modne. I, o dziwo, zwykle się sprawdza.
– Człowieku, nie jesteśmy w Chicago!
– Wiem, ale jednak… – Mode mówił powoli, jakby myślał głośno. – Ciekawe, czy to prawda, że mordercy mają ulubione marki samochodów. Wiecie, jak to jest: pokaż mi swój wóz, a ja powiem ci, kim jesteś…
Roześmiali się. Wszyscy doskonale znali teorię Modego odnoszącą się do wyboru marki samochodu.
– Weźmy na przykład volvo – ciągnął. – To samochód dla starszych ludzi. Tak samo jak mercedes. Spójrzcie na Jomanna i Modego i zrozumiecie, że mam rację. Francuskimi wozami jeżdżą ludzie ceniący styl, komfort i wyrafinowanie, ale równocześnie zupełnie nieprzywiązujący wagi do spraw praktycznych. Francuskie samochody są wspaniałe, ale nie da się ich samemu naprawić. Dla odmiany ci, którzy wybierają wozy japońskie, cenią sobie praktyczność, ale są pozbawieni stylu i wyrafinowania.
Kolejny wybuch śmiechu; wszyscy wiedzieli, że Frank jeździ „japończykiem".
– Albo bmw – mówił dalej Mode. – Bmw jest dla ludzi dynamicznych, lubiących się pokazać, podczas gdy wozy brytyjskie często wybierają zniewieściali mężczyźni. Jest jeszcze opel, będący połączeniem stylu, praktyczności i niezawodności, nie wspominając o saabie.
Jeszcze głośniejszy śmiech. Saabem jeździł oczywiście Mode. Pociągnął łyk piwa i spojrzał na Gørana.
– Jeśli chodzi o skodę i ładę, to wolałbym się nie wypowiadać.
– Zostaje jeszcze golf – odezwał się Nudel, spoglądając po ich twarzach.
Gøran słuchał w milczeniu z założonymi ramionami.
– Z golfem jest ciekawa sprawa. Golfem jeżdżą ludzie z temperamentem. Lubią, żeby wszystko działo się szybko, i są ciągle w ruchu. Cały czas wciskają pedał gazu w podłogę, niekiedy bywają w gorącej wodzie kąpani.
– Powinieneś zaoferować swoje usługi policji – odezwał się Einar zza baru. – Ze swoją wiedzą na temat ludzi i samochodów byłbyś niezastąpiony.
– To prawda – roześmiał się Mode.
Einar wyłączył zmywarkę, po czym trzykrotnie włączył i wyłączył światło. Młodzi ludzie pomarudzili trochę, ale posłusznie dopili swoje piwa i odnieśli kufle do baru. Nikt nie sprzeciwiał się Einarowi. Czasem zastanawiali się dlaczego.