Rozdział 22

W chwili kiedy Jacob odkrył, że ma poprzecinane opony w samochodzie, Linda leżała w łóżku, drżąc na całym ciele. Wyobrażała sobie, że jest teraz przy nim i go pociesza. Później posunęła się krok dalej i kupiła myśliwski nóż o długim ostrzu z rękojeścią z drewna brzozowego. Trzymała go w szufladzie nocnego stolika i często tam zaglądała. Podziwiała lśniącą stal, wyobrażając ją sobie zbroczoną krwią Jacoba. Wizja była tak rzeczywista, że aż robiło jej się gorąco. Kiedy Jacob osunie się na ziemię u jej stóp, obejmie go mocno i zamknie oczy, by odgrodzić się od świata i życia. Będzie się liczyła tylko ta chwila, kiedy on wyda ostatnie tchnienie. Spojrzy jej wtedy głęboko w oczy i, być może, w tych ostatnich sekundach wszystko zrozumie. Popełnił straszliwy błąd. Powinien ją zaakceptować. Linda obracała nóż w dłoniach. Coraz lepiej sobie z nim radziła. Jeszcze nie zdecydowała kiedy, ale wiedziała już, że zrobi to w korytarzu przed jego mieszkaniem.

Potem – oczywiście anonimowo – zadzwoni na policję i powie, gdzie można go znaleźć. Będzie jej już na zawsze, a zagadka nigdy nie zostanie rozwiązana. Dopiero kiedy ona zestarzeje się w staropanieństwie, opisze swoją historię w liście i wyśle go do prasy. W ten sposób zdobędzie nieśmiertelność. Ludzie zrozumieją, że popełnili błąd, nie doceniając jej. Była oszołomiona własną siłą; dziwiła się, że do tej pory nie zdawała sobie z niej sprawy. Była wystarczająco silna, żeby stawić czoło wszystkim. Niczego już się nie bała. Gdyby teraz Gøran wyszedł z aresztu i zjawił się, by ją zabić, uśmiechnęłaby się do niego w ciemności. Zatrzymany młody mieszkaniec Elvestad nie przyznaje się do niczego, przeczytała, siedząc przy kuchennym stole z filiżanką herbaty. Wycięła artykuł i dołożyła go do teczki. Jej uwagę przyciągnęła notatka na stronie czwartej: „Na ulicy w Oslo znaleziono 29-letniego mężczyznę z ranami zadanymi nożem. Zmarł po przewiezieniu do szpitala. Obficie krwawiącego mężczyznę znaleziono późnym wieczorem na chodniku przed restauracją Czerwony Młyn. Ofiara miała wiele ran od pchnięć nożem i zmarła później w szpitalu, nie odzyskując przytomności. Nie ma świadków zdarzenia. Mężczyznę udało się zidentyfikować, jednak policja nie dysponuje żadnymi śladami w tej sprawie". Spojrzała przez okno na jesienne niebo. Podobna notatka pojawi się w gazecie po śmierci Jacoba. To był znak. Znowu zaczęła drżeć. Wycięła również ten artykuł i włożyła go do teczki. To niesamowite, że akurat teraz na niego trafiła!

Nagle przyszedł jej do głowy pomysł: wyjęła wycinek z teczki, wsadziła do koperty, zakleiła ją i zaadresowała do Jacoba. To było jak wyznanie miłości. Uświadomiła sobie jednak, że może ją zdradzić łatwo rozpoznawalny, dziecinny charakter pisma. Rozdarła kopertę, wzięła inną i napisała adres dużymi, kanciastymi literami. Nada list w mieście, żeby nie było na nim stempla z Elvestad. Albo jeszcze lepiej: w ogóle go nie wyśle, tylko włoży od razu do skrzynki w jego domu. To powinno dać mu do myślenia. Będzie obracał w rękach kopertę i wycinek, odkładał, brał ponownie, może nawet pokaże kolegom. Linda była z siebie niezmiernie zadowolona. Jednak czasem życie układa się jak czerwony dywan. Poszła do łazienki, spojrzała w lustro. Zgarnęła włosy z czoła, spięła je gumką. Wyglądała teraz poważniej. Następnie pobiegła do pokoju i otworzyła szafę. Wybrała czarny sweter i czarne spodnie. W czerni jej blada twarz wydawała się całkowicie pozbawiona barw. Zdjęła całą biżuterię: kolczyki, naszyjnik, pierścionki. Tylko blada twarz i zaczesane włosy. Zamknęła drzwi na klucz, poszła na przystanek. List wetknęła w biustonosz. Początkowo czuła chłód papieru, lecz koperta szybko się ogrzała. Jest tak blisko jej mocno bijącego serca, a już niedługo będą ją dotykać palce Jacoba. Stwardniały jej sutki. Może na liście zostanie zapach jej ciała? Poczuła mrowienie na karku. Przyjechał autobus. Usiadła i pogrążyła się w marzeniach, aż zrobiło jej się ciepło. Nikt się do niej nie odzywał, a nawet gdyby to zrobił, popatrzyłaby na niego szklistym niewidzącym wzrokiem.


– Cześć, Marie – powiedział Gunder. – Jest coś, o czym ci nie powiedziałem. Przypuszczalnie dlatego że miałem nadzieję, iż jednak mnie słyszysz, choć wiedziałem, że to niemożliwe. Chodzi o wypadek. Ten, z którego powodu się tu znalazłaś. Tamten kierowca umarł. Byłem na jego pogrzebie. W kościele siedziałem w ostatnim rzędzie. Dużo ludzi płakało. Na cmentarz jechała tylko najbliższa rodzina, niektórzy tak wolą. Wyszedłem przed końcem i wróciłem do samochodu. Wydawało mi się, że powinienem tam być, ale nie chciałem tego przeciągać. Bądź co bądź, nie byłem zaproszony. Wyszła za mną jakaś kobieta. Zawołała półgłosem, a ja aż podskoczyłem. To była wdowa. Mniej więcej w twoim wieku. Przepraszam bardzo, powiedziała. Znam wszystkich, którzy przyszli do kościoła, z wyjątkiem pana. Powiedziałem jej, że jestem twoim bratem. Sam nie wiem, czego się spodziewałem: że się rozgniewa albo może zawstydzi? Nic z tych rzeczy. Jak się czuje pańska siostra? – zapytała ze łzami w oczach.

Bardzo mnie to ujęło. Nie wiem, odpowiedziałem. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek odzyska przytomność. Pogłaskała mnie po ramieniu i się uśmiechnęła. Ludzie są znacznie milsi, niż nam się wydaje.

A teraz najważniejsze: wczoraj odbył się pogrzeb Poony. Był bardzo piękny. Żałuj, że cię nie było. To prawda, nie przyszło zbyt wielu ludzi, a część zjawiła się tylko z ciekawości, ale co tam. Byli za to ci dwaj policjanci. Wyobraź sobie, jak wyglądał kościół! Pastor aż zbladł, kiedy wyszedł z zakrystii i zobaczył trumnę. Pojechałem do najlepszej kwiaciarni w Oslo. Nie chciałem tego, co ludzie zwykle zamawiają na pogrzeby. Kupiłem wielkie girlandy z żółtych i pomarańczowych kwiatów, takie naprawdę indyjskie, jeśli wiesz, co chcę przez to powiedzieć. Ludziom z kwiaciarni bardzo spodobał się mój pomysł. Rezultat był wspaniały. Wydawało się, że w kościele od razu zrobiło się cieplej, zupełnie jakby trumnę spowiły gorące płomienie. Rozbrzmiewała indyjska muzyka. Myślę, że jej brat byłby zadowolony.

Nieśliśmy trumnę w sześciu. Bałem się, że będzie nas za mało, ale, o dziwo, pomogli nam Karsten, Kalle i Bjørnsson ode mnie z pracy. I dwaj policjanci. Na koniec zaśpiewaliśmy dla niej. Czy wiesz, że Kalle ma piękny głos?

Nie zaprosiłem nikogo do domu. Myślałem, że może Karsten przyjdzie, ale on szybko poszedł. No cóż, nie jest mu lekko. Wszystkiego się boi. Ja natomiast już niczego się nie boję. Ani Boga, ani diabła, ani śmierci. To nawet dobrze. Biorę każdy dzień takim, jaki jest.

Wróciłem do pracy. Dlatego jestem dziś tak późno. Ten Bjørnsson to nawet miły gość. Przyjemnie było ich wszystkich znowu zobaczyć. Początkowo byli trochę spięci i nie za bardzo wiedzieli, co powiedzieć, ale potem się odprężyli. Mam wrażenie, że naprawdę mnie szanują. Po tym co się wydarzyło, spojrzeli na mnie inaczej. Zajrzał nawet Svarstad, pewnie z czystej ciekawości, ale i tak było mi przyjemnie. Jest bardzo zadowolony ze swojego quadranta. Tylko on w całej okolicy ma taką maszynę.

Dzisiaj kupiłem kurczaka. Nigdy nie przepadałem za eksperymentami w kuchni, ale poszedłem do sklepu z egzotycznymi przyprawami i poprosiłem o przyprawy do kurczaka. Co prawda, nie był taki czerwony jak ten, którego podawała mi Poona, lecz i tak trochę przypominał jedzenie w „Tandel's Tandoori". Czy wiesz, że oni specjalnie kolorują potrawy? My nie zawracamy sobie głowy takimi sprawami.

To niesamowite, że wystarczą ci te krople, które sączą ci się do żył. To coś wygląda jak rozwodnione mleko, choć lekarz powiedział, że ten płyn zawiera cukier, tłuszcze i proteiny. Jutro przyjdzie Karsten. Wiem, że bardzo boi się tych wizyt, ale nie mam pojęcia, co robi, kiedy tak siedzi sam w domu. Może rozmawia sam ze sobą? Jakoś w to wątpię. Podejrzewam, że kiedy wreszcie się obudzisz, zadzwonią do mnie, choć to on jest twoim mężem.

Sypiam całkiem nieźle, choć jestem cały czas smutny. Wydawało mi się, że trochę przytyłem, ale okazało się, że straciłem na wadze. Staram się wziąć w garść i pamiętać, że po zimie zawsze nastaje wiosna. Zabiorę się wtedy za grób Poony. Niewiele jest tam miejsca, ale słowo daję, zamienię go w piękny ogród. Dbam o jej rzeczy: ubrania w walizce, torebkę, biżuterię. Do trumny ubrałem ją w turkusowy strój, w którym brała ślub, i oczywiście przypiąłem jej broszkę. Pamiętam jej twarz. Wiem, teraz wygląda inaczej, bo uderzył ją kamieniem albo czymś w tym rodzaju, ale mi to nie przeszkadza. Nie widziałem jej w tym stanie, więc nie muszę w to wierzyć. To chyba dobrze, jeśli ludzie mogą wierzyć tylko w to, w co chcą?


Sejer czytał raport Skarrego z ostatnich rozmów. Andersa Koldinga odnaleziono w mieszkaniu jego siostry w Goteborgu, trochę zawianego, ale całkiem przytomnego. Powiedział, że potrzebuje trochę odpocząć. Przed niczym nie ucieka. Nie, na pewno nie skręciłem w lewo, ale rzeczywiście wyłączyłem światło na dachu. Bałem się, że zatrzyma mnie ktoś, kto będzie chciał jechać w przeciwną stronę. Pojechałem prosto do miasta, naprawdę! Ulla Mørk przyznała, że wielokrotnie zrywała z Gøranem. Co prawda, zawsze do niego wracała, przysięgała jednak, że tym razem to już rzeczywiście koniec. Owszem, czasem woził w samochodzie hantle albo jakieś inne rzeczy z siłowni. Jeśli na siłowni był tłok, to nie chciał tracić czasu w kolejce do przyrządów. Lillian Sunde nadal zaprzeczała, jakoby coś ją łączyło z zatrzymanym. Owszem, docierały do niej plotki, ale w Ehlestad zawsze roiło się od plotek. Zapewne ktoś widział ich tańczących w tej dyskotece w Oslo. Linda Carling niemal słowo w słowo powtórzyła swoje wcześniejsze zeznania. Jasnowłosy mężczyzna w białej koszuli gonił kobietę w ciemnym stroju, na poboczu stał czerwony samochód, być może golf. Karen Krantz, jej przyjaciółka, była przekonana, że mogą wierzyć słowom Lindy. Ole Gunwald był pewien, że dwa razy słyszał odgłos uruchamianego silnika, w odstępie mniej więcej kwadransa. Dlaczego dwa razy? – zastanawiał się Sejer.

Przesłuchania Gørana odbywały się codziennie. Chłopak znał już na pamięć każdą rysę na blacie, każdą plamkę na suficie, każde zadrapanie na ścianie. Co jakiś czas ogarniało go wyczerpanie i paraliżujące zniechęcenie. Nauczył się wyczuwać nadchodzące ataki, pochylał się wtedy nad stołem i kładł na nim głowę. Sejer pozwalał mu na to. Czasem opowiadał mu różne historie, a Gøran słuchał. Nie istniały już przeszłość ani przyszłość, tylko ten jeden jedyny dzień: dwudziesty sierpnia. I łąka w Hvitemoen. Nowe pomysły, nowe myśli, nowe niespodziewane skojarzenia. Byłem wtedy z Lillian. Powtarzał to tyle razy, lecz teraz sam przestawał w to wierzyć. Lillian zaprzecza. Dlaczego? Dwudziesty sierpnia. Jedzie samochodem. Nagle w głowie pojawiły się przerażające obrazy. Prawdziwe czy zmyślone? Jego własne czy wepchnięte tam siłą przez tego upartego siwowłosego człowieka? Jęknął głośno. Bolała go głowa.

– Pomogę ci odkryć prawdę, lecz musisz sam tego chcieć – powiedział Sejer.

– Zostawcie mnie w spokoju!

Słowa cisnęły mu się do ust, ale zdawał sobie sprawę, że zawiedzie sam siebie, jeśli pozwoli im wymknąć się na zewnątrz.

– Mój pies znowu chodzi – poinformował go inspektor. – Zaczął nawet trochę jeść. Co za ulga. Od razu nabrałem energii.

Gøran jęknął ponownie.

– Chcę ćwiczyć! Wariuję, jeśli nie ćwiczę!

– Później, później. Na pewno niczego ci wtedy nie odmówimy. Siłownia, spacery, odwiedziny, gazety i telewizja. Może nawet komputer. Ale najpierw mamy coś do zrobienia.

– Nic nie pamiętam! – załkał.

– Wystarczy chcieć. Musisz przekroczyć granicę. Niczego sobie nie przypomnisz, siedząc i modląc się, żeby to był tylko zły sen.

Gøran ukrył twarz w dłoniach.

– A jeśli nie ja to zrobiłem?

– Będziemy o tym wiedzieli. Dzięki temu, co nam powiesz i co sami ustalimy.

– Wszystko mi się plącze…

– Byłeś z kimś w samochodzie?

– Nie.

– Poprosiłeś Einara, żeby pomógł ci pozbyć się walizki?

– Ona nie miała walizki!

Słowa zawisły w powietrzu. Sam nie wiedział, jak to się stało, że wyszły z jego ust. Sejerowi przebiegł po grzbiecie lodowaty dreszcz. Był teraz w głowie Gørana, niemal widział wyłaniające się z mgły wspomnienia. Zobaczył ją idącą poboczem.

Nie miała walizki.

– Ale miała torebkę – powiedział spokojnie. – Pamiętasz torebkę.

– Była żółta! – jęknął Gøran. – Podobna do pieprzonego banana!

– Rzeczywiście… – wyszeptał Sejer. – A więc idzie szosą ze swoją żółtą torebką. Czy próbowała złapać okazję?

– Nie. Po prostu szła poboczem. Zatrzymała się, kiedy usłyszała samochód. Zdziwiło mnie to, więc odruchowo zahamowałem. Myślałem, że zapyta o drogę, ale ona zapytała o Jomanna, czy go znam. Powiedziałem, że nie, ale że wiem, kto to jest. I że mogę ją podwieźć. Wsiadła na miejsce pasażera.

– Nie ma go w domu.

– Możemy poszukać – odparłem i zapytałem, co tutaj robi.

Gøran mówił z opuszczoną głową. Sejer słuchał pilnie, starając się nie oddychać.

– To mój mąż – powiedziała z uśmiechem, miętosząc tę idiotyczną torebkę.

– Niech mnie licho! – roześmiałem się. – A to stary świntuch!

Obraziła się.

– Brzydko tak mówić. Ty nieuprzejmy człowiek.

– Zgadza się. Cholernie ze mnie nieuprzejmy człowiek, szczególnie dzisiaj. Kobiety też są nieuprzejme.

Umilkł. Sejer zadrżał. Czuł się nieswojo, bo wiedział, że słyszy relację z autentycznych wydarzeń. Poczuł ulgę i równocześnie smutek. Nie chciał mieć nic wspólnego z tym okrutnym zdarzeniem, ale stal się jego częścią. Być może na zawsze.

– Pamiętam jej warkocz – odezwał się Gøran. – Miałem ochotę go urwać.

– Dlaczego?

– Bo był taki gruby, długi i kuszący.

– Ty zły? – zapytała ostrożnie.

– Tak, bardzo zły – warknąłem. – Wy, kobiety, jesteście okropne!

Zrobiła dziwną minę i zamknęła się.

– Chyba że ty jesteś inna? Skoro zdecydowałaś się na starego Gundera, to może i na mnie spojrzysz łaskawym okiem?

Zaczęła majstrować przy drzwiach. Krzyknąłem na nią, żeby je zostawiła, ale ona wpadła wtedy w panikę i zaczęła je szarpać z całej siły. Pomyślałem, że to jedna z tych rozhisteryzowanych kobiet, które nie wiedzą, czego chcą. Najpierw wsiada, zaraz potem chce wysiąść. Więc jechałem dalej. Kiedy mijaliśmy dom Gundera, zaczęła krzyczeć. Przycisnąłem hamulec. Nie zapięła pasa, walnęła więc głową w przednią szybę. Wcale nie mocno, lecz wystarczyło, żeby się rozbeczała.

Wciągnął głęboko powietrze. Oddychał coraz szybciej. Sejer wyobraził sobie samochód stojący ukosem na szosie, a w środku szczupłą kobietę o poszarzałej ze strachu twarzy, trzymającą się za czoło.

Głos Gørana uległ zmianie, stał się obojętny. Chłopak wyprostował się i spojrzał na inspektora.

– Zapytałem ją, czy Hinduski mają tam tyle samo miejsca co Norweżki, i wsadziłem jej rękę między uda. Wtedy zupełnie oszalała, otworzyła drzwi i wybiegła na łąkę.

W tym czasie Linda zbliżała się na rowerze, może była tuż za zakrętem, pomyślał Sejer. Za kilka sekund zobaczy samochód.

– Złapałem ciężarek z tylnego siedzenia i pobiegłem za nią. Jestem w dobrej formie, bieg mnie podniecił, jednak ona też była szybka, goniła jak jakiś pieprzony królik. Dopadłem ją przy samym lesie. Zobaczyłem światło w oknie domu Gunwalda, ale wcale się tym nie przejąłem.

– Krzyczała?

– Nie. Była zajęta ucieczką. Słyszałem tylko szelest jej kroków i własny oddech.

– Co zrobiłeś, kiedy ją dogoniłeś?

– Nie pamiętam.

– Oczywiście że pamiętasz. Co czułeś?

– Niesamowitą siłę. Moje ciało płonęło. Poza tym ona była żałosna.

– W jakim sensie?

– Wszystko w niej było żałosne. To poszukiwanie Jomanna, jej wygląd, ubranie i biżuteria. Tanie świecidełka. I nie była młoda.

– Miała trzydzieści osiem lat.

– Wiem. Przeczytałem w gazecie.

– Dlaczego ją uderzyłeś?

– Dlaczego? Miałem w ręce ciężarek, a ona skuliła się i zasłoniła rękami głowę.

– Nie mogłeś odwrócić się i odejść?

– Nie.

– Muszę wiedzieć dlaczego.

– Bo osiągnąłem punkt wrzenia. Prawie nie mogłem oddychać.

– Uderzyłeś wiele razy?

– Nie sądzę.

– Kiedy upadła, czy mogłeś znowu oddychać?

– Tak.

– Czy wstała?

– Co?

– Czy bawiłeś się z nią?

– Nie. Chciałem jak najszybciej z tym skończyć.

– Zostawiłeś ślady na całej łące. Musimy wszystko wyjaśnić.

– Nie pamiętam nic więcej.

– W takim razie idźmy dalej. Co zrobiłeś, kiedy przestała się poruszać?

– Pojechałem nad Norevann.

– Co zrobiłeś z ubraniem?

– Wrzuciłem do jeziora.

– Założyłeś strój do ćwiczeń?

– Na to wygląda.

– A ciężarki?

– Wrzuciłem do samochodu. Jeden był zakrwawiony.

– Czy to ona podrapała ci twarz?

– Nie pamiętam. Na pewno okładała mnie pięściami.

– Ile czasu spędziłeś nad jeziorem?

– Nie wiem.

– Pamiętasz, o czym myślałeś w drodze do domu?

– Nie bardzo. Pojechałem do Lillian.

– Znowu zmyślenia mieszają ci się z rzeczywistością…

– Ale tak było naprawdę. Widziałem ją we wstecznym lusterku, jak macha do mnie z okna, częściowo zasłonięta kotarą.

– Dlaczego wróciłeś na miejsce zbrodni?

– Wróciłem?

– Zgubiłeś coś, co koniecznie musiałeś znaleźć?

Gøran pokręcił głową.

– Nie. Wpadłem w panikę. A jeśli przeżyła i będzie mogła mówić? Odjechałem, a potem wróciłem i zobaczyłem ją, jak idzie przez łąkę, zataczając się niczym pijana. To było okropne. Nie wierzyłem, że jeszcze żyje.

– Mów dalej.

– Wzywała pomocy, ale bardzo słabo. Prawie straciła głos. Zobaczyła mnie, podniosła rękę i zawołała. Nie poznała mnie.

– Przebrałeś się – przypomniał mu Sejer.

– No tak, oczywiście. – Przez chwilę zbierał myśli. – Potem upadła w trawę. Leżała w zupełnie innym miejscu niż to, w którym ją zostawiłem. Złapałem ciężarek i pobiegłem na łąkę. Pochyliłem się nad nią, a ona wtedy mnie rozpoznała. Jej oczy… Trudno to opisać. Zawołała coś słabo w obcym języku – może wzywała pomocy, a może się modliła… Uderzyłem raz, drugi, wiele razy. Dziwiłem się, że człowiek może tak mocno czepiać się życia, jednak w końcu przestała się poruszać.

– Co zrobiłeś z ciężarkiem?

– Nie pamiętam. Możliwe, że też wrzuciłem do jeziora.

– Więc wróciłeś nad Norevann?

– Nie. Tak. Nie jestem pewien.

– A potem?

– Trochę jeździłem bez celu.

– Ale wreszcie wróciłeś do domu. Powiedz mi, co tam się zdarzyło.

– Porozmawiałem z mamą i wziąłem prysznic.

– A co z ubraniem? Tym z siłowni?

– Włożyłem do pralki. Potem je wyrzuciłem, bo plamy nie chciały się sprać.

– Wróćmy do kobiety. Pamiętasz, co miała na sobie?

– Coś ciemnego.

– Pamiętasz jej włosy?

– Była Hinduską, więc chyba były czarne.

– Miała kolczyki? Pamiętasz je?

– Nie.

– A ręce?

– Brązowe.

– Z pierścionkami?

– Nie wiem. Niczego już nie wiem.

Głowa opadła mu na stół.

– Czy przyznajesz się, że dwudziestego sierpnia około godziny dziewiątej wieczorem zamordowałeś Poonę Bai?

– Czy się przyznaję? – zapytał Gøran z lękiem, podnosząc głowę. Wyglądał jak człowiek, który właśnie obudził się ze snu. – Nie wiem. Chciał pan wiedzieć, jakie obrazy mam w głowie, więc powiedziałem.

Sejer przyglądał mu się uważnie.

– Co więc mam napisać w raporcie? Że opowiedziałeś mi o obrazach przedstawiających zabójstwo Poony Bai?

– Coś w tym rodzaju.

– Nie bardzo wiem, jak to rozumieć. Czy uważasz to za swoje przyznanie się do winy?

– Przyznanie się?

W oczach chłopaka znowu pojawił się lęk.

– A na co to, twoim zdaniem, wygląda?

– Nie wiem…

– Czy możemy uznać, że te obrazy są twoimi wspomnieniami?

– Chyba tak.

– Twoimi wspomnieniami z dwudziestego sierpnia. Próbą rekonstrukcji tego, co zaszło między tobą a Pooną Bai?

– Tak mi się wydaje.

– Gøran, w takim razie powiedz mi, co przed chwilą zrobiłeś?

Gøran ponownie pochylił głowę i w akcie desperacji zacisnął zęby na rękawie koszuli.

– Przyznałem się – powiedział po jakimś czasie. – Przyznałem się do winy.

Загрузка...