Rozdział 23

Friis starał się zapanować nad gniewem.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? – zapytał schrypniętym głosem. – Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?

– Tak.

Gøran leżał na pryczy. Czuł cudowny spokój.

– Przyznałeś się do najpoważniejszej zbrodni, za którą grozi najwyższa przewidziana prawem kara, i to mimo że policja nie dysponuje żadnym sensownym dowodem! Jest bardzo wątpliwe, czy w ogóle udałoby im się skierować sprawę do sądu, ponieważ jedyne, co mają, to pogłoski, przypuszczenia i plotki! – Nerwowo przechadzał się po pomieszczeniu. – Naprawdę rozumiesz, co zrobiłeś?

Gøran spojrzał na niego ze zdziwieniem.

– A jeśli naprawdę to zrobiłem?

– Co to znaczy „a jeśli"? Przecież powiedziałeś, że jesteś niewinny. Zmieniłeś zdanie?

– Nie obchodzi mnie już to. Poza tym ja naprawdę to zrobiłem. Długo siedziałem w tym pokoju i rozmyślałem. Nie wiem już, czym jest prawda. Wszystko nią jest i równocześnie nic nią nie jest. Nie mogę ćwiczyć. Czuję się tak, jakbym czegoś się nałykał.

– Poddawali cię ogromnej presji. Proszę, żebyś cofnął to przyznanie się do winy!

– Mógł pan być tu ze mną, tak jak pana prosiłem! Mam do tego prawo!

– To nie jest dobry pomysł – odparł Friis. – Znacznie lepsza dla nas jest sytuacja, kiedy nie wiem, co się dzieje między wami dwoma, bo dzięki temu mogę kwestionować metody stosowane przez Sejera. Słyszysz mnie? Musisz to odwołać!

– Czy nie jest na to za późno?

Friis znowu zaczął wędrować po celi.

– Dałeś Sejerowi dokładnie to, na czym mu zależało. Przyznałeś się do winy.

– Czy interesuje pana prawda? – zapytał Gøran.

– Interesuje mnie uratowanie ci skóry! To moja praca i jestem w tym dobry. Jesteś jeszcze młody, jeśli cię skażą, spędzisz w więzieniu najlepsze lata swojego życia. Pomyśl o tym.

Gøran odwrócił się do ściany.

– Niech pan już sobie idzie. Do diabła z tym wszystkim.

Friis usiadł obok niego.

– Nie pójdę. Zostałeś przymuszony do przyznania się do zbrodni, której nie popełniłeś. Sejer jest od ciebie starszy, ma autorytet. Wykorzystał twoją młodość. Nadużył uprawnień. Poddał cię praniu mózgu. Wycofamy to, a wtedy nic nie będą mogli z tym zrobić. Teraz odpocznij, postaraj się przespać. Czeka nas jeszcze długa droga.

– Musi pan porozmawiać z moimi rodzicami.


Ledwie gazety zdążyły donieść o tym, że aresztant przyznał się do winy, już musiały poinformować, że wycofał zeznania. W kawiarni „U Einara" ludzie czytali gazety i szeroko otwierali oczy ze zdumienia. Ci, którzy przez cały czas byli przekonani o jego niewinności, czuli się oszukani. W głębi duszy nie wierzyli, że ten młody człowiek przyznałby się do okrutnego zamordowania nieznajomej kobiety, gdyby tego nie zrobił. Robiło im się niedobrze na samą myśl o tym. Gøran okazał się zupełnie innym człowiekiem, niż przypuszczali. Nie potrafili się ustosunkować do prawniczej argumentacji przedstawionej w artykule, nie przemawiało do nich dowodzenie, że ludzie często przyznawali się do nie popełnionych czynów. W jednej z gazet sporządzono nawet listę takich przypadków. Byli przekonani, iż to niemożliwe i że ludzie, którzy pewnego dnia zasiądą na ławie przysięgłych, podzielą ich zdanie.

W kawiarni panowała cisza, nikt się nie sprzeczał, goście co najwyżej wyrażali na głos swoje wątpliwości. To nie do wiary, powtarzał Mode. Niech to szlag, nigdy bym w coś takiego nie uwierzył. Nudel milczał, a Frank kręcił z niedowierzaniem ciężką głową. Co o tym wszystkim myśleć, do cholery? Ole Gunwald był zadowolony. Co prawda, nakierował policję na Einara, ale ten okazał się zupełnie niewinny. Co prawda, wcześniej tak samo myślał o młodym Seterze, lecz nawet wtedy potrafiłby sobie wyobrazić młodego, ogarniętego wściekłością mężczyznę, który usiłuje odegrać się na obcej kobiecie za to, że rzuciła go dziewczyna. A także kochanka, jeśli wierzyć plotkom. Jak to napisano w gazetach? „Morderca o brutalnej sile".

Gunder dwa razy wysłuchał przez telefon wyjaśnień Sejera: najpierw, że wreszcie osiągnęli sukces, a kilka godzin później, że jednak nie całkiem, ale żeby się nie przejmować, bo sam fakt przyznania się na pewno wywrze wrażenie na sądzie i będzie wymagał dokładnego wyjaśnienia. Wierzymy, że Gøran zostanie skazany, powiedział inspektor. Gunder podziękował mu, lecz więcej nie chciał słuchać. Zależało mu na tym, żeby wreszcie było po wszystkim.

– Co u pańskiej siostry? – spytał Sejer.

– Bez zmian.

– Proszę nie tracić nadziei.

– Nie tracę. Nie mam nikogo oprócz Marie. – Zawahał się. Było coś, o czym od jakiegoś czasu chciał powiedzieć. – Dostałem list od brata Poony. Mam go w szufladzie. Poona napisała ten list po naszym ślubie. Opowiedziała w nim bratu o wszystkim, a on uznał, że powinienem go przeczytać.

– Poczuł się pan lepiej?

– Jest napisany w marathi. Nie potrafię go przeczytać.

– Jeśli pan chce, mogę zlecić jego przetłumaczenie.

– Będę wdzięczny.

– W takim razie proszę mi go przesłać.

Robert Friis uparcie twierdził, że zeznanie Gørana jest niekompletne i w żaden sposób nie oznacza przyznania się do winy. Aresztowany nie potrafił opisać stroju kobiety, poza tym że miała na sobie coś ciemnego. Nie wspomniał ani o złocistych sandałach, ani o czymś tak niezwykłym jak norweska filigranowa broszka. Nie wymienił żadnych cech szczególnych zmarłej, chociaż wszyscy, którzy ją widzieli, zwrócili uwagę na wystające zęby. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że aresztowany, doprowadzony na skraj wyczerpania fizycznego i psychicznego, przedstawił tylko rekonstrukcję wydarzeń. Potwierdzał to fakt, że nie potrafił wskazać miejsca, w którym wrzucił do jeziora zakrwawione ubranie. Rzekome „przyznanie się" zawierało mnóstwo luk i nieścisłości. Friis przypadkowo wpadł na Sejera w kantynie i choć inspektor unikał jego wzroku, obserwując z zainteresowaniem swoją kanapkę z krewetkami, prawnik dosiadł się do jego stolika. Może był gadułą, ale także profesjonalistą w każdym calu. Sejer, choć milczek, również doskonale znał swój fach.

– To on, i pan dobrze o tym wie – powiedział, wydłubując widelcem z kanapki dorodną krewetkę.

– Nawet jeśli tak, to trochę za mało, żeby go skazać.

Sejer otarł usta i spojrzał na adwokata.

– Prędzej czy później wyjdzie na wolność, ale jeśli uniknie skazania, będzie jak tykająca bomba zegarowa.

Friis uśmiechnął się i ugryzł kęs ze swojej kanapki.

– Nie wiem, czy powinien pan zaprzątać sobie głowę morderstwami, których jeszcze nie popełniono. Chyba ma pan dość roboty z tymi, które już trafiły na pańskie biurko, zresztą tak samo jak ja.

Przez jakiś czas jedli w milczeniu.

– Najgorsze jest to – odezwał się Sejer – że Gøran po raz pierwszy zaznał trochę spokoju. Teraz, po odwołaniu zeznań, będzie musiał przejść wszystko od początku. Nic mu to nie da. Nie powinien tego robić.

Friis upił trochę kawy.

– Przede wszystkim nie powinien zostać o nic oskarżony – odparł. – Dziwię się, że taki stary wyga jak pan zdecydował się na ryzyko…

– Dobrze pan wie, że nie miałem wyboru.

– I wiem też, w jaki sposób pan pracuje. Jest pan po jego stronie, oswaja go, słucha ze współczuciem, poklepuje po ramieniu, zasypuje komplementami. Tylko pan jest w stanie go stąd zabrać, tylko pan jest w stanie zagwarantować przestrzeganie jego praw, choć w rzeczywistości od samego początku jest ich całkowicie pozbawiony.

– Wolałby pan, żebym krzyczał i bił go? – zapytał Sejer.

Friis nie odpowiedział. Nie spiesząc się, przeżuwał kolejny kęs, po czym powiedział stanowczym tonem:

– Wbił mu pan tę kobietę w podświadomość. Już kiedyś zrobiono coś podobnego, ale to był eksperyment naukowy. Z niedźwiedziem polarnym.

– Doprawdy?

– Zna pan tę grę? Proszę ze mną zagrać.

– Spróbuję.

– Niech pan pomyśli o czymś przez kilka sekund. O czymkolwiek, z wyjątkiem niedźwiedzia polarnego. Wolno panu myśleć o wszystkim, tylko nie o niedźwiedziu. Rozumie mnie pan?

– Lepiej niż pan sądzi.

– Proszę więc zacząć.

Sejer myślał, nie przerywając jedzenia.

– No i? – zapytał Friis.

– Widzę tropikalną plażę – powiedział Sejer. – Lazurowa woda, samotna palma, spienione fale.

– A kto wędruje po plaży?

– Niedźwiedź polarny – przyznał Sejer.

– No właśnie. Uciekł pan myślami z północy Norwegii na skraj świata, lecz ten cholerny niedźwiedź podążył za panem aż do tropików. A dlaczego? Dlatego że wepchnąłem go panu do głowy. W taki sam sposób pan wepchnął Gøranowi do głowy Poonę Bai.

– Jeśli ma pan zastrzeżenia do moich metod, będzie pan musiał towarzyszyć klientowi podczas przesłuchań.

– Mam ich zbyt wielu – odparł Friis.

– W takim razie zaczniemy nagrywać przesłuchania na taśmie wideo. Będzie pan musiał zmienić taktykę.

W gabinecie zastał Skarrego, który bez słowa wręczył mu kopertę z wycinkiem prasowym.

– Dwudziestodziewięcioletni mężczyzna znaleziony w Oslo z ranami od noża zmarł po przewiezieniu do szpitala… Znalazłeś to w skrzynce? Bez znaczka?

– Zgadza się.

Sejer spojrzał na niego uważnie.

– I co o tym myślisz?

Skarre nerwowo zmierzwił sobie jasne kędziory.

– Ktoś poprzecinał mi nożem opony w samochodzie. Ktoś wie, gdzie mieszkam, czegoś ode mnie chce. Nie rozumiem tego.

– Myślałeś o Lindzie Carling?

– Owszem, ale przecinanie opon i wysyłanie takich wycinków wydaje mi się mało kobiece.

– Może i ona jest mało kobieca.

– Nie mam pojęcia, jaka ona jest. Zadzwoniłem do jej matki. Bardzo się o nią martwi. Kompletnie się zmieniła, przestała chodzić do szkoły, ubiera się inaczej i całkowicie zamknęła się w sobie. A na dodatek garściami łyka środki przeciwbólowe. Nawet jej głos się zmienił.

– Jak to?

– Nie wiem, czy pan pamięta, ale miała piskliwy, wysoki głos, typowy dla nastolatek.

– No i?

– Zmienił się. Teraz jest znacznie niższy.

Sejer ponownie spojrzał na wycinek.

– Czy możesz wyświadczyć mi przysługę i uważać na siebie?

Skarre westchnął.

– Ona ma szesnaście lat! W porządku, będę miał oczy dookoła głowy. Te środki przeciwbólowe nie dają mi spokoju…

– Próbuje się oszołomić.

– Albo coś ją boli. Na przykład po tym jak ktoś ją zaatakował.


Linda przyszywała coś do białej bluzki. Siedziała przy lampie, pracując ze skupieniem i zaangażowaniem, jakich matka nigdy u niej nie widziała. Nie miała też pojęcia, skąd córka wzięła tę bluzkę.

– Nowa? Skąd miałaś na nią pieniądze?

– Kupiłam w second handzie za czterdzieści pięć koron.

– Do tej pory nigdy nie nosiłaś białych bluzek.

– Ta jest na specjalną okazję.

Matka była zadowolona. Przypuszczała, że oznacza to, że chodzi o jakiegoś chłopaka… I w pewnym sensie miała rację.

– Dlaczego wymieniasz guziki?

– Bo złociste wyglądają idiotycznie. Te z szylkretu są znacznie lepsze.

– Słyszałaś wiadomości?

– Nie.

– Chcą postawić Gørana przed sądem, chociaż wycofał się ze swoich zeznań.

– Aha.

– Proces zacznie się za trzy miesiące. Trudno mi uwierzyć, że to zrobił.

– A ja wierzę – powiedziała Linda. – Początkowo też nie wierzyłam, lecz teraz nie mam żadnych wątpliwości.

Cały czas pracowała igłą. Matka stwierdziła z pewnym zaskoczeniem, że ma piękną córkę. Starszą, spokojniejszą. Mimo to coś nie dawało jej spokoju.

– Już nie widujesz się z Karen?

– Nie.

– Szkoda. To miła dziewczyna.

– Rzeczywiście, ale okropna ignorantka.

– Co przez to rozumiesz? – zdziwiła się matka.

Linda na chwilę odłożyła bluzkę.

– Dzieciak z niej, i tyle.

Znowu wzięła się do pracy. Obwiązała guzik nitką i zawiązała supeł.

– Dziwna sprawa z tym Gøranem – zastanawiała się głośno matka. – Czy mogą go skazać wyłącznie na podstawie poszlak? Obrona twierdzi, że nie mają żadnych konkretnych dowodów.

– Jedna poszlaka to na pewno za mało, lecz jeśli jest ich dużo, wtedy sprawa nabiera innego charakteru.

Matka spojrzała na nią ze zdumieniem.

– To znaczy?

– Większy ciężar gatunkowy dowodów.

– Na Boga, skąd znasz takie określenia?

– Z gazet – odparła Linda. – Jeździ takim samym samochodem jak ten, który widziałam. Był ubrany tak samo jak człowiek, którego widziałam. Teraz nie może znaleźć ani tamtego ubrania, ani butów. Nie potrafi powiedzieć, gdzie wtedy był. Próbował na kilka sposobów zapewnić sobie alibi, ale okazało się, że to wszystko kłamstwa. Dzień po morderstwie miał podrapaną twarz. W samochodzie woził coś, co mogło być narzędziem zbrodni. Na ubraniu ofiary znaleziono ślady magnezji pochodzącej przypuszczalnie z siłowni, w której tego wieczoru był Gøran. I najważniejsze: w trakcie przesłuchania przyznał się do popełnienia morderstwa. Czego więcej można chcieć?

Matka bezradnie pokręciła głową.

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. – Spojrzała na bluzkę. – Kiedy ją założysz?

– Jestem z kimś umówiona.

– Dzisiaj? Wieczorem?

– Niedługo.

– To brzmi dość tajemniczo. – Matka znowu poczuła ukłucie niepokoju. – Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Przykro mi, ale cię nie rozumiem. Czy wszystko w porządku?

– Jestem bardzo szczęśliwa – odparła wymijająco.

– A co ze szkołą i całą resztą?

– Po prostu muszę trochę odpocząć.

Pogrążona w myślach, podniosła bluzkę do światła. Oczami wyobraźni widziała ją czerwoną i lepką od krwi Jacoba. Zachowa ją na zawsze jako pamiątkę swej miłości. Nagle ogarnęło ją rozbawienie. Doskonałe zdawała sobie sprawę, jak długa droga dzieli plany od ich realizacji, niemniej doskonale się bawiła. Dzięki temu czuła, że żyje. Pojedzie autobusem do miasta, zaczai się na klatce schodowej z nożem ukrytym za plecami. Kiedy Jacob wejdzie z ulicy, blask lampy zalśni na jego złocistych włosach. Czy to ty, Lindo? Tak zabrzmią jego ostatnie słowa, kiedy zobaczy ją wyłaniającą się z mroku.

Загрузка...