Rozdział 19

Wiadomość o aresztowaniu Gørana Setera była dla Gunwalda prawdziwym szokiem. Co prawda w gazecie nie wymieniono nazwiska, jednak z opisu domyślił się, o kogo chodzi: dziewiętnastoletni chłopak mieszkający z rodzicami kilka kilometrów od miejsca popełnienia przestępstwa, który uprawiał kulturystykę, pracował jako stolarz i jeździł samochodem bardzo podobnym do tego, jaki w pobliżu miejsca zbrodni widział jeden ze świadków. Siorbał kawę, ściskając mocno gazetę w drugiej ręce. To nie mogła być prawda. To nie mógł być Gøran, ten pogodny młody człowiek tryskający energią, który miał stałą dziewczynę, dumnych z niego rodziców, dobrą pracę i porządnych przyjaciół. Tym bardziej że to przecież nie on wrzucił walizkę do jeziora. Zdezorientowany, spojrzał na grubego psa leżącego pod stołem.

– Czyżby to jednak on zrobił? – zapytał głośno. Pies czujnie uniósł łeb. – Bo przecież walizkę wrzucił Einar Sunde…

Gunwald sam był zaskoczony swoimi słowami. Odruchowo obejrzał się przez ramię. Za ciemnymi pniami świerków rozciągała się łąka. Wyglądała jak zakątek raju, jakby nigdy nic się na niej nie wydarzyło. Deszcz spłukał ślady, krew zmasakrowanej kobiety wsiąkła w ziemię i znikła. Muszę zadzwonić, pomyślał. Choćby po to żeby opowiedzieć o walizce. Nie muszę mówić wprost, że to zrobił Einar; wystarczy, jeśli im powiem, że to nie Gøran.

Nic z tego nie rozumiem, myślał, czytając artykuł po raz kolejny. Przyczyną problemów Gørana stały się niespójne wyjaśnienia dotyczące miejsca, w którym przebywał tamtego wieczoru, oczekiwano też na wyniki badań laboratoryjnych kilku dodatkowych dowodów. To właśnie chyba było najgorsze. Biedni Torstein i Helga, pomyślał. A jak szybko roznoszą się plotki! On sam nigdy nie plotkował w kawiarni. Był na to za stary; wolał siedzieć w domu przed telewizorem z kieliszkiem Eau de Vie w dłoni. Gøran z pewnością jest niewinny i policja na pewno sama do tego dojdzie, bez jego pomocy. A jeśli nie? Nie musi tam dzwonić od razu. Powinien się najpierw zastanowić, w jaki sposób powiedzieć im to, co ma do powiedzenia. Ważne, żeby wszystko zrobić, jak należy. Pod żadnym pozorem nie poda nazwiska. Odniósł filiżankę i spodek do kuchni, po czym wziął psa na smycz. Znowu pora na przygotowania, żeby sprzedać cztery kartony mleka, bochenek chleba i może, jeśli szczęście się do niego uśmiechnie, skrzynkę piwa. Pojechał do sklepu, otworzył drzwi, wrzucił do środka paczkę z gazetami. Jeszcze raz popatrzył na pierwszą stronę. Dziwne było wiedzieć, że to nie był Gøran, podczas gdy wszyscy uważali inaczej. Dzięki temu poczuł się ważny, lecz równocześnie dręczył go niepokój. Gdybym był młodszy, zadzwoniłbym dawno temu, pomyślał. Teraz jednak nie mogę się ujawnić. Niedługo przejdę na emeryturę.

Linda usłyszała wiadomość w radio, siedząc w szlafroku przy stole w kuchni. Z niedowierzaniem pokręciła głową. To nie mógł być Gøran, chyba że policja wiedziała o czymś więcej. Potarła szyję. Ciągle ją bolała. Brała środki przeciwbólowe, ale nie pomagały. Wydawało jej się, że otacza ją gęsta mgła, w której znikła światu. Było tam miejsce tylko dla niej i dla Jacoba. Świat ukrył się za nieprzeniknioną mgłą, ale Jacoba widziała bardzo wyraźnie. Niekiedy prowadziła z nim długie rozmowy. Jego głos brzmiał tak prawdziwie…

Gunder zwrócił uwagę na nagłówek, gdy tylko wyjął gazetę ze skrzynki. Przez chwilę stał bez ruchu, patrząc przed siebie. Czuł jedynie ogromne zmęczenie. Ile hałasu, pomyślał. Powinniśmy wszyscy się zamknąć i zasnąć na zawsze. Powłócząc nogami, wrócił do domu, usiadł i zaczął czytać.

Mode ze stacji benzynowej wyjątkowo długo obsługiwał klientów, ponieważ każdy miał swój pogląd na tę sprawę. Szybko dokonał się podział na dwa obozy: tych, którzy wierzyli w niewinność Gørana, oraz tych, którzy bez wahania go potępiali. Nieliczni wzruszali ramionami i odwracali wzrok, zdając sobie sprawę, że któregoś dnia i tak zapadnie wyrok.

Na posterunku przygotowano się do pierwszego przesłuchania. Gøran wszedł z podniesioną głową. Przypomniał sobie twarz matki w oknie i milczącego ojca. I te jego oczy, pełne wątpliwości. Ojciec nigdy nie należał do rozmownych, matka za to płakała jak dziecko. Inspektor szedł przed nim. Milczał. Bardzo to wszystko dziwne, myślał Gøran. Jak ze snu. Policjanci byli jednak uprzejmi i nikt nie zamierzał go bić. Za jego plecami tłoczyli się dziennikarze. Nie krył się przed nimi, szedł spokojnie, pewnym krokiem. Powiedziano mu, że jego adwokat jest już w drodze. Będzie go bronił. Powinien mu zaufać.

Dlaczego mu to mówili? Usiłował odgadnąć, jakie postępowanie jest najrozsądniejsze w tej nieprawdopodobnej sytuacji. Dlaczego w ogóle go tu sprowadzili? Czego się dowiedzieli? Szli krok w krok z nim poważni i skupieni. Od czasu do czasu przystawali, kiedy z któregoś pokoju wychodziła jakaś osoba z kolejnym stosem papierów. On również zatrzymywał się wtedy i czekał, ruszał, kiedy oni ruszali. Miał sucho w ustach. Dokąd szli? Do pustego pokoju ze świecącą w oczy lampą? Będzie tam sam z przesłuchującym czy znajdą się tam również świadkowie? Oglądał przecież tyle filmów. Przed oczami przemykały mu strzępy wspomnień: ludzie krzyczący i walący pięściami w stół, wyczerpanie, brak snu, brak posiłków, powtarzane w kółko te same pytania. Jeszcze raz. Zaczynamy od początku. Co się wydarzyło, Gøran?

Nogi się pod nim ugięły. Zerknął do tyłu: kolejni policjanci. Założę się, że są zajęci, pomyślał. Dzwoniły telefony. Wkrótce cały kraj dowie się o tym, co się tutaj stało. Sprawa będzie omawiana w radio i telewizji. Nie wiedział, że właśnie w tej chwili trzej funkcjonariusze przeszukują jego pokój i garderobę. Wszystkie jego rzeczy, wszystkie ubrania i buty zostały zapakowane w plastikowe torby. Całe jego życie wyniesiono z domu. Matka stała na podwórzu za domem, przy dębie. Wyglądała, jakby się modliła. Ojciec, bez słowa, piorunującym wzrokiem obserwował kursujących w tę i z powrotem funkcjonariuszy. Przetrząsnęli kosz z brudami w piwnicy, przejrzeli pocztę w kuchni, choć nikt nigdy nie pisał do niego listów. Jedyną przesyłką, jaką otrzymywał, był comiesięczny czek z wypłatą.

Rozglądał się w poszukiwaniu swojego adwokata, ale nie wiedział, jak on wygląda. Kiedy wreszcie się pojawił, Gøran stracił wszelką nadzieję: szczupły, nieduży mężczyzna ze sterczącymi kosmykami siwych włosów, w staromodnych okularach i szarawym garniturze, z pękatą teczką pod pachą. Wyglądał na przepracowanego, a także na kogoś, kto często nie dojada i nie dosypia. Z pewnością brakowało mu czasu na jakiekolwiek ćwiczenia, bo kiedy zdjął marynarkę, ukazały się bicepsy jeszcze mizerniejsze niż mięśnie Ulli. Zostawiono ich samych w pokoju. Gøran usiłował się odprężyć.

– Dobrze się pan czuje, oczywiście, zważywszy na okoliczności? – zapytał prawnik.

– Tak.

– Potrzebuje pan czegoś? Jedzenia? Picia?

– Napiłbym się coli.

Adwokat wystawił głowę na korytarz i poprosił o colę.

– Tylko zimną – dodał Gøran.

– Nazywam się Robert Friis – przedstawił się prawnik. – Mów mi Robert.

Uścisk dłoni miał silny i rzeczowy.

– Zanim zaczniemy: rozumiem, że nie przyznałeś się do udziału w zabójstwie Poony Bai?

– Kto to taki?

– Kobieta, którą znaleziono zamordowaną w Hvitemoen. Była Hinduską i nazywała się Poona Bai.

– Jestem niewinny – powiedział Gøran szybko.

– W takim razie czy wiesz cokolwiek o tym zabójstwie? Na przykład kto go dokonał?

– Nie.

– Czy byłeś kiedykolwiek na miejscu przestępstwa i pozostawiłeś tam jakieś przedmioty osobistego użytku lub cokolwiek, co stanowiło twoją własność?

Gøran przesunął dłonią po czole.

– Nie.

Friis patrzył mu prosto w oczy.

– Moje zadanie polega na tym, żeby nie dopuścić do skazania ciebie. Dlatego jest bardzo ważne, żebyś powiedział mi wszystko i żebyś nie ukrywał przede mną niczego, czym później mógłby mnie zaskoczyć oskarżyciel.

– Nie mam niczego do ukrycia.

– To dobrze. Może się jednak zdarzyć, że przypomnisz sobie o czymś, czego w tej chwili nie pamiętasz. Proszę od razu o wszystkim mi mówić. Oczywiście, pracuję równocześnie nad kilkoma sprawami, ale zrobię dla ciebie wszystko, co będzie możliwe.

– Już im wszystko powiedziałem.

– Doskonale.

Przyniesiono mu colę. Była zimna i szczypała w język.

– Muszę wobec tego zapytać, czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Jesteś oskarżony o popełnienie morderstwa ze szczególnym okrucieństwem.

Gøran zawahał się nieco. Coś takiego przydarzyło mu się pierwszy raz w życiu, więc wkraczał na nieznany teren.

– Tak – powiedział wreszcie.

– Za szczególne okrucieństwo grozi ci wyrok wyższy nawet o dwa lata. Policjanci bardzo nie lubią takich sprawców. Zgłoszą teraz wniosek o przedłużenie tymczasowego aresztowania, żeby zebrać jak najwięcej dowodów przeciwko tobie. Będziesz miał mocno ograniczoną możliwość kontaktów ze światem zewnętrznym.

– M… muszę tu zostać? – wyjąkał Gøran.

Wyobrażał sobie, że przesłuchanie będzie trwało nawet kilka godzin, ale później wypuszczą go do domu. U Einara będzie mnóstwo ludzi. Chciałby z nimi być, wysłuchać, co mają do powiedzenia. Nagle ogarnęła go panika. Pospiesznie dopił colę.

– Pamiętaj, że będą próbowali cię zmęczyć. Zawsze licz do trzech, zanim odpowiesz na jakiekolwiek pytanie.

Gøran patrzył na niego nieobecnym wzrokiem.

– Zależy im na tym, żebyś stracił panowanie nad sobą. Nie dopuść do tego, nawet jeśli będziesz zmęczony, znużony albo wyczerpany. Łatwo tracisz panowanie nad sobą?

– Potrafię dużo wytrzymać – odparł Gøran, opierając łokcie na stole i prezentując swoje potężne bicepsy.

– Nie mam na myśli siły fizycznej, tylko raczej to, co dzieje się tutaj – odparł adwokat, wskazując na głowę. – Funkcjonariusz, który będzie cię przesłuchiwał, ma zakaz używania przemocy i na pewno jej nie użyje. Znam go. Jednak będzie robił wszystko, żeby wydobyć z ciebie przyznanie się do winy. To jego jedyny cel: żebyś się przyznał. Nieważne, czy jesteś winny, czy nie.

Gøran wpatrywał się w niego w przerażeniu.

– Nie mam się czego obawiać – powiedział, ale głos mu się łamał. Chłopak ściskał szklankę tak mocno, że aż zbielały mu palce. – Mam przecież alibi. Jej na pewno uwierzą. Chyba że się wycofa… Właśnie dlatego nie rozumiem, dlaczego tu w ogóle jestem!

– Masz na myśli Lillian Sunde?

– Tak – odparł Gøran, zdziwiony, jak oni wszyscy dowiedzieli się tylu rzeczy w tak krótkim czasie.

– Twierdzi, że nie było cię wtedy u niej.

Gøran zbladł i wytrzeszczył oczy. Gwałtownie poderwał się z krzesła i rąbnął pięścią w stół.

– Do kurwy nędzy, co za dziwka! – wrzasnął. – Przyprowadźcie ją tu, a ja wam wtedy powiem, o co tu naprawdę chodzi! Znam ją od ponad roku, a ona…

Friis wstał i pchnął go z powrotem na krzesło. W pokoju na chwilę zapadła cisza.

– Zapomniałeś policzyć do trzech – powiedział spokojnie adwokat. – Jeden taki wybuch przed sądem i wszyscy uznają cię za zabójcę. Rozumiesz, jakie to ważne?

Gøran oddychał ciężko. Obie dłonie zacisnął na krawędzi stołu.

– Byłem wtedy z Lillian! – wyszeptał. – Jeśli ona twierdzi inaczej, to kłamie! Gdybyście wiedzieli o niej to co ja… Co lubi, a czego nie. Jak to robi, jak wygląda. Ja to wiem!

– Ma wiele do stracenia – zauważył Friis. – Na przykład reputację.

– Tej akurat nigdy nie miała!

Po policzku Gørana spłynęła zdradziecka Iza.

– Ludzie mogą mieć problem ze zrozumieniem, dlaczego przez cały rok widywałeś się z Ullą Mørk, odwiedzając równocześnie Lillian w jej domu.

– To chyba nie przestępstwo?

– Oczywiście, ale ludzie będą chcieli zrozumieć, kim jesteś, jak myślisz i działasz. Powinieneś umieć im to wyjaśnić, jeśli zapytają, a zapytają prawie na pewno. Na początek spróbuj więc wyjaśnić to mnie.

Gøran spojrzał na niego ze zdziwieniem. Sprawa była przecież oczywista: dwie kobiety są lepsze niż jedna. Poza tym były zupełnie różne. Ulla prezentowała się wspaniale, ale zawsze chciała sprawować kontrolę, ciągle jej coś nie pasowało. Z kolei Lillian nieustannie miała ochotę. Nie musiał trzymać jej za rękę ani zapraszać do restauracji. Ulla wymagała starannej obsługi: najpierw należało dać jej to, czego chciała, a wtedy ona zaspokajała jego potrzeby. To palące pragnienie dręczące wszystkich mężczyzn stanowiło rzeczywisty powód, dla którego w ogóle wiązali się na dłużej z kobietami.

– Dziewczynę ma się chyba dla czegoś więcej niż seks, prawda?

Gøran niecierpliwie wzruszył ramionami.

– Miłość mija. Czasem bardzo szybko.

– Co masz przeciwko miłości?

Chłopak uśmiechnął się lekceważąco.

– Posłuchaj mnie, Gøran – powiedział Friis z powagą. – Ława przysięgłych będzie się składała z dorosłych, którzy uznają, że byliście z Ullą parą, ze wszystkimi tego konsekwencjami. To, że nigdy nie zaznałeś miłości, nie oznacza jeszcze, że ona nie istnieje.

Gøran wpatrywał się z przygnębieniem w stół.

– Sąd chce usłyszeć, że kochasz Ullę i że romans z Lillian był incydentem, którego teraz gorzko żałujesz. Pech chciał, że byłeś u niej akurat wieczorem dwudziestego sierpnia. Tak powiedziałeś policji i teraz musisz się tego trzymać.

– Oczywiście. Przecież to prawda!

– Ulla zerwała z tobą po ćwiczeniach w siłowni, przed budynkiem. Pojechałeś stamtąd prosto do Lillian, zgadza się?

– Tak. Najpierw do niej zadzwoniłem.

– Wściekłeś się na Ullę?

– Zirytowała mnie. Wciąż ze mną zrywała, w końcu nie wiedziałem, co o tym myśleć. Cholerne baby, mówią jedno, a robią…

– Uspokój się, Gøran. Uspokój się.

Ponownie opadł na krzesło.

– Nie zabiłem tej kobiety w Hvitemoen. W głowie wszystko mi się pomieszało, mylą mi się czas i daty, lecz jednego jestem pewien: nie zabiłem tej kobiety! Nie widziałem wtedy żywej duszy!

Kręciło mu się w głowie. Czuł się dziwnie, ponieważ rzadko mu się to zdarzało.

– Przesłuchanie poprowadzi Konrad Sejer – powiedział Friis. – Wkrótce po ciebie przyjdzie. Będziesz z nim teraz spędzał sporo czasu. Przez pierwsze dni będzie się zapewne starał zdobyć twoje zaufanie.

– Przez pierwsze dni?

– Nie zapomnij oddychać głęboko. Do niczego się nie przyznawaj. Zachowuj się spokojnie i z godnością. Jeśli stracisz nad sobą panowanie, natychmiast zaatakują. Sejer wygląda na miłego faceta, ale skorzysta z każdej okazji, żeby cię dopaść. Uważa, że to ty ją zamordowałeś, że rozbiłeś jej głowę z wściekłości, ponieważ coś ci się nie udało w życiu. Coś, z czym ona nie miała nic wspólnego. Chyba nie lubisz być odrzucany?

– Założę się, że ty też za tym nie przepadasz! – syknął Gøran, po czym zamknął oczy. – Wydałem na Ullę mnóstwo pieniędzy. Chodziłem z nią tam, dokąd chciała, kupowałem prezenty, płaciłem za kino i za kawiarnię, chociaż ona pracuje i też zarabia. A potem nagle się dowiaduję, że już jej nie interesuję!

– Cóż, nie wysyłamy rachunków byłym sympatiom…

– Jej bym wysłał, gdybym mógł!

– Lubiłeś ją?

Tym razem Gøran pamiętał, żeby policzyć do trzech.

– Człowiek przyzwyczaja się do ludzi. Tym bardziej przez tyle czasu.

Friis spojrzał w okno, jakby w nadziei, że zobaczy tam kogoś, kto będzie mógł mu pomóc.

– Rzeczywiście. Przyzwyczaja się. Przyzwyczaiłeś się do niej, a kiedy odeszła, poczułeś się opuszczony, zgadza się?

– Miałem jeszcze Lillian.

– Miałeś ochotę kogoś uderzyć?

– Nigdy nie uderzyłem Ulli! – wykrzyknął. – Nigdy! Powiedziała, że ją biłem?

– Nie. Ale policja będzie twierdzić, że uderzyłeś kogoś innego, żeby rozładować agresję; że przypadkowo spotkałeś Poonę i zmasakrowałeś ją, samotną w obcym kraju, małą i delikatną. – Adwokat sięgnął po notes i długopis. – Opowiedz mi o tamtym dniu od rana, kiedy się obudziłeś, do nocy, kiedy poszedłeś spać. Godzina po godzinie. Ze szczegółami. Nie spiesz się i niczego nie pomijaj.

– Mówiłem już to policji…

– I powiesz jeszcze raz. To ważne, żeby te opowieści były takie same, rozumiesz?

– Byłem z Lillian… – powtórzył Gøran.


Czy to moja wina? – myślała Linda. Nie przejmowała się tym bardzo. Nie obchodziło jej, czy zamkną Gørana, Nudla czy Modego. Położyła się, udając, że ma migrenę. Matce nie udało się wypędzić jej do szkoły. Leżała, gapiła się na pająka na suficie i prawie przestała jeść. Czuła się cudownie lekka i słaba, rozmarzona. Matka wsiadła do ciężarówki i odjechała. Nie wiedziała więc, że zaraz potem córka wstała i pojechała do sklepu Gunwalda po gazety. Wciąż zajmowały się morderstwem, szczególnie po aresztowaniu Gørana, ale Gøran tego nie zrobił. Człowiek, który zaatakował ją w komórce, był znacznie wyższy i miał inny głos. A więc będą musieli go wypuścić. Może będzie chciał się zemścić na niej za to, co opowiedziała o samochodzie, lecz nie miała siły się bać. Spędzała w łóżku długie godziny na fantazjowaniu. Wyobrażała sobie, że porwał ją okrutny i cyniczny przestępca. Więził ją w ponurym domu, a Jacob zakradł się z pistoletem przez tylne drzwi i uwolnił ją, ryzykując własnym życiem. Ta fantazja występowała w kilku odmianach. Czasem Jacob był ranny, a wtedy ona kładła sobie jego głowę na kolanach i ocierała mu krew ze skroni; czasem to ją trafiała kula, a wtedy on wołał ją po imieniu, tulił, kładł dłoń na jej piersi, ratował. Wariacji było bez liku, tworzyła je bez najmniejszego wysiłku. Zastanawiała się, czy ma własny pistolet, czy może wszystkie są przechowywane na posterunku, skąd policjanci pobierają je i potem zdają. Gdyby tak miała broń… Ostrożności nigdy za wiele. Szczególnie kiedy Gøran wyjdzie na wolność. Zamknęła oczy. Wciąż bolała ją szyja. Plecy zresztą też – za długo leżała. Niemal cieszyła się tym bólem, była zadowolona, że coś jej dokucza. Leżała bez ruchu, cierpiąc z wielkiej miłości.

Загрузка...