10

– Wiedźma? – powtórzył Ram z niedowierzaniem, Indry natomiast ani trochę nie zdziwiła nowa wiadomość. – Co masz na myśli, mówiąc o wiedźmie?

– Najgorsze znaczenie tego słowa – odparł Thomas. – Ona jest bardziej niż śmiertelnie niebezpieczna. Dzięki temu, że znalazłem się tutaj, uniknąłem śmierci na Ziemi. Byłaby to dla mnie prawdziwa katastrofa, ona bowiem posiada moc, by prześladować człowieka nawet po jego zgonie.

Marco opuścił ręce.

– Czy nie moglibyście pójść porozmawiać gdzieś w jakieś inne miejsce? Nie mogę się skupić na ranach.

– Oczywiście – zgodził się Ram.

Marco jednak i z takiego rozwiązania nie był zadowolony.

– Wydaje mi się, że i Indra, i ja, chcielibyśmy usłyszeć, co masz do powiedzenia, Oliveiro, czy też może powinienem już mówić „Thomasie”. Gdybyście mogli wstrzymać się z tym, aż skończę…

– Zaczekamy na zewnątrz. Tylko jedno pytanie, Thomasie. Dlaczego ona cię ściga?

Młody człowiek opuścił ramiona zrezygnowany

– Ona mnie pragnie. Raz już mnie miała, posłużyła się w tym celu obrzydliwym, ohydnym wręcz magicznym środkiem. Kiedy się zorientowałem, co zrobiła i jakim jest potworem, wydałem ją. Powieszono ją w roku tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym pierwszym, niedaleko Bostonu w Massachusetts.

– Czarownice z Salem – mruknęła Oriana.

– Salem to sąsiednie miasteczko. Całe Massachusetts ogarnęły niczym zaraza kłamstwa i plotki związane z czarami, a także ataki Kościoła, skierowane przeciwko niewinnym kobietom. Lecz Griselda nie była niewinna, o, nie, to prawdziwa czarownica! Sama rozpuszczała plotki o wszystkich niewiastach, które czymś się jej naraziły… Oj, ale straciłem wątek. Jasne się stało, że jestem jej ulubieńcem i nigdy nie wybaczyła mi tego, co zrobiłem. Groziła, że będzie mnie prześladować za życia i po śmierci. Mówiła, że nigdy się od niej nie uwolnię. A teraz nastaje również na Indrę. W jej chorym umyśle zrodziła się zapewne myśl, że nas dwoje coś łączy, Indra jest w bardzo poważnym niebezpieczeństwie.

– Widzieliśmy to – cicho zauważył Armas.

Marco odsunął dłonie od twarzy Indry, natychmiast zaczęło jej ich brakować.

– Zrobimy tak: przeniesiemy Indrę do mojego pałacu, tam będzie bezpieczna, a ja spokojnie dokończę leczenie. Wiesz dobrze, Indro, że tego nie da się załatwić w jeden dzień. Dość długo musiałem zajmować się Sassa, zanim jej blizny zniknęły. Ale uczynimy cię na powrót piękną, jak byłaś przedtem.

– Nigdy nie byłam za piękna, możesz dodać coś od siebie.

Uśmiechnął się.

– Najlepiej będzie chyba, jeśli Thomas również przeniesie się do mojego domu w Sadze…

– Daleko mam stamtąd do pracy, a im dłużej będę w drodze, tym łatwiej Griselda mnie dopadnie.

– Jak chcesz, ale musisz mieć jakąś ochronę.

– Traktujecie więc moje słowa poważnie?

– A jak można nie traktować poważnie tego, co się tu stało? – spytał Marco, wskazując na okaleczoną twarz Indry.


W salonie Marca zebrali się wszyscy zainteresowani rozwiązaniem sprawy czarownicy, a także jej dwie ofiary. Obecny był też Talornin, dostojny, majestatyczny i tak niezwykły, jak tylko może być Obcy. Ubrany w bogato zdobioną szatę, świadczącą o zajmowanej przez niego wysokiej pozycji, bacznie przyglądał się zebranym. Jego spojrzenie było o wiele surowsze niż zazwyczaj.

Ram starał się więc nie zbliżać do Indry, usadowił się tylko tak, by swobodnie mogli na siebie patrzeć. Omijał ją jednak wzrokiem.

Ach, Ram był taki piękny, Indrę piekło w środku od samego patrzenia na niego. Przebrał się, zdjął zakrwawiony mundur, jego czarne włosy jak zwykle aż błyszczały, miękko opadając na ramiona, lecz ciemne oczy wyrażały raczej rozgoryczenie niż zatroskanie, raczej gniew niż czułość.

Dlaczego tak jest, Ramie, dlaczego? Skąd tyle rezerwy, czemu trzymasz się tak daleko ode mnie?

Strach i przerażające wydarzenia przestały się w tej chwili całkiem dla niej liczyć. Sądziła wszak, że upłynie bardzo długi czas, zanim znów ujrzy Rama, a tymczasem wszyscy siedzieli razem. Właściwie więc powinna być wdzięczna tej Griseldzie, ale do takich uczuć było jej daleko. Istnieją pewne granice.

A w dodatku, skoro Ram stał się taki odległy, radość z powtórnego spotkania gdzieś się rozpłynęła.

Na zebranie w pałacu Marca chyłkiem wemknęły się również trzy najmłodsze dziewczynki, zamierzały przecież odwiedzić Indrę w szpitalu i uważały się prawie za świadków wydarzenia, a Marco nie miał serca ich przeganiać. Poza tym Siska została już członkiem Najwyższej Rady, jej obecność więc była właściwie oczywista.

Znajdowała się wśród nich także Oriana. Przybyła na prośbę Rama, kierującego się dość niejasnymi motywami. Sam właściwie nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo chce, aby Thomas Llewellyn zaprzyjaźnił się z inną kobietą, a nie z Indrą.

A skoro on sam nie wiedział, co nim kieruje, to jak Indra mogła pojąć, co kryje się w jego myślach?

Obecność Joriego nikogo nie dziwiła, nie było wśród nich natomiast Armasa, który pojechał do domu i dosłownie runął na łóżko, wymęczony trwającym ponad dobę czuwaniem nad Indrą.

– A więc ona nazywa się Griselda – pokiwał głową Rok, którego także wezwano na spotkanie. – Oczywiście sprawdziliśmy to w rejestracji, lecz nie ma śladu, by jakakolwiek Griselda przybyła do Królestwa Światła…

Nie było w tym nic dziwnego, młoda kobieta, która ośmieliła się zachichotać, słysząc imię czarownicy, wciąż przebywała w domu, nie mogąc sobie poradzić z tajemniczymi kłopotami żołądkowymi, nigdy więc o nic jej nie spytano, a Griselda zdecydowała się natychmiast na zmianę imienia, twierdząc, że poprzednio tylko sobie zażartowała, a naprawdę nazywa się Evelyn Barth. Pod tym nazwiskiem ją zarejestrowano. Podała też, że ma piętnaście lat i że po śmierci rodziców została sama na świecie.

O tym, rzecz jasna, nie wiedzieli zgromadzeni w umeblowanym na biało salonie Marca, pełnym bladoczerwonych róż w lazurowoniebieskich wazonach. W sąsiednim pokoju dominowała czerń, kolor księcia, lecz i tam stały róże w niebieskich wazonach.

Marco dokonał prawdziwego cudu z twarzą Indry, choć do zakończenia kuracji było jeszcze daleko. Ale na policzkach, wśród opuchlizny i rozległych sińców, w miejscu otwartych ran widniały już tylko czerwone smugi. Indra siedziała w kącie sofy, pozwolono jej także wyciągnąć nogi za plecami najmłodszych dziewcząt, usadowionych prawie na baczność jedna obok drugiej.

Berengaria, obdarzona niezwykłą, niebezpieczną wprost urodą, Siska, księżniczka, delikatnej budowy, trzymająca się niezwykle prosto, o długich, jedwabistych czarnych włosach rozpuszczonych na plecy, z wrodzonym dostojeństwem bijącym z subtelnych rysów. I Sassa, nie będąca niczym innym, jak tylko nieśmiałą próbą ukrycia się tak, by nikt nie zwracał na nią uwagi. Kiedyż wreszcie opuszczą ją mroczne cienie dzieciństwa? Kiedy nauczy się doceniać swoją wartość? Widać przeżycia okazały się zbyt straszne, wypadek, oparzenia twarzy, śmierć ojca i obojętność matki, która zostawiła dziecko. Nic dziwnego, że Sassa nie potrafiła się polubić.

– Jak wygląda ta Griselda? – dopytywał się Rok.

Thomas skrzywił się.

– Wprost trudno mi o niej myśleć. Ma około czterdziestu, czterdziestu pięciu lat i z wyglądu przypomina pobożną, bezbarwną gospodynię domową. (Griselda, gdyby to usłyszała, nie posiadałaby się ze złości). Kiedyś zapewne miała rude włosy o odcieniu marchewki, teraz posiwiała, wygląda bardzo zwyczajnie, ale ma straszne oczy. Małe i przenikliwie patrzące.

– Kiedy ja ją widziałam, była prastara – zaprotestowała Indra z sofy.

Thomas przeniósł na nią spojrzenie pięknych oczu.

– Taka jest tylko w koszmarach, przypuszczam, że wtedy ukazuje się jej prawdziwe oblicze.

Marco pokiwał głową.

– Ja też tak myślę. To znaczy, że ona w jakiś sposób powraca po śmierci. Potrafi też ścigać człowieka w królestwie zmarłych, umie doprowadzić mężczyzn do szaleństwa, jak słyszeliśmy z tej smutnej historii opowiedzianej przez Thomasa, a później zesłać na nich zapomnienie. Poza tym utrzymuje stosunki z inkubem, chociaż jeśli o to chodzi, Thomasie, to chyba się pomyliłeś. One nie zachowują się w taki sposób. Myślę, że to jakiś inny rodzaj diabła. No cóż, mamy do czynienia z nadzwyczaj potężną i niebezpieczną czarownicą.

– A więc nie ma nadziei – westchnął Thomas zrezygnowany.

Marco uśmiechnął się tajemniczo.

– Nie mów tak, popełniła wielkie głupstwo, przybywając tutaj.

Uśmiechnęli się wszyscy oprócz Thomasa, który nie wiedział, o czym mowa.

– Griseldzie ziemia prędko zacznie palić się pod nogami, jeśli jeszcze choć raz spróbuje zaatakować Indrę – oświadczył Rok wesoło.

Wreszcie odezwał się Talornin:

– Czy ona długo przebywa w Królestwie Światła?

– Wydaje mi się, że nie – odparł Thomas. – Nie wiem, kiedy tu przybyła, bo zacząłem wyczuwać jej obecność stopniowo, z początku bardzo delikatnie, później coraz silniej.

– Ostatnio nie pojawił się nikt, kto by choć trochę ją przypominał – stwierdził Rok. – W ubiegłym roku przybyło dwóch mężczyzn, a przed kilkoma miesiącami nastolatka. W zeszłym miesiącu, oprócz Oriany i Pauli, zjawiła się pewna rodzina.

Zapadła cisza. Spojrzenia wszystkich skierowały się na Orianę.

– Nie – oświadczyła Indra zdecydowanie. – To na pewno nie Oriana.

– My też wcale tak nie myślimy – odparł Rok. – Ale może Paula?

Paula? Rzeczywiście, odpowiadała opisowi.

– Nie – stwierdziła Oriana. – W istocie pasuje wiekiem i chełpiła się, że jest czarownicą, ale to najbardziej beznadziejna czarownica, o jakiej kiedykolwiek słyszałam. Nic się jej nigdy nie udało, niczego nie wiedziała, umiała jedynie takie rzeczy, o których każdy może przeczytać.

– Mnie także trudno sobie wyobrazić Paulę jako śmiertelnie niebezpieczną wiedźmę. Jej działania wydają się całkiem przypadkowe, jak wtedy, gdy naraziła życie Oriany, pożyczając sobie od niej imię.

– Zbadaj wszystko, co dotyczy Pauli – nakazał Talornin Rokowi.

Lemur pokiwał głową.

– Musisz też, rzecz jasna, przejrzeć wszystkie rejestry – ciągnął Talornin. – Griselda oczywiście nie posłużyła się swym własnym imieniem. Tak, należy się zatroszczyć również o stały nadzór nad Paulą, na okrągło, przez całą dobę.

Oriana zrezygnowana pokręciła głową. Pozostali również się z nią zgadzali. Paula sprawiała wrażenie osoby absolutnie nieszkodliwej.

Wniesiono smaczną i pięknie podaną przekąskę. Wszyscy zaczęli się posilać, Indra miała kłopoty z przeżuwaniem, musiała więc poprzestać na płynnych pokarmach. Po jedzeniu nastrój zdecydowanie się poprawił. Ram jednak w tym czasie nie wypowiedział ani słowa, a Indrę przez to ze zdenerwowania aż rozbolał brzuch.

– Thomas nie powinien mieszkać w takiej izolacji, mnie się to nie podoba – stwierdziła, żeby odwrócić myśli.

– Nam również – odparł Marco. – Zatroszczymy się dla niego o jakąś dyskretną ochronę.

– Dlaczego by nie Sol? – podsunął Jori.

– Powiedziałem: dyskretną – przypomniał Marco. – Wydaje mi się, że Thomas nie życzyłby sobie zalotów kolejnej czarownicy.

– Miałem na myśli to, że Sol potrafi stać się niewidzialna, kiedy tylko chce. W dodatku jest bardzo pociągająca – kontynuował Jori z błyskiem w oku. – Ale macie rację, może ja mógłbym podjąć się tego zadania?

– Oszalałeś? – oburzyła się Berengaria. – Tu potrzeba kogoś, kto potrafiłby stawić czoło Griseldzie. W dodatku zajmujesz się innym zadaniem, olbrzymimi jeleniami.

– Ten projekt zmuszeni jesteśmy odłożyć na później – poinformował Rok. – Teraz najważniejsza jest Griselda. Okazuje się zbyt niebezpieczna na to, byśmy mogli jej pozwolić na swobodne działanie.

– Tak – kiwnął głową Marco. – Nie wrócę do Nowej Atlantydy, zanim nie zostanie odnaleziona i unieszkodliwiona.

Wszyscy odetchnęli z ulgą.

Talornin przemówił. On nigdy się nie odzywał ani nie wtrącał, zawsze przemawiał:

– Poruszyłeś niezwykle istotną kwestię, Marco. Odnaleziona. W jaki sposób można znaleźć tę straszną czarownicę?

– Przynęta? – podsunął Jori.

– Dobry pomysł, ale kto zgodzi się nią być? Ona poluje na Thomasa i Indrę, a ich nie powinniśmy narażać na takie niebezpieczeństwo. Musimy wymyślić dla niej jakąś inną rywalkę, może właśnie Sol?

– Nie, ją zostawimy sobie na ostateczną rozgrywkę – zaprotestował Jori. – Jeśli ktokolwiek może dać sobie z nią radę, to tylko Sol. Nie mogę się już doczekać ich spotkania. Ale wśród Ludzi Lodu jest więcej czarownic.

Thomas czuł się bardzo nieswojo, przysłuchując się dyskusji o czarownicach, czarnoksiężnikach i wyborze odpowiedniej rywalki dla Griseldy w staraniach o jego względy. Wszystko w jego życiu odmieniło się tak nagle, kompletna izolacja przerodziła się w troskę, którą okazywało mu tylu ludzi. Marco nalegał teraz, aby Thomas na jakiś czas zwolnił się z pracy i zamieszkał w jego pałacu. Potem zaś zadzwonił ojciec Indry z wiadomością, że razem z jej siostrą Mirandą i osobą o imieniu Gondagil pragną natychmiast złożyć tu wizytę. Miranda wybrała się do innego miasta, dlatego do tej pory nic nie wiedziała o napaści na Indrę. Teraz zaś, by pomóc siostrze, gotowa była poruszyć niebo i ziemię. W jednej chwili zgodziła się odegrać rolę przynęty, lecz Marco zdecydowanie odrzucił tę propozycję, nie zamierzał wystawiać Gabriela na kolejne ciosy.

Życzliwa, miła Oriana była Thomasowi prawdziwą podporą, jak gdyby wyczuwała, czego mu potrzeba, i zawsze dyskretnie mu pomagała. Widać było natomiast, że Lemur Ram jest jakiś nieswój, czyżby był zły na Thomasa? Siedział w kącie niczym chmura gradowa i zdawało się, że z całej siły usiłuje się powstrzymać, żeby komuś nie skoczyć do gardła. Indra zaś wyglądała na straszliwie zasmuconą.

Marco dał wreszcie znać, że powinni powitać rodzinę Indry. Spotkanie dobiegło więc końca.

Thomas zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie śledzić toczącej się rozmowy. Chociaż większość z obecnych zachowywała się wobec niego bardzo życzliwie, mówili jednak naprawdę o niezwykłych sprawach, o ludziach, czarownicach i duchach, których nie znał.

Wraz z innymi wyszedł na słońce.

Zadrżał. Jego dom na uboczu, wielka samotność, zarówno ta w duszy, jak i ta bardziej rzeczywista, namacalna, praca, zagrożenie… Odczuł palącą potrzebę, by wrócić do tego przesyconego harmonią pałacu i nie wychodzić z niego, dopóki Griselda nie zostanie unieszkodliwiona. Jeśli w ogóle można unieszkodliwić istotę, która potrafi atakować również po śmierci.

– Z wielką chęcią zostanę tutaj – odpowiedział z pewnym opóźnieniem na zaproszenie Marca.

– Doskonale – ucieszył się książę Czarnych Sal. – Teraz jednak Indra musi poddać się kolejnemu zabiegowi. Należy przecież przywrócić jej przyzwoity wygląd.

Загрузка...