23

Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się stanie.

Joriego zaczęła irytować Evelyn, miał ochotę porozmawiać z innymi, lecz ona czepiała się go jak rzep. Nie chciała podejść do Juggernauta (w środku był Jaskari, który mógł ją poznać po zapachu) ani do Dolga (widział ją przecież w parku), ani do Thomasa (który mógł rozpoznać ją po rysach twarzy). Jori nic nie umiał z tego pojąć. Dziewczyna była śliczna i miła, lecz zbyt absorbująca.

A Griselda wiła się, jakby swędziały ją plecy. Wyczuwała coś w pobliżu, rozglądała się dookoła, lecz niczego nie widziała, a stali przecież z Jorim na szczycie niedużego pagórka na polanie.

Kiedyż wreszcie wyruszą do tej Ciemności? Griselda miała już przecież przygotowany plan. Dlaczego tak zwlekają?

Znów to samo, ktoś uszczypnął ją w pośladek? Skarciła wzrokiem Joriego, ale nie, on nie mógł tego zrobić.

Przesunęła się o parę kroków do przodu i potknęła, padając na głowę w bardzo brzydki sposób. Zupełnie jakby ktoś podstawił jej nogę, a przecież nikogo przy niej nie było.

– Co ty wyprawiasz, Evelyn? – zdziwił się Jori.

Griselda miała ochotę puścić wiązankę siarczystych przekleństw, lecz jakoś się opamiętała.

– Po prostu się przewróciłam – uśmiechnęła się słodko, chociaż wymuszenie.

– Jori! – zawołał Ram, który chciał go odciągnąć od Griseldy. – Czy mógłbyś przez chwilę pomóc innym Strażnikom?

Joriego ucieszyła możliwość wyrwania się kłopotliwej nastolatce.

– Wybaczysz mi na chwilę? – zwrócił się do niej.

Ona jednak nie chciała o tym słyszeć.

– Oczywiście idę z to…

Co, u diabła? Jakby napotkała na jakiś miękki mur, nie mogła się ruszyć.

Ingrid, najsłabsza z czarownic z Ludzi Lodu, otrzymała zadanie podrażnienia się z Griseldą, wzbudzenia w niej niepewności i wyprowadzenia z równowagi, tak by łatwiej uległa innym.

A w Griseldzie obudziła się podejrzliwość. Dzieje się tu jakieś diabelstwo, pomyślała, co to ma znaczyć? Przecież takie sztuki to moja domena, kto się wdziera w moje obszary?

Rozejrzała się dokoła, wszystko wyglądało tak niewinnie. Ale ktoś się z nią droczył. Kto?

Nikt chyba nie posiada tu takich zdolności, oprócz być może jego wysokości czarnego księcia podziemia. Griselda nie miała dotychczas okazji, by się mu przedstawić i okazać szacunek. Powinna to zaraz naprawić.

Oczywiście to nie on zachowuje się tak nieładnie, na pewno i tak rozumie, że jest mu oddana. Ale w tej gromadzie znajduje się jeszcze jeden tajemniczy człowiek, ojciec tego od niebieskiego szafiru, obaj są tacy ciemni i niezgłębieni. I raczej niezbyt dobrze nastawieni do czarownic.

Ci jednak stali odwróceni do niej plecami, wyraźnie czymś zajęci. Nawet nie spojrzeli w jej stronę, w jaki więc sposób mogli ją zaczarować?

Poczuła kopniaka w zadek, wyleciała w powietrze i upadła prosto na mrowisko. Do diabła, pozbierała się jakoś i wściekłymi ruchami zaczęła otrząsać maleńkie stworzonka, które boleśnie kąsały wszędzie tam, gdzie tylko zdołały się wcisnąć. Ależ to piecze!

Dosyć tej zabawy!

Upewniwszy się, że żadna z ważnych osób nie zauważyła jej upokarzającego upadku, przeszła w otwarte miejsce i wypowiedziała magiczne zaklęcie.

Ingrid natychmiast przekazała wiadomość oczekującym krewniaczkom.

– Otoczyła się magicznym kręgiem, nie zdołam się już do niej przedostać.

– Kolej na Tobbę – rozkazał Nauczyciel dowodzący duchami.

Tobba nigdy nie była dobrą czarownicą, dopiero w Królestwie Światła zaczęła cieszyć się szacunkiem i okazywała zrozumienie dla innych ludzi. Znów była młoda i piękna, miała więc powody, by odczuwać wdzięczność.

Teraz jednak czuła, że może pokazać, co potrafi, a nikt nie będzie jej o to obwiniał.

Zbliżyła się jak tylko mogła i szepnęła:

– Griiiseeeldaaa…

– Mam na imię Evelyn – odparła Griselda natychmiast.

– Wieeeemyyy, że jesteś Griiiseeeldaaa – mówiła Tobba, przeciągając samogłoski. – Wieeemyyy o tooobieee duuużooo.

Griselda oddychała ciężko.

– Wieeemyyy, że uuukryyyłaaaś swooojąąą duuuszęęę. Nie boooiiisz sięęę?

– Zamknij się! – wykrzyknęła wiedźma, nie panując już nad sobą.

Ach, nie, nie mogę pozwolić, żeby zdobyła nade mną przewagę, gorączkowo myślała Griselda. Kim ona jest, czego chce? Co ona wie o mojej duszy?

Tobba skakała wokół niej, szept rozlegał się coraz to z innej strony.

Nie oszuka mnie, pomyślała Griselda chytrze. Przez cały czas jest tylko jedna, nie poradzi sobie ze mną. Ale to niepokojące, że wspomniała o mojej duszy, skąd mogą coś na ten temat wiedzieć?

Kto wysyła tę siłę? Ktoś tutaj, na łące?

Dziwne zachowanie Griseldy zaczęło przyciągać uwagę innych.

Coraz więcej osób poszeptywało i pokazywało ją sobie palcem.

Griselda postanowiła wycofać się po cichu do lasu, okazało się jednak, że nie może tego zrobić. Zakreśliła wokół siebie magiczny krąg, żeby nikt nie zdołał do niej dotrzeć, a teraz sama nie mogła się z niego wydostać. Zatroszczyła się już o to jej przeciwniczka.

Postanowiła poprosić o pomoc księcia ciemności.

– Książę Marco – zawołała najsłodszym głosem, na jaki tylko było ją stać.

Marco, który doskonale wiedział, co się dzieje, ruszył w jej stronę.

– Co się stało, Evelyn?

Przepuściła go przez krąg.

– Ktoś na mnie nastaje, wasza wysokość – mruknęła konspiracyjnie. – Ktoś mnie dręczy, a ja nie widzę, kto. Ty, panie, na pewno to wiesz.

Marco pojął, że Griselda bierze go za samego szatana. Nie wiedział, czy powinien się śmiać, czy gniewać, ale żeby ją pocieszyć, rozejrzał się dokoła.

– Nie widzę nikogo, kto byłby do ciebie nieprzychylnie nastawiony, moja droga, wszyscy są w świetnych humorach i dzień taki piękny, prawda?

– Ale ktoś tutaj uprawia czary, wasza wysokość. Koło mnie kręci się ktoś, kogo nie widzę.

Marco przyjrzał jej się badawczo.

– Och, to brzmi bardzo poważnie. Może Jaskari powinien cię obejrzeć, on studiował psychiatrię…

Griselda ze złości o mało nie uniosła się w powietrze.

– Mój panie, zapewniam, że jestem przy zdrowych zmysłach i takie zarzuty godzą w moją godność.

– Dobrze, dobrze – łagodził Marco.

Znalazłszy się tak blisko czarownicy wyczuwał opisywany już tyle razy nieprzyjemny zapach, unoszący się w powietrzu dość delikatnie, tak jakby stało się przy nieprzyjemnie, gorzko pachnącej roślinie, kocimiętce lub piołunie. Wiedźma zapomniała o swojej roli niewinnej dziewczyny, prychała jak stara czarownica.

Teraz popatrzyła w osobliwe oczy księcia ciemności i zakręciło jej się w głowie. Ach, były niczym studnie bez dna. To na pewno dlatego, że może przez nie zajrzeć prosto do piekła. Ale na dnie nie dostrzegła płonącego ognia.

Cóż to za mężczyzna! Może podwinąć nieco spódnicę, skusić go tak, by chciał zobaczyć resztę?

Nie, za dużo tu ludzi, później.

Przydałaby się jej maść, miała ją w kieszeni, czy zdoła…? Może w ten sposób zdobędzie kontrolę nad tymi, którzy tak ją dręczą? Również nad niewidzialnymi prześladowcami?

Griselda odczuwała wielkie pokusy, zwłaszcza na myśl o szaleńczo urodziwym władcy podziemia, zdawała sobie jednak sprawę, że jej działania mogłyby mieć przykre konsekwencje. Nie, nie chce, żeby wszyscy mężczyźni rzucili się na nią niczym rój os.

Odbijemy sobie później, mój książę, obiecuję ci.

Marco uznał, że poświęcił jej już dostatecznie dużo czasu, i postanowił oddać ją w ręce czarownic z Ludzi Lodu oraz duchów Móriego, drepczących z niecierpliwości i pragnienia, by włączyć się do tej zabawy. Nie było czasu, by dłużej to przeciągać. Ram i Gondagil wstrzymywali się z wyruszeniem gondolą, najpierw bowiem należało załatwić sprawę czarownicy, a wszyscy pozostali czekali, aż wreszcie coś zacznie się dziać. Nikt wprawdzie nie ponaglał, zastanawiano się tylko, dlaczego wciąż nie słychać sygnału do odjazdu.

To Griselda ich wstrzymywała.

– Moja droga Evelyn – rzekł Marco życzliwie. – Dopilnuję, żeby twemu życiu nie groziło żadne niebezpieczeństwo.

To była prawda, potrzebowali wszak czasu, żeby stwierdzić, gdzie ona ukrywa swą tak zwaną duszę.

– Dzięki ci, panie, wiem, że jestem w bezpiecznych rękach.

No cóż, pomyślał Marco, zostawiwszy ją na ścieżce prowadzącej do muru.

Zastanawiał się nad zjawiskiem, jakim była Griselda. Młoda dziewczyna potrafiła wzbudzić litość, lecz zły uśmiech, który mu posłała, nie miał nic wspólnego z uśmiechem niewinnej dziewczynki.

I co też czai się w powietrzu, na co czeka cała przyroda?

Griselda odetchnęła z ulgą. Znów zatriumfowała, książę ciemności stał po jej stronie. Naturalnie, czegóż innego mogła się spodziewać?

Rozczarowało ją jednak, że nie zainteresował się nią jako kobietą. Nie dostrzegła w jego oczach żadnego uwodzicielskiego błysku, żadnej oznaki uznania.

Och, oczywiście to dlatego, że wokół jest tyle ludzi. Kiedy tylko zostaną sam na sam, na pewno zdoła go uwieść.

Zachichotała. Zaraz jednak znów się zaniepokoiła. Kto jest na tyle potężny, by słać w jej stronę taką siłę? Co to za atak z niewiadomego źródła?

Czyżby to ten śliczny, zielonobrunatny faun?

Nie, zwieszał się z gałęzi i robił przedstawienie dla dziewczynek, dla Berengarii i Siski, czy jak tam one się nazywają. Dlaczego zresztą tak mu na nich zależy? Potrafię się kochać o wiele goręcej, niż kiedykolwiek ci się śniło, mój młody żółtodziobie. Powinieneś zobaczyć mnie w akcji, na pewno by ci się to spodobało. Przeżyjemy kiedyś chwile, których nigdy nie zapomnisz! Dlaczego nie teraz, w osławionym Królestwie Ciemności? Wymkniemy się gdzieś i wtedy się tobą zajmę…

Wróciła myślą do rozmowy z księciem Markiem. Musiała się bardzo powstrzymywać, żeby nie zrobić tego, co było jej zwyczajem: rzucić się na jego męskość. Nie mogła jednak tak postąpić, za dużo tu niepowołanych osób.

Ale w Królestwie Ciemności…

Zatęskniła, by już się tam znaleźć.

– Griselda?

Słodki, przymilny, żartobliwy głos.

Inny niż poprzednio, co to ma znaczyć, ile ich jest?

Nauczyciel wydał rozkaz, którego ona nie słyszała:

– Sol, teraz twoja kolej. Ukaż się jej, ale zostaw nam trochę zabawy.

Przed oczami Griseldy ukazała się jakaś postać.

Przepiękna ciemnowłosa kobieta o żółtych oczach! Co, u diabła, nikt przecież nie ma żółtych oczu!

Jakaś przeklęta nieudacznica.

Griselda nie chciała przyznać, że rzadko miała do czynienia z tak piękną kobietą, promieniejącą niezwykłym wprost wdziękiem.

– Ach, więc to ty! – warknęła. – Co z ciebie za kukułcze pisklę? Próbujesz wzniecić walkę? Marne twoje szanse.

Nowy głos. Ile ich właściwie jest?

– No, stara Griseldo, czy wiesz, że przynosisz wstyd całemu związkowi czarownic?

– Ja? Jeśli chodzi o czary, nikt mnie nie pobije. Nie mów więc o żadnym wstydzie.

– Owszem, w nędznych, podłych sztukach w istocie jesteś mistrzynią, ale być złą to nic trudnego, potrafi to nawet dziecko. Dobrej magii nie znasz.

– Owszem, znam, i to jak!

Sol ukazała się już teraz wszystkim, niejeden zastanawiał się, skąd się wzięła, po prostu nagle się pojawiła. Ci jednak, którzy ją znali, zachodzili w głowę, dlaczego rozmawia akurat z tą bardzo młodą dziewczyną, stojącą samotnie na łące.

Tsi-Tsungga zakończył popisy przed dziewczynkami. Przysiadł wysoko na gałęzi, skąd miał doskonały widok.

– Sol z Ludzi Lodu – rzekł z podziwem do siebie. – Ona jest naprawdę wspaniała, ale dlaczego drażni się z Evelyn? To nieładnie z jej strony.

Jori także to dostrzegł i dotknięty już chciał rzucić się na pomoc swojej nowej przyjaciółce, lecz Ram go powstrzymał.

Nie wszyscy zauważyli, że coś się dzieje.

– Puść mnie! – prosił Jori. – Nie możemy na to pozwalać.

– Poczekaj – odparł Ram. – Poczekaj i zobacz.

– Dlaczego Sol trzyma ręce za plecami?

– Cicho, bo jeszcze cię usłyszą.

Sol kręciła się przed Evelyn-Griseldą.

– Potrafisz zgadnąć, co mam za plecami?

– Ani trochę mnie to nie interesuje.

– A powinno! Trzymam tam twoją duszę.

Był to bluff, ale podziałał. Griselda rzuciła się w przód z okrzykiem przerażenia, lecz nie mogła się wydostać z osobiście zakreślonego magicznego kręgu, do którego inne czarownice dołożyły swoje zaklęcia. Nie pozostawało jej nic innego, jak go zniweczyć. Rzuciła się na Sol, która cofnęła się szybciej niż wiatr.

– Co ta Sol robi? Przecież ona nic nie ma – szepnął Jori.

– Pst! – uciszał go Ram.

– To biedne dziecko, nie wolno tak postępować z samotną biedaczką.

Griselda musiała zauważyć jego poruszenie, zawołała bowiem:

– Jori, na pomoc, ona jest dla mnie niedobra!

Ram mocno przytrzymał chłopaka.

– Chcesz, żeby czerwony farangil zajął się twoją duszą? – zadrwiła Sol, uskakując przed atakiem Griseldy.

Wiedźma straciła panowanie nad sobą.

– Oddaj mi torebkę, dziwko przeklęta! – syknęła.

Aha, pomyślał ten i ów.

Ale Jori nie chciał niczego zrozumieć, czuł się odpowiedzialny za Evelyn, to on wszak ściągnął ją na wyprawę, winien był więc jej troskę i zainteresowanie przynajmniej do pewnego stopnia.

– Puść mnie, Ram!

Lemur zrozumiał wreszcie, że nie ma wyboru. Poprosił Indrę o fotografię, a kiedy już ją dostał, pokazał Joriemu.

Wyrywający się chłopak zdrętwiał. Jak sparaliżowany wpatrywał się w zdjęcie, na którym Ram dokładnie mu wskazał to, co powinien zobaczyć.

– Ach, nie! – jęknął. – Nie, to nie może być prawda!

– Ale jest. Czy teraz już możesz milczeć?

Jori pozieleniał na twarzy, schylił głowę, z trudem chwytając oddech, nie był w stanie myśleć jasno. Fotografia, którą trzymał w rękach, drżała.

Sol pociągnęła Griseldę za sobą na środek szerokiej ścieżki prowadzącej do muru. Nie była pewna, jakie powinno być jej następne posunięcie, wiedziała bowiem, że Griseldy nie da się zbyt długo oszukiwać. Oczywiście mogła z powrotem rozpłynąć się w powietrzu, to jednak byłoby jej klęską. Przez cały czas miała w uszach głos duchów Móriego:

„Teraz nasza kolej, oddaj nam pałeczkę, Sol”.

Ona jednak nie miała na razie na to ochoty.

Jaskari z wieżyczki obserwował zajście z wielkim zdziwieniem. Zobaczył, że Tsi siedzący na gałęzi woła do Sol, prosząc, by zostawiła biedne dziecko w spokoju. Jaskari w pełni się z nim zgadzał. Zeskoczył z Juggernauta, żeby zwrócić uwagę Marcowi i Ramowi, którzy zdawali się przyjmować wydarzenia z wielkim spokojem. Co w nich wszystkich wstąpiło? Czyżby zapomnieli, co nakazuje przyzwoitość?

– Co to za dowcipy? – spytał Joriego.

Niedobrze się stało, Ram powinien był schować fotografię, ale Jori wciąż trzymał ją w ręku i bez słowa, blady i wstrząśnięty, pokazał zdjęcie Jaskariemu.

Jasnowłosy kłębek mięśni popatrzył na nie zdziwiony.

– Co to ma znaczyć?

Urwał. Jego dłoń zgniotła brzeg zdjęcia, aż Jori musiał mu je odebrać, bo mogło wszak przydać się jeszcze jako dowód. Elena wciąż stała przy gąsienicy Juggernauta, nie pojmowała, dlaczego twarz Jaskariego nagle tak strasznie się zmienia. Przeraziła się. Co było na tym zdjęciu, w które wszyscy się wpatrywali, i dlaczego Sol tak brzydko drażni się z Evelyn?

Z gardła Jaskariego wyrwał się dziwny dźwięk, głęboki, jakby z samej głębi duszy, przeradzając się w szaleńczy wrzask. Chłopak wspiął się z powrotem do Juggernauta i zapuścił silnik, tak jak Madragowie z dumą przed chwilą go nauczyli. Wszyscy inni pozostali na ziemi, lecz Jaskari nie widział nikogo, miał tylko jeden cel.

– Nie, Jaskari, nie! – zawołał Marco. – Nie rób tego, musimy się dowiedzieć, gdzie…

Jaskari nie słuchał. Widział tylko tę, która zniszczyła kruche, piękne uczucie, łączące jego i Elenę. Czarownicę, która zbrukała go tak, że trudno mu będzie znaleźć radość w zbliżeniu z tą, którą kochał.

Dla takiej nikczemności nie ma miłosierdzia.

Gąsienice Juggernauta zaskrzypiały i nieubłaganie potoczyły się po trawie.

Griselda słyszała ogłuszający ryk straszliwego pojazdu, ale nie miała czasu na zajmowanie się głupimi nowoczesnymi maszynami, obróciła się w koło i rozejrzała za kobietą o żółtych oczach, ale ta gdzieś zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu. Griselda chętnie by się nauczyła takiej sztuki.

Gdzie ona jest? Gdzie się podziała? Muszę odzyskać swoją torebkę, to niemożliwe, żeby ją odnaleźli!

Ale skąd mogli wiedzieć, że moja tajemnica ukrywa się właśnie w sakiewce?

Griselda za późno zrozumiała, że sama się zdradziła.

Zielony leśny faun wołał z drzewa:

– Zatrzymaj się, Jaskari, nie widzisz, że jedziesz prosto na nią!

Na kogo znów jedzie?

Juggernaut się nie zatrzymał.

Wreszcie, kiedy ryk motoru stał się już trudny do zniesienia i wszyscy zebrani na łące podnieśli krzyk, Griselda odwróciła się i zobaczyła potworną maszynę wznoszącą się przed nią niczym wieża i sunącą w jej kierunku.

Zaniosła się krzykiem jak drapieżny ptak i rzuciła do ucieczki. Najpierw przed siebie oczywiście, ale to był błędny ruch. W bok…

Juggernaut był szeroki jak czteropasmowa jezdnia, z hukiem poruszał się do przodu w określonym celu, sterowany przez rozpalonego żądzą zemsty Jaskariego. Tsi-Tsungga musiał przeskoczyć na rosnące dalej w głębi lasu drzewo, inaczej strąciłaby go nadbudówka, a Griselda…

Zdążyła jeszcze wykrzyczeć przekleństwo na nich wszystkich i obietnicę, że wróci, a wtedy dręczyć ich będzie niczym w ogniu piekielnym.

Juggernaut bezlitośnie parł naprzód…

Загрузка...