22

– Widzieliście coś… – zaczęła Indra, niemal sparaliżowana niesamowitym widokiem odpadającego od kości ciała i gnijących łachmanów.

– Nie rozglądajcie się za nią – ostrzegł Marco. – Nie pozwólcie, by coś wyczuła.

– A więc aparatowi fotograficznemu udało się to, co nam się nie powiodło – rzekł Ram powoli, równie wstrząśnięty jak oni.

– Ona nie chciała się fotografować – szepnęła Indra.

– Z innych powodów – odparł Marco. – Bała się, jak przypuszczam, że aparat na przykład wystrzeli.

Indra nie mogła powstrzymać się od zduszonego śmiechu. Zaraz jednak spoważniała. Nie miała siły dłużej patrzeć na zdjęcie, było ohydne.

– Co teraz zrobimy?

– Zachowamy tajemnicę – nakazał Marco.

– Mam ochotę wydrapać oczy tej panieneczce, z którą włóczy się Jori.

– Nie wolno ci tego robić, tylko źle się to dla ciebie skończy. Ona jest niezwykle potężną czarownicą, muszę się zastanowić…

– Może Dolg – podsunął cicho Ram. – Dolg i czerwony farangil.

– O, tak! – wykrzyknęła z entuzjazmem Indra. – On ją zniszczy.

– Nie, nie – ostrzegł Marco. – Musimy pojmać ją żywą i wydusić z niej, gdzie ukrywa duszę. Inaczej powróci z nowymi siłami. Ale z tymi wszystkimi ludźmi tutaj… Boję się.

– A ja nie zgadzam się na to, żeby zabierać ją w Ciemność. Jestem odpowiedzialny za całą ekspedycję. Mieliśmy już przecież okazję się przekonać, że powoduje nią żądza mordu jakich mało.

Marco zastanawiał się.

– A może zostawić w Królestwie Światła Indrę, Orianę i Berengarię, razem z Thomasem?

– Ależ Marco! – Indra nie kryła rozczarowania.

– Co więc zrobimy? – westchnął. – Nie możemy jej zdemaskować i narazić tym samym na niebezpieczeństwo życia tylu ludzi, nie powinniśmy też wywoływać wśród nich paniki, musimy milczeć. Może wtajemniczyć nielicznych…

Nagle jego piękna twarz się rozjaśniła. Indra, patrząc na niego, wpadła na ten sam pomysł.

– Duchy! Czarownice!

– Oczywiście – ucieszył się Ram. – Czarownice Ludzi Lodu.

– Mamy też Móriego i Dolga – przypomniał Marco. – Oni na pewno będą mogli podjąć walkę, lecz musiałaby toczyć się otwarcie, a należy zachować większą ostrożność. Indro, poproś Móriego, żeby tu przyszedł. Niech przyprowadzi ze sobą niewidzialnych czarnoksiężników, Nauczyciela i Hraundrangi-Móriego.

– Przypuszczam, że pozostali nie pozwolą im występować samodzielnie – uśmiechnęła się Indra. – Czy mam wezwać również Dolga?

Marco wahał się.

– Tak, zawołaj go. Inaczej będzie się zastanawiał, co knujemy za jego plecami.

Indra pomknęła jak strzała. Na nieszczęście wpadła prosto na Joriego i młodą Evelyn, która nie odstępowała go ani na krok. Indra na moment zacisnęła zęby, ale zaraz wesoło pozdrowiła Joriego i jego towarzyszkę.

– Dokąd się tak spieszysz, Indro? – zainteresował się Jori.

– Marco chciałby, żeby Móri i Dolg popatrzyli okiem znawców na mur – skłamała bez zmrużenia oka.

Ach, gotowa była przebić kołkiem tę ohydną czarownicę o niewinnej dziecięcej twarzy, takim kołkiem, jakim przebija się wampiry, choć akurat nie z wampirem mieli do czynienia, lecz z jeszcze bardziej niebezpieczną istotą.

Pobiegła dalej, żałując, że nie może ostrzec Joriego, to jednak byłoby najgorsze z możliwych posunięć. Jori nie zdołałby zachować kamiennej twarzy, uderzyłby w krzyk i wszystko popsuł.

A więc ona była z nimi przez cały czas! Teraz Indra przypomniała sobie, gdzie wcześniej widziała dziewczynę. Jori oglądał się za nią na ulicy, a chwilę później Indra została uderzona w głowę.

W szpitalu Evelyn-Griselda przechodziła korytarzem obok jej pokoju, niedługo później Indrę znów zaatakowano.

Thomas… Należało go ostrzec, ale nie, to niemożliwe. Indra odwróciła się i zobaczyła, że Ram rozmawia z Orianą. Powiedział jej, co się stało? Nie, na pewno poprosił tylko ją i Berengarię, żeby trzymały się blisko niego, może w czymś mu pomogły. Odwrócił się teraz i patrzył na nią zatroskanym wzrokiem. Uspokajająco pomachała mu ręką.

Ach, jakie te chwile pełne napięcia! Zorientowała się, że drżą jej ręce, a ciało oblewa zimny pot.

Nareszcie jest Móri i Dolg, na szczęście stoją razem, nie będzie więc musiała już biegać.

Czarnoksiężnicy natychmiast ruszyli razem z nią, Indra deptała im po piętach, byle tylko nie stracić z nimi kontaktu.

Kiedy pomyślała o tym, co straszna wiedźma zdążyła zdziałać w krótkim czasie swojego pobytu w Królestwie Światła… Najstraszniejsze chyba było to, co uczyniła Elenie i Jaskariemu. Dlaczego to zrobiła? Czyżby powodowała nią tak silna żądza niszczenia? A może raczej pragnęła młodego, silnego mężczyzny? Prawdopodobnie motywów jej postępowania było wiele. Griselda wiedziała wszak, że Elena i Jaskari należą do grupki młodzieży, której nienawidziła.

Marco i Móri weszli w las, żeby przywołać duchy. Musiało się to odbyć w jak największej tajemnicy.

Kiedy duchy Móriego usłyszały, w czym rzecz, natychmiast ogarnął je zapał, wszystkie chciały uczestniczyć w rozprawie z wiedźmą. Marco wezwał tylko trzy czarownice, Sol, Ingrid i Tobbę. I one zacierały ręce na wieść o możliwości zniszczenia okrutnej Griseldy. Halkatlę Marco postawił w stan gotowości na wypadek, gdyby wszystko inne zawiodło.

Marco popatrzył na polanę, na której wielka gromada czekała na sygnał odjazdu. Widział niedużą grupkę, z którą właśnie się rozstał, i zdawał sobie sprawę, że Ram nie może zbyt długo wstrzymywać się z daniem hasła do wyruszenia. Wiedział, że Jaskari zdołał wreszcie pozbierać się na tyle, by wdrapać się do kontrolnej wieżyczki Juggernauta wraz z Madragami. Zawsze przecież interesowała go technika. Elena stała na ziemi w pobliżu machiny. Nie miała dość śmiałości, by wejść do środka. Jori gawędził z Evelyn. Biedny chłopak, Marco miał szczerą nadzieję, że Jori nie zdąży się w niej zakochać, nie przypuszczał jednak, by do tego doszło, wszelkie romanse Joriego bywały zwykle powierzchowne i krótkotrwałe. To właściwie przerażające u dorosłego już mężczyzny, jakim był Jori.

Oko Nocy wciąż niepokoił się o Berengarię, która ozdrowiała już całkiem po zatruciu, ale nie przestawała udawać chorej, chciała bowiem, by jej ukochany Indianin dalej ją pocieszał. Tsi-Tsungga prezentował sztukę przeskakiwania z drzewa na drzewo zainteresowanym widzom.

Wciąż panowała sielanka.

Miał nadzieję, że nic jej nie zakłóci i że zdołają unieszkodliwić Griseldę bez żadnych przykrych konsekwencji. Ale co z jej duszą?

Starał się wytłumaczyć zgromadzonym duchom, że właśnie o nią chodzi. Sama Griselda nie była tak istotna, Evelyn to tylko jedno z jej wielu wcieleń, Thomas wszak opowiadał o kimś zupełnie innym, wtedy używała swego prawdziwego imienia, Griselda. Tym razem nie mogła tego zrobić, imię brzmiało staroświecko i nieco śmiesznie, choć kiedyś nosiła je szlachetna kobieta, żona największego ze wszystkich męskich szowinistów. Tamta Griselda czy też Grisilda wywodziła się ze starej opowieści i nie miała nic wspólnego z Evelyn-Griseldą, pomyślał Marco. Poza tym Indra i wszystkie inne nowoczesne, świadome kobiety ogromnie by się oburzyły treścią tej opowieści. Płynący z niej morał ilustrował pogląd na kobiety, pogląd obecnie absolutnie nie do przyjęcia.

Duchy i Móri zajęły się dyskusją na temat starcia z Griselda, a Marco w myślach przypominał sobie tamtą okropną historię.

Bogaty pan długo nie chciał się żenić w obawie, że żona okaże się nie dość dla niego dobra. Po długim namyśle wybrał dziewczynę mającą w sobie dość pokory, piękną pasterkę owiec, Grisildę, która musiała przyrzec, że nigdy nie będzie go krytykować ani się mu sprzeciwiać. Przed ślubem rozebrał ją do naga, by zrozumiała, że jemu zawdzięcza wszystko. Rzeczywiście była taka, jakiej pragnął, cierpliwa, posłuszna i kochana przez otoczenie, mimo to wciąż jednak miał pewne wątpliwości. Gdy przyszło na świat ich pierwsze dziecko, córeczka, odebrał je matce i zapowiedział, że zostanie zgładzone. Grisilda posłusznie oddała maleństwo, mąż jednak postanowił wypróbować ją ponownie. Pozbawił ją również syna, który urodził się później. Po wielu latach posłał po Grisildę i oświadczył w obecności służących, że papież zezwolił na ich rozwód, ponieważ pochodziła ze zbyt niskiego rodu, a on zasługiwał na lepszą żonę. Znów zażądał, by rozebrała się do naga, a wtedy kobieta po raz pierwszy zaprotestowała. Spytała, czy może zatrzymać choć koszulę, łaskawie pozwolił jej na to, musiała jednak zająć się przygotowaniami do weseliska i przyjęcia nowej dwunastoletniej panny młodej i jej młodszego braciszka. Na uczcie powitalnej Grisilda życzyła szczęścia byłemu mężowi, poprosiła go jednak, by okazał swej młodej narzeczonej więcej serca niż jej. Widząc taką pokorę mężczyzna wyjawił wreszcie, że jego narzeczona i jej brat to ich własne dzieci, które dorastały u dobrych krewnych. Grisilda powróciła do łask, mąż nie obawiał się już bowiem z jej strony żadnego sprzeciwu.

Marco zacisnął zęby, nie lubił tej opowieści, przypominającej mu swym okrucieństwem historię Hioba. Sam na miejscu Grisildy rzuciłby męża i odszedł, zabierając dzieci, ale baśń kończyła się pieśnią pochwalną dla nieszczęsnej kobiety jako wzoru cnoty.

Ocknął się z zamyślenia, bo duchy zwróciły się do niego z prośbą o radę.

– Co takiego? Bardzo dobry pomysł, niech Ingrid zaczyna. Pamiętajcie, wszystko robicie po to, żeby dowiedzieć się, gdzie ona ukrywa swoją duszę i jak ona wygląda.

– Na pewno jest czarna – oświadczyła z mocą Sol. – Ale trochę chyba możemy się z nią podroczyć?

Prosząco przekrzywiła głowę, a oczy rozbłysły jej nadzieją.

Marco nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

– Dobrze, tylko nie utraćcie nad nią kontroli. A więc najpierw Ingrid, potem Tobba i dopiero na koniec Sol. Gdyby wam się nie udało, to duchy Móriego czekają w pogotowiu.

– Możesz na nas liczyć – obiecał Nauczyciel.

Marco i Móri wiedzieli, że nikt poza nimi nie dostrzega duchów, jeszcze tylko Dolg, ale on nikomu o niczym nie powie.

– I nie zapominajcie, że ona jest niezwykle niebezpieczna. Niełatwo będzie pokonać ją w magicznym boju, lepiej więc do niczego takiego nie dopuszczajcie.

– Będziemy bardzo grzeczne – zapewniła Sol, lecz Marco nawet przez chwilę jej nie wierzył.

– Nie widzi was teraz nikt poza Dolgiem – podjął. – Same zdecydujecie, kiedy się ukazać, ale starajcie się nie wystraszyć innych.

– Wystraszyć? My? – niewinnie zdziwiła się Ingrid. – No, życzcie mi powodzenia, przyjaciele, zabieramy się do unieszkodliwiania potwora.

I właśnie wtedy Marco poczuł – jakby ktoś trącił jakąś strunę – że coś zaczyna psuć ich idyllę. Coś, nad czym nie miał kontroli.

A jeśli było coś, czego Marco nienawidził, to właśnie nie mieć kontroli.

Загрузка...