15

Griselda stała w izdebce, w której przechowywała swoje najbardziej tajemne wywary i środki

Była już prawie gotowa. Ręce miała czarne i lepkie, wysmarowane aż do łokci smołą i tłuszczem przestępcy, który umarł przez samopodpalenie. Gorzki wywar z jeszcze bardziej makabryczną zawartością stał przed nią na stoliku, przygotowany do wypicia. Miała już wszystkie niezbędne składniki poza jednym: świeżą krwią niemowlęcia. Poza tym znalazły się tam odchody niedźwiedzia, wino mszalne i rzeczy, o których nie powinno się wspominać.

Ale gdzie szukać niemowlęcia?

Znała pewną rodzinę, która zostawiała na noc swoje dziecko na werandzie, widziała, jak układają maleństwo w wózku. Mieszkali niedaleko, lecz Griselda musiała zachować ostrożność.

Dziesięć minut później już zakradała się na werandę, zgięta wpół przemknęła do wózka i podstawiła pod rączkę dziecka maleńką miseczkę. Czubkiem noża nacięła kciuk niemowlęcia, bardzo delikatnie, żeby nie zaczęło płakać. Nie wahałaby się przed poważniejszym skaleczeniem malca, gdyby się nie bała, że zostanie odkryta.

Dziecko pisnęło żałośnie, gdy z małego paluszka wyciskała kilka kropli krwi. Na czworakach, a właściwie na trojakach, bo w jednej ręce niosła miseczkę, podczołgała się do ściany werandy i przez nikogo nie zauważona zniknęła wśród roślinności między domami. Ani trochę nie przejęła się czarnymi śladami smoły, które zostawiła na bielutkim kocyku w wózeczku.

Teraz miała już wszystko.

W domu przed lustrem rozebrała się do naga i z zachwytem przyglądała się własnemu odbiciu. Do stu piorunów, czarująco wygląda jako piętnastolatka, emanuje wprost magnetyczną zmysłowością. Niewiele brakowało, a Griselda, wkładając we włosy kwiat Eleny, zakochałaby się sama w sobie.

Nie miała jednak na to czasu, odetchnęła głęboko i chwyciła duży kubek, w którym nareszcie znalazły się już wszystkie składniki niezbędne do sporządzenia czarodziejskiego wywaru. Trzymając go w obu rękach przed lustrem, zaczęła odmawiać magiczne zaklęcia, przepadłe już dawno we mgle minionych stuleci

Podniosła kubek wysoko i wypiła parujący wywar.

Dech zaparło jej w piersiach. Cóż za obrzydliwy smak! Warto jednak go poczuć. To smak zemsty, a jednocześnie rozkosznej miłosnej przygody.

Obserwowała się w lustrze, widziała, jak jej młodą twarz ściąga ból, potem straciła przytomność, lecz tylko na krótką chwilę.


Jaskari usiłował się wydobyć z głębokiej studni snu. Słyszał, że ktoś dzwoni do drzwi.

– Już idę – mruknął i znów zasnął.

Ale dzwonek nie milkł.

– Cóż to za uparciuch! – prychnął.

Usiadł z trudem na łóżku i naciągnął szorty. Może jakiś kryzys w szpitalu? No cóż, obowiązki.

Na bosaka, z gołym torsem, prezentując wspaniałe mięśnie, wyszedł na korytarz i otworzył.

– Ależ Eleno! – przeraził się i przeciągnął palcami po wzburzonych jasnych włosach.

Jakże on wygląda, zaspane oczy, prawie goły! I Elena go takim widzi!

A ona stała w drzwiach onieśmielona, we włosach wciąż miała kwiat i uśmiechała się do niego.

– Zmieniłam zdanie. Tyle przecież mamy sobie do powiedzenia. Czy mogę wejść?

– Oczywiście – wyjąkał Jaskari.

Kiedy go mijała, owionął go ostry zapach perfum. To niepodobne do Eleny, pomyślał zmieszany, tak wpadać jak gdyby liczyły się sekundy. I przecież zawsze tak dyskretnie używała perfum.

A Elena nagle jakby się zatrzymała, jakby przypomniała sobie, kim jest. Znów była normalną zawstydzoną Elena, poruszała się niezręcznie jak zawsze i uśmiechała drżąco. Jaskariemu nie umknęło jednak, że obrzuciła go urażonym spojrzeniem od stóp do głów, a oczy zapłonęły jej jakimś szczególnym, niemal chciwym blaskiem.

Podoba jej się to, co widzi, pomyślał, i chyba się ucieszył. Chyba, bo nie był tego całkiem pewny.

– Spałeś – stwierdziła miękko. – A ja cię zbudziłam, to niemądre z mojej strony, chodź, pójdziemy z powrotem do twojej sypialni, musisz odpocząć, nie będę ci przeszkadzać. Chciałabym tylko posiedzieć i pogawędzić chwilę, a jeśli zaśniesz, to nic nie szkodzi. Ale tyle ci mam do powiedzenia, musisz mi na to pozwolić. Tak bardzo chciałam cię zobaczyć!

Jaskari przygryzł wargę. Czyżby Elena piła? Nie, nie więcej niż kieliszek czerwonego wina w restauracji Elena, tak surowo wychowana, zawsze bardzo uważała na alkohol.

Życzliwie jednak skinął jej głową i pokazał drogę do sypialni. Nie najlepiej dobrała perfumy, ale cóż, nie mógł jej o tym powiedzieć, zawierały jednak w sobie pewną nutę, która psuła całe wrażenie. Jak gdyby użyła dwóch zapachów wzajemnie się niszczących?

Nie poznawał też jej sukienki, była bardzo młodzieńcza, niemal dziecinna. Widać jednak nie zna tak dobrze garderoby Eleny.

Kiedy znaleźli się już przy jego nie zaścielonym łóżku, które w pośpiechu starał się wygładzić, Jaskari objął ją i powiedział:

– Moja droga, kochana, tak się cieszę, że przyszłaś.

W pokoju dzięki zasuniętym okiennicom panowała ciemność. Jaskari usłyszał, jak dziewczyna, czując jego dotyk, z trudem chwyta oddech, i pocałował ją w czoło. Chciał ją uspokoić, ona nie może się bać. Puścił ją zaraz, nie trzeba pośpiechu, mówiła przecież, że chce posiedzieć i porozmawiać. Czyżby naprawdę w to wierzyła? Nie wiedziała, że on od miesięcy czeka na ten moment? Kochana Elena, co prawda nie najlepiej się czuł, ale to przecież Elena, ta, w której kochał się od wielu lat.

A teraz wreszcie była tutaj, czy on zdoła nad sobą zapanować?

Przeraziła go reakcja dziewczyny. Elena oddychała ciężko, rozgorączkowanymi palcami szukając zapięcia paska przy jego spodniach, choć ubrany był tylko w szorty. Czy ona nie wie, że takie majtki mają w pasie tylko gumkę?

– Mam mało czasu – szepnęła rozpalona. – Pospiesz się, połóż się, chcę…

Jasne było, o co jej chodzi, Jaskari był zbyt oszołomiony, by się opierać, kiedy odkryła wreszcie, jaką praktyczną rzeczą są szorty, i wsunęła rękę za gumkę, przewracając go na łóżko.

Jaskari był rozdarty pomiędzy całkiem naturalnym pożądaniem jedynego obiektu miłości a zdumieniem nad nagłą przemianą Eleny z nieśmiałej panienki w natrętną kobietę. Dziewczyna na moment jakby się opamiętała i uśmiechnęła do niego, prosząc o wybaczenie, pozwoliła mu pogładzić się po ramionach, pokazać, że nie ma jej tego za złe. Później zaś zapomniała o całym wstydzie. Nie pozostawiła mu zbyt wiele czasu do namysłu, zwinęła się w kłębek i wzdychając z zadowolenia zaczęła całować dumę jego męskości, a Jaskari, w pierwszej chwili wstrząśnięty, pozwolił się porwać własnej żądzy. Skoro Elena tego chce, on nie będzie się sprzeciwiał.

Zadbał tylko o to, by znalazła się pod nim, ona zaś chętnie się na to zgodziła.

Chciał pokazać, kto przejął inicjatywę, udowodnić, że i on tego chce i że Elena nie musi się wstydzić.

Poddała mu się przez chwilę, z jękiem, jakiego się po niej nie spodziewał, i zaraz znów znalazła się na wierzchu. Ujeżdżając go z rozkoszą, zaczęła krzyczeć głośno, wręcz wrzeszczeć, a Jaskari zdążył tylko pomyśleć zdumiony: Ależ ona nie jest dziewicą!

Zaraz jednak żądze pochwyciły go niczym sztorm, niczym orkan, poczuł, z jaką namiętnością Elena mu w tym towarzyszy, wzrok miała szklany jak w transie.

Wreszcie zapadła cisza.

Elena osunęła się na niego, ciężko chwytając oddech. Nagle wstała i naciągnęła sukienkę, Jaskari zorientował się, że i przedtem nie miała na sobie nic więcej. Wszystko działo się błyskawicznie, zanim zdążył pojąć jej zamiary, instynktownie naciągnął na siebie cienkie okrycie ze wstydem, jaki nie powinien mieć miejsca między dwojgiem czułych kochanków.

– Eleno, nie musisz chyba jeszcze iść, nie teraz!

– Ach, Jaskari, co ja zrobiłam! – jęknęła. – Co myśmy zrobili? Nie przyszłam tu wcale w tym celu, lecz moja miłość do ciebie okazała się silniejsza, uczucia wzięły nade mną górę, nie, muszę już iść, nie mogę zostać, to niemożliwe. Żegnaj, mój drogi, i wybacz mi moją śmiałość.

Przy tych ostatnich słowach jej głos zmienił się dramatycznie, zabrzmiał niczym dźwięk z płyty gramofonowej, która traci prędkość. Stał się jakiś grubszy, chrapliwy. Elena wybiegła z pokoju.

Jaskari usłyszał trzaśniecie wejściowych drzwi.

Siedział na brzegu łóżka, nie bardzo mogąc pojąć, co się właściwie stało. Wszystko działo się tak prędko, Elena była zupełnie niepodobna do siebie, a jego, trzeba przyznać, rozczarowało nieco jej zachowanie.

Zniechęcony obracał w palcach kwiat hibiskusa, zgnieciony i stłamszony w gorączkowych objęciach.

Zupełnie inaczej wyobrażał sobie ich romans. Zamierzał nie spieszyć się, okazywać delikatność, na jaką zasługiwała taka dziewczyna jak Elena. Wszystko miało być takie piękne, czułe i kruche. Kilka razy spotkaliby się na mieście, pocałowali, zbliżali do siebie powoli, aż wreszcie nadszedłby ten wieczór, kiedy z pełną naturalnością padliby sobie w ramiona.

Czuł, że w piersi wzbiera mu płacz. To spotkanie było… no tak, trochę upokarzające. W dodatku Elena źle wymówiła jego imię, błędnie je zaakcentowała.

Dlaczego była tak prędka? Taka niecierpliwa? I dlaczego tak się spieszyła, żeby wyjść?

Nigdy czegoś podobnego by się po niej nie spodziewał.


W parkowych krzakach Griselda oddychała ciężko, czując nieznośny ból przenikający jej ciało. Dobrze wiedziała, że czarodziejski środek działa jedynie przez krótki czas i czuła teraz zachodzącą w niej przemianę. Wiedziała, że jej twarz powraca do swego pierwotnego kształtu, rysy układają się tak jak poprzednio, wkrótce już znów miała być sobą. Właśnie z powodu krótkotrwałego działania wywaru musiała się tak spieszyć. Wyszła dosłownie w ostatniej chwili, próbowała tej sztuki zaledwie raz wcześniej przed kilkoma stuleciami, proces przeobrażenia był bowiem zaiste bardzo trudny. Tym razem jednak bardzo tego pragnęła.

I dostała godziwe wynagrodzenie za trud. Miała w sobie nasienie tego kłębka mięśni, zaspokoiła dręczące ją pożądanie, przynajmniej na jakiś czas. W dodatku zdołała się zemścić.

Głupia Elena nie ma już czego szukać.

Czując, że na powrót stała się Griseldą, przemknęła do hotelu. Miała nadzieję, że nocny portier nie dostrzeże jej późnego powrotu do domu. Niestety, był na swoim miejscu, uśmiechnęła się tylko nieco zmieszana.

Stojąc już na schodach, odwróciła się i zesłała na niego zapomnienie, tak by nikomu nie zdołał donieść o tym, co widział. Była jednak niezmiernie zmęczona i mogła jedynie mieć nadzieję, że zaklęcie podziała. Ledwie starczyło jej sił na dotarcie do hotelowego pokoju.

Pozostawał jeszcze prysznic, ach, jakże nienawidziła tej pluszczącej wody, lecącej na nią z góry. Zabieg jednak był konieczny, jeśli nazajutrz miała się przyzwoicie zaprezentować.

Zasnęła, ledwie przyłożywszy głowę do poduszki

Загрузка...