Rozdział 14

Dziwiąc się, że w ogóle o tym pamięta, Brunetti z dworcowego telefonu zadzwonił do hotelu, żeby odwołać rezerwację. Marzył o powrocie do domu. Razem z Vianellem wsiedli do tramwaju wodnego numer osiemdziesiąt dwa w kierunku Rialto. Nie mieli siły rozmawiać. Pożegnali się krótko i przygnębiony Brunetti, przeszedłszy przez most i zamknięty o tej porze targ, szybko dotarł w okolice domu. Nawet przepiękne orchidee wystawione w oknach kwiaciarni Biancata nie poprawiły mu nastroju, nie poprawił go również zapach smakowitych dań, rozchodzący się na pierwszym piętrze.

U niego w mieszkaniu pachniało jeszcze mocniej: ktoś brał niedawno kąpiel lub prysznic i musiał myć włosy szamponem rozmarynowym, który Paola kupiła tydzień wcześniej. Na kolację były kiełbaski z papryką. Brunetti miał nadzieję, że Paola poda je ze świeżym makaronem.

Powiesił marynarkę w szafie. Gdy wszedł do kuchni, Chiara, która siedziała przy kuchennym stole, pracując nad czymś, co najwyraźniej miało związek z geografią – cały blat stołu zasłany był mapami, a obok leżał kątomierz i linijka – rzuciła się na niego i mocno objęła. Przypomniał sobie odór w mieszkaniu Marca i musiał się przemóc, żeby się od niej nie odsunąć.

Papa – powiedziała, zanim zdążył ją pocałować na przywitanie – czy mogłabym w lecie zapisać się na kurs żeglarski?

Brunetti na próżno szukał oczami Paoli, która mogłaby mu to wyjaśnić.

– Kurs żeglarski? – powtórzył.

– Tak, papa – powiedziała Chiara, patrząc na niego z uśmiechem. – Mam książkę i próbuję sama nauczyć się nawigacji, ale myślę, że ktoś musi mi to pokazać w praktyce.

Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę stołu, który faktycznie pokrywały mapy, ale teraz zauważył, że były to mapy morskie, z zaznaczonymi mieliznami i konturami lądów.

Chiara odsunęła się od niego i stanęła nad stołem, zaglądając do otwartej książki, przyciśniętej inną książką.

– Spójrz, papa – powiedziała, wskazując palcem kolumnę cyfr. – Przy bezchmurnym niebie, jeśli mają właściwy zestaw map i chronometr, mogą zawsze dokładnie określić miejsce, w którym się znajdują, w każdej części świata.

– Kto może, aniołku? – spytał Brunetti, otwierając lodówkę i wyciągając butelkę tokaju.

– Kapitan Aubrey z załogą – powiedziała tonem, z którego wynikało, że jest to absolutnie oczywiste.

– A kto to jest kapitan Aubrey?

– Papa, to jest kapitan „Surprise”. – Chiara spojrzała na niego tak, jakby się właśnie przyznał, że nie pamięta własnego adresu.

– „Surprise”? – spytał, nadal nie wiedząc, o co chodzi.

– Z książek o wojnie z Francuzami, papa – i zanim zdążył przyznać się do ignorancji w tej dziedzinie, dodała: – Ależ ci Francuzi są podli.

Brunetti, który podzielał opinię, że Francuzi są podli, nie odezwał się, wciąż nie wiedząc, o czym właściwie jest mowa. Nalał sobie kieliszek wina i wypił dwa duże łyki. Popatrzył znów na rozłożone mapy i zauważył, że w częściach zamalowanych na niebiesko było mnóstwo okrętów, ale staromodnych, z wydętymi wiatrem białymi żaglami, a z rogów mapy wyzierały trytony, wyłaniające się z wody i dmące w rogi z muszli.

Poddał się.

– Z jakich książek, Chiaro? – spytał.

– Tych, które dostałam od mamy, napisanych po angielsku, o angielskim kapitanie i jego przyjacielu, i o wojnie z Napoleonem.

Ach, o te książki chodzi. Pociągnął kolejny łyk.

– Widzę, że podobają ci się te książki tak samo jak mamie.

– Och, nie, mamy nie da się w tym prześcignąć – stwierdziła autorytatywnie Chiara.

Cztery lata temu, po dwudziestu latach małżeństwa, Brunetti został nagle na ponad miesiąc porzucony przez żonę, która zamiast zajmować się domem, zatopiła się w lekturze, jak mu się wówczas wydawało, osiemnastu powieści o tematyce morskiej, z okresu niekończących się wojen między Anglią a Francją* [W istocie jest to dwadzieścia książek autorstwa Patricka O’Briana (1914-2000), jednego z największych pisarzy historycznych XX wieku. Bohaterami powieści, których akcja toczy się podczas wojen napoleońskich na prawie wszystkich morzach świata, są kapitan Królewskiej Marynarki Wojennej Jack Aubrey i jego przyjaciel, lekarz i przyrodnik Stephen Maturin. Epizod, w którym kapitan Aubrey dowodzi statkiem „Surprise”, ma miejsce na morzach wokół Brazylii, gdzie Aubrey poluje na francuski statek „Acheron”.]. Jemu ten okres wydawał się równie długi, ponieważ posiłki, które wówczas jadł, były przygotowane w pośpiechu, mięso niedopieczone, a chleb czerstwy, często więc musiał szukać pocieszenia w nadmiernych ilościach grogu. Widząc małżonkę tak całkowicie pochłoniętą tym tematem, zajrzał do jednego z tomów powieści, chociażby po to, aby mieć o czym rozmawiać podczas improwizowanych obiadów i kolacji. Ale książka wydała mu się rozwlekła, pełna dziwacznych postaci i jeszcze dziwniejszych zwierząt, zrezygnował więc z lektury już po kilku stronach, zanim jeszcze pojawił się na nich kapitan Aubrey. Na szczęście Paola czytała szybko i skończywszy ostatni tom, powróciła do dwudziestego wieku zupełnie niezmieniona, mimo tych wszystkich katastrof morskich, bitew i epidemii, na które się narażała przez kilka tygodni.

Stąd te mapy.

– Muszę porozmawiać o tym z twoją matką – powiedział.

– O czym? – spytała Chiara, z głową w mapach i lewą ręką zajętą kalkulatorem, przyrządem, którego, pomyślał Brunetti, kapitan Aubrey na pewno by jej pozazdrościł.

– O kursie żeglarskim.

Ah yes – powiedziała Chiara, z wielką swobodą przechodząc na angielski. – I long to sail a ship.

Brunetti machnął ręką, nalał dwa kieliszki wina i poszedł do pokoju żony. Drzwi były otwarte. Paola leżała na kanapie i czytała.

Captain Aubrey, I presume – odezwał się na powitanie.

Odłożyła książkę, uśmiechnęła się i sięgnęła po kieliszek. Pociągnęła łyk, przesunęła się, żeby zrobić mu miejsce, a kiedy usiadł, spytała:

– Zły dzień?

Brunetti westchnął, oparł się wygodnie i przykrył ręką stopy Paoli.

– Przedawkowanie. Dwadzieścia lat. Student architektury.

Przez dłuższy czas milczeli.

– Jakie mieliśmy szczęście, że urodziliśmy się wtedy, kiedyśmy się urodzili – powiedziała Paola po chwili.

Brunetti spojrzał na nią pytająco.

– Przed narkotykami – wyjaśniła. – To znaczy zanim narkotyki zaczęły być takie popularne. Może dwa razy w całym moim życiu paliłam marihuanę. I dzięki Bogu za każdym razem bez żadnych rewelacji.

– Dlaczego dzięki Bogu?

– Bo gdyby mi się to spodobało albo gdyby podziałało na mnie tak, jak przypuszczalnie działa na ludzi, mogłabym się skusić i zapalić jeszcze raz i jeszcze. Kto wie, może potem sięgnęłabym po coś silniejszego.

Brunetti w myślach przyznał jej rację.

– A co zabiło tego chłopca?

– Heroina.

Paola wzdrygnęła się.

– Prawie całe popołudnie spędziłem z jego rodzicami – powiedział Brunetti, popijając wino. – Ojciec ma gospodarstwo rolne. Przyjechali spod Trydentu, żeby go zidentyfikować.

– Czy mają jeszcze inne dzieci?

– Wiem o młodszej siostrze, czy są jakieś inne, nie mam pojęcia.

– Mam nadzieję, że są – powiedziała Paola, dotykając go stopami. – Jesteś głodny?

– Tak, ale najpierw wezmę prysznic.

– Doskonale. Będą kiełbaski w paprykowym sosie.

– Wiem.

– Chiara cię zawoła.

Paola wstała z kanapy, odstawiła kieliszek z winem na stolik obok i poszła do kuchni szykować kolację. Brunetti został sam.


Kiedy wszyscy siedli do kolacji – Raffi wrócił do domu w momencie, gdy Paola podawała kluski – nastrój Brunettiego nieco się poprawił: Na widok dzieci, nawijających na widelce świeżo ugotowane pappardelle, ogarnęło go niemal zwierzęce poczucie bezpieczeństwa i dostatku, a ich łakomstwo było tak zaraźliwe, że sam zaczął jeść z apetytem. Paola zadała sobie trud opieczenia czerwonych papryk i zdjęcia z nich skórek, były więc miękkie i słodkie, właśnie takie, jak lubił. Kiełbaski zawierały duże ziarna czerwonego i białego pieprzu, ukryte w delikatnym mięsnym nadzieniu jak najgłębsze zasoby smaku i wydobywane na podniebienie przy pierwszym kęsie, przy czym rzeźnik Gianni nie pożałował czosnku.

Każdy wziął po dokładce, nie mniejszej, o zgrozo, niż pierwsza porcja. Potem w żołądkach zostało już tylko trochę miejsca na sałatę, lecz kiedy i tej zabrakło, wszyscy zmieścili jeszcze odrobinę świeżych truskawek z kroplą łagodnego octu.

Podczas całego posiłku Chiara nie wychodziła ze swej nowej roli sędziwego marynarza* [Aluzja do słynnej poetyckiej ballady Samuela Taylora Coleridge’a (1772-1834), czołowego angielskiego romantyka, Rymy o sędziwym marynarzu.], opowiadając bez końca o florze i faunie dalekich krajów, podając przy okazji zadziwiającą informację, jakoby większość osiemnastowiecznych marynarzy nie umiała w ogóle pływać, a zanim Paola zdążyła jej przypomnieć, że siedzą przy stole, opisała szczegółowo objawy szkorbutu.

Dzieci znikły, Raffi poszedł poślęczeć nad greckim aorystem, a Chiara, jeśli Brunetti dobrze zrozumiał, zamierzała zapoznać się z przebiegiem kolejnej katastrofy morskiej, gdzieś na południowym Atlantyku.

– Myślisz, że przeczyta wszystkie te książki? – spytał Brunetti, sącząc grappę i dotrzymując towarzystwa Paoli, która zajęła się zmywaniem.

– Mam nadzieję – odrzekła, skupiona na myciu półmiska.

– Czy ona je czyta, bo tobie się tak bardzo podobały, czy dlatego, że sama chce?

– Powiedz, ile ona ma teraz lat? – spytała Paola, odwrócona plecami i pochłonięta szorowaniem garnka.

– Piętnaście – odparł Brunetti.

– Wymień mi jakąś piętnastolatkę, jakąkolwiek piętnastolatkę, która robi to, co każe jej matka.

– Czy to znaczy, że zaczął się okres dojrzewania? – spytał Brunetti, pamiętając, że u Raffiego ten okres trwał ze dwadzieścia lat, o ile dobrze pamiętał, i nieźle dał się wszystkim we znaki.

– U dziewcząt to przebiega inaczej – powiedziała Paola, odwracając się i wycierając ręce w ścierkę. Nalała sobie kieliszek grappy i oparła się o zlew.

– Jak inaczej?

– Mają problem tylko z matką, a nie z matką i ojcem.

Brunetti zastanowił się.

– Czy to źle, czy dobrze?

Paola wzruszyła ramionami.

– To jest kwestia genów czy kultury, więc w żaden sposób tego nie ominiemy. Możemy tylko mieć nadzieję, że ten okres szybko minie.

– A jak długo on normalnie trwa?

– Aż dziewczynka skończy osiemnaście lat. – Paola wypiła kolejny łyk grappy i teraz już wspólnie zaczęli rozważać tę perspektywę.

– Może by ją oddać na ten czas do karmelitanek?

– Wątpię, czyby ją przyjęły.

– Może to dlatego Arabowie tak wcześnie wydają córki za mąż?

– Z pewnością – rzekła Paola, przypominając sobie płomienną mowę, którą tego ranka wygłosiła do niej Chiara, uzasadniając potrzebę posiadania własnego telefonu. – Z pewnością.

– Nic dziwnego, że wszyscy mówią o mądrości Wschodu.

Paola wstawiła swój kieliszek do zlewu.

– Mam jeszcze kilka prac do poprawienia. Chodź, usiądziesz koło mnie na kanapie, poczytasz sobie i zobaczysz, jak sobie radzą Grecy podczas podróży do ojczyzny.

Brunetti uśmiechnął się i ruszył za Paolą.

Загрузка...