ROZDZIAŁ 59

Meredith wyszła z budynku, w którym mieścił się gabinet jej ginekologa, i powstrzymała absurdalną chęć wyrzucenia w górę ramion i wykonania na chodniku kilku tanecznych obrotów. Odchyliła twarz ku niebu i stała, czując, jak wiosenny wietrzyk owiewa jej skórę. Uśmiechała się w obłoki.

– Dziękuję – szepnęła.

Dopiero po upływie roku i dwóch długich konsultacjach z ginekologami specjalizującymi się w skomplikowanych ciążach udało się przekonać Matta, że bez względu na efekt końcowy ciąży, jeśli Meredith będzie się dokładnie stosować do ich zaleceń i leczenia, łącznie z pozostaniem w łóżku przez czas ciąży, ryzyko dla niej samej będzie tylko niewiele większe niż dla jakiejkolwiek kobiety. Następnych dziewięć miesięcy zajęło, żeby w końcu usłyszała wypowiedziane dzisiaj słowa:

– Gratulacje, pani Farrell. Jest pani w ciąży.

Kierując się impulsem, przeszła na drugą stronę ulicy i kupiła w kwiaciarni pęk róż, po czym poszła do następnej przecznicy, gdzie Joe czekał z samochodem. Zaskoczyła go, pojawiając się z przeciwnej, niż tego oczekiwał, strony. Otworzyła sobie drzwiczki i wsiadła na tylne siedzenie.

Joe oparł ramię o oparcie swojego siedzenia i odwrócił się do niej.

– Co powiedział lekarz?

Meredith spojrzała na niego promiennie, ciągłe jeszcze zadziwiona i zaskoczona. Uśmiechnęła się.

W odpowiedzi na twarzy Joego pojawił się szeroki uśmiech.

– Matt będzie szczęśliwym człowiekiem! – obwieścił. – Zaraz jak tylko przestanie być bardzo wystraszonym człowiekiem! – Odwrócił się i uruchomił silnik limuzyny.

Była przygotowana na to, że jak zwykle zostanie z wielką siłą wciśnięta w oparcie siedzenia, kiedy Joe oderwie samochód od krawężnika z pełną mocą silników, ale on przepuścił aż trzy możliwości brutalnego włączenia się do ruchu i dwie kolejne, absolutnie sensowne szanse na zrobienie tego z przeciętną prędkością. Dopiero kiedy droga za nim była wolna, ruszył łagodnie z prędkością bardziej właściwą popychaniu wózka dziecięcego niż jego zwykłym wyczynom. Wybuchnęła śmiechem.

Matt czekał na nią, przechadzając się nerwowo wzdłuż okien ich salonu. Przeczesywał rękoma włosy i wyrzucał sobie, że w ogóle zgodził się na podjęcie nawet próby jej zajścia w ciążę.

Wiedział, że podejrzewa, że wreszcie im się to udało, i po cichu miał nadzieję, że się myliła. Nie wyobrażał sobie, jak zdoła znieść strach o nią, jeśli tak rzeczywiście było.

Odwrócił się gwałtownie, słysząc, że drzwi frontowe otwierają się. Patrzył, jak zbliżała się do niego. Jedną rękę trzymała z tyłu za plecami.

– Co powiedział lekarz? – zapytał od razu, nie mogąc już dłużej znieść napięcia.

Wyjęła zza pleców pęk róż o długich łodyżkach i wyciągnęła je ku niemu. Uśmiechnęła się promiennie.

– Gratuluję, panie Farrell. Spodziewamy się dziecka! Porwał ją w ramiona, gniotąc bukiet dzielący go od niej.

– Boże dopomóż! – szeptał miotany sprzecznymi uczuciami.

– On nam pomoże, kochanie – uspokajała go, całując w policzek.

Загрузка...