ROZDZIAŁ 51

Matt krążył nerwowo po hallu swojego mieszkania, kiedy Meredith zjawiła się tego wieczoru spóźniona o trzydzieści minut. Gwałtownie otworzył drzwi, chwycił ją w ramiona i powiedział zdenerwowany:

– Do diabła, jeśli się spóźniasz, a wszędzie dookoła wybuchają bomby, to dzwoń, żebym wiedział, że nic ci się nie stało! – Odsunął ją od siebie, mając zamiar potrząsnąć nią i zaraz pożałował swojego wybuchu. Wyglądała na wykończoną.

– Przepraszam – odparła – nie pomyślałam, że mógłbyś wyobrazić sobie coś takiego.

– Najwyraźniej jestem przewrażliwiony we wszystkim, co dotyczy ciebie – próbował żartem zatrzeć wrażenie tego gwałtownego powitania. Poprowadził ją na tyły mieszkania, do części znajdującej się na podwyższeniu. Było tu najbardziej przytulnie, a z narożnych okien roztaczał się piękny widok.

– Większą część popołudnia spędziłam na posterunku policji – wyjaśniła, siadając na obitej skórą kanapie. – Próbowałam powiedzieć im wszystko, co tylko mogłoby pomóc w znalezieniu tego, kto podłożył bombę w sklepie. A kiedy pojechałam do domu, żeby się przebrać przed przyjściem tutaj, zadzwonił Parker i rozmawialiśmy prawie godzinę.

Wróciła myślami do telefonu Parkera. Żadne z nich nie wspomniało o tym, że spędził noc u Lisy. Parker nie był kłamcą i brak tłumaczenia się z jego strony był dla Meredith cichym potwierdzeniem, że ta noc nie była tylko platonicznym wydarzeniem. Dziwne było wyobrażenie sobie tych dwojga razem, dziwne, a jednocześnie w jakimś sensie uspokajające, bo obydwoje nie byli jej obojętni.

Pod koniec rozmowy Parker życzył jej szczęścia, ale zabrzmiało to niepewnie i wyczuwało się jego obawy co do tego, żeby mogła być z Mattem szczęśliwa. O samym Matcie powiedział niewiele, poza tym, że żałuje, że w ogóle rozpoczął z nim tę walkę.

– Bardziej żałuję tylko tego – dodał sucho Parker – że mój cios chybił celu.

Reszta ich rozmowy dotyczyła interesów i nie była ani uspokajająca, ani też przyjemna.

Zarzucając te rozmyślania powiedziała:

– Przepraszam za to zamyślenie. To był niesamowity dzień, od początku do końca.

– Chcesz o tym porozmawiać?

Spojrzała na niego, na nowo zaskoczona jego spokojem. Miał na sobie ciemne spodnie i białą koszulę rozpiętą pod szyją. Matthew Farrell z pewnością emanował nie dającą się zaprzeczyć siłą i mocą. Było to zakodowane w liniach jego podbródka, w każdym z twardych, niczym rzeźbionych w kamieniu rysów.

Jednak, pomyślała z mimowolnym uśmiechem, potrafiła sprawić, że ten twardy, wszechmocny mężczyzna tak desperacko jej pragnął. Uwielbiała mieć tę świadomość. Uwielbiała i kochała jego samego.

Pytanie, które jej zadał, wyrwało ją z tych przyjemnych myśli.

– Wolałabyś może nie myśleć o dzisiejszym dniu?

– Czuję się winna, obarczając cię sobą i swoimi problemami – odparła, chociaż bardzo chciała usłyszeć jego rady.

Wykrzywił lekko usta, a w jego oczach pojawiła się zmysłowość.

– To właśnie fantazje, że znowu obarczysz mnie sobą, nie pozwalały mi zasnąć do rana. – Zobaczył porozumiewawczy błysk wspomnienia w jej oczach i uśmiechnął się, ale nie próbował dalej rozpraszać jej uwagi. – Opowiedz o tym, co się dzisiaj działo.

Zmusiła się, żeby nie myśleć o zmysłowej wizji, jaką roztoczył.

– Właściwie bardzo łatwo jest to wszystko podsumować – powiedziała, podkurczając nogi pod siebie i obracając się w jego stronę. – Ważne, ale nie najważniejsze jest to, że nasze akcje spadły dzisiaj po południu o trzy punkty.

– Podskoczą znowu do góry, kiedy ucichnie sprawa z bombą. Skinęła głową i ciągnęła dalej:

– Rano zadzwonił przewodniczący zarządu. Chcą, żebym złożyła wyjaśnienia co do sobotniego zajścia. Właśnie kiedy z nim rozmawiałam, dostałam wiadomość o pierwszej bombie, i nie dokończyliśmy tej rozmowy.

– Podłożenie bomb zajmie na jakiś czas ich uwagę. Próbując dostrzec humor w sytuacji powiedziała:

– Chyba naprawdę nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Odwróciła oczy, unikając badawczego wzroku Matta i spojrzała w okno.

– Co jeszcze cię niepokoi?

Nalegał tak, że jasne było, że wie, że było coś jeszcze, i że zamierza usłyszeć to od niej samej. Czując się aż boleśnie niepewnie, spojrzała na niego i zapytała:

– Czy mógłbyś dać mi więcej czasu na zorganizowanie finansowania zakupu ziemi w Houston? Parker załatwił dla nas innego pożyczkodawcę, skoro jego bank nie może się tego podjąć, a tamci, kiedy usłyszeli dzisiaj o zamachach bombowych, zadzwonili do Parkera i wycofali się z transakcji. Powiedzieli, że chcą odczekać kilka miesięcy i zobaczyć, co się będzie działo z „Bancroftem”.

– To ładnie ze strony Reynoldsa zwalić to wszystko na ciebie właśnie dzisiaj – powiedział z sarkazmem Matt.

– Zadzwonił, żeby sprawdzić, że nic mi się nie stało, i przeprosić za sobotę. Cała reszta, ta o pieniądzach, wyniknęła dlatego, że na jutro mieliśmy zaplanowane negocjowanie warunków pożyczki z nowym pożyczkodawcą. Parker musiał mi powiedzieć, że odwołali spotkanie… – przerwała, słysząc głośny dźwięk swojego pagera. Sięgnęła po torebkę, którą położyła obok na kanapie, wyjęła pager i odczytała wiadomość. Jęknęła, jej ręka opadła z powrotem na kanapę. Sfrustrowana przymknęła oczy. – Jeszcze tylko to mi dzisiaj potrzebne.

– Co się stało?

– To mój ojciec – westchnęła niechętnie, patrząc na Matta. Ciepło zniknęło z jego oczu, kiedy to usłyszał, mięśnie jego twarzy stężały. – Chce, żebym zadzwoniła do niego. We Włoszech jest teraz druga albo trzecia nad ranem. Są dwie możliwości, albo dzwoni w środku nocy, żeby zapytać, jaką mamy pogodę, albo zobaczył gazety. Mogę zadzwonić z twojego telefonu?

Jej ojciec był w Rzymie na lotnisku. Czekał na samolot do domu, a kiedy jego głos ryknął w słuchawce, Matt skrzywił się, a Meredith drgnęła.

– Co ty wyprawiasz! – krzyknął w chwili, kiedy telefonistka połączyła ich.

– Uspokój się, proszę – zaczęła, ale było to właściwie niemożliwe.

– Czy postradałaś rozum? – grzmiał. – Zostawiam cię samą na kilka tygodni, a twoja twarz jest już na pierwszych stronach gazet, tuż obok twarzy tego drania. Do tego jeszcze groźby zamachów bombowych…

Zignorowała na razie kwestie dotyczące Matta i próbowała pocieszyć go, sądząc, że dowiedział się o bombach podłożonych tego dnia.

– Uważaj, żebyś nie dostał wylewu z powodu tego wszystkiego – prosiła, starając się trzymać nerwy na wodzy. – Wszystkie trzy bomby zostały odnalezione i usunięte bez szkody dla kogokolwiek…

– Trzy? – krzyczał. – Trzy bomby. O czym ty mówisz?

– O czym w takim razie ty mówiłeś? – wyrwało jej się, ale było już za późno.

– Mówiłem o fałszywym alarmie w Nowym Orleanie – powiedział i wyczuwała, że ledwo panuje nad sobą. – Znaleziono trzy bomby? Kiedy? Gdzie?

– Dzisiaj. W Nowym Orleanie, w Dallas i tutaj.

– Co z wysokością sprzedaży?

– Stało się to, co nieuniknione – powiedziała, starając się, żeby brzmiało to jak stwierdzenie faktu, a jednocześnie, żeby podtrzymywało go na duchu. – Musieliśmy po tym wszystkim zamknąć sklepy na resztę dnia, ale nadrobimy to. Już mam pomysł na pewnego rodzaju specjalną wyprzedaż. Dział reklamy chce, żeby nazwać to „bombową wyprzedażą” – próbowała żartować.

– Co z naszymi akcjami?

– Spadły dzisiaj o trzy punkty.

– A Farrell? – zaatakował znowu z wściekłością. – Co z nim? Trzymaj się u diabła z daleka od niego. Żadnych więcej konferencji prasowych… niczego!

Mówił tak głośno, że Matt słyszał go i Meredith spojrzała na niego z bezsilną konsternacją. Nie doczekała się jednak z jego strony ani dodającego otuchy uśmiechu, ani też moralnego wsparcia w innej formie. Czekał, żeby stawiła ojcu opór, a kiedy nie zrobiła tego natychmiast, odwrócił się na pięcie i podszedł do okna. Stał odwrócony tyłem do niej.

– Posłuchaj mnie – prosiła ojca drżącym, uspokajającym głosem. – Nie ma sensu, żebyś doprowadzał się tym wszystkim do kolejnego ataku serca.

– Nie mów do mnie jak do jakiegoś cholernego inwalidy! – zagroził, ale jego głos był spięty i Meredith odniosła wrażenie, że zrobił przerwę, by połknąć tabletkę. – Czekam na odpowiedź w sprawie Farrella.

– Sądzę, że nie powinniśmy dyskutować tego przez telefon.

– Nie wykręcaj się, do diabła! – złościł się. Zrozumiała, że najpewniej lepiej było uporać się z tym problemem teraz, niż odwlekać to, zwłaszcza że jej uniki denerwowały go jeszcze bardziej.

– Dobrze, w porządku – powiedziała spokojnie. – Omówimy to teraz, jeśli chcesz. – Przerwała, zastanawiając się szaleńczo, jak najlepiej zabrać się do tego. Uznała, że najrozsądniej będzie rozwiać najpierw dręczący go zapewne niepokój, czy odkryła, czego dopuścił się jedenaście lat temu. Zaczęła więc od tego. – Wiem, że mnie kochasz i przed jedenastu laty zrobiłeś to, co uważałeś za najlepsze dla mnie… – W tym momencie zaległa pełna napięcia cisza, dodała więc ostrożnie: – Mówię o telegramie, który wysłałeś Mattowi, tym, w którym napisałeś mu, że usunęłam ciążę. Wiem, że to zrobiłeś…

– Gdzie u diabła jesteś teraz? – zapytał podejrzliwie.

– Jestem u Matta.

W jego głosie słychać było wściekłość i coś, co wydawało się Meredith strachem, paniką.

– Wracam do domu. Za trzy godziny mam samolot. Trzymaj się od niego z daleka. Nie ufaj mu. Nie znasz tego człowieka, wierz mi! – Powracając znowu do tonu pełnego ostrego sarkazmu, dodał: – Postaraj się, żebyśmy nie zbankrutowali do mojego przyjazdu.

Rzucił słuchawkę na widełki, a Meredith powoli odłożyła swoją. Spojrzała na Matta. Stał ciągle tyłem do niej, jakby oskarżając ją o to, że nie zajęła bardziej zdecydowanego stanowiska.

– To był dzień – powiedziała gorzko. – Zdaje się, że jesteś zły, że nie powiedziałam mu więcej o nas.

Nie odwracając się, ruchem, w którym widać było zmęczenie, uniósł dłoń i rozmasował napięte mięśnie karku.

– Nie jestem zły – odparł bezbarwnym, pozbawionym emocji głosem. – Przekonuję siebie samego, że nie wycofasz się, kiedy on przyjedzie, że nie zaczniesz wątpić we mnie czy w siebie, lub, co byłoby jeszcze gorsze, że nie zaczniesz rozważać, co możesz stracić, jeśli to zrobisz.

– O czym ty mówisz? – zapytała, podchodząc do niego. Spojrzał na nią smętnie, z ukosa.

– Od wielu dni próbuję zgadnąć, co on zrobi, kiedy po powrocie dowie się, że chcesz zostać ze mną. Chyba już wiem, co to będzie.

– Pytam jeszcze raz – powiedziała miękko – o czym ty mówisz?

– Twój ojciec zagra kartą atutową. Zmusi cię do wyboru pomiędzy nim a mną, pomiędzy Bancroft i S – ka razem z prezydenckim fotelem albo niczym, jeśli wybierzesz mnie. A nie jestem pewien – dodał z westchnieniem – jak się zachowasz.

Była zbyt wykończona, żeby zmagać się z problemem, który jeszcze nie istniał.

– Nie dojdzie do tego – zapewniła. Szczerze wierzyła, że z czasem potrafi przekonać ojca, żeby zaakceptował Matta. – Jestem wszystkim, co ma. On mnie kocha na swój własny sposób – wyjaśniła, a w jej oczach widać było prośbę, żeby nie komplikował spraw, które już i tak były trudne. – A ponieważ tak jest, będzie grzmiał i perorował, może próbować mnie tym straszyć, ale zmięknie. Wiele myślałam o tym, co nam zrobił. Matt, proszę, postaw się w jego sytuacji – nalegała. – Przypuśćmy, że to ty masz osiemnastoletnią córkę, którą chroniłeś przed realiami i brudami życia. Przypuśćmy dalej, że ona poznaje starszego mężczyznę, który jak szczerze wierzysz, jest… łowcą posagów. A ten mężczyzna pozbawia ją dziewictwa i pakuje ją w ciążę. Jaki byłby twój stosunek do niego?

Po chwili ciszy Matt powiedział zwięźle:

– Nienawidziłbym go – i już w chwili, kiedy sądziła, że przyzna jej rację, dodał: – ale postarałbym się znaleźć sposób, żeby zaakceptować go, dla jej dobra. I na pewno nie pozwoliłbym, żeby cierpiała, myśląc, że ją rzekomo porzucił. Nie próbowałbym też przekupić go, żeby to zrobił.

Meredith przełknęła głośno.

– Próbował to zrobić?

– Tak, tego dnia, kiedy odwiozłem cię do domu.

– Co odpowiedziałeś?

Popatrzył w jej wielkie, teraz zatroskane, niebieskie oczy, uśmiechnął się uspokajająco i objął ją ramieniem.

– Powiedziałem – szepnął, całując ją długo – że sądzę, że nie powinien wkraczać w nasze życie. Ale – dodał cicho, całując jej ucho, czując, jak w jego uścisku staje się bezsilna – nie użyłem dokładnie takich słów.

Była już północ, kiedy odprowadził ją do samochodu. Była wyczerpana przejściami dnia i wspaniale rozleniwiona po porcji miłości. Wsunęła się za kierownicę jaguara.

– Jesteś pewna, że możesz prowadzić, nie jesteś zbyt zmęczona? – zapytał, przytrzymując dłonią otwarte drzwiczki.

– Tylko trochę – powiedziała z leniwym uśmiechem, przekręcając kluczyk w stacyjce. W chwili kiedy ożył silnik, włączyło się ogrzewanie i radio.

– W piątek wieczorem urządzam przyjęcie dla obsady „Upiora w operze” – powiedział. – Będzie wiele znanych ci osób. Przyjedzie też moja siostra i pomyślałem, że zaproszę twojego prawnika. Myślę, że tych dwoje pasuje do siebie.

Zawahał się, jakby bał się głośno wypowiedzieć pytanie. Drocząc się, Meredith powiedziała:

– Jeśli było to zaproszenie, to moja odpowiedź brzmi: tak.

– Nie chciałem cię zaprosić jako gościa. Zażenowana i zbita z tropu wpatrywała się w kierownicę. – Och.

– Chciałbym, Meredith, żebyś wspólnie ze mną podejmowała gości.

Teraz jego wahanie stało się jasne. Prosił ją o coś, co byłoby uznane właściwie za publiczną deklarację, że zostają ze sobą. Popatrzyła w jego szare oczy, uśmiechnęła się bezsilnie.

– Obowiązują stroje wieczorowe?

– Tak, dlaczego pytasz?

– Dlatego – powiedziała z wigorem – że to bardzo ważne, żeby osoba podejmująca gości była odpowiednio ubrana.

Matt z uśmiechem i westchnieniem wyciągnął ją z samochodu wprost w swoje ramiona. Uwięził jej usta w długim pocałunku, pełnym wdzięczności i ulgi.

Ciągle jeszcze całował ją, kiedy komentator radiowy podał wiadomość o znalezieniu ciała Stanislausa Spyzhalskiego, aresztowanego za bezprawne podawanie się za prawnika klientom, wśród których byli Matthew Farrell i Meredith Bancroft. Ciało znaleziono w rowie na drodze państwowej w okolicy Belleville, Illinois.

Meredith wyrwała się z uścisku i zszokowana spoglądała na Matta.

– Słyszałeś?

– Słyszałem to już wcześniej.

Ta całkowita obojętność i fakt, że nie wspomniał jej o tym, wydały jej się trochę dziwne. Była jednak tak zmęczona, że nie mogła myśleć racjonalnie, a Matt zaczynał ją znowu całować.

Загрузка...