ROZDZIAŁ 19

Peter Vanderwild pojawił się u panny Stern, którą na swój użytek nazywał „Sfinksem”, dokładnie o dziesiątej rano w poniedziałek. Musiał czekać jak poirytowany petent, aż raczy go zauważyć. Dopiero kiedy jej to odpowiadało, przestała pisać na maszynie i zwróciła na niego swoje bazyliszkowe spojrzenie.

– Jestem umówiony z panem Farrellem na dziesiątą – poinformował ją.

– Pan Farrell ma w tej chwili spotkanie. Przyjmie pana za piętnaście minut.

– Myśli pani, że powinienem zaczekać?

– Tylko wtedy, jeśli nie ma pan nic do roboty przez następne piętnaście minut – odparła ozięble.

Potraktowany jak niesforny uczeń, ruszył w stronę wind i wrócił do swojego pokoju. Wydało się to znacznie rozsądniejsze niż pozostanie na sześćdziesiątym piętrze i tym samym udowodnienie jej, że nie ma nic do roboty. Piętnaście po dziesiątej panna Stern skierowała go do wewnętrznego sanktuarium, które opuszczali właśnie trzej wiceprezydenci „Haskella”. Zanim Peter miał szansę cokolwiek powiedzieć, na biurku Matta zaczął dzwonić telefon.

– Usiądź, Peter – powiedział Matt – za chwilę będę do twojej dyspozycji.

Trzymając ramieniem słuchawkę przy uchu, otworzył teczkę zawierającą dane dotyczące ewentualnych zakupów firmy, polecanych przez Petera. Były to firmy o dużych pakietach posiadłości komercyjnych i Matt przejrzał je już w czasie weekendu. Kilka propozycji Petera podobało mu się, w kilku przypadkach podziwiał dogłębność jego badań, a kilka polecanych przez niego firm wywołało jego zdziwienie. Po odłożeniu słuchawki odchylił się w fotelu i całą swoją uwagę skoncentrował na Peterze.

– Co szczególnie zainteresowało cię w firmie z Atlanty?

– Kilka rzeczy – odpowiedział Peter trochę zaskoczony gwałtownością tego pytania. – Należą do nich głównie nowe budynki średniej wielkości mające powierzchnie pod wynajem, w wysokim procencie wynajęte. Prawie wszyscy lokatorzy to dobrze sytuowane firmy, które podpisały długoterminowe umowy najmu. Wszystkie budynki są wyjątkowo dobrze zarządzane i utrzymane. Sam to widziałem, kiedy pojechałem do Atlanty, żeby się im przyjrzeć.

– A ta firma z Chicago?

– Ich specjalnością są budynki mieszkalne o wysokich czynszach. Mają lokalizację w pierwszorzędnych dzielnicach i wielkie zyski.

Matt zmarszczył brwi, patrząc na niego.

– Z twoich danych wynika, że wiele ich budynków ma ponad trzydzieści lat. W ciągu siedmiu do dziesięciu lat koszty remontów i napraw zaczną zżerać ten świetny zysk.

– Wziąłem to pod uwagę przygotowując przedstawioną w tych materiałach przewidywaną prognozę dochodów – powiedział Peter. – Poza tym ziemia, na której stoją te budynki, zawsze będzie warta fortunę.

Matt, usatysfakcjonowany, skinął głową i otworzył następną teczkę. To właśnie rekomendacja tej firmy sprawiła, że Matt zaczął się zastanawiać, czy rzekomy geniusz Petera i jego zdrowy rozsądek nie są przereklamowane. Zerkając na niego znad otwartej teczki, powiedział:

– Co spowodowało, że w ogóle brałeś pod uwagę firmę z Houston?

– Jeśli tempo wzrostu ekonomicznego w Houston utrzyma się, wartość nieruchomości wzrośnie i…

– Zdaję sobie z tego sprawę – Matt przerwał mu niecierpliwie. – Chcę, żebyś mi powiedział, dlaczego rekomendujesz rozważanie zakupu Thorp Development. Każdy, kto czytuje „Wall Street Journal”, wie, że ta firma od dwóch lat jest wystawiona na sprzedaż i wie też, dlaczego do tej pory nie została sprzedana: jej cena jest śmiesznie zawyżona, a sama firma jest źle zarządzana.

Peter poczuł, jakby krzesełko, na którym siedział, nagle zostało podłączone do prądu, odchrząknął jednak i kontynuował:

– Ma pan rację, ale gdyby dał mi pan chwilę na wytłumaczenie, może posiadanie tej firmy wydałoby się panu o wiele bardziej atrakcyjne. – Widząc, że Farrell skinął głową, ciągnął dalej: – Thorp Development jest własnością dwóch braci, którzy odziedziczyli ją przed dziesięciu laty, po śmierci ojca. Odkąd przejęli kontrolę nad firmą, zrobili kilka kiepskich inwestycji. Musieli w tym celu zastawić większość dóbr gromadzonych przez ich ojca przez wiele lat. W rezultacie są zadłużeni po swoje szacowne uszy w Continental City Trust w Houston. Obydwaj bracia nie cierpią się nawzajem i nie zgadzają się w niczym. Przez ostatnie dwa lata jeden z nich próbuje sprzedać całą firmę, a drugi chce podzielić dobra firmy i sprzedawać je w częściach każdemu, kto tylko wyrazi na to ochotę. Teraz jednak nie mają już innego wyjścia, jak tylko zrobić to ostatnie, ponieważ Continental jest o krok od rozpoczęcia ściągania z nich swojego długu.

– Skąd wiesz to wszystko? – zapytał Matt.

– Kiedy w październiku poleciałem do Houston, żeby odwiedzić siostrę, zdecydowałem, że przyjrzę się „Thorpowi” i obejrzę kilka posiadłości firmy. Od Maksa Thorpa dostałem nazwisko ich bankiera Charlesa Collinsa. Po powrocie zadzwoniłem do niego. Collins koniecznie chce pomóc Thorpowi w znalezieniu kupca. Wyśpiewał wszystko. W trakcie naszej rozmowy zacząłem podejrzewać, że powodem jego gorliwości jest chęć pozbycia się ze swoich ksiąg pożyczek „Thorpa”. W ubiegły czwartek zadzwonił do mnie i powiedział, że „Thorp” bardzo chce dojść z nami do porozumienia i że sprzedadzą bardzo tanio. Nalegał, żebym to przemyślał i przedstawił im propozycję. Wywnioskowałem z tego, że jeśli zadziałamy szybko, to będziemy mogli dostać każdą z własności „Thorpa” raczej za sumę obciążeń hipotecznych niż po ich rzeczywistej cenie. Collins jest tuż przed rozpoczęciem postępowania likwidacyjnego, a „Thorp” najwyraźniej wie o tym.

– Dlaczego myślisz, że ma zamiar rozpocząć postępowanie likwidacyjne?

Peter uśmiechnął się lekko.

– Zadzwoniłem do znajomego bankiera w Dallas i zapytałem, czy zna Collinsa z Continental City Trust. Powiedział, że go zna, i zadzwonił do niego po przyjacielsku, rzekomo żeby poużalać się nad smutnym stanem bankowości w Teksasie. Collins powiedział mu, że inspektorzy bankowi naciskają, żeby rozpoczął postępowanie likwidacyjne w stosunku do kilku największych dłużników, zalegających ze spłatami pożyczek na hipotekę, w tym i „Thorpa”. – Peter zrobił pauzę i czekał triumfująco na jakiś rodzaj komplementu ze strony nie okazującego emocji szefa za swoją wnikliwość i efekt przeprowadzonych badań. Jedynym, czego się doczekał, był przelotny uśmiech i niemal niezauważalne, aprobujące skinienie głowy. Peter poczuł się, jakby to sam Bóg właśnie zerknął na niego łaskawie. Niewspółmiernie do tej pochwały podniesiony na duchu, nachylił się do przodu i powiedział: – Chciałby pan usłyszeć o kilku posiadłościach „Thorpa”? Niektóre z nich to pierwszorzędne działki, które odpowiednio przygotowane mogą być sprzedane za fortunę.

– Słucham cię – powiedział Matt, chociaż zakupem gołej ziemi nie był tak bardzo zainteresowany jak zakupem obiektów komercyjnych.

– Najlepsza z nich to piętnastoakrowa działka położona niedaleko Gallerii, potężnego, luksusowego centrum handlowego z własnymi hotelami. W kompleksie Gallerii mieszczą się Neiman – Marcus i Saks. W pobliżu jest też wiele ekskluzywnych butików i kolejka ekspresowa. Tereny „Thorpa” leżą między dwoma kompleksami handlowymi. Jest to idealne miejsce dla kolejnego ekskluzywnego sklepu i całego centrum.

– Widziałem te tereny. Byłem tam niedawno służbowo – wtrącił Matt.

– Rozumie pan więc, jaki to byłby interes, jeśli udałoby się nam kupić ten kawałek ziemi za dwadzieścia milionów, na jakie „Thorp” go zadłużył. Moglibyśmy zagospodarować go sami, lub zatrzymać go i sprzedać później z niezłym zyskiem. Przed pięcioma laty był wart czterdzieści milionów. Jeśli Houston będzie wychodziło z kryzysu, ta ziemia już wkrótce będzie tyle warta.

Matt robił notatki w dokumentach dotyczących „Thorpa” i czekał na przerwę w recytacji Petera, żeby mu wytłumaczyć, że woli, żeby Intercorp inwestował w budynki komercyjne, kiedy tamten dodał:

– Jeśli jest pan zainteresowany, to musimy działać szybko, ponieważ i „Thorp”, i Collin dają do zrozumienia, że w każdej chwili oczekują oferty na ten kawałek. Sądzę, że próbowali mnie zachęcić, zanim zaczęli wymieniać nazwiska. Najwyraźniej firma Bancroft i S – ka stąd, z Chicago, aż się pali, żeby zdobyć te ziemie. I nic dziwnego. W Houston nie ma drugiego takiego miejsca. Do diabła, możemy zagarnąć to za dwadzieścia milionów i za kilka miesięcy sprzedać „Bancroftowi” za dwadzieścia pięć albo trzydzieści milionów, co jest jej rzeczywistą ceną. – Peter urwał w tym momencie, ponieważ Matthew Farrell podniósł gwałtownie głowę i patrzył na niego z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.

– Co powiedziałeś? – zapytał ostro.

– Powiedziałem, że Bancroft i S – ka planuje zakup tej ziemi – powiedział Peter świadomy zimnego, kalkulującego i niebezpiecznego wyrazu oczu Farrella. Sądząc, że Farrell chce, żeby przedstawił mu więcej danych, dodał szybko: – „Bancroft” to firma w rodzaju Bloomingdale czy Neiman – Marcus; założona dawno temu, dystyngowana, z klientelą wywodzącą się głównie z wyższych sfer. Zaczęli ostatnio rozszerzać…

– Wiem co nieco o „Bancrofcie” – powiedział Matt przez zaciśnięte usta.

Przeniósł wzrok na teczkę z dokumentami dotyczącymi „Thorpa” i ze wzmożonym zainteresowaniem przeglądał dane szacunkowe terenów w Houston. Wynikało z nich, że ten zakup byłby świetnym interesem, umożliwiającym osiągnięcie w przyszłości potężnego zysku. Ale to nie o zysku myślał w tej chwili. Znowu z gniewem przypominał sobie zachowanie się Meredith poprzedniego wieczoru.

– Kup to – powiedział łagodnie.

– Nie chce pan usłyszeć o tym, co jeszcze posiadają?

– Nie jestem zainteresowany niczym więcej, poza kawałkiem ziemi, który chce kupić „Bancroft”. – Każ prawnikom przygotować ofertę, biorąc pod uwagę zgodność naszej własnej oceny wartości tej ziemi z oceną „Thorpa”. Jutro rano zabierz ją do Houston i sam osobiście przedstaw „Thorpowi”.

– Ofertę? – Peter niemalże się zająknął. – Na jaką sumę?

– Zaoferuj piętnaście milionów i daj im dwadzieścia cztery godziny na podpisanie kontraktu albo zrezygnujemy. Na pewno natychmiast skontrują to dwudziestoma pięcioma milionami. Zgódź się na dwadzieścia milionów i powiedz, że chcemy mieć świadectwo własności tej ziemi w ciągu trzech tygodni albo zrywamy umowę.

– Naprawdę nie sądzę…

– Mam też inny warunek. Jeśli zaakceptują naszą ofertę, mają utrzymać tę transakcję w absolutnej tajemnicy. Nikt nie musi wiedzieć, że kupujemy tę ziemię, dopóki transakcja nie zostanie sfinalizowana. Przekaż prawnikom, żeby uwzględnili to w kontrakcie łącznie ze wszystkimi innymi zwykłymi klauzulami.

Peter poczuł się nagle nieswojo. Dawniej, kiedy Farrell inwestował albo kupował firmy, które Peter mu polecał, nie polegał tylko i wyłącznie na jego opinii. Był daleki od tego. Sprawdzał wszystko osobiście. Był bardzo ostrożny. Tym razem jednak, gdyby coś poszło źle, winą obarczono by całkowicie jego.

– Panie Farrell, nie sądzę naprawdę, żeby…

– Peter – przerwał mu Matt z jedwabistą stanowczością. – Kup tę cholerną działkę.

Peter wstał i skinął potakująco głową, ale jego skrępowanie narastało.

– Zadzwoń do Arta Simpsona z naszego działu prawnego w Kalifornii, podaj mu nasze warunki i powiedz, że chcę mieć tutaj kontrakty. Przynieś mi je, kiedy nadejdą, i wtedy przedyskutujemy nasze następne posunięcie.

Po wyjściu Vanderwilda Matt odwrócił się i spojrzał przez okno. Najwyraźniej Meredith w dalszym ciągu zaliczała go do niższych form życia i pogardzała nim. Miała do tego prawo. Miała też prawo obwieścić to, co czuła, wszystkim czytelnikom chicagowskich gazet, co też zrobiła. Jednak korzystanie z tych praw będzie ją kosztowało około dziesięciu milionów dolarów. Tyle, ile będzie wynosiła dodatkowa kwota, jaką będzie musiała zapłacić Intercorpowi za ziemię, którą chciała kupić w Houston.

Загрузка...