ROZDZIAŁ 39

Dzień dobry – powiedziała Phyllis, marszcząc czoło z niepokojem, kiedy w poniedziałkowy poranek Meredith przeszła, obok niej, nie witając się jak zwykle i spóźniona do pracy o dwie godziny. – Stało się coś złego? – zapytała, wstając zza swojego biurka, od niedawna stojącego przed gabinetem prezydenta i podążając za Meredith do środka. Panna Pauley, od dwudziestu lat sekretarka Philipa Bancrofta, zdecydowała się pod nieobecność szefa wykorzystać zaległy urlop.

Meredith usiadła za swoim biurkiem, oparła łokcie na jego blacie i zaczęła masować skronie. Wydarzyły się tylko złe rzeczy.

– Nic się nie stało. Trochę boli mnie głowa. Były do mnie jakieś telefony?

– Mam całą stertę wiadomości – powiedziała Phyllis. – Przyniosę ci je razem z kawą. Wyglądasz na osobę, której przyda się kawa.

Meredith patrzyła, jak Phyllis wychodzi, po czym odchyliła się w fotelu do tyłu, czując się starsza o sto lat, od czasu, gdy wyszła z tego biura w piątek. Poza tym, że przeżyła najbardziej obfitujący w kataklizmy tydzień w swoim życiu, to jeszcze udało jej się zrujnować własne poczucie godności przez przespanie się z Mattem, zdradzić narzeczonego, a potem, pogarszając jeszcze wszystkie swoje winy, uciec i zostawić Mattowi kartkę z paroma słowami. Przez całą drogę do domu prześladowało ją poczucie winy i wstydu, a jakby nie dość tego, miała wrażenie, że jechał za nią jakiś zwariowany patrol z Indiany, który zwalniał, kiedy tylko ona to robiła, tankował, kiedy ona tankowała i trzymał się z tyłu za nią prawie do samego domu. Straciła go z oczu kilka przecznic przed swoim mieszkaniem. Kiedy dotarła do domu, była kłębkiem winy, wstydu i obawy, i to jeszcze zanim odtworzyła wiadomości ze swojej sekretarki i wysłuchała tych od Parkera.

Zadzwonił w piątek wieczorem, żeby powiedzieć, że tęskni za nią. Chciał chociaż usłyszeć jej głos. W wiadomości, którą nagrał w sobotę rano, wyczuwało się lekkie zdezorientowanie brakiem jej odpowiedzi. W sobotę wieczorem był zaniepokojony jej milczeniem i pytał, czy jej ojciec nie zachorował podczas rejsu. W niedzielę rano powiedział, że boi się o nią i dzwoni zaraz do Lisy. Niestety Lisa, sądząc z treści kolejnych wiadomości Parkera, wyjaśniła mu, że Meredith pojechała w piątek, żeby zobaczyć się z Mattem, powiedzieć mu prawdę i wyjaśnić wszystko. Wiadomość Parkera z niedzielnego wieczoru była pełna wściekłości i urazy. Brzmiała: „Oddzwoń do mnie, do diabła! Chciałbym wierzyć, że miałaś sensowny powód, żeby spędzić weekend z Farrellem, jeśli to właśnie zrobiłaś, ale znajduję coraz mniej usprawiedliwień dla twojego zachowania”. Tę tyradę Meredith strawiła o wiele lepiej niż jego następne słowa, pełne zagubienia i czułości: „Kochanie, gdzie jesteś? Wiem, że nie jesteś z Farrellem. Przepraszam, że tak powiedziałem. Wyobraźnia płata mi figle. Czy on zgodził się na rozwód? Zamordował cię? Strasznie się o ciebie martwię”.

Przymknęła oczy, żeby móc spróbować stawić czoło czekającemu ją dniu i pozbyć się ogarniającego ją uczucia zwątpienia. Zostawiając kartkę Mattowi, postąpiła tchórzliwie i dziecinnie. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nie zdobyła się na to, żeby poczekać, aż się obudzi, i pożegnać się z nim, jak na dorosłego człowieka przystało. Zawsze, kiedy znalazła się w pobliżu Mat – ta Farrella, mówiła i robiła rzeczy, których normalnie nie zrobiłaby i nie powiedziała. Były to głupie, złe i niebezpieczne rzeczy. Po zaledwie dwudziestu czterech godzinach spędzonych z nim przestała mieć skrupuły, zapomniała o tak wiele znaczących dla niej przyzwoitości i zasadach moralnych. Poszła do łóżka z człowiekiem, którego nie kochała. Zdradziła Parkera. Jej poczucie dobra i zła było w stanie chaosu.

Pomyślała o tym, jak reagowała w łóżku na pieszczoty Matta, i jej blade policzki zalał gorący rumieniec. Jako osiemnastolatka była zdziwiona tym, że jak się wydawało, znał on wszystkie miejsca, w które należało jej dotykać i wszystko to, co należało szeptać jej do ucha, żeby wprowadzić ją w stan szaleńczego pożądania. Odkrycie, że w wieku dwudziestu dziewięciu lat była tak samo, albo jeszcze bardziej nieodporna na jego zabiegi, przepełniało ją niesamowitym wstydem. Wczoraj właściwie błagała go o orgazm. Ona, która była beznadziejni© przyzwoita w łóżku ze swoim własnym narzeczonym.

Gwałtownie powstrzymała te myśli. Tego typu rozmyślania, takie oskarżenia były nie w porządku, ani w stosunku do Matta, ani do niej samej. Bardzo go poruszyło to wszystko, o czym opowiedziała mu wczoraj. Przespali się ze sobą, żeby… żeby pocieszyć się nawzajem. Nie wykorzystał tego tylko jako wybiegu, żeby zwabić ją do łóżka. Przynajmniej wtedy tak to nie wyglądało, pomyślała szaleńczo.

Znowu to robiła, uświadomiła sobie sfrustrowana i zaniepokojona: zatracała ostrość osądu, koncentrowała się na niewłaściwych sprawach. Destrukcyjne było siedzenie, tak jak teraz ze łzami czającymi się w kącikach oczu, rozpamiętywanie swoich rzekomych win, przeżywanie obsesji na punkcie czegoś tak błahego jak jego seksualna maestria. Powinna rzucić się teraz w wir jakiegoś działania, zrobić coś, co wyrugowałoby dziwną, trudną do nazwania panikę, która narastała w niej od momentu, kiedy wymknęła się z łóżka Matta, Tamtego poranka, o czwartej rano doszła do pewnych konkluzji i podjęła decyzję. Teraz powinna przestać rozpamiętywać problemy i zacząć wprowadzać w życie tamto postanowienie.

– Musiałam czekać, aż zaparzy się świeża kawa – powiedziała Phyllis, podchodząc do biurka Meredith z kubkiem parującej kawy w jednej dłoni i z plikiem różowych karteczek z wiadomościami w drugiej. – To informacje dla ciebie. Nie zapomnij, że zmieniłaś termin zebrania komitetu wykonawczego na jedenastą.

Meredith udało się nie wyglądać tak, jak się czuła, czyli na znękaną i przybitą.

– W porządku. Dzięki. Mogłabyś połączyć mnie ze Stuartem Whitmore'em? Spróbowałabyś też złapać Parkera w hotelu w Genewie. Jeśli nie będzie go w pokoju, zostaw wiadomość, że dzwoniłam.

– Ż kim łączyć najpierw? – zapytała Phyllis ze zwykłą dla niej pogodną sprawnością.

– Ze Stuartem Whitmore'em – powiedziała Meredith. Najpierw powie o swojej decyzji Stuartowi. Potem porozmawia z Parkerem i spróbuje wyjaśnić mu wszystko. Wyjaśnić? – pomyślała z przygnębieniem.

Wzięła do ręki notatki z informacjami, żeby myśleć o czymś mniej stresującym. Zaczęła je przeglądać bez przekonania. Piąta z kolei spowodowała, że zerwała się na równe nogi, a jej serce zaczęło walić głośno. Notatka zawierała wiadomość, że dzwonił Matthew Farrell dziesięć po dziewiątej.

Rozległ się ostry dźwięk interkomu. Światełka obydwa linii pulsowały światłem.

– Mam pana Whitmore'a na pierwszej linii – powiedziała Phyllis, kiedy Meredith nacisnęła przycisk intercomu – a na linii drugiej jest Matthew Farrell. Mówi, że to pilne.

Puls Meredith przyspieszył prawie dwukrotnie.

– Phyllis – powiedziała z drżeniem – nie chcę rozmawiać z Matthew Farrellem. Czy mogłabyś mu powiedzieć, że chcę, żebyśmy od tej chwili kontaktowali się za pośrednictwem naszych prawników? Powiedz mu też, że wyjeżdżam z miasta na tydzień lub dwa. Bądź dla niego uprzejma – dodała nerwowo – ale bardzo stanowcza.

– Rozumiem.

Dłoń Meredith drżała, kiedy odkładała słuchawkę. Światełko linii drugiej paliło się ciągłym światłem, Phyllis przekazywała Mattowi wiadomość. Zaczęła wyciągać rękę w kierunku słuchawki. Powinna przynajmniej z nim porozmawiać, dowiedzieć się, o co chodzi. Cofnęła gwałtownie dłoń. Nie, wcale nie powinna! To nie ma znaczenia. Kiedy tylko Stuart powie jej, gdzie ma pojechać, żeby uzyskać szybki, prawomocny rozwód, nieistotne będzie to, czego chciał Matt. O brzasku poranka zdecydowała, że najbardziej oczywistym rozwiązaniem problemu będzie rozwód w Reno czy w jakimś tego typu miejscu. Wydawało jej się to bardzo sensownym wyjściem z sytuacji. Była pewna, że teraz, kiedy nie było już między nimi wrogości, Matt nie brałby pod uwagę wprowadzenia w życie gróźb, którymi straszył ją tamtego dnia w samochodzie. Wszystko to należało już do przeszłości.

Światełko na linii, na której była rozmowa z Mattem, zgasło i Meredith nie mogła już dłużej znieść napięcia. Wywołała Phyllis intercomem i poprosiła ją do siebie.

– Co powiedział? – zapytała Meredith.

Phyllis starała się ukryć pełen zaskoczenia uśmiech, słysząc absolutny brak zwykłej łagodności w głosie Meredith.

– Powiedział, że to całkowicie rozumie.

– To wszystko?

– Potem zapytał, czy twój wyjazd jest nagły, nie zaplanowany wcześniej i powiedziałam mu, że tak. Dobrze zrobiłam?

– Nie wiem – odpowiedziała bezradnie Meredith. – Powiedział coś, kiedy usłyszał, że wyjeżdżam nagle?

– Niezupełnie.

– Co przez to rozumiesz?

– Zaśmiał się, ale nie głośno. Myślę, że można powiedzieć, że zachichotał. To był taki niski, głęboki dźwięk. Potem podziękował mi i pożegnał się.

Reakcja Matta spowodowała, że Meredith poczuła się nieswojo.

– Coś jeszcze? – zapytała, widząc, że Phyllis w dalszym ciągu zwlekała z wyjściem.

– Zastanawiam się – powiedziała trochę nieśmiało. – Sądzisz, że on naprawdę spotykał się z Michelle Pfeiffer i Meg Rayan, czy prasa to sobie tylko wymyśliła?

– Jestem pewna, że to prawda – powiedziała Meredith, starając się zachować obojętny wyraz twarzy.

Phyllis skinęła głową i zerknęła na telefon.

– Zapomniałaś, masz połączenie ze Stuartem Whitmore'em.

Meredith przerażona chwyciła za słuchawkę i poprosiła Phyllis, żeby zamknęła za sobą drzwi.

– Przepraszam, Stuart, że czekałeś – zaczęła, odgarniając nerwowo włosy z czoła. – To nie najlepszy dla mnie poranek.

Stuart odpowiedział z rozbawieniem:

– Mój poranek jest fascynujący, dzięki tobie.

– Co przez to rozumiesz?

– To, że prawnicy Farrella chcą nagle pertraktować. David Levinson zadzwonił do mnie o wpół do dziesiątej rano, tak przepełniony dobrymi chęciami, że można by niemal pomyśleć, że jakieś religijne przeżycie odmieniło drania przez weekend.

– Co dokładnie powiedział? – zapytała z rosnącym zainteresowaniem.

– No cóż, najpierw uraczył mnie wykładem na temat świętości związku małżeńskiego, zwłaszcza u katolików, a mówił to superpobożnym głosem. Meredith – zaznaczył ze zduszonym śmiechem: – Levinson jest ortodoksyjnym żydem, czwarty raz żonatym, a teraz ma szóstą z kolei kochankę! Co za tupet!

. – Co mu powiedziałeś?

– Że ma niesamowity tupet – odparł, po czym zrobił pauzę, chcąc, żeby dostrzegła komiczną stronę całej sytuacji, bo wyczuł, że jej to umyka. – W porządku. Dajmy temu spokój. Zgodnie z tym, co powiedział Levinson, jego klient nagłe przystaje na uruchomienie procedury rozwodowej. Zdziwiło mnie to bardzo, a jeśli tak się dzieje, to zawsze zaczynam się denerwować.

– To wcale nie jest takie dziwne – powiedziała spokojnie, ignorując bolesną i zupełnie irracjonalną myśl, że Matt, po tym jak się z nim przespała, porzuca ją żenująco szybko. Zachowuje się wręcz nieprzyzwoicie, natychmiast kładąc kres wrogości. – Widziałam się z Mattem w czasie tego weekendu i rozmawialiśmy.

– O czym? – Kiedy się zawahała, powiedział: – Niczego nie ukrywaj przed swoim prawnikiem. Ta nagła żarliwość, z jaką Levinson chce doprowadzić do spotkania, uruchamia w moim umyśle wszelkie możliwe dzwonki alarmowe. Podejrzewam w tym jakiś podstęp.

Zdawała sobie sprawę, że ukrywanie wydarzeń tego weekendu przed Stuartem nie było w porządku i nie było rozsądne, dlatego też opowiedziała mu, co się wydarzyło: począwszy od odkrycia, że Matt kupił ziemię w Houston, aż do burzliwej konfrontacji z ojcem Matta.

– Kiedy dotarłam na farmę, Matt był zbyt chory, żeby mnie wysłuchać – ciągnęła – ale wczoraj powiedziałam mu prawdę o tym, co zrobił mój ojciec, i on mi uwierzył. – Nie powiedziała Stuartowi, że przespała się z Mattem; o tym nie miał prawa wiedzieć nikt poza, być może, Parkerem.

Kiedy skończyła, Stuart milczał tak długo, że zaczęła się bać, że odgadł prawdę. Kiedy się odezwał, powiedział jednak tylko:

– Farrell jest bardziej opanowany niż ja. Na jego miejscu polowałbym właśnie na twojego ojca.

Przemilczała tę uwagę. Ciągle miała w perspektywie rozprawę z ojcem po jego powrocie z rejsu na temat tamtego jego występku.

– W każdym razie, to chyba jest powód, dla którego Matt zdecydował się współpracować z nami.

– Jest gotów na więcej niż tylko na współpracę – powiedział sucho Stuart. – Zgodnie z tym, co mówi Levinson, Farrell jest głęboko zainteresowany twoim dobrem. Chce zrobić zapis finansowy dla ciebie. Chce też sprzedać na bardzo korzystnych warunkach ziemię w Houston, chociaż kiedy Levinson o tym mówił, nie wiedziałem jeszcze, o jaką ziemię chodzi.

– Nie chcę ani też nie należy mi się żaden zapis finansowy z jego strony – odparła z naciskiem. – Jeśli Matt chce nam sprzedać ziemię w Houston, to świetnie, ale nie widzę potrzeby spotykania się z jego prawnikami. Zdecydowałam, że polecę do Reno czy w inne podobne miejsce, żeby natychmiast dostać rozwód. To dlatego dzwoniłam do ciebie. Chciałam zapytać, gdzie mogę pojechać, żeby załatwić to szybko i zgodnie z prawem.

– Zapomnij o tym – powiedział bezbarwnie Stuart. – Jeśli spróbujesz to zrobić, on wycofa tę ofertę.

– Dlaczego tak sądzisz? – wykrzyknęła, czując, jakby nie«widzialna pułapka zacieśniała się wokół niej.

– Dlatego, że Levinson dał mi to bardzo wyraźnie do zrozumienia. Wygląda na to, że jego klient chce to przeprowadzić porządnie i w całości albo wcale. Jeśli odmówisz spotkania się z nim jutro lub będziesz próbować zdobyć szybki rozwód, Farrell nieodwołalnie wycofa swoją ofertę sprzedaży tobie ziemi w Houston. Levinson sugeruje, że każde z tych działań będzie uznane przez jego klienta za osobiste odrzucenie jego dobrej woli. To poruszające odkrycie – skonkludował Stuart z ironią – że bezwzględność, z jakiej znany jest Farrell, jest tylko kamuflażem skrywającym wrażliwe serce. Prawda?

Meredith opadła na krzesło i dostrzegła kilku członków komitetu, którzy przechodzili koło jej biura, kierując się ku sąsiadującej z nim sali konferencyjnej.

– Nie wiem, co o tym myśleć – przyznała. – Tak długo surowo osądzałam Matta, że nie wiem, jaki on jest tak naprawdę.

– No cóż – poinformował ją radośnie Stuart – dowiemy się.

tego jutro o czwartej. Farrell chce, żebyśmy spotkali się u niego w biurze: jego prawnicy, ja i ty. Przełożę inne spotkanie zaplanowane na tę godzinę. Spotkamy się tam czy wolisz, żebym przyjechał po ciebie?

– Nie. W ogóle nie chcę tam iść. Ty możesz mnie reprezentować.

– To nie wchodzi w grę. Musisz tam być. Levinson powiedział, że data, miejsce i osoby uczestniczące to sztywne warunki. Brak elastyczności – dodał z nawrotem ironii – to dziwna cecha dla człowieka o tak gołębim sercu i takiej szczodrobliwości, jakim, zgodnie z tym, co chcą nam wmówić jego prawnicy, jest Farrell.

Meredith znękana spojrzała na zegarek. Zaraz miało się zacząć zebranie. Niechętnie zrezygnowałaby z ziemi w Houston, jeśli Matt chciałby ją jej sprzedać, i niemal z taką samą niechęcią myślała o emocjonalnym stresie, jaki niosło spotkanie z nim oko w oko.

– Nawet jest dostaniesz rozwód w Reno – przypomniał jej Stuart, kiedy milczała – to po powrocie w dalszym ciągu będziesz musiała załatwić sprawy majątkowe. Mamy jedenastoletni okres niejasności w tej materii. Jeśli Farrell będzie chciał, może to zostać rozwikłane bardzo prosto. Ale jeśli nie wykaże dobrej woli, może to być przez lata roztrząsane w sądzie.

– Boże, co za bagno – powiedziała słabym głosem. – W porządku, spotkajmy się o czwartej w hallu Intercorpu. Wołałabym nie wjeżdżać sama na górę.

– Rozumiem cię – uprzejmie odparł Stuart. – Nie myśl o tym wszystkim do jutra. Do zobaczenia.

Meredith z całych sił starała się zastosować do tej rady, kiedy zasiadła u szczytu stołu konferencyjnego.

– Dzień dobry – powiedziała z szerokim, sztucznym uśmiechem. – Mark, chciałbyś zacząć? Jakieś problemy w dziale ochrony?

– Jeden ładny i okazały – powiedział. – Pięć minut temu sklep w Nowym Orleanie został powiadomiony o podłożeniu bomby. Ewakuują ludzi, a oddział antyterrorystyczny już tam jedzie.

Ta wiadomość zelektryzowała wszystkich siedzących przy stole.

– Dlaczego nie zostałam o tym powiadomiona? – zapytała ostro Meredith.

– Twoje obydwie linie były zajęte i w tej sytuacji kierownik sklepu zastosował obowiązującą procedurę i zadzwonił do mnie.

– Mam też bezpośrednią, prywatną linię.

– Wiem o tym i Michaelson też to wie. Niestety spanikował i nie mógł znaleźć tego numeru.

O wpół do szóstej wieczorem, po całym dniu napięcia i bezradnego wyczekiwania, Meredith dostała w końcu wiadomość, o którą się modliła. Oddział antyterrorystyczny z Nowego Orleanu nie znalazł ani śladu materiałów wybuchowych. Zdejmowali barierki ustawione wokół sklepu. To była dobra wiadomość. Sklep natomiast stracił cały dzień sprzedaży w najważniejszym okresie roku i to była zła wiadomość.

Była aż słaba z ulgi i wyczerpania. Przekazała Markowi Bradenowi nowinę, zapełniła walizeczkę dokumentami do przejrzenia i pojechała do domu. Parker jeszcze nie odpowiedział na jej telefon, ale wiedziała, że zrobi to, jak tylko odbierze jej wiadomość.

Już w domu, rzuciła płaszcz, rękawiczki i walizeczkę na krzesło i podeszła do telefonu, żeby sprawdzić nagrania na sekretarce. Myślała, że może Parker już zadzwonił, ale czerwone światełko nie paliło się. Obok telefonu leżała natomiast notatka zostawiona przez panią Ellis. Zawierała informację, że zrobiła dzisiaj zakupy zamiast w środę, bo ma wizytę u lekarza.

Przedłużająca się cisza ze strony Parkera sprawiała, że Meredith czuła się coraz bardziej nieswojo. Przeszła do sypialni i zaczęła go sobie wyobrażać leżącego w szwajcarskim szpitalu, albo jeszcze gorzej: leczącego swoje zranione uczucia w objęciach innej kobiety, tańczącego w jakimś genewskim nocnym klubie. Przestań, natychmiast przestań, powiedziała sobie. Sama tylko obecność Matta Farrrella w pobliżu powodowała, że zaczynała spodziewać się katastrofy czyhającej zza każdego rogu. Wiedziała, że to niemądre, ale biorąc pod uwagę swoje dotychczasowe doświadczenia z Mattem, nie było to takie trudne do zrozumienia.

Wzięła prysznic i właśnie wpuszczała w spodnie jedwabną bluzkę, kiedy usłyszała mocne pukanie do drzwi. Odwróciła się zaskoczona. Ktokolwiek to był, musiał mieć klucz do drzwi na dole, a skoro tak, to jest to pani Ellis, bo Parker jest w Szwajcarii.

– Czy zapomniała pani o czymś, pani… – zaczęła mówić, otwierając drzwi, po czym zamarła na widok smętnej twarzy Parkera.

– Zastanawiałem się, czy to ty nie zapomniałaś o czymś – powiedział cierpko. – Na przykład o tym, że masz narzeczonego?

Poczuła się przytłoczona wyrzutami sumienia, że on zdecydował się przylecieć. Rzuciła mu się w ramiona, odnotowując, że zawahał się, zanim ją objął.

– Nie zapomniałam – powiedziała, całując go w policzek. – Tak mi przykro! – dodała, wciągając go do mieszkania. Sądziła, że zdejmie płaszcz, ale on stał tylko, przypatrując się jej chłodnym, pełnym zastanowienia wzrokiem.

– Z jakiego to powodu jest ci przykro? – zapytał w końcu.

– Przykro mi, że zaniepokoiłam cię tak bardzo, że uznałeś za konieczne wrócić do domu! Nie dostałeś wiadomości, którą zostawiłam ci rano w hotelu? Przekazałam ją dzisiaj o wpół do jedenastej naszego czasu.

Napięcie zniknęło z jego twarzy, kiedy to usłyszał, ale w dalszym ciągu wyglądał na zestresowanego i dalekiego. Nigdy nie widziała go w takim stanie.

– Nie, nie dostałem jej. Poproszę o drinka – dodał, zrzucając płaszcz. – Daj cokolwiek, ale niech to będzie mocne.

Skinęła głową i wahała się, obserwując z niepokojem głębokie linie napięcia i zmęczenia na jego przystojnej twarzy.

– Trudno uwierzyć, że przyleciałeś do domu, dlatego że nie mogłeś się ze mną skontaktować.

– To jeden z dwóch powodów, dla których wróciłem. Pochyliła głowę lekko na bok.

– A ten drugi?

– Morton Simonson ogłosi jutro bankructwo. Dowiedziałem się o tym wczoraj wieczorem w Genewie.

Nie była pewna, dlaczego bankructwo producenta farb miałoby być powodem jego powrotu, i powiedziała to, odwracając się, żeby przygotować drinka.

– Nasz bank udzielił im stumilionowej pożyczki – odparł. – Jeśli padną, stracimy większość tych pieniędzy. Skoro wydaje się, że jestem też o krok od utraty narzeczonej – dodał – zdecydowałem przylecieć i zobaczyć, co się da zrobić, żeby uratować chociaż jedno lub jedno i drugie.

Pomimo jego próby bagatelizowania sprawy, zrozumiała teraz wagę problemu Mortona Simonsona i czuła się jeszcze gorzej, dodając Parkerowi trosk.

– Nigdy nie byłeś o krok od stracenia mnie – powiedziała poruszona.

– Dlaczego, u diabła, nie oddzwoniłaś do mnie? Gdzie byłaś? Co z Farrellem? Lisa powiedziała mi, czego dowiedziałaś się od ojca Farrella. Powiedziała mi, że w piątek wieczorem pojechałaś do Indiany, żeby powiedzieć mu prawdę i namówić go na rozwód.

– Powiedziałam mu prawdę, zrobiłam to – powiedziała łagodnie, podając mu drinka – i jest skłonny dać mi rozwód. Stuart Whitmore i ja mamy spotkać się jutro z Mattem i jego prawnikami.

Skinął głową i obserwował ją w pełnej domysłów ciszy. Jego następnego pytania obawiała się i spodziewała się go.

– Byłaś z nim przez cały weekend?

– Tak. W piątek był… był zbyt chory, żeby wysłuchać czegokolwiek. – Uświadomiła sobie, że Parker nie wie o tym, że Matt kupił ziemię w Houston w odwecie za zablokowanie jego sprawy w komisji ziemskiej. Powiedziała mu o tym. Potem wytłumaczyła, dlaczego czuła potrzebę skłonienia Matta do przystania na pokój między nimi, jeszcze zanim powiedziała mu o poronieniu. Kiedy skończyła, zaczęła wpatrywać się w swoje dłonie, zżerana poczuciem winy za to, czego nie po – wiedziała. Nie była pewna, czy przyznanie się do tego byłoby egoistycznym sposobem zrzucenia z siebie tego ciężaru, czy też byłoby rzeczą słuszną moralnie. Jeśli to ta druga ewentualność byłaby właściwa, to zdaje się nie był to najbardziej odpowiedni moment, żeby mu o tym powiedzieć. W każdym razie nie w tej chwili, kiedy już dostał jeden potężny cios w sprawie z Mortonem Simonsonem.

W dalszym ciągu zastanawiała się nad tym, kiedy Parker powiedział:

– Farrell musiał być wściekły, wtedy w niedzielę, kiedy zorientował się, jak twój ojciec go oszukał.

– Nie – odparła, przypominając sobie poruszający smutek i żal w twarzy Matta. – Teraz pewnie jest na niego wściekły, ale wtedy nie był. Zaczęłam płakać, kiedy mu opowiedziałam o pogrzebie Elizabeth, i myślę, że Matt bardzo się starał, żeby też nie płakać. To nie był moment na odczuwanie złości.

Z jej oczu emanowała wina za to, co stało się później. Parker dostrzegł to.

– Tak, sadzę, że nie.

Siedział pochylony lekko do przodu, łokcie miał oparte na kolanach, a w dłoniach trzymał szklaneczkę z drinkiem. Obserwował ją, po czym oderwał wzrok od jej twarzy i zaczął bezwiednie obracać szklaneczkę w dłoniach. Twarz mu stężała. W przedłużającej się ciszy zorientowała się, że domyślił się, że poszła z Mattem do łóżka.

– Parker – powiedziała z drżeniem, gotowa wyznać mu prawdę. – Jeśli zastanawiasz się, czy ja i Matt…

– Tylko mi nie mów, że się z nim przespałaś! – wycedził. – Skłam, jeśli musisz, i zrób to tak, żebym uwierzył, ale nie mów, że poszłaś z nim do łóżka. Nie zniósłbym tego.

Już ją osądził i zadał jej pokutę, a dla niej, która chciała tylko powiedzieć mu prawdę, sprawić, żeby ją zrozumiał i może kiedyś przebaczył, było to jakby dożywotnie skazanie na czyściec. Odczekał chwilę, dając im obydwojgu czas na ochłonięcie, po czym odstawił szklaneczkę. Objął Meredith, przyciągnął do siebie i uniósł jej podbródek do góry, próbując uśmiechnąć się do niej.

– Z tego, co powiedziałaś mi o swojej dzisiejszej rozmowie ze Stuartem, Farrell raczej ma zamiar zachować się przyzwoicie.

– Chyba tak – powiedziała, ale poczucie winy sprawiło, że jej uśmiech był bardzo niepewny.

Parker pocałował ją w czoło.

– W takim razie mamy to niemal za sobą. Jutro wieczorem uczcimy pomyślne negocjacje rozwodowe, a może nawet i zakup tej ziemi w Houston. – W tym momencie spoważniał i to, co powiedział, uświadomiło jej, jak bardzo niepokoił się problemami banku. – Może będę musiał rozejrzeć się za nowym pożyczkodawcą dla ciebie. Na sfinansowanie tego sklepu i na zakup ziemi. W czasie ostatnich trzech miesięcy Morton Simonson to nasz trzeci duży klient, który zbankrutował. Jeśli nie przyjmujemy pieniędzy, to nie możemy też udzielać pożyczek, o ile sami się nie zadłużymy, a zrobiliśmy to już i to na pokaźne sumy.

– Nie wiedziałam, że miałeś jeszcze dwa takie poważne przypadki.

– Sytuacja ekonomiczna jest przerażająca. – Ale mniejsza o to – dodał, wstając. Pociągnął ją za sobą i uśmiechnął się uspokajająco: – Mój bank nie upadnie. Jesteśmy w lepszej formie niż większość naszych konkurentów. Mogłabyś jednak wyświadczyć mi pewną przysługę?

– Co tylko zechcesz – powiedziała bez wahania. Uśmiechnął się, objął ją i pocałował na dobranoc.

– Czy mogłabyś dopilnować, żeby Bancroft i S – ka w dalszym ciągu spłacał terminowo pożyczkę w Reynolds Mercantile Trust?

– Oczywiście! – posłała mu czuły uśmiech. Wtedy pocałował ją. Był to długi, powolny, łagodny pocałunek, który Meredith odwzajemniła z większym uczuciem niż kiedykolwiek dotąd. Kiedy już wyszedł, nie dopuściła do porównywania tego pocałunku do żądających wiele, gorących, pełnych żaru pocałunków Matta. Pocałunki Matta oferowały namiętność, Parkera natomiast miłość.

Загрузка...