– Dzzień dobry, Benedict – rzekł Hadley, gdy zobaczył Zacka w drzwiach biura. – Jak widzę, masz jak zwykle tę swoją ponurą minę. Zanim wyruszymy – dodał – oprowadź Hitlera po dziedzińcu. – Podał Zackowi smycz z olbrzymim dobermanem na drugim końcu.
– Nie jestem twoim pieprzonym lokajem – warknął Zack, a na gładkiej twarzy Hadleya powoli ukazał się wyraz zadowolenia.
– Znudziło ci się korzystanie z mojej łaskawości oraz wolności, jaką ma funkcyjny? Korci cię, Benedict, by trochę pomieszkać w moim pokoju konferencyjnym?
W duchu przeklinając się za nieroztropne okazanie nienawiści akurat w dniu, w którym ma tak wiele do stracenia, Zack wzruszył ramionami i złapał za smycz.
– Niespecjalnie. – Choć Hadley miał ledwie pięć stóp i sześć cali wzrostu, zaskakiwał wielkością ego. Sztucznie wytwornymi manierami próbował maskować sadyzm i psychopatyczną złośliwość, o których wiedzieli wszyscy oprócz Stanowej Komisji Więziennictwa albo nie zorientowanej, albo nie przejmującej się wysoką śmiertelnością „bójek wśród więźniów” czy „podczas próby ucieczki” w jego zakładzie. „Pokój konferencyjny” to eufemistyczne określenie dźwiękoszczelnej, podręcznej katowni przylegającej do dyrektorskiego gabinetu. Więźniowie, którzy mu podpadli, wprowadzani tam opierali się gwałtownie, trzęsąc się ze strachu; gdy ich wynoszono, to prosto do izolatki, szpitala albo kostnicy. Hadleyowi dostarczał sadystycznej uciechy widok żebrzących o litość, zwijających się z bólu mężczyzn. Zack nie zawdzięczał statusu funkcyjnego swojej uległości, tu zadziałał snobizm Hadleya. Temu dyrektorzynie dawało wiele satysfakcji wysługiwanie się słynnym Zacharym Benedictem. Zack pomyślał o ironii losu: ułomność charakteru Hadleya dała mu okazję do ucieczki. Za rogiem usłyszał jeszcze głos naczelnika:
– Benedict, nie zapomnij posprzątać po Hitlerze. Zawrócił, ciągnąc za sobą opierającego się, warczącego psa. Podszedł do drzwi i wziął opartą o mur łopatkę. Zapiął guziki kurtki, spojrzał w niebo; robiło się coraz zimniej, nadciągały ołowiane chmury. Spadnie śnieg, pomyślał.