ROZDZIAŁ 5

– Przyślijcie boja do apartamentu królewskiego – rzucił recepcjonistce. Chłopiec zjawił się po kilku minutach. Zack pchnął w jego stronę walizki żony – spod niedomkniętego wieka wystawały części garderoby. – Proszę to zanieść do pokoi pana Austina.

Gdyby w tym momencie wróciła i błagała, by przyjął ją z powrotem, nawet gdyby przekonywała, że przesadziła z narkotykami i nie zdawała sobie sprawy, co robi, i tak byłoby za późno. Nawet gdyby uwierzył.

Dla niego umarła.

Jak babka, którą kiedyś kochał, jak siostra i brat. Wymazanie ich z serca i myśli wymagało niezwykłego wysiłku, ale w końcu udało się.

Starając się nie myśleć o wydarzeniach ostatniej nocy, Zack usiadł pod drzewem, skąd przez nikogo niezauważony mógł obserwować obozowisko filmowców. Przyciągnął kolana, oparł na nich łokcie i patrzył, jak Rachel wchodzi do przyczepy Tony'ego Austina. Poranne wiadomości pełne były sensacyjnych informacji o incydencie, ze szczególnym uwzględnieniem bójki, przekazanych reporterom przez gości hotelowych, świadków zdarzenia. Dziennikarze jak muchy obsiedli plan filmowy i ochroniarze mieli pełne ręce roboty z zatrzymywaniem ich przy głównym wejściu, tuż przy szosie. Sytuację dopiero nieco uspokoiła obietnica wydania stosownego oświadczenia. Rachel i Tony mieli już za sobą „spowiedź”, ale Zack nie zamierzał przekazać prasie ani słowa komentarza. Na wiadomość, że pismacy są tuż-tuż, a adwokaci Rachel dzisiaj rano w Los Angeles złożyli pozew rozwodowy, zareagował lodowatą obojętnością. Jedyne, co go poruszało, to niemożność uniknięcia ostatniej sceny – tej z Tonym i Rachel, gorącej, gwałtownej, przepełnionej seksem – zanim wieczorem odtrąbią koniec zdjęć. Zupełnie nie wiedział, jak zdoła przez to przebrnąć, zwłaszcza pod bacznym spojrzeniem całej ekipy.

Chociaż, gdy już się z tym upora, wykreślenie Rachel z życia przyjdzie mu o wiele łatwiej, niż myślał ostatniej nocy. Cokolwiek czuł do niej przed ślubem, wkrótce odpłynęło; nie mieli sobie do zaoferowania nic poza seksem i wspólnym wypełnianiem obowiązków towarzyskich. Bez Rachel jego życie nie stanie się bardziej puste i powierzchowne od tego, jakie wiódł przez ostatnie dziesięć lat.

Na czole Zacka pojawiła się zmarszczka. Z podziwem obserwował maleńkiego owada dzielnie wspinającego się na źdźbło trawy, tuż przy jego biodrze; własne życie wydało mu się beznadziejne, pozbawione głębszego sensu, satysfakcji. A przecież, jak pamiętał, nie zawsze tak myślał…

Gdy przybył do Los Angeles w wozie Charliego Murdocka, już próba przetrwania była wyzwaniem, praca, jaką z pomocą Charliego dostał przy załadunku w Empire Studios, zaiste heroicznym wysiłkiem. Miesiąc później reżyser, kręcący niskobudżetowy film o gangu chuliganów terroryzujących podmiejskie liceum, postanowił znaleźć kilka nowych twarzy – statystów tworzących tłum – i zatrudnił Zacka. Rola wymagała od chłopca jedynie stania pod ceglanym murem, z wyniośle obojętną, arogancką miną. Dodatkowo zarobione pieniądze okazały się darem niebios. Jak również propozycja reżysera, który posłał po niego kilka dni później:

– Zack, chłopcze, jest coś w twoim wyglądzie, kamera to wydobywa. Na filmie jawisz się niczym zbuntowany, współczesny James Dean, tyle że wyższy i przystojniejszy od oryginału. Scenę, w której wystąpiłeś, zdominowałeś samą swoją obecnością. Jeżeli potrafisz grać, dam ci rolę w westernie, właśnie zaczynamy kręcić. Aha, będzie potrzebne pozwolenie ze związku.

To nie perspektywa wystąpienia w filmie najbardziej podniecała Zacka, najważniejsze były pieniądze. Więc wystarał się o zgodę i nauczył grać.

I nie okazało się to dla niego niczym specjalnie trudnym. Zanim opuścił dom babki, całymi latami „grał”, udając, że sprawy, dla niego istotne, nie obchodzą go ani trochę. Później zaprzątało go tylko jedno: chęć dowiedzenia babce i wszystkim w Ridgemont, że nie tylko przetrwa bez jej pomocy, ale także odniesie sukces. Aby osiągnąć swój cel, gotowy był zrobić niemal wszystko, obojętne, ile wymagałoby to wysiłku.

Ridgemont było małym miastem i Zack nie wątpił, że wiadomość o jego niesławnym odejściu rozeszła się lotem błyskawicy. Po wejściu na ekrany pierwszych filmów, w których grał znaczące role, przeczytał każdą linijkę listów od wielbicieli, z nadzieją, że ktoś, kogo kiedyś znał, rozpoznał go. Niestety! Jeżeli nawet tak się stało, nikt nie zadał sobie trudu, by napisać.

Przez jakiś czas snuł marzenia o powrocie do Ridgemont, z ilością gotówki wystarczającą na wykupienie Stanhope Industries, i pokierowaniu fabryką. Ale nim w wieku dwudziestu pięciu lat zgromadził majątek wystarczający do przejęcia firmy i zrozumiał, że nawet gdyby stał się właścicielem całego miasta ze wszystkim, co się w nim znajduje, niczego by to nie zmieniło. Wtedy miał już za sobą Oscara, stopień naukowy, obwołano go objawieniem i chodzącą legendą. Mógł przebierać w najlepszych rolach, w banku miał fortunę; rysowała się przed nim wspaniała przyszłość.

Udowodnił wszystkim, że Zachary Benedict potrafi przetrwać, mało tego, znaleźć się na samym szczycie. I wtedy poczuł się wypalony, utracił sens życia.

Na filmowej niwie osiągnął, jak mu się wydawało, wszystko, zaczął więc szukać nowych wrażeń. Budował wille, kupował jachty, jeździł samochodami wyścigowymi; na wytwornych przyjęciach otaczał się najwspanialszymi kobietami, potem brał je do łóżka. Uwielbiał ich ciała, czasem cenił towarzystwo, ale nigdy nie traktował poważnie, a one rzadko, prawdę mówiąc, tego oczekiwały. Stał się seksualnym trofeum, pożądanym głównie dla „zaszczytu”, jakim było przespanie się z gwiazdorem; często aktorki uwodziły go z powodu jego znajomości z producentami. Podobnie jak inne supergwiazdy przed nim – symbole seksu – padł ofiarą własnego sukcesu: wysiadając z windy czy wstępując do restauracji, ryzykował spotkanie z natarczywymi wielbicielami; w hotelach kobiety wciskały mu w dłoń klucze od swoich pokoi albo przekupywały pracowników recepcji, by wprowadzili je do jego apartamentu. Bywał zapraszany na weekendowe przyjęcia przez żony producentów, które wymykały się z łóżek mężów, by bez żenady rzucić się mu w ramiona.

Choć często korzystał z podsuwanej mu karty seksualnych uciech, sumienie, a może resztki jankeskiego purytanizmu sprawiały, że mierziły go toczone w ekspresowym tempie romanse, mdliło na widok pieczeniarzy, pochlebców i rozpustników zamieniających Hollywood w kanał, tyle że bez ustanku dezynfekowany i perfumowany, by nie urazić niczyjej wrażliwości.

Pewnego ranka obudził się z uczuciem, że nie zniesie takiego stanu rzeczy ani chwili dłużej. Miał dość seksualnych ekscesów, nudziły go hałaśliwe przyjęcia, irytowało towarzystwo neurotycznych aktorek i ambitnych gwiazdek; był zdegustowany życiem, jakie prowadził.

By wypełnić pustkę, zaczął rozglądać się za nowym wyzwaniem, uzasadnieniem dla swej egzystencji. Gra w filmie nie stanowiła już dostatecznego bodźca, pomyślał więc o reżyserowaniu. Gdyby w tej dziedzinie nie wykazał się talentem, krytyka nie pozostawiłaby na nim suchej nitki, jednak myśl o narażeniu na szwank dotychczasowej reputacji tylko pobudzała. Pomysł reżyserowania już od dawna kołatał się gdzieś w podświadomości, teraz stał się nowym wyzwaniem. Zack podjął działania z determinacją, z jaką robił dotąd wszystko. Prezes Empire, Irwin Levine, próbował odwieść go od pomysłu, przekonywał i prosił, ale w końcu, jak aktor przewidywał, skapitulował.

Film, który dostał od Levine'a do wyreżyserowania, był niskobudżetowym thrillerem pod tytułem „Koszmar”, z dwiema głównymi rolami, jedną dla dziewięcioletniej dziewczynki, drugą dla dorosłej kobiety. Empire dokonało wyboru: dziecko zagra Emily McDaniels, gwiazdka z dołeczkami na buzi a la Shirley Temple, mająca wprawdzie już prawie trzynaście lat, ale wyglądająca na dziewięć, i, co nie bez znaczenia, związana z wytwórnią kontraktem. Kariera Emily dobiegała końca, podobnie jak pięknej blondynki Rachel Evans, którą obsadzono jako odtwórczynię drugiej głównej roli. Rachel we wcześniejszych filmach grała niewielkie role, w żadnej nie wykazując większych aktorskich uzdolnień.

Studio narzuciło Zackowi obydwie dziewczyny, nie próbując nawet ukryć zamiaru udowodnienia mu, że jest aktorem, nie reżyserem. Film w najlepszym wypadku mógł zwrócić koszty, ale przy okazji, na co liczyli dyrektorzy studia, wybić z głowy ich wspaniałemu aktorowi pomysł marnowania talentu po drugiej stronie kamery, podczas gdy po tej właściwej przynosił wytwórni niemałe pieniądze.

Zack domyślał się wszystkiego, ale nic nie mogło go powstrzymać. Zanim rozpoczęto produkcję, przed ekranem w swym domu spędził całe tygodnie na oglądaniu filmów z Rachel i Emily. Na taśmach znalazł fragmenty, choć krótkie, w których Rachel błysnęła prawdziwym talentem, odkrył także chwile, gdy dziecięcy wdzięk Emily przemieniał się w czarującą słodycz podlotka, przemawiającą do kamery, bo autentyczną.

Zack wydobył to wszystko, ba, o wiele więcej, ze swych kobiecych bohaterek podczas ośmiu tygodni pracy na planie. Jego determinacja w dążeniu do sukcesu udzieliła się obu; pomogło jego doskonałe wyczucie tempa i światła. Najważniejsza okazała się jednak intuicyjna wiedza adepta sztuki reżyserskiej, jak najlepiej wyeksponować Emily i Rachel, by oczarowały widownię.

Rachel złościła się – zadręczał ją ciągłymi powtórkami, narzekała na niekończące się ujęcia, ale gdy obejrzeli rezultat pierwszych tygodni pracy, popatrzyła na niego z zachwytem w zielonych oczach i powiedziała miękko:

– Dziękuję, Zack, po raz pierwszy w życiu zobaczyłam, że umiem grać.

– A ja reżyserować. – Poczuł ulgę i nie krył tego.

– Czyżbyś wątpił w swoje umiejętności? Sprawiałeś wrażenie całkowicie pewnego wszystkiego, co robisz! – Rachel była zdumiona.

– Od początku zdjęć nie przespałem spokojnie jednej nocy – wyznał. Po raz pierwszy w życiu odważył się zwierzyć komuś ze swych rozterek. Ten dzień był naprawdę wyjątkowy! Właśnie przekonał się, że potrafi reżyserować. Co więcej, talent odkryty w Emily McDaniels zapewni przyszłość temu uroczemu dziecku. Gdy krytycy zobaczą jej wspaniałą grę w „Koszmarze”, oszaleją z zachwytu. Praca z Emily sprawiła, że zapragnął własnego dziecka. Obserwując serdeczne więzy łączące ją z ojcem, który został na planie, by opiekować się córką, Zack niespodziewanie dla samego siebie zrozumiał, że pragnie rodziny. Tego właśnie mu brakowało – żony i dzieci, by wspólnie mogli cieszyć się sukcesem, by miał o kogo dbać.

Tego wieczora świętował razem z Rachel przy podanej przez służącego kolacji. Nastrój szczerości, wywołany wzajemnym wyznaniem skrzętnie skrywanych przed innymi wątpliwości, czy się sprawdzą, przerodził się w prawdziwie swobodną, intymną atmosferę, co, w przypadku Zacka, było nieczęstym zjawiskiem, jednak teraz podziałało kojąco. U niego, w Pacific Palisades, rozsiedli się wygodnie przed przeszkloną ścianą, z rozciągającym się za nią oceanem i długo rozmawiali, ale nie o „biznesie”, co dla Zacka było miłą odmianą; miał dość spotkań z aktorkami nie potrafiącymi poruszyć innego tematu. W końcu wylądowali w łóżku, gdzie spędzili noc pełną niezwykłych doznań i pomysłowych miłosnych igraszek. Namiętność Rachel wyglądała na prawdziwą, a nie na zapłatę za pokierowanie nią w filmie, świadomość tego sprawiała mu dodatkową przyjemność; ochocze oddawanie się przez Rachel erotycznym zabawom, jej inteligencja i poczucie humoru, nakręcony film, wprawiały go w doskonały nastrój.

– Zack, czego oczekujesz od życia? Ale na serio. – Uniosła się na łokciach.

Przez chwilę milczał, a potem, może dlatego, że osłabiło go długie uprawianie miłości, a może miał już dość udawania, iż życie, jakie dla siebie stworzył, jest kwintesencją jego pragnień, odpowiedział z ledwo dosłyszalną ironią:

– Małego domku na prerii.

– Co takiego? Chcesz roli w następnych odcinkach tego filmu?

– Nie, myślałem o prawdziwym domku, takim, w którym można zamieszkać. Zresztą nie musiałby stać akurat na prerii. Może być ranczo w górach.

Wybuchnęła serdecznym śmiechem.

– Ranczo! Nienawidzisz koni i nie znosisz krów, wszyscy to wiedzą. Opowiadał mi Tommy Newton – powiedziała, mając na myśli zdolnego asystenta reżysera z „Koszmaru” – pracował na planie w pierwszym westernie, w jakim grałeś, jeszcze jako chłopiec. Z Michelle Pfeiffer jako twoją dziewczyną. – Z uśmiechem musnęła palcem usta mężczyzny. – A tak między nami: co masz przeciwko koniom i krowom?

Pieszczotliwie skubnął wargami jej palec.

– Nie słuchają poleceń, pędzą nie tam, gdzie powinny. Tak się stało w tym pierwszym filmie – bydło zawróciło i ruszyło prosto na nas.

– Michelle opowiadała, że tamtego dnia uratowałeś jej życie, przeniosłeś w bezpieczne miejsce.

Zack skrzywił się i opuścił głowę.

– Musiałem, jak szalony leciałem w stronę skał, z bydłem tuż za plecami. Michelle znalazła się na mojej drodze. Uniosłem ją, by zrobić sobie przejście.

– Nie bądź taki skromny. Jak od niej wiem, uciekając, przerażona wołała o pomoc.

– Tak samo ja. Oboje byliśmy jeszcze dziećmi. Czuję się, jakbyśmy mówili o wydarzeniu sprzed stu lat.

Wyciągnęła się na boku, jej palce znaczyły ścieżkę od jego ramienia do pępka, tutaj zatrzymały się.

– Skąd naprawdę pochodzisz? I proszę, nie opowiadaj mi tych dyrdymałek, jakie trzymasz dla maluczkich, o trudnym dzieciństwie, rodeo i włóczeniu się z gangiem motocyklowym.

Szczerość Zacka nie obejmowała rozmów o przeszłości. Nigdy dotąd tego nie robił i nie będzie. Gdy miał osiemnaście lat i dział prasowy wytwórni chciał się czegoś o nim dowiedzieć, odpowiedział chłodno, by wymyślili cokolwiek, i tak właśnie się stało. Prawdziwa przeszłość umarła i rozmowa o tamtych czasach nie wchodziła w grę.

– Z żadnego szczególnego miejsca – postawił sprawę jasno.

– Ale przecież nie byłeś dzieckiem znikąd, nie używającym noża i widelca, tyle to potrafię poznać – naciskała. – Tommy Newton powiedział mi, że już w wieku osiemnastu lat miałeś klasę, towarzyską ogładę, jak to określił. Nic więcej nie potrafi o tobie powiedzieć, chociaż pracowaliście razem przy kilku filmach. Wszystkie kobiety, z którymi grałeś, Glenn Close i Goldie Hawn, Lauren Hutton i Meryl Streep są zdania, że świetnie się z tobą pracuje, ale przeszłość stanowi dla ciebie tabu. Wiem, bo pytałam.

– Jeżeli myślisz, że twoja ciekawość mi pochlebia, grubo się mylisz. – Zack nie krył niezadowolenia.

– Nie mogłam się powstrzymać. – Roześmiała się i przysuwając się bliżej, pocałowała w podbródek. – Każda kobieta marzy o tobie, panie Benedict, jesteś w Hollywood tajemniczą postacią numer 1. Powszechnie wiadomo, że żadna z moich poprzedniczek w twoim łóżku nie zdołała wyciągnąć cię na zwierzenia. Skoro już tu jestem i usłyszałam wiele rzeczy, które można by uznać za osobiste, to albo trafiłam na chwilę słabości, albo… po prostu… lubisz mnie bardziej od nich. Musiałam spróbować dowiedzieć się o tobie czegoś, czego nie odkryła żadna inna. Odezwała się moja kobieca duma, chyba rozumiesz.

Rozbrajająca szczerość Rachel szybko zmieniła jego niezadowolenie w wesołość.

– Jeżeli chcesz, bym dalej lubił cię bardziej niż inne – powiedział ze śmiechem – przestań mnie przesłuchiwać. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym.

– Przyjemniejszym… – Opleciona wokół jego ciała, z zadziornym uśmiechem patrzyła mu w oczy, palcami gładziła włosy na piersi. Teraz Zack spodziewał się jakiejś wyszukanej formy aktywności. Zaskoczyła go zupełnie. – Cóż… wiem, że nienawidzisz koni, a lubisz motocykle i szybkie samochody. Dlaczego? Ich dłonie splotły się.

– Bo nie zbijają się w stada ze znajomymi, gdy zostawisz je na parkingu, i nie próbują cię przejechać, gdy tylko się odwrócisz. Posłusznie podążają w nakazanym kierunku.

– Zack – wyszeptała gorąco, ich usta spotkały się. – Nie tylko motocykle pójdą, gdzie wskażesz, ja także.

Zrozumiał, wskazał w dół. Jej usta były posłuszne woli mężczyzny.

Rano zrobiła mu śniadanie.

– Chciałabym jeszcze zagrać w jakimś znaczącym filmie, by udowodnić wszystkim, że naprawdę potrafię – powiedziała. Wsunęła do piekarnika bułeczki.

Zack, zrelaksowany, usiadł wygodnie i patrzył, jak Rachel krząta się po kuchni. Ubrana w spodnie w kratkę i zawiązaną w pasie koszulę, bez uwodzicielskich szmatek i ekstrawaganckiego makijażu pociągała go o wiele bardziej. Wydawała się jeszcze ładniejsza niż zwykle. Jak się przekonał, była zmysłowa, inteligentna i dowcipna.

– A potem? – zapytał.

– Chciałabym z tym skończyć. Mam trzydzieści lat i, podobnie jak ty, pragnę życia mającego sens, z problemami poważniejszymi od dbania o linię i zamartwiania się zmarszczkami, jakie przecież muszą się pojawić. Oprócz tej zakłamanej krainy fantazji, w której zamieszkujemy, oddając się mamieniu świata, musi istnieć coś jeszcze.

Zaskakująca jak na filmową gwiazdę uwaga sprawiła, że Rachel jawiła się mu niczym powiew świeżości. Co więcej, zamierzała wycofać się z filmu, wyglądało więc na to, że nareszcie spotkał kobietę zainteresowaną nim samym, a nie tym, co mógł zrobić dla jej kariery. Pochyliła się nad kuchennym stołem i szepnęła mu do ucha:

– Jak moje marzenia mają się do twoich?

Otrzymał propozycję, wypowiedzianą w bezpośredni sposób, odważnie i szczerze. Przez chwilę spoglądał na Rachel w milczeniu, a potem, nie kryjąc wagi, jaką przykłada do sprawy powiększenia rodziny, zapytał:

– Czy w twoich marzeniach jest miejsce na dzieci?

– Twoje? – spytała bez wahania, ze słodyczą w głosie.

– Moje.

– Możemy spróbować od razu?

Roześmiał się. Usiadła mu na kolanach i śmiech przycichł w przypływie tkliwości. W sercu Zacka rozkwitła nadzieja, uczucie, o którym myślał, że umarło, gdy miał osiemnaście lat. Wsunął dłonie pod jej koszulę, czułość pomieszała się z namiętnością.

Pobrali się cztery miesiące później. Ślub odbył się we wspaniale przystrojonej altanie na trawniku w posiadłości Zacka w Carmel, a wśród tysiąca zaproszonych gości nie brakowało kilku gubernatorów i senatorów. Także, choć nieproszone, pojawiły się nad głowami helikoptery. Zawirowania powietrza mieszanego łopatami śmigieł podrywały kobiece suknie i przekrzywiały peruczki przykrywające głowy niektórych mężczyzn. Reporterzy stłoczeni w kabinach nakierowali kamery na uroczystość odbywającą się pod nimi. Świadkiem Zacka był przemysłowiec Matthew Farrell, jego sąsiad w Carmel, który zaproponował proste rozwiązanie problemu wścibstwa prasy. Ze złością obserwując wściekle krążące helikoptery, powiedział:

– Znieśmy wreszcie tę przeklętą Pierwszą Poprawkę.

Zack uśmiechnął się, był na luzie; dzień ślubu nastrajał pogodą, przepełniał optymizmem. Już wyobrażał sobie rozkoszne wieczory z dziećmi na kolanach, rodzinne życie, jakiego sam nie zaznał. Rachel domagała się hucznego wesela, on pragnął spełnić jej marzenia, choć sam wolałby bardziej kameralne, w Tahoe, w otoczeniu garstki przyjaciół.

– Zawsze mogę posłać do domu po kilka strzelb – zaproponował żartem.

– Świetny pomysł. Skryjemy się w altanie jak w bunkrze i zestrzelimy tych skurwysynów.

Obaj mężczyźni roześmiali się, po chwili połączyło ich przyjazne milczenie. Poznali się przed trzema laty, gdy grupa wielbicieli Zacka wspięła się na ogrodzenie jego domu, a potem, uciekając, włączyła systemy alarmowe w obu rezydencjach. Tamtego wieczora Zack i Matt odkryli, że łączy ich wiele, choćby upodobanie do szkockiej, skłonność do szorstkiej bezpośredniości, nietolerowanie hipokryzji i, co okazało się później, podobne podejście do inwestycji finansowych. W rezultacie zostali nie tylko przyjaciółmi, także partnerami w wielu przedsięwzięciach.

Gdy „Koszmar” wszedł na ekrany, nie zdobył wprawdzie Nagrody Akademii czy choćby nominacji, ale przyniósł niezły zysk, otrzymał doskonałe recenzje, przypomniał widzom Rachel i Emily. Dziewczynka i jej ojciec okazywali mu ogromną wdzięczność. Rachel natomiast nagle stwierdziła, że jeszcze nie może zrezygnować z filmu, a myśl o dziecku, którego Zack tak gorąco pragnął, muszą odłożyć na później. Kariera, której jak niedawno twierdziła, ma dość, okazała się jej obsesją. Nie opuszczała żadnego ważniejszego przyjęcia z ludźmi z branży, nie pomijała najdrobniejszej okazji do reklamy. Pracownicy Zacka, jego sekretarka i człowiek odpowiedzialny za kontakty z prasą, mieli niemałe kłopoty ze sprostaniem jej ambicjom towarzyskim, a później tuszowaniem co bardziej skandalicznych, publicznych gaf. Zachłanna na sławę i powodzenie, nienawidziła aktorek bardziej od niej znanych, a równocześnie była tak niepewna swego talentu, że bała się występować w filmach innych reżyserów.

Pod naporem rzeczywistości optymizm Zacka z dnia ślubu prysł jak mydlana bańka; został wmanewrowany w małżeństwo przez sprytną i ambitną aktorkę, głęboko przekonaną, że tylko dzięki niemu zdobędzie sławę i pieniądze. Wnet przejrzał jej grę, ale bardziej obwiniał siebie. Wyszła za niego powodowana ambicją, co od biedy potrafił zrozumieć, jeśli nawet nie podobały mu się metody – wiedział dobrze, co znaczy potrzeba sprawdzenia się. A on zabrnął w to małżeństwo kierowany nietypową dla tego środowiska naiwnością, która sprawiła, że uwierzył, choć na krótko, w sielankowy obrazek przywiązanych do siebie małżonków i różowolicych, szczęśliwych dzieci, wołających o bajki przed snem. Jak powinien zapamiętać z doświadczeń młodości, takie rodziny są legendą, wykorzystywaną przez poetów i niemiłosiernie eksploatowaną przez producentów filmów. Własne życie zaczęło przypominać mu monotonną równinę.

Dla podobnych jemu, znudzonych ofiar Hollywoodu, receptą stała się działka koki, przeróżne, bardziej lub mniej legalne medykamenty albo butelka alkoholu rano i wieczorem. Zack miał jednak niektóre cechy swej babki – choćby pogardę dla słabości, emocjonalnego mazgajstwa. Problem rozwiązał w jedyny sposób, jaki znał: każdego ranka zatapiał się w pracy i nie przestawał do samego wieczora, wtedy znużony padał na łóżko. Zamiast rozwieść się, uznał, że jego małżeństwo, choć dalekie od wymarzonej idylli, jest o wiele lepsze od związku łączącego jego dziadków i nie gorsze od innych. A więc dał jej możliwość wyboru: albo rozstaną się, albo poskromi ambicje i ustatkuje się. Gdy wybierze to drugie, spełni w zamian jej marzenia – obsadzi w następnym filmie. Rachel wykazała rozsądek. By wywiązać się z obietnicy, Zack jeszcze bardziej zagęścił swój, już i tak zwariowany harmonogram. Po sukcesie „Koszmaru” wytwórnia Empire chciała, by grając w nim, reżyserował następny film. Zack wyszukał scenariusz, który wydał mu się najciekawszy, thrillera zatytułowanego „Zwycięzca bierze wszystko”. W głównych rolach obsadził Rachel i siebie, wtedy wytwórnia wyłożyła pieniądze. Kombinacją cierpliwości, pochlebstw, chłodnej krytyki i od czasu do czasu wybuchów gniewu tak pokierował Rachel i pozostałymi aktorami, że wydobył z nich to, co chciał; podobną taktykę zastosował wobec operatorów światła i kamer. Wynik przeszedł najśmielsze oczekiwania, „Zwycięzca” zdobył wszystko: Rachel otrzymała nominację do Nagrody Akademii, Zack zdobył Oscara dla najlepszego aktora, drugiego za reżyserię, czym potwierdził opinię krążącą wśród hollywoodzkich magnatów filmowych: Benedict posiada łatwość pokierowania zespołem ludzi, umie na ekranie rozpętać burzę namiętności, wie, jak stopniować atmosferę grozy, wywołać śmiech publiczności w miejscu ledwie zasygnalizowanym w scenariuszu jako zabawna kwestia. Co więcej, potrafi zmieścić się w budżecie.

Dwa Oscary sprawiły Zackowi niemałą satysfakcję. Ale czy był naprawdę szczęśliwy? Wolał się nie zastanawiać. By zapomnieć o wymarzonej idylli, rzucił się w wir pracy. W ciągu dwóch lat reżyserował, równocześnie grając w nich, dwa kolejne filmy: w przesyconym erotyzmem thrillerze wystąpił z Glenn Close, a w filmie przygodowym z Kim Basinger.

Właśnie ukończył drugi z nich i rozglądał się za materiałem na następny scenariusz. Korzystając z wolnego czasu, poleciał do Carmel sfinalizować wspólny interes, nagrany przez Matta Farrella. W dniu przyjazdu, wieczorem, gdy u siebie w mieszkaniu szukał czegoś do czytania, jego wzrok zatrzymał się na książce pozostawionej na półce zapewne przez któregoś z gości. O wschodzie słońca, nim jeszcze skończył czytać, wiedział, że następny film będzie adaptacją „Przeznaczenia”.

Następnego ranka wkroczył do biura prezesa Empire Studios i wręczył mu powieść.

– Oto mój następny film, Irwin.

Levine przeczytał notkę na obwolucie i z westchnieniem odchylił się do tyłu w obitym zamszem obrotowym fotelu.

– Wygląda na dość ciężki dramat, Zack. A ja wolałbym, byś dla odmiany nakręcił coś lżejszego. – Ze stojącego za nim, przykrytego szkłem stolika wziął tekturową teczkę i z zachęcającym uśmiechem podał Zackowi. – Ktoś mi to podrzucił. Jak wiem, znalazł się już kupiec, ale jeżeli zdecydujesz się kręcić, możemy negocjować. To romans. Niezły. Zabawny. Nikt od lat nie robi takich filmów i myślę, że publiczność trochę się stęskniła. Jesteś wymarzonym odtwórcą głównej roli, mógłbyś grać przez sen, taka jest łatwa. Za małe pieniądze szybko się z tym uwiniemy, a mam przeczucie, że to materiał na prawdziwy hit.

Scenariusz – Zack zgodził się przeczytać go wieczorem – okazał się wymarzony na mydlaną operę; prawdziwa miłość odmienia życie cynicznego milionera, który później „długo i szczęśliwie” żyje ze swą piękną, młodą żoną. Zack był zdegustowany. Po części z powodu roli, która, gdyby zgodził się ją zagrać, nie wymagała najmniejszego wysiłku, ale, co istotniejsze, historia przypomniała mu własne naiwne mrzonki o miłości i małżeństwie, jakie roił, w sekrecie, będąc młodzieńcem, a jako dorosły mężczyzna próbował zrealizować. Następnego ranka rzucił scenariusz „Pretty Woman” na biurko Levine'a.

– Nie jestem na tyle dobrym aktorem ani reżyserem, by sprawić, że ten kicz kogoś poruszy.

– Stałeś się cynikiem. – Levine, ze zmartwioną miną, potrząsnął głową. – Znam cię od dziecka i kocham jak syna. Martwi mnie to, co się z tobą dzieje, rozczarowujesz mnie.

Zack, słysząc te sentymentalne komunały, w milczeniu uniósł brwi; Levine kochał go jak własne konto w banku i był rozczarowany, bo jego pupil nie zgodził się na „Pretty Woman”. Prezes nie nalegał. Ostatnim razem, gdy naciskał za bardzo, Zack wyszedł z jego biura, trzaskając drzwiami, a później robił filmy dla wytwórni Paramount i Universal.

– Jako nastolatek nie kierowałeś się naiwnym idealizmem – powiedział. – Mocno stąpałeś po ziemi, ale jeszcze daleko było ci do cynizmu. Po ślubie z Rachel stałeś się innym człowiekiem. – Dostrzegł błysk niezadowolenia w oczach Zacka i pośpiesznie zmienił temat: -Dobrze, dość sentymentów, pogadajmy o interesach. Kiedy chcesz zacząć kręcić „Przeznaczenie” i kogo proponujesz do głównych ról?

– Męża zagram ja, na żonę chciałbym Dianę Copeland, oczywiście, jeżeli jest osiągalna. Rachel będzie świetna w roli kochanki, Emily McDaniels jako córka.

Levine uniósł brwi.

Rachel się wścieknie, jak dowie się, że nie jej przypadnie główna rola.

– Poradzę sobie – powiedział Zack. Rachel i Levine nienawidzili się, choć żadne nigdy nie mówiło dlaczego. Zack podejrzewał jakiś dawny romans z burzliwym zakończeniem.

– Jeżeli jeszcze nie masz pomysłu na obsadzenie najemnego pracownika – ciągnął Levine z wahaniem w głosie – poproszę cię o przysługę. Wziąłbyś Tony'ego Austina?

– Nie ma mowy – żachnął się Zack. Nałogi Austina, alkohol i narkotyki, a także inne grzeszki były powszechnie znane. – To człowiek całkowicie nieodpowiedzialny! – Ostatni wypadek przedawkowania, na samym początku kręcenia dla Empire, skończył się półrocznym pobytem aktora w centrum leczenia uzależnień, a na planie musiał zastąpić go ktoś inny.

– Tony chce zabrać się ostro do roboty, udowodnić, że jest jeszcze coś wart – tłumaczył cierpliwie Levine. – Lekarze zapewniają, iż po odstawieniu narkotyków stał się innym człowiekiem. Tym razem jestem skłonny im uwierzyć.

– A cóż takiego się zmieniło? – Zack wzruszył ramionami.

– Zawieźli go do Cedars-Sinai w stanie zapaści. Odratowali, ale wystraszył się nie na żarty. Postanowił wziąć się za siebie, zacząć pracować. – Głos Levine'a zadźwięczał nutą obłudy. – Umożliwienie mu powrotu byłoby ładnym gestem, Zack. Jesteśmy jedną wielką rodziną, powinniśmy wzajemnie się wspierać. Musimy Tony'emu pomóc, bo jest bez grosza i…

– …i może ci zwrócić forsę za film, w którym nie zagrał – obojętnym tonem dokończył Zack.

– No cóż, rzeczywiście wisi u nas na poważną kwotę – niechętnie przyznał Levine. – Ale przyszedł do nas i poprosił o pracę na konto długu, chce udowodnić, że wyszedł na prostą. Jeżeli cię to nie wzrusza, rozważ aspekt praktyczny: pomimo złej prasy, widzowie nie odwrócili się od niego. Niegrzeczny i lekkomyślny, piękny chłopiec, mężczyzna, którego każda kobieta chciałaby pocieszyć.

Zack zawahał się.

Jeżeli Austin rzeczywiście się zmienił, idealnie pasowałby do roli. W wieku trzydziestu trzech lat urodziwą twarz miał trochę podniszczoną hulaszczym trybem życia, ale to, w oczach kobiet od dwunastu do dziewięćdziesięciu lat, tylko dodawało mu męskiego uroku. Jego nazwisko na afiszach, obok Benedicta, gwarantowałoby fantastyczne wpływy. We dwóch mieliby szansę ustanowienia kasowego rekordu. Zack zamierzał domagać się sporego udziału w zyskach i to zaważyło na jego decyzji. W końcu Austin, nawet pijany, był lepszym aktorem od większości mu znanych. Zatrudnienie go byłoby przysługą wyświadczoną Empire, o czym w razie potrzeby mógł zawsze przypomnieć. Udając wahanie, powiedział tylko:

– Niech przyjdzie na próbne zdjęcia, ale prawdę mówiąc, nie uśmiecha mi się rola niańki narkomana, nawet zreformowanego. Przyślę ci rano Dona Moyesa – zaczął zbierać się do wyjścia – możecie omówić szczegóły kontraktu.

– Przy tej ilości obiektów zdjęciowych produkcja pochłonie olbrzymie kwoty – przypomniał Irwin. Już drżał na myśl o sumie, jakiej Zack zażąda za odtwarzanie głównej roli i reżyserię, nie wspominając o rewanżu za obsadzenie Austina. Z trudem kryjąc zadowolenie, wstał i na pożegnanie potrząsnął dłonią reżysera. – Zgadzam się na twoją propozycję tylko dlatego, że widzę, jak ci na tym zależy. Będę się modlił, aby film zarobił przynajmniej na zwrot kosztów.

Zack uśmiechnął się pod nosem. Pierwsza runda, potwierdzona uściskiem dłoni, właśnie została zakończona.

Diana Copeland nie przyjęła roli żony, bo miała grać w innym filmie, obsadził więc w niej Rachel, drugą na liście kandydatek. Po kilku tygodniach plany Diany uległy zmianie, ale wtedy Zack miał już moralne i prawne zobowiązania wobec żony i pozwolił zatrzymać jej ważniejszą rolę. Ku jego zaskoczeniu, Copeland poprosiła o drugą, mniej znaczącą, byłej kochanki. Emily McDaniels z zachwytem przyjęła propozycję wystąpienia jako nastoletnia córka, najemnego pracownika miał zagrać Tony Austin. Drobniejsze role obsadzono bez trudu-osobiście wybrana przez Zacka ekipa techniczna stawiła się na planie gotowa do pracy.

Już po miesiącu zdjęć do „Przeznaczenia” rozeszły się plotki że choć film od samego początku nękały wypadki i opóźnienia, materiał wysyłany każdego dnia do obróbki jest fantastyczny. Wprawiona w ruch plotkarska machina Hollywoodu na długo przed zakończeniem filmu zaczęła przyznawać nominacje do Nagrody Akademii, i to we wszystkich kategoriach.

Загрузка...