ROZDZIAŁ 43

Silnik blazera pracował, z rury wydechowej wydobywały się kłęby ciemnego dymu i zaraz rozpływały się w mroźnym powietrzu świtu. Stali obok samochodu.

– W prognozie pogody nie wspomniano, by miały wystąpić opady śniegu – powiedział Zack. Spojrzał w niebo, na różowawą poświatę wschodzącego słońca; na siedzeniu pasażera położył termos z kawą. Popatrzył na Julie, twarz miał spokojną. – Aż do Teksasu drogi powinny być przejezdne.

Jeszcze w nocy przedstawił scenariusz rozstania – żadnych łez, gestów rozpaczy – więc starała się wyglądać na spokojną.

– Będę uważała.

– Nie śpiesz się za bardzo – przestrzegł. Podciągnął zamek jej kurtki, postawił kołnierz. Ten zwyczajny gest omal nie przyprawił jej o łzy. – Jeździsz o wiele za szybko.

– Nie będę.

– Spróbuj oddalić się stąd jak najszybciej, nim cię rozpoznają -przypomniał po raz kolejny. Wyjął z dłoni Julie okulary przeciwsłoneczne i włożył jej na nos. – Zaraz za granicą Oklahomy zatrzymaj się na pierwszym napotkanym parkingu. Przez piętnaście minut pozostań na miejscu, potem podejdź do budki telefonicznej i zadzwoń do rodziny. Federalni będą się przysłuchiwali, więc postaraj się, by twój głos brzmiał nerwowo, tak jak to potrafisz. Powiedz, że zostawiłem cię na tym parkingu, na podłodze z tyłu, z zawiązanymi oczami. Gdzieś zniknąłem, a tobie po jakimś czasie udało się uwolnić. Powiedz im, że wracasz do domu. Jak już tam dotrzesz, trzymaj się ściśle tego, co ustaliliśmy.

Już rano wrzucił do samochodu szalik, znaleziony w domu, by sprawić wrażenie, że miała zawiązane nim oczy. Julie z westchnieniem skinęła głową – nie pozostało nic więcej do zrobienia, a powiedzieli sobie już wszystko.

– Jakieś pytania? Potrząsnęła głową.

– Dobrze. No to pocałuj mnie na pożegnanie. Wspięła się na palce, zaskoczyła ją żarliwa siła jego uścisku. Ale pocałunek trwał krótko, potem Zack delikatnie, ale stanowczo odsunął ją od siebie.

– Już czas – powiedział głosem pozbawionym wyrazu.

Skinęła głową, ale nie mogła zrobić kroku. Postanowienie, by uniknąć dramatycznych scen, jakby słabło.

– Napiszesz do mnie, prawda?

– Nie.

– Przecież mógłbyś dać znać, co u ciebie – powiedziała z rozpaczą – nawet jeżeli twoje miejsce pobytu pozostanie tajemnicą. Muszę wiedzieć, czy nic ci nie grozi! Sam mówiłeś, że nie będą wiecznie kontrolować mojej korespondencji.

– Jeżeli zostanę złapany, każda stacja poda tę wiadomość. Cisza będzie oznaczała, że jestem bezpieczny.

– Ale dlaczego nie możesz do mnie napisać? – upierała się. Natychmiast pożałowała swoich słów. Twarz Zacka stała się jeszcze bardziej odległa, obca.

– Żadnych listów, Julie! Gdy już odjedziesz, to koniec. Koniec z nami! – Chociaż mówił spokojnie, bezwzględne słowa uderzyły w nią jak bicz. – Jutro rano masz zacząć swoje dawne życie od miejsca, w którym je zostawiłaś. Udawaj, że nic się nie wydarzyło, a za parę tygodni o wszystkim zapomnisz.

– Może ty tak potrafisz, ale nie ja – odpowiedziała. Nienawidziła siebie za pełen łez, błagalny ton. Potrząsnęła głową, jakby chciała zaprzeczyć własnym słowom. Stanęła twarzą do auta i gniewnym gestem otarła ramieniem wilgotne oczy. – Odjeżdżam, zanim zrobię z siebie jeszcze większą idiotkę – wyrzuciła z siebie zdławionym głosem.

– Przestań. – Przytrzymał ją za ramię, nie pozwalając odejść. – Nie rozstawajmy się tak. – Spojrzała w jego pozbawione wyrazu oczy i po raz pierwszy tego ranka nie była pewna, czy rzeczywiście żegna się z nią z taką łatwością, jak jej się zdawało. Przyłożył dłoń do jej policzka, potem pogładził po włosach i z powagą powiedział: – Jedynym głupstwem, jakie zrobiłaś w tym tygodniu, to nadmierne przywiązanie się do mnie. Wszystko inne – czyny, słowa- było takie… jak należy. Idealne.

Zamknęła oczy, z całych sił powstrzymywała łzy. Ujęła jego dłoń, w jej wnętrze wtuliła usta. Naśladowała jego gesty – jeszcze chwilę temu całował ją tak.

– Kocham cię tak bardzo… – szepnęła.

Wyszarpnął rękę i głosem pobrzmiewającym rozbawieniem powiedział:

– Nie kochasz mnie, Julie. Jesteś naiwna i niedoświadczona, nie potrafisz odróżnić dobrego seksu od prawdziwej miłości. A teraz bądź grzeczną dziewczynką, wracaj do domu, gdzie twoje miejsce, i zapomnij o mnie. Tego od ciebie oczekuję.

Poczuła się, jakby ją spoliczkował; zraniona duma sprawiła, że uniosła brodę.

– Masz rację – powiedziała spokojnie, z godnością. Wsiadła do auta. – Czas powrócić do rzeczywistości.

Zack patrzył, jak samochód znika za zakrętem, pomiędzy wysokimi zwałami śniegu. Po jej odjeździe pozostał na miejscu jeszcze długo i dopiero przejmujący mróz przypomniał mu, że stoi na dworze w lekkiej kurtce. Zranił ją, bo musiał tak uczynić, przekonywał w myślach samego siebie. Nie mógł pozwolić, by marnowała następne, drogocenne chwile swego młodego życia na kochanie go, tęsknotę, oczekiwanie. Wyszydzając jej miłość, postąpił jak należało, przyzwoicie.

Wszedł do kuchni, apatycznym gestem uniósł dzbanek z kawą, sięgnął po garnuszek do kredensu, i wtedy zobaczył na stole ten, który Julie używała dziś rano. Powoli wziął go do ręki, uniósł i przycisnął do policzka.

Загрузка...