III 2175

— Spotkanie jest w północnej Minnesocie? — spytała Abby4. — Dlaczego?

Mal z trudem powstrzymywał złość. Ostrzegano go przed Abby4. Jeden z Biomensan, należących do sieci przyjaciół i znajomych Mala, powiedział: „Górne 2 procent genomodyfikacji. Lubi okazywać wszystkim swoją wyższość. Ale nie pozwól sobą kręcić. Kontrakt jest zbyt ważny”.

Przyjaciele powiedzieli mu także, żeby nie czuł się onieśmielony biurem Abby4 ani jej urodą. Biuro znajdowało się na ostatnim piętrze najwyższego budynku w Raleigh, ze wspaniałym widokiem na właśnie oczyszczone miasto. Ogród na niebie, ze ścianami i sufitem całkowicie pokrytymi genomodyfikowanymi roślinami produkowanymi przez AbbyWorks, kwiatami tak egzotycznymi i pięknymi, że od samego patrzenia gość mógł łatwo zapomnieć, co miał powiedzieć. Pewnie o to chodziło.

Uroda Abby4 onieśmielała jeszcze bardziej niż jej biuro. Siedziała naprzeciwko niego w miękkim białym fotelu, który podkreślał jej smukłość i wysublimowaną elegancję. Twarz azteckiej księżniczki, otoczona miedzianymi włosami, zebranymi po obu stronach w grube pukle. Szarfa jej czarnego garnituru kończyła się tuż powyżej wypukłości białych piersi, które Mal świadomie ignorował. Nogi miała tak długie, że nie widywał takich nawet w snach.

— Spotkanie jest w północnej Minnesocie — wyjaśnił uprzejmie Mal — bo nasz chiński kontakt już prowadzi interesy w St Paul, z uniwersytetem. I chce zobaczyć to dziwo w pobliżu dawnej kanadyjskiej granicy, obiekt, który w rządowych zapisach figuruje jako obcy artefakt.

Abby4 zamrugała, pewnie zanim zorientowała się, że zamierza to zrobić, co dało Malowi ogromną satysfakcję. Nawet Biomensanie, z ich genetycznie podkręconą inteligencją i pamięcią, nie wiedzieli wszystkiego.

— Ach tak, oczywiście — rzekła Abby4, a Mal był na tyle ostrożny, że nie dał po sobie poznać, że Abby4 blefuje. — O, w takim razie północna Minnesota. Proszę przesłać dane do naszego systemu biurowego. Dziękuje panu, panie Goldstone.

Mal wstał i ruszył do wyjścia. Abby4 nie uniosła się. W zewnętrznym biurze minął kobietę, która była o kilka lat starsza od Abby, lecz tak do niej podobna, że musiał to być jeden z jej wcześniejszych klonów. Kobieta lekko się garbiła. Na pewno każdy kolejny klon miał lepsze genomodyfikacje, bo na rynek wchodziły nowe technologie. AbbyWorks była w końcu jedną z pięciu albo sześciu czołowych firm oferujących biorozwiązania, w Raleigh — czyli na świecie.

Mal opuścił przypominający rajski ogród budynek AbbyWorks prosto w lepki upał lata w Północnej Karolinie. Na parkingu jego samochód nie chciał zapalić. Zaklął i otworzył maskę. Ktoś złamał zabezpieczenie maski i ukradł silnik.

Dostawcy biorozwiązań dla świata, pomyślał gorzko Mal, sprzątacze po ekologicznej, neurologicznej i populacyjnej katastrofie, jaką przyniósł Upadek, a nadal nie potrafimy zrobić porządnych zabezpieczeń w samochodzie! O, to akurat pasuje. Przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat — nie, bliżej dwustu — najlepsze umysły każdego amerykańskiego pokolenia zajmowały się tylko biologią. Technika, fizyka, wszystko inne — tym zajmowało się zaledwie paru praktyków, którzy mieli na to bardzo ograniczone środki.

Opłaciło się to. Nie tylko takim ludziom jak Abby4, piękna suka z Biomensy, ale nawet takim trutniom jak Mal. Miał zabezpieczenia biologiczne przed pozostałymi zanieczyszczeniami środowiskowymi (miały występować jeszcze przez kolejny tysiąc lat), był płodny, miał kilka skromnych genomodyfikacji, dzięki którym nie wyglądał jak troll, ani nie myślał jak troglodyta. Ale nie miał sprawnego samochodu.

Wyjął telefon i zadzwonił po taksówkę.

Wrzesień w Minnesocie nie był chłodny, ale Kim Mao Xun, klient z Chin, był solidnie owinięty w liczne warstwy jedwabiu i cienkiej wełny. Wyglądał na bardzo starego, co prawdopodobnie oznaczało, że był jeszcze starszy. Ciekawe, jakie genomodyfikacje ma pan Kim, pomyślał Mal, na pewno żadnych związanych z wyglądem. W Chinach wszystko było inne! Ci, którzy przetrwali Upadek dzięki samej liczebności, zaczęli długą wspinaczkę cywilizacyjną mając do dyspozycji tylko podstawy i nic więcej.

— Tak się cieszę, że będę mógł zobaczyć obcy statek — rzekł doskonałą angielszczyzną. — Wiedzą państwo, on jest bardzo znany w Chinach.

Abby4 uśmiechnęła się.

— Obawiam się, że tu jest głównie ciekawostką. Niewiele osób wie o jego istnieniu, choć rząd ustalił na podstawie pisemnych archiwów, że wylądował w październiku 2007 roku. Badały go najbardziej zaawansowane w tamtych czasach urządzenia pomiarowe.

— O wiele lepsze niż te, którymi dysponujemy teraz — mruknął pan Kim, a Abby4 zmarszczyła brwi.

— Tak, pewnie tak, ale wtedy nie mieli całego świata do oczyszczenia, prawda?

— A my mamy. Pan Goldstone mówi, że możecie pomóc nam w tym w Szanghaju.

— Tak, możemy — odparła Abby4 i spotkanie przeszło w tryb poważny.

Mal słuchał uważnie, robił notatki, ale milczał. Pośrednicy nie angażowali się w szczegóły. Dopasowanie, umówienie, dalsze śledzenie, niezależna ocena, w razie konieczności — arbitraż. Potem należy zniknąć aż do następnego razu. Mal jednak był zainteresowany, gdyż był to jego, jak do tej pory, największy klient.

I największy problem: Szanghaj. Miasto i port, co oznacza setki różnych zanieczyszczeń, każde wymagające innego zaprojektowanego genetycznie organizmu, który by je zaatakował. Poza tym podczas wojny z Japonią na Szanghaj zrzucono bomby wirusowe. Te wirusy na pewno już znacznie zmutowały, zwłaszcza jeśli przerzucały się między różnymi nosicielami — a pewnie tak się stało. Mal zauważył, że rozmiar zlecenia przyprawia o ekscytację nawet Abby4, choć oczywiście próbowała to ukryć.

— Panie Kim, jaka jest w tej chwili populacja Szanghaju?

— Zero — pan Kim uśmiechnął się cierpko. — A przynajmniej oficjalnie. Miasto zostało objęte kwarantanną. Oczywiście są tam, jak wszędzie, maruderzy i renegaci, ale zrobimy, co w naszej mocy, żeby ich usunąć, a tych, którzy zostaną, wasi operatorzy będą mogli po prostu zignorować.

Było w tym coś, co przyprawiało o dreszcze. Tylko czy w Stanach było lepiej? Mal słyszał opowieści — wszyscy słyszeli opowieści — o rodzinach, które przez całe pokolenia przebywały w najbardziej skażonych regionach, ulegając coraz większym deformacjom, coraz bardziej przerażającym. Ludzie nadal mieszkali w takich miejscach, jak Nowy Jork, które otrzymały potrójną dawkę zanieczyszczeń, broni biologicznych i promieniowania.

W teorii populacja Nowego Jorku wynosiła zero. W praktyce nikt nie miał ochoty iść tam i liczyć, czy nawet wysyłać na zwiad biokundle — genomodyfikowane psowate o odporności zwiększonej o rząd wielkości i wybiórczo zwiększonej inteligencji. Biokundel był zbyt kosztowny, by ryzykować, że przepadnie w Nowym Jorku. To, co tam było, pozostało niepoliczone, gdyż nie dało się tego policzyć za pomocą robotów (a amerykańskie roboty były kiepskie w porównaniu z azjatyckimi).

— Rozumiem — zwróciła się do pana Kima Abby4. — A ramy czasowe?

— Chcieliśmy całkowicie oczyścić Szanghaj w ciągu dziesięciu lat, poczynając od teraz.

Wyraz twarzy Abby4 nie zmienił się.

— To bardzo mało czasu.

— Tak. Dacie radę?

— Muszę się skonsultować z moimi naukowcami — odparła i Mal poczuł, jak kamień spada mu z serca. Nie odmówiła, a kiedy Abby4 nie odmawia, to prawdopodobnie się zgodzi. Dziesięcioletni termin — zaledwie dziesięć lat! — sprawi, że honorarium będzie gigantyczne, a niewielka prowizja firmy Mala odpowiednio wzrośnie. Awans, premia, nowy samochód…

— W takim razie i tak nie ruszymy z miejsca, dopóki nie poznam pani odpowiedzi — rzekł pan Kim. — A teraz, czy moglibyśmy udać się moim samochodem do miejsca, gdzie znajduje się obcy statek?

— Oczywiście — odparła Abby4. — Panie Goldstone, czy mógłby nam pan towarzyszyć? Słyszałam, że pan wie, gdzie dokładnie znajduje się ten dziwny obiekt. Bo ja, jako zapracowany menedżer i ważny Biomensanin nie mam o tym pojęcia — tak brzmiał domyślny komunikat, ale Mal w ogóle się tym nie przejął. Był zbyt zadowolony.

* * *

Obcy statek, jak uporczywie nazywał obiekt pan Kim, wcale niełatwo było znaleźć. Północna Minnesota została oczywiście oczyszczona, jako cenne tereny dla uprawiających rolę i produkujących nabiał, miała więc priorytet, a i tak szkody nie były tu poważne. Po oczyszczeniu firmy zajmujące się biorolnictwem zażądały tych terenów pod uprawę, z dala od zakłóceń zewnętrznych. Rząd, który nie był godnym przeciwnikiem dla biotechnologicznych korporacji, niechętnie się zgodził. Obcy statek był ukryty pod nierzucającą się w oczy kopułą z piankowego tworzywa, na końcu niepozornej drogi bez jakichkolwiek oznaczeń.

Mal natychmiast zrozumiał, dlaczego pan Kim zaproponował, by pojechali jego samochodem, który przywiózł ze sobą aż z Chin. Chińczycy byli zmuszeni do nabywania biorozwiązań od innych krajów. W zamian za nie tworzyli najlepsze fabryki urządzeń technicznych i dóbr materialnych na świecie. Samochód pana Kima był szybki, cichy i sterowany przez komputer — w Stanach Zjednoczonych nie znano tej technologii, Mal dostrzegł, że nawet na Abby4 musiało to wywrzeć wrażenie.

Rozsiadł się wygodnie w wyprofilowanym fotelu, który dopasował się do kształtu jego ciała, i patrzył, jak za oknem z niewiarygodną prędkością przesuwają się pola. Niektórzy politycy z rządu i profesorowie uniwersyteccy twierdzili, że Stany Zjednoczone powinny bać się chińskich technologii, nawet jeśli nie były oparte na biologii. Może mieli rację. Dla kontrastu, komputerowe zabezpieczenia, które chroniły obcy statek, wyglądały na prymitywne. Mal załatwił formalności i wkroczyli przez wrota do kopuły, która w odległości dziesięciu stóp otaczała statek. Mal nigdy przedtem go nie widział i ze zdumieniem odkrył, że robi na nim wrażenie.

Statek miał kolor matowego srebra i był rozmiaru niewielkiego pokoju; lekko nieregularny owal. Błyszczał w sztucznym świetle pod kopułą. Kiedy Mal wyciągnął rękę, zatrzymała się prawie w odległości stopy od jego powierzchni.

— Pole siłowe o nieznanym charakterze, nieznanym nawet przed Upadkiem — oznajmiła Abby4 z taką pewnością w głosie, jakby sama przeprowadziła badania tego pola. — Pole otacza statek całkowicie, nawet poniżej poziomu gruntu, i tam także jest nieprzeniknione. Przez kilkadziesiąt lat, jakie dzieliły lądowanie i Upadek, statek był starannie monitorowany i nigdy nie wykryto, żeby wysłał jakiś sygnał. Żadnych sygnałów, żadnych wychodzących ze środka obcych, żadnych znaków na zewnątrz, które można by rozszyfrować, żadnej łączności. Można się zastanawiać, po co obcy zadali sobie trud, żeby go tu wysłać.

— Nauka bez słów, zysk w powstrzymaniu się od działania — niewielu to zrozumie — zacytował pan Kim.

— Ach — odparła Abby4, za sprytna, by się zgodzić albo nie — taoizm? Buddyzm? — Najwyraźniej nic jej to nie mówiło.

Mal obszedł cały statek dookoła, zastanawiając się, po co ktoś zadał sobie trud wysyłania czegoś tak niesamowitego, najwidoczniej bez planu dalszego postępowania. Pewnie, może dla obcych to nie było wcale niesamowite. Może wysyłali takie międzygwiezdne srebrzyste metalowe jaja na inne planety bez żadnego celu. Ale po co?

Gdy Mal dotarł do punktu, z którego wyruszył, pan Kim właśnie wyciągał jakiś przyrząd ze swojej skórzanej torby.

Mal nigdy nie widział czegoś takiego, ale też dużo aparatury naukowej w życiu nie widział. To urządzenie wyglądało jak płaski telewizor, ze szklanym ekranem po jednej stronie i metalem po drugiej. Tylko że „szkło” najwyraźniej wcale nie było szkłem, bo wyglądało, jakby zmieniało postać, gdy pan Kim je podnosił, jakby miało jakieś własne pole. Gdy Mal patrzył, pan Kim przyłożył ten koniec urządzenia, gdzie było to pole, do boku statku, a ono zostało w miejscu zetknięcia, gdy się cofnął.

— Może nie powinien pan… — rzekł Mal niepewnie.

— O, to bez znaczenia, panie Goldstone — przerwała mu Abby4. — Nic dotąd nie przenikało przez to pole siłowe, nawet przed Upadkiem.

Pan Kim tylko się uśmiechnął.

— Pan nie rozumie — rzekł Mal. — Przepustka, którą załatwiłem w Departamencie Stanu nie przewiduje dokonywania żadnych odczytów, albo… czy co tam to urządzenie robi. Panie Kim?

— To tylko parę odczytów — oznajmił pan Kim beznamiętnie.

Mal poczuł, jak jego niepokój rośnie.

— Proszę przestać. Przecież mówię, że nie mamy na to pozwolenia!

Abby4 rzuciła mu wściekłe spojrzenie.

— Oczywiście, panie Goldstone — odparł pan Kim i odłączył urządzenie. — Bardzo mi przykro, że wywołałem u pana taki niepokój. To tylko parę odczytów. Idziemy? Bardzo ciekawy obiekt, tylko trochę monotonny.

Po drodze do St Paul pan Kim i Abby4 rozmawiali o historycznych oczyszczaniach Bostonu, Paryża i Lizbony, jakby nic się nie wydarzyło.

Zresztą, czy coś się wydarzyło?

* * *

Firma AbbyWorks zdobyła kontrakt na oczyszczanie Szanghaju. Mal dostał awans, premię i nowy samochód. Ktoś inny zajął się obsługą tego kontraktu, podczas gdy Mal został przesunięty do innych projektów, ale co jakiś czas sprawdzał postępy w oczyszczaniu Szanghaju. Po dwóch latach od podpisania umowy prace wyprzedzały harmonogram, mimo znacznego pogorszenia stosunków między obydwoma krajami. Chiny najechały i przyłączyły Tybet, ale Chiny zawsze najeżdżały i przyłączały Tybet i tylko ludzie, dla których ważna była solidarność międzyludzka, czasem protestowali. Potem jednak Chiny zaanektowały Kamczatkę, gdzie amerykańskie firmy biotechnologiczne pracowały nad oczyszczaniem Władywostoku. Inżynierowie od genomodyfikacji przywieźli ze sobą przerażające opowieści o zaawansowanych chińskich technologiach: nadprzewodnikach w temperaturze pokojowej. Kolei magnetycznej. Nanotechnologii. Krążyły nawet plotki o komputerach kwantowych, zdolnych do wykonywania bilionów operacji równocześnie, choć Mal absolutnie tym plotkom nie wierzył. Nie zanosiło się, żeby komputer kwantowy prędko powstał. Rząd Stanów Zjednoczonych nakazał AbbyWorks wycofanie się z Szanghaju. Firma nie wykonała polecenia. Abby4 została aresztowana, ale to nie miało już znaczenia. Zyski z Szanghaju trafiły do zagranicznych banków. Firma AbbyWorks ogłosiła, że straciła kontrolę nad pracownikami w Szanghaju, z których każdy zarobił taką fortunę, że mógł do końca życia żyć w luksusie poza granicami Stanów. Potem sam rząd chiński brutalnie zerwał kontrakt i dosłownie wyrzucił AbbyWorks z Chin w środku nocy Zachowali znaczne aktywa związane z opatentowanymi urządzeniami naukowymi i wynagrodzenie za ostatnie trzy miesiące — w kwotach równych budżetom niektórych państw.

O trzeciej nad razem pracownicy Biura Bezpieczeństwa Narodowego złożyli wizytę Malowi.

— Mailings Goldstone?

— Tak?

— Chcielibyśmy zadać panu kilka pytań.

Urządzenia rejestrujące, poniżanie. BBN otrzymało informację, że w roku 2175 pan Goldstone oglądał kosmiczny obiekt w Minnesocie w towarzystwie dwóch osób: Abby4 Abbington, prezesa AbbyWorks Biosolutions, i pana Kima Mao Xuna, członka chińskiego rządu.

— Tak, oglądałem — odparł Mal, siedząc sztywno, odziany w strój nocny. — Wszystko to jest w dokumentach. Miałem odpowiednią przepustkę.

— Tak. Ale czy podczas tej wizyty pan Kim przypadkiem nie wyjął i nie podłączył do obiektu jakiegoś nieznanego urządzenia, a następnie schował je z powrotem do aktówki?

— Tak — Mal poczuł, jak skręca mu się żołądek.

— Czy ten incydent zgłoszono Departamentowi Stanu?

— Nie sądziłem, żeby to było coś istotnego.

Nie była to tak całkiem prawda. Abby4 pewnie o tym doniosła… ale dlaczego dopiero teraz? Pewnie z powodu utraconych zysków i konfiskaty sprzętu. Kolejne oszustwo z długiej listy zbrodni popełnionych przez Chińczyków, które może skłonić rząd do działania.

— Czy jest pan w stanie określić, czym było to urządzenie, albo co mogło zrobić kosmicznemu obiektowi?

— Nie.

— W takim razie jak pan wykluczył możliwość, że jego działanie może być niebezpieczne dla pańskiego kraju?

— Niebezpieczne? W jaki sposób?

— Nie wiemy, panie Mailings — i w tym problem. Wiemy, że w dziedzinie technologii niebiologicznych Chiny znacznie nas wyprzedzają. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy na przykład urządzenie, o którym nas pan nie poinformował, nie przekształciło kosmicznego obiektu w jakąś broń.

— Broń? Nie uważa pan, że to mało prawdopodobne?

— Nie, panie Mailings, nie uważam. Proszę się ubrać. Pójdzie pan z nami.

Po raz pierwszy Mal zauważył, jak zbudowani są obaj mężczyźni. Genomodyfikacje zwiększające siłę i zręczność, bez cienia wątpliwości, i maksymalna możliwa długość życia. Przypomniał sobie pana Kima, wychudzonego i pokrytego zmarszczkami. Jakość ich ciał znacznie przewyższała jakość ciała pana Kima i jego samego. Ale ciało pana Kima było gdzieś na drugim końcu świata, razem z jego niesamowitymi urządzeniami, a ciało Mala otrzymało oznaczenie „kozioł ofiarny”, tak jednoznaczne, jakby wypisano mu je na czole znamionami sterowanymi przez DNA. Poszedł do sypialni i zaczął się ubierać.

* * *

Mal został przesłuchany z użyciem serum prawdy — bezbolesna, nieszkodliwa, całkowicie niezawodna procedura — wszystko zostało zarejestrowane, a Mal wypuszczony jeszcze zanim nowiny dotarły do gazet. Już złożył w firmie wymówienie. Ciężarówka do przewozu mebli stała przed jego domem, prawie załadowana i gotowa, by przewieźć go do jakiegoś miejsca, w którym nikt go nie zna. Mal z gazetą w dłoni patrzył, jak dwóch wielkich osiłków wynosi jego meble.

Nie mógł jednak odkładać przeczytania tej gazety w nieskończoność. A przecież to była dopiero pierwsza. Będą następne. Znikopapier szeleścił mu w ręce. Po czterdziestu ośmiu godzinach rozpuści się w chmurkę cząsteczek całkowicie niegroźnych dla środowiska.

ZNISZCZY NAS UZBROJONY CHIŃSKI STATEK KOSMICZNY!!!

„TO MOŻE BYĆ PROMIENIOWANIE, ZANIECZYSZCZENIA

ALBO SUPERBOMBA”, MÓWIĄ NAUKOWCY

KOŃ TROJAŃSKI POD PŁASZCZYKIEM KONTAKTU

NA USŁUGI BIOINŻYNIERYJNE

PRZEZ DWA LATA NIE ZROBIONO NIC!

Gazety nie były zbyt subtelne. Na szczęście jak dotąd, przynajmniej z tego, co zobaczył, można było wnioskować, że jego nazwisko nie zostało ujawnione.

— Proszę uważać z tym biurkiem, jest bardzo stare. Należało do mojego pradziadka.

— O, tak, przyjacielu — odparł jeden z osiłków. — Będziemy uważać.

Cisnęli biurko na pakę ciężarówki.

Sąsiad Mala podszedł do niego, rozpoznał go i stanął jak wryty. Wysyczał coś pod jego adresem, długi, nieprzyjemny dźwięk, i ruszył dalej.

Więc jakaś inna gazeta już go wytropiła i opublikowała jego nazwisko.

— Zostawcie resztę — rzekł nagle Mal. — Wszystko, co zostało w domu. Jedźmy już.

— To jeszcze tylko parę skrzynek — odparł jeden z osiłków.

— Nie, zostawmy to.

Mal wspiął się do kabiny pasażerskiej. Miał nadzieję, że nie zachowuje się jak tchórz, ale jak większość pośredników był historykiem i pamiętał opisy historyczne zamieszek przeciwko zanieczyszczającym w czasie Upadku. Co tłumy potrafiły zrobić z każdym, kto był choć podejrzany o przyczynienie się do niszczenia środowiska. Mal zaciągnął zasłonki w kabinie.

— Jedźmy!

— O, tak — odparł radośnie jeden z osiłków i ruszyli.

Mal przeprowadzał się pięć stanów dalej, cały czas ścigany przez gazety. Nie mógł oczywiście zmienić skanu siatkówki ani sygnatury DNA, ale w kontaktach z nowym administratorem, dostawcą żywności i bankiem używał legalnego aliasu prawnego. Czytał codziennie wiadomości i słuchał publicznego radia. Wszystko rozwijało się dokładnie tak, jak mógł to przewidzieć pośrednik handlowy.

Najpierw trzeba opracować plan: demonizować Chińczyków, zasiać w społeczeństwie strach. Po drugie, przyjrzeć się możliwościom negocjacji: zamierzają się przyznać? Jak możemy to wykorzystać? Po trzecie, wyeliminować możliwości, które nam się nie podobają i udoskonalić te, które nam się podobają: jeśli Stany Zjednoczone zostaną zaatakowane, będą miały prawo do kontrataku. Po czwarte, tworzyć plany awaryjne na wypadek niepowodzenia: jeszcze nie możemy zaatakować Chin, bo nas zniszczą. Możemy zaatakować niebezpieczny obiekt, który umieścili w naszych granicach i ogłosić zwycięstwo. Po piąte, dobić targu.

Ewakuacja zaczęła się dwa tygodnie później i objęła większość północnej Minnesoty oraz znaczne połacie południowego Ontario. Objęto nią ludzi i zwierzęta domowe, ale dzikiej fauny już nie — planowano zastąpienie jej za pomocą sklonowanych zarodków. Gdy wywożono ciężarówkami mieszkańców, pracowników firm agroinżynieryjnych — wielu z nich gwałtownie protestowało — na miejsce przywożono ładunki specjalnie skonstruowanych organizmów, które miały rozpocząć działanie po pewnym czasie. Uwolnione w jakiś czas po wybuchu bomby miały rozprzestrzenić się po całym obszarze i unieszkodliwić wszystkie radioaktywne cząsteczki. Były to takie same rozwiązania biotechniczne jak te, których użyto do oczyszczenia Bostonu, najlepsze, jakie mogła wytworzyć firma AbbyWorks. Za pięć lat w Minnesocie będzie czysto i ślicznie jak w Kansas.

Albo w Szanghaju.

Wszyscy obywatele, w tym i Mal, oglądali zrzucenie bomby w sieci wideo. Ludzie organizowali imprezy patriotyczne; wino i piwo lały się strumieniami. Pokażemy Chińczykom, że nie mogą zagrozić naszemu krajowi! Przystojni genomodyfikowani prezenterzy i prezenterki, o wyglądzie wikińskich księżniczek, zuluskich wojowników i greckich bogów, spekulowali na temat tego, co może ujawnić wnętrze pojazdu, rozerwane wybuchem. Oczywiście przetrwanie czegokolwiek było bardzo mało prawdopodobne, co objaśniali naukowcy, mniej piękni od prezenterów, mówiąc o fuzji i jądrze słońca. Bomba może i została zbudowana w oparciu o przestarzałą technologię, ale miała być skuteczna i ochronić nas przed chińską perfidią.

Nie wspominając już o tym, pomyślał Mal, że uratuje twarz Stanów Zjednoczonych i utracone zyski AbbyWorks. Może oczyszczanie Minnesoty nie zapewni jej takiej fortuny jak kontrakt w Szanghaju, ale to i tak było sporo pieniędzy.

Bomba spadła, uderzyła w kosmiczny obiekt i utworzyła chmurę o kształcie grzyba. Gdy pył opadł, obiekt tkwił w tym samym miejscu dokładnie tak samo jak przedtem.

Latające roboty ruszyły do pracy, rozpryskując organizmy czyszczące i rejestrując wszystkie możliwe parametry. Naukowcy porównywali wcześniejsze dane na temat kosmicznego obiektu z aktualnymi. Nie różniły się nawet o bajt. Kiedy roboty dotarły do obiektu, ich manipulatory zatrzymały się w odległości dziesięciu cali od obiektu, natrafiając na niewidzialną ścianę z tajemniczego pola, którego nie potrafili rozgryźć nawet Chińczycy.

Mal przymknął oczy. Kiedy nastąpi odwet ze strony Chin? Co zamierzają zrobić i kiedy?

Nie zrobili nic. W miarę upływu czasu opinia publiczna coraz częściej zaczęła obstawać po ich stronie, wspierana przez gazety. Dziennikarze i sieci wideo, zawsze żądne kolejnej sensacji, odkryły, że firma AbbyWorks fałszowała raporty na temat oczyszczania Szanghaju. Prace nie postępowały tak szybko, jak twierdziła firma czy nawet jak przewidywał kontrakt. W końcu to AbbyWorks — jak na gust wielu ludzi zbyt bogatą i zbyt wpływową — okrzyknięto głównym winowajcą. Próbowali wrobić Chińczyków, którzy po prostu chcieli oczyścić swoją część planety. Oczyszczanie to nasza misja, nasze dziedzictwo, nasza święta służba na rzecz tej żyjącej planety!

Tak czy inaczej, chińskie towary konsumenckie, coraz łatwiej dostępne w Stanach, są lepsze od naszych — czy nie powinniśmy się od nich uczyć?

Zaczęły więc powstawać sojusze handlowe. Kruchy Sojusz Chińsko-Amerykański umocnił się. AbbyWorks zmuszono do wycofania się za granicę. Mal, z powodów nieznanych nawet jemu samemu, został okrzyknięty bohaterem. To samo spotkałoby pana Kima, ale krótko po zrzuceniu bomby na kosmiczny obiekt zmarł na atak serca. Nie dysponował odpowiednimi genomodyfikacjami, które oczyściłyby jego wiekowe tętnice ze złogów.

Kiedy zakończyło się oczyszczanie Minnesoty, kosmiczny obiekt znów umieszczono pod piankową kopułą, a gdy przeminęły dwa kolejne pokolenia, już tylko historycy pamiętali, co też miało zostać uratowane bądź nie.


Transmisja: Niczego tu jeszcze nie ma.

Aktualne prawdopodobieństwo wystąpienia: 78%

Загрузка...