Sando chciał ją odesłać i umieścić pod nadzorem medycznym, lecz Joan nalegała, by pozwolił jej zostać na miejscu.
— Im mniej oficjeli dowie się o tym incydencie, tym mniej problemów na twojej głowie — wytłumaczyła mu rozsądnie.
— Dopóki nie zachorujesz i nie umrzesz — odpowiedział.
— Nie zamierzam umierać. — Do rany nie wdała się infekcja i siły wracały jej błyskawicznie.
Doszli do kompromisu. Sando wynajął w najbliższym miasteczku osobę, która miała dojeżdżać, by jej doglądać, gdy on wyruszał na miejsce wykopalisk. Daya posiadał podstawowe szkolenie medyczne i nie zadawał niezręcznych pytań; zdawał się być absolutnie szczęśliwy opiekując się Joan i doglądając jej potrzeb, a resztę czasu spędzając na zewnątrz, gdzie leżąc śnił na jawie.
Wciąż istniała szansa, rozmyślała Joan, że Niahnanie wyryli swe twierdzenie na wielu tabliczkach porozrzucanych po całej planecie. Istniała też szansa, że Tiranie sami skopiowali tabliczkę, nim pozwolili Anne wymknąć się ze zdobyczą. Pytanie, jakie musiała sobie postawić, brzmiało następująco: Czy miała choćby najmniejsze szanse, że podobna kopia wpadnie w jej ręce?
Również i Anne mogła wykonać kopię, lecz nie wspomniała o tym w prologu swej powietrznej interpretacji twierdzenia. Gdyby tylko miała jakikolwiek czas do stracenia, z pewnością nie ograniczałaby się do jednoosobowej publiczności: odczekałaby, aż węzeł wzniesie się nad Ghaharem.
Kolejnej nocy spędzonej jako kaleka, Joan przyśniła się stojąca na wzgórzu Anne, spoglądająca w dół pokrytej mgłą doliny, której cień otaczała aureola niahńskiego światła.
Po przebudzeniu, wiedziała, co musi zrobić.
Kiedy następnego dnia Sando wyruszył na teren wykopalisk, poprosiła Daya o przyniesienie jej konsoli obsługującej antenę satelitarną. Miała na tyle siły, by samodzielnie poradzić sobie z jej obsługą, a Daya nie wykazał najmniejszego zainteresowania jej poczynaniami. To oczywiste, że było to naiwne myślenie: nie miało znaczenia, czy Daya miał ją szpiegować, Pirit wiedziałaby dokładnie, gdzie przesłała sygnał. Niech i tak będzie. Siedem lat świetlnych wciąż stanowiło odległość znacznie przekraczającą obecny zasięg Noudahnan; cały węzeł można było rozmontować i wymazać z istnienia na długo wcześniej niż tamci tam dotrą.
Żadna wiadomość nie mogła bezpośrednio przegonić światła, lecz istniało wiele dróg, którymi mogło ono dotrzeć do węzła, nie tylko ta bezpośrednia, a tym samym najszybsza. Każda czarna dziura posiadała swą glorię, okręcającą światło wokół niej w wąskiej, bliskiej orbicie, by następnie ponownie je wyrzucić w przestrzeń. Siedemdziesiąt cztery godziny po utracie oryginalnego obrazu, teleskopy w węźle wciąż mogły zwrócić się w kierunku Katarakty, by przeczesać tam zniekształcony, ściśnięty obraz nieba na krawędzi dysku czarnej dziury, celem wychwycenia w nim powtórki podniebnego baletu Anne.
Joan ułożyła wiadomość i wprowadziła współrzędne węzła. Nie umarłaś na próżno, przyjaciółko. Kiedy się przebudzisz i to zobaczysz, będziesz dumna z nas obu.
Zawahała się, z dłonią uniesioną nad klawiszem „wyślij”. Tiranie chcieli, by Anne uciekła, by pokazała im drogę do gwiazd, lecz czy naprawdę łup, który pozwolili jej zabrać ze sobą, nic a nic dla nich nie znaczył i zupełnie był im obojętny? Twierdzenie pojawiło się na koniec trzeciego miliona lat panowania Niahnan. Doświadczenie tej pięknej prawdy nie zniszczy Amalgamu, lecz czy nie może go osłabić? Czy jeśli pęd do wiedzy Poszukiwacza zostanie zaspokojony, a poczucie celowości nadgryzione, czy wtedy najbardziej istotna nić cywilizacji nie popadłaby we własny zmierzch? Nie istniał żaden skrót do gwiazd, ale Noudahnanie zostali pobudzeni przez swego obcego gościa i konieczna technologia już wkrótce się tu pojawi.
Amalgam też został pobudzony: twierdzenie, które już wysłała, wzbudziło falę podekscytowania, która przeszła przez całą galaktykę, umacniając Poszukiwaczy, zachęcając do dokończenia unifikacji własnym wysiłkiem. Wielki Krach być może i był nieunikniony, lecz przynajmniej mogła go opóźnić, z nadzieją, że krzepkość i różnorodność Amalgamu, pozwoli im przez to przejść i ocaleć.
Wymazała napisaną wiadomość, tworząc kolejną, zaadresowaną do swej kopii zapasowej, by przesłać ją przez podstawiony węzeł. Miło by było załadować wszystkie jej wspomnienia, lecz Noudahnanie byli bezlitośni, i nie była gotowa, by zostać tu dłużej i ryzykować, że ją wykorzystają. Ten szkic, ta pocztówka, będzie musiał wystarczyć.
Kiedy transmisja dobiegła końca, pozostawiła w pamięci konsoli wiadomość dla Sando.
— Dżołn? Potrzebujesz czegoś? — Daya zawołał do niej z zewnątrz.
— Nie. Prześpię się przez chwilę — odpowiedziała.
Przełożył Konrad Kozłowski