Rozkazałeś mi, Władco Galaktyki i Panie Wszystkiego, zwięzłość. Postaram się. Jestem tylko barbarzyńską niewolnicą, a ty Filarem Imperium. Opowiem ci o tym, co stało się tego strasznego i burzliwego wieczoru w Nowym Haraar.
Tej nocy rozlano ansaarską krew. Wiedz, Najwyższy, że Ziemia ma tylko jeden księżyc, duży i jasny. Jego fazy trwają 28 dni, w związku z czym każdego miesiąca jest noc całkowicie ciemna, poza zimnym światłem gwiazd. Takiej właśnie bezksiężycowej nocy rebelianci zadali pierwszy cios.
Musisz pamiętać, Ekscelencjo, że byliśmy niegdyś gwałtowną rasą, która z wielkim trudem nauczyła się ścieżki pokoju. Jednakże teraz pogrzebana wojenna natura wróciła do nas z siłą bestii, którą zbyt długo trzymano na łańcuchu.
Dwa miliony ludzi i tylko garstka Ansaarów. Partyzanci uważali, że jeśli uda im się zlikwidować kilku Ansaarów — pięciu tam, dziesięciu tam, płomień powstania rozbłyśnie jasno, a wtedy rząd imperialny może zdecydować, że jesteśmy zbyt dzicy, aby stanowić część Imperium.
Przez wiele tygodni buntownicy gromadzili broń — nie broń Ansaarów, zbyt skomplikowaną dla naszych umiejętności maula, lecz prostą broń ziemską — kije, pałki i inne. Uderzyli w tym samym czasie w dwunastu punktach Nowego Haraar. Nożami, pałkami, prostymi barbarzyńskimi broniami.
Jjai Haunt był jednym z Ansaarów, którzy zginęli w tym pierwszym ataku. Tylko dlatego, że tego dnia wyszłam z pracy wcześniej, uratowało mnie to przed śmiercią u jego boku. Był sam. Wyszli z ciemności i uderzali go raz po razie. Chociaż walczył dzielnie — wiem, że walczył dzielnie — było ich zbyt wielu. Zatłukli go swoimi nożami i pałkami. Zabili Ansaara, który służył na dwudziestu imperialnych światach.
Dwunastu innych Ansaarów zginęło w dwunastu różnych punktach Nowego Haraar. Bezksiężycową noc rozświetlił czerwony płomień pięćdziesięciu ognisk.
Przyszedł do mnie Dain Italu.
— Zbieraj się, szybko. Rebelianci przyjdą zabić cię dziś w nocy.
Chwyciłam moją podróżną torbę i wrzuciłam do niej kilka rzeczy — ubrania, książki, zdjęcia moich rodziców Na ulicy czekał ślizgacz.
— Dokąd mnie zabierasz? — zapytałam.
— Do zamku Sinona Kreisha — powiedział Italu.
Sinon Kreish, Wasza Wysokość, już nie żyje. Był jednak najbogatszym człowiekiem na Ziemi, otoczonym splendorem, który tylko Imperator potrafi zrozumieć. Dla mnie był on legendą.
— Czy wszyscy Ansaarzy zginęli? — zapytałam.
— Tylko kilku, Laylah. Ci, którzy zostali wyznaczeni.
— Czy ja także zostałam wyznaczona?
— Tak, przez jedną frakcję. Inni cię bronili. Byłaś bliżej Ansaarów niż większość z nas i poznałaś ich na tyle, że powinno być to nam pomocne.
Byliśmy już daleko od Nowego Haraar. Myślałam o Jjai Hauncie leżącym bez życia na ulicy i chciałam płakać, ale łzy nie przyszły. Byłam zbyt zdenerwowana i oszołomiona.
Niebo rozświetlił blady świt. Przed nami majaczyła ogromna czarna góra.
— Góra Vorn — powiedział Dain Italu. — Posiadłość Sinona Kreisha.
Ślizgacz wylądował na czarnym, skalistym szczycie. Wiedziałam, że przybyłam do miejsca pełnego cudów.
Złote promienie słońca odbijały się w wodospadach i rozświetlały stalowe niebo. Słodkie poranne powietrze wypełniło moje płuca jak słodkie wino. Moją duszę przeszyły starożytne czary.
Kobieta w służbie Sinona Kreisha podeszła do nas z niesamowitą gracją, jakby szybowała w dziwnym rozrzedzonym powietrzu.
— Jestem Kaivilda — powiedziała. — Witaj, Laylah Wallis.
Weszłam do domu Sinona Kreisha.
Sam Kreish, Panie Wszystkiego, był osobą niezwykle złożoną, wykształconą, bogatą i przebiegłą. Osobą o ogromnej charyzmie i znaczeniu. Godzina spędzona z nim, Panie, sprawiłaby, że zmieniłbyś zdanie o barbarzyńskich maula z Ziemi.
Wędrowałam po jego zamku jak w ekstazie. Posiadłość miała kształt ogromnego, lśniącego, onyksowego węża, wijącego się wzdłuż ostrego grzbietu szczytu góry Vorn. Jego najwyższy poziom, kwarcowy pęcherz, mieścił sypialnię Sinona Kreisha oraz jego laboratorium magiczne. Poniżej mieściła się sala trofeów w kształcie rogu z czystej platyny wiszącego nad doliną. Zaraz pod nim znajdował się harmonijny gabinet, wykuty w szmaragdzie.
Biały koniarz prowadził do pokoi rodziny Sinona Kreisha. Chroniły je rzędy ostrych jak brzytwa ostrzy, wysuwających się z podłogi w przypadku zagrożenia.
Drugie przejście otwierało się na galerię przyjemności. Mieszkańcy zamku mogli tu pływać w basenie wyłożonym płytami z granatu, dryfować w kolumnie ciepłego powietrza lub kontaktować się z rytmem i pulsem kosmosu. Tutaj także Sinon Kreish przechowywał dywany do medytacji skupiającej, zbiory niezwykle lekkich organizmów do autohipnozy oraz inne rzeczy, których przeznaczenia nie poznałam.
Z tego miejsca struktura zamku zakrzywiała się, a dwa skrzydła prowadziły z powTOtem w górę. Jedno z nich zawierało kolekcję cudów zoologicznych Sinona Kreisha, a drugie jego ogród botaniczny. Pomiędzy nimi mieściły się biblioteki, sale ze zbiorami antyków i dzieł sztuki oraz zamkowa jadalnia, pojedynczy ośmiokątny blok agatu, wiszący nad przepaścią. Poniżej znajdował się salon, ogromna sala, w której Sinon Kreish przyjmował gości. Lądowisko dla pojazdów gości mieściło się obok, na zboczu góry. Za lądowiskiem, wykute w zboczu góry, mieściły się kuchnie, urządzenia do recyklingu, generator, pokoje służby i tak dalej.
W cudownym domu spędziłam następne sześć miesięcy, traktowana jak członek rodziny Kreisha. Samego Sinona Kreisha widziałam na początku tylko kilkakrotnie i przelotnie. Jego pokaźna sylwetka przemieszczała się wzdłuż lśniących sal. Jednak jego rodzina przyjęła mnie ciepło. Był to czas czystej radości, życie we śnie, Panie, czas poza czasem. Stopniowo zaczęłam zrzucać z siebie stres i szok związany z Aneksją.
Wszystkie córki i synowie Sinona Kreisha już nie żyją, Panie Wszystkiego, a jego zamek został zmieniony w rumowisko przez mściwą armię Ansaarów. Jednak mój pobyt w tym miejscu pozostanie na zawsze wyryty w mojej pamięci.
W tym miejscu nie czuło się obecności Ansaarów na Ziemi. Wydawało się, że Aneksja nigdy nie miała miejsca.
Po pewnym czasie dowiedziałam się, że powstanie w Nowym Haraar upadło. Przed świtem tej pierwszej nocy siły Ansaarów aresztowały prawie wszystkich spiskowców. Większość szybko opuściła ten świat. Wszędzie przeprowadzono okrutne akcje odwetowe. Część najwspanialszych ziemskich monumentów została zrównana z ziemią. Kilka naszych najbardziej produktywnych regionów zostało wypalonych. W świat poszła wiadomość, że wszelkie kolejne ataki na Ansaarów spotkają się z jeszcze gorszą zemstą. Tak więc stało się jasne, że dobrotliwe rządy Ansaarów były tylko przykrywką, że byliśmy dla nich niczym więcej niż niewolnikami, którzy za nieposłuszeństwo będą karani jak zwierzęta.
W zamku Sinona Kreisha mijał tydzień za tygodniem, wszystkie do siebie podobne. Moje życie było niezwykle spokojnie, ustabilizowane. Pewnego dnia zostałam zaprowadzona do prywatnego gabinetu Sinona Kreisha, szmaragdowego pęcherza na szczycie zamku. Sinon Kreish stał prosto i sztywno jak drzewo. Po raz pierwszy zostałam z nim sam na sam i była przerażona.
— Zdradzę ci wielki sekret, dziewczyno. Ujawnienie go Ansaarom będzie kosztować mnie życie. To ja jestem przywódcą ruchu oporu na Ziemi.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
— Rebeliantów?
— W pewien sposób. Mamy wspólny cel, odzyskanie niepodległości naszego świata, w związku z czym udzieliłem im pewnej pomocy. Ale bojownicy nie mieli wyczucia, rozsądku. Myśleli tylko o mordowaniu i niszczeniu. Co mogliśmy zyskać w ten sposób? Mordujemy dziesięciu Ansaarów, a oni zabijają dziesięć tysięcy ludzi. My palimy pięć budynków, a oni niszczą pięć prowincji. — Uśmiechnął się najzimniejszym i najgroźniejszym uśmiechem, jaki widziałam w życiu. — Rebelianci mylili się i zapłacili za pomyłkę życiem. Imperium jest silniejsze i mądrzejsze niż my, miało już do czynienia z buntami planet. Jak myślisz, ile zaanektowanych światów wywalczyło sobie niepodległość od Ansaarów?
Nie wiedziałam, więc nie odezwałam się.
— Zgadza się. — Sinon Kreish skinął głową. — Zero. Ani jeden, przez dziewięćdziesiąt tysięcy lat trwania Imperium. Powstania, tak. Wojny o niepodległość, tak. Ale żadna planeta nie uciekła nigdy spod kontroli Ansaarów.
— A więc już zawsze będziemy niewolnikami Ansaarów? — zapytałam.
— Być może. Nie możemy zmusić Ansaarów, aby nas uwolnili. Ale może pewnego dnia odzyskamy wolność w darze, rozumiesz? Nie przez opór, dziewczyno, ale przez dobrowolną i chętną współpracę.
Byłam zdziwiona. Dlaczego Imperium miałoby zrezygnować ze spokojnego i bogatego świata? Raczej chciałoby zatrzymać. Poza tym, w jaki sposób prowadzi się opór przez współpracę?
Powiedział, jak gdyby głośno myśląc:
— Traktuję Ansaarów jak wszystkie inne istoty, z którymi łączy mnie wspólny cel. Ansaarowie nie chcą nas zniszczyć. Chcą, abyśmy byli spokojnymi, łatwymi w zarządzaniu członkami Imperium. Ja również chcę uniknąć zniszczenia Ziemi. Mamy więc wspólny cel. W związku z tym układam się z nimi, rozumiesz? Nie wzniecam powstań. Nie zlecam morderstw i podpaleń.
Spojrzał na mnie z góry.
— Porozmawiajmy o szczegółach, dziecko. Dain Italu twierdzi, że mówisz płynnie w języku Ansaarów oraz badałaś ich zwyczaje i kulturę.
Skinęłam głową.
— Nadal muszę się jednak wiele nauczyć.
— A ja chcę ci dać możliwość nauki. Im więcej wiesz o Ansaarach, tym bardziej jesteś przydatna.
Zastanawiałam się: Przydatna? Dla kogo? I jak?
Sinon Kreish kontynuował.
— Niedawno rozmawiałem z moim przyjacielem Antimonem Felsertem, który jest, jak wiesz, najwyższym prokuratorem Ziemi.
Jego przyjacielem? Wprost zabrakło mi tchu.
— Najwyższy prokurator — powiedział — wpuści kilku młodych ludzi z Ziemi do Imperium, aby poznawali imperialną kulturę. Przekonałem go, że ludzkość potrzebuje odpowiedniej wiedzy na temat społeczności, do której dołącza, jeśli ma zostać zintegrowana z Imperium — uśmiechnął się. — Byliśmy tak bardzo odizolowani, tak oddaleni od centrów galaktycznego życia. Jednak jeśli nasi najbardziej inteligentni reprezentanci będą mogli podróżować i kształcić się, w końcu będą w stanie wytłumaczyć zwyczaje Ansaarów innym ludziom, a równocześnie pomóc Ansaarom w lepszym zrozumieniu nas.
Oniemiałam. Wszystko stało się tak nagle. Desperacko szukałam właściwych słów.
— Cóż… Tak… Myślę… To znaczy…
— Nie istnieje możliwość podróży do centralnych światów Imperium, tych zamieszkałych przez samych Ansaarów. Przestrzeń Imperialna jest zamknięta dla maula. Znasz znaczenie tego słowa, prawda?
— Tak. Barbarzyńca — odpowiedziałam, czerwieniąc się.
— Tak naprawdę znaczy to po prostu „istota, które nie jest w pełni cywilizowana”. Ale zgadza się, „barbarzyńca” to dobre określenie. W związku z tym nie będziesz mogła wlecieć w Przestrzeń Imperialną, ale to nadal pozostawia ogromną przestrzeń Terytoriów, gdzie mieszkają inne rasy o statusie wyższym niż maula, ale pozbawione pełnego obywatelstwa Imperium. Będziesz się tam mogła wiele nauczyć.
Tak wszystko zostało uzgodnione. Opuściłam zamek Sinona Kreisha i wróciłam do Nowego Haraar. Bardzo szybko zostałam wezwana przed oblicze Antimona Felserta, najwyższego prokuratora Ziemi.
Myślę jednak, że znowu nadszedł poranek, Panie. Mój czas się kończy i muszę przerwać swoją opowieść.
— Ten Felsert — powiedział Imperator. — To nazwisko brzmi znajomo.
— Jest poranek, Panie!
— Tak, tak, wiem. Felsert, Felsert…
— Został zamordowany przez terrorystów w ostatnim roku panowania twojego ojca. Sinon Kreish został oskarżony o morderstwo i skazany na śmierć razem z całą rodziną.
— Tak — powiedział Imperator, w połowie do siebie — Już pamiętam. Pierwszy najwyższy prokurator zamordowany od mniej więcej czterech tysięcy lat. Odwet objął całą planetę, prawda?
— Bardzo poważny odwet. Byłam wtedy na jednym ze światów Bessiral, ale wiem, że mój świat bardzo ucierpiał za tę śmierć. Byłam zszokowana tym morderstwem, Wasza Wysokość. Wydawało mi się bezcelowe.
— To prawda — powiedział Imperator, wyraźnie ociągając się z wyjściem.
Laylah powtórzyła:
— Czyż nie nastał poranek, Panie?
Odwrócił się i spojrzał na nią.
— Tak, zgadza się, jest poranek!
— A kat…
— Kat, kat, kat! Vipraint kata! Dlaczego tak ci się spieszy do śmierci?
— Wcale mi się nie spieszy, Wasza Wysokość. Ale prawo wymaga…
— Chcesz mnie uczyć prawa?
— Najmocniej przepraszam, Panie. Chciałam tylko przypomnieć…
— Tak, tak…
— Jednakże jeśli w swojej łaskawości, Wszechpotężny, pozwolisz tej biednej maula żyć jeszcze jeden dzień, będę dziękować wszystkim bogom wszystkich światów.
Imperator powiedział kwaśno:
— Poprosiłem cię o odpowiedź, dlaczego przybyłaś tutaj, chociaż wiedziałaś, że oznacza to twoją śmierć. A ty opowiedziałaś mi historię o Aneksji Ziemi. Pytałem o coś, co wyglądało na gwałt popełniony przez ansaarskiego żołnierza, a ty powiedziałaś mi, że Ansaar przyszedł prosić o twoją pomoc i stał się twoim przyjacielem i obrońcą. Prosiłem o szczegóły konspiracji, która kosztowała twojego ansaarskiego przyjaciela życie, a ty opowiedziałaś mi o wizycie w zamku bogatego człowieka, który został w końcu stracony za zdradę Imperium. Trzy noce minęły na opowieściach, dowiedziałem się wiele o tobie i twoich przeżyciach, ale nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moje pierwsze pytanie. Co ja mam z tobą zrobić, Laylah Wallis? Co ja mam z tobą zrobić?
— Ty jesteś Strażnikiem Prawa, Wasza Wysokość. W dowolnym momencie możesz przekazać mnie tym, którzy prawo wykonują.
— Najpierw chcę od ciebie odpowiedzi!
— Rozumiem. Przyjdź do mnie ponownie wieczorem, a spróbuję opowiedzieć ci wszystko, co pragniesz wiedzieć. Ale na pewno nie możesz zostać teraz dłużej. Obowiązki dworu…
— Tak, obowiązki dworu — powiedział Imperator. — Obowiązki dworu! Kto poza mną wie, jak te obowiązki wyglądają? Nic dziwnego, że mój ojciec płakał nade mną, gdy zostałem dziedzicem. Obowiązki dworu! — podniósł głos. — Dzisiaj, Laylah, na dwór przybywa dwunastu despotów Geeziyangiyang, aby złożyć mi pokłony. Następnie delegacja handlowa z Gimmil-Gib-Huish, z prezentem dla Imperialnych Ogrodów Zoologicznych. Najpewniej jadowitymi wężami. Następnie Liga Płodnego Łona, przedstawiająca zdobywcę Cesarskiego Medalu Kryształowego Jaja. Następnie Gildia Proroków z corocznymi wróżbami. Hodowca doskonałych verbish z prowincji Zabor, aby odebrać swój medal. Imperialny architekt, aby poskarżyć się na zmiany, które chcę wprowadzić w Pawilonie Obserwacji Nieba. Potem… ech… to nigdy się nie kończy! Jaki sens ma władza absolutna, jeśli trwonisz ją na setkach ceremonialnych audiencji każdego dnia? Pan Wszystkiego! Władca Wszechświata! — Imperator dziko się roześmiał. Następnie ściszył głos i powiedział, niesamowicie uspokojony: — Obowiązki dworu, tak jak mówisz, muszą być wypełnianie. Ale gdybym tylko mógł się ich pozbyć! Gdybym tylko mógł! Thraak obowiązki dworu! Gedoy obowiązki dworu! Pójdę teraz i wrócę o zmierzchu. — Przeszedł przez pokój i przyjrzał się jej przez chwilę z bliska. Wyciągnął dłoń — zauważyła, że jego szpony są elegancko przycięte i zaokrąglone — i lekko dotknął jej szczęki, przesuwając dłoń niemalże do ucha, w geście wydającym się czułym. — Jakże fascynująca jesteś! Ale doprowadzasz mnie do szału! Do zobaczenia później, Laylah.