4

Laylah Wallis zaczynała się martwić. Do tej pory wszystko szło zgodnie z planem. Była na miejscu, nadal żywa.

Było to jednak szalone ryzyko, szansa jedna na tysiąc. Wcześniej lub później władze portu mogły zdecydować, że dekret o bezczeszczeniu Świata Stołecznego miał jasne znaczenie. A wtedy…

Odgłosy w korytarzu. Zbliżający się ludzie.

Jednym z nich był krępy szef ochrony, Dulik. Wydawał się inteligentny i wrażliwy, nawet sympatyczny. Razem z nim przyszło dwóch prostacko wyglądających Ansaarów z niższej kasty, w zwykłych zielonych mundurach. Kaci?

Laylah dobrze znała język ciała Ansaarów. Postawa tej trójki wydawała się złowieszcza: ramiona przyciągnięte niemal do uszu, długie ręce wzdłuż boków. Oczy schowane, widoczny znak napięcia. Podłużne szczeliny źrenic były niemal niewidoczne.

Drzwi celi otwarły się.

— Laylah Wallis, zostałaś wezwana — powiedział szef ochrony, tonem napiętym i nadętym.

— Wezwana gdzie?

— Nie gdzie, maula, tylko do kogo. Imperator żąda twojej obecności.

Przez jej twarz przebiegł szybki uśmiech. Udało się!

Jeden z Ansaarów wyjął zwój liny, podczas gdy drugi wykręcił jej ręce do tyłu, jak zwierzęciu prowadzonemu na rzeź. Mocno związali jej nadgarstki i kostki. Chwycili ją za łokcie i pociągnęli w stronę wyjścia.

Nogi ciągnęły się za nią, gdy niezdarnie wlekli ją za sobą, a ich siedmiopalce dłonie o ostrych pazurach wbijały się boleśnie w jej ciało. Gdy przeciągnęli ją przez długi tunel na jasne, złotozielone światło haraariańskiego świtu, czuła się rozciągnięta i obolała.

Czekał na nich elegancki pojazd w kształcie łzy.

— Do pałacu — powiedział Dulik kierowcy. Po czym dodał ciszej: — Opóźnia śmierć maula. Chce z nią najpierw porozmawiać. Cóż, kim jesteśmy, aby kwestionować życzenia Imperatora?

Pojazd uniósł się i poszybował w stronę miasta Haraar, słynnej stolicy Imperium Ansaarskiego.

„Różowo-czerwone miasto w połowie tak stare jak czas” — nazwał kiedyś Haraar poeta. Tysiąc pałaców i pięć tysięcy świątyń, zielone parki i promenady, błyszczące obeliski i długie, zachwycające kolumnady. To stąd niezwyciężona potęga Ansaarów wyciągała swoje macki dookoła przez ostatnie dziewięćdziesiąt tysięcy lat, zataczając coraz szersze kręgi, aż Imperium rozciągnęło się na ponad tysiąc parseków. Od wieków bogactwo Imperium płynęło do miasta Haraar, czyniąc je najbardziej majestatyczną stolicą, jaka kiedykolwiek istniała.

Jednakże Laylah siedziała przygarbiona między dwoma strażnikami, długie nogi trzymając wyciągnięte. Jej głowa niewygodnie zagłębiała się w miękką poduszkę. Wszystko, co mogła dostrzec to błysk złotej kopuły, różowy minaret lub wielki, błyszczący obelisk strzelający w niebo.

Pojazd zatrzymał się. Strażnicy szorstko wyciągnęli ją na zewnątrz.

Udało jej się przyjrzeć dziedzińcowi niesamowitego pałacu, o błyszczących murach z porfiru wyłożonych onyksowymi medalionami, delikatnych wieżach z wieloma oknami, długich bulwarach okolonych idealnie przyciętymi żywopłotami i krystalicznie czystych, wąskich stawach. Jednak po krótkiej chwili na głowę nałożono jej gruby, futrzany kaptur i nie widziała już niczego więcej.

— Oto maula, którą chce zobaczyć Imperator — powiedział Dulik Jej kaptur został na chwilę uniesiony i spojrzała na krótko w żółte oczy Ansaara, po czym kaptur opadł, a ją podniesiono. Po chwili doszedł do niej dźwięk otwieranych wrót oraz poczuła ból od gwałtownego kontaktu z kamienną posadzką, na którą ją rzucono.

W uszach dudniła jej przejmująca cisza.

Leżała związana i zakapturzona na zimnej kamiennej posadzce. Liny boleśnie wpijały się w skórę jej nadgarstków i kostek, a od nieruchomego, wilgotnego powietrza zbierało jej się na mdłości.

Mijały godziny. Jej ciało zesztywniało i bolało.

W końcu, odgłosy kroków. Zbliżający się ludzie. Podniesiono jej kaptur. Laylah mrugnęła, zaczerpnęła głęboko powietrza i potarła podbródkiem o ramię, aby zwalczyć swędzenie, które zaczęło się chyba pół miliona lat wcześniej.

Znajdowała się w ponurej, pustej sali bez okien. Wokół niej stali uzbrojeni strażnicy w purpurowych spodniach, zielonych szarfach i luźnych fioletowych tunikach o wydatnych naramiennikach. Podobnie jak większość Ansaarów strażnicy byli niscy i krępi, o szerokich klatkach piersiowych, długich małpich ramionach i krótkich, krzywych nogach.

Jednak w pewnym oddaleniu stał i przyglądał się jej uważnie, jak zwierzęciu w zoo, Ansaar o tak wspaniałej i szlachetnej postawie, że od razu zrozumiała, że znajduje się w obecności Imperatora Ryah VII.

Władca mógł równie dobrze należeć do innego gatunku. Był niezwykle wysoki, mierzył sporo ponad dwa metry. Jego ramiona sięgały tylko do ud, podobnie jak ludzkie. Strzelisty grzebień na jego bezwłosej głowie był zdecydowanie najwspanialszym grzebieniem, jaki dotychczas widziała, o zdecydowanych konturach i ostrym wierzchołku.

Imperator był odziany od stóp do głów w brokatową szatę z ciężkiej, purpurowej tkaniny, przetykanej srebrem. Jego twarz i ręce miały kolor głębokiego mahoniu z ostrym szkarłatnym podkładem. Patrzyły na nią przenikliwe zielone oczy — nie żółte, jak u innych Ansaarów, lecz zielone, głębokiego koloru czystego szmaragdu.

Niewątpliwie był to ktoś z linii od tysięcy pokoleń przygotowywanej do zasiadania na Szafirowym Tronie Imperium Ansaarskiego. Pomimo palącej ją głębokiej i żywej nienawiści do wszystkiego, co ansaarskie, Laylah poczuła onieśmielenie oraz niemożliwy do pomylenia z niczym innym, zadziwiający dreszcz fizycznego pożądania.

— Podnieście to — głos Imperatora był pełen autorytetu i siły. — Niech no zobaczę, jak wygląda ta maula.

Strażnicy podnieśli ją do pozycji stojącej. Spojrzała mu prosto w oczy, zgodnie z protokołem zachowania ansaarskich kast wyższych, schyliwszy głowę tak, aby okazać szacunek władcy, a jednocześnie zachować godność.

Maula płci żeńskiej, wydaje mi się. Ale spójrzcie na nią! — zawołał Imperator. — Czy jej wyraz twarzy to wyraz maula7. Czy tak powinna stać maula? Zachowuje się jak hrabina! Patrzy mi prosto w oczy jak kobieta z wyższej kasty! — Na jego twarzy pojawił się ostry ansaarski uśmiech. — Jesteś kobietą, prawda, maula?

— To prawda, Wasza Wysokość — powiedziała spokojnie Laylah.

— Do tego mówi uniwersalnym jak dama dworu! — Pionowe źrenice Imperatora zwęziły się. Jego błyszczące zielone oczy świeciły jasno z ciekawości, z której słynął. — Jesteś doprawdy niezwykła. W jaki sposób nauczyłaś się tak dobrze mówić uniwersalnym, maula?

— To długa historia, o Wszechwiedzący.

— Ach. Długa historia — wydawał się niezwykle rozbawiony. — Opowiedz mi ją więc. Ale w skrócie. Trzech ambasadorów czeka na audiencję, podobnie jak Goishlaar z Gozishtandaru. Oczywiście oczekuje ode mnie przysługi, a to zawsze czyni go niecierpliwym.

Nie odzywała się.

— No dalej — powiedział. — Opowiedz mi o sobie. Kim jesteś? Dlaczego tu przybyłaś? Skąd wiesz tak wiele o zwyczajach Ansaarów?

Laylah spojrzała na swoje spętane dłonie.

— Opowiadanie historii jest dość trudne, Wasza Wysokość, gdy opowiadający nie czuje się komfortowo. Te liny sprawiają mi ból.

— Jesteś więźniem, maula! Więźniowie muszą być związani!

— Tym niemniej, Panie, jeśli mam mówić o rzeczach, o które prosisz — ach, ten ból jest ciężki do zniesienia, nie mówiąc już o upodleniu! Błagam cię, Najwyższy, każ mnie rozwiązać.

Oczy Imperatora rozbłysły. Ona jednak patrzyła na niego spokojnie, z szacunkiem i pewnością siebie, aż stopniowo władca uległ.

— Przeciąć liny — rozkazał.

Liny zostały przecięte. Laylah potarła ręce i przeniosła swój ciężar z jednej nogi na drugą.

— A teraz — powiedział Imperator — moja pani, jeśli zechciałabyś wyjaśnić pokrótce…

— W tej zimnej, pustej sali? Kiedy nie jadłam nic przez cały dzień?

Być może posunęła się za daleko. Ale po raz kolejny Imperator dał się zauroczyć jej impertynencji.

— Tak — powiedział uroczyście. — Oczywiście, moja pani. Trochę mięsa i butelka wina wystarczy? Ciepła kąpiel? — nie wydawał się mówić sarkastycznie. — Bardzo dobrze. Ale potem musisz opowiedzieć mi wszystko o sobie, dobrze? Dlaczego tu jesteś i co chciałaś osiągnąć. Wszystko. Przyjdę do ciebie po południu, gdy załatwię sprawy z Goshlaarem i częścią ambasadorów, a ty odpowiesz na wszystkie moje pytania. I koniec z twoimi żądaniami. Jasne, maula? — po raz kolejny przyjął władczy ton.

— Słucham i wykonuję, Panie Światów.

— Dobrze, dobrze — popatrzył na nią dziwnie. — Jak bardzo różnisz się od innych ludzi, których spotykam. Krzyczą i wygłaszają tyrady. Albo ten drugi typ, płaszczący się, skomlący, czołgający przede mną i zgadzający się z każdym moim słowem. Ci są nawet gorsi. Ale ty traktujesz mnie niemal tak, jakbyśmy byli równi! W twoim zachowaniu nie widzę ani oporu, ani służalczości. Jesteś bardzo dziwna, maula. Jesteś niezwykle dziwna.

Laylah milczała.

Imperator zaczął odchodzić. W pewnym momencie odwrócił się i powiedział:

— Czy masz jakieś imię, którym mogę cię nazywać, maula7.

— Laylah. Laylah Wallis.

— Które z tych imion to imię duszy, a które imię twarzy?

— Imię twarzy to Laylah, Panie. Wallis to imię duszy.

— Czy mogę mówić do ciebie Laylah? Czy władca Imperium Ansaarskiego może zwracać się do maula jej imieniem twarzy? — znowu kpiący uśmieszek. Lecz Laylah wiedziała, że jest zabawką w szponach lwa. Jego wyraz twarzy zmienił się po raz kolejny, stając się mroczny i ponury. — Musisz jutro umrzeć, maula, i nie ma na to rady. Wiesz o tym, prawda? Tak, wiesz. To właśnie jest w tobie interesujące, wiesz o tym i nie wydajesz się tym przejmować. Dziś w nocy porozmawiamy. Jutro rano umrzesz. Takie jest prawo i nawet Najświętszy Obrońca Rasy nie może z niego kpić — władczo machnął dłonią. — Porozmawiamy później, Laylah Wallis. — Po czym wyszedł z sali.

* * *

Zabrali ją do apartamentu, prawdopodobnie w cesarskim haremie. Mówiono, że Imperator ma tysiące żon i konkubin. Mogła to być prawda. Znajdowała się w oddzielnym skrzydle pałacu, otoczonym wysokim murem z czarnej cegły. We wszystkie strony prowadziły promieniście rozchodzące się korytarze. W oddali widoczny był labirynt jasno oświetlonych sal. Dziesiątki, a nawet setki kobiet i eunuchów w eleganckich szatach podążały w różnych kierunkach. Nikt nie spojrzał na Laylah.

— Twój — powiedział strażnik, który jej towarzyszył, wskazując delikatnie pachnące drzwi wyłożone paskami kości słoniowej.

Apartament składał się z pięciu przestronnych pokoi — sypialni, wyposażonego w ciężkie kurtyny salonu, łazienki z kryształową wanną, jadalni ze stołem wyciętym z bloku czarnego kamienia oraz pokoju dla służących. Służących była trójka — dwie pokojówki oraz cicha postać o markotnej twarzy, ze znakiem eunucha na czole.

Rozebrali ją, wykąpali i namaścili jej ciało olejkami. Chcieli namaścić także jej włosy, ale powstrzymała ich. Ubrali ją w szaty z półprzezroczystej tkaniny, która zmieniała polaryzację z każdym ruchem jej ciała, na zmianę odsłaniając i zakrywając jej nagość. Przynieśli jej talerz mięsa, misę kanciastych fioletowych owoców oraz karafkę złotego wina z czerwonymi rozbłyskami, przypominającymi sproszkowane rubiny.

Potem pozostawili ją samą. Przeszła się po pokojach. W garderobach wisiały szaty i diademy, miesięczny zapas ubrań dla królewny, która nigdy nie pokazywała się dwukrotnie w tym samym stroju. Znalazła kolekcję perfum i barek pełen alkoholi. Czy każda osoba w cesarskim haremie miała taki apartament? Przy trzystu konkubinach i stu żonach…

Koszt był niewyobrażalny. Czy to dlatego Ansaarowie podbili galaktykę, aby ich Imperator mógł wydawać majątek na kobiety, które były jego zabawkami? Obudziła się w niej furia, jednak szybko się uspokoiła. Czy to, w jaki sposób Ansaarowie wydawali pieniądze z podbojów, miało znaczenie?

Położyła się i zasnęła, śniąc o zderzających się i rozpadających światach, gwiazdach spadających z nieba i ognistych kometach o twarzach smoków.

Potem usłyszała dźwięk i obudziła się. Zobaczyła Ansaara o pełnej autorytetu sylwetce, wysokiego i niesamowicie przystojnego Ansaara, w którym jej otępiały snem umysł dopiero po chwili rozpoznał Jego Imperialną Mość Ryah VII. Usiadł naprzeciwko niej.

— Czy wszystko w porządku?

— Wspaniale, Wasza Wysokość.

— Rozkazałem im dać ci jeden z najlepszych dostępnych apartamentów.

— Mimo że jutro muszę umrzeć?

Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, który jednak gwałtownie zmienił się w grymas furii.

— Nie ma z czego żartować, moja pani.

— Tak więc naprawdę zamierzasz wydać mnie na śmierć?

— Prawo jest prawem. Ta planeta jest nie tylko siedzibą rządu imperialnego, jest także miejscem świętym — jego ton był nieugięty. — Już zaczęły się pomruki niezadowolenia, ponieważ pozwoliłem ci żyć tak długo. Jutro umrzesz — nachylił się w jej stronę, jego oczy wbiły się w nią jak promienie lasera. — Jak mogłaś być tak głupia! Niewątpliwie jesteś inteligentną, wykształconą kobietą, jak na człowieka. Dlaczego sprowadziłaś na siebie pewną śmierć? Powiedz mi! Powiedz!

— Jak już mówiłam, to długa historia, Wasza Wysokość.

— Spróbuj ją skrócić, na ile to możliwe — spojrzał na blady zielony klejnot na nadgarstku. — Minęła ósma godzina nocy. O pierwszej godzinie poranka muszę przekazać cię katu. Tyle masz czasu na opowiedzenie mi wszystkiego.

— A więc słuchaj, mądry i szczęśliwy Imperatorze.

Odchyliła się do tyłu na sofie i rozpoczęła opowieść.

Загрузка...