Świat nazywany przez Noudahnan domem zajmował najbliższą słońca z pięciu planet układu. Przeciętna temperatura wynosiła tu sto dwadzieścia stopni Celsjusza, lecz wysokie ciśnienie atmosferyczne pozwalało istnieć wodzie w stanie ciekłym na całej powierzchni planety. Chemia i dynamika skorupy doprowadziła do powstania stosunkowo płaskiego terenu, upstrzonego szachownicą dziesiątków niepołączonych ze sobą mórz, lecz nie posiadającą jednego oceanu rozciągającego się po całym globie. Z przestrzeni kosmicznej morza te przypominały srebrzyste lustra, otoczone fioletowo-brązowymi plamami roślinności.
Noudahnanie opuszczali właśnie najbardziej „rozwiązłą” elektromagnetyczną fazę komunikacji, lecz umieszczona na Baneth, księżycu gazowego giganta, krótko istniejąca oaza technologii na poziomie Amalgamu bez najmniejszych problemów podsłuchała ich radiową gadaninę, na podstawie czego przygotowano uaktualnioną informację dotyczącą tutejszej kultury, w którą zaopatrzono mózg Joan.
Planeta wciąż była podzielona na te same jedenaście politycznych jednostek co czternaście lat wcześniej, kiedy to przed opuszczeniem węzła przez Joan, dotarła tam ostatnia z tutejszych transmisji. Tira i Ghahar, dwa dominujące mocarstwa pod względem zajmowanego obszaru, ekonomicznej aktywności i sił militarnych, zajmowały również kolosalną większość znaczących miejsc, w których prowadzono wykopaliska archeologiczne związane z Niahnanami.
Joan oczekiwała, że ich statki zostaną spostrzeżone jak tylko opuszczą Baneth — podmuch wydostający się z wylotu ich silników termojądrowych jaśniał niczym słońce — lecz ich odlot nie wywołał żadnej wyraźnej odpowiedzi, a teraz kiedy dzięki grawitacji ich statki zbliżały się do planety, dostrzeżenie ich okazałoby się o wiele trudniejsze. Gdy Anne znalazła się wystarczająco blisko, wysłała wiadomość do tirańskiej kontroli lotu. Joan dostroiła się do prowadzonej przez Anne rozmowy.
— Przybywam w pokoju z innej gwiazdy — zaczęła Anne. — Proszę o udzielenie mi pozwolenia na lądowanie.
Nastąpiła zwłoka o kilka sekund dłuższa niż wynikałoby to z opóźnienia czasowego związanego z przesyłem sygnału, po czym padła zwięzła i oschła odpowiedź:
— Proszę o identyfikację i podanie położenia.
Anne przesłała im swoje współrzędne wraz z planem lotu.
— Potwierdzamy położenie, proszę o identyfikację.
— Nazywam się Anne. Przybywam z innej gwiazdy.
Nastąpiła długa chwila ciszy, po czym padła wreszcie odpowiedź udzielona już zupełnie innym głosem:
— Jeśli pochodzisz z Ghaharu, proszę przedstaw intencje.
— Nie przybywam z Ghaharu.
— Dlaczego mielibyśmy ci wierzyć? Pokaż się.
— Przybrałam dokładnie wasz kształt, z nadzieją, że będą mogła przez jakiś czas zamieszkać między wami. — Anne otworzyła kanał wideo i pokazała im swoją w niczym niewyróżniającą się noudahnańską twarz. — Ale istnieje sygnał wysyłany z tych współrzędnych, który może was przekonać, że mówię jednak prawdę. — Podała im współrzędne określające położenie podstawionego węzła oddalonego o dwadzieścia lat świetlnych, po czym jeszcze określiła częstotliwość, na której mieli szukać. Sygnał dochodzący z węzła zawierał obraz dokładnie tej samej twarzy, którą im teraz pokazała.
Tym razem cisza przeciągnęła się do kilku minut. Chwilę zabrałoby Tiranom potwierdzenie rzeczywistej odległości od źródła sygnału radiowego.
— Nie udzielamy pozwolenia na lądowanie. Proszę wkrocz na następującą orbitę, tam się spotkamy i wejdziemy na twój pokład. — W kanale danych pojawiły się parametry orbity.
— Jak sobie życzycie — odpowiedziała im Anne.
Minęło kilka kolejnych minut i instrumenty Joan wychwyciły start trzech statków o napędzie termojądrowym z tirańskich baz na powierzchni planety. Gdy Anne zajęła zaleconą orbitę, Joan z niepokojem nadsłuchiwała kolejnych instrukcji wydawanych przez Tiran. Ich ton sugerował nieufność, lecz mieli pełne prawo do traktowania obcego z ostrożnością, tym bardziej, jeśli uwierzyli w wypowiedziane przez Anne słowa.
Joan była przyzwyczajona do zupełnie innego przyjęcia, ale znów patrząc na to z innej strony, członkowie Amalgamu kilkaset ostatnich tysiącleci spędzili na ustalaniu wzajemnych ram zaufania. Czerpali również korzyści z otoczenia, w którym większość środków przymusu okazywała się nieefektywna; skoro każdy posiadał swe kopie zapasowe porozrzucane po całej galaktyce, sprawienie komuś kłopotów, nie wspominając już o zabiciu go, wymagało kolosalnie nieproporcjonalnego wysiłku. Biorąc pod uwagę wszelkie rozsądne miary, uczciwość i współpraca przynosiły jednak o wiele większe nagrody niż podstęp i rzeź.
Mimo tego każda cywilizacja była zakorzeniona w swym biologicznym dziedzictwie, dającym początek zachowaniom rządzonym bardziej przez zamierzchłe popędy i pragnienia niż przez współczesną rzeczywistość, i nawet gdy opanowały już technologię umożliwiającą dokonywanie wyboru własnej natury, dokładny zestaw cech, które decydowali się zachować, leżał wyłącznie w ich gestii. W najgorszym możliwym wypadku gatunki wciąż obciążone niestosownymi popędami, lecz posiadające zaawansowaną technologię, mogły siać spustoszenie. Noudahnanie zasługiwali na traktowanie ich z uprzejmością i okazywanie im szacunku, mimo iż nie należeli jeszcze do Amalgamu.
Wymiany zdań pomiędzy Tiranami nie odbywały się na otwartym kanale, więc kiedy już wkroczyli na pokład Anne, Joan mogła się jedynie domyślać, co się tam działo. Odczekała, aż dwa ze statków powróciły na powierzchnię planety, po czym sama wysłała swą wiadomość do ghaharskiej kontroli lotów.
— Przybywam w pokoju z innej gwiazdy. Proszę o pozwolenie na lądowanie.