Razdziel 9KAROŬIEŬSKIJA ŠTUČKI


Mikanor Ivanavič Bosy, staršynia žyłlovaha kaapieratyva doma № 302-bis na Sadovaj vulicy ŭ Maskvie, dzie žyŭ niabožčyk Bierlijoz, byŭ u vialikim kłopacie, pačynajučy z učarašniaje nočy z sierady na čacvier.

Apoŭnačy, jak my viedajem, pryjechała ŭ dom kamisija, u jakoj udzielničaŭ Žaŭdybin, vyklikała Mikanora Ivanaviča, paviedamiła jamu pra smierć Bierlijoza i razam z im nakiravałasia ŭ kvateru № 50.

Tam byli apiačatany rukapisy i rečy niabožčyka. Ni Hruni, prychodziačaj chatniaj rabotnicy, ni lehkadumnaha Sciapana Bahdanaviča ŭ hety čas u kvatery nie było. Kamisija abjaviła Mikanoru Ivanaviču, što rukapisy niabožčyka zabiaruć dla razhladu, što žyłpłošča niabožčyka, heta značyć try pakoi (byłyja juvieliršyny kabiniet, hascioŭnia i stałoŭka), pierachodziać u rasparadžennie žyłlovaha tavarystva, a rečy niabožčyka buduć zachoŭvacca na hetaj žyłpłoščy, pakul nie zjaviacca spadkajemcy.

Viestka pra Bierlijozavu hibiel razlaciełasia pa ŭsim domie z niečuvanaju chutkasciu, i z siami hadzin ranicy ŭ čacvier Bosamu pačali telefanavać, a potym i asabista zjaŭlacca z zajavami, u jakich byli pretenzii na žyłpłošču niabožčyka. Za try hadziny Mikanor Ivanavič atrymaŭ hetakich zajaŭ tryccać dzvie štuki.

U zajavach byli prośby, hroźby, paklopy, danosy, abiacanni zrabić ramont za svoj košt, ukazanni na nievynosnuju ciesnatu i niemahčymasć žyć bolej u adnoj kvatery z bandytami. U liku ŭsiaho inšaha było zabojčaje pa svaich mastackich vartasciach apisannie kradziažu pielmieniaŭ, jakija pakłali prosta ŭ kišeniu ŭ kvatery № 31, dva abiacanni skončyć žyccio samahubstvam i adno pryznannie ŭ tajnaj ciažarnasci.

Mikanora Ivanaviča vyklikali ŭ piaredni pakoj u jaho kvatery, brali za rukaŭ, niešta šaptali, padmirhvali i abiacali nie zastacca ŭ daŭhu.

Pakuty hetyja ciahnulisia da pačatku pieršaj hadziny dnia, pakul Mikanor Ivanavič prosta nie ŭciok sa svajoj kvatery ŭ pamiaškannie ŭpraŭlennia, ale, kali ŭbačyŭ, što i tam jaho padpilnoŭvajuć, uciok i adtul. Siak-tak adbiŭšysia ad tych, chto išoŭ sledam pa piatach cieraz zaasfaltavany dvor, Mikanor Ivanavič znik u šostym padjezdzie i ŭzyšoŭ na piaty pavierch, dzie i znachodziłasia hetaja pahanaja kvatera № 50.

Pasla taho jak adsopsia na placoŭcy, toŭsty Mikanor Ivanavič pazvaniŭ, ale jamu nichto nie adčyniŭ. Jon pazvaniŭ jašče raz i pačaŭ pad nos burčać i łajacca. Ale i tady jamu nie adčynili. Ciarpiennie ŭ Mikanora Ivanaviča łopnuła, jon dastaŭ z kišeni zviazak dublikataŭ klučoŭ, jakija naležali domakiraŭnictvu, uładarnaju rukoju adamknuŭ dzviery i zajšoŭ.

— Hej, rabotnica! — kryknuŭ Mikanor Ivanavič u pryciemku piaredniaha pakoja. — Jak ciabie? Hrunia, ci što? Ciabie niama?

Nichto nie adhuknuŭsia.

Tady Mikanor Ivanavič zniaŭ z dzviarej kabinieta piačatku, vyniaŭ z partfiela składny mietr i stupiŭ u kabiniet. Stupić-to jon stupiŭ, ale ŭražana spyniŭsia ŭ dzviarach i až skałanuŭsia.

Za stałom niabožčyka siadzieŭ nieznajomy čałaviek, chudy hramadzianin u klatčastym pinžačku, u žakiejskaj šapačcy i ŭ piensne… adnym słovam, toj samy.

— Vy chto budziecie, hramadzianin? — spałochana spytaŭsia Mikanor Ivanavič.

— A-a! Mikanor Ivanavič, — zakryčaŭ dryhotkim tenarkom nieznajomy hramadzianin, padchapiŭsia, pryvitaŭ staršyniu hvałtoŭnym i niečakanym pociskam ruki. Pryvitannie heta zusim nie ŭzradavała Mikanora Ivanaviča.

— Ja prašu prabačennia, — zahavaryŭ jon padazrona, — chto vy taki budziecie? Vy — asoba aficyjnaja?

— Ech, Mikanor Ivanavič! — pryjazna ŭskliknuŭ nieznajomy. — Jakoje maje značennie, aficyjnaja asoba albo nieaficyjnaja? Usio heta zaležyć ad taho, z jakoha punktu hledžannia hladzieć na pradmiet, usio heta, Mikanor Ivanavič, davoli chistka i časova. Sionnia ja nieaficyjnaja asoba, a zaŭtra, hladziš, aficyjnaja! A byvaje i naadvarot, Mikanor Ivanavič. I jak jašče byvaje!

Razvažanni hetyja ni ŭ jakoj stupieni nie zadavolili staršyniu domakiraŭnictva. Jon byŭ ad pryrody čałaviek nasciarožany i tamu pryjšoŭ da vyvadu, što čałaviek, jaki raspinajecca pierad im, i josć jakraz asoba nieaficyjnaja, a dakładniej — vałacuha.

— Dy chto vy taki? Jak vaša prozvišča? — usio suroviej dapytvaŭsia staršynia i navat pačaŭ nastupać na nieznajomaha.

— Prozvišča majo, — surovasć nijak nie zbiantežyła hramadzianina, — nu, skažam, Karoŭieŭ. Dy ci nie chočacie čaračku, Mikanor Ivanavič? Pa-svojsku! Ha?

— Prabačcie! — Mikanor Ivanavič užo aburaŭsia. — Jakija tut čarački? (Treba pryznacca, chacia heta i niepryjemna, što Mikanor Ivanavič byŭ ad pryrody čałaviek hrubavaty.) — Na pałavinie niabožčyka siadzieć nie dazvolena! Vy što tut robicie?

— Dy vy prysiadźcie, Mikanor Ivanavič, — kryčaŭ hramadzianin. Jon zusim nie razhubiŭsia, kruciŭsia, prapanoŭvaŭ staršyni kresła.

Mikanor Ivanavič davoli luta adapchnuŭ kresła i zakryčaŭ:

— Chto vy taki, narešcie?

— JA, majcie łasku viedać, pierakładnik pry asobie čužaziemca, jaki maje rezidencyju ŭ hetaj kvatery, — adrekamiendavaŭsia nieznajomy Karoŭieŭ i hruknuŭ abcasam ryžaha nievaksavanaha čaravika.

Mikanor Ivanavič raziaviŭ rot. Najaŭnasć niejkaha čužaziemca, dy jašče z pierakładnikam, u hetaj kvatery była jamu nievierahodnym siurpryzam, i jon zapatrabavaŭ tłumačennia.

Pierakładnik achvotna rastłumačyŭ. Zamiežny artyst pan Vołand byŭ pryjazna zaprošany dyrektaram Varjete Sciapanam Bahdanavičam Lichadziejevym pažyć u čas svaich hastrolaŭ, prykładna tydzień, na jaho kvatery, pra što jon jašče ŭčora napisaŭ Mikanoru Ivanaviču prośbu prypisać čužaziemca časova, pakul sam Lichadziejeŭ zjezdzić u Jałtu.

— Ničoha jon mnie nie pisaŭ, — zdziŭlena skazaŭ staršynia.

— A vy pahladzicie ŭ svaim partfieli, Mikanor Ivanavič, — soładka prapanavaŭ Karoŭieŭ.

Mikanor Ivanavič pacisnuŭ plačyma, rasšpiliŭ partfiel i znajšoŭ u im piśmo Lichadziejeva.

— Jak ža ja pra jaho zabyŭ? — tupa hladzieŭ na raspiačatanuju kapertu i marmytaŭ Mikanor Ivanavič.

— Byvaje i nie takoje, byvaje, Mikanor Ivanavič! — zatraščaŭ Karoŭieŭ. — Niaŭvažlivasć, niaŭvažlivasć, i pieratomlenasć, i pavyšany cisk, darahi Mikanor Ivanavič! Ja sam žachliva niaŭvažlivy. Jak-niebudź pry čarcy ja raskažu vam niekalki faktaŭ z maje bijahrafii, i ŭ vas žyvot zabalić ad rohatu.

— Kali ž Lichadziejeŭ jedzie ŭ Jałtu?

— Dy jon pajechaŭ, pajechaŭ! — zakryčaŭ pierakładnik. — Jon, viedajecie, imčyć užo, imčyć! Jon užo čortviedama dzie! — I tut pierakładnik zamachaŭ rukami, jak młyn kryłami. Mikanor Ivanavič zajaviŭ, što jamu treba ŭbačyć čužaziemca asabista, ale tut atrymaŭ ad pierakładnika admovu: nielha, zaniaty. Dresiruje kata.

— Kata, kali chočacie, mahu pakazać, — prapanavaŭ Karoŭieŭ.

Ad hetaha, u svaju čarhu, admoviŭsia Mikanor Ivanavič, a pierakładnik adrazu ž zrabiŭ staršyni niečakanuju, ale nadta cikavuju prapanovu.

Uličvajučy toje, što pan Vołand nizavošta nie choča žyć u hateli, a žyć jon pryvyk prastorna, dyk voś ci nie dazvolić žyłtavarystva zaniać na tydzień, pakul praciahvajucca hastroli Vołanda ŭ Maskvie, jamu ŭsiu kvateru, heta značyć i pakoi niabožčyka?

— Jamu ž usio roŭna, niabožčyku, — šeptam pieŭ Karoŭieŭ, — jamu ciapier, zhadziciesia sami, Mikanor Ivanavič, kvatera hetaja da lampački?

Mikanor Ivanavič niedaŭmienna zapiarečyŭ, što čužaziemcam naležyć žyć u „Mietrapoli”, a nie na pryvatnych kvaterach.

— Kažu vam, kapryzny, jak čortviedama što! — zašaptaŭ Karoŭieŭ. — Nu nie choča! Nie lubić jon hatelaŭ! Vo jany dzie ŭ mianie siadziać, hetyja inturysty! — intymna paskardziŭsia Karoŭieŭ i tknuŭ palcam u svaju žylistuju šyju. — Vierycie, usiu dušu vymatali! Pryjedzie… i ci našpijonić, jak sučy syn, ci kapryzami ŭsie niervy vymataje: i toje jamu nie hetak, i heta jamu nie tak!.. A vašamu tavarystvu, Mikanor Ivanavič, poŭnaja vyhada i vidavočny prafit. A hrošaj jon nie paškaduje, — Karoŭieŭ azirnuŭsia, potym šapnuŭ na vucha staršyni: — Milanier!

U prapanovie pierakładnika byŭ zakładzieny jaŭny praktyčny sens, prapanova była davoli aŭtarytetnaja, ale niešta nadziva nie aŭtarytetnaje było i ŭ maniery pierakładnika havaryć, i ŭ jaho adzienni, i ŭ hetym miarzotnym, ničoha nie vartym piensne. U vyniku hetaha niešta padsviadomaje mučyła staršyniovu dušu, i ŭsio ž jon vyrašyŭ zhadzicca z prapanovaju. Sprava ŭ tym, što tavarystva mieła davoli vialiki deficyt. Da vosieni treba było vykupić naftu na paravoje aciaplennie, a za jakuju fihu — nieviadoma. Z inturystavymi hrašyma i možna budzie vykrucicca. Ale dziełavy i asciarožny Mikanor Ivanavič zajaviŭ, što jamu pierš za ŭsio treba ŭviazać hetaje pytannie z inturysckim biuro.

— Ja razumieju, — kryknuŭ Karoŭieŭ, — jak ža heta biez uviazki, abaviazkova. Voś vam telefon, Mikanor Ivanavič, i terminova ŭviazvajcie. A nakont hrošaj nie dumajcie, — šeptam dadaŭ jon i pavioŭ staršyniu ŭ piaredni pakoj da telefona, — z kaho ž uziać, jak nie z jaho? Kab vy bačyli, jakaja ŭ jaho viła ŭ Nicy! Na nastupnaje leta, jak pajedziecie za miažu, znarok zajazdžajcie pahladzieć — achniecie!

Sprava z inturysckim biuro ŭładziłasia pa telefonie z niezvyčajnaju chutkasciu, jakaja ŭraziła staršyniu. Akazałasia, što tam užo viedajuć pra namier pana Vołanda žyć u pryvatnaj kvatery Lichadziejeva i suprać nie majuć ničoha.

— Nu i cudoŭna! — kryčaŭ Karoŭieŭ.

Krychu ahłušany jaho traskatnioju, staršynia zajaviŭ, što žyłtavarystva zhodna zdać na tydzień kvateru № 50 artystu Vołandu z płataj pa… — Mikanor Ivanavič sumieŭsia krychu i skazaŭ:

— Pa piaćsot rubloŭ u dzień.

Tut Karoŭieŭ kančatkova ŭraziŭ staršyniu. Jon žulikavata padmirhnuŭ na spalniu, adkul čuvać było, jak miakka skača kot, i prasipieŭ:

— Za tydzień, vychodzić, try z pałovaju tysiačy? Mikanor Ivanavič padumaŭ, što jon dadasć: „Adnak ža i apietyt u vas, Mikanor Ivanavič!” — ale Karoŭieŭ skazaŭ zusim inšaje:

— Prasicie piać, jon dasć! Chiba heta suma? Mikanor Ivanavič razhublena ŭsmichnuŭsia i sam nie zaŭvažyŭ, jak apynuŭsia la piśmovaha stała niabožčyka, dzie Karoŭieŭ chucieńka napisaŭ kantrakt u dvuch ekziemplarach. Pasla hetaha jon zlataŭ z im u spalniu i adrazu ž viarnuŭsia, abodva ekziemplary byli razmašysta padpisany čužaziemcam. Padpisaŭ kantrakt i staršynia. Tut Karoŭieŭ zapatrabavaŭ raspisačku na piać…

— Propissiu, propissiu, Mikanor Ivanavič!.. tysiač rubloŭ… — i sa słovami, jakija nie stasavalisia da surjoznaj spravy: — Ejn, cvej, drej! — pakłaŭ staršyni piać novieńkich bankaŭskich pačkaŭ.

Adbyŭsia pieralik, pierasypany žarcikami i prymaŭkami Karoŭieva nakštałt „hrošyki padlik lubiać”, „svaje vočki nie hladziać ubočki” i inšymi.

Pasla taho jak pieraličyŭ hrošy, atrymaŭ ad Karoŭieva pašpart čužaziemca i kantrakt i ŭsio pakłaŭ u partfiel, staršynia nie ŭtrymaŭsia i saramliva paprasiŭ kantramarku…

— Pra što havorka! — harknuŭ Karoŭieŭ. — Kolki vam bilecikaŭ, Mikanor Ivanavič, dvanaccać, piatnaccać?

Ahałomšany staršynia rastłumačyŭ, što kantramarki jamu patrebny tolki dzvie, jamu i Piełahiei Antonaŭnie, jaho žoncy.

Karoŭieŭ adrazu ž vychapiŭ błaknot i zalichvacka vypisaŭ Mikanoru Ivanaviču kantramaračku na dzvie asoby na pieršym radzie. I hetu kantramaračku pierakładnik levaju rukoju sprytna ŭsunuŭ Mikanoru Ivanaviču, a pravaju ŭkłaŭ u ruku staršyni toŭsty chrustki pačak. Mikanor Ivanavič kinuŭ na jaho vokam, husta pačyrvanieŭ i pačaŭ adpichać ad siabie.

— Hetaha nie pałožana… — marmytaŭ jon.

— I słuchać nie budu, — zašaptaŭ jamu na vucha Karoŭieŭ, — u nas nie pałahajecca, a za miažoj pałahajecca. Vy pakryŭdzicie jaho, Mikanor Ivanavič, a heta niajomka. Vy pracavali…

— Stroha prasledujecca… — cichieńka prašaptaŭ staršynia i azirnuŭsia.

— A sviedki dzie? — šapnuŭ na druhoje vucha Karoŭieŭ. — Ja ŭ vas pytajusia, dzie jany? Što vy?

I tut zdaryłasia, jak scviardžaŭ potym staršynia, dziva: pačak sam saboju ŭpoŭz jamu ŭ partfiel. Potym staršynia, niejki rassłableny i navat razbity, apynuŭsia na lesvicy. Vichor dumak bušavaŭ u jaho ŭ hałavie. U im krucilisia i viła ŭ Nicy, i dresiravany kot, i dumka pra toje, što sviedkaŭ sapraŭdy nie było, i što Piełahieja Antonaŭna budzie rada kantramarcy. Heta byli błytanyja dumki, ale ŭ cełym pryjemnyja. I razam z tym niejkaja ihołačka ŭ samaj hłybini dušy pakołvała staršyniu. Heta była ihołačka tryvohi. Akramia ŭsiaho, tut, na lesvicy, staršyniu, jak udar, praciała dumka: „A jak trapiŭ u kabiniet pierakładnik, kali na dzviarach była piačatka?! I jak heta jon, Mikanor Ivanavič, pra heta nie papytaŭsia?” Niejki čas staršynia, jak baran, hladzieŭ na prystupki lesvicy, ale potym vyrašyŭ naplavać na ŭsio heta i nie mučyć siabie niepatrebnymi pytanniami…

Ledź tolki staršynia vyjšaŭ z kvatery, sa spalni dalacieŭ husty hołas:

— Mnie hety Mikanor Ivanavič nie spadabaŭsia. Jon abarmot i ašukaniec. Ci nielha zrabić tak, kab jon bolš nie prychodziŭ siudy?

— Miesir, vam varta tolki zahadać!.. — adhuknuŭsia adniekul Karoŭieŭ, ale nie dryhotkim, a čystym i hučnym hołasam.

I adrazu ž praklaty pierakładnik apynuŭsia ŭ piarednim pakoi, nakruciŭ tam telefonny numar i pačaŭ čamuści płaksiva havaryć u słuchaŭku:

— Halo! Liču, što moj abaviazak paviedamić, što naš staršynia žyłtavarystva doma numar trysta dva-bis na Sadovaj, Mikanor Ivanavič Bosy, spiekuluje valutaju. Zaraz u jaho ŭ kvatery numar tryccać piać, u prybiralni, u hazietnaj papiery čatyrysta dalaraŭ. Havoryć žychar adznačanaha doma z kvatery numar adzinaccać Cimafiej Kvascoŭ. Ale boham prašu trymać majo prozvišča ŭ tajnie. Bajusia pomsty vyšejnazvanaha staršyni.

I niahodnik paviesiŭ słuchaŭku.

Što dalej adbyvałasia ŭ kvatery № 50 nieviadoma, što ŭ kvatery Mikanora Ivanaviča — viadoma. Jon zaščapiŭsia doma ŭ prybiralni, dastaŭ z partfiela pačak, pierakanaŭsia, što ŭ im čatyrysta rubloŭ. Hety pačak Mikanor Ivanavič zakruciŭ u abryvak haziety i sunuŭ u vientylacyjnuju adtulinu.

Praz piać chvilin staršynia siadzieŭ za stałom u svajoj čyscieńkaj maleńkaj stałoŭcy. Žonka jaho pryniesła z kuchni akuratna parezanaha sieladca, husta pasypanaha zialonaju cybulaju. Mikanor Ivanavič naliŭ u łafitničak harełki, vypiŭ, druhi raz naliŭ, vypiŭ, padchapiŭ na videlec try kavałački sieladca… i ŭ hety čas pazvanili, a Piełahieja Antonaŭna pryniesła rondal, hlanuŭšy na jaki abaviazkova i adrazu zdahadaješsia, što ŭ im, u huščy vohniennaha baršču, znachodzicca toje, smačniej za što niama na sviecie, — mazhavaja kostka.

Mikanor Ivanavič skaŭtnuŭ slinu i pravurčaŭ, jak sabaka:

— A kab vy pravalilisia! Padjesci nie daduć. Nie ŭpuskaj nikoha, mianie niama doma. Nakont kvatery skažy, kab pierastali bałbatać. Praz tydzień budzie pasiedžannie…

Žonka pabiehła ŭ piaredni pakoj, a Mikanor Ivanavič apałonikam pavałok z vohniennaha voziera — jaje, kostku, tresnutuju ŭdoŭžki. Ale ŭ hetaje imhniennie ŭ stałoŭku ŭvajšli dvoje hramadzian, a za imi čamuści spałatniełaja Piełahieja Antonaŭna. Jak tolki hlanuŭ na hramadzian, adrazu ž spałatnieŭ i Mikanor Ivanavič. I ŭstaŭ.

— Dzie sarcir? — zakłapočana skazaŭ pieršy, jaki byŭ u kasavarotcy.

Na stale niešta hruknuła (heta Mikanor Ivanavič upusciŭ łyžku na stol).

— Tut, tut, — skorańka zahavaryła Piełahieja Antonaŭna.

I pryšłyja adrazu ž pamknulisia ŭ kalidor.

— A što takoje? — cicha spytaŭsia Mikanor Ivanavič, jaki išoŭ sledam. — U nas ničoha takoha ŭ kvatery być nie moža… a ŭ vas dakumienciki… ja prašu prabačennia…

Pieršy na chadu pakazaŭ Mikanoru Ivanaviču dakumienciki, a druhi ŭžo stajaŭ na taburetcy ŭ prybiralni z rukoju ŭ vientylacyjnym chodzie. U vačach u Mikanora Ivanaviča paciamnieła. Hazietu razharnuli, ale ŭ joj akazalisia nie rubli, a nieviadomyja hrošy, nie to sinija, nie to zialonyja, z partretam niejkaha staroha. Miž inšym, usio heta Mikanor Ivanavič bačyŭ užo ćmiana, u vačach u jaho płavali niejkija plamy, plamy.

— Dalary ŭ vientylacyi, — zadumliva skazaŭ pieršy i spytaŭsia ŭ Mikanora Ivanaviča vietliva: — Vaš pakiecik?

— Nie! — adkazaŭ Mikanor Ivanavič strašnym hołasam. — Vorah padkinuŭ!

— Heta byvaje, — zhadziŭsia toj, pieršy, i znoŭ miakka dadaŭ: — Nu što ž, treba zdavać i astatnija.

— Niama ŭ mianie! Niama, boham klanusia, nikoli ŭ rukach nie trymaŭ! — adčajna ŭskryknuŭ staršynia.

Ion kinuŭsia da kufra, dastaŭ partfiel i ŭvieś čas marmytaŭ niezrazumiełaje:

— Voś kantrakt… pierakładnik-had padkinuŭ… Karoŭieŭ u piensne!

Ion rasšpiliŭ partfiel, zirnuŭ u jaho, usunuŭ ruku, pasinieŭ z tvaru, upusciŭ partfiel u boršč. U partfieli ničoha nie było: ni Sciopkavaha piśma, ni kantrakta, ni čužaziemcavaha pašparta, ni hrošaj, ni kantramarki. Ničoha, słovam, akramia składnoha mietra.

— Tavaryšy! — dzika zakryčaŭ staršynia. — Trymajcie ich! U našym domie niačystaja siła!

I tut zusim nieviadoma što zdałosia Piełahiei Antonaŭnie, ale jana ŭsplasnuła rukami, uskryknuła:

— Pakajsia, Ivanavič! Tabie skidka vyjdzie!

Z nabiehłymi kryvioj vačyma Mikanor Ivanavič padniaŭ kułaki nad žončynaj hałavoju:

— U-u, dura praklataja!

Tut jon asłabieŭ i apusciŭsia na kresła, mabyć, vyrašyŭ pakarycca niepazbiežnamu.

U hety čas Cimafiej Kandratavič Kvascoŭ na placoŭcy prypadaŭ da zamočnaje adtuliny staršyniovaje kvatery to vucham, to vokam i kanaŭ ad cikaŭnasci.

Praz piać chvilin žychary doma, jakija byli ŭ dvary, bačyli, jak staršynia z dvuma čałaviekami pajšoŭ prosta ŭ varoty doma. Raskazvali, što na Mikanoru Ivanaviču i tvaru nie było, što jon chistaŭsia, jak pjany, i niešta marmytaŭ.

A jašče praz hadzinu nieviadomy hramadzianin zjaviŭsia ŭ kvateru numar adzinaccać, jakraz u toj čas, kali Cimafiej Kandratavič, zachlobvajučysia ad zadavalniennia, raskazvaŭ inšym žycharam pra toje, jak zamiali staršyniu, palcam paklikaŭ Cimafieja Kandrataviča ŭ piaredni pakoj, niešta jamu skazaŭ i znik razam z im.


Загрузка...