Razdziel 26PACHAVANNIE


Mahčyma, hetaje zmiarkannie i było pryčynaju taho, što prakuratar pieramianiŭsia z vyhladu. Jon byccam pastareŭ vidavočna, zhorbiŭsia, akramia taho, zrabiŭsia niervovym. Adzin raz jon navat azirnuŭsia i čamuści skałanuŭsia, pahladzieŭšy na pustoje kresła, dzie lažaŭ tolki płašč. Nadychodziła sviatočnaja noč, viečarovyja cieni rabili svaju rabotu, i, mabyć, stomlenamu prakurataru zdałosia, što chtości siadzić u niezaniatym kresle. Prakuratar spałochaŭsia — kranuŭ płašč, kinuŭ jaho, zabiehaŭ pa bałkonie, padbiahaŭ da stała, chapaŭsia za čašu, spyniaŭsia i pačynaŭ raŭnadušna hladzieć na mazaičnuju padłohu, niby sprabavaŭ pračytać niešta napisanaje.

Sionnia dvojčy jaho apanoŭvała sumota. Jon paciraŭ skroniu, u jakoj ad ranišniaha bolu zastaŭsia tolki tupy, hniatlivy ŭspamin. Prakuratar usio sprabavaŭ zrazumieć, što zjaŭlajecca pryčynaju jaho dušeŭnych pakut. I jon chutka zrazumieŭ heta, ale chacieŭ padmanuć samoha siabie. Ciapier jon razumieŭ, što ŭdzień štości niezvarotna straciŭ, i ciapier stratu hetuju jon choča apraŭdać niejkim drobnym i nikčemnym učynkam. Padman byŭ u tym, što prakuratar staraŭsia pierakanać siabie, byccam ciapierašni viečarovy zahad nie mieniej značny, čym ranišni prysud. Ale z hetaha ničoha nie vychodziła.

Na adnym z pavarotaŭ jon raptoŭna spyniŭsia i svisnuŭ. U adkaz na hety svist u pryciemku zahrymieŭ husty sabačy brech, i z sadu vyskačyŭ na bałkon vializny, vastravuchi, šery sabaka z abrožkam z pazałočanymi blaškami.

— Banha, Banha, — słaba kryknuŭ prakuratar.

Sabaka staŭ na zadnija łapy, a piarednija pakłaŭ na plečy haspadaru, ledź nie pavaliŭšy na padłohu, i liznuŭ jaho ŭ ščaku. Prakuratar sieŭ u kresła, Banha, vysunuŭšy jazyk i ciažka dychajučy, loh la haspadarovych noh, i radasć u sabačych vačach była ad taho, što skončyłasia navalnica, adzinaje ŭ sviecie, čaho bajaŭsia biasstrašny sabaka, a taksama ad taho, što jon tut, pobač z tym čałaviekam, jakoha lubić i pavažaje i ličyć sama mahutnym va ŭsim sviecie, vaładarom usich ludziej, dziakujučy jakomu i siabie samoha sabaka ličyŭ istotaju niezvyčajnaju, vyšejšaju i asablivaju. Ale pasla taho, jak ulohsia la noh, chacia i nie hladzieŭ na haspadara, a hladzieŭ u zmiarkalny sad, sabaka adrazu zrazumieŭ, što jaho haspadara spascihła biada. Tamu jon ustaŭ, zajšoŭ zboku i piarednija łapy i hałavu pakłaŭ prakurataru na kaleni, zabrudziŭšy płašč mokrym piaskom. Hetym Banha, mabyć, chacieŭ suciešyć svajho haspadara ŭ biadzie i zapeŭnić, što jon zastajecca z im. Heta jon imknuŭsia skazać i pozirkam skošanych na haspadara vačej, i nastrunienymi vušami. Hetak abodva jany, i sabaka i čałaviek, jakija lubiać adzin adnaho, sustreli sviatočnuju noč na bałkonie.

Tym časam prakuraturaŭ hosć mieŭ šmat kłopatu. Z vierchniaje placoŭki pierad bałkonam jon syšoŭ na nastupnuju terasu sadu, zaviarnuŭ naprava i vyjšaŭ da kazarmaŭ, jakija razmiaščalisia na terytoryi pałaca. U hetych kazarmach i razmiaščalisia tyja dzvie kienturyi, jakija pryjšli razam z prakurataram na sviata ŭ Jeršałaim, a hetaksama tajemnaja prakuratarava słužba, jakoj kamandavaŭ toj samy hosć. Hosć pabyŭ u kazarmach niadoŭha, nie bolš za dziesiać chvilin, u hety čas z varot kazarmy vyjechali try padvody, nahružanyja dałakopnym instrumientam i bočkaju z vadoj. Padvody supravadžali piatnaccać čałaviek u šerych płaščach, konna. Z hetakim supravadženniem padvody vyjechali z terytoryi pałaca praz zadnija varoty, pakiravali na zachad, praz varoty ŭ haradskoj scianie vybralisia spačatku na Viflejemskuju darohu, prajšli pa joj na poŭnač da pierakryžavannia la Chieŭronskich varotaŭ i tolki tady rušyli pa Jafskaj darozie, pa jakoj udzień prachodziła šescie z asudžanymi na pakarannie. U hety čas užo sciamnieła i nad niebakrajem uzychodziŭ miesiac.

Nieŭzabavie pasla taho, jak pajechali vazy z kanvojem, pakinuŭ terytoryju pałaca konna i prakurataraŭ hosć, pieraapranuty ŭ ciomny panošany chiton.

Hosć nakiravaŭsia nie za horad, a ŭ horad. Praz niejki čas možna było ŭbačyć, što jon padjazdžaje da krepasci Antonija, jakaja razmiaščałasia na poŭnačy i niedaloka ad vialikaha pałaca. U krepasci hosć pabyŭ taksama niadoŭha, a potym jaho možna było ŭbačyć u Nižnim Horadzie, na jaho kryvych i zabłytanych pakručastych vułačkach. Siudy hosć užo pryjechaŭ viercham na mule.

Hosć dobra viedaŭ horad i vielmi chutka adšukaŭ patrebnuju jamu vułačku. Jana nazyvałasia Hreckaju, bo na joj razmiaščałasia niekalki hreckich kramak, u tym liku i taja, u jakoj pradavali dyvany. Mienavita la hetaje kramki hosć spyniŭ svajho muła, zlez i pryviazaŭ jaho za kołca la varot. Kramka była ŭžo zamknionaja. Hosć zajšoŭ praz varotcy, jakija byli pobač z uvachodam u kramku, i trapiŭ u nievialiki kvadratny dvoryk, abstaŭleny chleŭčukami. Jon pakiravaŭ u dvary za vuhal i apynuŭsia la muravanaje terasy žyłoha doma, abvitaha pluščom, ahledzieŭsia. U domiku i ŭ chlavach było ciomna, ahniu jašče nie zapalvali.

Hosć cicha paklikaŭ:

— Niza!

U adkaz zarypieli dzviery, i ŭ viečarovych pryciemkach na terasie pakazałasia maładaja žančyna biez pakryvała. Jana nachiliłasia nad parenčami teraski, tryvožna ŭzirałasia, sprabavała paznać, chto pryjšoŭ. Paznała pryšelca, pryvietna ŭsmichnułasia jamu, zakivała hałavoj, machnuła rukoju.

— Ty adna? — cicha pa-hrecku spytaŭsia Afranij.

— Adna, — šapnuła žančyna na terasie. — Muž ranicaj pajechaŭ u Kiesaryju. — Tut žančyna azirnułasia na dzviery i dadała šeptam: — Ale słužanka doma. — I jana dała znak, što možna zajsci.

Afranij azirnuŭsia i stupiŭ na muravanyja prystupki. Pasla hetaha žančyna i jon znikli ŭ domiku.

U hetaje žančyny Afranij pabyŭ zusim mała, nie bolej čym piać chvilin. Pasla hetaha jon pakinuŭ domik, spusciŭsia z terasy, nižej nasunuŭ na vočy bašłyk i vyjšaŭ na vulicu. U hety čas u damach užo zapalvali sviatło, pieradsviatočnaje stoŭpatvarennie było jašče davoli vialikaje, i Afranij na svaim mule znik u płyni piešachodaŭ i konnych. Dalejšy jaho šlach nikomu nieviadomy.

Žančyna, jakuju nazvaŭ Afranij Nizaju, jak tolki zastałasia adna, adrazu ž pačała pieraapranacca. Jana spiašałasia. Ale jak ni ciažka było joj adšukvać patrebnyja rečy ŭ ciemry, sviatła jana nie zapalvała i słužanku nie klikała. Tolki pasla taho jak sabrałasia i na hałavie było ciomnaje pakryvała, u domiku pačuŭsia jaje hołas:

— Kali buduć pytacca mianie, skažy, što pajšła ŭ hosci da Enanty.

Pačułasia burčannie staroje słužanki ŭ ciemry:

— Da Enanty? Aj, hetaja Enanta! Zabaraniŭ ža muž chadzić da jaje! Zvodnia jana, tvaja Enanta! Voś skažu mužu…

— Nu, nu, nu, zamoŭkni, — adazvałasia Niza i, jak cień, vysliznuła z domika.

Niziny sandali zahrukali pa plitach u dvoryku. Słužanka niezadavolena začyniła dzviery na terasu. Niza pakinuła svoj dom.

U hety samy čas z druhoha zavułka ŭ Nižnim Horadzie, zavułka pakručastaha, jaki terasami spuskaŭsia da adnoj z haradskich sažałak, z varotcaŭ zvyčajnaha domika, jaki hłuchoj scianoj vychodziŭ u zavułak, a voknami na dvor, vyjšaŭ małady čałaviek z akuratna padstryžanaj baradoj u biełym čystym kiefi, jaki padaŭ na plečy, u novym sviatočnym błakitnym talifie z kutasikami ŭnizie i novych rypučych sandalach. Harbanosy pryhažun, jaki prybraŭsia pierad vialikim sviatam, išoŭ badziora, abhaniaŭ minakoŭ, jakija spiašalisia dadomu na sviatočnuju viačeru, hladzieŭ, jak zapalvalisia adno za adnym vokny. Małady čałaviek nakiroŭvaŭsia pa darozie, jakaja viała paŭz bazar da pałaca pieršasviatara Kaify, jaki razmiaščaŭsia la padnožža chramavaha ŭzhorka.

Praz niejki čas možna było bačyć, jak jon zajšoŭ u varoty Kaifavaha dvara, a krychu pazniej — jak jon vychodziŭ adtul.

Pasla naviedvannia pałaca, u jakim užo pałali sviacilniki i fakieły, dzie panavała sviatočnaja mitusnia, małady čałaviek pajšoŭ jašče viesialej i zaspiašaŭsia nazad u Nižni Horad. Na tym samym rahu, dzie vulica ŭlivałasia ŭ bazarny plac, u burlivasci i šturchaninie jaho pierahnała niejkaj prytancoŭvajučaj chadoj lohkaja žančyna ŭ čornym pakryvale, apuščanym na samyja vočy. Kali žančyna abhaniała pryhažuna, jana na niejkaje imhniennie adkinuła pakryvała, apiakła pozirkam, ale nie zapavoliła kroku, a, naadvarot, pajšła chutčej, byccam chacieła ŭciačy ad taho, kaho pierahnała.

Małady čałaviek nie tolki zaŭvažyŭ žančynu, nie, jon navat paznaŭ jaje, a pasla taho jak paznaŭ, zdryhanuŭsia, niedaŭmienna pahladzieŭ usled i adrazu ž kinuŭsia dahaniać. Jon ledź nie zbiŭ z noh niejkaha minaka sa zbanom u rukach, dahnaŭ žančynu, ciažka dychajučy ad chvalavannia, paklikaŭ jaje:

— Niza!

Žančyna zaviarnułasia, prymružyłasia, na tvary ŭ jaje adbiłasia chałodnaja niezadavolenasć, i sucha adkazała pa-hrecku:

— A, heta ty, Juda? A ja nie adrazu paznała ciabie. Ale dobra. U nas josć prykmieta, što toj, kaho nie paznajuć, budzie bahatym…

Iuda chvalavaŭsia hetak, što serca jaho až trapiatała, jak ptuška pad čornym pokryvam, Juda spytaŭsia pieraryvistym šeptam, kab nie čuli minaki:

— Kudy ty idzieš, Niza?

— A navošta tabie? — Niza zapavoliła chadu i zvysoku hladzieła na Judu.

U Judavym hołasie pačułasia niejkaja dziciačaja intanacyja, jon razhublena zašaptaŭ:

— Ale jak heta?.. My ž damovilisia. Ja chacieŭ zajsci da ciabie. Ty skazała, što ŭvieś viečar budzieš doma…

— Aj, nie, nie, — kapryzna adkazała Niza, adtapyryła nižniuju hubu, a Judu zdałosia, što jaje tvar, sama pryhožy tvar va ŭsim sviecie, zrabiŭsia jašče pryhažejšy, — mnie stała sumna. U vas sviata, a mnie što rabić? Siadzieć i słuchać, jak ty ŭzdychaješ na terasie? I bajacca, što słužanka pra ŭsio raskaža mužu? Nie, nie, i ja vyrašyła pajsci za horad pasłuchać sałaŭioŭ.

— Jak za horad? — spytaŭsia razhublena Juda. — Adna?

— Viadoma, adna, — adkazała Niza.

— Dazvol mnie supravadžać ciabie, — paprasiŭ Juda, zadychajučysia ad chvalavannia.

U hałavie ŭ jaho zatumaniłasia, jon zabyŭsia pra ŭsio na sviecie i z malboju hladzieŭ u błakitnyja, a ciapier, zdavałasia, čornyja Niziny vočy. Niza ničoha nie adkazała i pajšła šparčej.

— Čamu ty maŭčyš, Niza? — žałasna spytaŭsia Juda, paraŭniaŭšysia z joj.

— A mnie nie budzie sumna z taboju? — raptam spytałasia Niza i spyniłasia.

Ciapier u hałavie ŭ Judy zusim zaćmiłasia.

— Nu, dobra, — zlitavałasia narešcie Niza, — pojdziem.

— A kudy, kudy?

— Pačakaj… zojdziem u hety dvoryk i damovimsia, a to ja bajusia, što ŭbačyć chto-niebudź sa znajomych i potym skažuć, što ja była z paluboŭnikam na vulicy.

I znikli z bazara Niza i Juda. Jany šaptalisia ŭ padvarotni niejkaha dvara.

— Idzi ŭ maslinny majontak, — šaptała Niza, naciahvajučy pakryvała na vočy i advaročvajučysia ad niejkaha čałavieka, jaki z viadrom jakraz zachodziŭ u dvor, — u Hiefsimaniju, za Kiedron, zrazumieŭ?

— Aha, aha, aha.

— Ja pajdu pieršaja, — praciahvała Niza, — a ty nie biažy ŭsled, adstań. Kali piarojdzieš ručaj… ty viedaješ, dzie hrot?

— Viedaju, viedaju…

— Projdzieš paŭz masličny pres uhoru i zavaročvaj da hrota. Ja budu tam. Ale nie smiej isci sledam, maj ciarpiennie, pačakaj tut. — Z hetymi słovami Niza vyjšła z padvarotni, byccam i nie była tam, nie havaryła z Judam.

Iuda pastajaŭ niejki čas adzin, sprabavaŭ ačomacca. Padumałasia pra toje, jak jon rastłumačyć svaju adsutnasć na sviatočnaj viačery ŭ svajakoŭ. Juda stajaŭ i vydumlaŭ, što schłusić, ale ad chvalavannia ničoha nie moh prydumać, a nohi sami mižvoli vyniesli jaho z padvarotni.

Ciapier jon zmianiŭ nakirunak, jon nie išoŭ u Nižni Horad, a zaviarnuŭ nazad da Kaifavaha pałaca. Sviata ŭžo ŭstupiła ŭ horad. Vakol Judy ŭ voknach užo nie tolki hareła sviatło, ale i čulisia hałasy. Tyja, chto spazniaŭsia, kryčali na voslikaŭ, padhaniali ich. Nohi sami niesli Judu, i jon nie zaŭvažyŭ, jak paŭz jaho pralacieli strašnyja zamšełyja viežy Antonija, jon nie čuŭ trubnaha rykannia ŭ krepasci, nie zviarnuŭ nijakaje ŭvahi na konny rymski patrul z fakiełami, jaki tryvožnym sviatłom asviatliŭ jaho darohu.

Iuda vyjšaŭ z viežy, zaviarnuŭsia nazad, uhledzieŭ, što ŭ strašennaj vyšyni nad chramam zapalilisia dva hihanckich piacisvieččy. Ich Juda razhledzieŭ słaba, jamu zdałosia, što nad Jeršałaimam zapalili dziesiać fantastyčnych łampad, jakija supierničali sa sviatłom adzinaje łampady, jakaja ŭsio vyšej ustavała nad Jeršałaimam, — z poŭniaju.

Ale zaraz nište nie cikaviła Judu, jon spiašaŭsia da Hiefsimanskich varotaŭ, jamu chaciełasia chutčej vyjsci z horada. Časam jamu zdavałasia, što napieradzie, miž postaciej minakoŭ prytancoŭvaje znajomaja postać, viadzie jaho sledam. Ale heta byŭ padman — Juda razumieŭ, što Niza namnoha pierahnała jaho. Juda prabieh paŭz kramku mianialščykaŭ, trapiŭ narešcie ŭ Hiefsimanskija varoty. Jon hareŭ ad nieciarpiennia, ale pavinien byŭ zatrymacca. U horad uvachodzili viarbludy, potym jechaŭ konny siryjski patrul, jaki Juda praklaŭ u dumkach…

Ale ŭsio kančajecca. Skončyŭsia i horad, nieciarplivy Juda byŭ užo za haradskoju scianoj. Levaruč Juda ŭbačyŭ maleńkija mahiłki, kala ich niekalki pałasatych šatroŭ z bahamolcami. Juda pierajšoŭ zalituju miesiačnym sviatłom pylnuju darohu i nakiravaŭsia da kiedronskaha ručaja, kab pierajsci cieraz jaho. Vada cicha curčała pad Judavymi nahami. Pa kamieńčykach jon pieraskočyŭ na hiefsimanski bierah i z vialikaju radasciu ŭbačyŭ, što daroha ŭ sadzie biazludnaja. Niepadaloku vidać byli varoty maslinnaha majontka.

Pasla dušnaha horada Judu ŭraziŭ durmanny vodar viasnovaje nočy. Z sadu cieraz aharodžu napłyvała chvala pachu mirtu i akacyj z hiefsimanskich palan.

Varoty nie achoŭvalisia nikim, nikoha pad imi nie było, i praz niekalki chvilin Juda spiašaŭsia podbieham u tajamničym ciani pad razłožystymi ahramadnymi maslinami. Daroha išła ŭhoru, Juda ciažka dychaŭ, na imhniennie vynyrvaŭ z ciemry na ŭzorystyja miesiačnyja dyvany, jakija nahadvali jamu tyja dyvany, jakija jon bačyŭ u raŭnivaha Nizinaha muža ŭ kramie. Praz niejki čas milhanuła levaruč ad Judy palana, masličny pres z ciažkim kamiennym kołam i kuča niejkich bočak. U sadzie nie było nikoha. Rabota skončyłasia ŭdzień, i ciapier nad Judam zalivalisia sałaŭinyja chory.

Da mety Judu było zusim blizka. Jon viedaŭ, što sprava ŭ ciemry zaraz pačuje cichi šept padajučaj u hrocie vady. Hetak i adbyłosia, jon pačuŭ vadziany šept. Rabiłasia ŭsio chaładniej. Tady jon prycišyŭ chadu i cicha paklikaŭ:

— Niza!

Ale zamiest Nizy ad toŭstaha maslinavaha stvała adlipła i vyskačyła na darohu mužčynskaja karžakavataja postać, niešta blisnuła ŭ jaje ruce i adrazu ž patuchła. Juda słabieńka ŭskryknuŭ, kinuŭsia ŭciakać, ale druhi čałaviek zastupiŭ jamu darohu.

Pieršy, jaki byŭ napieradzie, spytaŭsia ŭ Judy:

— Kolki tabie zapłacili? Havary, kali žyć chočaš!

Spadziavannie ŭspychnuła ŭ Judavym sercy, i jon adčajna ŭskryknuŭ:

— Tryccać tetradrachmaŭ. Usio ŭ mianie z saboju. Voś hrošy! Biarycie, ale žyvym pakińcie!

Piaredni čałaviek imhnienna vychapiŭ z Judavych ruk kašalok. I ŭ toje samaje imhniennie za plačyma ŭ Judy ŭzlacieŭ nož i, jak małanka, udaryŭ zakachanaha pad łapatku. Judu kinuła napierad, ruki z sahnutymi ŭ kruk palcami ŭskinulisia ŭhoru. Piaredni čałaviek złaviŭ Judu na svoj nož i da samaha tronka ŭsadziŭ jaho ŭ Judava serca.

— Ni… za… — nie svaim, zvonkim i čystym maładym hołasam, a hołasam chrypłym i hłuchim pramoviŭ Juda i bolej — nivodnaha huku. Cieła jaho hetak mocna ŭdaryłasia ab ziamlu, što jana zahudzieła.

Tady treciaja postać zjaviłasia na darozie, Hety treci byŭ u płaščy i ŭ bašłyku.

— Paspiašajciesia, — pramoviŭ jon.

Zabojcy chutka zapakavali kašalok razam z zapiskaju, padadzienaju trecim, u skuru i zaviazali nakryž viaroŭkaju. Druhi zapchnuŭ pakunak za pazuchu, i abodva zabojcy kinulisia z darohi ŭ baki, i ciemra prahłynuła ich miž maslin. Treci tym časam prysieŭ la zabitaha, zazirnuŭ jamu ŭ tvar. U ciemry jon byŭ nadzvyčaj bieły, jak krejda, niejki pryhoža aduchoŭleny.

Praz niekalki siekund nikoha žyvoha na darozie nie było. Miortvaje cieła lažała z raskinutymi rukami. Levy stupak trapiŭ jakraz pad miesiačnaje sviatło, i tamu kožny ramieńčyk byŭ dobra bačny na sandali. A ŭvieś Hiefsimanski sad u hety čas hudzieŭ ad sałaŭinych spievaŭ. Kudy nakiravalisia tyja dvoje, što zarezali Judu, nikomu nieviadoma, ale kudy pajšoŭ treci, u bašłyku, viadoma. Sa sciežki jon skiravaŭ u maslinny huščar i pačaŭ prabiracca na poŭdzień. Jon pieralez cieraz sadovuju aharodžu zboč ad hałoŭnych varotaŭ, u paŭdniovym kutku, tam, dzie vypali vierchnija kamiani ŭ mury. Nieŭzabavie jon byŭ na bierazie Kiedrona. Tady jon stupiŭ u vadu i niejki čas išoŭ pa joj, pakul nie ŭbačyŭ abrysy dvuch koniej i čałavieka la ich. Koni hetaksama stajali ŭ vadzie. Vada ciakła, abmyvała ichnija kapyty. Kanavod sieŭ na adnaho kania, čałaviek u bašłyku ŭskočyŭ na druhoha, koni pavolna pajšli pa vadzie, i było čuvać, jak pachrustvała pad kapytami kamiennie. Potym konniki vyjechali z vady, vybralisia na jeršałaimski bierah i pajechali stupoj pad haradskoju scianoju. Tady kanavod pajechaŭ napierad i znik z vačej, a čałaviek u bašłyku spyniŭ kania, zlez z jaho na pustelnaj darozie, zniaŭ svoj płašč, vyviernuŭ jaho, dastaŭ z-pad płašča plaskaty šlem biez pierja, nadzieŭ jaho. Ciapier na kania sieŭ čałaviek u vajskovaj chłamidzie i z karotkim miačom na biadry. Jon kranuŭ pavady, i haračy kavaleryjski koń paimčaŭ ryssiu, pakałychvajučy konnika. Šlach u jaho byŭ karotki — konnik padjazdžaŭ da paŭdniovych varotaŭ Jeršałaima.

Pad arkaju varotaŭ tancavała i mitusiłasia niespakojnaje połymia ad pachodniaŭ. Vartavyja sałdaty z druhoj kienturyi Małankavaha batalona siadzieli na kamiennych łaŭkach i hulali ŭ kosci. Jany ŭschapilisia na nohi, jak uhledzieli vajskoŭca, ale toj machnuŭ im rukoj i pajechaŭ u horad.

Horad byŭ zality sviatočnymi ahniami. U kožnym aknie trymcieła połymia sviacilnikaŭ, navokal hučali słovy, zlivajučysia ŭ adziny chor. Zredku pazirajučy ŭ vokny, konnik moh ubačyć ludziej za sviatočnymi stałami, na jakich lažała kazlinaje miasa, stajali čašy z vinom miž misaŭ z horkimi travami. Konnik pačaŭ nasvistvać niejkuju piesieńku i prabiraŭsia ryssiu dalej pa vułačkach Nižniaha Horada, kiravaŭ da Antonijevaje viežy, zredku paziraŭ na viadomyja ŭsiamu svietu piacisvieččy, jakija pałali nad chramam, albo na poŭniu, jakaja visieła vyšej, čym piacisvieččy.

Pałac Irada Vialikaha nie prymaŭ nijakaha ŭdziełu ŭ sviatkavanni apošniaje vielikodnaje nočy. U haspadarčych pabudovach pałaca, jakija vychodzili na poŭdzień i dzie razmiascilisia aficery rymskaje kahorty i lehat lehijona, sviacilisia ahni, tam adčuvaŭsia niejki ruch i žyccio. Piaredniaja častka, u jakoj byŭ adziny žychar, — prakuratar, — usia, sa svaimi kałanadami i załatymi skulpturami, byccam aslepła pad biełaju poŭniaju. Tut, u siaredzinie pałaca, panavali ciemra i cišynia. I tudy prakuratar, jak i havaryŭ Afraniju, isci nie zachacieŭ. Jon zahadaŭ pasłać pasciel na bałkonie, tam, dzie abiedaŭ, dzie ranicaj vioŭ dopyt. Jon loh na pryhatavanaje łoža, ale son nie chacieŭ prychodzić da jaho. Hołaja poŭnia nizka visieła na niebie, i prakuratar nie advodziŭ ad jaje pozirku na praciahu niekalkich hadzin.

Prykładna apoŭnačy son zlitavaŭsia nad prakurataram. Prakuratar paziachnuŭ, zniaŭ papruhu z šyrokim stalovym nažom u pochvach, pakłaŭ jaho na kresła pobač z łožam, zniaŭ sandali i vyprastaŭsia. Banha adrazu ŭzlez da jaho na pasciel i loh pobač, hałava da hałavy, i prakuratar, pakłaŭšy ruku na sabačuju šyju, zapluščyŭ narešcie vočy. Tolki pasla hetaha zasnuŭ i sabaka.

Łoža znachodziłasia ŭ pryciemku, zachinutaje ad poŭni kałonaju, ale ad prystupak z hanka da łoža ciahnułasia miesiačnaja stužka. I ledź tolki prakuratar straciŭ suviaź z usim, što było navokal, jon adrazu rušyŭ pa asvietlenaj sciažyncy i pajšoŭ pa joj uhoru, prosta da poŭni. Jon sprasonku navat zasmiajaŭsia ad ščascia, što ŭsio atrymałasia hetak cudoŭna i niepaŭtorna na prazrystaj błakitnaj darozie. Jon išoŭ u supravadženni Banhi, a pobač z im išoŭ vandroŭny fiłosaf. Jany spračalisia pra niešta składanaje i značnaje, i nivodzin nie moh pieramahčy. Jany ni ŭ čym nie pahadžalisia adzin z adnym, i tamu sprečka była hetakaja cikavaja i biaskoncaja. Vidavočna, što sionniašniaje pakarannie akazałasia zvyčajnym nieparazumienniem — bo voś jon, fiłosaf, jaki vydumaŭ zusim nievierahodnuju reč nakštałt taje, što ŭsie ludzi dobryja, išoŭ pobač, a značyć, jon žyvy. I, viadoma, zusim žachliva było navat i padumać, što hetakaha čałavieka možna pakarać. Pakarannia nie było! Voś u čym była hałoŭnaja asałoda ad hetaha padarožža ŭhoru pa miesiačnaj lesvicy.

Volnaha času było hetulki, kolki chočacca, i navalnica budzie tolki pad viečar, i bajazlivasć, viadoma, adna z sama strašnych čałaviečych zahan. Hetak havaryŭ Iiešua Ha-Nocry. Nie, fiłosaf, ja tabie zapiareču: heta sama strašnaja zahana.

Naprykład, nie zbajaŭsia ž ciapierašni prakuratar Judei, były trybun u lehijonie, kali ŭ Dalinie Dzieŭ lutyja hiermancy ledź nie zahryzli Krysaboja-Vielikana. Ale darujcie, fiłosaf! Niaŭžo vy, razumny čałaviek, dumajecie, što z-za čałavieka, jaki zrabiŭ złačynstva suprać kiesara, zahubić svaju karjeru prakuratar Judei?

— Tak, tak, — stahnaŭ, uschlipvaŭ sprasonku Piłat. Viadoma, zahubić. Ranicaj sionnia jašče nie zahubiŭ by, a ciapier, nočču, kali ŭsio ŭzvažyŭ, zahubić. Jon advažycca na ŭsio, kab vyratavać ad pakarannia ni ŭ čym nie vinavataha dzivakavataha letuciennika i doktara!

— Ciapier my z vami budziem zaŭsiody razam, — havaryŭ jamu ŭ snie abšarpany fiłosaf-badziaha, jaki nieviadoma jakim čynam paŭstaŭ na darozie ŭ konnika z załatym kapjom. — Kali adzin, to, značyć, i druhi pobač! Uspomniać mianie, adrazu ž i ciabie ŭspomniać! Mianie, padkidyša, baćki jakoha nieviadomyja, i ciabie — syna karala-astrołaha i dački młynara, pryhažuni Piły!

— Dy ty ŭžo nie zabudźsia, uspomni pra mianie, syna astrołaha, — prasiŭ sprasonku Piłat. I pasla taho jak starac-spadarožnik z En-Saryda daŭ zhodu kiŭkom hałavy, žorstki prakuratar Judei płakaŭ i smiajaŭsia skroź son.

Usio heta było dobra, ale abudžennie było žachlivaje. Banha zahyrčaŭ na poŭniu, i slizkaja, byccam ablitaja alejem, błakitnaja daroha pierad prakurataram niby pravaliłasia. Jon raspluščyŭ vočy, i pieršaje, što ŭspomniŭ, było pakarannie. Pakarannie adbyłosia. Pieršaje, što zrabiŭ prakuratar, heta scisnuŭ abrožak Banhi, potym chvorym pozirkam adšukaŭ poŭniu i ŭbačyŭ, što jana krychu adyšła ŭbok i pablakła. Jaje sviatło pieramahło niepryjemnaje mihatlivaje sviatło, jakoje bliščała na bałkonie pierad samymi vačyma. U rukach u kienturyjona Krysaboja pałała i kurodymiła pachodnia. Krysaboj sa stracham i złosciu kasavuryŭsia na zviera, jaki byŭ hatovy skočyć.

— Nie čapać, Banha, — skazaŭ prakuratar chvorym hołasam i kašlanuŭ. Jon zasłaniŭsia rukoju ad połymia i praciahvaŭ: — I nočču pry poŭni mnie niama spakoju. O bahi! U vas taksama drennaja pasada, Mark… Sałdat vy kalečycie…

Mark zdziŭlena hladzieŭ na prakuratara, i toj apamiataŭsia. Kab zhładzić daremna skazanyja słovy sprasonku, prakuratar skazaŭ:

— Nie kryŭdujcie, kienturyjon. Mnie, paŭtaraju, jašče horš. U čym sprava?

— Da vas načalnik tajnaje słužby, — spakojna paviedamiŭ Mark.

— Kličcie, kličcie, — pračysciŭšy kašlem horła, zahadaŭ prakuratar i pačaŭ bosymi nahami namacvać sandali.

Połymia zamitusiłasia na kałonach, zahrukali kienturyjonavy kalihi pa mazaicy. Kienturyjon vyjšaŭ u sad.

— I pry poŭni mnie niama spakoju, — skryhanuŭšy zubami, sam sabie pramoviŭ prakuratar.

Na bałkonie zamiest kienturyjona pakazaŭsia čałaviek u bašłyku.

— Banha, nie čapać, — cicha skazaŭ prakuratar i scisnuŭ sabaku zahryvak.

Pierš čym havaryć, Afranij, jak i zvyčajna, azirnuŭsia navokal i adstupiŭ u cień, pierakanaŭšysia, što niama nikoha čužoha, akramia Banhi, cicha skazaŭ:

— Prašu addać mianie pad sud, prakuratar. Vaša praŭda. Ja nie zmoh zbierahčy Judu z Karyjafa, jaho zarezali. Prašu sudzić mianie i zniać z pasady.

Afraniju zdałosia, što na jaho hladziać čatyry voki — sabačyja i vaŭčynyja.

Afranij dastaŭ z-pad chłamidy zakareły ad kryvi kašalok z dzviuma piačatkami.

— Voś hety miašok z hrašyma zabojcy padkinuli ŭ dom pieršasviataru. Na hetym miašku kroŭ Judy z Karyjafa.

— Kolki tam, cikava? — spytaŭ Piłat i nachiliŭsia da kašalka.

— Tryccać tetradrachmaŭ.

Prakuratar usmichnuŭsia i skazaŭ:

— Mała.

Afranij maŭčaŭ.

— Dzie zabity?

— Hetaha nie viedaju, — spakojna, z hodnasciu adkazaŭ čałaviek, jaki nie razłučaŭsia sa svaim bašłykom, — ranicaj sionnia pačniom šukać.

Prakuratar skałanuŭsia, pakinuŭ u spakoi ramieńčyk na sandali, jaki nie zašpilvaŭsia.

— A vy dakładna viedajecie, što jon zabity?

Prakuratar atrymaŭ karotki adkaz:

— JA, prakuratar, piatnaccać hadoŭ na rabocie ŭ Judei. Ja pačaŭ słužbu pry Valeryju Hracie. Mnie nie abaviazkova treba bačyć trup, kab skazać, što čałaviek zabity, i tamu ja vam zaraz dakładaju, što čałaviek, jakoha zvali Judam z Karyjafa, niekalki hadzin tamu zarezany.

— Prabačcie mianie, Afranij, — adkazaŭ Piłat, — ja jašče nie pračnuŭsia jak sled, tamu i skazaŭ heta. Ja drenna splu, — prakuratar usmichnuŭsia, — i ŭvieś čas sniu miesiačny promień. Uiavicie, jak smiešna, byccam by ja chadžu pa hetym promni. Takim čynam, ja chacieŭ by viedać, što vy dumajecie pra heta? Dzie vy zbirajeciesia jaho šukać? Siadajcie, načalnik tajnaj słužby.

Afranij pakłaniŭsia, padsunuŭ kresła bližej da łoža i sieŭ, hruknuŭšy miačom.

— Ja zbirajusia šukać jaho niepadaloku ad masličnaha presa ŭ Hiefsimanskim sadzie.

— Aha, aha. A čamu mienavita tam?

— Ihiemon, ja dumaju, Juda zabity nie ŭ samim Jeršałaimie i nie daloka ad jaho. Jon zabity pad Jeršałaimam.

— Liču vas adnym z lepšych majstroŭ svaje spravy. Ja nie viedaju, jak nakont hetaha ŭ Rymie, ale ŭ kałonijach roŭnaha vam niama. Rastłumačcie čamu?

— Navat dumki nie dapuskaju, — cicha havaryŭ Afranij, — kab Juda daŭsia kamu-niebudź u ruki ŭ horadzie. Na vulicy cicha nie zarežaš. Vychodzić, jaho pavinny byli zavabić u jaki-niebudź padval. Ale słužba ŭžo šukała jaho ŭ Nižnim Horadzie, i niesumnienna znajšła b. Jaho niama ŭ horadzie, za heta ja ručajusia. Kali b jaho zabili daloka za horadam, to pakunak z hrašyma nie mahli b hetak chutka padkinuć. Jaho zabili pablizu horada, kudy zmahli vymanić.

— Nie razumieju, jak heta možna było zrabić.

— Sapraŭdy, prakuratar, heta sama ciažkaje pytannie, i navat ja nie viedaju, ci zdoleju heta razbłytać.

— Sapraŭdy, zahadka! Sviatočnym viečaram vierujučy idzie nieviadoma čaho za horad, pakidaje sviatočnaje zastołle i tam hinie. Chto i jak moh jaho tady zavabić? Ci nie žanočych ruk sprava? — raptam zahareŭsia prakuratar.

Afranij adkazvaŭ spakojna i važka:

— Ni ŭ jakim vypadku, prakuratar. Heta vyklučajecca. Treba dumać łahična. Kamu patrebna była Judava smierć? Niejkija vandroŭnyja fantaziory, niejki hurtok, u jakim nie było nijakich žančyn. Kab ažanicca, prakuratar, patrebny hrošy, kab naradzić čałavieka na sviet taksama patrebny hrošy, ale kab zarezać čałavieka pry dapamozie žančyny, treba nadta mnoho hrošaj, i ni ŭ jakich vałacuh ich niama. Žančyna nie ŭdzielničała ŭ hetaj spravie, prakuratar. Navat bolej, takoje tłumačennie zabojstva moža zbić sa sledu, zaminać sledstvu i błytać mianie.

— Ja baču, što vaša praŭda, Afranij, — havaryŭ Piłat, — i ja tolki dazvoliŭ sabie vykazać svajo mierkavannie.

— Na žal, pamyłkovaje, prakuratar.

— Ale jak ža tady? — uskliknuŭ prakuratar i prahna pahladzieŭ u tvar Afraniju.

— Miarkuju, što ŭsio z-za hrošaj.

— Cudoŭnaja dumka! Ale chto i za što moh prapanavać jamu nočču hrošy za horadam?

— Nie, prakuratar, nie tak. U mianie josć adzinaje mierkavannie, i kali jano nie spraŭdzicca, to inšaha i prydumać nie mahu. — Afranij nachiliŭsia da prakuratara i šeptam dadaŭ: — Juda chacieŭ schavać chrošy ŭ nadziejnym, tolki jamu viadomym miescy.

— Davoli dascipnaje tłumačennie. Vidać, jano hetak i było. Ciapier ja razumieju: jaho vymanili nie ludzi, a ŭłasnaja dumka. Aha, aha, praŭda.

— Sapraŭdy. Juda byŭ niedavierlivy. Jon chavaŭ hrošy ad ludziej.

— Aha, vy skazali, u Hiefsimanii. A čamu mienavita tam vy zbirajeciesia jaho šukać — hetaha, pryznacca, ja nie razumieju.

— O, prakuratar, heta prasciej za ŭsio. Nichto nie budzie chavać hrošy na darozie, na adkrytych i pustelnych miescach. Juda nie byŭ ni na darozie ŭ Chieŭron, ni na darozie ŭ Vifaniju. Jamu treba było cichaje ŭtulnaje miesca, dzie rastuć drevy. Heta prosta. A hetakich miescaŭ, akramia Hiefsimanii, pad Jeršałaimam niama. Daloka jon isci nie moh.

— Vy całkam pierakanali mianie. Tady što rabić zaraz?

— Ja nieadkładna pačnu šukać zabojcaŭ, jakija vysačyli Judu za horadam, a sam tym časam, jak užo havaryŭ, pajdu pad sud.

— Za što?

— Maja achova zhubiła jaho ŭčora na bazary pasla taho, jak jon vyjšaŭ z pałaca Kaify. Jak heta zdaryłasia, nie razumieju. Takoha ŭ maim žycci nie zdarałasia. Nazirannie było naładžana adrazu pasla našaj razmovy. Ale na bazary jon niekudy pierakinuŭsia, zrabiŭ piatlu i znik biassledna.

— Zrazumieła. Abjaŭlaju vam, što ja nie baču patreby addavać vas pad sud. Vy zrabili ŭsio, što mahli, i nichto na sviecie, — tut prakuratar usmichnuŭsia, — nie zmoh by zrabić lepiej za vas! Pakarajcie syščykaŭ, jakija zhubili Judu, ale i tut ja chacieŭ by, kab pakarannie nie było strohaje. Urešcie, my zrabili ŭsio, kab pakłapacicca pra hetaha niahodnika! Aha, ja zabyŭsia spytać, — prakuratar pacior łob, — jak heta jany ŭmudrylisia padkinuć hrošy Kaifu?

— Bačycie, prakuratar… Heta nie vielmi ciažka. Msciŭcy zajšli zzadu pałaca, dzie zavułak vyšej, čym zadni dvor, i pierakinuli pakunak cieraz płot.

— Z zapiskaju?

— Z zapiskaju, jak vy i mierkavali, prakuratar. Darečy, — tut Afranij sarvaŭ piačatki z pakunka i pakazaŭ načynnie prakurataru Piłatu.

— Zlitujciesia, što vy robicie, Afranij, piačatki, vidać, chramavyja.

— Prakurataru nie treba z-za hetaha chvalavacca, — adkazaŭ Afranij i zharnuŭ pakunak.

— Niaŭžo ŭsie piačatki josć u vas? — spytaŭsia Piłat i zasmiajaŭsia.

— Inakš nie moža i być, prakuratar, — zusim surjozna i navat surova adkazaŭ Afranij.

— Uiaŭlaju, što tvaryłasia ŭ Kaify?

— Sapraŭdy, prakuratar, heta vyklikała vialikaje chvalavannie. Jany adrazu paklikali mianie.

Navat u ciemry vidać było, jak blisnuli Piłatavy vočy.

— Heta cikava, cikava…

— Asmielusia zapiarečyć, prakuratar, cikavaha było mała. Sumnaja i nudnaja sprava. Kali ja spytaŭsia, ci nie płacili kamu-niebudź hrošy ŭ pałacy Kaify, mnie adkazali, što hetaha nie było.

— Navat tak? Nu, što ž, nie płacili dyk, značyć, nie płacili. Tym ciažej budzie znajsci zabojcaŭ.

— Sapraŭdy, prakuratar.

— Aha, Afranij, voś što mnie pryjšło ŭ hałavu: moža, jon samahubstvam žyccio skončyŭ?

— Dy nie, prakuratar, — adkazaŭ Afranij i navat adkinuŭsia ŭ kresle, — vybačajcie, ale heta zusim nievierahodna!

— Dy ŭ hetym horadzie ŭsio moža być! Ja hatovy pajsci ŭ zakład, što zusim chutka raspaŭzucca i takija čutki.

Tut Afranij zirnuŭ na prakuratara, padumaŭ i adkazaŭ:

— Heta moža być, prakuratar.

Prakuratar, vidać, nijak nie moh adkasnucca ad hetaha zabojstva čałavieka z Karyjafa, chacia ŭsio było jasna, i jon pramoviŭ navat letucienna:

— A mnie b chaciełasia ŭbačyć, jak jany jaho zabivali.

— Zabili jaho dosyć umieła, prakuratar, — adkazaŭ Afranij i krychu iranična pahladzieŭ na prakuratara.

— Adkul vy heta viedajecie?

— Pahladzicie na pakunak, prakuratar, — adkazaŭ Afranij, — ja ručajusia, što Judava kroŭ chłynuła strumieniem. Mnie daviałosia, prakuratar, za svajo žyccio pabačyć zabitych.

— Jon bolej nie ŭstanie?

— Nie, prakuratar, jon ustanie, — z usmieškaju, pa-fiłasofsku skazaŭ Afranij, — kali truba Miesii, jakoha tut čakajuć, prahučyć nad im. Ale da hetaha jon nie ŭstanie.

— Chopić, Afranij! Z hetym pytanniem jasna. Piarojdziem da pachavannia.

— Pakaranyja pachavany, prakuratar.

— Nu, Afranij, sudzić vas było b sapraŭdnaje złačynstva. Vy zasłuhoŭvajecie najvyšejšuju ŭznaharodu. Jak było?

Afranij pačaŭ raskazvać i paviedamiŭ, što ŭ toj čas, jak jon sam zajmaŭsia spravaj Judy, kamanda tajemnaje słužby, jakoju kiravaŭ jaho pamočnik, była viečaram na ŭzhorku. Adnaho cieła na viaršyni jana nie znajšła. Piłat zdryhanuŭsia i pramoviŭ chrypła:

— Ach, jak ja pra heta nie zdahadaŭsia!

— Nie varta turbavacca, prakuratar, — skazaŭ Afranij i praciahvaŭ dalej: — Cieły Dzismasa i Hiestasa z vyklevanymi drapiežnymi ptuškami vačyma zabrali i adrazu kinulisia šukać treciaje. Jaho chutka znajšli. Niejki čałaviek…

— Levij Maciej, — nie zapytalna, a pierakanana pramoviŭ Piłat.

— Jon, prakuratar…

— Levij Maciej chavaŭsia ŭ piačory na paŭnočnym schile Łysaj Hary, čakaŭ, pakul sciamnieje. Hołaje cieła Iiešua Ha-Nocry było ŭ jaho. Kali varta zajšła ŭ piačoru z pachodniaj, Levij zrabiŭsia złosnym i adčajnym. Jon kryčaŭ, što nie zrabiŭ złačynstva, što kožny čałaviek maje prava pachavać pakaranaha złačynca, kali zachoča, i što heta nie karajecca zakonam. Levij Maciej havaryŭ, što nie choča razłučacca z niabožčykam. Jon byŭ raschvalavany, niešta kryčaŭ, prasiŭ, pahražaŭ i praklinaŭ…

— Jaho daviałosia aryštavać? — pachmura pramoviŭ Piłat.

— Nie, prakuratar, nie, — vielmi spakojna adkazaŭ Afranij, — dziorzkaha varjata ŭdałosia supakoić, rastłumačyć, što niabožčyk budzie pachavany.

Levij, kali da jaho dajšoŭ sens skazanaha, supakoiŭsia, ale zajaviŭ, što nikudy nie pojdzie i choča ŭdzielničać u pachavanni. Jon skazaŭ, što nikudy nie pojdzie, navat kali jaho pačnuć zabivać, jon navat prapanoŭvaŭ chlebny nož, jaki byŭ u jaho.

— Jaho prahnali? — zdušana pramoviŭ Piłat.

— Nie, prakuratar, nie. Moj pamočnik dazvoliŭ jamu ŭdzielničać u pachavanni.

— Chto z vašych pamočnikaŭ kiravaŭ hetym? — spytaŭsia Piłat.

— Tałmaj, — adkazaŭ Afranij i tryvožna dadaŭ: — Mahčyma, jon pamyliŭsia?

— Praciahvajcie, — adkazaŭ Piłat, — pamyłki nie było. Ja naohul pačynaju hublacca, Afranij, ja, vidać, maju spravu z čałaviekam, jaki nikoli nie pamylajecca. Hety čałaviek — vy.

— Levija Macieja ŭziali na voz razam z ciełami pakaranych i praz dzvie hadziny byli ŭ pustelnaj ciasninie na poŭnač ad Jeršałaima. Tam kamanda na zmienu try hadziny kapała hłybokuju jamu i ŭ joj pachavała traich pakaranych.

— Hołych?

— Nie, prakuratar, — kamanda ŭziała z saboju dziela hetaha chitony. Na palcy pachavanym byli nadziety piarscionki. Iiešua z adnoj nasiečkaju. Dzismasu z dzviuma, Hiestasu z tryma. Jamu zasypali, zakidali kamienniem. Apaznavalny znak Tałmaj viedaje.

— Ach, kab moh ja pradbačyć! — prakuratar zahavaryŭ i zmorščyŭsia. — Mnie treba było b pabačyć hetaha Levija Macieja…

— Jon tut, prakuratar.

— Pachavalnaj kamandzie prašu vydać uznaharodu. Syščykam, jakija zhubili Judu, — vymova. A Levija Macieja zaraz ža da mianie. Mnie treba padrabiaznasci pa spravie Iiešua.

— Słuchajusia, prakuratar, — adazvaŭsia Afranij i pačaŭ adstupać, kłaniajučysia prakurataru, a prakuratar plasnuŭ u ładki i kryknuŭ:

— Da mianie, siudy! Sviacilnik u kałanadu!

Afranij užo ŭvachodziŭ u sad, a za plačyma Piłata ŭ rukach słuh milhali ahni. Try sviacilniki na stale paŭstali pierad prakurataram, i miesiačnaja noč adrazu ž adstupiła ŭ sad, byccam Afranij pavioŭ jaje za saboj. Zamiest Afranija na bałkonie zjaviŭsia maleńki chudy čałaviečak pobač z hihantam kienturyjonam. Hety druhi pierachapiŭ prakurataraŭ pozirk, adstupiŭ nazad i adrazu znik u sadzie.

Prakuratar pryhladaŭsia da pryšelca prahnymi i krychu spałochanymi vačyma. Hetak hladziać na taho, pra kaho čuli mnoha, pra kaho dumali i chto, narešcie, zjaviŭsia.

Čałavieku było hadoŭ pad sorak, učarnieły, abšarpany, u zasochłaj hrazi, hladzić pa-voŭčy z-pad iłba. Adnym słovam, pryvabnaha mała, bolš padobny na žabraka, jakich šmat taŭčecca na terasach chrama albo na bazarach šumnaha i brudnaha Nižniaha Horada.

Maŭčannie praciahvałasia doŭha i parušana było dziŭnymi pavodzinami pryviedzienaha da Piłata. Jon zmianiŭsia z tvaru, pachisnuŭsia i, kali b nie paspieŭ uchapicca brudnaju rukoju za kraj stała, upaŭ by.

— Što z taboju? — spytaŭsia ŭ jaho Piłat.

— Ničoha, — adkazaŭ Levij Maciej i zrabiŭ hetaki ruch, niby niešta prakaŭtnuŭ. Chudaja, hołaja, brudnaja šyja nabuchła i znoŭ apała.

— Adkazvaj, što z taboju, — paŭtaryŭ Piłat.

— Ja stamiŭsia, — adkazaŭ Levij i panura pahladzieŭ na padłohu.

— Siadź, — pramoviŭ Piłat i pakazaŭ na kresła.

Levij niedavierliva pahladzieŭ na prakuratara, rušyŭ da kresła, spałochana zirnuŭ na pazałočanyja biłcy i sieŭ nie na kresła, a pobač z im na padłohu.

— Rastłumač, čamu nie sieŭ na kresła? — spytaŭsia Piłat.

— Ja brudny, ja vymažu jaho, — skazaŭ Levij, hledziačy dołu.

— Zaraz tabie daduć padjesci.

— Ja nie chaču jesci, — adkazaŭ Levij.

— A chłusić našto? — cicha spytaŭsia Piłat. — Ty nie jeŭ ceły dzień, a mahčyma, i bolej. Dobra, nie ješ. Ja paklikaŭ ciabie, kab ty pakazaŭ mnie nož, jaki byŭ u ciabie.

— Sałdaty adabrali jaho ŭ mianie, kali viali siudy, — skazaŭ Levij i dadaŭ panura: — Vy mnie jaho addajcie, mnie jaho treba viarnuć haspadaru, ja ŭkraŭ jaho.

— Našto?

— Kab viaroŭki pierarezać, — adkazaŭ Levij.

— Mark! — kryknuŭ prakuratar, i kienturyjon uvajšoŭ pad kałony. — Dajcie mnie jaho nož.

Kienturyjon dastaŭ z pochvaŭ na papruzie brudny chlebny nož, padaŭ jaho prakurataru, a sam vyjšaŭ.

— U kaho ŭziali nož?

— U chlebnaj kramcy la Chieŭronskich varotaŭ, jak uvojdzieš u horad zleva.

Piłat pahladzieŭ na šyrokaje lazo, pasprabavaŭ na palec, ci vostry nož, i skazaŭ:

— Pra nož nie turbujsia, nož viernuć u kramu. A ciapier mnie treba druhoje: pakažy chartyju, jakuju ty nosiš z saboju i dzie zapisany słovy Iiešua.

Levij nienavisna pahladzieŭ na Piłata i hetak niadobra ŭsmichnuŭsia, što tvar u jaho zusim skryviŭsia.

— Usio chočacie adabrać? I apošniaje, što maju? — spytaŭsia jon.

— Ja nie skazaŭ tabie — addaj, — adkazaŭ Piłat, — ja skazaŭ — pakažy.

Levij paporkaŭsia za pazuchaj i dastaŭ skrutak pierhamientu. Piłat uziaŭ jaho, razharnuŭ, razasłaŭ pamiž ahnioŭ, prymružyŭsia i pačaŭ vyvučać małavyraznyja čarnilnyja znaki. Ciažka było rasčytać hetyja niazhrabnyja radki, Piłat kryviŭsia, nahinaŭsia da samaha pierhamientu, vadziŭ palcam pa radkach. Jamu ŭdałosia razabrać, što napisanaje ŭiaŭlaje błytany łancužok niejkich vykazvanniaŭ, niejkich dat, haspadarčych zapisaŭ i paetyčnych uryŭkaŭ. Sioje-toje Piłat rasčytaŭ: „Smierci niama… Učora my jeli sałodkija viasnovyja bakuroty…”

Piłat kryviŭsia ad napružannia, prymružvaŭsia, čytaŭ: „My ŭhledzim čystuju raku žycciovaje vady… Čałaviectva budzie hladzieć na sonca skroź prazrysty kryštal…”

Raptam Piłat zdryhanuŭsia. U apošnich radkach pierhamientu jon razabraŭ słovy: „…bolšaja zahana… bajazlivasć”.

Piłat skruciŭ pierhamient i rezka padaŭ jaho Leviju.

— Vaźmi, — skazaŭ jon, pamaŭčaŭ i dadaŭ: — Ty, ja baču, knižnik, i niama čaho tabie adnamu badziacca, jak žabraku i vałacuhu. U mianie ŭ Kiesaryi josć vialikaja biblijateka, ja davoli bahaty čałaviek i chaču ŭziać ciabie na słužbu. Ty budzieš raskładvać i zachoŭvać papirusy, budzieš nakormleny i adziety.

Levij ustaŭ i adkazaŭ:

— Nie, ja nie chaču.

— Čamu? — spytaŭsia prakuratar i nasupiŭsia. — Ty mianie nie lubiš, baišsia mianie?

Raniejšaja niadobraja ŭsmieška skryviła tvar Levija, i jon skazaŭ:

— Nie, tamu, što ty mianie budzieš bajacca. Tabie nie lohka budzie hladzieć mnie ŭ vočy pasla taho, jak ty jaho zabiŭ.

— Zmoŭkni, — adkazaŭ Piłat, — vaźmi hrošaj.

Levij admoŭna pakivaŭ hałavoj, a prakuratar praciahvaŭ:

— Ty, ja viedaju, ličyš siabie vučniem Iiešua, ale ja skažu, što ty ničoha nie zasvoiŭ z taho, čamu jon vučyŭ ciabie. Vo, kali b heta było tak, ty ŭziaŭ by choć što ŭ mianie. Maj na ŭvazie, što jon pierad smierciu skazaŭ, što nikoha nie vinavacić, — Piłat šmatznačna padniaŭ palec, tvar jaho pierasmykaŭsia. — I sam jon abaviazkova ŭziaŭ by choć što-niebudź. Ty žorstki, a toj nie byŭ žorstki. Kudy ty pojdzieš?

Levij raptam padyšoŭ da stała, upiorsia ŭ jaho rukami, pahladzieŭ lichamankavymi vačyma na prakuratara i zašaptaŭ:

— Ty, ihiemon, viedaj, što ja ŭ Jeršałaimie zarežu adnaho čałavieka. Mnie chočacca skazać tabie pra heta, kab ty viedaŭ, što kroŭ jašče budzie.

— Ja sam viedaju, što jana jašče budzie, — adkazaŭ Piłat, — ty nie zdziviŭ mianie skazanym. Ty, viadoma, chočaš zarezać mianie?

— Ciabie mnie zarezać nie ŭdasca, — adkazaŭ Levij, skalačysia ŭsmieškaju, — ja nie hetaki durań, kab na heta različvać, ale ja zarežu Judu z Karyjafa, ja na heta addam astatak žyccia.

Tut zadavalniennie adbiłasia ŭ prakurataravych vačach, jon padazvaŭ bližej da siabie palcam Levija Macieja i skazaŭ:

— Heta tabie nie ŭdasca zrabić, nie turbujsia. Judu sionnia nočču ŭžo zarezali.

Levij adskočyŭ ad stała, dzika azirnuŭsia i vykryknuŭ:

— Chto heta zrabiŭ?

— Nie budź raŭnivym, — z uchmyłkaju adkazaŭ Piłat i pacior ruki, — ja viedaju, što byli ŭ jaho prychilniki i akramia ciabie.

— Chto zrabiŭ heta? — šeptam paŭtaryŭ Levij.

Piłat adkazaŭ jamu:

— Ja zrabiŭ.

Levij raziaviŭ rot, vyłupiŭsia na prakuratara, a toj skazaŭ cicha:

— Hetaha, viadoma, mała, ale ja ŭsio ž zrabiŭ. — I dadaŭ: — Nu, a ciapier voźmieš što-niebudź?

Levij padumaŭ, pałahadnieŭ i narešcie pramoviŭ:

— Zahadaj dać mnie kavałak čystaha pierhamientu.

Prajšła hadzina. Levija nie było ŭ pałacy. Ciapier ranišniuju cišyniu parušaŭ tolki cichi šum krokaŭ vartavych u sadzie. Poŭnia chutka zliniała, na druhim baku nieba vidniełasia plamka ranišniaje zorki. Sviacilniki daŭnym-daŭno patuchli. Na łožy lažaŭ prakuratar. Jon pakłaŭ ruku pad ščaku i spaŭ i dychaŭ niačutna. Pobač z im spaŭ Banha.

Hetak sustrakaŭ svitanak piatnaccataha nisana piaty prakuratar Judei Poncij Piłat.


Загрузка...