Kali b na nastupnuju ranicu Sciopu Lichadziejevu skazali takoje: „Sciopa! Ciabie rasstralajuć, kali ty zaraz ža nie ŭstanieš!” Sciopa adkazaŭ by ledź čutnym hołasam: „Rasstrelvajcie, rabicie sa mnoju što chočacie, ale ja nie ŭstanu”.
Nie toje što ŭstać, — jamu zdavałasia, što jon navat vočy nie moža raspluščyć, tamu što kali jon heta zrobić, blisnie małanka i hałavu adrazu ž razniasie na kavałki. U hetaj hałavie hudzieŭ ciažki zvon, miž vočnymi jabłykami i zapluščanymi paviekami płyli karyčnievyja plamy z vohnienna-zialonymi abadkami, u dadatak da ŭsiaho nudziła i čamuści zdavałasia, što nudžennie hetaje zviazana z hukami niejkaha nazojlivaha patefona.
Sciopa staraŭsia niešta ŭspomnić, ale pamiatałasia tolki adno — što, zdajecca, učora i nieviadoma dzie jon stajaŭ z survetkaju ŭ ruce i namahaŭsia pacałavać ruku niejkaj pani i adnačasna abiacaŭ joj, što nazaŭtra, roŭna apoŭdni, jon pryjdzie da jaje ŭ hosci. Pani admaŭlałasia ad hetaha, havaryła: „Nie, nie, mianie nie budzie doma!” — Sciopa ŭparta nastojvaŭ na svaim: „A ja voś vaźmu i pryjdu!”
Ni jakaja heta była pani, ni kolki zaraz hadzin, ni jakaja data i jaki miesiac — Sciopa zusim nie viedaŭ i, što horš za ŭsio, navat nie moh zrazumieć, dzie jon znachodzicca. Jon pastaraŭsia vysvietlić chacia b heta i tamu razlapiŭ sonnyja pavieki levaha voka. U pryciemku niešta ćmiana bliščała. Sciopa narešcie paznaŭ, što heta trumo, i zrazumieŭ, što jon lažyć doma na łožku tvaram uhoru, heta značyć na byłym juvieliršynym łožku, u spalni. Tut jamu hetak udaryła ŭ hałavu, što jon zapluščyŭ vočy i zastahnaŭ.
Rastłumačym: Sciopa Lichadziejeŭ, dyrektar teatra Varjete, ačuniaŭ ranicaj na svajoj kvatery, jakuju zajmaŭ papałam z niabožčykam Bierlijozam, u vialikim šascipaviarchovym domie, utulna razmieščanym na Sadovaj vulicy.
Treba skazać, što kvatera hetaja — № 50 — daŭno ŭžo karystałasia kali nie drennaju, to ŭ krajnim vypadku dziŭnaju reputacyjaj. Jašče dva hady nazad vałodała joju ŭdava juvielira de Fužere. Hanna Francaŭna Fužere, piacidziesiacihadovaja, pavažnaja i vielmi dziełavaja pani, try pakoi z piaci zdavała žylcam: adnamu, zdajecca, prozvišča jakoha było Biełamut, i druhomu — z zabytym prozviščam.
I voś dva hady, jak pačalisia ŭ kvatery niezrazumiełyja zdarenni: z hetaje kvatery ludzi pačali znikać biassledna.
Adnojčy ŭ vychadny dzień zjaviŭsia na kvateru milicyjanier, vyklikaŭ u piaredni pakoj druhoha žylca (prozvišča jakoha zabyłasia) i skazaŭ, što taho zaprašajuć na chvilinku zajsci ŭ addziel i tam raspisacca. Žylec nakazaŭ Anfisie, addanaj i daŭniaj słužancy Hanny Francaŭny, skazać, kali jamu buduć telefanavać, što jon vierniecca praz dziesiać chvilin, i pajšoŭ razam z vietlivym milicyjanieram u biełych palčatkach. Ale nie viarnuŭsia jon nie tolki praz dziesiać chvilin, a naohul nikoli nie viarnuŭsia. Sama dziŭnaje z usiaho, što z im razam, mabyć, znik i milicyjanier.
Nabožnaja, a dakładniej, zababonnaja Anfisa adkryta skazała zasmučanaj Hannie Francaŭnie, što heta čary i što jana dobra viedaje, chto pavałok i žylca i milicyjaniera, tolki na noč havaryć nie choča. Nu, a čaram varta tolki pačacca, i tady ich nijak nie spyniš. Druhi žylec znik, pamiatajecca, u paniadziełak, a ŭ sieradu byccam skroź ziamlu pravaliŭsia i Biełamut, praŭda, pry inšych akaličnasciach. Ranicaj pa jaho, jak i zvyčajna, zajechała mašyna, kab zaviezci na słužbu, i zaviezła, ale nazad nikoha nie pryviezła i sama bolš nie viarnułasia.
Hora i žach pani Biełamut nielha było apisać. Ale i adno i druhoje ciahnułasia niadoŭha. U tuju ž noč, kali Hanna Francaŭna viarnułasia z Anfisaju z lecišča, na jakoje čamuści terminova pajechała, nie zaspieli ŭžo hramadzianki Biełamut u kvatery. Ale hetaha akazałasia mała: dzviery abodvuch pakojaŭ, jakija zajmali Biełamuty, byli apiačatanymi.
Siak-tak praminuła dva dni. Na treci dzień Hanna Francaŭna, jakaja pakutavała ad biassonnia, znoŭ paspiešna pajechała na lecišča… Ci treba kazać, što adtul jana nie viarnułasia?
Anfisa, jakaja zastałasia adna, napłakaŭšysia ŭvolu, lehła spać a druhoj hadzinie nočy. Što z joju było dalej — nieviadoma, ale raskazvali žylcy z inšych kvater, što byccam by ŭ № 50 usiu noč čuvać byli niejkija stuki i byccam by da ranicy ŭ voknach hareła sviatło. Ranicaj vysvietliłasia, što niama i Anfisy!
Pra tych, chto znik z praklataj kvatery, doŭha ŭ domie raskazvali roznyja lehiendy nakštałt takich, naprykład, što hetaja suchieńkaja i nabožnaja Anfisa byccam by nasiła na svaich vysachłych hrudziach u zamšavym miašočku dvaccać piać vialikich brylantaŭ, jakija naležali Hannie Francaŭnie. Što byccam by na tym leciščy, kudy terminova jezdziła Hanna Francaŭna, vyjavilisia niezličonyja skarby ŭ vyhladzie tych samych brylantaŭ i załatych maniet carskaje čakanki… I šmat inšaha, havaryli. Ale čaho nie viedajem, za toje nie ručajemsia.
Jak by jano nie było, a kvatera prastajała pustaja i apiačatanaja tolki tydzień, a potym u jaje ŭsialilisia — niabožčyk Bierlijoz z žonkaju i hety samy Sciopa taksama z žonkaju. Zusim naturalna, što jak tolki jany trapili ŭ praklatuju kvateru, i ŭ ich pačałosia čortviedama što. A mienavita, na praciahu adnaho miesiaca prapali abiedzvie žonki. Ale hetyja nie biassledna. Pra Bierlijozavu havaryli, što jaje byccam by bačyli ŭ Charkavie z niejkim baletmajstram, a žonka Sciopy niby znajšłasia na Božadomcy, dzie, jak bałbatali, dyrektar Varjete, dziakujučy svaim biaskoncym znajomym, umudryŭsia zdabyć joj kvateru, ale z adnoj tolki ŭmovaju, kab i duchu jaje nie było na Sadovaj…
I voś Sciopa zastahnaŭ. Jon chacieŭ paklikać chatniuju rabotnicu Hruniu i zapatrabavać u jaje piramidon, ale paspieŭ zdahadacca, što heta hłupstva, što nijakaha piramidonu ŭ Hruni niama. Pasprabavaŭ paklikać na dapamohu Bierlijoza, dvojčy prastahnaŭ: „Miša… Miša…”, ale, jak razumiejecie sami, nie atrymaŭ adkazu. U kvatery panavała poŭnaja cišynia.
Pavarušyŭ palcami na nahach, zdahadaŭsia, što lažyć u škarpetkach, dryžačaju rukoju pravioŭ pa biadry, kab vyznačyć, u štanach ci biez štanoŭ, i nie vyznačyŭ.
Narešcie, pakinuty ŭsimi i adzinoki, vyrašyŭ ustać, jakoje b niečałaviečaje namahannie nie spatrebiłasia.
Sciopa razlapiŭ sklejenyja pavieki i ŭbačyŭ, što adlustroŭvajecca ŭ trumo ŭ vyhladzie čałavieka z vałasami, jakija tyrčać va ŭsie baki, z apuchłaju, pakrytaju čornaju ščecciu fizijanomijaj, z vačyma, jakija zapłyli, u brudnaj saročcy z kaŭniarom i halštukam, u spodnim i ŭ škarpetkach.
Hetakim jon uhledzieŭ siabie ŭ trumo, a pobač z lustram jon ubačyŭ nieznajomaha čałavieka, apranutaha ŭ čornaje i ŭ čornym bierecie.
Sciopa sieŭ na łožku i jak tolki moh vytraščyŭ nabiehłyja kryvioju vočy na nieznajomaha.
Maŭčannie parušyŭ nieznajomy, nizkim, ciažkim hołasam z zamiežnym akcentam nastupnymi słovami:
— Dobrm dzień, simpatyčniejšy Sciapan Bahdanavič!
Adbyłasia paŭza, pasla jakoj sa strašnym namahanniem Sciopa pramoviŭ:
— Što vam treba? — i sam byŭ uražany tym, što nie paznaŭ svajho hołasu. Słova „što” jon pramoviŭ dyskantam, „vam” — basam, a „treba” ŭ jaho zusim nie atrymałasia.
Nieznajomy pa-siabroŭsku ŭsmichnuŭsia, dastaŭ vialiki załaty hadzinnik z ałmaznym trochkutnikam na nakryŭcy, jaki vyzvaniŭ adzinaccać razoŭ, i skazaŭ:
— Adzinaccać! I roŭna hadzina, jak ja čakaŭ, pakul vy pračniaciesia, bo vy skazali mnie być u vas u dziesiać hadzin. Voś i ja!
Sciopa namacaŭ pobač z łožkam štany, šapnuŭ:
— Prabačcie… — nadzieŭ ich i chrypła spytaŭsia: — Skažycie, kali łaska, vaša prozvišča!
Havaryć jamu było ciažka. Z kožnym słovam jamu ŭ mazhi z piakielnym bolom utykałasia ihołka.
— Jak, vy i prozvišča majo zabyli? — tut nieznajomy ŭsmichnuŭsia.
— Prabačcie… — prachrypieŭ Sciopa i adčuŭ, što pachmiełle adorvaje jaho novym simptomam: jamu zdałosia, što padłoha la łožka pravaliłasia i što zaraz jon palacić uniz hałavoju k djabłu ŭ piekła.
— Darahi Sciapan Bahdanavič, — zahavaryŭ naviedvalnik, pravidča ŭsmichajučysia, — nijaki piramidon vam nie dapamoža. Josć staroje mudraje praviła — lačyć chvarobu chvarobaj. Adzinaje, što vas viernie da žyccia, heta dzvie čarki harełki z vostraju i haračaju zakussiu.
Sciopa byŭ chitry čałaviek i, jaki b ni byŭ chvory, zmikiciŭ, što kali zastali jaho ŭ hetakim vyhladzie, treba pryznacca.
— Ščyra skazać, — pačaŭ jon, ledźvie varočajučy jazykom, — učora ja krychu…
— Ni słova bolej! — skazaŭ vizicior i adjechaŭ z kresłam ubok.
Sciopa vytraščyŭ vočy i ŭbačyŭ, što na maleńkim stoliku sierviravany padnos, na jakim josć narezany bieły chleb, pajusnaja ikra ŭ vazačcy, marynavanyja baravički na taleračcy, niešta ŭ rondali i, narešcie, harełka ŭ abjomnym juvieliršynym hrafinčyku. Asabliva ŭraziła Sciopu toje, što hrafin zapacieŭ ad choładu. Darečy, heta było zrazumieła — jon stajaŭ u pałaskalnicy, poŭnaj lodu. Nakryta, adnym słovam, čysta, spraŭna.
Nieznajomy nie daŭ dalej razvivacca Sciopavamu zdziŭlenniu i sprytna naliŭ jamu paŭčarki harełki.
— A vy? — pisknuŭ Sciopa.
— Z zadavalnienniem!
Dryžačaj rukoju padnios Sciopa harełku da vusnaŭ, a nieznajomy adnym ducham kaŭtnuŭ nalitaje. Pieražoŭvajučy ikru, Sciopa vycisnuŭ z siabie:
— A vy čamu nie zakusvajecie?
— Dziakuj, ja nikoli nie zakusvaju, — adkazaŭ nieznajomy i naliŭ pa druhoj. Adkryli rondal — u im akazalisia sasiski ŭ tamacie.
I voś praklataja zieleń pierad vačyma rastała, pačali vymaŭlacca słovy, i, hałoŭnaje, Sciopa sioje-toje ŭspomniŭ. Mienavita, što ŭsio adbyvałasia na Schodni, na leciščy ŭ aŭtara skietčaŭ Chustava, kudy hety Chustaŭ i pavioz Sciopu na taksamatory. Uspomniłasia navat, jak najmali taksamator la „Mietrapola”, byŭ jašče pry hetym niejki aktor nie aktor… z patefonam u čamadančyku. Ale, ale, ale, heta było na leciščy! Jašče pamiatajecca, vyŭ sabaka z-za hetaha patefona. Voś tolki pani, jakuju Sciopa chacieŭ pacałavać, zastałosia nieviadomaj… čort jaje viedaje, chto jana… zdajecca, na radyjo słužyć, a mahčyma, i nie.
Minuły dzień takim čynam pakrysie vysviatlaŭsia, ale Sciopu zaraz namnoha bolej cikaviŭ dzień sionniašni i, ŭ pryvatnasci, zjaŭlennie ŭ spalni nieznajomaha, dy jašče z zakussiu i harełkaju. Voś što treba było b rastłumačyć!
— Nu, što ž, ciapier, ja spadziajusia, vy ŭspomnili majo prozvišča?
Ale Sciopa tolki saramliva ŭsmichnuŭsia i razvioŭ rukami.
— Adnak! Ja adčuvaju, što pasla harełki vy pili partviejn! Boža, dy chiba ž hetak možna rabić?
— Ja chaču paprasić u vas, kab heta zastałosia miž nami, — pasprabavaŭ paddobrycca Sciopa.
— Nu, viadoma, viadoma! Ale za Chustava ja, samo saboj razumiejecca, nie ručajusia.
— A vy chiba viedajecie Chustava?
— Učora ŭ vas u kabiniecie bačyŭ hetaha čałavieka mimachodź, ale varta tolki kinuć vokam na jaho tvar, kab zrazumieć, što svołač, zvodnik, platkar, prystasavaniec i padchalim.
„A ŭsio praŭda!” — padumaŭ Sciopa, uražany hetakim pravilnym, dakładnym i karotkim vyznačenniem Chustava.
Sapraŭdy, učarašni dzień składaŭsia z kavałačkaŭ, ale tryvoha nie adpuskała dyrektara Varjete. Sprava ŭ tym, što ŭ hetym dni čarnieła vializnaja dzirka. Voś hetaha samaha nieznajomca, vola vaša, Sciopa ŭ svaim kabiniecie ŭčora nijak nie bačyŭ.
— Prafiesar čornaj mahii Vołand, — važka pramoviŭ naviedvalnik i raskazaŭ usio pa paradku.
Učora ŭdzień jon pryjechaŭ z-za miažy ŭ Maskvu, adrazu ž naviedaŭ Sciopu i prapanavaŭ svaje hastroli ŭ Varjete. Sciopa patelefanavaŭ u Maskoŭskuju abłasnuju kamisiju vidoviščaŭ i pytannie hetaje ŭzhadniŭ (Sciopa pabialeŭ i zamirhaŭ vačyma), padpisaŭ z prafiesaram Vołandam kantrakt na siem vystuplenniaŭ (Sciopa raziaviŭ rot), damovilisia, što Vołand pryjedzie da jaho dla ŭdakładniennia detalaŭ u dziesiać hadzin ranicy sionnia… Voś Vołand i pryjechaŭ!
Jak tolki ŭvajšoŭ, jaho spatkała chatniaja rabotnica Hrunia, jakaja rastłumačyła, što sama jana tolki što pryjšła, što jana prychodziačaja, što Bierlijoza doma niama, a kali vizicior choča bačyć Sciapana Bahdanaviča, to niachaj idzie ŭ spalniu sam. Sciapan Bahdanavič hetak mocna spić, što pabudzić jaho jana nie biarecca. Pasla taho jak artyst uhledzieŭ, jaki Sciapan Bahdanavič, jon vypraviŭ Hruniu ŭ hastranom pa harełku i zakuś, u apteku pa lod i…
— Dazvolcie različycca z vami, — praskuholiŭ zniščany, pieramožany Sciopa i pačaŭ šukać kašalok.
— Vo, jakoje hłupstva! — uskliknuŭ hastralor i nie chacieŭ bolej ničoha słuchać.
Takim čynam, harełka i zakuś zrazumieła adkul, i ŭsio ž na Sciopu škada było hladzieć: jon zusim nie pamiataŭ ničoha pra kantrakt i, choć zabi, nie bačyŭ učora hetaha Vołanda. Tak, Chustaŭ byŭ, a Vołanda nie było.
— Dazvolcie zirnuć na kantrakt, — cicha paprasiŭ Sciopa.
— Kali łaska, kali łaska…
Sciopa zirnuŭ na papieru i akamianieŭ. Usio było na svaich miescach. Pieršaje, ułasnaručny zalichvacki Sciopaŭ podpis! Kasy nadpis zboku rukoj findyrektara Rymskaha z dazvołam vydać artystu Vołandu ŭ lik jahonych tryccaci piaci tysiač za vystuplenni dziesiać tysiač rubloŭ. Navat bolej: tut ža i raspiska Vołanda, što jon hetyja dziesiać tysiač užo atrymaŭ!
„Što ž heta takoje?!” — padumaŭ niaščasny Sciopa, i hałava ŭ jaho zakružyłasia. Pačynajucca złaviesnyja pravały ŭ pamiaci?! Ale dalejšaje zdziŭlennie pasla taho, jak byŭ pakazany kantrakt, było b prosta nieprystonnaje. Sciopa paprasiŭ u hoscia dazvołu na chvilinku vyjsci i, jak byŭ u škarpetkach, pabieh u piaredni pakoj da telefona. Pa darozie jon kryknuŭ na kuchniu:
— Hrunia!
Ale nichto nie adazvaŭsia. Tut jon zirnuŭ na dzviery ŭ Bierlijozaŭ kabiniet, jakija byli pobač z piarednim pakojem, i ŭtrupianieŭ. Na ručcy dzviarej jon uhledzieŭ vializnuju surhučnuju piačatku na viaroŭcy. „Pryviet! — raŭnuŭ u Sciopavaj hałavie niechta. — Hetaha jašče nie chapała!” I tut Sciopavy dumki pajšli ŭžo pa dvajnym rejkavym puci, ale, jak i zaŭsiody byvaje ŭ čas katastrofy, u adzin tolki bok i naohul čortviedama kudy. Kašu ŭ Sciopavaj hałavie ciažka navat pieradać słovami. Tut i djabalščyna z čornym bieretam, chałodnaju harełkaju i nievierahodnym kantraktam, a da hetaha ŭsiaho, nacie vam, i piačatka na dzviarach! Kamu chočaš skažy, što Bierlijoz niešta natvaryŭ — nie pavierać, dalboh, nie pavierać! Adnak piačatka, voś jana!
I tut zavarušylisia ŭ Sciopavaj hałavie niejkija niepryjemnyja dumki pra artykul, jaki jon, jak na złosć, niadaŭna ŭpior Michaiłu Alaksandraviču dla drukavannia ŭ jaho časopisie. I artykul, miž nami kažučy, durny! I nikčemny, i hrošy maleńkija…
Adrazu ž usled za ŭspaminam pra artykul pryjšła na pamiać niejkaja sumnicielnaja razmova, jakaja, pamiatajecca, adbyłasia dvaccać čacviortaha krasavika viečaram voś tut, u stałoŭcy, kali Sciopa viačeraŭ razam z Michaiłam Alaksandravičam. Nu, pa-sapraŭdnamu razmovu sumnicielnaju nielha nazyvać (nie pajšoŭ by Sciopa na takuju razmovu), ale havorka była na niejkuju niepatrebnuju temu. Zusim možna było jaje, hramadzianie, i nie čapać. Da piačatki, niesumnienna, razmova hetaja mahła ličycca hłupstvam, drobiazziu, ale voś pasla piačatki…
„Ach, Bierlijoz, Bierlijoz! — uskipała ŭ Sciopavaj hałavie. — Što heta ŭ hołaŭ lezie?”
Ale haravać doŭha nie było kali, i Sciopa nabraŭ numar findyrektara Varjete Rymskaha. Stanovišča ŭ Sciopy było dalikatnaje: pieršaje, čužaziemiec moh pakryŭdzicca, što Sciopa praviaraje jaho pasla taho, jak pakazany kantrakt, dy i z findyrektaram havaryć było ciažka. Na samaj spravie, nie spytaješsia ž u jaho adkryta: „Skažycie, ci nie zaklučaŭ ja ŭčora z prafiesaram čornaj mahii kantrakt na tryccać piać tysiač rubloŭ?” Hetak pytacca nielha.
— Słuchaju, — pačuŭsia ŭ słuchaŭcy rezki, niepryjemny hołas Rymskaha.
— Dzień dobry, Ryhor Daniłavič, — cicha zahavaryŭ Sciopa, — heta Lichadziejeŭ. Voś jakaja sprava… hm… hm… u mianie siadzić hety, jak jaho… e… artyst Vołand… Dyk voś… ja chacieŭ spytać, jak nakont sionniašniaha viečara!..
— A, čorny mah? — adazvaŭsia ŭ słuchaŭcy Rymski. — Afišy zaraz buduć.
— Aha, — słabym hołasam skazaŭ Sciopa, — nu, pakul…
— A vy skora pryjdziecie? — spytaŭ Rymski.
— Praz paŭhadziny, — adkazaŭ Sciopa, paviesiŭ słuchaŭku i scisnuŭ haračuju hałavu rukami. Voś jak atrymlivajecca ŭsio drenna! Što ž heta z pamiacciu, hramadzianie?
Adnak bolej zatrymlivacca ŭ piarednim pakoi było niajomka, i Sciopa adrazu ž skłaŭ płan: jak možna schavać svaju niapamiatlivasć, a ciapier najpierš chitra vypytać u čužaziemca, što jon, ułasna, zbirajecca pakazvać sionnia ŭ davieranym Sciopu Varjete?
Tut Sciopa adviarnuŭsia ad aparata i ŭ lustry, jakoje daŭno nie vycirała lanivaja Hrunia, vyrazna ŭbačyŭ niejkaha dziŭnaha subjekta — doŭhaha, jak pruhło, i ŭ piensne (ach, kab byŭ tut Ivan Mikałajevič! Jon paznaŭ by hetaha subjekta adrazu!) A toj adlustravaŭsia i adrazu ž znik. Sciopa tryvožna zirnuŭ hłybiej u piaredni pakoj i druhi raz jaho hajdanuła, bo ŭ lustry prajšoŭ vializny čorny kot i znik.
U Sciopy serca joknuła, jon pachisnuŭsia.
„Što ž heta takoje? — padumaŭ jon. — Ci nie varjacieju ja? Adkul hetyja postaci?!” — Jon zazirnuŭ u piaredni pakoj i spałochana zakryčaŭ:
— Hrunia! Što heta za kot tut u nas šlajecca? Adkul jon? I chto jašče z im?
— Nie chvalujciesia, Sciapan Bahdanavič, — adazvaŭsia hołas, ale nie Hrunin, a hoscia sa spalni, — heta moj kot. Nie chvalujciesia. A Hruni niama, ja adpraviŭ jaje ŭ Varoniež, na radzimu, jana skardziłasia, što vy daŭno nie dajacie joj adpačynak.
Słovy hetyja byli takija niečakanyja i niedarečnyja, što Sciopa vyrašyŭ: halucynacyja. Spałochana jon pabieh u spalniu i zamior na parozie. Vałasy zavarušylisia, a na łbie drobnieńka vystupiŭ pot.
Hosć siadzieŭ u spalni, ale ŭžo nie adzin, a z kampanijaj. Na druhim kresle toj samy typ, što ŭznik u piarednim pakoi. Ciapier jaho dobra było vidać: vusy-piorki, škielca piensne pabliskvaje, a druhoha škielca niama. Ale ŭ spalni byli rečy i namnoha horšyja: na juvieliršynym pufie pachabna razlohsia niechta treci, a mienavita — žudasnych pamieraŭ čorny kot z kiliškam harełki ŭ adnoj łapie i videlcam, na jaki jon uspieŭ padčapić marynavany hrybok, u druhoj.
Sviatło, i tak ćmianaje ŭ spalni, zusim pačało znikać u Sciopavych vačach. „Voś jak, akazvajecca, varjaciejuć!” — padumaŭ jon i ŭchapiŭsia za vušak.
— Baču ja, vy krychu zdziŭleny, darahi Sciapan Bahdanavič? — spytaŭsia Vołand u Sciopy, jaki drobna stukaŭ zubami. — A miž inšym zdziŭlacca niama čamu. Heta maja svita.
Tut kot vypiŭ harełku, i Sciopava ruka slizhanuła ŭniz pa vušaku.
— I svita hetaja patrabuje miesca, — praciahvaŭ Vołand, — takim čynam sioj-toj z nas u kvatery lišni. I mnie zdajecca, što hety lišni — vy!
— Jany, jany, — kazlinym hołasam zaspiavaŭ chudy klatčasty, havoračy pra Sciopu ŭ množnym liku, — naohul, apošni čas jany strašenna sviniačać. Pjanstvujuć, błytajucca z žančynami, vykarystoŭvajučy svajo stanovišča, ničoha nie robiać dy i rabić ničoha nie ŭmiejuć, tamu što nie razbirajucca ŭ tym, što im daručana. Abmanvajuć načalstva!
— Mašynu kazionnuju haniaje daremna! — paklopničaŭ i kot, žujučy hryb.
I tut adbyłosia čacviortaje, apošniaje dziejannie ŭ kvatery, kali Sciopa zusim užo absunuŭsia na padłohu i asłabiełaju rukoju drapaŭ za vušak.
Prosta z trumo vyjšaŭ maleńki, ale nadzvyčaj šyrakaplečy, u kaciałku na hałavie i z ikłom, jaki tyrčeŭ z rota, i rabiŭ brydotnaj i tak strašnuju fizijanomiju. I da ŭsiaho hetaha vohnienna-ryžy.
— JA, — ustupiŭ u havorku hety novy, — naohul nie razumieju, jak jon staŭ dyrektaram, — ryžy huhniaviŭ usio bolej i bolej: — Jon hetaki ž dyrektar, jak ja archirej!
— Ty nie padobny na archireja, Azazieła, — zaŭvažyŭ kot i nakłaŭ sabie sasisak na talerku.
— Ja pra heta i havaru, — prahuhniaviŭ ryžy, zaviarnuŭsia da Vołanda i dadaŭ pavažna: — Dazvolcie, miesir, jaho vykinuć k čortu z Maskvy!
— Apsik! — raptoŭna raŭnuŭ kot i ŭzdybiŭ poŭsć.
I tady spalnia zakruciłasia vakol Sciopy, jon udaryŭsia hałavoj ab vušak, ale, pakul straciŭ prytomnasć, uspieŭ padumać: „Ja pamiraju…”
Ale jon nie pamior. Kali raspluščyŭ vočy, to ŭbačyŭ, što siadzić na niejkim muravanym zbudavanni. Vakol niešta šumieła. Kali jon dobra razhledzieŭsia, to ŭbačyŭ, što heta šumić mora, i navat bolej — chvali pahojdvajucca la samych jaho noh, i što, karaciej, siadzić jon na kancy moła, što pad im błakitnaje zichotkaje mora, a zzadu — pryhožy horad na harach.
Sciopa, nie viedajučy, što robiać u takich vypadkach, ustaŭ i pajšoŭ pa mole da bieraha.
Na mole stajaŭ niejki čałaviek, paliŭ i paploŭvaŭ u mora. Na Sciopu jon pahladzieŭ dzikimi vačyma i pierastaŭ plavać. Tady Sciopa admačyŭ takuju štuku: staŭ na kaleni pierad nieviadomym kurcom i pramoviŭ:
— Malu, skažycie, jaki heta horad?
— Adnak! — biazdušna adazvaŭsia palilščyk.
— Ja nie pjany, — chrypata adkazaŭ Sciapan, — ja chvory, sa mnoju niešta zdaryłasia, ja chvory… Dzie ja? Jaki heta horad?..
— Nu. Jałta…
Sciopa cicha ŭzdychnuŭ, upaŭ na bok, hałavoj stuknuŭsia ab nahrety mol.