Jakraz u toj čas, kali sumlenny buchhałtar imknuŭ u taksamatory, kab narvacca na samapišučy harnitur, z płackartnaha miakkaha vahona № 9 kijeŭskaha ciahnika, jaki prybyŭ u Maskvu, razam z inšymi vyjšaŭ prystojny hramadzianin z maleńkim fibravym čamadančykam u ruce. Heta byŭ nie chto inšy, jak sam dziadźka niabožčyka Bierlijoza, Maksimilijan Andrejevič Papłaŭski, ekanamist-płanavik, jaki žyŭ u Kijevie na byłoj Instytuckaj vulicy. Prymusiła jaho pryjechać u Maskvu atrymanaja pazaŭčora telehrama nastŭpnaha zmiestu: „Mianie tolki što zarezaŭ tramvaj na Patryjarchavych.
Pachavannie piatnicu, try hadziny apoŭdni. Pryjazdžaj. Bierlijoz”.
Maksimilijan Andrejevič zasłužana ličyŭsia adnym z razumniejšych ludziej u Kijevie. Ale i sama razumnaha čałavieka padobnaja telehrama pastavić u tupik. Kali čałaviek telehrafuje, što jaho zarezała, to zrazumieła, što zarezała nie na smierć. Ale pry čym tady pachavannie? Ci jon u takim stanie, što pradbačyć smierć? Takoje mahčyma, ale sama dziŭnaje — dakładnasć. Adkul jon viedaje, što chavać jaho buduć u piatnicu ŭ try hadziny? Dziŭnaja telehrama!
Adnak razumnyja ludzi tamu i razumnyja, što ŭmiejuć razabracca ŭ sama składanych abstavinach. Zusim prosta. Adbyłasia pamyłka. Telehramu pieradali nabłytanuju. Słova „mianie” niesumnienna trapiła siudy z druhoj telehramy, zamiest słova „Bierlijoza”, jakoje stała „Bierlijoz” i trapiła ŭ kaniec telehramy. Z takoju papraŭkaju sens telehramy robicca zrazumiełym, ale, viadoma ž, trahičnym.
Kali zacich vybuch hora, jaki spascih žonku Maksimilijana Andrejeviča, toj nieadkładna pačaŭ zbiracca ŭ Maskvu.
Treba skazać pra adnu tajamnicu Maksimilijana Andrejeviča. Što kazać, škada było žončynaha plamiennika, jaki zahinuŭ u samym roskvicie. Ale jon, jak čałaviek dziełavy, razumieŭ, što nijakaje asablivaje patreby prysutničać jamu na pachavanni nie było. I ŭsio roŭna Maksimilijan Andrejevič spiašaŭsia ŭ Maskvu. Jakaja była pryčyna? Adna — kvatera. Kvatera ŭ Maskvie? Heta surjozna. Nieviadoma čamu, ale Kijeŭ nie padabaŭsia Maksimilijanu Andrejeviču, i dumka pra pierajezd u Maskvu hetak mučyła jaho apošni čas, što jon navat pačaŭ spać drenna. Jaho nie radavali viasnovyja razlivy Dniapra, kali, zataplajučy astravy na nizkim bierazie, vada zlivałasia z niebakrajem. Jaho nie radavaŭ cudoŭny krajavid, jaki adkryvaŭsia ad padnožža pomnika kniaziu Ŭładzimiru. Jaho nie ciešyli soniečnyja vodsviety, jakija pieralivalisia pa cahlanych sciažynkach Uładzimirskaje horki. Ničoha hetaha jamu nie treba było, jon chacieŭ adnaho tolki — pierajechać u Maskvu.
Abjavy ŭ hazietach pra abmien kvatery na Instytuckaj vulicy ŭ Kijevie na mienšuju płošču ŭ Maskvie nie davali nijakaha vyniku. Achvotnikaŭ nie znachodziłasia, a kali zredku i znachodzilisia, to ichnija prapanovy byli niačystyja.
Telehrama ŭraziła Maksimilijana Andrejeviča. Heta byŭ toj momant, jaki pratracić hrech. Sapraŭdnyja dziełavyja ludzi viedajuć, što hetakija momanty nie paŭtarajucca.
Adnym słovam, nie zvažajučy na ciažkasci, treba było zabrać u spadčynu kvateru plamiennika na Sadovaj. Heta było składana, vielmi składana, ale pieraškody treba abaviazkova pieraadoleć. Vopytny Maksimilijan Andrejevič viedaŭ, što na hetym šlachu pieršy i sama nieabchodny krok — prapiska, čaho b jana ni kaštavała, niachaj navat časovaja, u troch plamiennikavych pakojach.
U piatnicu ŭdzień Maksimilijan Andrejevič adčyniŭ dzviery pakoja, u jakim miasciłasia domakiraŭnictva doma 302-bis na Sadovaj vulicy ŭ Maskvie.
U vuzieńkim pakojčyku, dzie na scianie visieŭ stareńki płakat, na jakim na niekalkich malunkach byli pakazany sposaby ažyŭlennia tapielcaŭ, za draŭlanym stałom u adzinocie siadzieŭ čałaviek siaredniaha ŭzrostu, niepaholeny, z ustryvožanymi vačyma.
— Ci mahu ja bačyć staršyniu praŭlennia? — vietliva pacikaviŭsia ekanamist-płanavik, zniaŭ kapialuš i pastaviŭ svoj čamadančyk na pustoje kresła.
Hetaje, na pieršy pohlad prostaje pytannie čamuści zbiantežyła čałavieka za stałom hetak, što jon z tvaru zmianiŭsia. Jon tryvožna, skosa pahladzieŭ, pramarmytaŭ, što staršyni niama.
— Jon doma? — spytaŭsia Papłaŭski. — U mianie nieadkładnaje pytannie.
Čałaviek za stałom znoŭ niešta pramarmytaŭ. Ale i z hetaha možna było zdahadacca, što staršyni i doma niama.
— A kali jon budzie?
Čałaviek ničoha nie adkazaŭ i z niejkaju tuhoju pahladzieŭ u akno.
„Aha!” — skazaŭ sam sabie razumny Papłaŭski i papytaŭsia, dzie sakratar.
Dziŭny čałaviek za stałom až pačyrvanieŭ ad natuhi i znoŭ pramarmytaŭ, što sakratara taksama niama… nieviadoma, kali jon pryjdzie… i što sakratar zachvareŭ…
„Aha, — skazaŭ sam sabie Papłaŭski, — ale ž chto-niebudź josć u praŭlenni?”
— JA, — słabym hołasam abazvaŭsia čałaviek.
— Ci viedajecie, — pierakanaŭča zahavaryŭ Papłaŭski, — ja adziny spadčynnik niabožčyka Bierlijoza, majho svajaka, jaki zahinuŭ, jak vam viadoma, na Patryjarchavych, i ja abaviazany, adpaviedna zakonu, zabrać spadčynu — našu kvateru numar piaćdziesiat…
— Nie ŭ kursie spravy ja, tavaryš, — nudna pierapyniŭ čałaviek.
— Vybačajcie, — zyčnym hołasam skazaŭ Papłaŭski, — vy siabra praŭlennia i abaviazany…
I voś tut u pakoj uvajšoŭ niejki hramadzianin. Toj, za stałom, jak uhledzieŭ jaho, spałatnieŭ.
— Vy siabra praŭlennia Piatnažka? — spytaŭsia ŭ čałavieka za stałom naviedvalnik.
— JA, — ledź čutna adkazaŭ toj.
Čałaviek niešta pašaptaŭ Piatnažku, i toj, zusim zasmučany, ustaŭ z kresła, i praz niekalki siekund Papłaŭski zastaŭsia siadzieć adzin u pustym pakojčyku praŭlennia.
„E-e, jakaja pryhoda! I treba ž było, kab ich usich adrazu…” — z prykrasciu dumaŭ Papłaŭski, naprastki praz dvor spiašajučysia ŭ kvateru № 50.
Dzviery adrazu ž, jak tolki pazvaniŭ ekanamist-płanavik, adamknuli, i Maksimilijan Andrejevič uvajšoŭ u pryciemnieny piaredni pakoj. Jaho zdziviła taja akaličnasć, što było niezrazumieła, chto jamu adamknuŭ: u piarednim pakoi nikoha nie było, akramia vielizarnaha čornaha kata, jaki siadzieŭ na kresle.
Maksimilijan Andrejevič pakašlaŭ, patupaŭ nahami, i tady dzviery adčynilisia i ŭ piaredni pakoj vyjšaŭ Karoŭieŭ. Maksimilijan Andrejevič pakłaniŭsia jamu vietliva, ale z hodnasciu i skazaŭ:
— Majo prozvišča Papłaŭski. Ja dziadźka…
Nie paspieŭ jon dahavaryć, jak Karoŭieŭ vychapiŭ z kišeni brudnuju chuscinku, utknuŭ u jaje nos i zapłakaŭ.
— …niabožčyka Bierlijoza…
— A jak ža, a jak ža, — pierapyniŭ Karoŭieŭ, adniaŭ chuscinku ad tvaru. — Ja adrazu zdahadaŭsia, jak tolki zirnuŭ na vas, što heta vy! — I zatrossia ad płaču, pačaŭ vykrykvać:— Hora jakoje, ha? Što ž heta tvorycca? Ha?
— Tramvaj zadušyŭ? — šeptam spytaŭsia Papłaŭski.
— Na miescy, — kryknuŭ Karoŭieŭ, i slozy paciakli ŭ jaho z-pad piensne ručajami, — nasmierć! Ja byŭ sviedka. Paviercie — raz! Hałava — preč! Pravaja naha — chraś, papałam! Levaja — chraś, papałam! Voś da čaho hetyja tramvai davodziać! — I ŭžo, mabyć, nie mohučy siabie bolej strymlivać, Karoŭieŭ klunuŭ nosam u scianu pobač z lustram i pačaŭ uzdryhvać ad płaču.
Bierlijozaŭ dziadźka byŭ ščyra ŭražany pavodzinami nieznajomca. „Voś, a kažuć, što nie byvaje ŭ naš viek spahadlivych ludziej!” — padumaŭ jon i adčuŭ, što ŭ samoha jaho pačynajuć sviarbieć vočy. Adnak u toj samy čas niepryjemnaja chmarka napłyła na jaho dušu, jak vužyk, milhnuła dumka pra toje, a ci nie prapisaŭsia ŭžo hety dobry čałaviek u kvatery niabožčyka, bo i takoje ŭ žycci nieadnojčy zdarałasia.
— Vybačajcie, vy byli siabram majho niabožčyka Mišy? — spytaŭsia jon, vycirajučy rukavom levaje suchoje voka, a pravym pryhladaŭsia da Karoŭieva, jaki scinaŭsia ad skruchi.
Ale toj hetak raspłakaŭsia, što nielha było ničoha razabrać zusim, akramia paŭtoraŭ słoŭ „chraś” i „papałam”. Napłakaŭšysia ŭvolu, Karoŭieŭ narešcie adlip ad scienki i pramoviŭ:
— Nie, nie mahu bolej! Pajdu vypju trysta kropiel efirnaje valarjanki! — jon paviarnuŭsia da Papłaŭskaha ŭščent zapłakanym tvaram i dadaŭ: — Voś jany, tramvai!
— Vybačajcie, heta vy mnie adbili telehramu? — spytaŭsia Maksimilijan Andrejevič, pakutliva dumajučy, chto jon, hety dziŭny płaksa.
— Jon! — adkazaŭ Karoŭieŭ i tycnuŭ palcam na kata.
Papłaŭski vyłupiŭ vočy, padumaŭ, što niedačuŭ.
— Nie, nie mahu, nie staje siły, — šmorhajučy nosam, praciahvaŭ Karoŭieŭ, — jak uspomniu: koła pa nazie… adno koła pudoŭ dziesiać budzie… Chraś! Pajdu lahu, pasprabuju zasnuć, — i jon adrazu znik z piaredniaha pakoja.
A kot pavarušyŭsia, saskočyŭ z kresła, staŭ na zadnija łapy, prycharašyŭsia, raziaviŭ pašču i skazaŭ:
— Nu, ja daŭ telehramu. A što dalej?
U Maksimilijana Andrejeviča adrazu zakružyłasia hałava, adnialisia ruki i nohi, jon upusciŭ čamadančyk i sieŭ na kresła nasuprać kata.
— Ja ž, zdajecca, u vas pa-rasiejsku pytajusia, — surova skazaŭ kot, — a što dalej?
Papłaŭski ničoha nie adkazaŭ.
— Pašpart! — miaŭknuŭ kot i praciahnuŭ pulchnuju łapu.
Papłaŭski ničoha nie ciamiŭ i nie bačyŭ, akramia dzviuch iskraŭ u kašečych vačach, jon vychapiŭ z kišeni pašpart, jak kinžal. Kot uziaŭ z padlustravaha stolika akulary ŭ toŭstaj čornaj apravie, načapiŭ ich na mordu, z-za čaho zrabiŭsia jašče bolš važny, i vyniaŭ z dryžačaje ruki ŭ Papłaŭskaha pašpart.
„Cikava, samleju ja ci nie?” — padumaŭ Papłaŭski. Zdalok čuvać byli ŭschlipy Karoŭieva, uvieś piaredni pakoj napoŭniŭsia efirnym pacham, pacham valarjanki i jašče niejkaje motašnaj miarzotnasci.
— Jakim addzialenniem vydadzieny vaš dakumant? — spytaŭsia kot i pryhledzieŭsia da staronki.
Adkazu nie było.
— Čatyrysta dvanaccatym, — sam sabie skazaŭ kot, vodziačy łapaj pa pašparcie, jaki jon trymaŭ dahary, — nu, viadoma! Ja viedaju hetaje addzialennie! Tam aby-kamu pašparty vydajuć! A ja, naprykład, takomu, jak vy, nie vydaŭ by! Nizavošta nie vydaŭ by! Tolki pahladzieŭ na tvar i adrazu b admoviŭ! — kot hetak razzłavaŭsia, što špurnuŭ pašpart na padłohu. — Vaša prysutnasć na pachavanni admianiajecca, — praciahvaŭ kot aficyjnym hołasam, — jedźcie na miesca žycharstva. — I raŭnuŭ za dzviery — Azazieła!
Na jaho hołas u piaredni pakoj vybieh maleńki, kulhavieńki, u čornym u ablipku tryko, z nažom za skuranoj papruhaju, ryžy, z žoŭtym ikłom, z bialmom na levym voku.
Papłaŭski adčuŭ, što jamu nie chapaje pavietra, ustaŭ z kresła i pačaŭ adstupać zadam, trymajučysia za serca.
— Azazieła, praviadzi! — zahadaŭ kot i vyjšaŭ z piaredniaha pakoja.
— Papłaŭski, — cicha prahuhniaviŭ maleńki, — spadziajusia, usio zrazumieła?
Papłaŭski kiŭnuŭ hałavoj.
— Viartajsia nieadkładna ŭ Kijeŭ, — praciahvaŭ Azazieła, — siadzi tam cišej vady nižej travy i ni pra jakuju kvateru ŭ Maskvie navat i nie dumaj, zrazumieła?
Hety maleńki, jaki da smierci pałochaŭ Papłaŭskaha svaim ikłom, nažom i kryvym vokam, dastavaŭ ekanamistu tolki da plača, ale dziejničaŭ enierhična, składna i spraŭna.
Najpierš jon padniaŭ pašpart i padaŭ jaho Maksimilijanu Andrejeviču, i toj uziaŭ knižačku zmiarcviełaju rukoju. Potym nazvany Azaziełam adnoj rukoju padniaŭ čamadan, druhoju adčyniŭ dzviery, uziaŭ pad ruku Bierlijozavaha dziadźku, vyvieŭ jaho na lesvičnuju placoŭku. Papłaŭski prychiliŭsia da sciany. Biez usiakaha kluča Azazieła adamknuŭ čamadan, dastaŭ z jaho vializnuju smažanuju kurycu biez adnaje nahi, zahornutuju ŭ pramaslenuju hazietu, i pakłaŭ jaje na placoŭcy. Potym dastaŭ dzvie pary bializny, brytvienny prybor, papruhu, niejkuju knižku i futaral i ŭsio heta zhrob nahoj u lesvičny pralot, akramia kurycy. Tudy palacieŭ i apuscieły čamadan. Čuvać było, jak jon hrymnuŭsia ŭnizie i ad jaho adlacieła viečka.
Potym ryžy bandyt uchapiŭ kurycu za nahu i ŭsioj hetaj kurycaj tak mocna i strašna ŭłupiŭ Papłaŭskamu pa šyi, što kurynaje tułava adlacieła, a naha zastałasia ŭ ruce ŭ Azazieły. Usio pierabłytałasia ŭ domie Abłonskich, jak spraviadliva skazaŭ znakamity piśmiennik Leŭ Tałstoj. Hetaje samaje paŭtaryŭ by jon i zaraz. Sapraŭdy, usio zamitusiłasia ŭ vačach u Papłaŭskaha. Doŭhaja iskra pralacieła ŭ jaho pierad vačyma, potym zmianiłasia na žałobnaha zmieja, jaki na imhniennie patušyŭ travieński dzień, i Papłaŭski palacieŭ uniz pa lesvicy, trymajučy pašpart u ruce. Jon dalacieŭ da pavarotu, vybiŭ nahoju škło ŭ aknie na nastupnaj placoŭcy i sieŭ na prystupku. Paŭz jaho praskakała biaznohaja kura i ŭpała ŭ pralot. Azazieła naviersie imhnienna abhryz kurynuju nahu, kostku ŭsunuŭ u bakavuju kišeniu tryko, viarnuŭsia ŭ kvateru i hruknuŭ za saboju začynienymi dzviaryma. U hety čas znizu pačulisia asciarožnyja kroki čałavieka, jaki išoŭ uhoru.
Papłaŭski prabieh jašče adzin pralot i, sieŭšy na kanapku, pieravioŭ duch.
Niejki maleńki pažyły čałaviek z nadzvyčaj sumnym tvaram, u časučovym staradaŭnim harnitury i ŭ cviordym sałamianym kapielušy z zialonaju stužkaju, išoŭ pa lesvicy ŭharu i spyniŭsia la Papłaŭskaha.
— Možna ŭ vas papytać, hramadzianin, — sumna pacikaviŭsia časučovy čałaviek, — a dzie kvatera numar piaćdziesiat?
— Vyšej! — koratka adkazaŭ Papłaŭski.
— Ščyra vam dziakuju, hramadzianin, — hetak ža sumna skazaŭ čałaviek i pajšoŭ uhoru, a Papłaŭski pabieh uniz.
Uznikaje pytannie, ci nie ŭ milicyju zaspiašaŭsia Maksimilijan Andrejevič skardzicca na bandytaŭ, jakija ŭčynili nad im hvałt siarod biełaha dnia? Nie, ni ŭ jakim vypadku, heta možna skazać smieła. Pajsci ŭ milicyju i skazać, što voś kot u akularach, maŭlaŭ, čytaŭ moj pašpart, a potym čałaviek u tryko z nažom… nie, hramadzianie, Maksimilijan Andrejevič sapraŭdy byŭ čałaviek razumny!
Ion užo byŭ unizie, kali ŭbačyŭ la samych paradnych dzviarej dzviery ŭ niejkuju kamorku. Škło ŭ hetych dzviarach było pabita. Papłaŭski schavaŭ pašpart u kišeniu, azirnuŭsia, kab uhledzieć svaje rečy, ale ich i sled prastyŭ. Papłaŭski zdziviŭsia, što heta jaho amal nie zasmuciła. Im vałodała druhaja cikavaja i spakuslivaja dumka — pravieryć na maleńkim čałaviečku jašče raz hetuju praklatuju kvateru. Na samaj spravie: kali jon pytaŭsia, dzie jana znachodzicca, značyć, išoŭ u jaje ŭpieršyniu. Vychodzić, zaraz jon prastuje ŭ kipciury da taje kampanii, jakaja zasieła ŭ kvatery № 50. Niešta padkazvała Papłaŭskamu, što čałaviečak hety vielmi chutka vyjdzie z kvatery. Ni na jakoje pachavannie nijakaha plamiennika Maksimilijan Andrejevič, viadoma, užo nie zbiraŭsia, a da ciahnika na Kijeŭ času chapała. Ekanamist azirnuŭsia navokal i nyrnuŭ u kamorku. U hety čas daloka naviersie hruknuli dzviery. „Heta jon uvajšoŭ!” — padumaŭ Papłaŭski, i serca ŭ jaho zamiorła. U kamorcy było chaładnavata, pachła myšami i botami. Maksimilijan Andrejevič usieŭsia na niejkaj draŭlanaj kałodzie i pačaŭ čakać. Pazicyja zručnaja, z kamorki vidać byli paradnyja dzviery šostaha padjezda.
Adnak čakać daviałosia daŭžej, čym mierkavaŭ kijaŭlanin. Lesvica ŭvieś čas čamuści pustavała. Čuvać było dobra, i narešcie na šostym paviersie hruknuli dzviery. Papłaŭski zamior. Aha, jaho kroki. Idzie ŭniz. Adčynilisia dzviery nižejšaha paviercha. Žanočy hołas. Hołas sumnaha čałavieka… sapraŭdy, jaho hołas… Pramoviŭ niešta padobnaje na „adčapisia, boham prašu…”. Vucha Papłaŭskaha tyrčała ŭ pabitym škle. Hetaje vucha ŭłaviła žanočy smiech. Chutkija i bojkija kroki ŭniz, i voś pramilhnuła žanočaja spina. Hetaja žančyna z cyratavaj zialonaju sumkaju vyjšła z padjezda ŭ dvor. A kroki taho čałaviečka pačulisia znoŭ. „Dziŭna, jon nazad viartajecca ŭ kvateru. Voś znoŭ naviersie dzviery adčynilisia. Nu što ž, pačakajem jašče”.
Na hety raz čakać daviałosia niadoŭha. Hrukat dzviarej. Kroki scichli. Adčajny kryk. Kacinaje miaŭkannie. Kroki chucieńkija, drobnieńkija, uniz, uniz, uniz!
Papłaŭski dačakaŭsia. Chrysciačysia i štości marmyčučy, praimčaŭ žurbotny čałaviek, biez kapieluša, z varjackim tvaram, paabdziranaju łysinaju i ŭ zusim mokrych štanach. Jon pačaŭ tuzać ručku vychadnych dzviarej, ad strachu zabyŭsia, u jaki bok dzviery adčyniajucca — vonki ci ŭsiaredzinu, — narešcie spraviŭsia z dzviaryma i vylecieŭ pad sonca na dvor.
Kvatera była pravierana. Maksimilijan Andrejevič nie dumaŭ bolej ni pra niabožčyka plamiennika, ni pra kvateru, šaptaŭ tolki dva słovy: „Usio zrazumieła! Usio zrazumieła!”, vylecieŭ na dvor, scinajučysia ŭvieś ad adnaje tolki dumki pra tuju niebiaspieku, jakaja jamu pahražała. Praz niekalki chvilin tralejbus imčaŭ ekanamista-płanavika na Kijeŭski vakzal.
Z maleńkim čałaviečkam, pakul ekanamist siadzieŭ unizie ŭ kamorcy, adbyłasia nadziva niepryjemnaja historyja. Čałaviek hety byŭ bufietčyk u Varjete i zvali jaho Andrej Fokavič Sakaŭ. Pakul išło sledstva ŭ Varjete, Andrej Fokavič trymaŭsia zboč ad usiaho, što dziejełasia, možna było tolki prykmiecić, što z vyhladu zrabiŭsia jon jašče bolš sumnym, čym byŭ zvyčajna, i, akramia ŭsiaho, jon pacikaviŭsia ŭ kurjera Karpava pra toje, dzie spyniŭsia pryjezdžy mah.
Takim čynam, pasla taho jak razvitaŭsia na placoŭcy z ekanamistam, bufietčyk dabraŭsia da piataha paviercha i pazvaniŭ u kvateru № 50.
Jamu adrazu ž adčynili, ale bufietčyk skałanuŭsia, adstupiŭ nazad i ŭvajšoŭ nie adrazu. Heta zrazumieła. Adamknuła dzviery dziavula, na jakoj ničoha nie było, akramia kakietlivaha karunkavaha fartuška i biełaje nakołki na hałavie. Dy na nahach jašče byli załatyja tufli. Sama saboju dziavula była — ni da čoha nie prydziarešsia, usio jak sled, kali nie ličyć barvovaha šrama na šyi.
— Nu što ž, zachodźcie, kali zvanili! — skazała dziavula, hledziačy na bufietčyka zialonymi raspusnymi vačyma.
Andrej Fokavič tolki vochknuŭ, zamirhaŭ vačyma, stupiŭ u piaredni pakoj i zniaŭ kapialuš. U hety momant u piaredniaj zazvaniŭ telefon. Biessaromnaja pakajoŭka pastaviła adnu nahu na kresła, zniała słuchaŭku z ryčaha i skazała ŭ jaje:
— Alo!
Bufietčyk nie viedaŭ, kudy hladzieć, pierastupaŭ z nahi na nahu i dumaŭ: „Nu i pakajoŭka ŭ čužaziemca! Ćfu ty, brydota jakaja!” I kab uratavacca ad brydoty, hladzieŭ pa bakach. Uvieś vialiki i pryciemny piaredni pakoj byŭ zavaleny niazvykłymi pradmietami i adzienniem. Naprykład, na spinku kresła byŭ nakinuty žałobny płašč z vohniennaj čyrvonaju padkładkaju, na padlustravym stoliku lažała doŭhaja špaha z bliskučym załatym tronkam. Try špahi z tronkami srebnymi stajali ŭ kutku hetak ža zvyčajna, jak niejkija parasony albo kavieńki. A na alenievych rahach visieli bierety z arlinym pierjem.
— Tak, — havaryła pakajoŭka ŭ telefon, — jak? Baron Majhiel? Słuchaju. A! Pan artyst sionnia doma. Aha, budzie rady sustrecca z vami. Aha, hosci… Frak ci čorny harnitur. Što? A dvanaccataj nočy. — Pakajoŭka skončyła razmovu i skazała bufietčyku: — Što vam treba?
— Mnie treba bačyć pana artysta.
— Što? Usiaho tolki jaho samoha?
— Jaho, — sumna adkazaŭ bufietčyk.
— Spytajusia, — skazała niaŭpeŭniena pakajoŭka, pračyniła dzviery ŭ pakoj niabožčyka Bierlijoza i paviedamiła: — Rycar, tut zjaviŭsia maleńki čałaviek, jaki havoryć, što jamu patrebien miesir.
— A niachaj zachodzić, — pačuŭsia z kabinieta hołas Karoŭieva.
— Zachodźcie ŭ hascioŭniu, — skazała dziavula zvyčajna, byccam była adzieta pa-čałaviečy, pračyniła dzviery ŭ hascioŭniu, a sama vyjšła z piaredniaha pakoja.
Uvajšoŭšy tudy, kudy jaho zaprasili, bufietčyk zabyŭsia, dziela čaho jon siudy pryjšoŭ, hetak uraziła jaho ŭbačanaje. Praz kalarovyja škielcy ŭ vialikich voknach (fantazii juvieliršy, jakaja znikła biassledna) napłyvała niezvyčajnaje, padobnaje na carkoŭnaje, sviatło. U staradaŭnim vializnym kaminie, choć byŭ haračy viasnovy dzień, pałali drovy. A ŭ pakoi nie było ni kropli haračyni, naadvarot navat, čałavieka achoplivała niejkaja padvalnaja vilhotnasć. Pierad kaminam na tyhravaj škury siadzieŭ i dabradušna prypluščvaŭsia na ahoń čorny kaciła. Byŭ stol, na jaki nabožny bufietčyk zirnuŭ i až skałanuŭsia — stol zasłany carkoŭnaju parčoju. Na parčovym nastolniku stajała mnostva butelek — puzatych, zacviłych i zapylenych. Miž butelkami pabliskvała bluda, i było vidać, što bluda hetaje z čystaha zołata. La kamina maleńki ryžańki na doŭhaj stalovaj špazie piok na ahni kavałki miasa, sok kapaŭ na ahoń, i dym vyvivaŭsia ŭ komin. Pachła nie tolki smažanym, ale jašče i niejkim mocnym adekałonam i ładanam, ad čaho ŭ bufietčyka, jaki ŭžo viedaŭ pra hibiel Bierlijoza i pra miesca jaho pražyvannia, milhanuła dumka, ci nie słužyli, čaho dobraha, carkoŭnuju panichidu, i ad dumki hetaje jon admachnuŭsia adrazu ž, jak ad niedarečnaje.
Ašałomleny bufietčyk niečakana pačuŭ ciažki bas:
— Nu, što vam treba ad mianie?
Tut bufietčyk i zaŭvažyŭ u ciani taho, chto byŭ jamu patrebien.
Čorny mah razvaliŭsia na niejkaj vializnaj kanapie z raskidanymi na joj paduškami. Bufietčyku zdałosia, što na artyscie była adna tolki čornaja bializna i čornyja vastranosyja tufli.
— JA, — horka skazaŭ bufietčyk, — zjaŭlajusia zahadčykam bufieta ŭ Varjete…
Artyst praciahnuŭ ruku, na palcach jakoj zziali kaštoŭnyja kamiani, byccam zatykaŭ bufietčyku rot, i zahavaryŭ pałymiana:
— Nie, nie, nie! Ni słova bolej! Nizašto i nikoli! U rot ničoha bolej nie vaźmu ŭ vašym bufiecie! JA, šanoŭny, prachodziŭ učora paŭz vašu stojku i da hetaha času nie mahu zabyć ni pra asiatrynu, ni pra brynzu. Załaty moj! Brynza nie byvaje zialonaha koleru, heta niechta abmanuŭ vas. Jana pavinna być biełaja. Aha, a harbata? Dy heta ž pamyi! Ja svaimi vačyma bačyŭ, jak niejkaja nieachajnaja dziavula padlivała z viadra ŭ vaš vializarny samavar niehatavanuju vadu, a harbatu praciahvali pradavać. Nie, darahi moj, hetak nielha!
— Ja pieraprašaju, — zahavaryŭ ašałomleny hetym niečakanym napadam Andrej Fokavič, — ja nie z-za hetaha, i asiatryna tut ni pry čym.
— Jak heta — ni pry čym, kali jana sapsavanaja!
— Asiatrynu pryviezli druhoje sviežasci, — paviedamiŭ bufietčyk.
— Hałubok, hłupstva kažaš!
— Što — hłupstva?
— Druhaja sviežasć — voś što hłupstva! Sviežasć byvaje tolki adna — pieršaja, jana i apošniaja. A kali asiatryna druhoje sviežasci, to heta abaznačaje, što jana prytuchłaja!
— Ja pieraprašaju… — pačaŭ iznoŭ bufietčyk, nie viedajučy, jak adčapicca ad artysta.
— Prabačcie, nie mahu, — cviorda skazaŭ toj.
— Ja nie z-za hetaha pryjšoŭ! — zusim zasmučana pramoviŭ bufietčyk.
— Nie z-za hetaha? — zdziviŭsia čužaziemny mah. — A z-za čaho ž jašče vy možacie pryjsci da mianie? Kali pamiać słužyć mnie, to z takich ludziej ja znajomy byŭ usiaho z adnoj markitankaju, ale ž heta daŭno, kali vas i na sviecie nie było. Usio roŭna ja rady. Azazieła! Taburetku panu zahadčyku bufieta.
Toj, što smažyŭ miasa, paviarnuŭsia, žachnuŭ bufietčyka svaimi ikłami i sprytna padaŭ jamu adnu z ciomnych dubovych taburetak. Inšaje mebli ŭ pakoi nie było.
Bufietčyk pramoviŭ:
— Vialiki dziakuj, — i sieŭ na taburetku. Zadniaja jaje nožka adrazu z treskam adłamałasia, bufietčyk baluča ŭdaryŭsia zadam ab padłohu i vochnuŭ. Kali padaŭ, začapiŭ nahoju druhuju taburetku, jakaja stajała pierad im, i vyliŭ sabie na štany poŭnuju čašu čyrvonaha vina.
Artyst uskliknuŭ:
— Voj! Ci nie skalečylisia?
Azazieła pamoh bufietčyku ŭstać, padaŭ druhuju taburetku. Harotnym hołasam bufietčyk admoviŭsia ad prapanovy haspadaroŭ zniać štany i vysušyć ich pierad kaminam na ahni, adčuvajučy siabie niajomka ŭ pramokłym da bializny adzienni, z ahladkaju prysieŭ na druhuju taburetku.
— Ja lublu siadzieć na nizkim, — skazaŭ artyst, — z nizkaha lahčej padać. Aha, dyk my spynilisia na asiatrynie! Hałubok moj! Sviežasć, sviežasć i sviežasć, voś što pavinna być devizam u kožnaha bufietčyka. Dyk voś, ci nie paspytajecie…
Adrazu ŭ barvovym sviatle ad kamina blisnuła pierad bufietčykam špaha, i Azazieła pakłaŭ na załatuju talerku kavałak miasa, paliŭ jaho limonnym sokam i padaŭ bufietčyku załaty dvuchzuby videlec.
— Ja ščyra…
— Dy nie, paspytajcie, paspytajcie!
Bufietčyk dziela vietlivasci pakłaŭ kavałačak u rot i adrazu zrazumieŭ, što žuje niešta sapraŭdy vielmi sviežaje i, hałoŭnaje, nadzvyčaj smačnaje. Pasla taho jak pražavaŭ duchmianaje sakaŭnoje miasa, bufietčyk ledź nie ŭdaviŭsia i ledź nie ŭpaŭ druhi raz. Z susiedniaha pakoja ŭlacieła vialikaja ciomnaja ptuška i lohieńka abmachnuła kryłom bufietčykavu łysinu. Ptuška, jakaja sieła na kaminnuju palicu, była sava. „Božačka ty moj! — padumaŭ niervovy, jak i ŭsie bufietčyki, Andrej Fokavič, — voś kvaterka!”
— Čašu vina? Biełaha? Čyrvonaha? Vino z jakoje krainy vy lubicie ŭ hetuju paru dnia?
— Ščyra… ja nie pju…
— Daremna! Tady zhulajem partyju ŭ kosci? Ci vy lubicie niejkija inšyja hulni? U damino, u karty?
— Nie hulaju, — stomlena adazvaŭsia bufietčyk.
— Zusim drenna, — zrabiŭ vyvad haspadar, — što ž, jak chočacie, niešta niadobraje josć u mužčynach, jakija pazbiahajuć vina, hulni, pryhožych žančyn, biasiedy za stałom. Takija ludzi albo ciažka chvoryja, albo nienavidziać usich vakol. Praŭda, zdarajucca vyklučenni. Siarod ludziej, jakija sadzilisia sa mnoj za hascinny stol, traplalisia časam nadzvyčajnyja niahodniki! Takim čynam, ja słuchaju vas!
— Učora vy mieli łasku rabić fokusy…
— JA? — zdziŭlena ŭskliknuŭ mah. — Zlitujciesia. Heta mnie nijak nielha!
— Vinavaty, — skazaŭ ašałomleny bufietčyk, — ale ž sieans čornaje mahii…
— A, nu tak, nu tak, darahi moj! Ja pryznajusia vam: zusim ja nie artyst, a prosta zachaciełasia mnie ŭbačyć maskvičoŭ ahułam, a zručniej za ŭsio zrabić heta było ŭ teatry. Nu voś maja svita, — jon kiŭnuŭ na kata, — i naładziła hety sieans, a ja tolki siadzieŭ i hladzieŭ na maskvičoŭ. Nu što heta na vas tvaru nie stała? Skažycie mnie, što ŭ suviazi z hetym sieansam pryviało vas da mianie?
— Bačycie, akramia ŭsiaho, papierki zlatali sa stoli, — bufietčyk prycišyŭ hołas i skanfužana azirnuŭsia, — nu, ich i pachapali. I voś zachodzić da mianie ŭ bufiet małady čałaviek, padaje čyrvoniec, a ja rešty jamu vosiem z pałovaj… Potym druhi.
— Taksama małady čałaviek?
— Nie, pažyły. Treci, čacviorty. A ja ŭsio reštu daju. A sionnia pačaŭ praviarać kasu, hlanuŭ, a tam zamiest hrošaj narezanaja papiera. Na sto dzieviać rubloŭ pakarany bufiet.
— Aj-iaj-iaj! — uskliknuŭ artyst. — Dy niaŭžo jany dumali, što heta sapraŭdnyja hrošy? Nie mahu navat i padumać, što zrabili jany heta sviadoma.
Bufietčyk niejak kryva i kisła azirnuŭsia, ale ničoha nie skazaŭ.
— Niaŭžo machlary? — tryvožna spytaŭsia ŭ hoscia mah. — Niaŭžo siarod maskvičoŭ josć machlary?
U adkaz bufietčyk hetak horka ŭsmichnuŭsia, što razviejalisia ŭsiakija sumnienni: josć siarod maskvičoŭ machlary.
— Jak brydka! — aburyŭsia Vołand. — Vy čałaviek biedny… Vy ž — biedny čałaviek?
Bufietčyk hetak uciahnuŭ hałavu ŭ plečy, što stała vidać: jon čałaviek biedny.
Pytannie było spačuvalnaje, ale ŭsio roŭna nielha skazać, što dalikatnaje. Bufietčyk zamulaŭsia.
— Dzviescie sorak dzieviać tysiač rubloŭ u piaci aščadnych kasach, — adazvaŭsia z susiedniaha pakoja tresnuty hałasok, — i doma pad padłohaju dzviescie załatych dziesiatak.
Bufietčyk ažno prykipieŭ da svaje taburetki.
— Viadoma, heta nie hrošy, — pabłažliva skazaŭ Vołand svajmu hosciu, — chacia, miž inšym, i jany, ułasna, vam nie patrebny. Vy kali pamracie?
Na hety ŭžo raz bufietčyk aburyŭsia.
— Nu, heta nikomu nie viadoma i nikoha nie datyčyć, — adkazaŭ jon.
— Aha, nieviadoma, — pačuŭsia ŭsio toj samy praciŭny hałasok z susiedniaha kabinieta, — padumać tolki, binom Ńiutona! Pamre praz dzieviać miesiacaŭ, u lutym nastupnaha hoda, ad raka piečani ŭ klinicy Pieršaha MDU, u čacviortaj pałacie.
Bufietčyk pažaŭcieŭ z tvaru.
— Dzieviać miesiacaŭ, — zadumienna ličyŭ Vołand, — dzviescie sorak dzieviać tysiač… Atrymlivajecca pa dvaccać siem tysiač na adzin miesiac? Małavata, ale kali scipła žyć, chopić. Dy jašče hetyja dziesiatki.
— Dziesiatki zbyć nie ŭdasca, — uviazaŭsia ŭsio toj samy hołas znoŭ, i ad jaho ŭ bufietčyka ledzianieła serca, — pasla smierci Andreja Fokaviča dom nieŭzabavie zniasuć i dziesiatki buduć adpraŭleny ŭ Dziaržbank.
— Takim čynam, ja cie raiŭ by vam kłascisia ŭ balnicu, — praciahvaŭ artyst, — jaki sens pamirać u pałacie pad stohny i chrypy bieznadziejna chvorych. Ci nie lepiej naładzić pir na hetyja dvaccać siem tysiač, vypić atrutu i pierasialicca na toj sviet pad muzyku strun, u akruženni zachmialełych pryhažuń i adčajnych siabroŭ?
Bufietčyk siadzieŭ nieruchomy i vielmi pastareły. Ciomnyja kruhi zjavilisia vakol vačej, ščoki abvisli i nižniaja skivica advisła.
— Chacia my tut zachapilisia marami, — uskliknuŭ haspadar, — para za rabotu. Pakažycie vašy narezanyja papierki.
Bufietčyk uschvalavana dastaŭ z kišeni pakunak, razharnuŭ jaho i asłupianieŭ. U hazietnym abryŭku lažali čyrvoncy.
— Miły moj, vy i sapraŭdy chvory, — skazaŭ Vołand i pacisnuŭ plačyma.
Bufietčyk ašaleła zaŭsmichaŭsia, ustaŭ z taburetki.
— A, — zaikajučysia, pramoviŭ jon, — a kali jany znoŭ…
— Hm… — zadumaŭsia artyst, — nu tady prychodźcie da nas jašče. Kali łaska! Rady byŭ paznajomicca.
Adrazu ž vyskačyŭ z kabinieta Karoŭieŭ, uchapiŭ bufietčyka za ruku, pačaŭ tresci jaje i prasić Andreja Fokaviča ŭsim, usim pieradavać pryvitanni. Bufietčyk ničoha ŭžo nie ciamiŭ i rušyŭ z pakoja.
— Hieła, praviadzi! — kryčaŭ Karoŭieŭ.
Znoŭ hetaja ryžaja i hołaja ŭ piarednim pakoi! Bufietčyk pracisnuŭsia ŭ dzviery, pisknuŭ „da pabačennia” i, jak pjany, pajšoŭ uniz pa lesvicy. Potym jon spyniŭsia, sieŭ na prystupku, dastaŭ pakiet, pravieryŭ — čyrvoncy byli na miescy.
Jakraz z kvatery, jakaja vychodziła na placoŭku, pakazałasia žančyna z zialonaju sumkaju. Uhledzieła čałavieka, jaki siadzieŭ na prystupcy i tupa hladzieŭ na čyrvoncy, usmichnułasia i skazała zadumiona:
— Što ŭ nas za dom! Z samaj ranicy pjanyja. Znoŭ škło vybili na lesvicy, — pryhledziełasia ŭvažliva da bufietčyka i dadała: — Vo, dy ŭ vas, hramadzianin, hrošaj jak tresak. Daŭ by mnie krychu! Ha?
— Adčapisia ad mianie, boham prašu, — spałochaŭsia bufietčyk i chucieńka schavaŭ hrošy. Žančyna zasmiajałasia:
— Nu ciabie k čortu, sknara! Pažartavała ja, — i pajšła ŭniz.
Bufietčyk pavoli ŭstaŭ, padniaŭ ruku, kab papravić kapialuš, i pierakanaŭsia, što jaho niama na hałavie. Žachliva nie chaciełasia viartacca, ale kapieluša škoda było. Jon pamulaŭsia krychu i viarnuŭsia ŭsio ž, pazvaniŭ.
— Čaho jašče? — spytałasia praklataja Hieła.
— Kapialušyk ja zabyŭ, — šapnuŭ bufietčyk i tycnuŭ siabie ŭ łysinu.
Hieła zaviarnułasia, bufietčyk u dumkach plunuŭ, zapluščyŭ vočy. Kali raspluščyŭ ich, ubačyŭ, što Hieła padaje jamu jaho kapialuš i špahu z ciomnaju ručkaju.
— Nie majo, — šapnuŭ bufietčyk, adapchnuŭ špahu i chucieńka nadzieŭ kapialuš.
— A chiba vy biez špahi pryjšli? — zdziviłasia Hieła.
Bufietčyk štości marmynuŭ i zaspiašaŭsia ŭniz. Ale hałavie było čamuści niazručna i zališnie horača ŭ kapielušy; jon zniaŭ jaho i ažno padskočyŭ ad pierapałochu, cichieńka ŭskryknuŭ. U rukach u jaho byŭ aksamitny bieret z pieŭnievym pakamiečanym piarom. Bufietčyk pierachrysciŭsia. I ŭ toje ž samaje imhniennie bieret miaŭknuŭ, pieratvaryŭsia ŭ čornaje kacianio i ŭskočyŭ nazad na hołaŭ Andreju Fokaviču, usimi kipciurami ŭpiŭsia ŭ łysinu. Bufietčyk adčajna zalamantavaŭ i biehma kinuŭsia ŭniz, a kacianio zvaliłasia z hałavy i kinułasia ŭhoru pa prystupkach.
Vyrvaŭšysia na sviežaje pavietra, bufietčyk podbieham i nazaŭsiody pakinuŭ hety djabalski dom № 302-bis.
Dobra viadoma, što z im adbyłosia potym. Jak tolki vyrvaŭsia za padvarotniu, bufietčyk šalona azirnuŭsia, niby štości šukaŭ. Praz chvilinu jon byŭ na druhim baku vulicy ŭ aptecy. Nie ŭspieŭ jon pramović: „Skažycie, kali łaska…” — jak žančyna za pryłaŭkam uskliknuła:
— Hramadzianin! U vas ŭsia hałava parezana!..
Praz chvilin piać bufietčyk byŭ pierabintavany marlaju, Daviedaŭsia, što lepšymi spiecyjalistami pa chvarobach piečani zjaŭlajucca prafiesary Biernadski i Kuźmin, spytaŭsia, chto bližejšy, zasviaciŭsia ad radasci, kali daviedaŭsia, što Kuźmin žyvie litaralna cieraz dvor, u maleńkim bieleńkim asabniačku, i praz dzvie chviliny byŭ u hetym asabniačku. Pamiaškannie było staroje, ale vielmi ŭtulnaje. Zapomniŭ bufietčyk, što pieršaj trapiłasia nasustrač stareńkaja niańka, jakaja chacieła ŭziać u jaho kapialuš, ale kapieluša nie było, niańka pajšła kudyści, šamkajučy biazzubym rotam.
Zamiest jaje zjaviłasia pobač z lustram i, zdajecca, pad niejkaju navat arkaju, žančyna siaredniaha ŭzrostu i adrazu skazała, što zapisacca možna tolki na dzieviatnaccataje, nie raniej. Bufietčyk adrazu zmikiciŭ, u čym vyratavannie. Zirnuŭ patuchłym vokam za arku, dzie ŭ prychožym pakoi čakali čałavieki try, šapnuŭ:
— Smiarotna chvory…
Žančyna zdziŭlena pahladzieła na zabintavanuju hałavu bufietčyka, padumała i skazała:
— Nu što ž… — i prapusciła bufietčyka za arku.
U toje samaje imhniennie supraćlehłyja dzviery adčynilisia, u ich blisnuła załatoje piensne, žančyna ŭ chałacie skazała:
— Hramadzianie, hety čałaviek pojdzie biez čarhi…
I nie paspieŭ bufietčyk ahlanucca, jak jon apynuŭsia ŭ kabiniecie prafiesara Kuźmina. Ničoha strašnaha, uračystaha i miedycynskaha nie było ŭ hetym pradaŭhavatym pakoi.
— Što ŭ vas? — spytaŭsia pryjemnym hołasam prafiesar Kuźmin i z tryvohaj zirnuŭ na zabintavanuju hałavu.
— Tolki što dakładna daviedaŭsia, — adkazaŭ bufietčyk i zdzičeła pahladzieŭ na niejkuju fatahrafičnuju hrupu za škłom, — što ŭ lutym nastupnaha hoda pamru ad raka piečani. Prašu spynić.
Prafiesar Kuźmin jak siadzieŭ, hetak i adkinuŭsia da vysokaje hatyčnaje spinki kresła.
— Prabačcie, nie razumieju vas… vy što, u doktara byli? Čamu ŭ vas hałava zabintavanaja?
— U jakoha doktara?.. Bačyli b vy taho doktara! — zuby ŭ jaho raptoŭna zalaskali. — A na hołaŭ nie zviartajcie ŭvahi, nie maje dačyniennia, — adkazaŭ bufietčyk, — na hałavu pluńcie, jana tut ni pry čym. Rak piečani prašu spynić.
— Vybačajcie, ale chto vam heta skazaŭ?
— Jamu treba vieryć, — pałka paprasiŭ bufietčyk, — jon viedaje!
— Ničoha nie razumieju, — prafiesar pacisnuŭ plačyma i razam z kresłam adjechaŭ ad stała. — Jak heta jon moža viedać, kali vy pamracie? Bolej taho, jon nie doktar!
— U čacviortaj pałacie, — adkazaŭ bufietčyk.
I tut prafiesar pahladzieŭ na svajho pacyjenta, na jaho hołaŭ, na jaho vilhotnyja štany i padumaŭ: „Voś jašče nie chapała! Varjat!” Spytaŭsia:
— Vy pjacie harełku?
— Nikoli i ŭ rot nie braŭ, — adkazaŭ bufietčyk.
Praz chvilinu jon byŭ raspranuty, lažaŭ na chałodnaj cyratavaj kanapie, i prafiesar ciskaŭ jamu žyvot. Tut treba skazać, što naš bufietčyk paviesialeŭ. Prafiesar kateharyčna scviardžaŭ, što zaraz, u krajnim vypadku, na hety momant, nijakich prykmietaŭ raku ŭ jaho niama. Ale kali atrymałasia, što niejki prajdzisviet jaho napałochaŭ i jon baicca, to treba zrabić usie analizy… Prafiesar šparyŭ pa papierkach, tłumačyŭ, kudy pajsci i što adniesci. Akramia taho, jon daŭ zapisku da prafiesara-nieŭrapatołaha Bure, rastłumačyŭ bufietčyku, što niervy ŭ jaho zusim drennyja.
— Kolki vam zapłacić, prafiesar? — piaščotnym i trapiatkim hołasam spytaŭsia bufietčyk i dastaŭ toŭsty kašalok.
— Kolki chočacie, — koratka i sucha adkazaŭ prafiesar.
Bufietčyk dastaŭ tryccać rubloŭ i pakłaŭ ich na stol, a potym niečakana miakka, jak byccam kašačaju łapkaju, pakłaŭ navierch čyrvoncaŭ słupok, jaki mietalična dzynknuŭ.
— A heta što? — spytaŭsia Kuźmin i padkruciŭ vusy.
— Nie hrebujcie, hramadzianin prafiesar, — prašaptaŭ bufietčyk, — malu vas — spynicie rak.
— Zabiarycie zaraz ža vaša zołata, — skazaŭ prafiesar z honaram za siabie samoha, — vy lepš pra niervy svaje padumali b. Zaŭtra addajcie maču na analiz, nie picie mnoha harbaty i ješcie zusim biez soli.
— Navat sup nie salić? — spytaŭsia bufietčyk.
— Ničoha nie salić, — zahadaŭ Kuźmin.
— Ech!.. — sumna ŭskliknuŭ bufietčyk, zamiłavana pahladzieŭ na prafiesara, zabraŭ dziesiatki i zadam adstupiŭ da dzviarej.
Chvorych u toj viečar u prafiesara było niašmat, jak tolki zmierkłasia, pajšoŭ i apošni. Prafiesar zdymaŭ chałat i, kali zirnuŭ na stol na toje miesca, dzie bufietčyk pakinuŭ try čyrvoncy, uhledzieŭ, što nijakich čyrvoncaŭ tam bolej niama, a lažać try naklejki z butelek „Abraŭ-Dziurso”.
— Čortviedama što! — pramarmytaŭ Kuźmin, ciahnučy kryso chałata pa padłozie i macajučy papierki. — Jon, akazvajecca, nie tolki šyzafrenik, ale jašče i žulik! Ale ja nie razumieju, što jamu było patrebna ad mianie? Niaŭžo tolki zapiska na analiz mačy? A! Jon styryŭ palito! — i prafiesar kinuŭsia ŭ piaredni pakoj usio z tym ža chałatam, nadzietym u adzin rukaŭ. — Aksienia Mikitaŭna, — pranizliva zakryčaŭ jon u dzviarach u piaredni pakoj, — pahladzicie, usie palito na miescy?
Vysvietliłasia, što ŭsie palito josć. Ale zatoje, kali prafiesar viarnuŭsia da stała, narešcie sciahnuŭ z siabie chałat, jon niby pryros da parkietu i nie moh adarvać vačej ad stała. Na tym miescy, dzie lažali naklejki, siadzieŭ čorny kocik-sirata z niaščasnaju mordačkaju i miaŭkaŭ nad spodačkam z małakom.
— A heta što takoje, vybačajcie? Heta ŭžo… — jon adčuŭ, jak choładna zrabiłasia ŭ patylicy.
Na cichi i žałasny prafiesarski kryk prybiehła Aksienia Mikitaŭna i supakoiła jaho, adrazu skazała, što chto-niebudź z pacyjentaŭ padkinuŭ kocika, heta časta zdarajecca ŭ prafiesaraŭ.
— Žyvuć, mabyć, biedna, — rastłumačyła Aksienia Mikitaŭna, — nu a ŭ nas, viadoma…
Pačali dumać i hadać, chto b moh padkinuć. Padazrennie vypała na babulku z jazvaju ŭ straŭniku.
— Viadoma, jana, — havaryła Aksienia Mikitaŭna, — jana hetak razdumała: ja ŭsio roŭna pamru, a kocika škada.
— Ale vybačajcie, — zakryčaŭ Kuźmin, — a małako adkul? Jana taksama pryniesła? I spodačak?
— U pasudzinie pryniesła, a tut naliła ŭ spodačak, — rastłumačyła Aksienia Mikitaŭna.
— Jak by ni było, prybiarycie i kocika, i spodačak, — skazaŭ Kuźmin i sam pravioŭ Aksieniu Mikitaŭnu da dzviarej.
Kali jon viarnŭŭsia, abstaviny zmianilisia.
Prafiesar viešaŭ chałat na cvičok, kali pačuŭ rohat na dvare, vyhlanuŭ i asłupianieŭ. Praz dvor biehła ŭ supraćlehły flihielok pani ŭ adnoj saročcy. Prafiesar navat viedaŭ, jak zavuć jaje, — Maryja Alaksandraŭna. Rahataŭ chłapčuk.
— Što heta? — pahardliva skazaŭ Kuźmin.
Ale tut za scienkaju ŭ daččynym pakoi patefon zajhraŭ fakstrot „Aliłuja”, i ŭ toje samaje imhniennie pačułasia vierabjnaje čyrykannie za plačyma ŭ prafiesara. Jon zaviarnuŭsia i ŭhledzieŭ na svaim stale vialikaha vierabja.
„Hm… spakojna… — padumaŭ prafiesar, — jon zalacieŭ, kali ja padychodziŭ da akna. Usio narmalna”, — zahadaŭ sam sabie prafiesar, adčuvajučy, što, naadvarot, nienarmalna z-za hetaha samaha vierabja. Kali pryhledzieŭsia da jaho, prafiesar pierakanaŭsia, što vierabiej nie zusim zvyčajny. Paskudny vierabiej i nakulhvaŭ na levuju łapku, znarok vydurniaŭsia, prytancoŭvaŭ fakstrot pad patefon, jak pjany la stojki. Chamiŭ jak moh i nachabna paziraŭ na prafiesara. Ruka Kuźmina lehła na telefon, jon sabraŭsia patelefanavać adnakursniku Bure, kab spytacca, što abaznačajuć hetyja vierabj ŭ šesćdziesiat hadoŭ dy jašče kali, u dadatak, hałava kružycca?
Vierabiej tym časam sieŭ na padaravanuju čarnilicu, nahadziŭ u jaje (ia nie žartuju), potym uzlacieŭ, pavis u pavietry, z nalotu niby stalnoj dziubaj dzieŭbanuŭ u škło fotazdymka, na jakim byŭ poŭny ŭniviersitecki vypusk 94-ha hoda, pabiŭ škło na kavałački i potym vylecieŭ praz akno. Prafiesar nabraŭ druhi numar pa telefonie i, zamiest taho kab patelefanavać Bure, patelefanavaŭ u biuro pjavak, skazaŭ, što zvonić prafiesar Kuźmin i prosić nieadkładna pryniesci pjavak jamu dadomu.
Prafiesar pakłaŭ słuchaŭku, znoŭ azirnuŭsia na stol i dzika zakryčaŭ. Za hetym stałom u kasynačcy siastry miłasernasci siadzieła žančyna z sumačkaj z nadpisam na joj: „Pjaŭki”. Zakryčaŭ prafiesar tamu, što ŭbačyŭ jaje rot. Jon byŭ mužčynski, kryvy, da vušej, z adnym ikłom. Vočy ŭ siastry byli miortvyja.
— Hrošyki ja zabiaru, — mužčynskim basam skazała siastra, — čaho im tut valacca. — Zhrebła ptušynaju łapaju naklejki i pačała rastavać u pavietry.
Praminuli dzvie hadziny. Prafiesar Kuźmin siadzieŭ u spalni na łožku, a pjaŭki visieli ŭ jaho na skroniach, za vušami, na šyi. La noh u Kuźmina na šaŭkovaj šytaj koŭdry siadzieŭ sivavusy prafiesar Bure i supakojvaŭ, što ŭsio heta łuchta. Za aknom užo była noč.
Što jašče bolej dziŭnaje adbyvałasia ŭ Maskvie ŭ hetuju noč, my nie viedajem i šukać nie budziem jašče i tamu, što pryjšoŭ čas pierajsci nam da druhoj častki našaha praŭdzivaha raskaza. Za mnoju, čytač!