Kali Marharyta dačytała da apošnich słoŭ razdziel: „…Hetak sustrakaŭ svitanak piatnaccataha nisana piaty prakuratar Judei Poncij Piłat”, — nastała ranica.
Čuvać było, jak u dvoryku ŭ halinach viarby i lipy viali viasiołuju, uzbudžanuju ranišniuju razmovu vierabj.
Marharyta ŭstała, paciahnułasia, i tolki zaraz adčuła, jakoje zmučanaje jaje cieła i jak jana choča spać. Cikava adznačyć, što duša Marharycina była ŭ poŭnym spakoi. Dumki nie rassypalisia, jaje zusim nie tryvožyła, što jana praviała niezvyčajnuju noč. Jaje nie chvalavali ŭspaminy, što nočču jana była na bali ŭ satany, što niejkim cudam joj viarnuli majstra, što z popiełu ŭznik raman, što znoŭ usio apynułasia na svaich miescach u padvale, z jakoha vyhnali jabiednika Ałaizija Maharyča. Adnym słovam, znajomstva z Vołandam nie pryniesła joj nijakaj psichičnaj škody. Usio było tak, jak byccam i pavinna było być.
Jana pajšła ŭ susiedni pakoj, pierakanałasia, što majstar spić mocna i spakojna, patušyła niepatrebnuju ŭžo nastolnuju lampu i sama vyprastałasia la supraćlehłaje scienki na kanapcy, zasłanaj staroju parvanaju prascinoju. Praz chvilinu jana zasnuła, i ničoha joj u tuju ranicu nie sniłasia. Maŭčali pakoi ŭ padvale, maŭčaŭ uvieś maleńki domik zabudoŭščyka, i było cicha ŭ pustym zavułku.
A ŭ hety čas, heta značyć subotnim dosvitkam, nie spaŭ ceły pavierch adnoj maskoŭskaj ustanovy, i vokny jaho, jakija vychodzili na zaasfaltavanuju vialikuju płošču, jakuju spiecyjalnyja mašyny, pavoli snujučy tudy-siudy, čyscili ščotkami, sviacilisia poŭnym sviatłom, jakoje pieramahała sviatło ranišniaha sonca.
Uvieś pavierch byŭ zaniaty sledstvam pa spravie Vołanda, i tamu lampy hareli noč napralot u dziesiaci kabinietach.
Ułasna, usio było zrazumieła z učarašniaha dnia, z piatnicy, kali daviałosia zakryć Varjete pasla znikniennia jaho administracyi i ŭsiaho, što adbyłosia tam napiaredadni ŭ čas znakamitaha sieansa čornaje mahii. Ale sprava ŭ tym, što ŭvieś čas biespierapynna pastupali na biassonny pavierch usio novyja i novyja materyjały.
Ciapier sledstvu pa hetaj dziŭnaj spravie, ad jakoj uvačavidki patychała djabalščynaju, dy jašče z dadatkam niejkich hipnatyziorskich fokusaŭ i vidavočnaha kryminału, treba było ŭsie roznyja i zabłytanyja zdarenni, jakija adbylisia ŭ roznych kancach Maskvy, zlapić u adzin kamiak.
Pieršy, kamu daviałosia pabyć u zichotkim ad elektryčnaha biassonnia paviersie, byŭ Arkadzij Apałonavič Siemplajaraŭ, staršynia Akustyčnaj kamisii.
Pasla abiedu ŭ piatnicu ŭ jahonaj kvatery, jakaja była ŭ domie kala Kamiennaha mosta, pačuŭsia telefonny zvanok, i mužčynski hołas paprasiŭ da telefona Arkadzija Apałonaviča. Žonka, jakaja padyšła da telefona, niezadavolena adkazała, što Arkadziju Apałonaviču niezdarovicca i što jon pryloh adpačyć i padysci da aparata nie moža. Adnak Arkadziju Apałonaviču padysci da aparata ŭsio ž daviałosia. U adkaz na pytannie, adkul pytajucca Arkadzija Apałonaviča, hołas u telefonnaj słuchaŭcy koratka skazaŭ adkul.
— Adnu siekundačku… zaraz… siekundačku… — praščabiatała zvyčajna vielmi pahardlivaja žonka staršyni Akustyčnaj kamisii i strałoju palacieła ŭ spalniu padymać z łožka Arkadzija Apałonaviča, jaki piakielna mučyŭsia ad uspaminaŭ pra ŭčarašni sieans i pra načny skandal, jakim supravadžałasia vyhnannie z jaho kvatery sarataŭskaj svajački.
Praŭda, nie praz siekundu, ale i nie praz chvilinu, praz čverć chviliny Arkadzij Apałonavič, u adnoj pantofli na levaj nazie, u spodnim, užo byŭ la aparata i sakataŭ u jaho:
— Aha, heta ja… Słuchaju, słuchaju…
Žonka jaho, jakaja na hety čas zabyłasia pra ŭsie miarzotnyja złačynstvy suproć viernasci joj, jakija ŭčyniŭ Arkadzij Apałonavič, sa spałochanym tvaram vyzirała ŭ kalidor, sovała pantoflaj u pavietra i šaptała:
— Pantoflu adzień, pantoflu… Nohi prastudziš, — u adkaz na što Arkadzij Apałonavič admachvaŭsia bosaj nahoj, luta vytreščvaŭ vočy i marmytaŭ u telefon:
— Aha, aha, aha, ja razumieju, jak ža… Zaraz vyjazdžaju…
Uvieś viečar Arkadzij Apałonavič prabyŭ na tym samym paviersie, dzie išło sledstva. Razmova była ciažkaja, niepryjemnaja, bo daviałosia zusim ščyra raskazvać nie tolki pra hety nadzvyčaj niepryjemny sieans i bojku ŭ łožy, ale zaadno i pra Milicu Andrejeŭnu Pakabaćka z Jałochaŭskaje vulicy, i pra sarataŭskuju svajačku, i šmat pra što jašče, raskazvać pra što Arkadziju Apałonaviču była sama sapraŭdnaja pakuta.
Samo saboju zrazumieła, što sviedčannie Arkadzija Apałonaviča, intelihientnaha i kulturnaha čałavieka, jaki byŭ sviedkam hetaha brydotnaha sieansa, sviedki tałkovaha i kvalifikavanaha, jaki cudoŭna abmalavaŭ i samoha tajamničaha maha ŭ mascy, i dvuch jaho niahodnikaŭ-pamahatych, jaki dobra pamiataŭ, što prozvišča maha Vołand, — vielmi dapamahło sledstvu. Supastaŭlennie sviedčanniaŭ Arkadzija Apałonaviča z inšymi, siarod jakich byli i sviedčanni pań, jakija paciarpieli ŭ čas sieansa (taje, u fijaletavaj bializnie, jakaja ŭraziła Rymskaha i inšych), i kurjera Karpava, jakoha pasyłali ŭ kvateru № 50 na Sadovuju vulicu, — ułasna, adrazu vyznačyli i toje miesca, dzie treba šukać vinoŭnika ŭsich hetych pryhod.
U kvatery № 50 pabyli, i nieadnojčy, i nie tolki staranna ahladali jaje, ale prastukvali navat scieny, ahladali kaminy, šukali tajniki. Ale hetyja mierapryjemstvy nijakaha vyniku nie dali, i ni razu ŭ kvatery nikoha zastać nie ŭdałosia, chacia i zusim zrazumieła było, što ŭ kvatery chtości josć, niahledziačy na toje, što ŭsie asoby, jakija zajmalisia čužaziemcami, što pryjazdžajuć u Maskvu, rašuča i kateharyčna scviardžali, što nijakaha čornaha maha Vołanda ŭ Maskvie niama i być nie moža.
Ion nidzie nie zarehistravaŭsia pasla pryjezdu, nikomu nie pakazvaŭ svajho pašparta albo inšych papier, kantraktaŭ i dahavoraŭ, i nichto pra jaho ničoha nie čuŭ! Zahadčyk prahramnaha addzieła Vidoviščnaj kamisii Kitajcaŭ klaŭsia i bažyŭsia, što nijakaje prahramy vystuplennia nijakaha Vołanda znikły Sciopa Lichadzieŭ jamu na zacviardžennie nie prysyłaŭ i ničoha pra pryjezd Vołanda Kitajcavu nie telefanavaŭ. Tamu jamu, Kitajcavu, i nie viadoma, i nie zrazumieła, jak u Varjete Sciopa dazvoliŭ hetaki sieans. Kali havaryli, što Arkadzij Apałonavič na svaje vočy bačyŭ hetaha maha na sieansie, Kitajcaŭ tolki razvodziŭ rukami i padymaŭ vočy ŭ nieba. I navat pa adnych vačach Kitajcava było vidać i možna było smieła scviardžać, što jon čysty, jak kryštal.
Toj samy Prochar Piatrovič, staršynia hałoŭnaj Vidoviščnaj kamisii…
Darečy, jon viarnuŭsia ŭ svoj harnitur adrazu, jak tolki milicyja zajšła ŭ kabiniet, na biazmiežnuju radasć Annie Ryčardaŭnie i na vialikaje zdziŭlennie daremna paturbavanaje milicyi. Jašče darečy: jak tolki viarnuŭsia na svajo miesca ŭ svoj pałasaty harnitur, Prochar Piatrovič całkam adobryŭ usie svaje rezalucyi, jakija harnitur napisaŭ za čas jaho karotkaj adsutnasci.
…Dyk voś, toj samy Prochar Piatrovič zusim ničoha nie viedaŭ ni pra jakoha Vołanda.
Atrymlivałasia, vola vaša, niešta niesusvietnaje: tysiača hledačoŭ, uvieś štat Varjete, narešcie, Siemplajaraŭ Arkadzij Apałonavič, adukavaniejšy čałaviek, bačyli hetaha maha hetak, jak i praklatych jaho asistentaŭ, a miž tym nidzie jaho znajsci niama nijakaje mahčymasci. Dyk dazvolcie zapytacca: jon skroź ziamlu pravaliŭsia, ci što pasla taho vystuplennia, ci, jak scviardžajuć niekatoryja, zusim nie pryjazdžaŭ u Maskvu? Ale kali dapuscić pieršaje, to niama sumniennia, što ŭ praval jon zachapiŭ i ŭsiu hałoŭku administracyi Varjete, a kali druhoje, to ci nie atrymlivajecca, što sama administracyja niaščasnaha teatra ŭčyniła niejkuju miarzotnasć (uspomnicie tolki rabitaje akno ŭ kabiniecie i pavodziny Tuzabubien!) i biassledna znikła z Maskvy.
Treba addać naležnaje tamu, chto ŭznačalvaŭ sledstva. Znikłaha Rymskaha adšukali nadzvyčaj chutka. Varta tolki supastavić pavodziny Tuzabubien la taksamatornaha prypynku kala kiniematohrafa z časam, naprykład, kali skončyŭsia sieans i kali moh zniknuć Rymski, kab nieadkładna dać telehramu ŭ Leninhrad. Praz hadzinu byŭ atrymany adkaz (u piatnicu viečaram), što Rymski znojdzieny ŭ numary čatyrysta dvanaccatym hatela „Astoryja”, na čacviortym paviersie, pobač z numaram, dzie spyniŭsia zahadčyk repiertuaru adnaho z maskoŭskich teatraŭ, jakija hastralujuć u Leninhradzie, u tym samym numary, dzie, jak viadoma, šera-błakitnaja mebla z zołatam i cudoŭnaje vannaje addzialennie.
Rymski, jaki chavaŭsia ŭ šafie dla adziennia čatyrysta dvanaccataha numara „Astoryi”, byŭ adrazu ž aryštavany i dapytany ŭ Leninhradzie. U Maskvu pryjšła telehrama, jakaja paviedamlała, što findyrektar nie ŭ svaim rozumie, ničoha tołkam adkazać nie moža ci nie choča i prosić tolki adnaho, kab jaho schavali ŭ braniravanuju kamieru i pastavili pry joj uzbrojenuju vartu. Z Maskvy telehramaj było zahadana pryviezci Rymskaha ŭ Maskvu, tamu Rymski pad achovaj i vyjechaŭ u piatnicu viečaram na ciahniku.
Pad viečar u piatnicu znajšli i sled Lichadziejeva. Va ŭsie harady pasłali telehramy z zapytam pra Lichadziejeva, i z Jałty byŭ atrymany adkaz, što Lichadziejeŭ byŭ u Jałcie, ale vylecieŭ na aerapłanie ŭ Maskvu.
Adziny sled, jaki nie ŭdałosia znajsci, heta byŭ sled Varenuchi. Viadomy litaralna ŭsioj Maskvie znakamity administratar nibyta skroź ziamlu pravaliŭsia.
Adnačasova daviałosia zajmacca i zdarenniami ŭ inšych miescach Maskvy, nie tolki ŭ teatry Varjete. Daviałosia razbirać vypadak sa spievami „Słaŭnaha mora” słužačymi (darečy: prafiesaru Stravinskamu ŭdałosia pryviesci ich da ładu praz dzvie hadziny pasla niejkich ukołaŭ), z asobami, jakija davali inšym albo va ŭstanovy zamiest hrošaj čortviedama što, a taksama z asobami, jakija paciarpieli ad hetaha.
I samo saboj zrazumieła, što sama niepryjemnym i zahadkavym z usich vypadkaŭ byŭ kradziež hałavy pamiorłaha litaratara Bierlijoza prosta z truny ŭ hrybajedaŭskim domie, siarod biełaha dnia.
Dvanaccać čałaviek viali sledstva, zbirali, byccam na prutok, usie pietli hetaj praklataj spravy, raskidanaj pa ŭsioj Maskvie.
Adzin sa sledčych pryjechaŭ u kliniku da prafiesara Stravinskaha i najpierš paprasiŭ spis asob, jakija trapili na lačennie za apošnija try dni. Takim čynam byli znojdzieny Mikanor Ivanavič Bosy i biedny kanfieranśie, jakomu adryvali hałavu. Imi, darečy, zajmalisia mała. Ciapier lohka było vyznačyć, što hetyja dvoje — achviary adnaje šajki, jakuju ŭznačalvaje tajamničy mah. A voś Ivan Mikałajevič Biazdomny sledčaha nadzvyčaj zacikaviŭ.
Dzviery Ivankavaj pałaty № 117 adčynilisia pad viečar u piatnicu, u pakoj zajšoŭ małady, kruhłatvary, spakojny i dalikatny čałaviek, zusim nie padobny na sledčaha i razam z tym adzin z sama lepšych sledčych u Maskvie. Jon ubačyŭ pabialełaha z tvaru i abviałaha maładoha čałavieka, jaki lažaŭ na łožku, u vačach nie było nijakaj cikavasci da ŭsiaho, što adbyvałasia navokal, jany hladzieli na niešta ŭdalečyni ci ŭ siabie samoha.
Sledčy łaskava nazvaŭsia i skazaŭ, što zajšoŭ da Ivana Mikałajeviča, kab pahavaryć pra pazaŭčarašniaje zdarennie na Patryjarchavych sažałkach.
Oj, jak by tryumfavaŭ Ivan, kab sledčy zjaviŭsia da jaho raniej, nu, skažam, nočču z sierady na čacvier, kali Ivan niastomna i pałka damahaŭsia, kab pasłuchali jaho raskaz pra zdarennie na Patryjarchavych sažałkach. Ciapier zbyłasia jaho mara — dapamahčy złavić kansultanta, jamu nie treba było ni za kim biehać, da jaho samoha pryjšli z-za hetaha, kab vysłuchać jaho raskaz pra toje, što zdaryłasia ŭ sieradu viečaram.
Ale Ivanka, na žal, zusim zmianiŭsia za toj čas, što praminuŭ pasla hibieli Bierlijoza. Jon hatovy byŭ achvotna i vietliva adkazvać na ŭsie pytanni sledčaha, ale abyjakavasć adčuvałasia ŭ Ivankavym pozirku i ŭ jaho intanacyi. Paeta bolej nie chvalavaŭ los Bierlijoza.
Pierad prychodam sledčaha Ivanka dramaŭ ležačy, i pierad im paŭstavali dziŭnyja malunki. Jon bačyŭ dziŭny niezrazumieły horad, jaki nie isnuje, z hłybami marmuru, točanymi kałanadami, z zichatlivymi na soncy dachami, z čornaju, panuraju i biazlitasnaju viežaju Antonija, z pałacam na zachodnim uzhorku, patanułym amal da dachaŭ u trapičnaj sadovaj zielaninie, z bronzavymi zichatlivymi skulpturami nad zielaninaj, jon bačyŭ pad scienami hetaha staražytnaha horada zakavanyja ŭ braniu rymskija kahorty kienturyi.
Skroź drymotu pierad Ivanam paŭstavaŭ nieruchomy čałaviek u kresle, paholeny, sa zmučanym žoŭtym tvaram, čałaviek u biełaj mantyi z čyrvonym padbojem, jaki z nianavisciu hladzieŭ u raskošny i čužy sad. Bačyŭ Ivan i biazlesy žoŭty ŭzhorak z apusciełymi słupami z pierakładzinami.
A zdarennie na Patryjarchavych sažałkach bolej Ivana Biazdomnaha nie chvalavała.
— Skažycie, Ivan Mikałajevič, a vy sami daloka byli ad turnikieta, kali Bierlijoz upaŭ pad tramvaj?
Ledź prykmietnaja abyjakavaja ŭsmieška čamuści varuchnuła Ivanavy huby, i jon adkazaŭ:
— Ja byŭ daloka.
— A hety klatčasty byŭ la samaha turnikieta?
— Nie, jon siadzieŭ na łaŭcy niepadaloku.
— A vy dobra pamiatajecie, što jon nie padychodziŭ da turnikieta ŭ toj čas, kali ŭpaŭ Bierlijoz?
— Pamiataju. Nie padychodziŭ. Jon, razvaliŭšysia, siadzieŭ.
Heta było apošniaje pytannie sledčaha. Pasla ich jon ustaŭ, padaŭ Ivanu ruku, pažadaŭ chutčej vylečycca i vykazaŭ spadziavannie, što chutka pračytaje jaho novyja vieršy.
— Nie, — cicha adkazaŭ Ivan, — ja bolej vieršaŭ pisać nie budu.
Sledčy vietliva ŭsmichnuŭsia, dazvoliŭ sabie skazać, što ciapier u paeta nievialikaja depresija, ale jana chutka projdzie.
— Nie, — cicha adkazaŭ Ivan i hladzieŭ nie na sledčaha, a ŭdalečyniu, tudy, dzie patuchaŭ niebakraj, — heta ŭžo nikoli nie projdzie. Vieršy, jakija ja pisaŭ, drennyja vieršy, i ciapier ja heta zrazumieŭ.
Sledčy pajšoŭ ad Ivanki z kaštoŭnym materyjałam. Idučy pa nitačcy padziej z kanca da pačatku, udałosia narešcie dabracca da taho, adkul pačalisia ŭsie padziei. Sledčy nie sumniavaŭsia, što ŭsie zdarenni pačalisia z zabojstva na Patryjarchavych sažałkach. Viadoma, ni Ivanka, ni hety klatčasty nie papichali pad tramvaj niaščasnaha staršyniu MASSALITa, fizična, kali možna skazać, jamu nie dapamahaŭ nichto. Ale sledčy byŭ pierakanany ŭ tym, što Bierlijoz kinuŭsia pad tramvaj albo ŭpaŭ pad jaho zahipnatyzavanym.
Tak, materyjału było ŭžo mnoha, i było viadoma, kaho i dzie łavić. Dy sprava ŭ tym, što złavić nijakim čynam nie ŭdavałasia. U hetaj trojčy praklataj kvatery № 50, niama sumniennia, niechta byŭ. Časam hetaja kvatera adkazvała to traskučym, to huhniavym hołasam na telefonnyja zvanki, časam u kvatery adčynialisia vokny, i byli čuvać huki patefona. A miž tym kožny raz, kali tudy nakiroŭvalisia, tam nikoha nie zastavali. A byli tam i nieadnojčy, u roznuju paru sutak. Mała hetaha, pa kvatery chadzili z sietkaju, praviarali ŭsie zakutki. Kvatera daŭno ŭžo była padazronaja. Achoŭvali nie tolki toj uvachod, što byŭ praz padvarotniu, ale i čorny ŭvachod; akramia hetaha, na dachu la kominaŭ była pastaŭlena achova. Sapraŭdy, kvatera № 50 chulihaniła, a zrabić ničoha nie mahli.
Hetak usio ciahnułasia da paŭnočy z piatnicy na subotu, kali baron Majhiel, adziety ŭ viečarovy harnitur i łakiravanyja tufli, uračysta zajšoŭ u kvateru № 50 jak hosć. Roŭna praz dziesiać chvilin pasla hetaha kvateru № 50 naviedali biez usiakich zvankoŭ, ale nie tolki haspadaroŭ tam nie znajšli, a i samoha barona Majhiela, navat i sledu jaho.
Dyk voś, jak havaryłasia ŭžo, sprava ciahnułasia takim čynam da subotniaha svitanku. A tut pastupili novyja i nadzvyčaj cikavyja zviestki. Na maskoŭskim aeradromie pryziamliŭsia šascimiesny pasažyrski samalot, jaki prylacieŭ z Kryma. Siarod inšych z jaho vysadziŭsia adzin dziŭny pasažyr. Heta byŭ małady hramadzianin, dzika zarosły ščecciu, jaki dni try nie myŭsia, z haračymi, čyrvonymi i krychu spałochanymi vačyma, biez bahažu i apranuty davoli dziŭna. Hramadzianin byŭ u papasie, u burcy, nadzietaj na načnuju saročku, i ŭ sinich skuranych, novieńkich, tolki kuplenych pantoflach. Ledź tolki jon vyjšaŭ z samalota, da jaho padyšli. Hetaha hramadzianina čakali ŭžo, i praz niejki čas niezabyŭny dyrektar Varjete Sciapan Bahdanavič Lichadziejeŭ byŭ pierad sledčymi. Ciapier stała viadoma, što Vołand pranik u Varjete pad vyhladam artysta pasla taho, jak zahipnatyzavaŭ Sciopu Lichadziejeva, a potym umudryŭsia vykinuć Sciopu z Maskvy za boh viedaje jakuju kolkasć kiłamietraŭ. Materyjału prybyvała, ale lahčej nie rabiłasia, a, naadvarot, stała ciažej, bo było vidavočna, što avałodać asobaju, jakaja vytvaraje takija štučki, jak sa Sciopam Lichadziejevym, budzie nialohka. Miž inšym, Lichadziejeŭ, pa jaho prośbie, byŭ pasadžany ŭ nadziejnuju kamieru, a pierad sledstvam paŭstaŭ Varenucha, jakoha aryštavali na ŭłasnaj kvatery, kudy jon viarnuŭsia pasla amal dvuch sutak.
Niahledziačy na abiacannie Azaziełu nie chłusić, administratar pačaŭ jakraz z chłusni. Chacia nadta stroha jaho karać za heta nielha. Azazieła ž zabaraniŭ jamu chłusić i padmanvać pa telefonie, a ŭ hetaj situacyi razmova išła biez telefonnaha aparata. Vočki ŭ Ivana Savieleviča biehali, jon havaryŭ, što ŭdzień u čacvier napiŭsia adzin u svaim kabiniecie ŭ Varjete, pasla pajšoŭ nie pamiataje kudy, što dzieści jašče piŭ starku, a dzie — nie pamiataje, niedzie valaŭsia pad płotam, a dzie — znoŭ nie pamiataje. Tolki pasla taho, jak administrataru rastłumačyli, što jon svaimi niedarečnymi, durnymi pavodzinami pieraškadžaje viesci važnaje sledstva i za heta budzie adkazvać, Varenucha zapłakaŭ i zašaptaŭ dryhotkim hołasam, azirajučysia, što chłusić jon tamu, što baicca pomsty vołandaŭskaje šajki, u rukach u jakoje jon užo pabyŭ, i što jon prosić, molić, kab jaho zapierli ŭ braniravanaj kamiery.
— Ćfu ty čort! Voś dałasia im hetaja braniravanaja kamiera! — pramarmytaŭ adzin sa sledčych.
— Ich dobra napałochali hetyja niahodniki, — skazaŭ toj sledčy, jaki pabyŭ u Ivanki.
Varenuchu jak mahli supakoili, skazali, što achoŭvajuć, i tady vysvietliłasia, što nijakaje starki jon nie piŭ pad płotam, a što bili jaho dvoje, adzin ikłasty i ryžy, a druhi taŭstun…
— Aha, na kata padobny?
— Aha, aha, aha, — šaptaŭ, zamirajučy ad strachu i kožnuju siekundu azirajučysia, administratar i raskazvaŭ dalej padrabiaznasci, jak jon prabyŭ amal dva dni ŭ kvatery № 50 u jakasci kryvapiŭcy-navodčyka, što ledź nie staŭ pryčynaj smierci findyrektara Rymskaha…
U hety čas pryviali findyrektara, jakoha pryviezli ŭ leninhradskim ciahniku. Adnak hety dryžačy ad strachu, psichična chvory pasivieły stary, u jakim ciažka było paznać byłoha findyrektara, nizavošta nie chacieŭ havaryć praŭdu i akazaŭsia vielmi ŭpartym. Rymski pierakonvaŭ, što nijakaj Hieły nie bačyŭ u svaim aknie nočču, hetaksama, jak i Varenuchi, a prosta jamu stała niadobra, i jon nie pamiataje, jak pajechaŭ u Leninhrad. Vidać, i havaryć nie varta, što svajo sviedčannie findyrektar zakončyŭ prośbaju schavać jaho ŭ braniravanaj kamiery.
Aniečku aryštavali ŭ toj čas, kali jana sprabavała ŭsunuć kasircy na Arbacie dziesiacidalaravuju papierku. Raskaz Aniečki pra toje, jak z akna na Sadovaj vylatali ludzi i pra padkoŭku, jakuju, jak jana havaryła, padniała, kab addać u milicyju, słuchali ŭvažliva.
— Padkoŭka sapraŭdy była załataja i z brylantami? — spytalisia ŭ Aniečki.
— Chiba ja brylantaŭ nie viedaju, — adkazała Aniečka.
— Ale ž vy havorycie, što daŭ jon vam čyrvoncy?
— Chiba ja nie viedaju čyrvoncaŭ, — adkazvała Aniečka.
— A jak jany tady ŭ dalary pieratvarylisia?
— Ničoha nie viedaju ni pra jakija dalary i nie bačyła ja nijakich dalaraŭ, — viskliva adkazvała Aniečka, — ja maju prava! Mnie dali ŭznaharodu, ja za jaje parkal kuplu… — i paniesła adrazu małacilniu, što nie moža adkazvać za domakiraŭnictva, jakoje razviało na piatym paviersie niačystuju siłu, jakaja žyccia nie daje.
Tut sledčy zamachaŭ na Aniečku piarom, tamu što jana ŭžo zusim nadakučyła, napisaŭ joj propusk na zialonaj papiercy, i tady na radasć usim Aniečka vyjšła z pamiaškannia.
Potym cuham pajšli ludzi, u tym liku i Mikałaj Ivanavič, tolki što aryštavany z-za durasci svaje žonki, jakaja zajaviła pad ranicu ŭ milicyju, što jaje muž znik. Mikałaj Ivanavič nie vielmi zdziviŭ milicyju, kali pakłaŭ na stol zdzieklivaje pasviedčannie, što čas jon prabaviŭ na bali ŭ satany, i svaimi raskazami, jak jon vaziŭ u pavietry hołuju rabotnicu Marharyty Mikałajeŭny kudyści kupacca da čarciej na raku, i jak pierad hetym zjaviłasia ŭ aknie hołaja Marharyta Mikałajeŭna. Praŭda, tut jon byŭ nie zusim dakładny, naprykład, paličyŭ lepš nie havaryć, što zjaviŭsia ŭ spalniu z vykinutaju saročkaju i što nazvaŭ Natašu Vienieraju. Z jaho słoŭ atrymlivałasia, što Nataša vyvaliłasia z akna, asiadłała jaho i pavałakła z Maskvy…
— Vymušany byŭ padparadkavacca hvałtu, — raskazvaŭ Mikałaj Ivanavič i zakončyŭ svaje bajki prośbaju žoncy ničoha nie havaryć. Heta jamu paabiacali.
Sviedčannie Mikałaja Ivanaviča dało mahčymasć vysvietlić, što Marharyta Mikałajeŭna i jaje rabotnica Nataša znikli biassledna. Byli pryniaty miery, kab adšukać ich.
Hetak sledstvam, jakoje nie spyniałasia ni na chvilinku, i adznačyłasia subotniaja ranica. U horadzie ŭžo błukali sama roznyja čutki, u jakich było tolki kryšku praŭdy, ale jaje padmazvali vializnaju chłusnioju. Havaryli, što byŭ sieans u Varjete, pasla jakoha ŭsie dzvie tysiačy hledačoŭ vyskačyli na vulicu ŭ čym maci naradziła, što nakryli drukarniu falšyvych papierak čaraŭnika na Sadovaj vulicy, što niejkaja šajka vykrała piacioch zahadčykaŭ z siektara vidoviščaŭ, što milicyja ich adrazu ž znajšła, i jašče šmat takoha, što i paŭtarać navat nie chočacca.
Tym časam nabližaŭsia poŭdzień, i tady tam, dzie viali sledstva, pačuŭsia zvanok. Z Sadovaje paviedamili, što praklataja kvatera znoŭ padaje prykmiety žyccia. Było skazana, što z siaredziny adčyniali vokny, što čuvać byli huki pijanina i spievy, što bačyli ŭ aknie čornaha kata, jaki siadzieŭ na padakonniku i hreŭsia na soncy.
Kala čatyroch hadzin spiakotnym dniom vialikaja kampanija mužčyn, apranutych u cyvilnaje adziennie, vysadziłasia z troch mašyn voddal ad doma № 302-bis na Sadovaj vulicy. Tut hrupa razdzialiłasia na dzvie mienšyja, adna pajšła cieraz dvor prosta ŭ šosty padjezd, a druhaja adčyniła druhija, zvyčajna zabityja dzviery, jakija viali na čorny ŭvachod, i abiedzvie pačali ŭzychodzić pa roznych lesvicach u kvateru № 50.
U hety čas Karoŭieŭ i Azazieła, Karoŭieŭ užo ŭ zvyčajnym svaim adzienni, nie ŭ sviatočnym fraku, siadzieli ŭ stałoŭcy ŭ kvatery, kančali sniedać. Vołand, jak i zvyčajna, byŭ u spalni, a dzie byŭ kot — nieviadoma. Ale z kuchni čuŭsia hrukat rondalaŭ, i možna było padumać, što Biehiemot znachodzicca tam i znoŭ, jak i zvyčajna, niešta vytvaraje.
— A što heta za kroki na lesvicy? — spytaŭsia Karoŭieŭ, zabaŭlajučysia łyžačkaj u kubačku z čornaju kavaju.
— A heta iduć nas aryštoŭvać, — adkazaŭ Azazieła i kulnuŭ kilišačak kańiaku.
— A, nu-nu, — adkazaŭ na heta Karoŭieŭ.
Tyja, što išli pa lesvicy, byli ŭžo na trecim paviersie. Tam niejkija dva vodapravodčyki ramantavali batareju aciaplennia. Pryjšoŭšyja pierakinulisia z vodapravodčykami šmatznačnymi pozirkami.
— Usie doma, — šapnuŭ adzin vodapravodčyk, pahrukvajučy małatkom pa trubie.
Tady piaredni adkryta dastaŭ z-pad pały čorny maŭzier, a druhi pobač z im — admyčki. Naohul tyja, chto išoŭ u kvateru, byli jak sled padrychtavany. U dvuch z ich u kišeniach byli tonieńkija šaŭkovyja sietki, jakija lohka razhortvajucca. Jašče ŭ adnaho — arkan, jašče ŭ adnaho — marlevyja maski i ampuły z chłaraformam.
Umomant adamknuli pieršyja dzviery ŭ kvateru № 50, i ŭsie apynulisia ŭ piarednim pakoi, a dzviery, jakija hruknuli ŭ kuchni, sviedčyli, što druhaja hrupa pa čornym uvachodzie padyšła svoječasova.
Sionnia kali nie poŭnaja ŭdača, to choć častkovaja była vidavočna. Pa ŭsich pakojach imhnienna rassypalisia ludzi i nidzie nikoho nie znajšli, ale zatoje ŭ stałoŭcy znajšli astatki tolki što pakinutaha niedajedzienaha sniadanka, a ŭ hascioŭni na kaminnaj paličcy pobač z kryštalnym zbanam siadzieŭ vializny čorny kot. Jon trymaŭ u svaich łapach prymus.
Uvajšoŭšyja ŭ hascioŭniu davoli doŭha moŭčki hladzieli na hetaha kata.
— Muhu… sapraŭdy zdorava… — šapnuŭ adzin z pryjšoŭšych.
— Ničoha nie parušaju, nikoha nie čapaju, ramantuju prymus, — niadobrazyčliva nadźmuŭsia i pramoviŭ kot, — i jašče pavinien papiaredzić, što kot staražytnaja žyvioła, jakuju nielha čapać.
— Vyklučna čystaja rabota, — šapnuŭ adzin z pryšelcaŭ, a druhi pramoviŭ hučna i vyrazna:
— Nu, niedatykalny i havoračy kot, kali łaska, siudy!
Razharnułasia i ŭzviłasia šaŭkovaja sietka, ale toj, chto kinuŭ jaje, nazdziŭ usim, nie patrapiŭ i zachapiŭ joju tolki zban, jaki sa zvonam upaŭ i pabiŭsia.
— Remiz! — kryknuŭ kot. — Ura! — i, adstaviŭšy ŭbok prymus, vychapiŭ z-za spiny braŭninh. Jon imhnienna pryceliŭsia ŭ bližejšaha supracoŭnika, ale ŭ taho raniej, čym kot, paspieŭ strelić, blisnuła ŭ ruce ahniom, i adnačasna sa strełam z maŭziera kot upaŭ uniz hałavoj z kaminnaje palicy na paddohu, kinuŭ prymus i braŭninh.
— Usio skončana, — pramoviŭ kot i soładka razlohsia ŭ kryvavaj łužynie, — adydzicie ad mianie na siekundu, dajcie mnie razvitacca z ziamloj. O moj siabra Azazieła! — prastahnaŭ toj, chto sciakaŭ kroŭiu. — Dzie ty? — kot pahladzieŭ patuchłymi vačyma na dzviery ŭ stałoŭku. — Ty nie pryjšoŭ da mianie i nie dapamoh u čas niaroŭnaha boju. Ty kinuŭ biednaha Biehiemota, pramianiaŭ jaho na šklanku — praŭda, vielmi dobraha — kańiaku! Nu što ž, niachaj maja smierć budzie na tabie, a ja pakidaju tabie svoj braŭninh…
— Sietku, sietku, sietku, — tryvožna zašaptali navokal.
Ale sietka čortviedama čamu začapiłasia ŭ niekaha ŭ kišeni i nie chacieła vyłazić.
— Adzinaje, što moža vyratavać smiarotna paranienaha kata, heta hłytok bienzinu, — pramoviŭ kot i, pakul była zaminka, prykłaŭsia da prymusa i napiŭsia bienzinu.
Adrazu z-pad vierchniaje levaje łapy pierastała ciačy kroŭ. Kot uschapiŭsia žyvy i badziory, schapiŭ prymus pad pachu, hocnuŭ nazad na kamin, a adtul, abdzirajučy špalery, palez pa scianie i praz dzvie siekundy apynuŭsia vysoka nad pryšelcami, na žaleznym karnizie.
Ruki imhnienna ŭčapilisia za hardzinu i abarvali jaje razam z karnizam, i sonca chłynuła ŭ ciomny pakoj. Ale ni žulikavata ačuniały kot, ni prymus nie ŭpali. Kot nie kinuŭ prymusa, umudryŭsia razam z im pieraskočyć na lustru, jakaja visieła pasiarod pakoja.
— Lesvicu! — kryknuli ŭnizie.
— Vyklikaju na duel! — zakryčaŭ kot, pralatajučy nad hałovami na razhajdanaj lustry.
U rukach znoŭ apynuŭsia braŭninh, a prymus jon pryładziŭ na rahu lustry. Kot lataŭ, jak majatnik, i stralaŭ pa pryšelcach. Hrukat skałanuŭ kvateru. Na padłohu pasypalisia askołki z lustry, tresnuła promniami lusterka na kaminie, palacieŭ pyl ad tynkoŭki, zaskakali pa padłozie parožnija hilzy, pałopalisia šyby ŭ voknach, z prastrelenaha prymusa pačało pyrskać bienzinam. Ciapier i havorki nie mahło być, kab zachapić kata žyvym, i pryšelcy trapna i šalona stralali ŭ jaho ŭ adkaz z maŭzieraŭ u hałavu, u žyvot, u hrudzinu, u spinu. Stralanina vyklikała paniku na asfalcie ŭ dvary.
Ale praciahvałasia hetaja stralanina nie doŭha i sama saboj zacichła. Sprava ŭ tym, što ni katu, ni apieratyŭnikam jana nie pryniesła nijakaje škody. Nie akazałasia nie tolki zabitych, ale navat i paranienych, usie, u tym liku i kot, byli cełyja. Niechta z pryjšoŭšych, kab pravieryć heta, razoŭ piać streliŭ u hałavu praklataj žyviolinie, i kot bojka adkazaŭ cełaju abojmaju. Jak i raniej, nijakaha efiektu. Kot pahojdvaŭsia na lustry, razmachi jakoje pavoli mienšali, dźmuchaŭ u duła braŭninha i plavaŭ sabie na łapu. U tych, što stajali ŭnizie na dvary, było poŭnaje niedaŭmiennie. Heta byŭ ci nie adziny z vypadkaŭ, kali stralanina nie mieła nijakaha vyniku. Možna było dapuscić, što ŭ kata braŭninh cacačny, ale pra maŭziery apieratyŭnikaŭ hetaha nie skažaš. Pieršaja katovaja rana było nie što inšaje, jak fokus i svinskaje prytvostva, hetak ža, jak i piccio bienzinu.
Pasprabavali jašče raz złavić kata. Kinuli arkan, jon začapiŭsia za adzin roh lustry, jana ŭpała. Ad udaru skałanuŭsia ŭvieś dom, ale tołku z hetaha nie było. Prysutnych abdało pyrskami kryštalnych askołkaŭ, a kot pieralacieŭ u pavietry i ŭsieŭsia vysoka pad stołlu naviersie na pazałočanuju lustravuju ramu nad kaminam. Jon nikudy nie zbiraŭsia ŭciakać, naadvarot, siedziačy na ramie, znoŭ pačaŭ havorku.
— Ja zusim nie razumieju, — havaryŭ jon zvierchu, — čamu sa mnoju hetak hruba abychodziacca…
I hetu havorku pierabiŭ niečakana ciažki hołas, jaki pačuŭsia nieviadoma adkul.
— Što adbyvajecca ŭ kvatery? Mnie pieraškadžajuć pracavać.
Druhi, niepryjemny i huhniavy hołas adazvaŭsia:
— Znoŭ, viadoma, Biehiemot, čort by jaho ŭziaŭ!
Treci, traskučy hałasok skazaŭ:
— Miesir! Subota. Sonca zachodzić. Nam para.
— Prabačcie, nie mahu bolš hutaryć z vami, — skazaŭ kot z lustra, — nam para. — Jon kinuŭ svoj braŭninh i vybiŭ abiedzvie šyby ŭ aknie. Potym linuŭ bienzinu, i hety bienzin sam uspychnuŭ chvalaju až da stoli.
Zaharełasia niejak nadzvyčaj chutka i mocna, jak nie byvaje navat i ad bienzinu. Adrazu ž zadymilisia špalery, zakuryłasia hardzina na padłozie, i pačali tleć ramy pabitych voknaŭ. Kot skočyŭ, miaŭknuŭ, pieralacieŭ z lustra na padakonnik i znik z jaho razam sa svaim prymusam. Zvonku pačulisia streły. Čałaviek, jaki siadzieŭ na žaleznaj pažarnaj lesvicy nasuprać juvieliršynych voknaŭ, abstralaŭ kata, kali toj pieralataŭ z padakonnika na padakonnik, kab dabracca da vadasciokavaj truby na rahu doma. Pa hetaj trubie kot uzlacieŭ na dach. Tam jaho biezvynikova abstralała achova pry kominach, i kot rasstaŭ u zachodziačym soncy, jakoje zalivała horad.
U kvatery ŭ hety čas zahareŭsia parkiet pad nahami ŭ pryšelcaŭ, i ŭ ahni, na tym samym miescy, dzie valaŭsia prytvaraka paranieny kot, pakazaŭsia trup barona Majhiela z zadranym uhoru padbarodkam i šklanymi vačyma. Vyciahnuć jaho z ahniu ŭžo nie było mahčymasci.
Pieraskakvajučy pa haračym parkiecie, zbivajučy ahoń dałoniami z plačej i hrudziej, apieratyŭniki adstupili z kabinieta ŭ piaredni pakoj. Tyja, što byli ŭ spalni i ŭ stałoŭcy, vybiehli praz kalidor. Prybiehli i tyja, što byli na kuchni, kinulisia ŭ piaredniuju. Hascioŭnia ŭžo była poŭnaja dymu i ahniu. Niechta na chadu paspieŭ nabrać numar pažarnaj častki, koratka kinuŭ u słuchaŭku:
— Sadovaja, trysta dva-bis!
Bolš nielha było zatrymlivacca. Połymia vyrvałasia ŭ piaredni pakoj. Dychać stała ciažka.
Jak tolki z voknaŭ u začaravanaj kvatery vybiła pieršyja strumieńčyki dymu, u dvary pačulisia adčajnyja čałaviečyja kryki:
— Pažar! Pažar! Harym!
Z roznych kvater ludzi pačali kryčać u telefony:
— Sadovaja! Sadovaja, trysta dva-bis!
U toj čas, kali na Sadovaj pačulisia strašnyja sercu ŭdary i zvon čyrvonych doŭhich mašyn, jakija imčali z usich kancoŭ horada, ludzi, što mitusilisia na dvary, bačyli, jak razam z dymam z akna na piatym paviersie vylecieli try ciomnyja, jak zdałosia, mužčynskija postaci i adna postać hołaje žančyny.