Ci sapraŭdy byli tam postaci, ci heta tolki zdałosia ŭražanym ad pierapałochu žycharam niaščasnaha doma na Sadovaj, viadoma, nichto dakładna skazać nie moža. Kali i byli jany, to kudy nakiravalisia, taksama nichto nie viedaje. Dzie jany razyšlisia, my taksama skazać nie možam, ale dzieści praz čverć hadziny pasla pažaru na Sadovaj u lustranych dzviarach Tarhsina na Smalenskim bazary zjaviŭsia vysoki hramadzianin u klatčastym harnitury, a z im vialiki čorny kot.
Sprytna nyrajučy miž minakoŭ, hramadzianin adčyniŭ dzviery kramy. Ale tut maleńki, kastlavy i zusim nie hascinny šviejcar paŭstaŭ na darozie i niezadavolena skazaŭ:
— Z katami nielha!
— Prašu prabačennia, — zasakataŭ vysoki i prykłaŭ vuzłavatuju ruku da vucha, jak hłuchi, — z katami, kažacie? A dzie vy bačycie kata?
Šviejcar vytraščyŭ vočy, i było čaho: nijakaha kata la noh u hramadzianina nie akazałasia, a z-za jaho plača ŭžo vysoŭvaŭsia i rvaŭsia ŭ kramu taŭstun u parvanaj šapačcy, sapraŭdy, z tvaru krychu padobny na kata. U rukach u taŭstuna byŭ prymus.
Hetaja paračka čamuści nie spadabałasia šviejcaru-mizantropu.
— U nas tolki na valutu, — zachrypieŭ jon razzłavana i hladzieŭ z-pad kudłatych, byccam vyjedzienych mołlu brovaŭ.
— Darahi moj, — pasypaŭ słovami vysoki i zabliskaŭ pabitym piensne, — a adkul vy viedajecie, što jaje ŭ mianie niama? Pa adzienni miarkujecie? Nikoli nie rabicie hetaha, šanoŭniejšy storaž! Vy pamylicca možacie, i vielmi mocna. Pieračytajcie jašče raz chacia b historyju znakamitaha kalifa Harun-al-Rašyda. Ale zaraz ja adkidaju hetuju historyju ŭbok, a chaču skazać vam, što paskardžusia na vas zahadčyku i raskažu jamu pra vas takoje, što z-za hetaha daviadziecca razvitacca vam sa svajoj słužbaju pamiž lustranymi dzviaryma.
— U mianie, mahčyma, poŭny prymus valuty, — uviazaŭsia horača ŭ havorku padobny na kata taŭstun, jaki hetak i piorsia ŭ kramu.
A zzadu padpirała razzłavanaja publika. Z nianavisciu i sumnienniem hledziačy na dziŭnuju paračku, šviejcar sastupiŭ z darohi, i našy znajomyja, Karoŭieŭ i Biehiemot, apynulisia ŭ kramie. Tut jany spačatku ahledzielisia navokal, i potym zvonkim hołasam, jaki čuvać było ŭ kožnym zakutku, Karoŭieŭ abjaviŭ:
— Cudoŭnaja krama? Vielmi, vielmi dobraja krama!
Publika adviarnułasia ad pryłaŭkaŭ i čamuści zdziŭlena pahladzieła na taho, chto havaryŭ, chacia chvalić kramu ŭ jaho byli ŭsie padstavy.
Sotni štuk parkalu sama raznastajnaj rasfarboŭki vidać byli na paličnych kletkach. Za imi vysilisia mitkali i šyfon, sukno fračnaje. Kolki bačyć možna było, stajali štabiali karobak z abutkam, i niekalki hramadzianak siadzieli na maleńkich usłončykach z pravaju nahoju ŭ starym tufli, a levaju — u novaj bliskučaj łodačcy, jakoju jany zakłapočana prytupvali na dyvanku. Dzieści ŭhłybini spiavali i hrali patefony.
Ale Karoŭieŭ i Biehiemot abminuli ŭsie hetyja spakusy i pakiravali da styku kandytarskaha i hastranamičnaha addziełaŭ. Tut było prastorna, hramadzianie ŭ bieretach i chuscinkach nie napirali na pryłavak, jak u parkalovym addziele.
Małoha rostu, zusim kvadratny čałaviek, paholeny da siniavy, u rahavych akularach, u novieńkim kapielušy, nie pakamiečanym i biez padciokaŭ na stužcy, u bezavym palito i łajkavych ryžych palčatkach, stajaŭ la pryłaŭka i niešta ŭładarna myčeŭ. Pradaviec u čystym biełym chałacie i ŭ siniaj šapačcy absłuhoŭvaŭ bezavaha klijenta. Vostrym nažom, padobnym na toj, što Levij ukraŭ u chlebnika, jon zdziraŭ z vilhotnaje ružovaje łasasiny jaje, padobnuju da zmiainaj, sa srebnym vodbliskam, skuru.
— I hety addziel cudoŭny, — uračysta adznačyŭ Karoŭieŭ, — i čužaziemiec simpatyčny, — jon zyčliva pakazaŭ palcam na bezavuju spinu.
— Nie, Fahot, nie, — zadumiona adkazaŭ Biehiemot, — ty, miły, pamylaješsia. Na tvary ŭ bezavaha džentlmiena, pa-mojmu, niečaha nie chapaje.
Bezavaja spina zdryhanułasia, ale, mabyć, vypadkova, bo nie moh viedać čužaziemiec, pra što havaryli pa-rasiejsku Karoŭieŭ i jaho spadarožnik.
— Karošy? — stroha pytaŭsia bezavy pakupnik.
— Miravaja! — adkazaŭ pradaviec, kakietliva kałupajučy nažom pad skuraju.
— Karošy lublu, drenny — nie, — surova havaryŭ čužaziemiec.
— Viadoma! — z zachaplenniem adkazvaŭ pradaviec.
Tut našy znajomcy adyšli ad čužaziemca z jaho łasasinaju da kraju kandytarskaha pryłaŭka.
— Horača sionnia, — skazaŭ Karoŭieŭ maładzieńkaj čyrvanaščokaj pradaŭščycy i nie atrymaŭ nijakaha adkazu. — Pa čym mandaryny? — zapytaŭsia tady ŭ jaje Karoŭieŭ.
— Tryccać kapiejek za kiło, — adkazała pradaŭščyca.
— Usio kusajecca, — uzdychnuŭ Karoŭieŭ, — ach, ach… — jon krychu padumaŭ i zaprasiŭ svajho spadarožnika: — Ješ, Biehiemot.
Taŭstun uziaŭ svoj prymus pad pachu, uchapiŭ vierchni mandaryn z piramidki, zjeŭ jaho adrazu sa škurkaju i ŭziaŭsia za Druhi.
Pradaŭščyca žachliva spałochałasia.
— Vy zvarjacieli! — zakryčała jana, i čyrvań syšła ŭ jaje z tvaru. — Ček davajcie! Ček! — i vypusciła z ruk cukieračnyja ščypcy.
— Dušačka, miłačka, pryhažuńka, — zasipieŭ Karoŭieŭ, navaliŭšysia na pryłavak i padmirhvajučy pradaŭščycy, — nie pry valucie my sionnia… što zrobiš! Ale, klanusia vam, što nastupny raz, i nie pazniej čym u paniadziełak, addam usio najaŭnymi! My ž tut niepadaloku, na Sadovaj, dzie pažar…
Biehiemot prahłynuŭ treci mandaryn, sunuŭ łapu ŭ zamysłavataje zbudavannie z šakaładnych plitak, vychapiŭ adnu, nižniuju, z-za čaho ŭsio zbudavannie ŭpała, i prahłynuŭ šakaładku razam z abhortkaju.
Pradaŭcy ŭ rybnym addziele niby akamianieli sa svaimi nažami ŭ rukach, bezavy čužaziemiec zaviarnuŭsia da rabaŭnikoŭ, i vysvietliłasia, što Biehiemot byŭ niespraviadlivy: u bezavaha nie nie chapała niečaha na tvary, a, naadvarot, chutčej było lišniaje — abvisłyja ščoki i mituslivyja vočki.
Pradaŭščyca ŭžo pažaŭcieła z tvaru i pranizliva zakryčała na ŭsiu kramu:
— Pałosič! Pałosič!
Publika z parkalovaha addzieła rušyła na hety kryk, a Biehiemot adyšoŭ ad kandytarskaje spakusy i sunuŭ łapu ŭ bočku z nadpisam: „Sieladziec kierčanski asablivy”, dastaŭ paru sieladcoŭ i prakaŭtnuŭ ich, tolki chvasty vyplunuŭ.
— Pałosič! — paŭtaryŭsia adčajny kryk z-za kandytarskaha pryłaŭka, a z-za rybnaha pryłaŭka hyrknuŭ pradaviec u espańiołcy:
— Što ž ty, had, robiš?!
Paviel Vosipavič užo spiašaŭsia na miesca zdarennia. Heta byŭ salidny z vyhladu mužčyna ŭ čystym biełym chałacie, jak chirurh, i z ałoŭkam, jaki tyrčaŭ z kišeńki. Paviel Vosipavič, vidać, čałaviek byŭ spraktykavany. Kali na biahu ŭhledzieŭ u rocie ŭ Biehiemota chvost treciaha sieladca, jon imhnienna acaniŭ stanovišča, usio zrazumieŭ, nie pačynajučy z nachabami nijakaje havorki, machnuŭ rukoj udalečyniu i skamandavaŭ:
— Sviščy!
Na roh Smalenskaje vylecieŭ šviejcar z lustranych dzviarej i zaliŭsia złaviesnym svistam. Publika pačała akružać niahodnikaŭ, i tady ŭ spravu ŭmiašaŭsia Karoŭieŭ.
— Hramadzianie! — tonkim dryhotkim hołasam zakryčaŭ jon. — Dy što ž heta robicca? Aś? Dazvolcie ŭ vas zapytać! Biedny čałaviek, — Karoŭieŭ padpusciŭ žalu ŭ hołas i pakazaŭ na Biehiemota, jaki płaksiva skryviŭsia, — biedny čałaviek ceły dzień ramantuje prymusy: jon zhaładaŭ… a valutu adkul jamu ŭziać?
Paviel Vosipavič, zvyčajna strymany i spakojny, kryknuŭ surova:
— Ty pierastań! — i machnuŭ udalečyniu nieciarpliva.
Tady svistok u dzviarach zaliŭsia jašče viesialej.
Ale Karoŭieva nie zbiantežyła ŭmiašannie Paŭła Vosipaviča, jon praciahvaŭ:
— Adkul? — pytajusia ja va ŭsich! Jon zmučany ad hoładu i ad smahi! Jamu horača. Nu ŭziaŭ, biadak, pasprabavać mandaryn na try kapiejki. I voś jany ŭžo sviščuć, jak sałaŭi viasnoj u lesie, turbujuć milicyju, adryvajuć jaje ad spravy. A jamu možna? Ha? — i tut Karoŭieŭ pakazaŭ na bezavaha taŭstuna, i ŭ taho na tvary prastupiła mocnaja tryvoha. — Chto jon taki? Ha? Adkul jon pryjechaŭ? Čaho? Nam sumna było biez jaho? Zaprašali my jaho, ci što? Viadoma, — sarkastyčna kryviŭ rot i kryčaŭ, jak tolki moh, były rehient, — jon, bačycie, u bezavym sviatočnym harnitury, ad łasasiny až raspuch, napchany valutaj, a nam, nam?! Kryŭdna mnie! Kryŭdna! Kryŭdna! — roŭ Karoŭieŭ, jak šafier kaliści na viasiełli.
Usia hetaja durnaja, nietaktoŭnaja i, mabyć, palityčna škodnaja pramova prymusiła hnieŭna ŭzdryhvać Paŭła Vosipaviča, ale, jak heta ni dziŭna, pa vačach prysutnych było zaŭvažna, što ŭ vielmi mnohich ludziej jana znachodzić razumiennie. A kali Biehiemot, prytuliŭšy brudny padrany rukaŭ da vačej, trahična ŭskliknuŭ:
— Dziakuj, darahi tavaryš, zastupiŭsia za biednaha! — zdaryŭsia cud. Prystojny cichieńki dziadok, apranuty biedna, ale čysta, jaki kuplaŭ try mindalnyja pirožnyja ŭ kandytarskim addziele, raptam pieramianiŭsia. Vočy jaho ŭspychnuli bajavym ahniom, jon pačyrvanieŭ, kinuŭ kulok z pirožnymi na padłohu i kryknuŭ:
— Praŭda! — dziciačym tonieńkim hołasam.
Potym jon schapiŭ padnos, skinuŭ z jaho astatki razburanaj Biehiemotam šakaładnaj ejfielevaj viežy, uzmachnuŭ im, levaj rukoj sarvaŭ z čužaziemca kapialuš, a pravaj udaryŭ pa łysaj hałavie. Pačuŭsia huk, jak byccam z hruzavika skidajuć dołu listavoje žaleza. Taŭstun pabialeŭ, adchisnuŭsia nazad i sieŭ u bočku z kierčynskimi sieladcami, vybiŭ z-pad siabie fantan loku. Adbyŭsia adnačasna i druhi cud. Čužaziemiec, jak tolki pravaliŭsia ŭ bočku, na čystaj rasiejskaj movie biez usiakaha akcentu zakryčaŭ:
— Zabivajuć! Milicyja! Mianie bandyty zabivajuć! — jon, mabyć, ad pierapudu raptoŭna avałodaŭ da hetaha času nieviadomaju movaju.
Tady spyniŭsia šviejcaraŭ svist, u natoŭpie ŭschvalavanych pakupnikoŭ zamilhali, nabližajučysia, dva milicejskija šlemy. Ale škodny Biehiemot, niby z balei ŭ łazni na pałok, linuŭ z prymusa bienzinam na kandytarski pryłavak, i jon uspychnuŭ sam. Połymia šuhanuła ŭhoru i pabiehła ŭzdoŭž pryłaŭka, zžyrajučy pa darozie pryhožyja papiarovyja stužki na košykach z sadavinaju. Pradaŭščycy z piskam kinulisia ŭciakać z-za pryłaŭkaŭ, i ledź tolki vyskačyli z-za jaho, uspychnuli na voknach štory i na padłozie zahareŭsia bienzin. Publika adrazu ŭzniała adčajny kryk, šarachnułasia nazad z kandytarskaha, zniesła niepatrebnaha Paŭła Vosipaviča, a z-za rybnaha na svaich pryhožańkich nožkach cuham uciakali da čornaha vychadu pradaŭščycy. Bezavy hramadzianin ledźvie vyłupiŭsia z bočki, uvieś u slizkim loku, pieravaliŭsia cieraz siomhu na pryłaŭku i padaŭsia sledam. Zazvinieła i pasypałasia škło ŭ dzviarach, vydušanaje natoŭpam, a abodva niahodniki — i Karoŭieŭ, i Biehiemot — kudyści znikli, a kudy — nielha było zrazumieć. Potym užo prysutnyja na pačatku pažara ŭ Tarhsinie na Smalenskim raskazvali, što byccam abodva chulihany ŭzlacieli pad stol i tam niby łopnuli, jak dziciačyja pavietranyja šary. Heta, viadoma, vielmi sumnicielna, ale čaho nie viedajem, taho nie viedajem.
A viedajem my, što roŭna praz chvilinu pasla zdarennia na Smalenskim i Biehiemot, i Karoŭieŭ užo apynulisia na chodnikach bulvara jakraz la doma hrybajedaŭskaj ciotki. Karoŭieŭ spyniŭsia la rašotki i zahavaryŭ:
— Ha! Dy heta ž piśmiennicki dom! Viedaješ, Biehiemot, ja mnoha cikavaha i dobraha čuŭ pra jaho. Zviarni ŭvahu, moj siabra, na hety dom. Pryjemna dumać, što pad hetym dacham chavajecca i spieje cełaja prorva talentaŭ.
— Jak ananasy ŭ aranžarejach, — skazaŭ Biehiemot i, kab lepiej palubavacca na kremavy dom z kałonami, staŭ na bietonny padmurak aharodžy.
— Praŭdu kažaš, — zhadziŭsia sa svaim nierazumnym spadarožnikam Karoŭieŭ, — i až soładka-žudasna robicca pad sercam, kali dumaješ pra toje, što ŭ hetym domie zaraz spieje budučy aŭtar „Don-Kichota”, albo „Faŭsta”, albo, čort mianie zabiary, „Miortvych dušaŭ”! Ha?
— Až strašna padumać, — pacvierdziŭ Biehiemot.
— Aha, dziŭnych rečaŭ možna čakać z parnikoŭ hetaha doma, jaki abjadnaŭ pad svaim kryłom niekalki tysiač samaachviarnych, što vyrašyli addać biez astatku žyccio słuženniu Mielpamienie, Polihimnii i Talii. Ty ŭiaŭlaješ, jaki šum pačniecca, kali chto-niebudź z ich dla pačatku padoryć publicy „Revizora” albo „Jaŭhienija Aniehina”!
— Zaprasta moža być, — pacvierdziŭ Biehiemot.
— Sapraŭdy, — praciahvaŭ Karoŭieŭ i zakłapočana padniaŭ palec, — ale! Ale, havaru ja heta i paŭtaraju — ale! Kali na hetyja dalikatnyja ciapličnyja rasliny nie napadzie jaki-niebudź mikraarhanizm, nie padtočyć im korań, i jany nie zahnijucca! A heta zdarajecca z ananasami! Aj-ia-iaj, jak zdarajecca!
— Darečy, — pacikaviŭsia Biehiemot i ŭsunuŭ svaju kruhłuju hałavu praz dzirku ŭ kavanaj aharodžy, — što heta jany robiać na vierandzie?
— Abiedajuć, — rastłumačyŭ Karoŭieŭ, — dadam jašče, moj miły, što tut niadrennaja i davoli tannaja restaracyja. A ja miž tym, jak i kožny turyst pierad dalokim padarožžam, maju vialikaje žadannie padjesci i vypić vialiki ledziany kufal piva.
— I ja taksama, — adkazaŭ Biehiemot, i abodva niahodniki rušyli pa sciažyncy pad lipami prosta da vierandy restaracyi, jakaja nie pradčuvała biady.
Biełatvaraja i sumnaja hramadzianka ŭ biełych škarpetkach i biełym biereciku z chvoscikam siadzieła na vienskim kresle tam, dzie ŭ zielaninie trylaža byŭ zrobleny ŭvachod na vierandu. Pierad joj na zvyčajnym kantorskim stale lažała kantorskaja kniha, u jakuju hramadzianka, nieviadoma navošta, zapisvała tych, chto zachodziŭ u restaracyju. Mienavita hetaja hramadzianka i spyniła Karoŭieva i Biehiemota.
— Vašy pasviedčanni? — jana zdziŭlena hladzieła na piensne Karoŭieva, a taksama na prymus i na parvany Biehiemotaŭ łokać.
— Tysiaču razoŭ vybačajcie, jakoje pasviedčannie? — spytaŭsia Karoŭieŭ zdziŭlena.
— Vy — piśmienniki? — u svaju čarhu zapytałasia hramadzianka.
— Niesumnienna, — z honaram adkazaŭ Karoŭieŭ.
— Vašy pasviedčanni? — paŭtaryła hramadzianka.
— Krasunia ty maja, — pačaŭ piaščotna Karoŭieŭ.
— Ja vam nie krasunia, — pierapyniła jaho hramadzianka.
— A jak škada, — rasčaravana skazaŭ Karoŭieŭ i praciahvaŭ: — Nu, kali vy nie chočacie być krasuniaj, a heta było b pryjemna, možacie i nie być. Ale voś što, kab pierakanacca, što Dastajeŭski piśmiennik, treba ŭ jaho patrabavać pasviedčannie? Dy vaźmicie na vybar staronačak piać z luboha ramana, i vy biez pasviedčannia pierakanajeciesia, što jon piśmiennik. Dy ja dumaju, što pasviedčannia ŭ jaho nikoli i nie było! A ty jak dumaješ? — zviarnuŭsia Karoŭieŭ da Biehiemota.
— Mahu ŭ zakład pajsci, što nie było, — adkazaŭ toj, pastaviŭ prymus pobač z knihaj i vycier pot na zakuranym iłbie.
— Vy — nie Dastajeŭski, — skazała hramadzianka, jakuju zbivaŭ Karoŭieŭ z pantałyku.
— Nu, jak skazać, jak skazać, — adkazaŭ toj.
— Dastajeŭski pamior, — skazała hramadzianka, ale niejak niaŭpeŭniena.
— Pratestuju! — horača ŭskliknuŭ Biehiemot. — Dastajeŭski niesmiarotny!
— Vašy pasviedčanni, hramadzianie, — skazała hramadzianka.
— Zlitujciesia, heta, urešcie, smiešna, — nie zdavaŭsia Karoŭieŭ, — dy nie pasviedčannie vyznačaje piśmiennika, a toje, što im napisana! Adkul vy viedajecie, jakija zadumy rajacca ŭ majoj hałavie? Albo ŭ hetaj hałavie? — jon pakazaŭ na Biehiemotavu hałavu, z jakoj toj adrazu zniaŭ šapačku, kab hramadzianka lepš razhledzieła jaje.
— Prapuscicie, hramadzianie, — užo razzłavana skazała jana.
Karoŭieŭ i Biehiemot sastupili ŭbok i prapuscili niejkaha piśmiennika ŭ šerym harnitury, u letniaj, biez halštuka, kašuli, bieły kaŭnier jakoje šyroka lažaŭ pavierch kaŭniara pinžaka, z hazietaju pad pachaj. Piśmiennik pryvietna kiŭnuŭ hramadziancy, na chadu pastaviŭ u padsunutuju jamu knihu niejki značok i pajšoŭ na vierandu.
— Škada, nie nam, nie nam, — sumna zahavaryŭ Karoŭieŭ, — a jamu budzie ledziany kufal piva, pra jaki my, biednyja padarožniki, hetak maryli z taboj. Stanovišča našaje sumnaje i biazvychadnaje, i ja nie viedaju, što nam rabić.
Biehiemot horka razvioŭ rukami, nadzieŭ šapačku na kruhłuju hałavu, husta abrosłuju vałasami, vielmi padobnymi na kašečuju poŭsć. I ŭ hety momant niamocny, ale ŭładny hołas prahučaŭ nad hałavoju ŭ hramadzianki:
— Prapuscicie, Sofja Paŭłaŭna.
Hramadzianka z knihaju zdziviłasia; skroź zielaninu trylaža ŭznikła biełaja fračnaja hrudzina i barodka klinkom. Čałaviek pryvietna hladzieŭ na dvuch padazronych abarvancaŭ i, navat bolej, žestam zaprašaŭ ich. Aŭtarytet Arčybalda Arčybaldaviča byŭ reč pradmietnaja ŭ restaracyi, jakoj jon zahadvaŭ, i Sofja Paŭłaŭna pakorliva spytałasia ŭ Karoŭieva:
— Jak vaša prozvišča?
— Panajeŭ, — vietliva adkazaŭ toj.
Hramadzianka zapisała prozvišča i zapytalna pahladzieła na Biehiemota.
— Skabičeŭski, — prapiščaŭ toj i čamuści pakazaŭ na svoj prymus.
Sofja Paŭłaŭna zapisała heta i padsunuła knihu naviedvalnikam, kab jany raspisalisia. Karoŭieŭ nasuprać prozvišča „Panajeŭ” napisaŭ „Skabičeŭski”, a Biehiemot suprać Skabičeŭskaha napisaŭ „Panajeŭ”.
Arčybald Arčybaldavič, nazdziŭ Sofj Paŭłaŭnie, z pryjaznaju ŭsmieškaju pavioŭ hasciej za lepšy stolik u supraćlehłym kancy vierandy, tudy, dzie byŭ sama husty cień, da stolika, pobač z jakim viesieła zziała sonca ŭ adnym z trylažnych prarezaŭ u zielaninie. Sofja Paŭłaŭna zdziŭlena mirhała, doŭha razhladała dziŭnyja zapisy, jakija zrabili niečakanyja naviedvalniki ŭ knizie.
Aficyjantaŭ Arčybald Arčybaldavič zdziviŭ nie mieniej, čym Sofju Paŭłaŭnu. Jon sam adsunuŭ kresła ad stolika, zaprasiŭ Karoŭieva siesci, mirhaŭ adnamu, štości šaptaŭ druhomu, i dva aficyjanty zamitusilisia vakol novych hasciej, adzin z jakich svoj prymus pastaviŭ pobač z paryžełym čaravikam na padłohu.
Adrazu znik sa stolika stary nastolnik u žoŭtych plamach, u pavietry, pachrumstvajučy kruchmałam, uzlacieŭ, bialejšy za bieduinski burnus, druhi, a Arčybald Arčybaldavič užo šaptaŭ cicha, ale vyrazna, u samaje vucha Karoŭievu:
— Čym budziem častavacca? Bałyčok josć spiecyjalny… z architektarskaha zjezda ŭrvaŭ…
— E-e… vy dajcie nam naohul zakusačku… e… — dabradušna pramarmytaŭ Karoŭieŭ i adkinuŭsia na kresła.
— Razumieju, — zapluščyŭ vočy i šmatznačna adkazaŭ Arčybald Arčybaldavič.
Aficyjanty, kali ŭbačyli, jak abychodzicca z sumnicielnymi naviedvalnikami šef restaracyi, užo biez usiakaha sumniennia ŭzialisia za spravu. Adzin padavaŭ zapałku Biehiemotu, jaki dastaŭ z kišeni niedakurak i sunuŭ jaho ŭ rot, druhi padlacieŭ sa zvonam zialonaha škła i pastaviŭ pobač z pryborami kielichi, łafitniki i tonieńkija kielichi, z jakich hetak dobra pić pad tentam narzan… nie, zabiahajučy napierad, skažam: piŭsia narzan pad tentam niezabyŭnaje hrybajedaŭskaje vierandy.
— Filejkaju z rabčykaŭ mahu pačastavać, — muzyčna murkaŭ Arčybald Arčybaldavič.
Hosć u pabitym piensne całkam adobryŭ prapanovy kamandzira bryha i dobra hladzieŭ na jaho praz niepatrebnaje škielca.
Bieletryst Pietrakoŭ-Suchaviej z žonkaju, jakija abiedali za susiednim stolikam i dajadali eskałop, z ułascivaj piśmiennikam naziralnasciu, zaŭvažyŭ pasłužlivasć Arčybalda Arčybaldaviča i nadta zdziviŭsia. A jaho žonka, davoli pavažnaja pani, navat pryraŭnavała pirata da Karoŭieva i łyžačkaj pahrukała… — što ž heta takoje, nas zatrymlivajuć… čas marožanaje padavać! U čym sprava?
Adnak Arčybald Arčybaldavič padaravaŭ Pietrakovaj čaroŭnuju ŭsmiešku, nakiravaŭ da jaje aficyjanta, a sam nie pakidaŭ darahich hasciej. Oj, razumny byŭ Arčybald Arčybaldavič! A naziralny nie mieniej, čym piśmienniki. Arčybald Arčybaldavič viedaŭ pra sieans u Varjete i pra šmat inšych vypadkaŭ za hetyja dni čuŭ, ale, u adrozniennie ad inšych, paŭz vušy nie prapuskaŭ ni słova „klatčasty”, ni słova „kot”. Arčybald Arčybaldavič adrazu zdahadaŭsia, chto jaho naviedvalniki. A kali zdahadaŭsia, to, viadoma, svarycca z imi nie zachacieŭ. A Sofja Paŭłaŭna — voś tabie maješ! Heta treba dadumacca, nie puskać hetych dvuch na vierandu! Chacia što z jaje voźmieš.
Pietrakova pahardliva tyckała łyžačkaju ŭ raskisłaje marožanaje, niezadavolena hladzieła, jak stolik pierad niejkimi dvuma prydurkami, niby ŭ kazcy, abrastaje ježaju. Da blasku pamytaje liscie sałaty ŭžo tyrčeła z vazy sa sviežaju ikroju… imhniennie — i zjaviłasia na znarok padsunutym susiednim stoliku zapaciełaje srebnaje viadzierca…
Tolki pasla taho jak pierakanaŭsia, što ŭsio zroblena jak maje być, tolki pasla taho jak u aficyjantavych rukach prylacieła nakrytaja patelnia, u jakoj niešta vurkatała, Arčybald Arčybaldavič dazvoliŭ sabie pakinuć dvuch zahadkavych naviedvalnikaŭ dy i to šapnuŭ im:
— Prabačcie, na chvilinku! Sam prakantraluju filejčyki.
Ion palacieŭ ad stolika i znik va ŭnutranym uvachodzie ŭ restaracyju. Kali b jaki-niebudź naziralnik dalej prasačyŭ, što robić Arčybald Arčybaldavič, to heta zdałosia b jamu zahadkavym.
Šef nakiravaŭsia zusim nie na kuchniu nazirać, jak hatujuć filejčyki, a ŭ restaracyjnuju kładoŭku. Jon adamknuŭ jaje svaim klučom, zamknuŭsia, dastaŭ sa skryni z ildom asciarožna, kab nie zabrudzić manžety, dva ładnyja bałyki, zapakavaŭ ich u hazietnuju papieru, akuratna pieraviazaŭ viarovačkaj i pakłaŭ. Potym u susiednim pakoi pravieryŭ, ci na miescy jaho letniaje palito na šaŭkovaj padkładcy i kapialuš, i tolki pasla hetaha pajšoŭ na kuchniu, dzie kuchar staranna hatavaŭ abiacanyja hasciam filejki.
Treba skazać, što dziŭnaha i zahadkavaha ŭ dziejanniach Arčybalda Arčybaldaviča zusim nie było, i dziŭnymi dziejanniami ich moh nazvać tolki paviarchoŭny naziralnik. Učynki Arčybalda Arčybaldaviča łahična vyciakali z papiaredniaha. Viedannie apošnich padziej, a hałoŭnym čynam fienamienalnaje čuccio Arčybalda Arčybaldaviča padkazvali šefu hrybajedaŭskaj restaracyi, što abied jaho naviedvalnikaŭ budzie choć i bahaty i raskošny, ale davoli karotki. I čuccio, jakoje nie padmanvała byłoha flibusćiera, nie padviało i na hety raz.
U toj čas, kali Karoŭieŭ i Biehiemot čokalisia druhi raz kiliškami cudoŭnaje chałodnaje maskoŭskaje dvojčy ačyščanaje harełki, zjaviŭsia na vierandzie potny i ŭschvalavany Boba Kandałupski, viadomy ŭ Maskvie svaim usioznajstvam, i adrazu ž prysieŭ da Pietrakovych. Boba pakłaŭ svoj pulchny partfiel na stolik, adrazu ž usunuŭ huby ŭ vucha Pietrakovu i zašaptaŭ niešta spakuslivaje. Pani Pietrakova sama pamirała ad cikaŭnasci i padstaviła svajo vucha da maslenych Bobavych hub. A toj zredku aziraŭsia, jak złodziej, i šaptaŭ, šaptaŭ, možna było pačuć tolki asobnyja słovy:
— Klanusia boham! Na Sadovaj, na Sadovaj, — Boba zahavaryŭ jašče cišej: — Nie biaruć kuli! Kuli… kuli… bienzin… pažar… kuli…
— Voś by hetych chłusoŭ, jakija raznosiać plotki, — aburanaja, macniej, čym chaciełasia b Bobu, zahudzieła svaim kantraltavym hołasam pani Pietrakova, — voś im treba było b rastłumačyć! Ale ničoha, ich pastaviać na svajo miesca! Jakija škodnyja plotki!
— Jakija plotki, Antanida Parfirjeŭna! — uskliknuŭ zasmučany niedavieram žonki piśmiennika Boba i znoŭ zasvistaŭ: — Havaru vam, kuli nie biaruć… A ciapier pažar… Jany ŭ pavietry… u pavietry, — Boba šypieŭ i nie padazravaŭ, što tyja, pra kaho jon raskazvaje, siadziać pobač z im i majuć asałodu ad jaho svistu.
Chacia hetaja asałoda chutka skončyłasia. Z unutranaha restaracyjnaha ŭvachodu na vierandu imkliva vyjšli troje mužčyn, tuha padpiarazanyja ramianiami, u krahach i z revalvierami ŭ rukach. Piaredni kryknuŭ zvonka i strašna:
— Ni z miesca! — I jany adrazu ž pačali stralać pa vierandzie, celačysia ŭ hałavu Karoŭievu i Biehiemotu. Tyja, pa kim stralali, adrazu ž rastali ŭ pavietry, a z prymusa ŭdaryŭ ahniavy słup prosta ŭ tent. Nibyta pašča z čornymi krajami zjaviłasia ŭ tencie i pačała raspaŭzacca va ŭsie baki. Ahoń praskočyŭ praz jaje i pačaŭ padymacca da samaha dachu hrybajedaŭskaha doma. Papki z papierami, jakija lažali na aknie na druhim paviersie ŭ redakcyi, raptam uspychnuli, sledam zaniałasia štora, i tut ahoń zahudzieŭ, niby jaho razdzimali, słupami pajšoŭ unutr ciotčynaha doma.
Praz niekalki siekund pa asfaltavych darožkach, jakija viali da čyhunnaje rašotki na bulvary, adkul u sieradu viečaram pryjšoŭ nikim nie zrazumieły Ivanka, ciapier biehli niedaabiedaŭšyja piśmienniki, aficyjanty, Sofja Paŭłaŭna, Boba, Pietrakova, Pietrakoŭ.
Arčybald Arčybaldavič nikudy nie spiašaŭsia i nie ŭciakaŭ, jon zaraniej vyjšaŭ praz bakavy ŭvachod i, jak kapitan, jaki pavinien pakidać karabiel apošnim, stajaŭ spakojna ŭ letnim palito z šaŭkovaju padkładkaju, z dvuma bałykovymi biarviencami pad pachaj.