Maleńki čałaviek u dziravym žoŭtym kaciałku i z padobnym na hrušu čyrvonym nosam, u klatčastych štanach i łakiravanych čaravikach vyjechaŭ na scenu Varjete na zvyčajnym dvuchkołavym viełasipiedzie. Pad huki fakstrota jon prajechaŭ ukruha, a potym raptoŭna ŭskryknuŭ, ad čaho viełasipied ustaŭ na dybki. Čałaviek, prajechaŭšy na adnym kole, staŭ uhoru nahami, umudryŭsia na chadu adkrucić piaredniaje koła i pakacić jaho za kulisy, a potym praciahvaŭ jechać na adnym kole i kruciŭ piedali rukami.
Na vysokaj mietaličnaj mačcie z siadłom naviersie i na adnym kole vyjechała poŭnaja błandzinka ŭ tryko i ŭ spadničcy, usiejanaj bliskučymi srebnymi zoračkami, i pačała jezdzić ukruha. Sustrakajučysia z joju, čałaviek pryvitalna ŭskrykvaŭ i nahoju zdymaŭ z hałavy kaciałok.
Narešcie vyjechaŭ mały hadoŭ vaśmi sa starečym tvaram, pačaŭ nyrać pamiž darosłymi na maleńkim dvuchkołaviku z vializnym aŭtamabilnym sihnałam.
Kampanija zakruciła niekalki pietlaŭ, pad tryvožny hrukat barabana padlacieła da samaha krajočka sceny, i hledačy na pieršych radach až vuchnuli i adchisnulisia, tamu što publicy zdałosia, što ŭsia trojka razam sa svaimi viełasipiedami ruchnie na arkiestr.
Ale viełasipiedysty spynilisia jakraz u toje imhniennie, kali piarednija koły hatovy byli ŭžo zlacieć u pustatu nad hałovami ŭ muzykantaŭ. Viełasipiedysty mocna kryknuli „Ap!”, saskočyli z mašyn i pačali kłaniacca, błandzinka pasyłała publicy pavietranyja pacałunki, a mały smiešna sihnaliŭ svaim aŭtamabilnym hudkom.
Vopleski skałanuli budynak, błakitnaja zasłona papłyła z abodvuch bakoŭ i zakryła viełasipiedystaŭ, zialonyja ahni z nadpisam: „Vychad” nad dzviaryma patuchli, a ŭ pavucinie trapiecyj pad samym kupałam, jak soncy, zapalilisia biełyja šary. Pačaŭsia antrakt pierad apošnim addzialenniem.
Adzinym čałaviekam, jakoha nijak nie cikavili dzivosy viełasipiednaj techniki siamj Džuli, byŭ Ryhor Daniłavič Rymski. U absalutnaj adzinocie jon siadzieŭ u svaim kabiniecie, kusaŭ tonkija huby i pa jaho tvary čas ad času prabiahała sutarha. Da niezvyčajnaha znikniennia Lichadziejeva dadałasia zusim niespadziavanaja prapaža i administratara Varenuchi.
Rymski viedaŭ, kudy jon pajšoŭ, ale jon pajšoŭ i… nie viarnuŭsia nazad! Rymski paciskaŭ plačyma i šaptaŭ sam sabie:
— Ale za što?!
I dziva dziŭnaje: takomu dziełavomu čałavieku, jak findyrektar, prasciej za ŭsio było patelefanavać tudy, kudy nakiroŭvaŭ Varenuchu, i daviedacca, što z im zdaryłasia, a miž tym da dziesiaci hadzin viečara jon nie moh prymusić siabie zrabić heta.
U dziesiać, ličycie, zhvałtavaŭšy siabie, Rymski zniaŭ słuchaŭku i pierakanaŭsia, što telefon jaho miortvy. Kurjer dałažyŭ, što i astatnija aparaty ŭ budynku sapsavalisia. Hetaje niepryjemnaje, ale nie zvyšnaturalnaje zdarennie zusim dakanała dyrektara i adnačasova ŭzradavała: adpała patreba telefanavać. U hety čas nad hałavoj u dyrektara ŭspychnuła i zamirhała čyrvonaja lampačka, paviedamiła, što pačaŭsia antrakt, uvajšoŭ kurjer i papiaredziŭ, što pryjechaŭ zamiežny artyst. Findyrektara čamuści až skałanuła ŭsiaho, jon paciamnieŭ z tvaru, jak navalničnaja chmara, i nakiravaŭsia za kulisy sustrakać hastralora, bo bolš nie było kamu sustrakać.
U vialikuju prybornuju z kalidora, dzie ŭžo traščali sihnalnyja zvanki, znachodzili pryčynu zazirnuć zanadta cikaŭnyja. Tut byli fokusniki ŭ jarkich chałatach i ŭ čałmie na hałovach, kańkabiežcy ŭ biełych viazanych kurtkach, bledny ad pudry raskazčyk i hrymior.
Znakamitasć uraziła ŭsich svaim nievierahodna doŭhim frakam dziŭnaha kroju i tym, što zjaviłasia ŭ čornaj paŭmascy. Ale jašče dziŭniejšyja byli spadarožniki ŭ čornaha maha: doŭhi klatčasty z pabitym piensne i čorny tłusty kot, jaki zajšoŭ u hrymiornuju na zadnich łapach, zusim pa-svojsku sieŭ na kanapu i prypluščyŭsia na aholenyja hrymiravalnyja łampijony.
Rymski pastaraŭsia napuscić na tvar usmiešku, ale tvar ad hetaha staŭ kisły i złosny, pakłaniŭsia maŭklivamu mahu, jaki siadzieŭ pobač z katom na kanapie. Pocisku ruk nie było. Zatoje biescyrymonny klatčasty sam nazvaŭsia, skazaŭ pra siabie „ichni pamočnik”. Heta zdziviła findyrektara, i znoŭ niepryjemna: u kantrakcie navat i ŭpaminannia nie było ni pra jakoha pamočnika.
Davoli vymušana i sucha Ryhor Daniłavič papytaŭsia ŭ klatčastaha, jaki naviazaŭsia jamu na hałavu, pra toje, dzie aparatura artysta.
— Ałmaz vy naš niabiesny, najšanoŭniejšy pan dyrektar, — tresnutym hołasam adkazaŭ pamočnik maha, — naša aparatura zaŭsiody z nami. Voś jana! Ejn, cvej, drej! — i pakruciŭ pierad vačyma Rymskaha vuzłavatymi palcami, niečakana vyciahnuŭ z-za vucha ŭ kata ŭłasny Rymskaha załaty hadzinnik na łancužku, jaki dahetul byŭ u findyrektaravaj kišeni ŭ kamizelcy pad zašpilenym pinžakom i z łancužkom, pradzietym u piatlicu.
Rymski mižvoli ŭchapiŭsia za žyvot, prysutnyja achnuli, a hrymior, jaki zaziraŭ u dzviery, adabralna kašlanuŭ.
— Vaš hadzinničak? Prašu atrymać, — nachabna ŭsmichaŭsia klatčasty i na brudnaj rastapyranaj dałoni padaŭ razhublenamu Rymskamu jaho dabro.
— Z takim u tramvaj nie sadzisia, — cicha i viesieła šapnuŭ raskazčyk hrymioru.
Ale kot vykinuŭ štuku nie raŭnia numaru z čužym hadzinnikam. Jon niečakana ŭstaŭ z kanapy, na zadnich łapach padyšoŭ da padlustranaha stolika, piaredniaj łapaj dastaŭ korak z hrafina, naliŭ vady ŭ šklanku, vypiŭ jaje, pastaviŭ korak na miesca i hrymiravalnaju anučkaju vycier vusy.
Nichto navat i nie achnuŭ, tolki raty raziavili, a hrymior u zachaplenni šapnuŭ:
— Voś dyk kłas!
Tut treci raz tryvožna zahrymieli zvanki, i ŭsie ŭzbudžanyja, u pradčuvanni cikavaha numara, pavalili z hrymiornaje.
Praz chvilinu ŭ hladzielnaj zale patuchli šary, uspychnuła i dała čyrvony vodsviet na niz zasłony rampa, i ŭ asvietlenaj ščylinie zasłony paŭstaŭ pierad publikaj poŭny, viasioły, jak dzicia, čałaviek z paholenym tvaram, u pakamiečanym fraku i ŭ niasviežaj kašuli. Heta byŭ dobra viadomy ŭsioj Maskvie kanfieranśie Žorž Bienhalski.
— Nu voś, hramadzianie, — zahavaryŭ Bienhalski i ŭsmichnuŭsia dziciačaju ŭsmieškaju, — zaraz pierad vami vystupić… — tut Bienhalski scich na imhniennie i zahavaryŭ z druhoj intanacyjaj: — Ja baču, što kolkasć publiki na treciaje addzialennie jašče bolš pavialičyłasia. U nas sionnia pałavina horada! Niejak na dniach sustrakaju ja pryjaciela i havaru jamu: „Čamu nie zachodziš da nas? Učora ŭ nas była pałavina horada”. A jon mnie adkazvaje: „A ja žyvu ŭ druhoj pałavinie!” — Bienhalski vytrymaŭ paŭzu, čakaŭ vybuchu smiechu, ale nichto nie zasmiajaŭsia, i jon praciahvaŭ: —…Takim čynam, vystupić viadomy zamiežny artyst mśie Vołand z sieansam čornaje mahii! Ale my ž z vami razumiejem, — tut Bienhalski mudra ŭsmichnuŭsia, — što jaje naohul nie isnuje na sviecie i što jana nie što inšaje, jak zababony, a prosta mśie Vołand u vysokaj stupieni vałodaje technikaj fokusaŭ, što i budzie vidać z sama cikavaje častki, heta značyć vykryccia hetaj techniki, a ŭličvajučy toje, što my ŭsie jak adzin i za techniku, i za jaje vykryccio, to paprosim pana Vołanda!
Pasla taho jak skazaŭ usio hetaje hłupstva, Bienhalski saščapiŭ abiedzvie ruki dałoń da dałoni i pryvitalna zamachaŭ imi ŭ raschil zasłony, i toj z cichim pošumam razyšoŭsia ŭ baki.
Vychad maha z jaho rosłym pamočnikam i katom, jaki vyjšaŭ na scenu na zadnich łapach, vielmi spadabaŭsia publicy.
— Kresła mnie, — cicha zahadaŭ Vołand, i imhnienna, nieviadoma jak i adkul, na scenie zjaviłasia kresła, na jakoje sieŭ mah, — skažy mnie, šanoŭny Fahot, — spytaŭsia Vołand u klatčastaha hajera, jaki, vidać, mieŭ i inšuju nazvu akramia „Karoŭieva”, — jak pa-tvojmu, maskoŭskaje nasielnictva značna zmianiłasia?
Mah pahladzieŭ na prycichłuju, uražanuju zjaŭlenniem kresła publiku.
— Vielmi, miesir, — cicha adkazaŭ Fahot-Karoŭieŭ.
— Tvaja praŭda. Haradžanie mocna pieramianilisia, zniešnie, ja kažu, jak i sam horad, miž inšym. Pra stroi navat i havorki niama, ale zjavilisia hetyja… jak ich… tramvai, aŭtamabili…
— Aŭtobusy, — pačciva padkazaŭ Fahot.
Publika ŭvažliva słuchała razmovu, mierkavała, što heta preludyja da mahičnych fokusaŭ. Kulisy byli zabityja artystami i rabočymi sceny, i miž ich vidać byŭ napružany, bieły tvar Rymskaha.
Na fizijanomii Bienhalskaha, jaki prytuliŭsia z boku sceny, zjaviłasia niedaŭmiennie. Jon ledź-ledź pryŭzniaŭ brovy, vykarystaŭ paŭzu i zahavaryŭ:
— Zamiežny artyst vykazvaje svajo zachaplennie Maskvoju, jakaja značna vyrasła ŭ techničnych adnosinach, a taksama i maskvičami, — tut Bienhalski dvojčy ŭsmichnuŭsia, spačatku parteru, potym halerei.
Vołand, Fahot i kot paviarnuli hałovy da kanfieranśie.
— Chiba ja vykazvaŭ zachaplennie? — spytaŭ mah u Fahota.
— Zusim nie, miesir, vy nijakaha zachaplennia nie vykazvali, — adkazaŭ toj.
— Dyk što ž havoryć hety čałaviek?
— Jon prosta schłusiŭ! — hučna, na ŭvieś teatr paviedamiŭ klatčasty pamočnik, zaviarnuŭsia da Bienhalskaha i dadaŭ: — Vinšuju vas, hramadzianin chłus!
Z halerei šumnuła smiecham, a Bienhalski skałanuŭsia i vyłupiŭ vočy.
— Ale mianie, viadoma, nie hetak cikaviać aŭtobusy, telefony i inšaja…
— Aparatura! — padkazaŭ klatčasty.
— Pravilna, dziakuj, — pavoli havaryŭ mah ciažkim basam, — jašče bolš značnaje pytannie: ci zmianilisia hetyja haradžanie ŭnutrana?
— Aha, heta važniejšaje pytannie, miesir.
U kulisach pačali pierahladacca i paciskać plačyma, Bienhalski staŭ čyrvony, a Rymski byŭ bieły. Ale tut, byccam by adhadaŭšy tryvohu, jakaja pačynałasia, mah skazaŭ:
— Adnak my zahavarylisia, darahi Fahot, a publika pačynaje sumavać. Pakažy nam na pačatak što-niebudź proscieńkaje.
Zała z palohkaju zavarušyłasia. Fahot i kot razyšlisia ŭ roznyja baki rampy. Fahot pstryknuŭ palcami i zalichvacka kryknuŭ:
— Try, čatyry! — złaviŭ u pavietry kałodu kart, pieratasavaŭ jaje i stužkaju pusciŭ da kata. Kot stužku pierachapiŭ i adpraviŭ nazad. Atłasnaja zmiaja fyrknuła, Fahot raziaviŭ rot, i ŭsiu jaje, karta za kartaju, prahłynuŭ:
Pasla hetaha kot pakłaniŭsia, šarkanuŭ pravaju zadniaju łapaju i vyklikaŭ nievierahodnyja apładysmienty.
— Kłas, kłas! — u zachaplenni kryčali za kulisami.
A Fahot tycnuŭ palcam u parter i abjaviŭ:
— Kałoda hetaja ciapieraka, pavažanyja hramadzianie, znachodzicca ŭ siomym radzie ŭ hramadzianina Parčeŭskaha, jakraz miž trajačkaju i paviestkaj ab vykliku ŭ sud za niavypłatu alimientaŭ hramadziancy Zialkovaj.
U partery zašavialilisia, pačali pryŭstavać, i, narešcie, niejki hramadzianin, u jakoha i sapraŭdy prozvišča było Parčeŭski, uvieś čyrvony ad zdziŭlennia, dastaŭ z bumažnika kałodu kart i pačaŭ tyckać joju ŭ pavietra, bo nie viedaŭ, što treba rabić.
— Niachaj jana zastaniecca vam na pamiać! — kryknuŭ Fahot. — Niezdarma ž vy havaryli ŭčora, viačerajučy, što kab nie pokier, to vaša žyccio ŭ Maskvie było b zusim pakutaju.
— Staryja štučki, — pačułasia z halorki, — hety ŭ partery z taje ž samaje kampanii.
— Vy hetak dumajecie? — zakryčaŭ Fahot i prypluščyŭsia na halereju. — U takim vypadku i vy z nami ŭ adnoj šajcy, tamu što jany ŭ vas u kišeni!
Na halorcy adbyŭsia ruch, i pačuŭsia radasny hołas:
— Praŭda! U jaho! Tut, tut… Stoj! Dy heta ž čyrvoncy!
Tyja, chto siadzieŭ u partery, zaviarnuli hałovy. Na halerei niejki zbiantežany hramadzianin znajšoŭ u svajoj kišeni pačak, pierakryžavany pa-bankaŭsku i z nadpisam na abkładcy: „Adna tysiača rubloŭ”.
Susiedzi navalilisia na jaho, a jon zdziŭlena padkałuplivaŭ palcam upakoŭku, staraŭsia daviedacca, sapraŭdnyja heta čyrvoncy ci čaraŭničyja.
— Dalboh, sapraŭdnyja! Čyrvoncy! — kryčali radasna z halorki.
— Zhulajcie i sa mnoju ŭ takuju kałodu, — viesieła paprasiŭ niejki taŭstun z siaredziny partera.
— Aviek plezir! — adazvaŭsia Fahot. — Ale čamu z adnym vami? Usie prymuć aktyŭny ŭdziel! — i skamandavaŭ: — Prašu hladzieć uhoru!.. Raz!.. — u ruce ŭ jaho akazaŭsia pistalet, jon kryknuŭ: — Dva! — Pistalet padniaŭsia ŭhoru. Jon kryknuŭ: — Try! — blisnuła, babachnuła, i adrazu ž z-pad kupała, nyrajučy miž trapiecyj, pačali padać u zału biełyja papierki.
Jany kružylisia, ich raznosiła ŭ baki, zabivała na halereju, adkidvała ŭ arkiestr i na scenu. Praz niekalki siekund hrašovy doždž dasiahnuŭ kresłaŭ, pahuscieŭ, i hledačy pačali jaho łavić.
Padymalisia sotni ruk, hledačy skroź papierki hladzieli na asvietlenuju scenu i bačyli sama sapraŭdnyja i dakładnyja vadzianyja znaki. Pach taksama nie pakidaŭ nijakaha sumniennia: heta byŭ ni z čym nie paraŭnalny pa vodary pach tolki što addrukavanych hrošaj. Spačatku viesiałosć, a potym zdziŭlennie apanavała ŭvieś teatr. Skroź hudzieli słovy „čyrvoncy, čyrvoncy”, čulisia ŭskliki „ach, ach!” i viasioły smiech. Sioj-toj užo poŭzaŭ pa prachodzie, šukaŭ pad kresłami. Mnohija pastali na kresły, łavili vichlastyja, kapryznyja papierki.
Na tvarach u milicyi pakrysie pačało zjaŭlacca zdziŭlennie, a artysty biescyrymonna palezli z-za kulisaŭ.
U bieletažy pačulisia kryki: „Ty čaho chapaješ? Heta maja! Da mianie lacieła!” i druhi hołas: „Dy ty nie papichajsia, ja ciabie sam jak pichanu!” I raptam pačułasia poŭcha. Adrazu ž u bieletažy zjaviŭsia milicejski šlem, i z bieletaža niekaha paviali.
Naohul uzbudžanasć rasła, i nieviadoma, čym by ŭsio skončyłasia, kali b Fahot nie spyniŭ hrašovy doždž, dźmuchnuŭšy ŭ pavietra.
Dva maładyja čałavieki šmatznačna pierahlanulisia, ustali i pramieńka pakiravali ŭ bufiet. U teatry stajaŭ hul, va ŭsich hledačoŭ uzbudžana bliščali vočy. Tak, tak, nieviadoma, u što b usio heta vyliłasia, kali b Bienhalski nie sabraŭ u sabie siły i nie pavarušyŭsia. Starajučysia macniej avałodać saboj, jon pryvyčna pacior ruki i jak moh hučnym hołasam zahavaryŭ:
— Voś, hramadzianie, my z vami bačyli vypadak hetak zvanaha masavaha hipnozu. Čysta navukovy vopyt, jaki jak najlepš dakazvaje, što nijakich dzivosaŭ i mahii nie isnuje. Paprosim maestra Vołanda raskryć nam hety vopyt. Zaraz, hramadzianie, vy ŭbačycie, što hetyja byccam by hrašovyja papierki zniknuć hetak ža raptoŭna, jak i zjavilisia.
Tut jon pačaŭ apładziravać zusim adzin, i na tvary ŭ jaho ŭ hety čas sviaciłasia ŭpeŭnienaja ŭsmieška, ale ŭ vačach upeŭnienasci nie było, u ich chutčej sviaciłasia prośba.
Publicy havorka Bienhalskaha nie spadabałasia. Nastała ahulnaje maŭčannie, jakoje pierapyniŭ klatčasty Fahot:
— Heta znoŭ vypadak hetak zvanaje chłusni, — abjaviŭ jon mocnym kazlinym tenaram, — papierki, hramadzianie, sapraŭdnyja.
— Brava! — koratka raŭnuŭ bas niedzie ŭ hłybini zały.
— Miž inšym, hety, — tut Fahot pakazaŭ na Bienhalskaha, — mnie zbrydzieŭ. Lezie ŭvieś čas tudy, kudy jaho nie prosiać, chłuslivymi zaŭvahami psuje sieans! Što b heta nam takoje z im zrabić?
— Hołaŭ jamu adarvać! — skazaŭ niechta surova z halorki.
— Što vy skazali? Aś? — adrazu ž adhuknuŭsia na hetuju dzikuju prapanovu Fahot. — Hałavu adarvać? Heta ideja! Biehiemot, — zakryčaŭ jon katu, — rabi! Ejn, cvej, drej!!!
I zdaryłasia niečuvanaje. Šersć na čornym katu ŭstała dybam, jon miaŭknuŭ hetak, što dušu raspałasavała. Potym sciaŭsia ŭ kamiak i, jak pantera, skočyŭ prosta na hrudzi Bienhalskamu, a adtul pieraskočyŭ na hałavu. Z vurkatanniem puchłymi łapami kot učapiŭsia ŭ redzieńkuju šavialuru kanfieranśie, dzika zavyŭ i za dva pavaroty adarvaŭ hałavu ad taŭstavataje šyi.
Dzvie z pałavinaju tysiačy čałaviek u teatry ŭskryknuli ŭ adzin hołas. Kroŭ fantanami z razarvanych arteryj na šyi ŭdaryła ŭhoru i abliła manišku i frak. Biezhałovaje tułava niedarečna zahrebała nahami i sieła na padłohu. U zale pačulisia isteryčnyja žanočyja kryki. Kot pieradaŭ hałavu Fahotu, toj za vałasy padniaŭ jaje i pakazaŭ publicy, i hałava hetaja adčajna kryknuła na ŭvieś teatr:
— Doktara!
— Ty budzieš i dalej havaryć usiakaje hłupstva? — hrozna spytaŭsia Fahot u hałavy, jakaja płakała.
— Nie budu bolej! — prachrypieła hałava.
— Zlitujciesia, nie mučcie jaje! — raptam, pierakryŭšy šum u zale, pačuŭsia z zały žanočy hołas, i mah paviarnuŭ tvar na hety hołas.
— Dyk što ž, hramadzianie, daravać jamu, ci jak? — spytaŭsia Fahot u zały.
— Daravać! Daravać! — pačulisia spačatku adzinočnyja i pieravažna žanočyja hałasy, a potym jany zlilisia ŭ adzin chor z mužčynskimi.
— Jak zahadajecie, miesir? — spytaŭsia Fahot u zamaskiravanaha.
— Nu što ž, — zadumienna adhuknuŭsia toj, — jany — ludzi jak ludzi. Lubiać hrošy, ale ž heta zaŭsiody było… Čałaviectva lubić hrošy, z čaho b jany nie byli zrobleny — sa skury, z papiery, z bronzy albo z zołata. Nu, lehkadumnyja… nu, što ž… i litascivasć časam kranaje ich serca… zvyčajnyja ludzi… uvohule nahadvajuć raniejšych… kvaternaje pytannie tolki sapsavała ich… — i hučna zahadaŭ: — Nadzieńcie hałavu.
Kot prymierkavaŭsia i akuratna ŭzdzieŭ hałavu na šyju, i jana dakładna sieła na svajo miesca, byccam nikoli i nie zdymałasia. I hałoŭnaje, što navat nijakaha i šrama nie zastałosia. Kot łapami abmachnuŭ frak i płastron, i z ich zlacieŭ sled kryvi. Fahot padniaŭ Bienhalskaha, jaki ŭsio siadzieŭ na padłozie, na nohi, sunuŭ jamu ŭ kišeniu pačak čyrvoncaŭ i adpraviŭ sa sceny:
— Kaciciesia adsiul! Biez vas tut viesialej.
Niaŭciamna azirajučysia i chistajučysia, kanfieranśie dajšoŭ tolki da pažarnaha pasta, i raptam jamu stała drenna. Jon žałasliva ŭskryknuŭ:
— Hałava maja, hałava!
Razam z usimi da jaho kinuŭsia i Rymski. Kanfieranśie płakaŭ, łaviŭ niešta ŭ pavietry, marmytaŭ:
— Addajcie mnie maju hałavu! Hałavu addajcie! Kvateru zabiarycie, karciny zabiarycie, tolki hałavu addajcie!
Kurjer pabieh pa doktara. Bienhalskaha sprabavali pakłasci na kanapu, ale jon pačaŭ adbivacca, razbujaniŭsia. Daviałosia vyklikać karetu. Kali niaščasnaha kanfieranśie zabrali, Rymski pabieh nazad na scenu i ŭbačyŭ, što na joj adbyvajucca novyja dzivosy. Darečy, u hety čas ci kryšku raniej, ale mah razam sa svaim vyliniałym kresłam znik sa sceny, varta adznačyć, što publika zusim hetaha nie zaŭvažyła, zachoplenaja tym niezvyčajnym vidoviščam, jakoje razharnuŭ na scenie Fahot.
A Fahot, pasla taho jak pazbaviŭsia ad niaščasnaha kanfieranśie, abjaviŭ publicy takoje:
— Ciapieraka, kali hetaha nazołu spłavili, davajcie adčynim damskuju kramu!
I adrazu padłoha sceny pakryłasia piersidskimi dyvanami, uznikli vializnyja lustry, z bakoŭ asvietlenyja zielenavatymi trubkami, a pamiž lustrami vitryny, u ich hledačy ŭbačyli z viasiołym ašałamlenniem roznaha koleru i fasonu žanočyja sukienki. Heta ŭ adnych vitrynach, a ŭ druhich zjavilisia sotni kapialušykaŭ i z piorkami i biez piorak, i sa spražkami i biez ich, sotni tuflaŭ — čornych, biełych, žoŭtych, skuranych, atłasnych, zamšavych, i z ramieńčykami, i z kamieńčykami. Pamiž tuflaŭ zjavilisia futarały, a ŭ ich zazziali sviatłom bliskučyja hrani kryštalnych fłakonaŭ. Hory sumačak sa skury antyłopaŭ, zamšavych, šaŭkovych, a pamiž imi cełyja kučy čakannych załatych pradaŭhavatych futaralčykaŭ, u jakich zvyčajna byvaje hubnaja pamada.
Čortviedama adkul uziałasia ryžaja dziavula ŭ viačernim ubory, z usich bakoŭ spraŭnaja dziavula, kab nie psavaŭ jaje tolki dziŭny šram na šyi, zaŭsmichałasia la vitryn usmieškaju haspadyni.
Fahot z sałodkaju ŭchmyłkaju abjaviŭ, što firma zusim biapłatna mianiaje staryja žanočyja sukienki i abutak na paryžskija madeli i paryžski abutak. Hetaje ž samaje jon dadaŭ i ŭ dačynienni sumačak, duchoŭ i ŭsiaho astatniaha.
Kot pačaŭ rasšarkvacca zadniaju łapaju, piaredniaj adnačasna vykručvaŭ niejkija žesty, padobnyja da žestaŭ šviejcara, jaki adčyniaje dzviery.
Dziavula choć i chrypłavata, ale soładka zaspiavała, kryšku kartava, niešta mała zrazumiełaje, ale, miarkujučy pa žanočych tvarach, nadta spakuslivaje:
— Hierlen, Šanel numar piać, Micuka, Narsis Nuar, viačernija sukienki, sukienki kaktejl…
Fahot vyhinaŭsia, kot kłaniaŭsia, dziavula adčyniała šklanyja vitryny.
— Prašu! — kryčaŭ Fahot. — Biez usiakaha soramu i ahladki!
Publika chvalavałasia, ale isci na scenu pakul što nichto nie advažvaŭsia. Narešcie niejkaja brunietka vyjšła z dziesiataha rada, a ŭ partery ŭsmichnułasia hetak, što joj, maŭlaŭ, usio dazvolena i na ŭsio naplavać, prajšła pa bakavym trapie, uzyšła na scenu.
— Brava! — zakryčaŭ Fahot. — Vitaju pieršuju naviedvalnicu! Biehiemot, kresła! Pačniom z abutku, madam.
Brunietka sieła na kresła, i Fahot adrazu vyviernuŭ pierad joj cełuju kuču tuflaŭ.
Brunietka zniała svoj pravy tufiel, pamierała bezavy, patupała ab dyvan, ahledzieła abcas.
— A cisnuć nie buduć? — zadumliva spytałasia jana.
U adkaz Fahot pakryŭdžana ŭskliknuŭ:
— Što vy, što vy! — a kot ad kryŭdy navat miaŭknuŭ.
— Ja biaru hetuju paru, maśie, — skazała brunietka z honaram i abuła druhi tufiel.
Staryja tufli brunietki byli vykinuty za firanku, tudy pajšła i sama jana ŭ supravadženni ryžaje dziavuli i Fahota, jaki nios na plečkach niekalki madelnych sukienak. Kot mitusiŭsia, dapamahaŭ i kab vyhladać salidniej, pačapiŭ sabie na šyju kraviecki mietr.
Praz chvilinu z-za firanki vyjšła brunietka ŭ takoj sukiency, što ŭvieś parter až uzdychnuŭ. Smiełaja žančyna, jakaja nadziva papryhažeła, spyniłasia la lustra, paviała aholenymi plačyma, papraviła vałasy na patylicy i vyhnułasia, starajučysia zirnuć sabie na spinu.
— Firma prosić vas uziać heta na pamiać, — skazaŭ Fahot i padaŭ brunietcy adčynieny futaral z fłakonam.
— Miersi, — hanarliva adkazała brunietka i pajšła pa trapie ŭ parter. Pakul jana išła, hledačy ŭschoplivalisia, macali za futaral.
I tady prarvała ŭščent, i z usich bakoŭ na scenu pajšli žančyny. U ahulnaj uzbudžanaj hamanie, usmiešačkach, uzdychach pačuŭsia mužčynski hołas: „Ja nie dazvalaju tabie!” — i žanočy: „Despat i mieščanin, nie vykručvaj mnie ruku!” Žančyny znikali za firankaj, pakidali tam svaje sukienki i vychodzili ŭ novych. Na taburetačkach z pazałočanymi nožkami siadzieŭ ceły rad i enierhična tupaŭ abutymi nahami. Fahot stanaviŭsia na kaleni, dapamahaŭ ražkom, kot zniasilvaŭsia, nosiačy hory sumačak i tuflaŭ, snavaŭ ad vitryny da taburetak, dziavula z pakalečanaj šyjaj to zjaŭlałasia, to znikała i dajšła da taho, što zusim pačała tarabanić pa-francuzsku, i dziŭna było, što jaje z paŭsłova razumieli ŭsie žančyny, navat tyja, chto nie viedaŭ nivodnaha francuzskaha słova.
Ahulnaje zdziŭlennie vyklikaŭ mužčyna, jaki taksama ŭzbiŭsia na scenu. Jon abjaviŭ, što ŭ jaho žonki hryp, i tamu jon prosić pieradać što-niebudź. A kab dakazać, što jon i sapraŭdy žanaty, mužčyna hatoŭ byŭ pakazać pašpart. Zajava kłapatlivaha muža była sustreta ahulnym rohatam, Fahot zakryčaŭ, što vieryć jamu, jak i samomu sabie, i biez pašparta, i ŭručyŭ hramadzianinu dzvie pary šaŭkovych pančoch, kot ad siabie dadaŭ futaralčyk z pamadaj.
Žančyny, jakija spaznilisia, rvalisia na scenu, sa sceny płyli ščaslivyja ŭ balnych sukienkach, u pižamach z drakonami, u strohich vizitnych harniturach, u kapialušykach, nasunutych na adno bryvo.
Tady Fahot abjaviŭ, što z-za pozniaha času krama začyniajecca da zaŭtrašniaha viečara roŭna praz adnu chvilinu, i nievierahodnaja mitusnia ŭsčałasia na scenie. Žančyny chucieńka, biez usiakaje prymierki chapali tufli. Adna, jak bura, uvarvałasia za firanku, skinuła tam svajo adziennie, uchapiła pieršaje, što tolki trapiła pad ruku, — šaŭkovy, u vializnyja bukiety chałat i, akramia taho, uspieła ŭchapić dva futarały z duchami.
Roŭna praz chvilinu pačuŭsia pistaletny strel, lustry znikli, prapali vitryny i taburetki, dyvan rastaŭ u pavietry hetaksama, jak i firanka. Apošniaj znikła vialikaja kuča starych sukienak i abutku, i zrabiłasia scena znoŭ strohaja, parožniaja i hołaja.
I tut u padziei ŭmiašałasia novaja dziejučaja asoba.
Pryjemny, mocny i nastojlivy baryton pačuŭsia z łožy № 2:
— Usio ž pažadana, hramadzianin artyst, kab vy zaraz ža raskryli pierad hledačami techniku vašych fokusaŭ, asabliva fokusa z hrašyma. Pažadana taksama viarnuć na scenu kanfieranśie. Lios jaho chvaluje hledačoŭ.
Baryton naležaŭ nie kamu-niebudź, a pavažanamu hosciu sionniašniaha viečara Arkadziju Apałonaviču Siemplajaravu, staršyni akustyčnaj kamisii maskoŭskich teatraŭ.
Arkadzij Apałonavič razmiaščaŭsia ŭ łožy z dzviuma žančynami: pažyłoju, doraha i modna apranutaju, i druhoj — maładzieńkaju i pryhožańkaju, apranutaj prasciej. Pieršaja z ich, jak potym vysvietliłasia ŭ čas składannia pratakoła, była žonka Arkadzija Apałonaviča, a druhaja — dalokaja svajačka jaho, pačynajučaja i padajučaja spadziavanni artystka, jakaja pryjechała z Saratava i žyła na kvatery ŭ Arkadzija Apałonaviča i jaho žonki.
— Pardon! — adazvaŭsia Fahot. — Ja prašu prabačennia, ale tut niama čaho raskryvać, tut usio jasna.
— Nie, vybačajcie! Vykryccio patrebna abaviazkova. Biez jaho vašy bliskučyja numary pakidajuć hniatlivaje ŭražannie. Hladackaja masa patrabuje vykryccia.
— Hladackaja masa, — pierapyniŭ Siemplajarava nachabny hajer, — jak byccam ničoha nie havaryła? Ale, uličvajučy vaša hłybokapavažanaje žadannie, Arkadzij Apałonavič, ja, niachaj budzie pa-vašamu, zrablu vykryccio. Ale dla hetaha dazvolcie jašče adzin maleńki numarok.
— Kali łaska, — vielikadušna adkazaŭ Arkadzij Apałonavič, — ale abaviazkova z vykrycciom!
— Słuchajusia, słuchajusia. Tady dazvolcie zapytacca ŭ vas, dzie vy byli ŭčora viečaram, Arkadzij Apałonavič?
U čas hetaha zusim niepatrebnaha i chamskaha pytannia tvar u Arkadzija Apałonaviča zmianiŭsia, i vielmi mocna zmianiŭsia.
— Arkadzij Apałonavič učora viečaram byŭ na pasiedžanni akustyčnaj kamisii, — davoli pahardliva skazała žonka Arkadzija Apałonaviča, — ale ja nie razumieju, jakija adnosiny heta maje da mahii.
— Voj, madam! — pacvierdziŭ Fahot. — Naturalna, vy nie razumiejecie. A nakont pasiedžannia vy całkam pamylajeciesia. Vyjechaŭšy na toje pasiedžannie, jakoje, darečy, učora i nie namiačałasia, Arkadzij Apałonavič adpusciŭ svajho šafiora la budynka akustyčnaj kamisii na Čystych sažałkach (uvieś teatr zacich), a sam u aŭtobusie pajechaŭ na Jałochaŭskuju vulicu ŭ hosci da artystki razjaznoha rajonnaha teatra Milicy Andrejeŭny Pakabaćka i pravioŭ u jaje ŭ hasciach kala čatyroch hadzin.
— Voj, — pakutliva ŭskryknuŭ niechta ŭ poŭnaj cišyni.
Maładaja ž svajačka Arkadzija Apałonaviča zasmiajałasia hłuchim i strašnym smiecham.
— Usio zrazumieła! — uskryknuła jana. — I ja daŭno ŭžo padazravała heta. Ciapier mnie zrazumieła, čamu heta biezdar atrymała rolu Łuizy!
I niespadziavana zamachnułasia karotkim i toŭstym liłovym parasonam i ŭdaryła Arkadzija Apałonaviča pa hałavie.
Niahodnik Fahot, jon ža i Karoŭieŭ, kryknuŭ:
— Voś, pavažanyja hramadzianie, adzin z vypadkaŭ vykryccia, jakoha hetak nazojliva dabivaŭsia Arkadzij Apałonavič!
— Jak mahła ty, niahodnica, zakranuć Arkadzija Apałonaviča? — hrozna spytałasia žonka Arkadzija Apałonaviča i ŭstała ŭ łožy na ŭvieś svoj hihancki rost.
Druhi karotki prystup sataninskaha smiechu avałodaŭ maładoj svajačkaju.
— Užo chto-chto, — adkazała taja z rohatam, — a ja mahu začapić! — i druhi raz pačuŭsia suchi tresk parasona, jaki adskočyŭ ad hałavy Arkadzija Apałonaviča.
— Milicyja! Uziać jaje! — hetakim strašnym hołasam pratrubiła žonka Siemplajarava, što ŭ mnohich pachaładzieła serca.
A tut jašče kot vyskačyŭ da rampy i raŭnuŭ na ŭvieś teatr čałaviečym hołasam:
— Sieans skončany! Maestra! Urežcie marša!
Ašaleły dyryžor, nie razbirajučysia, što robić, uzmachnuŭ pałačkaju, i arkiestr nie zaihraŭ, i navat nie hrymnuŭ, i navat nie chvatanuŭ, a mienavita, adpaviedna miarzotnamu pažadanniu kata, urezaŭ niejki nievierahodny, ni z čym nie paraŭnalny pa razbeščanasci marš.
Na niejkaje imhniennie zdałosia, što byccam čuvać stali kolišnija, pad zorkami paŭdniovymi, u kafešantanie, niejkija małazrazumiełyja, paŭslapyja, ale razhulnyja słovy z hetaha marša:
Ieho prievoschoditielstvo
Lubil domašnich ptic
i bral pod pokrovitielstvo
Chorošieńkich dievic!!!
A mahčyma, i nie było nijakich hetakich słoŭ, a byli inšyja, na hetuju ž samuju muzyku, zusim nieprystojnyja. Hałoŭnaje nie heta, a toje, što ŭ Varjete pasla pačałosia niejkaje stoŭpatvarennie vaviłonskaje. Da siemplajaraŭskaje łožy biehła milicyja, na barjer lezli cikaŭnyja, čulisia strašennyja vybuchi rohatu, šalonyja kryki, jakija hłušyŭ załaty zvon arkiestravych talerak.
I vidać było, što scena raptoŭna apuscieła i što ašukaniec Fahot i nachabny kaciła Biehiemot rastali ŭ pavietry, znikli, jak znik raniej mah u kresle z vyliniałaju abiŭkaju.