Razdziel 15SON MIKANORA IVANAVIČA


Niaciažka zdahadacca, što taŭstun z čyrvonym tvaram, jakoha pamiascili ŭ balnicy ŭ pakoi № 119, byŭ Mikanor Ivanavič Bosy.

Trapiŭ jon, adnak, da prafiesara Stravinskaha nie adrazu, a papiarednie pabyŭšy ŭ inšym miescy.

Ad hetaha miesca ŭ Mikanora Ivanaviča ŭ pamiaci zastałosia mała. Pamiataje tolki piśmovy stol, šafu i kanapu.

Tam z Mikanoram Ivanavičam, u jakoha ŭ vačach uvieś čas niejak kałamuciłasia ad prylivaŭ kryvi i ad dušeŭnaj uzbudžanasci, pačali havorku, ale havorka atrymałasia niejkaja dziŭnaja, błytanaja, a pravilniej skazać, havorki i zusim nie atrymałasia.

Pieršaje pytannie, jakoje zadali Mikanoru Ivanaviču, było nastupnaje:

— Vy Mikanor Ivanavič Bosy, staršynia damkama numar trysta dva-bis na Sadovaj?

Na heta Mikanor Ivanavič zasmiajaŭsia strašnym smiecham i adkazaŭ:

— Ja — Mikanor, viadoma, Mikanor! Ale jaki ž z mianie staršynia!

— Jak heta? — spytalisia ŭ Mikanora Ivanaviča.

— A voś tak, — adkazaŭ jon, — kali ja staršynia, dyk ja adrazu pavinien byŭ vyznačyć, što jon niačystaja siła! A to što ž heta takoje? Piensne tresnuła… uvieś u abarvanym… Jaki ž heta moža być pierakładnik u čužaziemca!

— Pra kaho havorycie? — spytali ŭ Mikanora Ivanaviča.

— Karoŭieŭ! — zakryčaŭ Mikanor Ivanavič. — U piacidziesiataj u nas zasieŭ! Pišycie: Karoŭieŭ. Jaho nieadkładna treba złavić! Pišycie, šosty padjezd, tam jon.

— Adkul valutu ŭziaŭ? — zadušeŭna spytalisia ŭ Mikanora Ivanaviča.

— Boh moj, boh usiemahutny, — zahavaryŭ Mikanor Ivanavič, — usio bačyć, a mnie tudy i daroha. U rukach nikoli nie trymaŭ i navat nie padazravaŭ, jakaja jana, valuta! Haspodź mianie pakaraje za skviernu maju, — z pačucciom praciahvaŭ Mikanor Ivanavič i to zašpilvaŭ kašulu, to rasšpilvaŭ, to chrysciŭsia, — braŭ! Braŭ, ale braŭ našyja, savieckija! Prapisvaŭ, zdarałasia, za hrošy. Štučka i naš sakratar Proležnieŭ, dobraja štučka! Skažu prama, usie zładziei ŭ našym domakiraŭnictvie. Ale valuty nie braŭ!

U adkaz na prośbu nie prytvaracca durniem, a raskazać, jak trapili dalary ŭ vientylacyju, Mikanor Ivanavič apusciŭsia na kaleni, kinuŭsia dołu, raziaviŭ rot, byccam chacieŭ prahłynuć parkietnuju šašku.

— Chočacie, — pramarmytaŭ jon, — ziamlu budu jesci, što nie braŭ? A Karoŭieŭ — jon čort.

Usiakaje ciarpiennie maje miažu, i za stałom pavysili hołas, namiaknuli na toje, što para havaryć pa-čałaviečy.

Tut pakoj z hetaju samaju kanapaju ahłušyŭ dziki kryk Mikanora Ivanaviča, jaki ŭschapiŭsia z kaleniaŭ:

— Voś jon! Voś jon za šafaj! Voś uchmylajecca! I piensne jaho… Trymajcie jaho!.. Akrapić pamiaškannie!

Kroŭ adliła z tvaru ŭ Mikanora Ivanaviča, jon kałaciŭsia, chrysciŭ pavietra, kidaŭsia da dzviarej i nazad, zaspiavaŭ niejkuju malitvu i, urešcie, pačaŭ plesci aby-što.

Stała zrazumieła, što Mikanor Ivanavič ni da jakich razmoŭ niepryhodny. Jaho vyvieli, razmiascili ŭ asobnym pakoi, dzie jon krychu prycich i tolki maliŭsia i ŭschlipvaŭ.

Na Sadovuju, viadoma, zjezdzili i ŭ kvatery № 50 pabyli. Ale nijakaha Karoŭieva tam nie znajšli, i nichto nijakaha Karoŭieva ŭ domie nie viedaŭ i nie bačyŭ. Kvatera, jakuju zajmali niabožčyk Bierlijoz i Lichadziejeŭ, jaki pajechaŭ u Jałtu, była pustaja, i ŭ kabiniecie mirna visieli nikim nie paškodžanyja surhučnyja piačatki na šafach. Z tym i pajechali z Sadovaje, zaadno zachapili z saboj razhublenaha i pryhniečanaha sakratara domakiraŭnictva Proležnieva.

Viečaram Mikanor Ivanavič byŭ pryviezieny ŭ kliniku Stravinskaha. Tam jon vioŭ siabie hetak niespakojna, što jamu daviałosia zrabić injekcyju pa recepcie Stravinskaha, i tolki pasla apoŭnačy Mikanor Ivanavič zasnuŭ u pakoi 119, zredku ciažka i pakutliva stohnučy.

Ale čym dalej, tym lahčejšym rabiŭsia son. Jon pierastaŭ varočacca i stahnać, pačaŭ dychać lohka i roŭna, i jaho pakinuli adnaho.

Tady Mikanoru Ivanaviču sasniŭsia son, u asnovie jakoha, niesumnienna, byli sionniašnija pieražyvanni. Pačałosia z taho, što Mikanoru Ivanaviču sasniłasia, byccam niejkija ludzi z załatymi trubami ŭ rukach padvodziać jaho, i vielmi ŭračysta, da vialikich pałakiravanych dzviarej. Pierad hetymi dzviaryma spadarožniki nibyta syhrali tuš Mikanoru Ivanaviču, a hułki bas z nieba viesieła skazaŭ:

— Kali łaska! Mikanor Ivanavič! Zdavajcie valutu!

Zusim zdziŭleny Mikanor Ivanavič ubačyŭ nad saboj čorny repraduktar.

Potym jon čamuści apynuŭsia ŭ teatralnaj zale, dzie pad pazałočanaj stołlu zziali kryštalnyja lustry, a na scienach kienkiety. Usio było jak sled, jak u nievialikim pa pamiery, ale sapraŭdnym teatry. Była scena z aksamitavaj zasłonaj, pa ciomna-višniovym poli ŭsiejanaj, jak zoračkami, malunkami załatych pavialičanych dziesiatak, suflorskaja budka i navat publika.

Zdziviła Mikanora Ivanaviča toje, što ŭsia hetaja publika była tolki adnaho połu — mužčynskaha, i ŭsia čamuści z barodami. Akramia hetaha, uražvała, što ŭ teatralnaj zale nie było kresłaŭ i ŭsia publika siadzieła na padłozie, dobra naciortaj i koŭzkaj.

Zbiantežany novym i vialikim tavarystvam, Mikanor Ivanavič pataptaŭsia krychu, a potym, jak i ŭsie, sieŭ na parkiecie pa-turecku, umasciŭsia miž ryžym zdaraviakom-baradačom i druhim, blednym i mocna zarosłym ščecciu hramadzianinam. Nichto z prysutnych nie zviarnuŭ uvahi na novaha hledača.

Tut pačuŭsia miakki zvon zvanočka, sviatło ŭ zale patuchła, zasłona raskinułasia, i stała vidać asvietlenaja scena z kresłam, stolikam, na jakim i byŭ załaty zvanočak, i z hłuchim čornym aksamitnym zadnikam.

Z-za kulis vyjšaŭ artyst u smokinhu, čysta paholeny i rasčasany na prabor, małady i z vielmi pryjemnym tvaram. Publika ŭ zale ažyła, usie paviarnulisia da sceny. Artyst padyšoŭ da budki i pacior ruki.

— Siedzicie? — spytaŭ jon miakkim barytonam i ŭsmichnuŭsia zale.

— Siedzimo, siedzimo, — choram adkazali jamu z zały tenary i basy.

— Hm… — zahavaryŭ zadumliva artyst, — i jak vam nie nadakučyć, ja nie razumieju? Usie ludzi jak ludzi — chodziać zaraz pa vulicach, ciešacca viasnovym soncam i ciapłom, a vy tut na padłozie tyrčycie ŭ dušnaj zale! Niaŭžo prahrama hetakaja cikavaja? Što ž, moža, kamu i padabajecca, — pa-fiłasofsku zakončyŭ artyst.

Potym jon zmianiŭ i tembr hołasu, i intanacyju i hučna abjaviŭ:

— Takim čynam, nastupny numar našaj prahramy — Mikanor Ivanavič Bosy, staršynia damavoha kamiteta i zahadčyk dyjetyčnaj stałoŭki. Paprosim Mikanora Ivanaviča!

Družnyja vopleski byli adkazam artystu. Zdziŭleny Mikanor Ivanavič vyłupiŭ vočy, a kanfieranśie, zakryŭšysia rukoj ad sviatła rampy, znajšoŭ jaho pozirkam siarod tych, chto siadzieŭ, i łaskava paklikaŭ palcam na scenu. I Mikanor Ivanavič apynuŭsia na scenie.

U vočy jamu znizu i spieradu ŭdaryła sviatło roznakalarovych lampaŭ, a tamu adrazu pravaliłasia ŭ ciemru zała z publikaju.

— Nu-s, Mikanor Ivanavič, pakažycie nam prykład, — zadušeŭna zahavaryŭ małady artyst, — i zdavajcie valutu.

Nastupiła cišynia. Mikanor Ivanavič pieravioŭ duch i zahavaryŭ cicha:

— Boham klanusia, što…

Ale nie ŭspieŭ jon pramović hetyja słovy, jak usia zała aburana zakryčała. Mikanor Ivanavič razhubiŭsia i zamoŭk.

— Jak ja vas zrazumieŭ, — zahavaryŭ viadučy prahramy, — vy chacieli paklascisia boham, što ŭ vas niama valuty? — i jon spačuvalna pahladzieŭ na Mikanora Ivanaviča.

— Tak točna, niama, — adkazaŭ Mikanor Ivanavič.

— Tak, — adazvaŭsia artyst, — tady prabačcie za niascipłasć: adkul uzialisia čatyrysta dalaraŭ, jakija znojdzieny ŭ prybiralni ŭ vašaj kvatery, adzinymi žycharami jakoje zjaŭlajeciesia vy z žonkaju?

— Čary! — jaŭna iranična pramoviŭ niechta z zały.

— Tak točna, čary, — niasmieła adkazaŭ Mikanor Ivanavič nie to artystu, nie to ŭ ciomnuju zału i rastłumačyŭ: — Niačystaja siła, klatčasty pierakładnik padkinuŭ.

I znoŭ aburana zaraŭła zała. Kali ž nastupiła cišynia, artyst skazaŭ:

— Voś jakija bajki Łafantena davodzicca mnie vysłuchoŭvać! Padkinuli čatyrysta dalaraŭ! Voś vy: vy ŭsie tut valutčyki! Zviartajusia da vas jak da spiecyjalistaŭ — ci mahčyma takoje?

— My nie valutčyki, — pačulisia asobnyja pakryŭdžanyja hałasy ŭ teatry, — ale heta niemahčyma.

— Całkam da vas dałučajusia, — cviorda skazaŭ artyst, — i spytajusia ŭ vas: što mohuć padkinuć?

— Dzicia! — kryknuŭ niechta z zały.

— Voś heta praŭda, — pacvierdziŭ viadučy prahramy, — dzicia, ananimnaje piśmo, prakłamacyju, adskuju mašynu ci mała što jašče, ale čatyrysta dalaraŭ nichto nie budzie padkidać, bo hetakaha idyjota niama na sviecie, — i, zviarnuŭšysia da Mikanora Ivanaviča, artyst dadaŭ z dakoram i sumam: — Zasmucili vy mianie, Mikanor Ivanavič! A ja na vas spadziavaŭsia. Dyk voś, numar vaš nie prachodzić.

U zale pačuŭsia svist u adras Mikanora Ivanaviča.

— Valutčyk jon, — vykrykvali ŭ zale, — z-za takich my, nievinoŭnyja, pakutujem!

— Nie svaryciesia na jaho, — miakka skazaŭ kanfieranśie, — jon pakajecca. — I, pahladzieŭšy na Mikanora Ivanaviča poŭnymi ad sloz błakitnymi vačyma, dadaŭ: — Nu, idzicie, Mikanor Ivanavič, na miesca!

Pasla hetaha artyst pazvaniŭ zvanočkam i hučna abjaviŭ:

— Antrakt, niahodniki!

Uražany Mikanor Ivanavič, jaki zusim niespadziavana staŭ udzielnikam niejkaj teatralnaj prahramy, znoŭ apynuŭsia na svaim miescy na padłozie. Tut jamu sasniłasia, što ŭ zale zapanavała ciemra i što na scienach vyskačyli čyrvonyja pałkija słovy: „Zdavajcie valutu!” Potym znoŭ raschinułasia zasłona, i kanfieranśie zaprasiŭ:

— Prašu na scenu Siarhieja Hierardaviča Dunčyla.

Dunčyl akazaŭsia dabračynnym, ale mocna zaniadbanym mužčynam hadoŭ piacidziesiaci.

— Siarhiej Hierardavič, — zviarnuŭsia da jaho kanfieranśie, — voś užo paŭtara miesiaca vy siedzicie tut, uparta admaŭlajeciesia zdać valutu, jakaja zastałasia ŭ vas, u toj čas jak krainie jana patrebna, a vam zusim nie, a vy ŭsio ŭparciciesia. Vy — čałaviek intelihientny, cudoŭna ŭsio heta razumiejecie i ŭsio ž nie chočacie pajsci nam nasustrač.

— Na žal, ničoha zrabić nie mahu, bo valuty ŭ mianie bolš niama, — spakojna adkazaŭ Dunčyl.

— Dyk, moža, josć brylanty? — spytaŭsia artyst.

— I brylantaŭ niama.

Artyst apusciŭ hałavu i zadumaŭsia, a potym plasnuŭ u ładki. Z-za kulisaŭ vyjšła na scenu pani siaredniaha ŭzrostu, modna apranutaja, u palito biez kaŭniara i ŭ maleńkim kapialušyku. Pani była ŭstryvožanaja, a Dunčyl pahladzieŭ na jaje i navat vokam nie mirhnuŭ.

— Chto hetaja pani? — spytaŭ viadučy prahramy ŭ Dunčyla.

— Heta maja žonka, — z hodnasciu adkazaŭ Dunčyl i pahladzieŭ na doŭhuju šyju pani krychu niepryjazna.

— My patryvožyli vas, pani Dunčyl, — zviarnuŭsia da žančyny kanfieranśie, — voś čamu: my chacieli spytać, ci josć u vašaha muža valuta?

— Jon tady ŭsio addaŭ, — uschvalavana skazała pani Dunčyl.

— Nu, — skazaŭ artyst, — nu što ž, kali tak, dyk tak. Kali ŭsio zdaŭ, to vam daviadziecca zaraz razłučycca z Siarhiejem Hierardavičam, ničoha nie zrobiš! Kali chočacie, vy možacie pakinuć teatr, Siarhiej Hierardavič, — i artyst zrabiŭ carski žest.

Dunčyl zaviarnuŭsia i z hodnasciu pajšoŭ za kulisy.

— Adnu chvilinku! — spyniŭ jaho kanfieranśie. — Dazvolcie mnie na razvitannie pakazać vam jašče adzin numar našaje prahramy, — i znoŭ plasnuŭ u ładki.

Čornaja zadniaja zasłona raschinułasia, i na scenu vyjšła junaja pryhažunia ŭ balnaj sukiency, jakaja trymała ŭ ruce załaty padnosik, na im lažaŭ toŭsty pakunak, pieraviazany cukierkavaj stužkaju, i brylantavaje kale, ad jakoha va ŭsie baki adskokvali sinija, žoŭtyja i čyrvonyja ahni.

Dunčyl stupiŭ krok nazad, tvar jaho pabialeŭ. Zała zamierła.

— Vasiemnaccać tysiač dalaraŭ i kale na sorak tysiač zołatam, — uračysta abjaviŭ artyst, — chavaŭ Siarhiej Hierardavič u horadzie Charkavie na kvatery ŭ svajoj kachanki Idy Hierkułanaŭny Vors, jakuju my majem radasć bačyć zaraz i jakaja achvotna dapamahła nam hetaje bahaccie znajsci, marnaje i miortvaje ŭ rukach pryvatnaje asoby. Vialiki dziakuj, Ida Hierkułanaŭna.

Pryhažunia ŭsmichnułasia, blisnuła zubami, i pušystyja jaje pavieki zdryhanulisia.

— A za ŭsioj vašaj važnasciu i prystojnasciu, — skazaŭ artyst Dunčylu, — chavajecca prahny pavuk, umieły ačmurała i łhun. Vy zamučyli za miesiac usich svajoj tupoj upartasciu. Idzicie ciapier dadomu, i toje piekła, jakoje naładzić tam vaša žonka, budzie vam pakaranniem.

Dunčyl pachisnuŭsia, i zdavałasia, upadzie, ale niečyja spahadlivyja ruki padchapili jaho. Tut apusciłasia piaredniaja zasłona i schavała ŭsich, chto byŭ na scenie.

Šalonyja apładysmienty skałanuli zału hetak, što Mikanoru Ivanaviču zdałosia, byccam u lustrach zadryžali ahni. A kali pieršaja čornaja zasłona pajšła ŭhoru, na scenie ŭžo nikoha nie było, akramia adzinokaha artysta. Jon sarvaŭ druhi załp apładysmientaŭ, raskłaniaŭsia i zahavaryŭ:

— U asobie hetaha Dunčyla pierad vami vystupaŭ u našaj prahramie typovy asiol. Ja ž havaryŭ učora, što tajnaje zachoŭvannie valuty nie maje nijakaha sensu. Vykarystoŭvać jaje nichto nie moža ni pry jakich umovach, zapeŭnivaju vas. Voźmiem chacia b hetaha Dunčyla. Jon atrymlivaje cudoŭny akład, u jaho ŭsio josć, cudoŭnaja kvatera, žonka i pryhažunia kachanka. Dyk nie, zamiest taho kab žyć cicha i mirna, biez usiakich niepryjemnasciej, zdaŭšy valutu i kamieńčyki, hety zajzdrosny durań damohsia taho, što byŭ vykryty pry ŭsich, i na zakusku atrymaŭ vializnuju siamiejnuju niepryjemnasć. Nu, dyk chto zdaje? Niama žadajučych? U takim razie nastupny numar našaje prahramy — viadomy dramatyčny talent, artyst Sava Patapavič Kuralesaŭ, jaki znarok zaprošany, kab vykanać uryŭki sa „Skupoha rycara” paeta Puškina.

Abiacany Kuralesaŭ nie marudziŭ, zjaviŭsia na scenie i akazaŭsia rosłym i miasistym holenym mužčynam u fraku i biełym halštuku.

Biez usiakaha ŭstupu jon zrabiŭ chmury tvar, nasupiŭ brovy i zahavaryŭ nienaturalnym hołasam, kasavuračysia na załaty zvanočak:

— Kak mołodoj poviesa ždiet svidanija s kakoj-nibud' razvratniciej łukavoj…

I Kuralesaŭ raskazaŭ pra siabie mnoha niadobraha. Mikanor Ivanavič čuŭ, jak Kuralesaŭ pryznavaŭsia, što niejkaja niaščasnaja ŭdava vyła, stojačy pierad im na kaleniach u doždž, ale nie kranuła čorstvaha artystavaha serca. Mikanor Ivanavič da svajho snu zusim nie viedaŭ tvoraŭ paeta Puškina, ale samoha jaho viedaŭ cudoŭna i kožny dzień pa niekalki razoŭ havaryŭ niešta padobnaje na takoje: „A za kvateru Puškin płacić budzie?” albo „Lampačku na lesvicy, značyć, Puškin vykruciŭ?”, „Naftu, značyć, Puškin kuplać budzie?”

Ciapier, pasla znajomstva z adnym z jaho tvoraŭ, Mikanor Ivanavič zasumavaŭ, ujaviŭ žančynu na kaleniach, z siratami na daždžy, i mižvoli padumaŭ: „A hety Kuralesaŭ usio ž typ!”

A toj usio macniej i macniej kajaŭsia i zusim zabłytaŭ Mikanora Ivanaviča, tamu što raptam pačaŭ zviartacca da niekaha, kaho na scenie i nie było, i za hetaha adsutnaha sam i adkazvaŭ, i nazyvaŭ siabie to „hasudaram”, to „baronam”, to „baćkam”, to „synam”, to na „vy”, to na „ty”.

Mikanor Ivanavič zrazumieŭ tolki adno, što pamior artyst niadobraju smierciu, zakryčaŭšy napasledak: „Klučy! Klučy maje!” — pasla hetaha ŭpaŭ na padłohu, chrop i asciarožna zryvaŭ z siabie halštuk.

Pasla taho jak pamiorły Kuralesaŭ abtros pyl z fračnych štanoŭ, pakłaniŭsia, usmichnuŭsia falšyvaju ŭsmieškaju i pajšoŭ pad słabieńkija apładysmienty, kanfieranśie zahavaryŭ:

— My z vami pasłuchali ŭ cudoŭnym vykananni Savy Patapaviča „Skupoha rycara”. Hety rycar spadziavaŭsia, što lohkija nimfy zbiahucca da jaho i adbudziecca jašče mnoha pryjemnaha. Ale, jak bačycie, ničoha nie zdaryłasia, nijakija nimfy nie zbiehlisia da jaho, a muzy nie pryniesli jamu daniny, pałacaŭ jon nijakich nie pabudavaŭ, a naadvarot, skončyŭ vielmi drenna, pamior k djabłu ad insulta na svajoj skryncy z valutaju i kamianiami. Papiaredžvaju vas, što i z vami moža zdarycca niešta takoje, a to i horšaje, kali vy nie zdascie valutu!

Paezija Puškina zrabiła hetakaje ŭražannie ci prazaičnaja pramova kanfieranśie, ale niečakana z zały pačuŭsia saramlivy hołas:

— Ja zdaju valutu!

— Kali łaska, prašu na scenu! — vietliva zaprasiŭ kanfieranśie, uhladajučysia ŭ ciomnuju zału.

I na scenie apynuŭsia maleńkaha rostu bialavy hramadzianin, jaki z vyhladu nie braŭ užo try tydni ŭ rot.

— Vinavaty, jak vaša prozvišča? — papytaŭsia kanfieranśie.

— Kanaŭkin Mikałaj, — saramliva abazvaŭsia nieznajomy.

— A! Vielmi pryjemna, hramadzianin Kanaŭkin, nu?

— Zdaju! — cicha skazaŭ Kanaŭkin.

— Kolki?

— Tysiaču dalaraŭ i dvaccać załatych dziesiatak.

— Brava! Usio, što majecie?

Viadučy prahramy pahladzieŭ u vočy Kanaŭkinu, i Mikanoru Ivanaviču zdałosia navat, što z hetych vačej pyrsnuli promni, jakija pranizali Kanaŭkina naskroź, niby renthienaŭskija. U zale pierastali navat dychać.

— Vieru! — narešcie ŭskryknuŭ artyst i patušyŭ svoj pozirk. — Vieru! Hetyja vočy nie chłusiać. Kolki ž ja vam havaryŭ, što asnoŭnaja vaša pamyłka zaklučajecca ŭ tym, što vy niedaaceńvajecie značennia čałaviečaha pozirku. Zrazumiejcie, jazyk moža ŭtoić praŭdu, a vočy — nikoli! Vam zadajuć niečakanaje pytannie, vy navat nie ŭzdryhvajecie, imhnienna avałodvajecie saboju i viedajecie, što treba skazać, kab utaić praŭdu, i pierakanaŭča havorycie, i nivodnaja marščynka na vašym tvary nie zdryhaniecca, ale ŭstryvožanaja pytanniem iscina na imhniennie skača z dna dušy ŭ vočy, i ŭsio skončana. Jana zaŭvažana, a vy złoŭleny!

Artyst pramoviŭ heta pałymiana i pierakanaŭča, łaskava pacikaviŭsia ŭ Kanaŭkina:

— A dzie ž schavanyja?

— U majoj ciotki, Parachoŭnikavaj, na Pračyscincy…

— A! Heta… pačakajcie… heta ŭ Kłaŭdzii Iliničny?

— Aha.

— Ach, nu, nu, nu, nu! Taki maleńki asabniačok? Nasuprać jašče aharodčyk? Viedaju, a jak ža! A kudy vy ich tam zapchnuli?

— U pohrabie, u karobcy z-pad Ejmiena…

Artyst usplasnuŭ rukami.

— Ci bačyli vy niešta padobnaje? — uskryknuŭ jon zasmučana. — Dy jany tam zaplesniejuć, adsyrejuć! Nu ci možna takim ludziam daviarać valutu?! Ha? Nu zusim jak dzieci, dalboh!

Kanaŭkin, i sam zrazumieŭšy, što narabiŭ i jak praštrafiŭsia, panuryŭ čubatuju hałavu.

— Hrošy, — praciahvaŭ artyst, — pavinny zachoŭvacca ŭ dziaržbanku, u spiecyjalnych suchich i achoŭvajemych pamiaškanniach, a nie ŭ ciotčynych pahrabach, dzie ich mohuć, naprykład, papsavać pacuki! Dalboh, soramna, Kanaŭkin! Vy ž darosły čałaviek.

Kanaŭkin užo nie viedaŭ, kudy i dziecca, tolki i moh kałupać palcam abšłah svajho pinžaka.

— Nu, dobra, — zlitavaŭsia artyst, — chto staroje ŭspomnić… — i raptam dadaŭ niečakana: — Aha, darečy: za adzin zachod, kab mašynu daremna nie haniać… u ciotki ŭ samoje taksama niešta josć? Ha?

Kanaŭkin nie čakaŭ takoha pavarotu, razhubiŭsia, i ŭ teatry nastała maŭčannie.

— E-e, Kanaŭkin, — z łaskavym dakoram skazaŭ kanfieranśie, — a ja jaho jašče i pachvaliŭ! Voś tabie i maješ, uziaŭ dy i schavaŭ ni z taho ni z siaho! Hłupstva heta, Kanaŭnik! Ja što havaryŭ pra vočy? Vidać ža, što ŭ ciotki josć. Navošta vy daremna nas mučycie?

— Josć! — pa-zalichvacku kryknuŭ Kanaŭkin.

— Brava! — kryknuŭ kanfieranśie.

— Brava! — zaraŭła zała.

Kali ŭsio scichła, kanfieranśie pavinšavaŭ Kanaŭkina, pacisnuŭ jamu ruku, prapanavaŭ adviezci na mašynie ŭ horad i ŭ toj ža mašynie zahadaŭ niekamu ŭ kulisach zajechać pa ciotku i zaprasić jaje ŭ žanočy teatr na prahramu.

— Aha, ja chacieŭ spytacca, nie havaryła ciotka, dzie chavaje svajo? — pacikaviŭsia kanfieranśie, pasłužliva prapanoŭvajučy papiarosku i zapalenuju zapału. Toj zapaliŭ i niejak sumna ŭsmichnuŭsia.

— Vieru, vieru, — uzdychnuŭ i adazvaŭsia artyst, — heta staraja kačarha nie tolki svajaku, čortu nie skaža pra takoje. Nu što ž, pasprabujem abudzić u joj čałavieka. Moža, jašče nie ŭsie struny pahnili ŭ jaje lichviarskaj dušy. Usiaho dobraha, Kanaŭkin!

I ščaslivy Kanaŭkin pajechaŭ. Artyst spytaŭ, ci niama žadajučych zdać valutu, ale atrymaŭ u adkaz maŭčannie.

— Dalboh, dzivaki, — pacisnuŭšy plačyma, pramoviŭ artyst, i zasłona schavała jaho.

Patuchli lampački, było ciomna, i z ciemry byŭ čuvać tenar, jaki spiavaŭ:

„Tam hrudy zołota ležat, i mnie oni prinadležat!”

Potym adniekul zdalok dvojčy pačulisia apładysmienty.

— U žanočym teatry damačka niejkaja zdaje, — niečakana zahavaryŭ ryžy baradaty susied Mikanora Ivanaviča, uzdychnuŭ i dadaŭ: — Ech, kab nie maje husi! U mianie, darahi moj čałavieča, bajcovyja husi ŭ Liknozavie. Zdochnuć, bajusia, biez mianie. Ptuška bajavaja, dalikatnaja, patrabuje dohladu… Ech, kab nie husi!.. Puškinym mianie nie projmieš, — i jon znoŭ uzdychnuŭ.

Tut zała asviatliłasia, i Mikanoru Ivanaviču pačało snicca, što z usich dzviarej u zału pasypalisia kuchary ŭ biełych kaŭpakach z roznymi łyžkami ŭ rukach. Kucharčuki ŭciahnuli ŭ zału čan z supam i łatok z narezanym čornym chlebam. Hledačy ažyvilisia. Viasiołyja kuchary snavali miž teatrałami, nalivali sup u miski i razdavali chleb.

— Abiedajcie, chłopcy, — kryčali kuchary, — i zdavajcie valutu! Čaho vam tut daremna siadzieć? Achvota vam siorbać hetuju bałandu. Pajechaŭ dadomu, vypiŭ jak sled, dobra zakusiŭ!

— Nu čaho ty tut, naprykład, siadziš, baćka? — zviarnuŭsia niepasredna da Mikanora Ivanaviča toŭsty, z malinavaj šyjaj kuchar, praciahvajučy jamu misku, dzie ŭ poliŭcy płavaŭ adzin kapusny list.

— Niama! Niama! Niama ŭ mianie! — strašnym hołasam zakryčaŭ Mikanor Ivanavič. — Razumieješ, niama!

— Niama? — hroznym basam zaroŭ kuchar. — Niama? — žanočym łaskavym hołasam papytaŭsia jon. — Niama, niama, — dabradušna zamartymaŭ i pieratvaryŭsia ŭ fielčarycu Praskoŭiu Fiodaraŭnu.

Jana łaskava šturchała Mikanora Ivanaviča, jaki stahnaŭ sprasonku. Tady znikli kuchary i razvaliŭsia teatr z zasłonaju. Mikanor Ivanavič skroź slozy razhledzieŭ svoj pakoj u balnicy i dvuch u biełych chałatach, ale nie nachabnych kucharaŭ, jakija lezli da ludziej sa svaimi paradami, a doktara i tuju ž Praskoŭiu Fiodaraŭnu, jakaja trymała ŭ rukach nie misku, a taleračku, na jakoj lažaŭ prykryty marlaj špryc.

— Dyk što ž heta, — horka havaryŭ Mikanor Ivanavič, pakul jamu rabili ŭkol, — niama ŭ mianie valuty! Niachaj im Puškin zdaje valutu. Niama!

— Niama, niama, — supakojvała dobraja Praskoŭia Fiodaraŭna, — a na niama i sudu niama.

Mikanoru Ivanaviču stała lahčej pasla ŭkoła, i jon zasnuŭ, i jamu bolš ničoha nie sniłasia.

Ale, dziakujučy jaho vykrykam, tryvoha pieradałasia ŭ 120-ty pakoj, dzie chvory pračnuŭsia i pačaŭ šukać svaju hałavu, u 118-m, dzie zachvalavaŭsia nieviadomy majstar i ŭ adčai załamaŭ ruki, hladzieŭ na poŭniu, uspaminaŭ horkuju, apošniuju ŭ žycci asienniuju noč, pałosku sviatła z-pad dzviarej i rastrapanyja vałasy.

Z 118-ha tryvoha pieralacieła ŭ pakoj da Ivana pa bałkonie, jon pračnuŭsia i zapłakaŭ.

Ale daktary chutka supakoili ŭsich ustryvožanych, i jany pačali zasynać. Sama pazniej zasnuŭ Ivan, kali nad rakoj užo dnieła. Pasla lekaŭ, jakija napaili ŭsio jaho cieła, supakajennie pryjšło da jaho jak chvala, što nakryła koŭdraju. Cieła było lohkaje, a hałavu lohkim vietrykam abviavała drymota. Jon zasnuŭ, i apošniaje, što jon čuŭ najavie, było ranišniaje ptušynaje ščabiatannie. I jamu pačało snicca, što sonca ŭžo apuskałasia nad Łysaju Haroju i była hetaja hara achoplena dvajnym ačaplenniem…


Загрузка...