Razdziel 1NIKOLI NIE RAZMAŬLAJCIE Z NIEVIADOMYMI


Adnojčy viasnoju, u nadzvyčaj dušny adviačorak, na Patryjarchavych sažałkach u Maskvie zjavilisia dvoje. Pieršy, u šerańkim letnim harnitury, byŭ maleńki rostam, syty, łysy, svoj prystojny na vyhlad kapialuš-bułačku nios u ruce, a na čysta vyhalenym tvary mieŭ vielizarnyja akulary ŭ rahavoj apravie. Druhi — plačysty, ryžavaty, vichrasty małady čałaviek u klatčastaj šapačcy, ssunutaj na patylicu, — byŭ u kaŭbojcy, pakamiečanych biełych štanach i ŭ čornych tapačkach.

Pieršy byŭ sam Michaił Alaksandravič Bierlijoz, staršynia praŭlennia adnoj z bujniejšych maskoŭskich litaraturnych asacyjacyj, jakaja skaročana nazyvałasia MASSALIT, i redaktar toŭstaha mastackaha časopisa, a małady jaho spadarožnik — paet Ivan Mikałajevič Panyroŭ, jaki padpisvaŭsia psieŭdanimam Biazdomny.

Jak tolki apynulisia ŭ ciani ledź zazielaniełych lip, piśmienniki najpierš kinulisia da strakata razmalavanaj budački z nadpisam: „Piva i vody”.

Tut varta adznačyć pieršuju niezvyčajnuju akaličnasć hetaha strašnaha travieńskaha viečara. Nie tolki la budački, ale i va ŭsich prysadach uzdoŭž Małoj Bronnaj vulicy nie akazałasia nivodnaha čałavieka. U toj čas, kali, zdajecca, nie stavała siły navat i dychać, kali sonca, pasla taho jak napiakło Maskvu, padała kudyści za Sadovaje kalco, — nichto nie pryjšoŭ pad lipy, nichto nie sieŭ na łavačku, pusta było pad prysadami.

— Dajcie narzanu, — paprasiŭ Bierlijoz.

— Niama narzanu, — adkazała žančyna ŭ budačcy i čamuści pakryŭdziłasia.

— Piva josć? — sipła spytaŭ Biazdomny.

— Piva pryviazuć viečaram, — adkazała žančyna.

— A što josć? — dapytvaŭsia Bierlijoz.

— Abrykosavaja, ale ciopłaja, — skazała žančyna.

— Nu, davajcie, davajcie, davajcie!..

Abrykosavaja pahnała ščodruju žoŭtuju pienu, i ŭ pavietry zapachła cyrulniaj. Pasla taho jak vypili, litaratary pačali adrazu ž ikać, različylisia i sieli na łaŭcy tvaram da sažałki i plačyma da Bronnaj.

Tut adbyłosia druhoje niezvyčajnaje zdarennie, jakoje datyčyła tolki adnaho Bierlijoza. Jon raptoŭna pierastaŭ ikać, jaho serca strapianułasia i na imhniennie kudyści pravaliłasia, potym viarnułasia na svajo miesca, ale z tupoju ihołkaju, jakaja ŭkałołasia ŭ jaho. Akramia ŭsiaho, Bierlijoza apanavaŭ niezrazumieły, ale vialiki strach, jamu raptam zachaciełasia biahom uciačy z Patryjarchavych sažałak biez ahladki. Bierlijoz sumna azirnuŭsia, nie razumiejučy, što jaho hetak napałochała. Jon pabialeŭ, vycier łob chuscinkaj, padumaŭ: „Što heta sa mnoju robicca? Takoha raniej nie było… serca padvodzić… ja stamiŭsia. Vidać, treba kidać usio k djabłu i ŭ Kisłavodsk…”

I tut spiakotnaje pavietra zhusciłasia pierad im, i z jaho satkaŭsia prazrysty hramadzianin, vielmi dziŭny na vyhlad. Na maleńkaj hałoŭcy žakiejskaja šapačka, klatčasty karocieńki i lohieńki pinžačok… Hramadzianin byŭ rostam z sažań, ale vuzki ŭ plačach, nadzvyčaj chudy, a tvar, vymušany zaŭvažyć, mieŭ zdzieklivy.

Bierlijozava žyccio było takoje, što da niezvyčajnych zjaŭ jon nie pryvyk, tamu jašče bolej spałatnieŭ, vyłupiŭ vočy i ŭ razhublenasci padumaŭ: „Nie moža hetaha być!..”

Ale było, i rosły prazrysty hramadzianin, nie kranajučysia ziamli, chistaŭsia pierad im i ŭleva, i ŭprava.

I hetaki žach apanavaŭ Bierlijoza, što jon až zapluščyŭ vočy. A kali raspluščyŭ, to zrazumieŭ, što ŭsio skončyłasia, mroiva prapała, klatčasty znik, a zaadno i tupaja ihołka vyskačyła z serca.

— Nu, djabal! — uskliknuŭ redaktar. — Ty viedaješ, Ivan, u mianie ad spiakoty ledź nie ŭdar byŭ! Navat halucynacyi pačalisia, — jon pasprabavaŭ usmichnucca, ale ŭ jaho ŭ vačach trymcieła tryvoha i ruki dryžali.

Adnak pakrysie jon supakoiŭsia, abmachnuŭsia chuscinkaj i davoli badziora vymaviŭšy: „Nu, takim čynam…” — pradoŭžyŭ havorku, pierapynienuju picciom abrykosavaj.

Havorka hetaja, jak potym stała viadoma, išła pra Isusa Chrysta. Sprava ŭ tym, što redaktar zakazaŭ paetu ŭ čarhovy numar časopisa vialikuju antyrelihijnuju paemu. Hetuju paemu Ivan Mikałajevič napisaŭ, i davoli chutka, ale jana nie zadavoliła redaktara. Namalavaŭ Biazdomny hałoŭnuju dziejučuju asobu svajoj paemy, heta značyć Isusa Chrysta, zanadta čornymi farbami, tym nie mieniej, usiu paemu, na dumku redaktara, treba pisać nanava. I voś ciapier redaktar čytaŭ niešta nakštałt lekcyi pra Isusa, z metaju padkreslić asnoŭnuju paetavu pamyłku. Ciažka skazać, što kankretna padviało Ivana Mikałajeviča — ci vyjaŭlenčaja siła jaho talentu, ci absalutnaje niaviedannie taho, pra što jon sabraŭsia pisać, ale Isus atrymaŭsia ŭ jaho zusim jak žyvy, chacia i niepryvablivy piersanaž. Bierlijoz ža chacieŭ dakazać paetu, što hałoŭnaje nie ŭ tym, jaki byŭ Isus, dobry ci drenny, a ŭ tym, što Isusa nie isnavała naohul i što ŭsie raskazy pra jaho — usiaho tolki vydumka, sama zvyčajnyja mify.

Treba addać naležnaje: redaktar byŭ čałaviek načytany i vielmi ŭmieła spasyłaŭsia ŭ svajoj pramovie na staražytnych historykaŭ, naprykład na znakamitaha Fiłona Aleksandryjskaha, na bliskuča adukavanaha Iiosifa Fłavija, jakija i słova nie skazali pra isnavannie Isusa. Michaił Alaksandravič demanstravaŭ salidnuju erudycyju i, miž inšym, davodziŭ paetu, što toje miesca ŭ piatnaccataj knizie, u 44-m razdziele viadomych Tacytavych „Anałaŭ”, dzie havorycca pra pakarannie Isusa, — nie što inšaje, jak pazniejšaja padrobka i ŭstaŭka.

Paet, jakomu ŭsio, što paviedamlaŭ redaktar, było navinoju, uvažliva słuchaŭ Michaiła Alaksandraviča, nie advodziŭ ad jaho svaich žyvych zialonych vačej, zredku ikaŭ, łajaŭ abrykosavuju vadu.

— Niama nivodnaj uschodniaj relihii, — havaryŭ Bierlijoz, — u jakoj by, jak praviła, nieparočnaja dzieva nie naradziła b boha. I chryscijanie nie vydumali ničoha novaha, hetaksama stvaryli svajho Isusa, jakoha na samaj spravie nikoli nie było žyvoha na hetym sviecie. Voś na heta i treba zrabić asnoŭny akcent…

Bierlijozaŭ tenar uładaryŭ na pustym bulvary, i ŭ mieru taho jak Michaił Alaksandravič ułaziŭ u nietru, u jakuju lezuć i nie bajacca skrucić sabie šyju tolki vielmi adukavanyja ludzi, — paet daviedvaŭsia ŭsio bolej i bolej cikavaha i karysnaha i pra ehipieckaha Azirysa, dobraha boha i syna Nieba i Ziamli, i pra finikijskaha boha Famuza, i pra Marduka, i navat pra mieniej viadomaha hroznaha boha Viclipucli, jakoha vielmi ŭšanoŭvali niekali acteki ŭ Mieksicy.

I voś jakraz u toj čas, kali Michaił Alaksandravič raskazvaŭ paetu pra toje, jak acteki lapili z ciesta fihurku Viclipucli, na bulvary pakazaŭsia pieršy čałaviek.

Pasla, kali, ščyra kažučy, było ŭžo pa časie, roznyja ŭstanovy dali svaje zvodki z apisanniem hetaha čałavieka. Paraŭnannie ich nie moža nie vyklikać zdziŭlennia. Hetak u pieršaj zvodcy skazana, što čałaviek byŭ maleńki rostam, mieŭ załatyja zuby i nakulhvaŭ na pravuju nahu. U druhoj — što čałaviek vysoki rostam, karonki ŭ jaho płacinavyja, kulhaŭ na levuju nahu. U treciaj łakanična paviedamlajecca, što asablivych prykmiet u čałavieka nie było naohul.

Treba adznačyć, što nivodnaja z hetych zvodak ničoha nie vartaja.

Pierš za ŭsio: ni na jakuju nahu čałaviek nie kulhaŭ i rostam byŭ i nie maleńki i nie vialiki, a siaredni. Što datyčyć zuboŭ, to z levaha boku ŭ jaho byli płacinavyja karonki, a z pravaha — załatyja. Byŭ jon u darahim šerym harnitury, u zamiežnych, pad koler harnitura, tuflach. Šery bieret zuchavata ssunuty na vucha, pad pachaj nios kij z čornym nabałdašnikam u vyhladzie hałavy pudziela. Z vyhladu — hadoŭ za sorak. Rot niejki kryvy. Tvar čysta vyhaleny. Bruniet. Pravaje voka čornaje, levaje čamuści zialonaje. Brovy čornyja, ale adno bryvo vyšej za druhoje. Adnym słovam — čałaviek z-za miažy.

Čužaziemiec prajšoŭ paŭz łaŭku, na jakoj razmiascilisia redaktar i paet, skosa zirnuŭ na ich i raptam sieŭ na susiedniaj łaŭcy, za dva kroki ad siabroŭ.

„Niemiec”, — padumaŭ Bierlijoz.

„Anhielec, — padumaŭ Biazdomny, — bač ty, i nie horača jamu ŭ palčatkach”.

A čužaziemiec zirnuŭ na vysokija damy, jakija kvadratam akružali sažałku, i stała zrazumieła, što bačyć jon hetaje miesca ŭpieršyniu i što jano jaho zacikaviła.

Ion spyniŭ pozirk na vierchnich pavierchach, jakija slipuča adlustroŭvali škłom pałamanaje i nazaŭsiody adychodziačaje dla Michaiła Alaksandraviča sonca, potym pahladzieŭ uniz, dzie vokny nadviačorkava zaciamnielisia, niečaha pabłažliva ŭsmichnuŭsia, prypluščyŭsia, ruki pakłaŭ na nabałdašnik, a padbarodak na ruki.

— Ty, Ivan, — havaryŭ Bierlijoz, — vielmi dobra i satyryčna, naprykład, apisaŭ naradžennie Isusa, syna božaha, ale cymus u tym, što jašče da Isusa naradziŭsia ceły šerah synoŭ božych, jak fryhijski Acis, a karaciej kažučy, nivodzin z ich nie naradžaŭsia i nivodnaha nie było nikoli, u tym liku i Isusa, i tamu nieabchodna, kab ty zamiest naradžennia i, skažam, prychodu vałchvoŭ, napisaŭ ab niedarečnych čutkach pra hetaje naradžennie… A to atrymlivajecca z tvajho raskazu, što jon i sapraŭdy naradziŭsia!..

Tut Biazdomny pasprabavaŭ spynić ikaŭku, jakaja zamučyła jaho, zatrymaŭ dychannie, a tamu iknuŭ jašče pakutliviej i macniej, i ŭ hetaje ž imhniennie Bierlijoz pierastaŭ havaryć, tamu što čužaziemiec ustaŭ i nakiravaŭsia da piśmiennikaŭ.

Tyja zdziŭlena pahladzieli na jaho.

— Prabačcie, kali łaska, — zahavaryŭ nieznajomiec z čužaziemnym akcentam, ale słoŭ jon nie kalečyŭ, — što ja, nieznajomy, dazvalaju sabie… ale sam pradmiet vašaj vučonaj havorki hetaki cikavy, što…

Tut jon vietliva zniaŭ bieret, i siabram ničoha inšaha nie zastavałasia, jak ustać i pakłanicca.

„Nie, chutčej za ŭsio francuz…” — padumaŭ Bierlijoz.

„Palak”, — padumaŭ Biazdomny.

Nieabchodna dadać, što paetu čužaziemiec adrazu ž zdaŭsia niepryjemnym, a Bierlijozu chutčej za ŭsio spadabaŭsia, nu, nie zusim kab spadabaŭsia, jak by heta skazać… zaintryhavaŭ, ci što.

— Dazvolcie, ja prysiadu? — vietliva paprasiŭ čužaziemiec, i siabry niejak mižvoli vyzvalili miž saboj miesca; čužaziemiec sprytna sieŭ pamiž imi i adrazu ž uklučyŭsia ŭ havorku.

— Kali ja pravilna pačuŭ, vy skazali, što Isusa nie było na sviecie? — spytaŭ čužaziemiec i zirnuŭ na Bierlijoza svaim levym zialonym vokam.

— Vy pravilna pačuli, — vietliva adkazaŭ Bierlijoz, — jakraz hetak ja i havaryŭ.

— Voj, jak cikava! — uskliknuŭ čužaziemiec.

„A jakoha djabła jamu ad nas treba?” — padumaŭ Biazdomny i nasupiŭsia.

— A vy zhodny z vašym subiasiednikam? — pacikaviŭsia nieznajomy, paviarnuŭšysia ŭprava da Biazdomnaha.

— Na ŭsie sto! — pacvierdziŭ toj, bo lubiŭ havaryć z vykruntasami i fihuralna.

— Cudoŭna! — uskliknuŭ niaprošany subiasiednik, čamuści jak złodziej azirnuŭsia i prycišanym hołasam skazaŭ: — Darujcie mnie za nastyrnasć, ale ja zrazumieŭ, što vy, akramia ŭsiaho, i ŭ boha nie vierycie? — jon zrabiŭ spałochanyja vočy i dadaŭ: — Klanusia, ja nikomu nie skažu.

— Ale, my nie vierym u boha, — pabłažliva ŭsmichnuŭsia z pierapałochu turysta Bierlijoz, — pra heta možna havaryć zusim adkryta.

Čužaziemiec adkinuŭsia da spinki i spytaŭsia, navat až visknuŭšy ad cikaŭnasci:

— Vy — ateisty?!

— Ale, my — ateisty, — z usmieškaju adkazaŭ Bierlijoz, a Biazdomny padumaŭ razzłavana: „Vo pryčapiŭsia, husak zamiežny!”

— Voj, jakoje cuda! — uskryknuŭ dziŭny čužaziemiec i pakruciŭ hałavoju, hledziačy to na adnaho, to na druhoha litaratara.

— U našaj krainie ateizm nie dziva, — z dypłamatyčnaj vietlivasciu adkazaŭ Bierlijoz, — bolšasć našaha nasielnictva sviadoma i daŭno pierastała vieryć u kazki pra boha.

Tut čužaziemiec utvaryŭ hetaki fokus: ustaŭ, pacisnuŭ zdziŭlenamu redaktaru ruku i pramoviŭ nastupnaje:

— Dazvolcie padziakavać vam ad usiaho serca!

— Za što vy dziakujecie? — zapluskaŭšy vačyma, spytaŭ Biazdomny.

— Za vielmi važnyja zviestki. Jany mnie, jak padarožniku, nadzvyčaj cikavyja, — šmatznačna padniaŭšy palec, rastłumačyŭ zamiežny dzivak.

Važnyja zviestki, vidać, sapraŭdy zrabili na padarožnika mocnaje ŭražannie, tamu što jon spałochana pravioŭ pozirkam pa damach, niby bajaŭsia ŭ kožnym domie ŭbačyć ateista.

„Nie, jon nie anhielec…” — padumaŭ Bierlijoz, a Biazdomny padumaŭ: „Dzie heta jon nasabačyŭsia havaryć pa-rasiejsku, voś što cikava!” — i znoŭ nasupiŭsia.

— Ale, dazvolcie spytacca ŭ vas, — pasla tryvožnaha rozdumu zahavaryŭ zamiežny hosć, — nu, a jak być z dokazami isnavannia boha, jakich, jak viadoma, isnuje roŭna piać?

— Na žal, — spačuvalna adkazaŭ Bierlijoz, — nivodny z hetych dokazaŭ ničoha nie varty, i čałaviectva daŭno spisała ich u archiŭ. Zhadziciesia, što ŭ razumovaj sfiery nijakaha dokazu isnavannia boha być nie moža.

— Brava, — uskryknuŭ čužaziemiec, — brava! Vy całkam paŭtaryli dumku niespakojnaha staroha Imanuiła na hety kont. Ale voś kurjoz: jon uščent zniščyŭ usie piać dokazaŭ, a potym, byccam na zdziek z samoha siabie, stvaryŭ ułasny šosty dokaz!

— Dokaz Kanta, — tonka ŭsmichnuŭsia i zapiarečyŭ redaktar, — taksama pierakanaŭčy. I niedaremna Šyler havaryŭ, što kantaŭskija razvahi pra hetaje pytannie mohuć zadavolić tolki raboŭ, a Štraŭs prosta smiajaŭsia z hetaha dokazu.

Bierlijoz havaryŭ, a sam dumaŭ: „Ale ŭsio ž chto jon taki? I čamu hetak dobra havoryć pa-rasiejsku?”

— Uziać by hetaha Kanta, dy za takija dokazy na try hady na Sałaŭki! — zusim niečakana babachnuŭ Ivan Mikałajevič.

— Ivan! — zbiantežana šapnuŭ Bierlijoz.

Ale prapanova adpravić Kanta na Sałaŭki nie tolki nie zbiantežyła čužaziemca, ale vyklikała ŭ jaho zachaplennie.

— Voś pravilna, pravilna, — i levaje zialonaje jaho voka, jakoje hladzieła na Bierlijoza, zaharełasia, — jamu tolki tam i miesca! Havaryŭ ja jamu, kali my razam sniedali: „Vy, prafiesar, viadoma, vola vaša, ale nie nadta składna prydumali! Jano, moža, i razumna, ale ž vielmi niezrazumieła. Z vas smiajacca buduć”.

Bierlijoz vyłupiŭ vočy. „U čas sniedannia… Kantu?.. Što jon viarzie?” — padumaŭ jon.

— Ale, — praciahvaŭ čužaziemiec, jakoha nie biantežyła Bierlijozava zdziŭlennie i jaki zviartaŭsia da paeta, — adpravić jaho na Sałaŭki niemahčyma, tamu što ŭžo sto hadoŭ z hakam znachodzicca ŭ miascinach jašče bolej dalokich, čym Sałaŭki, i dastać jaho adtul nijakim čynam, zapeŭnivaju vas, nielha!

— Škada! — adazvaŭsia zadziraka-paet.

— I mnie škada! — pacvierdziŭ čužaziemiec, blisnuŭ vokam i praciahvaŭ: — Ale voś jakoje pytannie mianie turbuje: kali niama boha, to, pytajusia, chto ž kiruje žycciom čałaviečym i ŭsim naohul rasparadkam na ziamli?

— Sam čałaviek i kiruje, — paspiašaŭsia siardzita adkazać Biazdomny na hetaje, pryznacca, nie zusim zrazumiełaje pytannie.

— Vybačajcie, — miakka abazvaŭsia nieznajomiec, — na toje, kab kiravać, treba jak-nijak mieć dakładny płan na niejki davoli prystojny termin. Dazvolcie ž zapytacca ŭ vas, jak moža kiravać čałaviek, kali jon pazbaŭleny mahčymasci nie tolki składać jaki-niebudź płan na niejki da smiešnaha karotki termin, nu, skažam, hadoŭ na tysiaču, ale nie moža ručacca navat za svoj zaŭtrašni dzień? I sapraŭdy, — tut nieznajomy zviarnuŭsia da Bierlijoza: — Uiavicie, što vy, naprykład, pačniacie kiravać, rasparadžacca i inšymi, i saboju samim, naohul, pačniacie tolki smak adčuvać, i raptam u vas… kche… kche… sarkoma lohkaha… — tut čužaziemiec sałodka ŭsmichnuŭsia, byccam dumka pra sarkomu lohkich prynosiła jamu zadavalniennie, — aha, sarkoma, — jon prypluščyŭsia, jak kot, paŭtaryŭ hučnaje słova, — i voś vaša kiraŭnictva i skončyłasia! Ničyj los, akramia vašaha ŭłasnaha, vas bolej nie cikavić. Rodnyja pačynajuć chłusić, vy adčuvajecie, što niešta nie toje, niadobraje, kidajeciesia da vučonych-daktaroŭ, potym da prajdzisvietaŭ, a zdarajecca, da varažbitak. I pieršaje, taksama druhoje i treciaje rabić nie maje nijakaha sensu, vy sami heta razumiejecie. I ŭsio kančajecca trahična: toj, chto jašče niadaŭna dumaŭ, što jon niečym kiruje, apynajecca raptam u draŭlanaj skryncy, lažyć nieruchoma, i ŭsie navokal razumiejuć, što ciapier ad jaho nijakaj karysci, spalvajuć jaho ŭ piečy. A zdarajecca i horš: tolki čałaviek zbirajecca zjezdzić u Kisłavodsk, — tut čužaziemiec prypluščana pahladzieŭ na Bierlijoza, — zvyčajnaja, zdavałasia b, sprava, ale i hetaha zrabić nie moža, tamu što nieviadoma čamu raptam pasliznuŭsia i trapiŭ pad tramvaj! Niaŭžo vy skažacie pasla hetaha, što jon sam saboju hetak kiravaŭ? Ci nie pravilniej dumać, što kiravaŭ im niechta inšy? — i tut raptam nieznajomy zasmiajaŭsia dziŭnym smiaškom.

Bierlijoz z vialikaju ŭvahaju słuchaŭ niepryjemny raskaz pra sarkomu i pra tramvaj, i niejkija tryvožnyja dumki pačynali mučyć jaho. „Ion nie čužaziemiec! Jon nie čužaziemiec! — dumaŭ jon. — Heta vielmi dziŭny subjekt… ale, darujcie, chto ž jon taki?”

— Vy chočacie palić, jak ja baču? — niečakana zviarnuŭsia da Biazdomnaha nieznajomiec. — Vy jakija palicie?

— A ŭ vas chiba roznyja josć? — panura spytaŭsia paet, u jakoha končylisia papiarosy.

— Jakija vam? — spytaŭsia nieviadomy.

— Nu, „Našu marku”, — złosna adkazaŭ Biazdomny.

Nieznajomy adrazu ž dastaŭ z kišeni partabak i prapanavaŭ Biazdomnamu:

— „Naša marka”.

I redaktara i paeta nie hetak uraziła toje, što znajšłasia ŭ partabaku mienavita „Naša marka”, kolki sam partabak. Jon byŭ vialiki, z čyrvonnaha zołata, i na im, kali adčyniaŭsia, blisnuŭ sinim i biełym ahniom brylantavy trochkutnik.

Tut litaratary padumali roznaje. Bierlijoz: „Nie, čužaziemiec!”, a Biazdomny: „Vo, djabal jaho vaźmi! Ha?”

Paet i haspadar partabaka zapalili, a Bierlijoz admoviŭsia.

„Treba budzie zapiarečyć jamu takim čynam, — rašyŭ Bierlijoz, — pravilna, čałaviek smiarotny, nichto heta nie asprečvaje. A sprava ŭ tym, što…”

Adnak jon nie ŭspieŭ skazać hetyja słovy, jak zahavaryŭ čužaziemiec:

— Pravilna, čałaviek smiarotny, ale heta tolki paŭbiady. Drenna, što jon raptoŭna smiarotny, voś u čym fokus! I naohul ciažka skazać, što z im budzie sionnia viečaram.

„Niejkaja niedarečnaja pastanoŭka pytannia…” — padumaŭ Bierlijoz i zapiarečyŭ:

— Nu, u hetym josć pierabolšannie. Ja pra svoj sionniašni viečar viedaju amal dakładna. Samo saboju razumiejecca, kali mnie na Bronnaj nie ŭpadzie na hałavu cahlina…

— Cahlina ni z taho ni z siaho, — pierakanaŭča pierapyniŭ nieviadomy, — nikomu i nikoli na hołaŭ nie ŭpadzie. U pryvatnasci, zapeŭnivaju vas, vam jana nie pahražaje. Vy pamracie inšaj smierciu.

— Moža, vy viedajecie i jakoj, — zusim naturalna,z ironijaj pacikaviŭsia Bierlijoz i takim čynam uciahvaŭsia ŭ niejkuju niedarečnuju razmovu, — i skažacie mnie?

— Achvotna, — adazvaŭsia nieznajomy.

Ion zirnuŭ na Bierlijoza, byccam zniaŭ mierku na harnitur, skroź zuby pramarmytaŭ niešta: „Raz, dva… Mierkuryj u druhim domie… poŭnia syšła… šesć — niaščascie… viečar — siem…” — i hučna i radasna abjaviŭ: — Vam adrežuć hałavu!

Biazdomny dzika i złosna vyłupiŭ vočy na nachabnaha nieznajomca, a Bierlijoz spytaŭsia z kryvoj usmieškaj:

— A chto kankretna? Vorah? Intervienty?

— Nie, — adkazaŭ subiasiednik, — rasiejskaja žančyna, kamsamołka.

— Hm… — pramarmytaŭ razzłavany žarcikami nieznajomaha Bierlijoz. — Nu, heta, vybačajcie, mała vierahodna.

— Prašu prabačennia, — adkazaŭ čužaziemiec, — ale heta praŭda. Aha, mnie chaciełasia spytać u vas, što vy budziecie rabić sionnia viečaram, kali nie sakret?

— Sakreta niama. Zaraz ja zajdu dadomu na Sadovuju, a potym u dziesiać viečara ŭ MASSALICie adbudziecca pasiedžannie, i ja na im budu staršyniavać.

— Nie, hetaha nie budzie, — cviorda zapiarečyŭ čužaziemiec.

— Heta čamu?

— Tamu, — adkazaŭ čužaziemiec i prypluščanymi vačyma pahladzieŭ na nieba, u jakim u pradčuvanni viačerniaj prachałody niačutna kružyli čornyja ptuški, — što Aniečka ŭžo kupiła alej, i nie tolki kupiła, ale navat i razliła. Takim čynam pasiedžannie nie adbudziecca.

Tut, jak zrazumieła, pad lipami zapanavała maŭčannie.

— Darujcie, — pasla maŭčannia zahavaryŭ Bierlijoz, hledziačy na čužaziemca, jaki ploŭ aby-što, — pry čym tut alej, i jakaja Aniečka?

— Alej tut voś pry čym, — raptam zahavaryŭ Biazdomny, jaki, vidać, vyrašyŭ abjavić niaprošanamu subiasiedniku vajnu, — vam nie davodziłasia, hramadzianin, byvać u psichbalnicy?

— Ivan!.. — cicha ŭskryknuŭ Michaił Alaksandravič.

Ale čužaziemiec nie pakryŭdziŭsia i navat viesieła zasmiajaŭsia.

— Byŭ, byŭ i nieadnojčy! — uskryknuŭ jon smiašliva, ale nie advodziŭ svaich vačej, jakija nie smiajalisia, ad paeta. — Dzie tolki ja nie byŭ! Škada tolki, što mnie nie chapiła času raspytacca ŭ prafiesara, što heta takoje šyzafrenija. Dyk vy ŭžo sami daviedajciesia ŭ jaho, Ivan Mikałajevič!

— Adkul vy viedajecie, jak mianie zavuć?

— Zlitujciesia, Ivan Mikałajevič, chto ž vas nie viedaje? — tut čužaziemiec vyciahnuŭ z kišeni numar „Litaraturnaj haziety”, i Ivan Mikałajevič ubačyŭ na pieršaj pałasie svoj fotazdymak, a pad im i ŭłasnyja vieršy. Ale hety dokaz słavy i viadomasci, jaki tolki jašče ŭčora paradavaŭ by, zaraz radasci nie prynios.

— Vybačajcie, — skazaŭ jon i paciamnieŭ z tvaru, — vy nie možacie pačakać chvilinku? Mnie treba tavaryšu skazać dva słovy.

— Nu, z zadavalnienniem! — uskliknuŭ nieznajomy. — Tut hetak dobra pad lipami, a ja, darečy, nikudy nie spiašajusia.

— Voś što, Miša, — zašaptaŭ paet, kali advioŭ Bierlijoza ŭbok, — heta nijaki nie inturyst, a špijon. Heta rasiejski emihrant, jaki prabraŭsia da nas. Patrabuj u jaho dakumienty, a to ŭciače…

— Ty dumaješ? — ustryvožana šapnuŭ Bierlijoz, a sam padumaŭ: „A jaho ž praŭda!”

— Ty mnie vier, — zašypieŭ jamu ŭ vucha paet, — durniem prytvarajecca, kab vyviedać niešta. Ty čuješ, jak jon pa-rasiejsku šparyć? — paet havaryŭ i sačyŭ, kab nieznajomy nie ŭciok. — Pajšli, zatrymajem jaho, a to ŭciače…

I paet za ruku paciahnuŭ Bierlijoza da łaŭki. Nieznajomy ŭžo nie siadzieŭ, a stajaŭ la jaje, trymaŭ u rukach niejkuju knižačku ŭ ciomna-šerym pieraplocie, kapertu sa ščylnaje, dobraha hatunku, papiery i vizitoŭku.

— Prabačcie mnie, što ja za sprečkaju zabyŭsia nazvacca. Voś vam kartačka, pašpart i zaprašennie pryjechać u Maskvu na kansultacyi, — važka pramoviŭ nieznajomy i ŭvažliva pahladzieŭ na abodvuch litarataraŭ.

Tyja zbiantežylisia. „Djabal, usio pačuŭ…” — padumaŭ Bierlijoz i vietlivym žestam daŭ zrazumieć, što ŭ pakazie dakumientaŭ patreby niama. Pakul čužaziemiec sovaŭ ich redaktaru, paet uspieŭ razhledzieć na kartačcy nadrukavanaje zamiežnymi litarami słova „prafiesar” i pieršuju litaru prozvišča — dvajnoje „V”.

— Vielmi pryjemna, — tym časam zbiantežana marmytaŭ redaktar, a čužaziemiec schavaŭ dakumienty ŭ kišeniu.

Adnosiny takim čynam byli adnoŭleny, i ŭsie ŭtroch znoŭ sieli na łaŭku.

— Vy ŭ jakasci kansultanta zaprošany da nas, prafiesar? — spytaŭsia Bierlijoz.

— Aha, kansultantam.

— Vy — niemiec? — dapytvaŭsia Biazdomny.

— Ja?.. — pierapytaŭ prafiesar i raptam zadumaŭsia. — Aha, mabyć, niemiec… — skazaŭ jon.

— Vy dobra havorycie pa-rasiejsku, — ustaviŭ Bierlijoz.

— O, ja naohul palihłot i viedaju vielmi mnoha moŭ, — adkazaŭ prafiesar.

— A jakaja ŭ vas spiecyjalnasć? — spytaŭsia Bierlijoz.

— Ja — spiecyjalist pa čornaj mahii.

„Na tabie!..” — stuknuła ŭ hałavie ŭ Michaiła Alaksandraviča.

— I… vas pa hetaj spiecyjalnasci zaprasili da nas? — spytaŭsia jon, zaikajučysia.

— Aha, pa hetaj zaprasili, — pacvierdziŭ prafiesar i rastłumačyŭ: — Tut u dziaržaŭnaj biblijatecy znojdzieny aryhinalnyja rukapisy čarnaknižnika Hierbierta Aŭryłakskaha, dziesiataha stahoddzia. Dyk voś, patrabujecca, kab ja pračytaŭ ich. Ja adziny ŭ sviecie spiecyjalist.

— A-a! Vy historyk? — z vialikaj palohkaj i pavahaj spytaŭsia Bierlijoz.

— Ja — historyk, — pacvierdziŭ vučony i dadaŭ ni k siału ni k horadu: — Sionnia viečaram na Patryjarchavych budzie cikavaja historyja!

I znoŭ vielmi zdzivilisia i redaktar, i paet, a prafiesar paklikaŭ ich da siabie i, kali jany nachililisia da jaho, prašaptaŭ:

— Majcie na ŭvazie, što Isus isnavaŭ.

— Bačycie, prafiesar, — adazvaŭsia z vymučanaj usmieškaj Bierlijoz, — my pavažajem vašy vialikija viedy, ale sami majem nakont hetaha druhoje pierakanannie.

— Nie treba nijakich pierakananniaŭ! — adkazaŭ dziŭny prafiesar. — Prosta jon isnavaŭ, a bolš ničoha.

— Ale treba ž choć niejki dokaz… — pačaŭ Bierlijoz.

— I dokazaŭ nijakich nie treba, — adkazaŭ prafiesar i zahavaryŭ cichim hołasam, akcent u jaho adrazu čamuści znik: — Usio prosta: u biełym płaščy…


Загрузка...