ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY

Wiedział, że nie powinien brać mieszanki między morderstwami. Jeśli będzie stosował ją dla poprawy nastroju, może osłabić czy wręcz zniweczyć jej działanie, a jednak potrzebował czegoś, żeby się uspokoić. Żeby zwalczyć tę złość i strach… nie, nie strach. Nie przestraszą go. Na to nie pozwoli. Chcieli go powstrzymać, zablokować jego misję. Ale on nie da się złapać. Jest od nich silniejszy. Potrzeba mu tylko czegoś, co by mu o tym przypomniało. Tylko o to chodziło. O przypomnienie.

Usiadł zatem i czekał. Wiedział, że może liczyć na specjalne efekty egzotycznej mieszanki, jej uzdrawiającą moc, jej ukrytą siłę. Brał już podwójną dawkę, ale w tej chwili nie miało to znaczenia. Teraz pragnął jedynie siedzieć w spokoju i cieszyć się psychodelicznym spektaklem światła, który zawsze pojawiał się przed jego oczami. Tak, kiedy już wzmocnił się i pobudził wzrost adrenaliny, pojawiał się spektakl świateł, które zjawiały się w jaskrawych błyskach i rozpętywały świst w głowie. Błyski wyglądały jak maleńkie anioły, które przyjęły formę gwiazd, pomykając z jednej strony pokoju w drugą. Było to skończone piękno.

Wziął do ręki zeszyt i pieścił gładką skórzaną oprawę. Jak by sobie bez niego poradził? To on budził w nim gorączkę, namiętność, złość, pożądanie, on niósł usprawiedliwienie. I on też wszystko uzasadni.

Zamykając oczy, oddychał głęboko. Rozkoszował się ciepłem, które rozchodziło się w jego ciele. Tak, teraz był gotowy do następnego kroku.

Загрузка...