Dreedle odszedł, a przyszedł generał Peckem, ale nie zdążył jeszcze na dobre wprowadzić się do biura swego poprzednika, gdy jego wspaniały sukces militarny zaczął się walić w gruzy.
– Jaki generał Scheisskopf? – spytał nic nie podejrzewając generał Peckem sierżanta ze swojej nowej kancelarii, kiedy ten relacjonował mu rozkaz, który nadszedł rano. – Chyba pułkownik Scheisskopf?
– Nie, panie generale, generał Scheisskopf. Dzisiaj rano otrzymał awans na generała.
– Coś takiego! Scheisskopf? Generałem? W jakim stopniu?
– Generała porucznika, panie generale, i…
– Generała porucznika!
– Tak jest, panie generale, i życzy sobie, żeby pan generał bez uzgodnienia z nim nie wydawał żadnych rozkazów.
– Niech mnie cholera – zdumiał się generał Peckem, zakląwszy na głos chyba po raz pierwszy w życiu. – Cargill, słyszałeś coś takiego? Scheisskopfa awansowali na generała porucznika. Założę się, że to miał być awans dla mnie i dali mu go przez pomyłkę.
Pułkownik Cargill w zamyśleniu pocierał swój masywny podbródek.
– Dlaczego on nam rozkazuje?
Gładka, wygolona, dystyngowana twarz generała Peckema stwardniała.
– Właśnie, sierżancie – powiedział wolno, unosząc pytająco brwi… – Dlaczego on nam wydaje rozkazy, skoro on jest w Służbie Specjalnej, a my jesteśmy jednostką liniową?
– To jest jeszcze jedna zmiana wprowadzona dziś rano, panie generale. Wszystkie operacje bojowe podlegają teraz Służbie Specjalnej. Generał Scheisskopf jest naszym nowym przełożonym.
Generał Peckem wydal przenikliwy okrzyk.
– O Boże! -jęknął i całe jego wystudiowane opanowanie ustąpiło miejsca histerii. – Scheisskopf naszym przełożonym? Scheisskopf?
– Zasłonił pięściami oczy w geście przerażenia. – Cargill, połącz mnie z Wintergreenem! Scheisskopf? Wszystko, tylko nie Scheisskopf!
Wszystkie telefony rozdzwoniły się jednocześnie. Wpadł kapral i zasalutował.
– Panie generale, przyszedł ksiądz kapelan ze skargą na niesprawiedliwość w eskadrze pułkownika Cathcarta.
– Odprawić go, odprawić! Mamy dosyć własnych niesprawiedliwości. Co z tym Wintergreenem?
– Panie generale, dzwoni generał Scheisskopf. Chce natychmiast rozmawiać z panem generałem.
– Powiedzcie mu, że jeszcze nie przyszedłem. Wielki Boże!
– Generał Peckem jęknął, jakby po raz pierwszy zdał sobie sprawę z rozmiarów klęski. – Scheisskopf? Przecież to kretyn! Kręciłem tym bałwanem, jak chciałem, a teraz on ma być moim przełożonym. O Boże! Cargill! Cargill, nie opuszczaj mnie! Co z tym Wintergreenem?
– Panie generale, były sierżant Wintergreen jest przy telefonie. Od rana usiłuje się połączyć z panem generałem.
– Nie mogę się dodzwonić do Wintergreena, generale – krzyczał pułkownik Cargill. – Jego telefon jest zajęty.
Generał Peckem, cały spocony, rzucił się do drugiego telefonu.
– Wintergreen!
– Peckem, ty skurwysynu…
– Wintergreen, słyszałeś, co oni zrobili?
– …coś ty zrobił, głupi bydlaku?
– Oddali wszystko pod dowództwo Scheisskopfa! Wintergreen piał ze strachu i wściekłości.
– Ty i twoje, cholerne memoriały! Usłuchali cię i podporządkowali operacje bojowe 'Służbie Specjalnej.
– Niemożliwej- jęknął generał Peckem. – Więc to dlatego? Moje memoriały? Dlatego przekazali dowództwo Scheisskopfowi? Dlaczego nie mnie?
– Bo nie jesteś już w Służbie Specjalnej. Przeniosłeś się i on został najstarszy stopniem. I wiesz, co on chce? Wiesz, co ten bydlak chce zrobić z nami wszystkimi?
– Panie generale, myślę, że lepiej będzie, jeżeli porozmawia pan z generałem Scheisskopfem – błagał zdenerwowany sierżant. – On chce z kimś rozmawiać.
– Cargill, porozmawiaj z Scheisskopfem za mnie. Ja nie mogę. Dowiedz się, czego on chce.
Pułkownik Cargill słuchał przez chwilę generała Scheisskopfa i zbladł jak płótno.
– Wielki Boże! – zawołał i słuchawka wypadła mu z dłoni. – Wiesz, co on chce? Chce, żebyśmy defilowali. Chce, żeby wszyscy defilowali!