ERNA ELTZNER

Erna przyglądała się brązowemu skórkowi, który wyszedł z dziury w drewnianym parapecie. Chodził najpierw wzdłuż pęknięcia w drewnie, w tę i z powrotem, aż w końcu znalazł okruszki ciastek, które jadła. Zatrzymał się niepewnie, badając czułkami znaleziony skarb. Erna przyjrzała mu się z bliska – poruszał się jak mechanizm, jak maszyna tkacka w fabryce ojca, jak zegar, kiedy się otworzy tarczę i zajrzy do środka: naoliwione trybiki, segmenty, łożyska. “Czy skórek to maleńka maszynka?” – zastanawiała się. “Jakie jest jej przeznaczenie, do czego służy?” “Służy do życia” – odpowiedziała sobie sama.

Delikatnie, opuszką palca, dotknęła tylnych szczypawek skórka. Zatrzymał rytmiczny ruch czułków i po sekundzie rzucił się do ucieczki. W panice spowodowanej dotknięciem olbrzyma nie był jednak w stanie znaleźć dziury, z której wyszedł, i zaczął się teraz pionowo wspinać po framudze okna. Wcale nie spadał. Zatrzymał się, pewnie w poczuciu bezpieczeństwa, wprost na wysokości twarzy Erny, nie wiedząc, że dziewczynka-olbrzym patrzy na niego.

Erna zastanawiała się, jak to możliwe, że skórek nie spada z pionowej framugi. Zbliżyła oko do jego mechanicznego ciałka i ujrzała teraz wszystko tak, jakby sama stała się skorkiem. Zobaczyła ogromną powierzchnię szyby, framugi jako ogromny wał wokół płaskiej doliny – i zrozumiała, że dla skórka nie ma pionu czy poziomu. Nie ma też dalej i bliżej, nie ma pod i nad, nie ma przedtem i potem, nie ma ja i nie ja. Wszystko wokół było nieskończone, a śmieszne mechaniczne ciałko nadawało tej nieskończoności kierunek i sens. Erna odsunęła się wstrząśnięta. Gdzieś głęboko w niej pojawiło się odkrycie jeszcze jaskrawsze, jakieś olśnienie, że wszelkie mechanizmy są obce Bogu, że formę mechanizmu przybiera bezwład stworzonych rzeczy, diabeł. Tam gdzie nie dochodzi utrzymujący wszystko w istnieniu wzrok Boga, pojawia się mechaniczność, zwiastun rozpadu.

W tym momencie ruszyła w niej cała lawina innych odkryć. Jedno po drugim – wiedza poza słowami, złożona z wrażeń i przeczuć.

Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pokoju wpadły bliźniaczki.

– Jesteśmy królem i królową. Proś nas, o co chcesz. Spełnimy każde twoje życzenie.

Erna potrzebowała chwili, żeby oprzytomnieć. Potrząsnęła głową. Katharine pachniała perfumami matki, a Christine – wodą kolońską ojca.

– Szperałyście w nie swoich rzeczach – odezwała się po chwili.

– Powiedz życzenie.

Erna wstała i przez chwilę chodziła po pokoju, aż spotkała swoje odbicie w lustrze szafy.

– Chciałabym być… piękna i… godna pożądania – użyła zwrotu, który gdzieś przeczytała.

Dziewczynki spojrzały na siebie poważnie i powiedziały rozkazującym tonem:

– A więc niech się tak stanie!

Potem bliźniaczki usiadły na łóżku i naśladując dorosłe kobiety, mówiły:

– Czyż ona nie jest piękna?

– A jakaż godna pożądania!

– Jakie ma wdzięczne ruchy!

– Niech pani spojrzy na jej złote włosy!

– To ci dopiero cycuszki…

– I jaka niezwykła twarz!

Zabawę przerwała mała Lina, która zapukała i weszła, nie czekając na “proszę”.

– Wróciła mama i zaraz jej powiem, że grzebałyście w jej toaletce.

– Nie zrobisz tego, skarżypyto.

– A właśnie, że zrobię – próbowała postawić się Lina.

– Jak będziesz skarżyć, to umrzesz. Zabijemy cię lusterkiem.

– Nie mówcie tak! – krzyknęła Erna.

– Nie wymawia się tego słowa. Nie wolno tak mówić – zaprotestowała mała i zadrżała jej broda.

– Nam wszystko wolno, bo umiemy czarować.

– Przestańcie! – Erna tupnęła nogą, twarz jej stężała.

I wtedy nagle zaczęły spadać na podłogę przedmioty: wazoniki na kwiaty, porcelanowe figurki, obrazki w ramkach, książki, puste szklanki po kakao. Szkło rozbijało się z hukiem, jakby popychał je niewidzialny złośliwy palec. Drobiazgi codziennego użytku popełniały masowe samobójstwo jak skaczące ze skał do wody opętane lemingi. Otworzyły się drzwi od szafy i zakołysały bezwładnie. Mała Lina patrzyła przerażona, a potem zatkała sobie uszy i zaczęła histerycznie wrzeszczeć. Bliźniaczki po chwili oniemienia wskoczyły na łóżko; skakały po nim, burząc misterne zaścielenie. Ich podniecony pisk potęgował zamieszanie. Do pokoju wpadła pani Eltzner, jeszcze w kapeluszu i płaszczu, a za nią Greta. Zobaczyły już tylko bałagan i zniszczenie.

– Co się tu dzieje? O Boże, mój wielki Boże… Co wyście tu zrobiły?

Lina wczepiła się w jej suknię i łkała. Bliźniaczki znieruchomiały w szalonym tańcu na łóżku. Wszystkie oczy skierowały się na Ernę. Stała rozglądając się wokół nieprzytomnym wzrokiem.

Загрузка...