Rozdział 8

Tam, gdzie mieszkał, sklepy jeszcze były otwarte, więc wszedł do spożywczego na rogu i kupił cztery butelki wody mineralnej. Oczywiście szklane. W chwili słabości zgodził się uczestniczyć w bojkocie plastikowych butelek ogłoszonym z pobudek ekologicznych przez jego rodzinę i podobnie jak żona i dzieci – musiał przyznać, że żadne się nie wyłamywało – nabrał zwyczaju zaglądania po drodze do pobliskiego sklepu i uzupełniania zapasów. Ale woda mineralna znikała w tak zastraszającym tempie, że czasami podejrzewał, iż rodzina kąpie się w niej pod jego nieobecność.

Na czwartym piętrze zatrzymał się, postawił na podłodze torbę z butelkami i wyjął z kieszeni klucze. Z mieszkania dobiegał go głos spikera radiowego czytającego serwis informacyjny, w którym niewątpliwie znalazły się najnowsze wiadomości o zabójstwie Trevisana. Brunetti pchnął drzwi, wstawił do środka torbę, po czym zamknął je za sobą. Z kuchni doleciały go następujące słowa: „…oświadczył, że wysuwane przeciwko niemu oskarżenia są całkowicie bezpodstawne, a dwadzieścia lat wiernej służby w szeregach byłej Partii Demokracji Chrześcijańskiej najlepiej świadczy o jego poszanowaniu dla prawa. Jednakże Renato Mustacci, zabójca na usługach mafii, przebywający obecnie w więzieniu Regina Coeli, twierdzi, że działał na polecenie senatora, kiedy to wraz z dwoma innymi mężczyznami zastrzelił sędziego Filippa Preside i jego żonę Elvirę w Palermo w maju ubiegłego roku”.

Poważny głos spikera zastąpiła piosenka reklamująca płatki mydlane; przebijał się przez nią głos Paoli, która – jak to czasami miała w zwyczaju – mówiła do swojej ulubionej publiki, czyli do siebie samej:

– Wredna, kłamliwa świnia. Wredna, kłamliwa świnia z PDC. Jak on może mówić o poszanowaniu prawa! Jak on śmie, ten… – Tu padło jedno z bardziej dosadnych określeń, jakimi żona Brunettiego posługiwała się, co ciekawe, wyłącznie wtedy, kiedy mówiła do siebie. Usłyszawszy kroki męża na korytarzu, zawołała: – Słyszałeś, Guido?! Słyszałeś go? Wszyscy trzej zabójcy twierdzą, że polecił im zamordować sędziego, a on bajdurzy o swoim poszanowaniu dla prawa. Powinno się drania powiesić na największym placu. Ale facet jest członkiem parlamentu, więc nawet nie można go tknąć. Powinno się pozamykać ich wszystkich. Wsadzić cały parlament do paki i oszczędzić sobie czasu i nerwów.

Brunetti przeszedł przez kuchnię i schylił się, żeby wstawić butelki do niskiej szafki przy lodówce. Wewnątrz znajdowała się już tylko jedna, choć sam przyniósł pięć poprzedniego dnia.

– Co na obiad? – spytał.

Paola cofnęła się o krok i oskarżycielsko wymierzyła palec prosto w jego serce.

– Republika się wali, a on myśli tylko o jedzeniu – powiedziała, tym razem zwracając się do niewidzialnego słuchacza, który od ponad dwudziestu był milczącym uczestnikiem ich małżeńskich rozmów. – Guido, ta banda łotrów zniszczy nas wszystkich. Może już zniszczyła. A ciebie obchodzi tylko, co na obiad.

Brunetti powstrzymał się przed stwierdzeniem, że osoba w kaszmirowym swetrze kupionym w Burlington Arcade jest kiepskim materiałem na rewolucjonistkę, i rzekł jedynie:

– Nakarm mnie, moja miła. Należy mi się; w końcu to ja pilnuję poszanowania dla prawa.

Wzmianka męża o pracy przypomniała jej o zwłokach znalezionych w pociągu; tak jak się Brunetti spodziewał, chętnie zrezygnowała z wygłaszania tyrad przeciwko politykom, żeby wysłuchać nowinek. Zgasiła radio i zapytała:

– Dostałeś tę sprawę?

Brunetti skinął głową.

– Tak. Powiedział, że niewiele mam teraz do roboty. Wcześniej dzwonił do niego burmistrz, więc możesz sobie wyobrazić, jaki był przejęty. – Nie potrzebował jej wyjaśniać, kogo ma na myśli; to było oczywiste.

– W gazecie podali, że Trevisana zastrzelono w pociągu z Turynu. Nic więcej.

– Z biletu, który znaleziono przy nim, wynika, że wracał z Padwy. Staramy się ustalić, co tam robił.

– Może odwiedzał kochankę?

– Może. Diabli wiedzą. To co jest na obiad?

Pasta fagioli, a potem cotoletta.

– A sałatka?

Wydęła usta i wzniosła oczy do nieba.

– Guido, czy kiedykolwiek zdarzyło nam się jeść kotlety bez sałatki?

– Mamy jeszcze butelkę tego dobrego dolcetto? – spytał, zamiast odpowiedzieć.

– Nie wiem. Chyba wypiliśmy w zeszłym tygodniu.

Mruknął coś i znów ukląkł przy szafce. Za butelkami wody mineralnej stały trzy butelki wina, ale białego.

– Gdzie jest Chiara? – spytał, prostując się.

– U siebie w pokoju. A bo co?

– Zamierzam ją poprosić o drobną przysługę.

Paola spojrzała na zegarek.

– Już za kwadrans pierwsza, Guido. Sklepy są zamknięte.

– Do Mori jest otwarty do pierwszej.

– Chcesz ją wysyłać taki kawał po głupią butelkę wina?

– Po trzy butelki – odparł.

Wyszedł z kuchni i skierował się do pokoju córki. Kiedy zastukał do drzwi, usłyszał za sobą dźwięki z ponownie włączonego radia.

Avanti, Papa!

Otworzył drzwi i wszedł do środka. Chiara leżała na łóżku z białym, marszczonym baldachimem. Na podłodze, obok torby na podręczniki i rzuconej niedbale kurtki, stały buty. Żaluzje były odsłonięte i słońce wpadające przez okno oświetlało misie i inne pluszowe zwierzaki dzielące łóżko z ich właścicielka. Chiara odgarnęła z twarzy pukiel ciemnoblond włosów, spojrzała na ojca i posłała mu promienny uśmiech, który mógł śmiało konkurować z blaskiem słońca.

Ciao, dolcezza – powiedział Brunetti.

– Wcześnie wróciłeś.

– Nie, w samą porę. Czytasz?

Skinęła głową, zerkając na otwartą książkę, którą trzymała w dłoniach.

– Chiaro, wyświadcz mi przysługę…

Dziewczyna opuściła nieco książkę i popatrzyła pytająco na ojca.

– Będziesz taka miła?

– Dokąd mam iść? – zapytała.

– Do winiarni Do Mori.

– Czego zabrakło tym razem?

– Dolcetto.

– Och, Papa, dlaczego nie możesz wypić czegoś innego do obiadu?

– Bo mam ochotę na dolcetto, cukiereczku.

– Pójdę, jeśli pójdziesz razem ze mną.

– Równie dobrze mógłbym iść sam.

– No to idź.

– Nie mam ochoty. Dlatego proszę o to ciebie.

– A dlaczego ja mam iść?

– Bo ja ciężko pracuję, że was utrzymać.

Mamma też pracuje.

– Tak, ale to z mojej pensji pokrywamy czynsz i wszystkie inne wydatki.

Odłożyła książkę na łóżko, okładką do góry.

Mamma mówi, że to kapitalistyczny szantaż i wcale nie muszę ci ulegać.

– Posłuchaj, Chiaro – rzekł, zniżając głos. – Twoja matka jest intrygantką, malkontentką i agitatorką.

– Tak? To dlaczego wciąż mi powtarzasz, że mam się jej we wszystkim słuchać?

Widząc, jak ojciec wolno bierze głęboki oddech, Chiara usiadła szybko na krawędzi łóżka i przysunęła stopą buty.

– Ile butelek kupić? – spytała niechętnie.

– Trzy.

Nachyliła się i zaczęła wiązać sznurowadła. Brunetti wyciągnął rękę, chcąc pogłaskać córkę po głowie, ale odsunęła się, żeby uniknąć pieszczoty. Wstała, gniewnym ruchem podniosła z podłogi kurtkę i bez słowa wyszła na korytarz.

– Poproś mamę o pieniądze! – zawołał za nią, po czym udał się do łazienki na końcu korytarza. Kończył myć ręce, kiedy usłyszał trzask zamykanych drzwi.

Gdy wszedł do kuchni, Paola właśnie nakrywała do stołu – dla trzech osób.

– A gdzie Rafii? – zdziwił się Brunetti.

– Po południu ma ustny egzamin, uczy się w bibliotece.

– Cały dzień będzie chodził głodny?

– Kupi sobie kanapkę.

– Jeśli ma egzamin, powinien zjeść solidny posiłek.

Paola spojrzała na męża z politowaniem i tylko potrząsnęła głową.

– Co? – spytał.

– Nic.

– Nie, powiedz. Dlaczego kręcisz głową?

– Czasem zastanawiam się, jak to możliwe, że poślubiłam tak mało oryginalnego człowieka.

– Mało oryginalnego? – Ze wszystkich inwektyw, jakie kiedykolwiek padły z jej ust pod jego adresem, ta, nie wiedzieć czemu, zabolała go najbardziej. – Mało oryginalnego? – powtórzył.

Zawahała się.

– Najpierw – rzekła po chwili – zmuszasz córkę, żeby poszła kupić wino, którego sama nie pije, a potem martwisz się, że twój syn będzie głodny.

– A czym, według ciebie, powinienem się martwić?

– Tym, że się chłopak nie uczy!

– Przecież cały rok się uczył i tylko w przerwach snuł się po domu, myśląc o Sarze.

– Co Sara ma z tym wspólnego? O co ci chodzi?

A o co tobie chodzi? – pomyślał. Po co ta cała awantura?

– Co ci powiedziała Chiara? – spytał.

– Że zaoferowała się pójść razem z tobą, ale nie chciałeś.

– Równie dobrze mógłbym iść sam.

– Wciąż powtarzasz, że powinieneś więcej czasu spędzać z dziećmi, a kiedy masz okazję, to nie korzystasz.

– Miałem iść z nią po wino? Nie o takie wspólne spędzanie czasu mi chodzi.

– A o jakie? Żeby siedziała z tobą i słuchała, jak perorujesz, że pieniądze dają władzę?

– Pa-o-la – rzekł, wymawiając wolno i wyraźnie wszystkie trzy sylaby jej imienia. – Coś mi się zdaje, że twój zły humor nie ma żadnego związku z tym, że wysłałem Chiarę po wino.

Wzruszyła ramionami i wróciła do kuchenki, na której buzował duży garnek.

– Paola, porozmawiaj ze mną. – Nie zbliżając się do żony, starał się dosięgnąć ją głosem.

Ponownie wzruszyła ramionami.

– Paola, proszę cię.

Wciąż stojąc zwrócona tyłem, powiedziała cicho:

– Zaczynam się czuć stara, Guido. Raffi ma dziewczynę, Chiara jest już prawie dorosłą kobietą. A ja wkrótce skończę pięćdziesiątkę.

Zdziwiło go, jak sobie to skalkulowała, ale powstrzymał się od komentarza.

– Wiem, że to głupie, ale czuję się coraz bardziej przygnębiona; życie umyka mi przez palce, najlepsze lata mam za sobą.

Dobry Boże! – pomyślał Brunetti. I ona mnie zarzuca brak oryginalności?! Czekał, co żona jeszcze powie, ale najwyraźniej już skończyła.

Zdjęła z garnka pokrywkę i na moment znikła wśród kłębów buchającej pary. Potem długą drewnianą łyżką zamieszała w garnku; bynajmniej nie wyglądała jak wiedźma. Świadom, że nie jest to do końca możliwe, Brunetti spróbował zdobyć się na obiektywność i spojrzeć na Paolę tak, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Jakby nie kochali się i nie spędzili ze sobą ponad dwudziestu lat. Zobaczył wysoką, szczupłą kobietę ledwo po czterdziestce, o ciemnych blond włosach opadających na ramiona. A kiedy odwróciła głowę, ujrzał długi nos, ciemne oczy i szerokie usta, których widok radował go od lat.

– Czy to znaczy, że mogę cię wymienić na nowszy model?

Usiłowała się opanować, ale nie dała rady; parsknęła śmiechem.

– Zachowuję się jak idiotka, tak?

Właśnie miał potwierdzić, dodając, że już do tego przywykł, kiedy drzwi otworzyły się z impetem i do mieszkania wpadła Chiara.

Papa! – zawołała z korytarza. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?!

– O czym, Chiaro?

– O ojcu Franceski. Że ktoś go zabił.

– Znasz ją? – zdumiał się Brunetti.

Weszła do kuchni, trzymając w dłoni szmacianą torbę. W swoim podnieceniu zapomniała, iż jest na niego śmiertelnie obrażona.

– Pewnie. Chodziłyśmy razem do podstawówki. Znajdziesz mordercę?

– Zobaczymy – rzekł wymijająco, nie chcąc dawać córce okazji do zasypania go gradem pytań. – Przyjaźniłyście się?

– Skąd! – zawołała ku jego zdziwieniu; oczekiwał, że córka poda się za najbliższą przyjaciółkę Franceski Trevisan, licząc, iż tym sposobem wydusi z niego więcej informacji. – Trzymała się z Pedrocci, wiesz, tą, która miała w domu tabuny kotów. Śmierdziała i nikt nie chciał się z nią zadawać. Jedynie Francesca.

– Czy Francesca miała inne przyjaciółki? – zapytała zaciekawiona Paola, tym samym stając się dobrowolnym wspólnikiem męża w wyciąganiu informacji od rodzonego dziecka. – Chyba jej nie poznałam, prawda?

– Nie, nigdy u nas nie była. Zawsze zapraszała do siebie, a sama do nikogo nie chodziła. Matka jej nie puszczała.

– A ta dziewczynka od kotów bywała u niej w domu?

– No pewnie. Jej ojciec jest sędzią, więc pani Trevisan nie przeszkadzał smród.

Brunettiego zdumiało to, z jaką ostrością Chiara postrzega rzeczywistość. Nie miał pojęcia, kim córka zostanie w przyszłości, ale był pewien, że zajdzie daleko.

– Jaka jest matka Franceski? – spytała Paola, zerkając ukradkiem na męża.

Skinął głową. Bardzo zgrabnie prowadziła przesłuchanie. Wysunął krzesło i usiadł bez słowa przy stole.

– Mamo, przestań! Dlaczego nie pozwolisz tacie samemu zadawać pytań, skoro to głównie jego interesuje signora Trevisan?

Nie czekając, aż Paola wymyśli jakieś kłamstwo, Chiara postawiła na stole butelki i albo zapominając o swojej urazie, albo wybaczając ojcu wszystko, usiadła mu na kolanach.

– Co chciałbyś wiedzieć, tato?

Przynajmniej nie nazwała go komisarzem.

– Wszystko, co pamiętasz. Może zacznij od tego, dlaczego nie pozwalano Francesce chodzić do koleżanek.

– Nie wiem. Ona sama też nie bardzo wiedziała. Kiedyś, z pięć lat temu, powiedziała, że rodzice chyba się boją, że ktoś może ją porwać. – Zanim Brunetti i Paola zdążyli wykrzyknąć, że to absurd, dodała szybko: – Wiem, wiem, to głupie. Ale tak mówiła. Może chciała nam pokazać, jaka jest ważna? Na nikim nie zrobiło to wrażenia, więc wkrótce dała spokój. – Na moment Chiara zamilkła, potem zwróciła się do Paoli. – Mamo, kiedy będzie obiad? Jestem taka głodna, że zemdleję, jeśli czegoś natychmiast nie wrąbie.

Po czym nagle zwiotczała, opuściła głowę i zaczęła się zsuwać na posadzkę; Brunetti odruchowo zacisnął wokół niej ramiona i podciągnął ją wyżej.

– Oszustka – szepnął córce do ucha. Przytrzymując Chiarę jedną ręką, drugą zaczął ją łaskotać, to dźgając ją lekko w bok, to przejeżdżając jej palcami po żebrach.

Dziewczyna broniła się, piszcząc z oburzenia i rozkoszy.

– Tatusiu, nie! Puść mnie! Nie, puść… – Salwy histerycznego śmiechu nie pozwalały jej dokończyć.

Kiedy zasiedli do obiadu, przy stole zapanował jako taki porządek. Chociaż niezupełnie. Dorośli, za cichym porozumieniem, nie zadawali Chiarze więcej pytań na temat Franceski i pani Trevisan. Natomiast Brunetti, mimo dezaprobaty żony, co jakiś czas wyciągał szybko rękę w kierunku córki, która siedziała obok niego, na swoim zwykłym miejscu. Każdy ruch dłoni ojca wywoływał u niej nowe piski przerażenia oraz dalsze salwy hałaśliwego śmiechu. Obserwując to, co się dzieje, Paola zaczęła żałować, że jej rodzicielski autorytet nie rozciąga się na komisarza policji, a więc że nie może ukarać męża odesłaniem go, bez posiłku, na kilka godzin do pokoju.

Загрузка...