Brunetti zaczął przeglądać papiery, które w ciągu dwóch dni nagromadziły się na biurku. Przekonał się, że przesłuchano wdowę po Lotcie; zeznała, że tego dnia, kiedy zginął jej mąż, spędziła wieczór w szpitalu miejskim przy łóżku matki umierającej na raka. Obie pielęgniarki pełniące wtedy dyżur potwierdziły, że była tam do rana. Wdowę przesłuchiwał Vianello; jak zawsze dokładny, spytał ją również, co robiła w czasie, kiedy zamordowano Trevisana i Favera. W dniu śmierci mecenasa także była wieczorem w szpitalu; w dniu śmierci księgowego wieczór spędziła w domu. Za każdym razem towarzyszyła jej siostra, która przyjechała z Turynu. Przeczytawszy raport, Brunetti wyłączył wdowę z kręgu podejrzanych.
Nagle zaczął się zastanawiać, czy Chiara na pewno zrezygnowała z pomysłu wydobycia informacji od Franceski. Dumając nad tym, poczuł wstręt do samego siebie. Zawsze z oburzeniem myślał o ludziach nakłaniających nastolatki do prostytucji, a sam nie miał skrupułów przed wykorzystaniem własnej córki jako szpiega.
Jego rozważania przerwało brzęczenie telefonu. Podniósł słuchawkę. Rozległ się głos Paoli, roztrzęsionej, będącej w stanie najwyższego zdenerwowania. Kilka razy powtórzyła jego imię. W tle słyszał coś jakby płacz albo wycie.
– Paola, co się stało?
– Guido, przyjdź natychmiast. Chodzi o Chiarę! – zawołała.
– Co się dzieje? Co jej jest?!
– Nie wiem, Guido. Była w salonie, nagle zaczęła krzyczeć. Potem zamknęła się w swoim pokoju.
Panika w głosie żony udzieliła się komisarzowi.
– Miała wypadek? Jest ranna?
– Nie. Ale sam ją słyszysz. Dostała histerii. Wróć do domu jak najszybciej. Błagam.
– Już jadę! – zawołał, ciskając słuchawkę na widełki.
Chwycił płaszcz i wybiegł z gabinetu, nerwowo zastanawiając się, jak najprędzej dostać się do domu.
Przy embarcadero przed komendą nie było policyjnej motorówki. Niewiele myśląc, pognał w lewo; łopotały za nim poły płaszcza. Na rogu skręcił w wąską calle, usiłując się zdecydować, czy biec przez most Rialto, czy wsiąść do gondoli. Przed sobą ujrzał trzech chłopców idących ramię w ramię i zajmujących całą szerokość wąskiej uliczki.
– Attenti! – krzyknął gniewnie i przemknął obok, kiedy rozpierzchli się na boki.
Zanim dotarł do Campo Santa Maria Formosa, zabrakło mu tchu, więc musiał zwolnić do truchtu. Przed Rialto znów zwolnił, bo dookoła było pełno turystów. W pewnym momencie pchnął na bok dziewczynę z plecakiem i pobiegł dalej, nie zważając na gniewne niemieckie słowa, które rzuciła pod jego adresem.
Na Campo San Bartolomeo skręcił w lewo, żeby wziąć gondolę i uniknąć zatłoczonego o tej porze mostu. Na szczęście przy nabrzeżu czekała akurat łódź; stały w niej dwie staruszki. Brunetti przebiegł po drewnianym pomoście i wskoczył do środka.
– Ruszamy! – zawołał do gondoliera na rufie. – Policja, muszę natychmiast dostać się na drugi brzeg!
Z obojętną miną, jakby coś takiego zdarzało się codziennie, gondolier na dziobie odepchnął się od poręczy pomostu i łódź odbiła tyłem od nabrzeża. Drugi gondolier zaparł się o wiosło i łódź obróciła się we właściwym kierunku. Przestraszone staruszki, cudzoziemki, złapały się jedna drugiej, po czym usiadły na niskiej ławce.
– Możecie mnie zawieźć na koniec Calle Tiepolo? – spytał Brunetti.
– Naprawdę jest pan z policji?
Komisarz wyciągnął z kieszeni legitymację służbową.
– W porządku. Mała zmiana trasy – powiedział w weneckim dialekcie gondolier na rufie, zwracając się do pasażerek.
Były zbyt przerażone, żeby się odezwać.
Brunetti stał w gondoli, ślepy na wszystko, co działo się wokół, na mijane łodzie, nawet na światło dnia; docierało do niego jedynie, że płyną straszliwie wolno. Miał wrażenie, że dopiero po kilku godzinach dobili do pomostu na końcu Calle Tiepolo. Wcisnąwszy tysiąc lirów gondolierowi, wyskoczył z łodzi i ruszył szybko przed siebie.
Zdążył nieco odsapnąć, toteż odległość do domu pokonał biegiem, ale po schodach wspinał się już na miękkich nogach. Kiedy dotarł na trzecie piętro, usłyszał, że piętro wyżej otwierają się drzwi. Po chwili ujrzał stojącą w nich Paolę.
– Paola…
Nie pozwoliła mu dokończyć.
– Mam nadzieję, że ucieszy cię, co znalazła twoja mała pomocnica! – Twarz miała zaczerwienioną z gniewu. – Zobaczysz, w jaki świat ją wprowadzasz!
Cofnęła się do mieszkania i nie czekając na męża, ruszyła przed siebie korytarzem. Zawołał ją, ale go zignorowała; weszła do kuchni i zatrzasnęła drzwi. Brunetti zbliżył się do drzwi, za którymi znajdował się pokój Chiary. Cisza. Nie słyszał ani płaczu, ani żadnych dźwięków, które zdradzałyby obecność córki. Nic. Cofnął się i zastukał do drzwi kuchennych. Po chwili uchyliły się; w szparze ukazała się żona. Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
– Powiedz, o co chodzi – poprosił. – Wyjaśnij mi.
Często widywał Paolę złą, ale jeszcze nigdy w takim stanie; dosłownie dygotała z gniewu. Odruchowo cofnął się o krok i starając się nie podnosić głosu, ponownie poprosił:
– Powiedz, o co chodzi.
Paola wessała powietrze przez zaciśnięte zęby. Na jej szyi wyraźnie rysowały się napięte ścięgna. Kiedy wreszcie się odezwała, mówiła głosem tak zduszonym, że ledwo było ją słychać.
– Kiedy po południu wróciła do domu, oznajmiła, że ma kasetę wideo, którą chce obejrzeć. Powiedziałam, że dobrze, byleby ściszyła dźwięk, bo muszę popracować. – Paola urwała i przez kilka sekund patrzyła bez słowa na męża. Brunetti milczał. Po chwili wzięła głęboki oddech i kontynuowała: – Mniej więcej po kwadransie zaczęła krzyczeć. Wypadła na korytarz i dostała histerii. Sam słyszałeś. Usiłowałam ją objąć, uspokoić, ale nie przestawała wyć. Teraz jest u siebie.
– Ale co się stało?
– Obejrzała kasetę, którą przyniosła do domu.
– Od kogo ją dostała?
– Guido, przepraszam za to, co powiedziałam… – Paola wciąż oddychała ciężko, ale już znacznie bardziej miarowo.
– Nieważne. Od kogo ma tę kasetę?
– Od Franceski.
– Trevisan?
– Tak.
– Obejrzałaś ją?
Paola skinęła głową.
– Co przedstawia?
Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Uniosła rękę i wskazała salon; zrozumiał, że ma nie pytać, tylko sam usiąść przed telewizorem.
– A co z Chiarą…?
– Przed kilkoma minutami pozwoliła mi wejść. Dałam jej aspirynę i poradziłam, żeby się położyła. Chce z tobą porozmawiać. Ale najpierw musisz obejrzeć kasetę.
Brunetti skierował się do salonu, gdzie stał telewizor i magnetowid.
– Może powinnaś przy niej posiedzieć?
– Słusznie – przyznała Paola i ruszyła do pokoju córki.
Telewizor i magnetowid były włączone, kaseta siedziała w środku. Brunetti wcisnął guzik, żeby przewinąć taśmę do początku. Przesuwała się z cichym szelestem, jakby po trawie sunął wąż. Komisarz starał się o niczym nie myśleć, nie zastanawiać, nie próbować odgadnąć, co za chwilę zobaczy.
Usłyszawszy cichy trzask, oznaczający, że taśma się już przewinęła, wcisnął przycisk odtwarzania i usiadł na krześle. Na ekranie nie pojawił się ani tytuł, ani nazwiska aktorów; nie było też dźwięku. Po chwili migocząca szarość znikła, a jej miejsce zajął pokój z trzema krzesłami, stołem oraz dwoma usytuowanymi wysoko oknami. Wpadające przez okna światło dzienne uzupełniał blask lampy stojącej za osobą trzymającą kamerę. Obraz drgał – najwyraźniej film kręcono z ręki.
Rozległ się jakiś hałas – kamera ukazała otwierające się drzwi, przez które popychając się i śmiejąc, weszło trzech młodych mężczyzn. Ostatni odwrócił się i wciągnął do środka kobietę; za nią weszło do pokoju jeszcze trzech mężczyzn.
Pierwsi trzej mieli na oko niespełna dwadzieścia lat, dwóch było mniej więcej w wieku Brunettiego, ostatni liczył około trzydziestki. Wszyscy ubrani byli w koszule i spodnie o wojskowym kroju; nosili buty na grubych podeszwach, sznurowane nad kostką.
Kobieta, w ciemnej spódnicy i swetrze, wyglądała na trzydzieści kilka, może czterdzieści lat. Twarz miała nieumalowaną, a włosy w nieładzie, jakby rozleciał się jej kok albo jakby ktoś ściągnął jej z głowy chustkę. Trudno było określić kolor jej oczu; wydawały się ciemne z przerażenia.
Mężczyźni rozmawiali w obcym języku, którego Brunetti nie rozumiał. Nagle jeden ze starszych coś powiedział i trzej najmłodsi parsknęli śmiechem, kobieta zaś popatrzyła na niego zszokowana, jakby nie wierzyła – albo nie chciała uwierzyć – w jego słowa. Odruchowo skrzyżowała ręce na piersiach i opuściła głowę.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał, nie ruszał, po czym nagle rozległ się głos, choć żadna z osób widocznych na ekranie nie otworzyła ust. Brunetti domyślił się, że to głos operatora. Prawdopodobnie wydał jakieś polecenie albo wypowiedział słowa zachęty. Kobieta uniosła gwałtownie głowę i spojrzała w stronę kamery, nie w sam obiektyw, tylko bardziej w lewo, na osobę mówiącego. Ten powtórzył polecenie, tym razem ostrzejszym tonem, i mężczyźni wzięli się do dzieła.
Dwóch młodych podeszło do kobiety i złapało ją za ręce. Trzydziestolatek stanął przed nią i coś powiedział. Kiedy potrząsnęła głową, uderzył ją w twarz, nie otwartą dłonią, lecz pięścią. Następnie wyjął nóż i rozciął kobiecie sweter od góry do dołu. Zaczęła krzyczeć. Uderzył ją po raz drugi i ściągnął z niej sweter, obnażając ją do pasa. Kiedy znów usiłowała krzyknąć, oderwał od swetra rękaw i wepchnął jej do ust.
Powiedział coś do trzymających ją mężczyzn; ci położyli ją na stole. Na jego kolejny rozkaz dwaj starsi mężczyźni chwycili nogi kobiety i przycisnęli do stołu. Wówczas trzydziestolatek rozciął jej nożem spódnicę na całej długości. Następnie rozchylił poły takim gestem, jakby otwierał książkę.
Ponownie rozległ się głos operatora i mężczyzna z nożem przeszedł na drugą stronę stołu, tak by nie zasłaniać sobą widoku. Odłożywszy nóż, rozpiął spodnie, po czym wdrapał na stół i położył na kobiecie. Mężczyźni trzymający jej nogi musieli się trochę cofnąć, żeby ich nie kopnął, kiedy się poruszał. Po kilku minutach zsunął się z kobiety; jego miejsce zajął pierwszy z młodzieńców, potem kolejno pozostali dwaj.
Mężczyźni zachowywali się hałaśliwie, pokrzykiwali i śmiali się; operator cały czas ich zachęcał. Mimo to słychać było płacz i jęki kobiety.
Jeden ze starszych mężczyzn potrząsnął głową, kiedy nadeszła jego kolej, ale gdy koledzy zaczęli pohukiwać drwiąco, też wgramolił się na stół. Ostatni, najstarszy ze wszystkich, był taki chętny, że zepchnął z kobiety poprzednika, byleby się szybciej do niej dobrać.
Dopiero kiedy cała szóstka skończyła, operator zrobił zbliżenie. Kamera przesuwała się jakby pieszczotliwie po ciele kobiety, przystając wszędzie tam, gdzie widać było krew. Potem zatrzymała się na jej twarzy. Kobieta miała zamknięte oczy, ale na dźwięk głosu operatora, uniosła powieki. Kamera znajdowała się zaledwie kilkanaście centymetrów od jej twarzy. Kobieta krzyknęła i gwałtownie odwróciła głowę; Brunetti słyszał, jak uderza nią o blat, daremnie usiłując uciec przed kamerą.
Nastąpił powolny odjazd; na ekranie stopniowo ukazywało się coraz więcej ciała. Kiedy kamera wróciła na poprzednie miejsce, operator coś zawołał. Mężczyzna, który pierwszy wdrapał się na kobietę, podniósł nóż. Operator zaczął ponaglać. Mężczyzna – z taką obojętnością, jakby kroił kurczaka na kolację – przejechał ostrzem po gardle kobiety. Krew trysnęła na jego dłoń i ramię; najwyraźniej nie spodziewał się tego, bo odskoczył od stołu. Na widok jego zdziwionej miny pozostali gruchnęli śmiechem. Wciąż ryczeli, kiedy operator wykonał kolejne zbliżenie. Tym razem nie musiał szukać krwawych plam; ciało kobiety było nimi wszędzie poznaczone. Po chwili ekran ściemniał.
Taśma dalej się przesuwała; ciszę zakłócał jedynie szmer obracających się szpul oraz cichy charkot. Brunetti wsłuchiwał się w niego zdezorientowany; dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ten dziwny dźwięk wydobywa się z jego własnego gardła. Komisarz umilkł. Chciał wstać, ale nie był w stanie, bo dłonie miał tak mocno zaciśnięte na brzegu krzesła. Z najwyższym trudem zmusił się, żeby rozluźnić palce. Wreszcie mu się udało – oderwał ręce od krzesła i podniósł się.
Domyślał się, że język, którym posługiwali się mężczyźni, to serbsko-chorwacki. Kilka miesięcy temu widział w „Corriere della Sera” krótki artykuł o tego rodzaju filmach kręconych w śmiertelnych pułapkach, jakimi stały się bośniackie miasta, a następnie wywożonych za granicę, gdzie je powielano i sprzedawano. Nie dał wtedy wiary temu, co przeczytał; mimo iż ciągle stykał się ze zbrodnią, nie mógł, a raczej nie chciał przyjąć do wiadomości, że ludzie zdolni są do takich okropieństw. Teraz jednak, niczym święty Tomasz, włożył rękę do otwartej rany i nie miał wyjścia; po prostu musiał uwierzyć.
Wyłączył telewizor i magnetowid, po czym ruszył korytarzem do pokoju córki. Drzwi były otwarte, więc wszedł bez pukania. Chiara leżała na łóżku, wsparta o poduszki, jedną ręką obejmując siedzącą obok Paolę, drugą tuląc do siebie zniszczonego pluszowego psa o długich, wyświechtanych uszach, który był jej ulubioną zabawką, odkąd dostała go na szóste urodziny.
– Ciao, Papa – rzekła, spoglądając na ojca. Nie uśmiechnęła się.
– Ciao, angelo. – Stanął przy jej łóżku. – Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że to widziałaś. – Chciał powiedzieć coś więcej, ale najzwyczajniej w świecie zabrakło mu słów.
Chiara spojrzała na ojca, żeby upewnić się, czy w jego słowach nie ma nagany. Nie było. Odczuwał tylko potworne wyrzuty sumienia, lecz ona była zbyt młoda, żeby zdać sobie z tego sprawę.
– Czy naprawdę ją zabili? – spytała, odbierając mu resztki nadziei; w skrytości ducha liczył na to, że może córka uciekła sprzed telewizora, nie obejrzawszy taśmy do końca.
Skinął głową.
– Tak. Niestety.
– Dlaczego? – Głos miała przepełniony zdumieniem i trwogą.
Zamyślił się. Pragnął znaleźć jakieś wzniosłe słowa, które przekonałyby Chiarę o tym, że choć widziała coś strasznego, to tak naprawdę tego typu makabryczne rzeczy zdarzają się rzadko, a ludzkość jest z gruntu dobra i szlachetna.
– Dlaczego, tatusiu? Dlaczego to zrobili?
– Nie wiem – odparł w końcu.
– Naprawdę ją zabili?
– Nie mówmy już o tym. – Paola przygarnęła córkę do siebie i schyliła się, żeby pocałować ją w głowę.
Ale Chiara nie dała za wygraną.
– Naprawdę, tatusiu?
– Tak.
– Ta kobieta naprawdę umarła?
– Naprawdę – potwierdził, choć Paola posłała mu błagalne spojrzenie, żeby milczał.
Dziewczyna położyła sobie na kolanach pluszowego psa i wbiła w niego wzrok.
– Kto ci dał tę kasetę, Chiaro? – spytał Brunetti.
Pociągnęła delikatnie psa za naddarte ucho.
– Francesca – rzekła po chwili. – Dziś rano, przed lekcjami.
– Co powiedziała?
Chiara obróciła psa, aby siedział prosto.
– Że wie, iż o nią wypytuję. Że pewnie to robię, bo jesteś gliną. I że jeśli interesuje mnie, dlaczego ktoś mógł zabić jej ojca, to powinnam obejrzeć kasetę. – Cały czas bawiła się pluszowym psiakiem, to go głaskała, to ciągała za uszy, to przechylała z boku na bok.
– Mówiła coś jeszcze?
– Nie, to wszystko.
– Nie wiesz, skąd miała kasetę?
– Nie. Powiedziała jedynie, że dowiem się z niej, dlaczego ktoś mógł chcieć zabić jej ojca. Ale co ojciec Franceski miał wspólnego z tą kasetą?
– Nie wiem.
Paola poderwała się tak gwałtownie, że Chiara puściła zabawkę; pluszowy piesek upadł na podłogę. Matka schyliła się po niego; przez chwilę stała, ściskając psiaka kurczowo w dłoni, po czym położyła go córce na kolanach, pogładziła ją czule po głowie i wyszła z pokoju.
– Kim są ci mężczyźni, tatusiu?
– Chyba Serbami, ale nie jestem pewien. Może to stwierdzić ktoś, kto zna ich język.
– Co z nimi będzie? Aresztujesz ich i poślesz do więzienia?
– Nie wiem, kochanie. Niełatwo będzie ich znaleźć.
– Ale powinni trafić za kratki, prawda?
– Absolutnie.
– Jak myślisz, jaki związek miał z tym ojciec Franceski? – Nagle coś przyszło jej do głowy. – Chyba to nie on trzymał kamerę?
– Na pewno nie.
– Więc o co jej chodziło?
– Nie wiem, ale postaram się dowiedzieć. – Patrzył, jak córka usiłuje związać uszy psa. – Chiaro?
– Tak? – Spojrzała na ojca ufnie, wierząc, że dzięki niemu wszystko znów będzie tak jak dawniej.
– Lepiej nie rozmawiaj więcej z Francescą.
– Już nikogo o nic nie pytać?
– Tak, bardzo cię o to proszę.
Przez chwilę milczała, dumając nad słowami ojca, po czym spytała cicho:
– Nie gniewasz się na mnie?
Brunetti kucnął przy łóżku.
– Nie, kochanie. Nie gniewam się. – Urwał, bojąc się, że głos mu się załamie. Potem wskazał psa. – Uważaj, żebyś nie oderwała Szczekusiowi uszu.
– Brzydki ten mój Szczekuś, prawda? Kto to widział, żeby pies miał łyse uszy?
Brunetti potarł palcem nos zabawki.
– Na ogół właścicielki psów nie obgryzają uszu swoim ulubieńcom.
Chiara uśmiechnęła się i spuściła nogi na podłogę.
– Chyba odrobię lekcje – powiedziała wstając.
– Dobrze. A ja pójdę porozmawiać z mamą.
– Tatusiu! – zawołała, kiedy był już w drzwiach.
– Tak?
– Mama też się na mnie nie gniewa?
– Chiaro, jesteś naszą największą radością – odparł drżącym głosem, po czym opanowując wzruszenie, dodał szybko: – No dobrze, kochanie, siadaj do lekcji.
Dopiero gdy ujrzał uśmiech na twarzy córki, zamknął za sobą drzwi.
Paola stała w kuchni przy zlewie, odwirowując sałatę.
– Choćby walił się cały świat, obiad i tak trzeba zjeść – powiedziała, spoglądając na męża.
Brunetti odetchnął z ulgą.
– Z Chiara wszystko w porządku? – spytała po chwili.
Wzruszył ramionami.
– Postanowiła odrobić lekcje. Nie wiem, czy wszystko z nią w porządku. A ty jak myślisz? Znasz ją lepiej niż ja.
Paola cofnęła rękę od pokrętła wirówki i popatrzyła na męża zdumiona.
– Naprawdę tak sądzisz?
– Co?
– Że znam ją lepiej od ciebie.
– Przecież jesteś jej matką – rzekł Brunetti, jakby to było dostateczne wytłumaczenie.
– Och, Guido, jaki ty czasami bywasz ślepy! Gdybyś był jedną stroną monety, Chiara byłaby drugą.
O dziwo, słysząc te słowa, Brunetti poczuł się nagle bardzo zmęczony. Wysunąwszy krzesło, usiadł przy stole.
– Kto wie? Jest młoda. Może zapomni – powiedział.
– A ty? Zapomnisz? – spytała Paola, siadając naprzeciwko niego.
Potrząsnął głową.
– Szczegóły się pozacierają, ale tego, co widziałem, nigdy nie zapomnę.
– Jednego nie rozumiem… Kogo to podnieca? Przecież to obrzydliwe. Złe. – Na moment umilkła. – Po prostu złe. Kiedy odeszłam od telewizora, poczułam się tak, jakbym zajrzała do okna, z którego wyziera ludzkie zło w najczystszej postaci… Guido, jak oni mogli to zrobić? Jak można tak postąpić i wciąż uważać się za człowieka?
Brunetti nigdy nie umiał sobie radzić z czymś, co nazywał w myślach Wielkimi Pytaniami. Zamiast silić się na odpowiedź, spytał:
– A operator? Co sądzić o nim? A co o ludziach, którzy płacą za takie filmy?
– Płacą? – zdumiała się. – Naprawdę płacą?
Skinął głową.
– Jestem pewien, że ta kaseta została zrobiona na sprzedaż. Istnieje zapotrzebowanie na filmy, w których autentycznie giną ludzie. Przed paroma miesiącami czytałem o tym w gazecie, a wcześniej miałem w ręku raport Interpolu. Znaleziono kilka takich taśm w Ameryce. W studio filmowym, w którym je kopiowano.
– Ale kto je kręci? – spytała ze zgrozą Paola.
– Nie wiem. Na kasecie, którą widziałaś, mężczyźni mają na sobie wojskowe mundury. I chyba mówią po serbsko-chorwacku.
– Boże, zmiłuj się nad nami – szepnęła. – Ta biedna kobieta… – Zakryła usta dłonią. – Guido…
Wstał.
– Muszę porozmawiać z matką Franceski – oznajmił.
– Myślisz, że coś wie?
Nie miał pojęcia, ale nie zamierzał dłużej tolerować jej ledwo skrywanej wzgardy i udawanej niewinności. Podejrzewał, że skoro to Francesca dała taśmę Chiarze, o wiele lepiej od matki potrafiła odróżniać fakty od fikcji. Kiedy pomyślał, że dziewczyna oglądała kasetę, aż wzdrygnął się na myśl, że ma ją przesłuchać. Z drugiej strony, gdy przywołał w pamięci wyraz oczu zgwałconej kobiety patrzącej w wycelowany w siebie obiektyw, wiedział, że nie zawaha się przed niczym, aby wydobyć informacje z matki i córki.