Rozdział 28

Kiedy obudził się, Paoli już nie było; zostawiła jednak liścik, w którym napisała, że Chiara zachowywała się rano zupełnie normalnie i poszła do szkoły jak zwykle. Chociaż wiadomość sprawiła mu ulgę, cały czas nękał go dojmujący smutek – czternastoletnia dziewczynka nie powinna oglądać takich okropności jak te na kasecie. Wypił kawę i wziął długi prysznic, ale mimo to czuł się znużony i nie potrafił otrząsnąć się z przygnębienia. Kiedyś bez trudu odzyskiwał formę po nie przespanej nocy i nawet najgorsze zbrodnie nie miały wpływu na jego równowagę psychiczną; wytrwale, bez spoczynku parł naprzód w poszukiwaniu prawdy, a przynajmniej sprawiedliwości. To się jednak skończyło. Choć ścigał przestępców z jeszcze większą determinacją niż dawniej, miał świadomość, że jego możliwości fizyczne wyraźnie zmalały.

Odsunął od siebie ponure myśli i wyszedł z mieszkania; rześkie powietrze i obecność ludzi na ulicach poprawiły mu nastrój. Przechodząc obok kiosku z gazetami, rzucił okiem na nagłówki, mimo iż wiedział, że jeszcze za wcześnie, aby pojawiła się jakakolwiek wzmianka o zatrzymaniu Reginy Ceroni.

W komendzie zjawił się przed jedenastą. Mundurowi funkcjonariusze salutowali na jego widok, inni podwładni i współpracownicy witali go skinieniami głowy. Trochę się zdziwił, że nikt mu nie gratuluje znalezienia i aresztowania morderczyni Trevisana, Favera i Lotta, lecz nie dał tego po sobie poznać.

Na biurku znalazł dwie krótkie notatki informujące go o tym, żeby natychmiast zgłosił się do Patty. Zszedł na dół.

– Jest u siebie?

– Tak – potwierdziła bez uśmiechu sekretarka. – W dodatku w złym humorze.

Miał ochotę spytać, czy kiedykolwiek widziała Pattę w dobrym humorze, ale ugryzł się w język.

– O co mu chodzi?

– O przeniesienie.

– O co? – Powód złości Patty niespecjalnie go obchodził, ale rozmowa z uroczą sekretarką była przyjemnym sposobem odwleczenia choćby o kilka minut spotkania z szefem.

– O przeniesienie – powtórzyła. – Przeniesienie tej kobiety, którą pan zatrzymał.

Zadzwonił telefon.

Si? – powiedziała signorina Elettra, podnosząc słuchawkę. – Nie, nie mogę. – Rozłączyła się i spojrzała na Brunettiego.

– Co się stało? – zapytał. Serce waliło mu jak młotem; był pewien, że sekretarka to słyszy.

– Rano zadzwoniono z Ministerstwa Sprawiedliwości i powiedziano, że ma zostać przewieziona do Padwy.

Brunetti pochylił się i oparł obiema rękami o blat biurka.

– Kto odebrał telefon? – spytał.

– Nie wiem. Któryś z dyżurnych, przed moim przyjściem. Potem, około ósmej, pojawili się ludzie z wydziału specjalnego. Mieli nakaz.

– I zabrali ją?

– Tak. Do Padwy.

Pani Elettra patrzyła z przerażeniem, jak dłonie komisarza zaciskają się w pięści, pozostawiając osiem długich rys na lśniącej powierzchni blatu.

– O co chodzi, panie komisarzu?

– A dowieźli na miejsce?

– Nie wiem. – Spojrzała na zegarek. – Wyjechali ponad trzy godziny temu. Powinni już byli dotrzeć.

– Proszę zadzwonić i sprawdzić – powiedział chrapliwym głosem Brunetti.

Zamiast od razu wykonać polecenie, wbiła w niego oczy, zdumiona zmianą, jaka w nim nastąpiła.

– Proszę zadzwonić do Padwy. Do della Cortego! – powtórzył głośniej komisarz i zanim zdążyła zareagować, sam chwycił telefon i wystukał numer.

Della Corte podniósł słuchawkę po trzecim dzwonku.

– Tu Guido. Czy już ją dowieźli? – spytał Brunetti, nie wdając się w wyjaśnienia.

– Ciao, Guido. Czy kogo dowieźli? Nie wiem, o czym mówisz.

– Zatrzymałem wczoraj kobietę, która zabiła tych trzech.

– Przyznała się?

– Tak.

Della Corte zagwizdał z uznaniem.

– No, no. Nie wiedziałem. Ale o co chodzi? Gdzie ją aresztowałeś?

– Tu. W Wenecji. Ale dziś rano zjawili się po nią ludzie z wydziału specjalnego. Przysłał ich ktoś z Ministerstwa Sprawiedliwości. Powiedzieli, że zgodnie z procedurą musi być przewieziona do Padwy.

– Bzdura! – oburzył się della Corte. – Przecież dopóki zatrzymany nie zostanie oficjalnie oskarżony, powinien pozostawać w miejscu aresztowania. Każdy dureń to wie! – Zamilkł, a po chwili zapytał: – Chyba że zdążyliście ją oskarżyć?

– Nie. Nie było na to czasu.

– Postaram się czegoś dowiedzieć i zaraz oddzwonię. Jak się nazywa?

– Ceroni, Regina Ceroni.

Della Corte błyskawicznie się rozłączył.

– Co się stało? – spytała zaniepokojona sekretarka.

– Nie mam pojęcia – odparł Brunetti, po czym odwrócił się i zastukał do drzwi Patty.

Avanti.

Komisarz wszedł do gabinetu szefa. Postanowił nic nie mówić, dopóki nie zorientuje się ze słów Patty, w jakim ten jest nastroju.

– O co chodzi z tym przeniesieniem zatrzymanej do Padwy? – spytał vice-questore.

– Nie wiem. Przyprowadziłem ją około czwartej rano. Przyznała się do zamordowania Trevisana, Favera i Lotta.

– Gdzie?

W pierwszej chwili Brunetti nie zrozumiał pytania.

– W swoim samochodzie – odpowiedział w końcu. – Przyznała się w swoim samochodzie.

– W samochodzie?

– Tak. Najpierw śledziłem ją do Piazzale Roma. Potem długo rozmawialiśmy w jej aucie, wreszcie przyprowadziłem ją tutaj. Wszystko mi powiedziała; jak ich zabiła i dlaczego.

Patty nie interesowały jednak ani motywy, ani metody.

– Podpisała zeznania? – spytał. – Zostały zaprotokołowane?

Brunetti potrząsnął głową.

– Spytałem, czy chce zadzwonić do adwokata, ale odmówiła. Spytałem, czy chce złożyć zeznania, ale też odmówiła, więc poleciłem, żeby ją umieszczono w celi. Funkcjonariuszka Di Censo odprowadziła ją do kobiecego skrzydła.

– Bez złożenia zeznań czy choćby oświadczenia?

– Pomyślałem, że zrobi to rano.

– Pomyślałeś, że zrobi to rano – powtórzył zgryźliwie vice-questore.

– Tak.

– Ale teraz już ich nie złoży, prawda? – Patta nawet nie próbował ukryć złości. – Zabrano ją do Padwy i…

– Dotarła na miejsce? – przerwał mu Brunetti.

Patta wywrócił oczy do nieba.

– Pozwól mi skończyć!

Brunetti szybko skinął głową.

– A więc dziś rano zabrano ją do Padwy. Zabrano, zanim łaskawie zdecydowałeś się przyjść do pracy i przesłuchać ją do protokołu, co zgodnie z procedurą powinieneś był zrobić w nocy, po przyprowadzeniu jej tutaj. A tak zabrano ją do Padwy. Wiesz, co to znaczy? – Patta umilkł i spojrzał wyczekująco na podwładnego.

– Sądzi pan, że jest w niebezpieczeństwie?!

Vice-questore, który spodziewał się, że komisarz wyrazi skruchę z powodu swojej rażącej niekompetencji, zamrugał zaskoczony.

– W niebezpieczeństwie? Nie wiem, skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie widzę, to że ta kobieta zabiła trzech mężczyzn, w tym dwóch wybitnych mieszkańców naszego miasta, a całą zasługę za jej schwytanie przypisze sobie Padwa!

– Więc jednak jest w Padwie? – spytał z nadzieją Brunetti.

– Nie mam pojęcia, gdzie jest, i szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi. W chwili gdy zabrano ją spod naszej jurysdykcji, jej dalsze losy przestały mnie interesować. Możemy zamknąć dochodzenie w sprawie morderstwa mecenasa i jego szwagra, ale to jedyna korzyść, jaką z tego mamy. Cała chwała spłynie na Padwę! – Vice-questore aż dygotał z wściekłości. – Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Wracaj do swoich obowiązków. – Otworzył najbliższą teczkę leżącą na biurku i pochylił się nad nią.

Brunetti wrócił do swojego gabinetu; nie mogąc dłużej znieść niepewności, ponownie wykręcił numer Della Cortego. Nikt nie odebrał telefonu. Komisarz usiadł, wstał i podszedł do okna. Po chwili znów usiadł. Czas mijał. Wreszcie zadzwonił telefon.

– Guido, spodziewałeś się czegoś? – spytał ostrożnie Della Corte.

Brunetti poczuł, że dłoń, w której trzyma słuchawkę, jest śliska od potu. Przełożył słuchawkę do lewej ręki, a prawą wytarł o nogawkę spodni.

– Co się stało?

– Powiesiła się. Przywieźli ją przed godziną, zamknęli w sali przesłuchań, a sami poszli po magnetofon, żeby nagrać jej zeznania. Kiedy wrócili, nie żyła. Zrobiła sobie stryczek z rajstop i powiesiła się na kracie wentylacyjnej.

Brunetti milczał.

– Guido? Jesteś tam?

– Tak, jestem – rzekł ponuro komisarz. – Gdzie są ci z wydziału specjalnego?

– Wypełniają formularze. Powiedziała im w drodze, że zabiła Favera, Trevisana i Lotta.

– Dlaczego?

– Co dlaczego?

– Dlaczego ich zabiła? Jaki podała powód?

– Podobno w przeszłości miała z każdym z nich romans. Potem całymi latami ich szantażowała. Niedawno wszyscy trzej oznajmili, że nie zamierzają jej więcej płacić. Z wściekłości postanowiła ich zabić.

– Aha. Wszystkich trzech?

– Tak twierdzą ci z wydziału specjalnego.

– Ilu ich jest?

– Tych z wydziału specjalnego? – upewnił się Della Corte.

– Tak.

– Trzech.

– I wszyscy trzej twierdzą to samo? Że zabiła tamtych, bo nie dawali się dłużej szantażować?

– Tak.

– Rozmawiałeś z nimi?

– Nie. Opowiedział mi o wszystkim funkcjonariusz, który znalazł zwłoki.

– Ciekawe, kiedy zaczęli rozgłaszać, co im powiedziała. Przed jej śmiercią czy po?

– Nie wiem – przyznał Della Corte. – Czy to ważne?

Nie, to już nieważne, pomyślał Brunetti, bo trzej agenci wydziału specjalnego będą oczywiście obstawali przy swoim. Zdrada małżeńska, szantaż, zemsta – taka wersja wypadków brzmiała przekonująco. Nawet bardziej przekonująco i wiarygodnie niż jej własna opowieść o tym, jak powzięła decyzję zabicia trzech mężczyzn i zrealizowała ją z chłodną konsekwencją.

– Dzięki, przyjacielu – powiedział cicho komisarz i odłożył słuchawkę.

Przez długi czas siedział przy biurku, analizując wszystko po kolei i szukając czegoś, do czego mógłby się przyczepić, czegoś, co pozwoliłoby mu podważyć słowa agentów. Teraz, po śmierci Reginy Ceroni, jedynym namacalnym dowodem były wydruki z połączeniami telefonicznymi trzech zamordowanych. Ale o czym właściwie świadczyły? Że dzwonili do legalnie działających firm w różnych krajach i do jednego obskurnego baru w Mestre. To za mało, aby kontynuować dochodzenie. Mara dawno temu wróciła na ulicę, ale pewnie przeniesiono ją do innego miasta. A Silvestri powie to, co mu każą dostawcy narkotyków. Albo policja znajdzie go gdzieś martwego, ofiarę przedawkowania. Brunetti wciąż miał kasetę, lecz powiązanie jej z Trevisanem wymagałoby złożenia zeznań przez Chiarę, a nie zamierzał pozwolić, aby córka rozpamiętywała okropieństwa, które widziała. Bez względu na konsekwencje musiał jej tego oszczędzić.

Regina Ceroni uprzedzała go, ale nie wierzył. Wymieniła nawet nazwisko człowieka, który poleci ją zabić. A może w sprawę kaset zamieszany był ktoś jeszcze potężniejszy, też cieszący się powszechnym szacunkiem, kto niczym setnik w Biblii musiał tylko powiedzieć „Idź”, aby żołnierz natychmiast wypełnił jego rozkaz. Albo trzej żołnierze.

Brunetti wykręcił numer przyjaciela, pułkownika w Guardia di Finanza, i opowiedział mu pokrótce o działalności Trevisana, Favera i Lotta, podkreślając, że musieli jakoś ukryć ogromne pieniądze nagromadzone przez lata. Pułkownik obiecał, że jak tylko będzie miał czas i ludzi, postara się dokładnie sprawdzić finanse wdowy po adwokacie. Rozmowa z pułkownikiem nie przyniosła Brunettiemu ulgi. Wsparł łokcie na biurku, podparł dłońmi brodę i siedział tak przez dłuższy czas. Przyprowadził Reginę Ceroni do komendy przed świtem, a już o ósmej przybyli po nią agenci z wydziału specjalnego.

Wreszcie zmusił się, żeby wstać. Zszedł dwa piętra niżej, by odnaleźć Presidego, funkcjonariusza, który pełnił dyżur, kiedy komisarz przyprowadził zatrzymaną. Preside zakończył dyżur o ósmej, ale w dzienniku zanotował: „6.18. Dyżur przejmuje por. Scarpa. Przekazałem por. Scarpie meldunek kom. Brunettiego”.

Brunetti wyszedł na korytarz i przystanął pod ścianą, żeby opanować drżenie. Po chwili skierował się w stronę drzwi wejściowych; chciał znaleźć się jak najdalej od komendy policji i tego, co przed chwilą odkrył. Schodząc po schodach, myślał o Reginie Ceroni i ich dziwnej nocnej podróży. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie pojmie, dlaczego postąpiła tak, jak postąpiła. Może należało być kobietą, aby ją zrozumieć? Zapyta Paoli. Paola zazwyczaj rozumiała takie rzeczy. Na tę myśl poczuł się raźniej. Ruszył w kierunku domu.

Загрузка...