ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Ponownie zawiesił dłoń tuż nad panelem i przesunął palcami, odtwarzając sekwencję, której robot użył przy poprzednich drzwiach. Miał nadzieję, że dowiedzie w ten sposób swojej inteligencji i zdolności zapamiętywania, i że będzie to czytelna prośba o zgodę na otwarcie i tych drzwi.

Wiedział, że jeśli panel kryje w sobie niespodziankę przeznaczoną dla każdego, kto użyje błędnej kombinacji, cała sprawa skończy się fatalnie. Robot przysunął się bliżej, ale nie próbował przeszkodzić. Pełen nadziei, że to nie podstęp, Prilicla wprowadził kod. Drzwi otworzyły się i przeszedł do kolejnego, także jasno oświetlonego, ale znacznie krótszego korytarza. Tam się zatrzymał.

Widok, jaki zobaczył, wzbudził w nim na tyle żywe odczucia, że przez chwilę sam nie mógł się w nich połapać.

— Widzicie to? — spytał.

— Tak, doktorze — odezwał się z Rhabwara Haslam. Też był podniecony. — Ale proszę pamiętać o…

— Co widzicie? — wtrącił się niecierpliwie kapitan.

— Nie wiem, sir — odparł Haslam. — To trzeba po prostu zobaczyć. Doktorze Prilicla, proszę pamiętać o wolnym przesuwaniu zamontowanej na hełmie kamery i zatrzymywaniu jej na każdym opisywanym obiekcie.

Ważne, abyśmy mieli ostre ujęcia. To na wypadek, gdyby zaszło coś nieprzewidzianego i musielibyśmy wykorzystać te nagrania w trakcie dalszych działań.

Prilicla wiedział o tym, ale widocznie Haslam odczuł potrzebę przypomnienia empacie, że reszta załogi cały czas wspiera go duchem. Nie skomentował więc tej uwagi, tylko podjął relację:

— Jak widzicie, w ścianach znajduje się znacznie więcej przezroczystych włazów, a zamiast stosowanych poprzednio siatek jest jeden ażurowy cylinder biegnący środkiem przez cały korytarz. To rozwiązanie pozwala na swobodniejszy dostęp do włazów, chociaż między uchwytami a ścianą i tak nie zostało wiele miejsca… — Choć ja i tak niewiele go potrzebuję, dodał w myślach.


Ruszył wzdłuż siatki, starając się ją okrążać wolno, aby przekazać obraz jak największej liczby włazów. Przy jednym z nich, który wydał mu się szczególnie duży, przystanął na chwilę i zawiesił dłoń nad panelem kontrolnym. Robot błyskawicznie przysunął się bliżej i odsunął jego rękę. Prilicla chwycił się siatki i przytknął hełm do osłony włazu, aby zobaczyć, co znajduje się w środku. Tym razem maszyna nie zareagowała.

— Najwyraźniej stosują tu zasadę „patrz, ale nie dotykaj” — powiedział. — W środku tej wnęki znajdują się moduły elektroniczne podobne do tych, jakie znaleźliśmy w zniszczonym robocie z Terragara. Przytrzymuję kamerę nieruchomo, abyście mogli zrobić powiększenie tego ujęcia…

— Spróbowałem, wychodzi dobrze — powiedział Haslam z aprobatą. — Świetna robota, doktorze.

W słuchawkach rozległo się niecierpliwe chrząknięcie.

— Do cholery, czy muszę wrócić na Rhabwara, aby się dowiedzieć, co pan tam robi? — spytał z irytacją kapitan.

Prilicla nie odpowiedział od razu, ponieważ przesunął się do kolejnego włazu.

Wprawdzie w środku znajdowały się mechanizmy i obwody o wiele bardziej masywne od widzianych obok, mimo to tutaj również jego ręka została zdecydowanie odepchnięta od panelu.

Opisywał wszystko, co widział i myślał, nie zdawał jednak relacji ze swoich odczuć.

Tymczasem emanacja emocjonalna rosła wraz z zagłębianiem się w korytarz. Nie była jednak jeszcze na tyle wyraźna, aby sam potrafił ją zdefiniować.

— Tutaj znajdują się grubsze przewody, zarówno pojedyncze, jak i ich grupy o przekroju od pół cala do dwóch cali. Wszystkie oznaczone są kolorami, ale nie widziałem takich wśród wcześniejszych kodów. To, że zostałem łagodnie zniechęcony do otwarcia włazu, może świadczyć o istotności tego, co się za nim kryje. Przypuszczam, że chodzi o jakąś instalację typową tylko dla tego modułu, na przykład zaopatrującą załogę w powietrze lub wodę czy inną potrzebną jej ciecz oraz pożywienie. Teraz przesuwam się dalej do kolejnych drzwi z panelem sterowniczym. Będę próbował je otworzyć… Chociaż nie.

Robot przemieścił się błyskawicznie po drugiej stronie siatki, wyprzedzając Priliclę, i ustawił się między nim a panelem. Empata spróbował odsunąć go łagodnie. Maszyna stawiła opór, ale nie podjęła żadnego działania.

— Ciekawe — zauważył Prilicla. — Najwyraźniej ufa mi, ale nie na tyle, aby pozwolić mi tam wejść. Przyjacielu Fletcher, wspomniał pan wcześniej o powrocie na Rhabwara, aby zobaczyć, co tu porabiam. Czy pan albo porucznik zajmujecie się w tej chwili czymś istotnym?

— Badamy przewody prowadzące do rufowego źródła zasilania. Chociaż po prawdzie nie jest to nic ważnego. Może pan nie tracić czasu na uprzejmości i wprost powiedzieć, czego pan od nas chce.

— Chcę, abyście wrócili obaj na Rhabwara — odparł Prilicla — i tam poczekali na dalsze instrukcje…

— Ale to oznaczałoby pozostawienie tu pana samego — przerwał mu kapitan. — Nie podoba mi się ten pomysł.

— Moja kolejna prośba będzie zależała od moich postępów tutaj. Na razie chciałbym, aby przysłał pan z powrotem przyjaciela Doddsa z przenośnym holoprojektorem i nagraniami ze standardowego zestawu kontaktowego. Nie wyczuwam tu żadnych wrogich emocji, ale jeśli was to uspokoi, porucznik będzie mógł zostać w pobliżu, byle trzymał się z dala od tej sekcji. Nasi gospodarze zdają się lękać Ziemian albo w ogóle wszystkich istot typu DBDG.

— Nie wszystkie istoty humanoidalne to anioły — mruknął Dodds. — Może trafili na jakąś agresywną grupę uczestników wojny etlańskiej…

— Etlańskiej akcji policyjnej — poprawił go Fletcher odruchowo. — Mogą mieć złe doświadczenia związane z tamtym konfliktem albo czymś całkiem innym i kompletnie nam nieznanym. Ale, doktorze, czy chce pan powiedzieć, że jest gotów nawiązać z nimi kontakt?

— Jestem gotów spróbować — odparł Prilicla i przysunął się do drzwi na tyle, na ile tylko było to możliwe w obecności blokującego drogę robota. Zamknął oczy i postarał się oczyścić umysł, aby wyłapać napływające emocje.

Tak jak spodziewał się tego po rozbitku znajdującym się na uszkodzonym statku, najsilniejsze doznania nie były pogodne. Wyczuł ledwie kontrolowany strach połączony z demobilizującą rozpaczą, bólem i troską, które mogły, ale nie musiały wiązać się tylko z osobistymi perspektywami. Ból nie miał postaci charakterystycznej dla głębokiej traumy, chociaż ślady wstrząsu ogólnie były zauważalne, i zdawał się wynikać raczej ze stanu emocjonalnego niż obrażeń fizycznych. Towarzyszyło mu poczucie poważnej straty, ale pośród ciemności dawał się też dostrzec coraz jaśniejszy obszar ciekawości i zdumienia.

Prilicla uznał, że pora przydać sytuacji trochę blasku. Dosłownie.

Opisując głośno wszystkie swoje poczynania i zamiary, zaczął przygaszać i rozjaśniać lampę hełmu, najpierw w ograniczonym stopniu, tak że sam ledwie dostrzegał różnicę, potem stopniowo coraz bardziej zdecydowanie. Nie chciał, aby obcy rozbitek mylnie uznał jego działania za wrogie, zależało mu jednak na sprawdzeniu, czy ktokolwiek go widzi — oczami robota lub dzięki zamontowanym w korytarzu kamerom. Gdy wyczuł pośród napływających emocji dyskomfort, który mógł się wiązać ze zbyt dużym natężeniem rozbłysków światła, przyciemnił trochę reflektor i przeszedł do przekazywania konkretnych sygnałów opartych na uniwersalnym, jak miał nadzieję, języku arytmetyki.

Błysnął lampą raz, odczekał sekundę i błysnął ponownie, aby potem w szybkiej sekwencji błysnął dwa razy. Powtórzył to samo z trzema, czterema i pięcioma mignięciami, aby pokazać, że jest istotą inteligentną, która potrafi dodawać. Zmiana emocji nieznanej istoty, zwłaszcza nagły wzrost zainteresowania połączony z coraz głębszym zaciekawieniem, zasugerowała, że osiągnął swój cel.

Uzyskał pierwszą odpowiedź, musiał jednak dowiedzieć się jeszcze, iloma kanałami komunikacji dysponuje.

— Przyjacielu Fletcher, widziałeś, co właśnie zrobiłem. Chciałbym, abyście powtórzyli teraz całą sekwencję, wykorzystując zewnętrzne oświetlenie Rhabwara, Nie widzę was stąd, prosiłbym więc o informację, kiedy zaczniecie.

— Jasne, doktorze — odparł kapitan. — Potrzeba mi tylko chwili, aby… Już jest.

Tak naprawdę nie musiał nic mówić, rozbitek zareagował bowiem dokładnie tak samo jak podczas pokazu z lampą, chociaż tym razem zaciekawieniu towarzyszyło dodatkowo pewne zniecierpliwienie. Wyraźnie zastanawiał się, co jeszcze zobaczy. Prilicla w zasadzie też.

— Dziękuję, przyjacielu Fletcher. Możesz przestać.

Miał nadzieję, że analogiczny kontakt będzie możliwy także z pokładu statku szpitalnego, i ulżyło mu, gdy przekonał się, że jego domysły były słuszne. W ten sposób inni mieli szansę kontynuować jego próby w czasie niezbędnego dla empaty wypoczynku. Nagle poczuł falę strachu, która zaburzyła jego coraz lepsze samopoczucie. Nawet robot wykonał kilka nerwowych ruchów.

— Co się tam dzieje? — spytał, sam bowiem nie zrobił niczego, co mogłoby uzasadnić podobną reakcję obcego.

— Nic szczególnego — odparł kapitan. — Dodds leci do pana z holoprojektorem. Aby oszczędzić czas potrzebny na załadunek i rozładunek, nie wziął pinasy i korzysta z silniczków skafandra. To trochę nieporęczny sprzęt do takiego transportu, ale porucznik jakoś sobie radzi i powinien właśnie lądować na kadłubie…

— Dodds — odezwał się czym prędzej Prilicla. — Zatrzymaj się. Obcy jest przerażony.

Najlepiej zawróć, aż zdołam ustalić, o co chodzi.


W sumie jednak już się domyślał. Holoprojektor był całkiem niegroźnym urządzeniem, które mogło jednak z powodu swych rozmiarów zostać uznane za broń. Obcy musiał dojrzeć Doddsa lecącego w stronę statku niemal w ostatniej chwili, wcześniej wpatrując się głównie w światła Rhabwara. Najpewniej przeraził się, co sugerowało, że chociaż poszycie kadłuba nadal zasadniczo spełniało funkcje obronne, wnętrze statku było pozbawione podobnej ochrony. Co zasadniczo nie powinno dziwić, bo ostatecznie jeżozwierze też mają kolce tylko na grzbiecie.

Prilicla był nie tylko wrażliwy na cudze emocje, ale posiadał też umiejętności empaty projekcyjnego. Wiedział jednak, że niewiele zdoła z nimi zdziałać wobec istoty ogarniętej niemal panicznym strachem, jeśli najpierw nie uda się usunąć jego źródła. Dlatego oprócz współczucia i sugestii zaufania, które zaczął przekazywać rozbitkowi z intensywnością, jakiej nie miał szans utrzymać dłużej niż kilka minut, spróbował pokazać swoje intencje.

— Zwracam się w stronę, z której przyszedłem, i wykonuję gesty, jakbym coś odpychał albo zagradzał komuś drogę — powiedział do komunikatora. — W tej chwili rozbitek powinien już widzieć Doddsa zawracającego. Chyba zadziałało, poziom lęku spada…

Uspokajał empatycznie obcego, dopóki mógł, w końcu jednak musiał trochę odpocząć. W tym czasie emocje rozbitka wróciły do normy, czy przynajmniej stanu sprzed pojawienia się Doddsa. Nadal jednak obecne było w nich zatroskanie, i to wcale nie wyłącznie o swój los.

Prilicla zawrócił do miejsca, gdzie korytarz się rozdwajał, i skierował do drugich drzwi. Robot podążył za nim i nie próbował przeszkadzać, gdy empata sięgnął do panelu i wstukał sekwencję otwierającą. To, że nie odstępował gościa na krok, mogło oznaczać, że rozbitek nie dysponuje wewnątrz statku żadnym innym źródłem obrazu.

Drzwi otworzyły się, ukazując identyczny korytarz jak ten poprzedni, tyle że spośród wszystkich świateł zapaliły się jedynie dwa i Prilicla musiał wzmocnić blask lampy, aby dojrzeć cokolwiek przez przezroczyste osłony włazów.

— Widzicie? — spytał odruchowo. — Systemy w tej części zostały poważnie uszkodzone.

— Widzimy, doktorze — odpowiedział kapitan, który musiał dołączyć już do Haslama w centrali. — I widać też, że ktoś próbował je naprawiać.

Dwa złącza rur zostały okręcone jakąś metalizowaną taśmą samoprzylepną, ale nie dość mocno, spod uszczelnienia wydobywała się bowiem mgiełka powietrza albo parującej cieczy. Za innymi pokrywami widać było pętle przewodów ze śladami działania wysokiej temperatury. Jedna z nich została wyciągnięta z wnęki. Sterczały z niej cienkie jak włos druty przygotowane najwyraźniej do splecenia. Barwy sugerowały, że chodzi o połączenia z czujnikami na poszyciu kadłuba. Naprawa daleka była od ukończenia.

Prilicla wskazał kilka razy naprzemiennie na rejon uszkodzeń i na robota, potem powtórzył to, tym razem kierując kończynę w swoją stronę. Próbował spytać równocześnie o dwie rzeczy: czy to robot był odpowiedzialny za próby usunięcia awarii i czy Prilicla mógłby pomóc dokończyć tę pracę. Nie doczekał się jednak żadnej odpowiedzi, skierował się więc do drzwi na końcu.

Nie zdziwiło go, że i tym razem robot wyprzedził go czym prędzej i zastawił sobą przejście. Prilicli chodziło jednak przede wszystkim o wyczucie umysłu, który powinien znajdować się za drzwiami, i nie myślał sprawdzać na razie niczego więcej.

Zasadniczy typ emocji był bardzo podobny do tego, jaki poznał wcześniej, ale treść przekazu — przerażająco odmienna. Ta istota cierpiała nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.

Prilicla nie próbował nawet zgadywać, co mogło być przyczyną jej skrajnie przykrych doznań, wyczuwał niemniej przyduszenie, któremu towarzyszyły strach i depresyjne myśli typowe dla poczucia całkowitego osamotnienia. Przysunął się jeszcze trochę do drzwi i podobnie jak wcześniej spróbował przekazać obcemu trochę współczucia i sugestii przyjaznego nastawienia oraz ogólnego pocieszenia.

Tym razem trwało to dłużej, zapewne przez jego zmęczenie, w końcu jednak doczekał się reakcji. Poprzez czarny opar rozpaczy przebiło się najpierw zdumienie, potem zaciekawienie, na końcu zaś pojawiła się iskierka nadziei. Prilicla spróbował powtórzyć także manewr z lampą, ale nie wywołał już żadnego odzewu, podobnie jak wykorzystanie oświetlenia statku.

— Przyjacielu Fletcher — powiedział, starając się tłumić własne emocje. — Wyczułem obecność drugiego rozbitka. Jego odczucia sugerują, że nie ma kontaktu z pierwszą istotą, która jest zestresowana, ale poza tym zdrowa. Ten drugi jest ranny, brak mu pożywienia i wody, co musi być skutkiem uszkodzenia jego systemu podtrzymywania życia. Jestem pewien, że ucierpiał, ponieważ znajdował się bliżej burty, przy której doszło do eksplozji. Z tego samego powodu jest obecnie głuchy, niemy i ślepy. Musimy jak najszybciej przywrócić im zdolność komunikowania się nawzajem, potem zaś wydobyć z tego statku i bez zwłoki poddać leczeniu.

— Ale jak zamierza pan to przeprowadzić, doktorze? — spytał kapitan.

— Nie wiem. Nie jestem specjalistą od technologii obcych — odpowiedział Prilicla. — Choć może to i lepiej, bo teraz muszę wrócić do kabiny i trochę się zdrzemnąć. Może przyśni mi się jakieś rozwiązanie problemu.

Загрузка...