ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY

Słońce opromieniało złotą plażę, biały pas przyboju oddzielający ją od granatowego morza, liczne statki zebrane wokół wyspy oraz nieustannie wyrzucane w powietrze szybowce.

Poza małą grupą, która pracowicie rozbierała Terragara na kawałki, pająki prawie się nie pokazywały, ale bombardowanie nie ustawało ani na chwilę.

Zamiast pasażerów szybowce zabierały obecnie kamienie. Wzbijały się na wysokość dwóch tysięcy metrów i stamtąd ciskały je na stację. Zwykle pudłowały, istniało jednak ryzyko, że któryś trafi w końcu w czułe miejsce i porani albo zabije kogoś, trzeba więc było ponownie uruchomić tarczę. Pod nią wszyscy byli bezpieczni, ale tylko do pewnego czasu.

Kolejna bitwa, tym razem na słowa, rozegrała się na oddziale, gdzie przebywali chorzy, a jej stronami byli wszyscy pacjenci, którzy wystąpili przeciwko pająkom. Obecna na miejscu Naydrad po prostu wyłączyła swój translator, dzięki czemu mogła w całkowitym spokoju doglądać monitorów i pilnować, czy komuś ciśnienie nie podskoczyło ponad bezpieczną granicę. W sąsiednim pomieszczeniu łączności trwała mniej gwałtowna potyczka pomiędzy resztą zespołu medycznego a kapitanem Fletcherem i jego załogą.

— Nie rozumiemy, na co pan czeka, doktorze — powiedział kapitan. — Pana pomysł się nie sprawdził. Tarcza będzie działać już tylko przez dwadzieścia jeden godzin. Nie mając dość mocy, aby wystartować na wiązkach i oddalić się spokojnie od wyspy i od statków, będziemy musieli całkiem nieekologicznie użyć zwykłego napędu, który spali pół wyspy, o pająkach nie wspominając. Niech pan może wyjaśni to dokładnie Irisik oraz pilotowi szybowca, skoro też odzyskał przytomność. Wiem, że to trudna decyzja, ale nie możemy poświęcić załogi Rhabwara ani reszty naszych pacjentów ze względu na bandę całkiem pomylonych pająków, które uparły się nas zabić.

W pewnej chwili złagodził ton, ale mimo dzielącej ich odległości Prilicla wyczuwał wyraźnie jego determinację, która brała z wolna górę nad wahaniami. Nie mógł nie współczuć przyjacielowi dylematu.

— W obecnej sytuacji to pan dowodzi, doktorze Prilicla, ale okoliczności każą mi się zastanowić, czy nie należy tego zmienić. Proszę więc przekazać pajęczym pacjentom możliwie zdecydowanym tonem, że nie zostaną zjedzeni, ale muszą nas opuścić i wrócić na swoje statki, zanim zginą wraz z całą flotą w płomieniach podczas naszego startu. Może pan wysłać rannego pilota na noszach z modułem niewybuchowej autodestrukcji nastawionym na czas krótko po dotarciu do ich statków. I tak już dość skaziliśmy ich naszą technologią.

— Przyjacielu Fletcher — powiedział łagodnie Prilicla. — Nie czyń sobie wyrzutów, że grozisz mi odebraniem dowodzenia, i nie czyń niczego pospiesznie. Irisik to cyniczny pająk i jestem przekonany, właściwie nawet pewny, że nie uwierzy w nic, co jej powiem.

Dlatego właśnie nie mówię jej ani słowa i pozwalam, aby całą robotę wykonali za mnie ci, których ma za podobne sobie źródła pożywienia. Poczekaj, proszę. Niech pan przyjrzy się temu, co się dzieje na oddziale, i posłucha…

Naydrad skończyła właśnie kolejną kontrolę i zwinęła się na leżance naprzeciwko monitorów, gdy błogą ciszę zmącił okrzyk jednego z rozbitków z Terragara.

— Umieram z głodu, siostro!

— Odczyty nie potwierdzają twojej samodzielnej diagnozy — odparła Naydrad. — Ponieważ zostałeś pozbawiony dolnych kończyn i twoje zapotrzebowanie na substancje odżywcze zmalało, obecnie zagrożenie śmiercią z niedożywienia groziłoby ci dopiero po ponad dwudziestu standardowych dniach bez pożywienia oraz płynów. Obiad będzie za cztery godziny. Na razie połóż się wygodnie i spróbuj pomyśleć o czymś przyjemnym.

— Nie uda mu się — powiedział któryś z kolegów rozbitka. — Ja też nie dam zresztą rady, bo patolog Murchison nie zaglądała do nas od blisko trzech dni. Lubię, gdy tu bywa, nawet jeśli przez pająki nie może zabierać nas na plażę…

Reszta ziemskich pacjentów wyraziła poparcie dla zdania kolegi, pogwizdując przy tym w sposób, którego translator nie przetłumaczył.

— Ale dlaczego nie przychodzi, aby chociaż trochę z nami porozmawiać?

Niezdolna do kłamstwa Naydrad wolała w tej chwili zachować milczenie.

— Wśród moich w złym tonie jest rozmawiać zbyt wiele z posiłkiem — powiedziała Irisik, pierwszy raz tego dnia postanawiając się odezwać. — Chyba że chodzi o rodzinę albo kogoś bliskiego. Takie zachowanie budzi niepotrzebne emocje i źle wpływa na trawienie, a my zawsze zwracamy uwagę na cudze uczucia. Ale ciekawe, że wam brakuje już nóg, ale zdajecie się nie odczuwać żadnej wrogości wobec osoby, która je zjadła. Czy wynika to z waszej religii, czy może uważacie, że taka ofiara pozwoli waszej esencji przetrwać…

— Nie! — odkrzyknął ze złością jeden z mężczyzn. — Ona nie jada istot inteligentnych…

— Ależ wszystkie stworzenia są inteligentne — sprzeciwiła się Irisik. — Chcesz powiedzieć, że ona je tylko rośliny?

— Nie — odezwał się inny rozbitek. — Mięso też jada, ale rzadko, i tylko wtedy, gdy pochodzi od stworzeń o bardzo niskiej inteligencji.


— Takich jak wy? — spytała Irisik lekceważącym tonem. — Ale kto ustala ten poziom i decyduje, kogo można zjeść, a kogo nie? Wy sami nie wydajecie się zbyt inteligentni, podejrzewam więc, że musi tu chodzić o swoistą perswazję, być może wzmocnioną zatruwającymi umysł naparami. Raczej tym niż religijną wiarą w życie po śmierci. To dobry sposób, aby ukryć przed wami wasz status zwierząt dostarczających żywności. Ten wpływ umysłowy musi być bardzo subtelny i silny zarazem, skoro wy, bez dwóch zdań silne i zdrowe osobniki, których ciała są stopniowo zjadane, bronicie tej, która was zjada. Ja nie dałabym się tak łatwo zmanipulować, zwłaszcza komuś z mojego gatunku.

— Ale moje nogi nie zostały zjedzone, do cholery — odparł rozbitek. — Zostały być może ugotowane, ale na pewno nie zjedzone. Pamiętam dokładnie, co się z nimi stało.

— Oni mogą wyglądać jak przerośnięte druule, ale na pewno nie zjadają ludzi — odezwała Keet. — Oni ich naprawiają.

— Albo tylko wierzysz w to, że wiesz, co się z nimi stało, bo wpływ cudzego umysłu i chemii kazał ci uznać to za prawdę — ciągnęła Irisik. — To zwykła sprawa, że istoty cywilizowane ukrywają prawdę przed swoją zdobyczą, aby nie martwiła się niepotrzebnie swym losem i cieszyła życiem aż do końca. — Obróciła głowę w kierunku Trolannki. — Wygląd jedzenia ma wielkie znaczenie. Podobnie jak naprawianie ran, aby jedzenie nie zeszło przedwcześnie. To logiczne, że chce się je zachować żywym i świeżym aż do momentu konsumpcji. Nie ma żadnego powodu, aby skazywać jedzenie na niepotrzebne cierpienia.

Prilicla poczuł nagły przypływ strachu u trolańskich rozbitków.

— Gdy te przerośnięte druule weszły po raz pierwszy na nasz statek, myśleliśmy tak samo jak ty. Ale później przylecieli jeszcze inni, którzy gotowi byli wystawić się na wielkie ryzyko, aby ocalić tych pierwszych, nawiązać z nami kontakt i naprawić nasze rany. Wyszło nam, że nikt nie zadaje sobie aż tyle trudu, gdy chodzi jedynie o zdobycie pożywienia. Bardzo boimy się o przyszłość naszej rasy i ci z drugiego statku obiecali nam pomoc w rozwiązaniu naszego problemu. o swoją osobistą przyszłość się nie lękamy. Ty też nie powinnaś.

— Mówisz, że i wy, i wasi porywacze przeszliście po wielkiej sieci między gwiazdami, że pokonaliście ją w statkach, których się nie tka i które rosną, i że umiecie robić i używać wielu cudownych narzędzi służących do budowy i naprawy tych statków oraz marynarzy, którzy nimi latają. Według waszych standardów Crextikowie nie są wykształceni. Ja jednak znam różnicę między wykształceniem a inteligencją i wiem, że — za przeproszeniem — wykształcona osoba też może być kretynem.

— Wiem, że sceptycyzm jest podobno oznaką inteligencji, ale to już przesada — rzuciła Keet, tracąc ostatecznie cierpliwość. — Jesteś żeglującym po morzu pająkiem, który nie wierzy ludziom żeglującym wśród gwiazd. Próba przemówienia ci do rozumu to czysta strata czasu.

Przede wszystkim dlatego, że zdajesz się go nie mieć. Odrzucasz wszystko, co wymaga myślenia.

Rosnąca irytacja Trolannów nie zagłuszyła całkowicie nowej, cichszej i bardziej złożonej emocji, która pojawiła się u Irisik. Pajęczyca po raz pierwszy poznała, czym mogą być wątpliwości.

Prilicla zastanowił się, czy nie powinien włączyć się do tej rozmowy, uznał jednak, że jeszcze nie pora. Przypomniało mu się zdanie wygłoszone kiedyś przez naczelnego dietetyka szpitala Gurronsevasa i postanowił pozwolić Irisik podojrzewać jeszcze trochę we własnym sosie. W jej głowie rodziło się coraz więcej pytań, ale nie należało wyprzedzać biegu zdarzeń.

Najlepiej, aby sama je sformułowała i zadała.

Keet wstała z noszy i przeszła szybko do rzędu zajmowanego przez rozbitków z Terragara.

— Jest coś, co Jasam i ja musimy wam powiedzieć — zaczęła. — Chcemy was przeprosić za to, jak nasz system obronny uszkodził wasz statek, przez co straciliście kończyny. Nie wierzyliśmy, że ktokolwiek wyglądający jak druul może chcieć nam pomóc. Myliliśmy się.

Prosimy o wybaczenie, a gdy wrócimy na Trolann, zaproponujemy wam nowe kończyny.

Dysponujemy zaawansowaną technologią pozwalającą na łączenie materii organicznej z nieorganiczną. Wasze metalowe kończyny będą podłączone do układu nerwowego i będziecie czuli je prawie tak samo jak żywe, na wygląd zaś będą nie do odróżnienia. Wasi oficerowie z Rhabwara, którzy badali nasz statek, potwierdzą to. Jeśli nie macie żadnych zastrzeżeń psychologicznej albo religijnej natury, aby…

— Nie mamy — powiedział jeden z rozbitków.

— Czy da się tak zrobić, aby moje nowe nogi były o pięć cali dłuższe? — spytał inny. — Zawsze chciałem być wysoki i przystojny.

Trzeci wydał odgłos, który umknął translatorowi, i rozmowa z wolna się rozkręciła, wchodząc na poważniejsze tematy, przede wszystkim zaś dotyczące planów wszystkich obecnych.

Gdy Irisik próbowała się w nią włączyć, została świadomie zignorowana. Prilicla odnotował z zadowoleniem, że w jej umyśle niezdecydowanie zaczynało ustępować miejsca jakiemuś postanowieniu.

— …wiem, że druule to niezbyt sympatyczne typy — powiedział jeden z rozbitków — ale Federacja nie pozwoli…


— Niezbyt sympatyczne? — przerwała mu Keet. — To podłe, przebiegłe i zdradzieckie bestie, które myślą tylko o tym, jak zabić i zjeść każdego, kto nie jest druulem. Wiadomo też, że zwykły zjadać swoich poległych, aby nic się nie marnowało. Powinny zostać wybite do ostatniego.

— Ale Federacja nie nakaże Korpusowi Kontroli zgładzenia całej rasy tylko dlatego, że wy tak mówicie. Wiedzą zresztą, że nawet gdyby ktoś wydał taki rozkaz, i tak byśmy go nie wykonali. Sami stalibyśmy się w ten sposób niecywilizowanymi dzikusami, nie lepszymi wcale od nich. Zamiast tego przyjrzymy się uważnie tym druulom…

— Może odczuwacie wobec nich coś w rodzaju sympatii, ponieważ są do was podobni — powiedział Jasam. — Ludzie potrafią żywić pozytywne uczucia wobec zwierząt, lalek albo mniejszych wersji siebie. Ale w tym wypadku to bez sensu. Uwierz mi, że oni tego nie docenią.

— Wierzę, ale rozmawiamy o gatunku inteligentnym. Nie mamy prawa ich niszczyć.

Federacja podda ich socjologicznemu oraz psychologicznemu badaniu. Jeśli okażą się tak aspołeczni, jak mówisz, niemal na pewno zostaną odizolowani na swojej planecie i będą musieli sami sobie radzić, aż wyginą albo pokażą nam z czasem, że potrafią jednak zbudować cywilizację. Wtedy pomożemy im, tak jak zamierzamy pomóc wam.

Trolannie nie byli zachwyceni, ale Prilicla nie wyczuł, co naprawdę w nich dojrzewało, zwrócił bowiem uwagę na silniejszy sygnał, napływający od Irisik. Ona jednak też milczała i tylko jeden z oficerów ciągle mówił.

— Wasi ludzie też zostaną przebadani, ale w wypadku rasy, która zna podróże kosmiczne, to czysta formalność. Przez ostatnie sto lat odkryliśmy kilka planet tak czystych i świeżych jak ta, tylko bez inteligentnego życia, które idealnie będą się dla was nadawać.

Biorąc pod uwagę, jak niewielu was zostało, transport ludzi, majątku, techniki i wszystkiego nie będzie problemem… — Oficer wyraźnie pęczniał z dumy i dawał się porwać coraz większemu entuzjazmowi, który ogarniał jego umysł niczym jasna emocjonalna mgła. — Mamy jednostki klasy Emperor. Technicznie to okręty wojenne, ale rzadko bywały używane, jeśli nie liczyć akcji na Etli. Ich emitery oczyszczą połacie gruntu pod budynki, uprawy, a nasi specjaliści kolonizacyjni pomogą wam zagospodarować ten nowy świat. W tym owszem, ale niewiele więcej, bo nazbyt wielkie uzależnienie nie jest pożądane. Moglibyście mieć wtedy problem z uzyskaniem samodzielności. To ważna zasada, na której Federacja opiera politykę kontaktów. No i możecie zapomnieć o druulach. Dopóki nie wykażą się cywilizowanymi zwyczajami, dopóty nigdzie się nie przeprowadzą.


— Ale chwilę, rozmawiamy o populacji całej planety — powiedział Jasam. — Do tego będą potrzebne naprawdę wielkie statki.

— Mamy je.

Napięcie Irisik doszło do granicy. Prilicla poczuł, że jeszcze chwila, a pajęczyca nie wytrzyma.

— Zachowujecie się, jakby wcale mnie tu nie było — powiedziała ze złością. — To niełatwe dla mnie, ponieważ mam pewną pozycję wśród swoich, ale możliwe, że zaszło pewne nieporozumienie i chciałabym o tym z wami porozmawiać.

— Ale oni mogą nie chcieć rozmawiać z tobą — rzuciła Naydrad, przerywając długie milczenie. — Mogą nie chcieć nawet ciebie słuchać.

— Irisik jest partnerką Krititkukika naszego klanu, naszego starszego kapitana i dowódcy floty — odezwał się nagle cicho i powoli ranny pilot szybowca. — Zajmuje więc wysoką pozycję i rzadko musi kogoś przepraszać. Mam jednak wrażenie, że teraz próbuje to uczynić. Jest niezależna, silna, inteligentna i szorstka w obejściu i pewnie niezbyt umie przepraszać.

— Zamilcz, wędrujący w chmurach — powiedziała Irisik. — Zapominasz o szacunku, jaki jesteś mi winien. Zamilcz albo odgryzę ci głowę.

— Obiecanki cacanki — mruknął pilot.

Prilicla nie posiadał się z radości. Sądząc po emanacji emocjonalnej Irisik, rzeczywiście przeprosiny były dla niej sporym problemem, ale się na nie zdobyła. Przyszła pora, aby włączyć się do rozmowy i zacząć wyjaśniać im zasady prawne Federacji. Oraz prawdę o ich obecnej sytuacji, która mogła się okazać dla nich nad wyraz bolesna. Gorsza zapewne nawet niż perspektywa skończenia w rondlu. Pajęczyca jednak już się zdecydowała, a sądząc po panujących na oddziale emocjach, dialog rozwijał się w pożądanym kierunku.

Wleciał powoli do pomieszczenia, gdy nagle komunikator przemówił głosem kapitana.

Bardzo przejętym głosem.

— Doktorze, już tu są. Nadciągnęły ciężkie siły. Trzy krążowniki Korpusu Kontroli, statek kontaktowy Descartes i flagowiec komendanta sektora Vespasian. Komplet, można powiedzieć. Komendant rozumie nasze położenie, ale stwierdza z żalem, że nie może narażać sukcesu kontaktu z Trolannami i nie dozwoli na ryzykowanie ich życia podczas nieudanego kontaktu z Crextikami. Oni, i jeszcze do tego my, to byłaby zbyt wielka ofiara. Mówi, że to była trudna decyzja, ale musiał ją podjąć. Mamy zapakować się zaraz do Rhabwara, ostrzec pająki i czym prędzej startować.

Prilicla zachwiał się w powietrzu, ale zaraz uspokoił lot.


— W tej chwili nie byłoby to pożądane, przyjacielu Fletcher. Przekaż, proszę, komendantowi, że nasz drugi kontakt przebiega pomyślnie i że wszedł obecnie w decydującą fazę, dlatego nie należy go przerywać pospieszną ewakuacją. Przypomnij mu też, że to przede wszystkim medyczna akcja, ze wszystkimi tego implikacjami.

— Przecież nie mogę tak rozmawiać z komendantem sektora!

— To tylko kwestia dyplomacji — powiedział Prilicla i poleciał dalej.

Загрузка...