ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Rhabwar nadleciał nad stację bardzo cicho, korzystając tylko z energożernych wiązek nastawionych na odpychanie. Wyładował Priliclę oraz trolańskich rozbitków i jak najszybciej wrócił na orbitę, skąd Fletcher mógł obserwować poczynania pajęczych statków bez ryzyka, że zostanie zauważony. Przypuszczał, że nawet jeśli dostrzegą na niebie nową gwiazdę, nie domyślą się, czym ona naprawdę jest.

— Wszystkie trzy statki stoją przy brzegu z dziobami częściowo wysuniętymi na piasek — przekazał na użytek statku kurierskiego oraz obsady szpitala polowego. — Wkoło krąży na małej wysokości pięć szybowców. Są zbyt nisko, aby można je było dojrzeć z obozu. Część załogi wyszła na plażę i pod pobliskie drzewa, ale jest ich za mało na przeprowadzenie ataku.

Potem wspomniał jeszcze, że wszyscy załoganci oraz szybowce wróciły na pokład jakieś dziesięć minut przed nadejściem szkwału.

— Doktorze, czy są jakieś medyczne nowiny, które powinienem przekazać Kurierowi Dwa? — spytał na koniec.

— Nie ma, przyjacielu Fletcher.

— Żadnych? A co z patolog Murchison? Czy zmiennokształtnemu udało się ją odnaleźć? Skoro w szpitalu przybyło pacjentów, jej obecność byłaby wskazana.

— Ona jest… — zaczął Prilicla, ale Naydrad, która pomagała mu przy Keet, odpowiedziała za niego ze zwykłym brakiem taktu, nie bacząc na to, że pacjentka nosi już translator:

— Nie „wskazana”, ale wręcz niezbędna. Trolannie są fizjologicznie bardzo złożoną rasą. Ta tutaj przetrwa, ale jej partner niemal na pewno nie, zwłaszcza jeśli Murchison nie wróci niebawem i nie zajmie się nim jako patolog. Wszyscy martwimy się o nią i boimy się utracić w niej wysokiej klasy specjalistę.

W odróżnieniu od Kelgian, którzy zawsze musieli wypowiadać to, co akurat myśleli, kapitan mógł wyrażać się mniej bezpośrednio:

— Wasz zespół został uszczuplony o połowę — powiedział. — Danalta bardziej przydałby się w szpitalu niż na dyżurze w zatoce. Zaczynam się zastanawiać, czy istnieje ryzyko, że patolog Murchison już nie wróci. Co pan o tym sądzi, doktorze?


Prilicla zadrżał. Naydrad wiedziała, co to znaczy, ale Keet najpewniej nie. Uspokoił się zatem, chociaż niełatwo było mu opanować te emocje.

— Owszem, istnieje taka możliwość, przyjacielu Fletcher. Mam jednak nadzieję, że ten rozwój wypadków jest bardzo mało realny. Danalta stracił z nią kontakt krótko po jej porwaniu, gdy był jeszcze na plaży zaraz po odzyskaniu komunikatora. Od tamtej pory próbuje ustalić, na którym statku przebywa, na razie jednak jeszcze mu się to nie udało. Nie odwołam go, ponieważ znam patolog Murchison od wielu lat. Jest osobą ciepłą, otwartą na innych, z dużym poczuciem humoru i wrażliwą. Wiem dobrze, jak głębokim uczuciem darzy swojego partnera. Znam jeszcze inne jej emocje, które nie dadzą się ująć w słowa. Co więcej, bez trudu umiem rozpoznać jej emanację, bliską mi prawie tak samo jak moja. Statki pająków znajdują się na granicy mojego zasięgu, nie mogę więc powiedzieć, że wyczuwam coś dokładnie, ale gdyby patolog Murchison była bliska śmierci, natychmiast bym się o tym dowiedział.

Kapitan rozłączył się bez słowa.

* * *

Murchison zaczęła klasycznie, zgodnie z tradycją wypracowaną na długo przed pierwszą ludzką wyprawą w kosmos. Rysowała po prostu istoty i przedmioty, których nazwy chciała poznać. Szkice były niewielkie i proste, ponieważ nie wiedziała, jak wielkim zapasem surowca piśmiennego dysponuje, atrament zaś płynął jak woda i przy pierwszych dwóch próbach rozlał się błyskawicznie na cały liść. Ostatecznie coś zaczęło jej z tego wychodzić, przytrzymała więc rysunek przez kilka chwil poziomo, aby wysechł, i pokazała go pająkowi. Wskazując na siebie i ludzką sylwetkę na liściu, wymówiła głośno słowo „człowiek”.

Powtórzyła je kilka razy, aż w końcu wskazała na pająka i jego podobiznę, tym razem jednak nic nie mówiąc.

Chyba podziałało, gdyż pająk dotknął swojego rysunku kończyną i przemówił. To, co wypowiedział, brzmiało jak „Kritkuk”.

Murchison odłożyła liść.

— Człowiek, Kritkuk — powiedziała, wskazując najpierw na siebie, potem na pająka.

— Czokwek — powtórzył pająk. — Kritikuk — dodał głośniej.

Drugie słowo wymówił z takim naciskiem, jakby chciał zasugerować, że Murchison nie wymówiła go prawidłowo. Ale on też nie powtórzył należycie słowa „człowiek”.

Spróbowała inaczej. Chociaż nie znała dotąd żadnych innych wyrażeń, istniała szansa, że komunikat przejdzie.


— Mówisz zbyt szybko jak dla mnie — powiedziała normalnym tempem. — Proszę…

mów… wolno… i… wyraźnie — dodała powoli.

Pająk musiał zrozumieć, ponieważ tym razem zdołała wychwycić w jego nazwie jeszcze jedną sylabę. Próbowała ją powtórzyć, ale zakrztusiła się i rozkaszlała. Zaczerpnęła głęboko powietrza i spróbowała jeszcze raz.

— Krititkukik.

— Krititkukik — zgodził się pająk.

Ucieszona pierwszym lingwistycznym sukcesem postanowiła nie marnować czasu na naukę lepszej wymowy języka Ziemian, tylko uklękła na złożonym hamaku i sięgnąwszy po nowy liść, znowu wzięła się do rysowania.

Rysowanie kręgów mających symbolizować planety byłoby na tym etapie zbytnim komplikowaniem przekazu, ale jako marynarz jej pająk powinien używać gwiazd do nawigacji między wyspami i mógł wiedzieć, że jego świat jest okrągły. Nakreśliła więc w najszerszej części liścia linię, która miała być horyzontem, powyżej narysowała krąg z rozchodzącymi się promieniami, na dole dodała zarys wyspy oraz małe zakrzywione odcinki symbolizujące fale. Z jednej strony wstawiła trzy płaskie kształty z unoszącym się nad nimi i trochę nazbyt dużym szybowcem. Wskazała po kolei na każdy z obiektów.

— Niebo. Słońce. Morze. Wyspa. Statek. Szybowiec.

Pająk podał swoje określenia. Niektóre z nich udało się jej nawet powtórzyć bez poprawiania, ale jej towarzysz zaczął chodzić wkoło, jakby pobudzony albo zniecierpliwiony.

Nagle wyjął pędzelek z dłoni Murchison i zaczął domalowywać coś do jej rysunku. Po drugiej stronie wyspy pojawiły się trzy małe kwadraty, czyli stacja medyczna. Potem obrócił pędzelek i postukał rączką kilka razy w to miejsce.

Murchison domyślała się, że pająkowaci zauważyli już szpital dzięki zwiadowi powietrznemu i musieliby być mocno nierozgarnięci, aby nie pojąć, że ona jest właśnie stamtąd. Wzięła kolejny liść i narysowała obozowisko bardziej szczegółowo. Zaznaczyła piasek, morskie fale i dodała cztery postaci: siebie, cylindryczny kształt na wielu krótkich nogach, mało kształtny stożek Danalty i Priliclę, który przypominał na jej rysunku Krititkukika, tyle że miał dwie pary skrzydeł i unosił się nad ziemią.

Pająk przez chwilę trwał nieruchomy albo ze zdumienia, albo czekając po prostu, aż atrament wyschnie, potem wskazał pędzelkiem na Murchison i postukał w jej podobiznę, pozostałe sylwetki, a w końcu w zabudowania. Powtórzył tę sekwencję ruchów, tym razem między każdym wskazaniem postaci dotykając stacji, aż wreszcie postukał mocno w samą stację i spojrzał na nią, wydając stanowczy dźwięk.


Murchison była pewna, że daje jej do zrozumienia, że wie, iż wszyscy oni są ze stacji, ale chce wiedzieć, skąd jest sama stacja.

Jedną z podstawowych zasad podczas nawiązywania pierwszego kontaktu z mniej rozwiniętymi rasami było nieujawnianie własnego zaawansowania technicznego, gdyż mogłoby to przytłoczyć tubylców i sprawić, że poczuliby się gorsi. Ale Murchison nie sądziła, aby ten marynarz, któremu nie można było odmówić odwagi, pomysłowości i zaradności, koniecznych podczas żeglugi po otwartym oceanie, zdolny był rozpoznać kompleks niższości nawet wtedy, gdyby skoczył na niego od tyłu i ugryzł go we włochaty tyłek.

Tym razem, zanim zaczęła rysować, sięgnęła najpierw do pojemnika z wodą.

Na nowym liściu linię horyzontu umieściła bardzo nisko i znacznie mniej szczegółowo nakreśliła wyspę, statki i stację. Potem wylała trochę wody na złożoną dłoń, dodała kilka kropli atramentu i wymalowana szare, czyli nocne, niebo. Gdy wyschło, zamiast słońca dodała kilkanaście rozrzuconych tu i ówdzie mniejszych i większych kropek.

Marynarz musiał je rozpoznać.

— Gwiazdy — powiedziała, wskazując kolejno na wszystkie kropki.

— Preket — odparł pająk.

Wskazała na jeden ze statków i staranie wymówiła jego nazwę: krisit. Potem narysowała jeszcze jeden, tym razem wysoko na nocnym niebie, po czym wskazała na niego, na siebie i na stację.

— Preket krisit — powiedziała.

Pająk zareagował dość gwałtownie. Cofnął się i zaczął mówić coś pospiesznie, ale czy był to wyraz zdumienia, podniecenia czy strachu, tego nie potrafiła ocenić. Mówił bowiem zbyt szybko, aby zrozumiała choć słowo, nawet jeśli wcześniej już je słyszała. Potem podszedł bliżej i stuknął łapą w obrazek tak silnie, że ukruszył kawałek liścia. Raz za razem pokazywał trzy statki, wyspę, gwiezdny statek, stację i znowu gwiezdny statek. W końcu odepchnął gwiezdny statek tak gwałtownie, że liść przedarł się na pół.

Wyraźnie chciał jej powiedzieć, że trzy statki i wyspa należały do pająków i że obcy powinni się wynieść. A skoro byli odważnymi i dobrze uzbrojonymi rybakami, dysponującymi na dodatek zwiadem dalekiego zasięgu, bardzo możliwe, że polowali również czasem na swoich, nie ograniczając się wyłącznie do ryb. Statek z daleka, który stworzył na wyspie swoją bazę, był dla nich najpewniej zagrożeniem i nie mogli go tolerować. Zwłaszcza że wedle ich wyobrażeń gwiezdna załoga musiała być co najmniej takimi samymi zabijakami jak oni.


Murchison musiała dać mu jakoś do zrozumienia, że ani statek, ani stacja medyczna w niczym im nie zagrażają, a nawet przeciwnie. Uniosła więc obie ręce i pokazując wnętrza rozpostartych dłoni, poprosiła o ciszę. Gdy pająkowaty się uspokoił, wzięła pędzelek, ale zamiast malować, przytrzymała go przed twarzą obcego. Potem odłamała końcówkę rączki.

Niewielką, aby narzędzie nadal nadawało się do użycia. Odczekawszy chwilę, wzięła odłamany kawałek, przytknęła go do rączki i napluła na złącze, podając następnie oba elementy pająkowi.

— Połącz — powiedziała powoli. — Napraw.

Tamten powiedział coś, co zabrzmiało jak pytanie, ale zaraz pojął, o co chodzi.

Starczyła bardzo niewielka ilość jego śliny, aby pędzelek znów był cały. Gdy wysechł, pająkowaty oddał go Murchison. Poza lekkim zgrubieniem w miejscu złączenia był jak nowy.

Murchison znowu wzięła się do rysowania, tym razem jednak nie trudząc się przedstawianiem wyspy, statków czy słońca. Po lewej stronie liścia narysowała w pionie cztery postacie przedstawiające ją, pająka, Naydrad i Priliclę. Trochę na prawo od nich umieściła drugą linię sylwetek, tyle że jej postać została przedzielona pustą przestrzenią w pasie, a jedna z nóg była oddzielona. W przypadku pająka trzy nogi przedstawiła osobno, podobnie pokawałkowała Kelgiankę i swojego szefa. Następnie naszkicowała stację i jeszcze jeden zestaw postaci, ponownie w całości. Dla dodatkowego wyjaśnienia wyrysowała strzałki łączące niekompletne sylwetki ze stacją oraz stację z kompletnymi osobami.

Wskazała na złącze pędzelka i powiedziała powoli;

— My naprawiamy ludzi.

Pająk chyba jej nie zrozumiał, ponieważ odrzucił rysunek, zawiązał ponownie linę wokół nogi Murchison i nic więcej nie mówiąc, czym prędzej wyszedł.

Patolog rzuciła pędzelek na pognieciony rysunek. Na zewnątrz deszcz przestał już padać i w szparze wentylacyjnej ponownie pokazało się słońce. Murchison podeszła do niej i odsunęła całkowicie klapę w nadziei, że widok jasnego świata doda jej trochę otuchy.

Z góry dobiegało skrzypienie drewnianych mechanizmów oraz szczebiot, ponad który wybijał się jeden szczególnie donośny głos. Murchison była prawie pewna, że należał do kapitana, który dodatkowo używał tuby. Załogi innych statków otwierały żagle i podnosiły rampy.

Pomyślała, że dzieje się coś ważnego. Niemal na pewno pająki podjęły decyzję o zbrojnej napaści na stację medyczną. Odwróciła się ze złością od otworu i siadła na złożonym hamaku. Była przekonana, że sama sprowokowała tę sytuację nieudolnymi próbami nawiązania kontaktu i zasłużyła na karę. Ale gdy spojrzała na drzwi, odniosła wrażenie, że coś się tam zmieniło. Obok wygaszonej obecnie lampy wcześniej z obu stron stały pojemniki z wodą i piaskiem. Nie zniknęły, tyle że skrzynki z piaskiem były aż dwie. Murchison odetchnęła w duchu, uznając jednak, że nijak nie zapracowała na tę nagłą odmianę losu.

— Przestań się zabawiać — powiedziała do Danalty. — Którą skrzynką jesteś?

Загрузка...