ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Tak jak Prilicla się spodziewał, robot się znacznie ożywił, gdy tylko kapitan pojawił się obok statku i spróbował wejść do środka. Otworzył na chwilę zawór pojemnika, aby zademonstrować, że zawiera on jedynie gaz, potem jeszcze kilka razy musiał wskazywać na przyniesione odcinki rur i mały palnik, nim uzyskał wolną drogę. Gdy dotarli obaj do uszkodzonej sekcji, emocje rozbitków w oczywisty sposób uświadomiły Prilicli, że strach przed DBDG nie zniknął i mógł w każdej chwili przeważyć nad rodzącym się zaufaniem.

— Przyjacielu Fletcher — odezwał się więc do kapitana. — Unikaj gwałtownych ruchów, które mogłyby zostać uznane za agresywne. Najlepiej będzie, jeśli na razie ograniczysz swoją aktywność do podawania mi narzędzi i rur i w ogóle będziesz się zachowywał, jak ktoś zupełnie mi podległy.

— Nie musi mi pan przypominać, kto rządzi na miejscu katastrofy — zauważył kapitan oschle.

Mimo zawartego w tych słowach sarkazmu emocje Fletchera wolne były od urazy, Prilicla zatem nie podjął wątku, tylko skupił się na tym, co najważniejsze.

— Dopiero później postaram się pokazać jednoznacznie rozbitkom, że pańska pomoc jest mi niezbędna. Na szczęście to, czy zrozumieją, będę zdolny wyczuć.

Nie trwało długo, a natrafili na pierwszą trudność. Jedna z rur okazała się tak powyginana, że przytrzymujące ją mutry nijak nie dawały się ruszyć. Prilicla próbował tak i siak, ale był zdecydowanie za słaby. Ostatecznie wycofał się i wskazał na duże i silne dłonie kapitana. Robot zaraz przysunął się bliżej. Jego metalowa powierzchnia zdawała się odbijać niepokój obcych.

— Zajmij się tym, przyjacielu Fletcher — powiedział empata. — Ale bez gwałtownych ruchów. Nadal ich przerażasz.

Kapitan mocował się z upartą rurą kilka długich minut i zgrzał się przy tym tak bardzo, że system chłodzący skafandra ledwie uchronił szybę jego hełmu przed zaparowaniem. W końcu mutry puściły i rura została wyjęta. Fletcher odszukał wśród przyniesionych przewodów taki z bocznym przyłączem i zaworem, przyciął go do właściwej długości i sprawnie zamontował. Prilicla podał mu elastyczny wąż prowadzący do pojemników. Kapitan podłączył go do instalacji, wcześniej wskazując kilka razy robotowi identyczne kody widniejące na starej i nowej rurze oraz pojemniku. Maszyna obserwowała wszystko pilnie i prawie że wchodziła na plecy Fletchera, nie przeszkadzała jednak.

— Wyczuwam lęk, ale i zrozumienie — powiedział Prilicla. — Chyba pojmują, co próbujemy dla nich zrobić. Otwieram zawór.

Wcześniejsza analiza pokazała, że rozbitkowie oddychali niemal taką samą mieszanką co większość ciepłokrwistych tlenodysznych. Prilicla nie próbował do niej niczego dodawać, zawierała więc tylko podane w odpowiednich proporcjach tlen i azot. Przez kilka minut empata nie wyczuwał żadnej szczególnej reakcji rozbitków, nagle jednak wyraźnie zadrżał.

— Co jest? — spytał kapitan.

— Nic. Poczucie duszności minęło, ale ten drugi rozbitek nadal cierpi z powodu wygłodzenia, pragnienia albo ran. Lub wszystkich tych czynników razem. U obu wyczuwam pozytywne emocje ulgi i wdzięczności. Nadal boją się ciebie, ale nienawiść i nieufność osłabły. Dobra robota, przyjacielu Fletcher.

— To pańska akcja — odparł kapitan z zakłopotaniem. — Teraz, gdy ma już czym oddychać, sprawdźmy, czy zdołamy podać mu coś do jedzenia i picia. Na jednej z pękniętych rur widzę jakieś plamy. To może być zaschnięta mieszanka odżywcza. Jeśli analiza to potwierdzi, moglibyśmy…

— Nie, przyjacielu Fletcher. Na to może zabraknąć czasu. Psychiczna kondycja drugiego rozbitka poprawia się, ale jego organizm jest skrajnie osłabiony. Od teraz musimy działać z pełnym rozeznaniem, i to szybko. Przyniosłeś dodatkowe zbiorniki powietrza. Czy jeśli opróżnimy je tutaj, stworzą wystarczające ciśnienie, abyśmy mogli oddychać i rozmawiać?

Zdumienie kapitana szybko przeszło w zrozumienie.

— Domyślam się, że chce pan spróbować porozumieć się z nimi i poprosić o instrukcje.

Gdybyśmy wiedzieli coś więcej o ich systemie łączności, moglibyśmy rozmawiać przez radio.

Nie mamy jednak pojęcia, czy w ogóle mają uszy — dodał i pokręcił głową. — Nie potrafię odpowiedzieć na pańskie pytanie. Ta sekcja została uszkodzona i może nie być hermetyczna.

Ale nie zaszkodzi spróbować.

— Dobrze, tylko nie tutaj — odparł Prilicla. — W tym celu wrócimy do pierwszego korytarza w nieuszkodzonej części centrali. Tam wszystkie drzwi i panele wyglądają na hermetyczne. Na wszelki wypadek dodatkowo potraktuję je pianką uszczelniającą. Jest dość lekka, aby nie utrudnić później otwarcia drzwi. Pan niech tymczasem uzgodni wszystko z Rhabwarem.


— Tak jest — powiedział Fletcher i wycofał się z ciasnej wnęki inspekcyjnej, zamknął właz i idąc za Priliclą, zaczął wydawać przez radio cały szereg poleceń.

Gdy skończył mówić, empata uszczelnił już pomieszczenie. Z zaworów zaczęła wydobywać się lekka mgiełka. Nie trwało długo, a usłyszeli syk uwalnianego powietrza.

— Ciśnienie jest wysokie i chyba stałe — powiedział po kilku minutach kapitan. — Starczy go do przewodzenia dźwięków. Możemy też otworzyć hełmy, chociaż nie wiem, czy to nie nazbyt szalone…

— Jedno szaleństwo więcej, jedno mniej — stwierdził filozoficznie Prilicla. — Poza tym będzie to widomy znak, że im ufamy i jesteśmy przyjaźnie nastawieni. Unikniemy też zniekształcenia głosu przez mikrofony skafandrów. Mam nadzieję, że mechaniczny przyjaciel słyszy i mówi równie dobrze, jak widzi. Czy Rhabwar gotowy?

— Projektor i komputer tłumaczący w pogotowiu — odparł kapitan, rozszczelniając hełm. — Pan mówi pierwszy, doktorze. Przywilej dowódcy.

Jego słowom towarzyszyły pobudzenie, wyczekiwanie i odrobina ulgi charakterystyczne dla tremy i braku pewności, czy podejmowana próba zakończy się sukcesem. Prilicla nie miał tych wątpliwości. Zgiął przednią kończynę niemal we dwoje i wskazał na siebie.

— Prilicla, Prilicla, Prilicla. Jestem Prilicla — powiedział wyraźnie.

Potem wskazał na wewnętrzne drzwi. Gdy nie doczekał się odpowiedzi, skinął na kapitana, aby teraz on spróbował. Wiedział, że śpiewne trele języka Cinrussańczyków były naprawdę trudne do powtórzenia.

— Fletcher, Fletcher, Fletcher — odezwał się kapitan, wskazując na siebie i też wyciągając potem rękę w stronę drzwi.

Robot wydał z siebie krótki ostry dźwięk przypominający skrzypienie zawiasów.

— Co to było, u licha? — mruknął Fletcher ze złością. — Słowo czy krótkie spięcie?

— Zapewne słowo, może nawet więcej niż jedno — odparł Prilicla. — Usłyszał nas, wyczuwam bowiem falę zrozumienia i skupienie. Może wymawiają słowa bardzo szybko, jak Nallajimowie. Spróbujmy raz jeszcze, tym razem bardzo wolno. Niewykluczone, że wtedy bardziej się postara.

— Pri-li-cla — powtórzył empata z podobną jak wcześniej gestykulacją.

Kapitan uczynił to samo.

— Keet — powiedział robot. — Pil-ik-la, Flet-czer.

Prilicla wskazał na zamknięte drzwi.

— Keet — powtórzył, a potem wskazał w stronę sąsiedniego korytarza.


— Jasam — oznajmił robot.

— Rozmawiamy! — Na chwilę radość kapitana przyćmiła prawie wszystkie emocje rozbitków prócz ich coraz silniejszej potrzeby pośpiechu.

— Jeszcze nie — odparł Prilicla. — Na razie tylko się przedstawiamy, ale to dobry początek.

— Obawiam się, że doktor ma rację, kapitanie — odezwał się z Rhabwara Haslam. — Komputer potrzebuje więcej danych. Bez czasowników z opisem towarzyszących im działań nie stworzymy słownika.

— Przyjacielu Haslam — powiedział Prilicla. — Pokaż im raz jeszcze obrazy planet i ich mieszkańców. Nie wszystkie, tylko Cinrussa i Ziemi. Potem daj szkic jednego z ich robotów i jakiś ogólny krąg świata bez cech szczególnych.

Na ekraniku w skafandrze dojrzał, że projekcja zawisła już w próżni.

— Fletcher to Ziemia, Prilicla to Cinruss, Keet to… — powiedział i czekał.

Robot nie zastanawiał się długo.

— Flet-cze Zimia, Pil-ik-la Cin-russ, Keet Trolan.

— Zaczynamy do czegoś dochodzić, doktorze — rzucił z radością Haslam, ale zaraz spoważniał. — Nazwy i imiona są pomocne, ale potrzebuję więcej. Nadal nie znamy żadnego czasownika.

W odróżnieniu od swojego znacznie większego rodzica ze szpitala pokładowy komputer tłumaczący Rhabwara nie dysponował zapisami wszystkich pisków, kliknięć, jęków i posykiwań będących odpowiednikami mowy różnych inteligentnych istot Federacji, który to bank danych umożliwiał niekiedy porównawcze odcyfrowywanie nowo poznanych języków. Niemniej podczas poprzednich akcji ratunkowych załoga statku szpitalnego przekonała się, że ich maszynka również potrafi zdziałać zdumiewająco wiele, i to z bardzo niewielką pomocą z zewnątrz.

— Przyjacielu Fletcher — powiedział Prilicla, wskazując na przezroczystą torbę z materiałami remontowymi. — Potrzebny mi krótki kawałek kabla, który da się łatwo rozerwać, i odcinek rury. Masz taką, która ma cienkie ścianki i da się złamać bez sypania odłamkami?

Kapitan nie zastanawiał się długo, tylko szybko wyciągnął odcinek kabla, zwinął go na dłoniach i zerwał szarpnięciem, potem zamiast rury wydobył cienki odcinek sztywnej otuliny izolacyjnej i złamał ją w dłoniach.

— Tak i nie, doktorze. Ta koszulka nie kruszy się przy łamaniu, ale trzeba ludzkiej siły, aby ją rozerwać.


Prilicla wskazał na odcinek nieuszkodzonej rury za jednym z włazów, a potem ku korytarzowi, który prowadził do uszkodzonej sekcji. Następnie uniósł dwa kawałki złamanej otuliny i połączył je tak, że miejsce złamania było prawie niewidoczne. To samo zrobił z przerwanym kablem. Powtórzył pantomimę kilka razy i dopiero później się odezwał.

— Kable, rury — powiedział, wskazując na kapitana i siebie. — Naprawić kable i rury.

Łączyć kable i rury. Naprawiać — wykonał szeroki gest, jakby wskazywał cały statek — wszystko.

Pierwszy z rozbitków wiedział już, że ich podstawową działalnością było obecnie naprawianie, ale nie znał słowa, którym określali tę aktywność. Prilicla milczał, czekając na błysk zrozumienia, niepewny, czy całe jego pytanie dotrze do obcego. Nie rozczarował się.

— Pil-ik-la, Flet-cza — powiedział robot. — Nap-ra-wicz Jas-am.

Kapitan roześmiał się z ulgą, ale umilkł zaraz, aby jego głośne zachowanie nie wystraszyło gospodarzy. Haslam wydawał się podobnie uradowany.

— To jest to! — powiedział porucznik. — Zaczynamy tłumaczyć. Mówcie do niego jak najwięcej, wspomagając się gestami w razie potrzeby. Z początku rozmowa będzie kulała, ale szybko zyskamy słownik. Tłumaczenie będę przekazywał wam na słuchawki. Dobra robota.

Jakieś inne polecenia?

— Bądź gotów, przyjacielu Haslam, do przedstawienia kolejnych obrazów. Przytnij wcześniejszy materiał, zachowując jedynie akcję ratunkową, i dodaj coś pokazującego transport rannych na Rhabwara i ich późniejsze leczenie. Leczenie potraktuj skrótowo i bez drastycznych szczegółów, aby nie pomyśleli, że kogoś torturujemy. Wyeksponuj różnicę przed i po, czyli rannych rozbitków i rozbitków zdrowiejących. I przygotuj to wszystko jak najszybciej.

Spoglądając na drzwi i unoszącego się przed nim robota, Prilicla ponownie połączył powolnym gestem odcinki otuliny.

— Naprawić powoli — powiedział, powtarzając gest kilka razy, potem zetknął odcinki energicznym ruchem. — Naprawić szybko. Naprawić Jasam szybko — dodał, kładąc nacisk na ostatnie słowo.

Wyczuł zrozumienie i zgodę przebijające przez nieustanne zatroskanie.

— Keet, słowo na określenie tego brzmi „tak”. Wskazał w kierunku modułu, gdzie znajdował się Jasam, i ponownie uniósł otulinę, aby pokazać, że jedno i drugie jest zepsute.

Potem wskazał na nieuszkodzone rury i drzwi do przedziału Keet.

— Aby naprawić Jasam — powiedział, wzbogacając słowa o wcześniejszą gestykulację — muszę zobaczyć Keet. Porównać z Keet bez naprawiania.


Zrozumienie przyszło powoli, ale gdy zaświtało, ponownie pojawił się strach.

— Trzymaj przeklętego druula z daleka od nas! — usłyszał w słuchawkach głos coraz sprawniej radzącego sobie komputera. — Nie ufam mu! Jesteśmy oboje osłabieni i bezbronni i on nas pożre. Myśleliśmy, że chociaż kosmos jest wolny od tego robactwa!

— Nie bój się — powiedział Prilicla, ignorując wzburzenie kapitana i wspomagając obcego pozytywnym przekazem empatycznym. — Fletcher nawet cię nie dotknie. On naprawia maszyny. Prilicla naprawia ludzi.

Cichy komentarz kapitana zginął w syku otwieranych drzwi.

Za nimi znajdowało się niewielkie pomieszczenie niemal całkiem wypełnione rurami, kablami i stelażami. Przewody zbiegały się w owalnym kształcie pośrodku przedziału. Górna część jajowatego obiektu była przezroczysta, co pozwalało dojrzeć znajdującą się w środku istotę. Prilicla sklasyfikował ją jako CHLI. Była bardzo podobna do robota, tyle że zamiast srebrzystej metalowej powłoki okrywała ją brunatnoróżowa skóra. Pojemnik był dokładnie otoczony panelami kontrolnymi znajdującymi się w zasięgu krótkich kończyn istoty.

Pożywienie i woda musiały być dostarczane za pomocą wszczepionych w ciało implantów, podobnie rozwiązano najpewniej kwestię usuwania produktów przemiany materii.

Prilicla zadrżał mimo woli. Dla kogoś równie podatnego na ksenofobię jak latający owad z Cinrussa był to widok wręcz porażający. Empata zrozumiał, że właściwa załoga statku nie miała praktycznie żadnej swobody ruchu i była w pełni i bezpośrednio podczepiona do systemu podtrzymywania życia. Zamontowali ich tutaj tak samo jak resztę wyposażenia, pomyślał. Sięgnął po skaner i pokazał go Keet ze wszystkich stron, potem zademonstrował działanie urządzenia na sobie.

— To cię nie zrani — powiedział. — Pozwoli mi zobaczyć wnętrze twojego ciała i zrozumieć jego budowę, abym wiedział, jak was naprawiać.

— Będziesz mógł naprawić Jasama?

Komputer podawał już tłumaczenie całkiem swobodnie i coraz wierniej. Nadal jednak istniało ryzyko nieporozumienia. Aby ograniczyć je do minimum, Prilicla musiał dowiedzieć się jak najwięcej o obcych, samemu mówiąc cały czas prawdę i tylko prawdę. Był jednak również lekarzem, który uznawał za swój obowiązek podtrzymywanie pacjenta na duchu.

Jedną z metod osiągnięcia tego była rozmowa, w trakcie której chory mógł opowiedzieć jak najwięcej o sobie.

— Postaram się naprawić Jasama — odparł. — Ale żeby to zrobić, muszę usłyszeć, ile tylko się da o was i waszym narodzie. Im więcej się dowiem, tym lepiej, chociaż nie potrafię na razie ocenić, które informacje przydadzą mi się najbardziej. Opowiedz mi więc o swoim partnerze, o waszym życiu, zwyczajach, jedzeniu, które spożywacie, i o tym, co lubicie robić.

I jeszcze o swoich krewnych, na wypadek gdyby naprawa się nie udała, chociaż uważam taki wariant za mało prawdopodobny. Jesteście dla nas całkiem nowymi, chociaż rozwiniętymi technologicznie istotami. Wszystko może się przydać, wszystko będzie ciekawe. Opowiedz o sobie i o swoim świecie.

Загрузка...