Epilog

Przy baszcie Kutafjej fiakra trzeba było zwolnić i dalej pójść pieszo. W mieście na razie nie zauważało się nowych porządków, ale tutaj, na Kremlu, było już inaczej niż poprzednio: surowo, czysto, wszędzie straże, a bruk codziennie oczyszczano z lodu i śniegu, saniami już się nie przejedzie. Teraz tutaj rozlokowała się zwierzchność - nowy gospodarz starej stolicy uznał, że mieszkanie w rezydencji generała-gubernatora uwłaczałoby jego godności, i osiadł za wysokimi murami z czerwonej cegły, w Małym Pałacu Nikołajewskim.

Erast Pietrowicz szedł w górę po moście Troickim. Jedną ręką przytrzymywał szpadę, w drugiej niósł trójkątny pieróg. Dziś odbywała się wielka uroczystość - moskiewscy urzędnicy przedstawiali się jego wysokości.

Stary książę Władimir Andriejewicz odjechał do nielubianej Nicei czekać na starość, a w życiu jego byłych podwładnych zapowiadały się ogromne przemiany - kogoś awansują, kogoś przeniosą na inne stanowisko, kogoś całkiem przegonią. Człowiek doświadczony od razu zwracał uwagę, na którą godzinę jemu albo jego urzędowi wyznaczono audiencję. Im wcześniej, tym gorzej. Każdy wie, że nowa miotła z początku mocno wymiata. Najpierw pojawia się surowość. Odgrywa podwójną rolę: po pierwsze, od razu wszystkich pozostałych nastraszy, żeby odczuli należny respekt, a po drugie - lepiej zacząć od kaźni, by zakończyć łaskami. Od dawna wiadomo, że w pierwszej kolejności wygania się tych, którzy są dalej od ołtarza: zarządy powiatowe, komitet agrarny, opiekunów przytułków i różne mało znaczące departamenty, a naprawdę ważne urzędy pozostawia się na deser.

Z obu tych przesłanek wychodziło, że radca stanu Fandorin jest ważną osobistością, uhonorowaną szczególną uwagą. Przed jasnymi oczami wielkiego księcia miał stanąć, zgodnie z zaproszeniem ostatni z ostatnich, o wpół do szóstej po południu, nawet po dowódcy okręgu wojskowego i wysokich szarżach żandarmerii. To wyróżnienie zresztą mogło oznaczać cokolwiek, zarówno w pochlebnym, jak i negatywnym sensie, dlatego Erast Pietrowicz nie oddawał się pustym zgadywankom, tylko zdecydował się całkowicie zawierzyć losowi. Powiedziano: „Wielkoduszny mąż spotyka gniew i łaskę wyższych z takim samym dostojeństwem”.

Pod murami monasteru Czudowa radca stanu spotkał porucznika Smoljaninowa, też w paradnym mundurze, zarumienionego mocniej niż zazwyczaj.

- Witajcie, Eraście Pietrowiczu! - wykrzyknął. - Na prezentację?

Bardzo późno pana... Pewnie awans pana czeka.

Fandorin wzruszył lekko ramionami, grzecznie jednak spytał:

- A wasi się już p-przedstawili? I co?

- W ochranie nowiny. Mylnikow pozostał na uprzednim stanowisku, a na naczelnika wyznaczono Zubcowa. A jest tylko radcą tytularnym, no nie?

Nam, do żandarmerii, kogoś z Petersburga przyślą. Zresztą wszystko mi jedno. Ja, Eraście Pietrowiczu, oddaję się do raportu. Przechodzę z korpusu do dragonów. Teraz już ostatecznie się zdecydowałem.

Erast Pietrowicz wcale się nie zdziwił, jednak spytał:

- A to czemu?

- Nie spodobało mi się, jak jego wysokość mówił o zadaniach państwowej policji - powiedział żarliwie porucznik. - Wy, rzekł, musicie budzić w ludziach respekt, bojaźń przed władzą. Waszym zadaniem jest na czas odsiać plewy i bezwzględne je wytępić, niech to będzie nauczka i przykład dla pozostałych. Mówił, że sam widok niebieskiego munduru powinien wprawiać obywatela w przerażenie. Trzeba wzmocnić fundament rosyjskiej państwowości, inaczej nihilizm i nadmierna tolerancja do końca go rozmyją.

- A może to prawda? - ostrożnie rzucił Fandorin.

- Bardzo możliwe. Ale nie mam ochoty swoim wyglądem wprawiać kogoś w przerażenie! - Smoljaninow z pasją szarpnął temblak szabli. -

Uczono mnie, że powinniśmy wykorzeniać bezprawie i chronić słabych, że Korpus Żandarmerii to nieskazitelnie czysta chusteczka, którą zwierzchnie władze wycierają oczy cierpiącym!

Radca stanu z serdecznym współczuciem skinął mu głową.

- C-ciężko będzie panu w wojsku. Sam pan wie, jak oficerowie odnoszą się do żandarmów.

- To nic. - Oficer o różowych policzkach z uporem potrząsnął

głową. - Na początku, oczywiście, zaczną kręcić nosem, ale potem zobaczą, że nie jestem jakimś tam donosicielem. Jakoś się przyzwyczaję.

- Nie wątpię.

Pożegnawszy się z niepokornym adiutantem, Erast Pietrowicz przyspieszył kroku, ponieważ do wyznaczonej godziny pozostało już niespełna dziesięć minut.


Audiencja odbywała się nie w gabinecie, lecz w reprezentacyjnej bawialni - widocznie po to, żeby przedstawiający się urzędnicy lepiej odczuli znaczenie i wysoką cenę tej minuty. Dokładnie o wpół do szóstej dwóch dworskich lokajów w perukach ufryzowanych w loki rozsunęło skrzydła drzwi. Starszy lokaj z pozłacaną buławą wszedł pierwszy i gromko oznajmił:

- Pan radca stanu Fandorin.

Erast Pietrowicz jeszcze na progu pokłonił się z szacunkiem i dopiero potem pozwolił sobie przyjrzeć się najjaśniejszej osobie. Symeon Aleksandrowicz był zupełnie niepodobny do swojego bykowatego brata.

Szczupły, przystojny, o długiej, wyniosłej twarzy. Z ostrą bródką i napomadowanymi włosami, prędzej przypominał jakiegoś habsburskiego księcia z czasów Velazqueza.

- Witaj, Fandorin - powiedział jego wysokość. - Podejdź.

Doskonale wiedząc, że zwracanie się do „niższych” per ty jest wśród członków cesarskiej rodziny uważane za oznakę przychylności, Erast Pietrowicz jednak się zagniewał. Podszedł do wielkiego księcia i uścisnął

zadbaną białą rękę.

- To taki jesteś. - Symeon Aleksandrowicz przyglądał się okazałemu urzędnikowi z zaciekawieniem i aprobatą. - Pożarski w swoich meldunkach polecał ciebie w sposób najbardziej pochlebny. Jaka to tragedia, że zginął! Był człowiekiem wielkich talentów, bezgranicznie oddanym mnie i monarchii.

Generał-gubernator przeżegnał się, ale Fandorin nie poszedł za jego przykładem.

- Wasza cesarska wysokość, muszę p-przekazać wam niektóre szczegóły działalności księcia Pożarskiego związanej ze sprawą Grupy Bojowej. Napisałem raport adresowany do ministra spraw wewnętrznych, w którym jak najdetaliczniej wyłożyłem wszystko, co...

- Czytałem - przerwał mu Symeon Aleksandrowicz. - Minister uznał

za konieczne przesłać twoją relację mnie jako moskiewskiemu generałowi-gubernatorowi. Dodał przypisek: „kompletna bzdura i w dodatku niebezpieczna”. Ale ja dobrze znałem świętej pamięci Pożarskiego i dlatego uwierzyłem w każde twoje słowo. Z pewnością wszystko tak było.

Jesteś przenikliwy i zręczny. Pożarski co do ciebie się nie pomylił, doskonale znał się na ludziach. Tylko że tego raportu nie trzeba było pisać. Miałoby to jeszcze jakiś sens, gdyby rywal żył. No, a co to za polowanie - kopać zdechłego lwa?

- Wasza w-wysokość, moja notatka nie po to została napisana.

Chciałem zwrócić uwagę zwierzchności na metody pracy t-tajnej policji państwowej... - zaprotestował zmieszany Erast Pietrowicz, ale wielki książę powstrzymał go wyrozumiałym gestem.

- Zresztą, tak na marginesie, w ogóle się nie złoszczę na Gleba za jego wybryki. Na swój sposób były nawet błyskotliwe. W ogóle pozwalam na wiele tym, którzy są mi szczerze oddani - rzekł ze szczególnym naciskiem jego wysokość - i będziesz miał możliwość się o tym przekonać.

Co do twojego raportu, to go porwałem i skazałem na zapomnienie. Niczego takiego nie było. Prestiż władzy jest ważniejszy od wszystkiego, także od prawdy. Tego będziesz się jeszcze musiał nauczyć. Ale twoją dociekliwość oceniłem należycie. Są mi potrzebni tacy pomocnicy jak Pożarski i ty -

mądrzy, energiczni, przedsiębiorczy i niecofający się przed niczym.

Miejsce obok mnie się zwolniło i chcę, żebyś ty je zajął.

Radca stanu, wstrząśnięty „wybrykami”, stracił dar mowy. Jednak jego wysokość inaczej wytłumaczył sobie jego milczenie i uśmiechnął się wyrozumiale.

- Chcesz wiedzieć, co konkretnie ci proponuję? Nie przeliczysz się, bez obaw. Jutro podpiszę rozporządzenie o mianowaniu ciebie oberpolicmajstrem, a to, jeśli się nie mylę, dwanaście tysięcy wynagrodzenia plus czternaście tysięcy na reprezentację, plus własne konie i służbowa rezydencja, a w dodatku szczególne fundusze, którymi będziesz dysponował według swojej woli. Stanowisko odpowiada czwartej klasie, tak więc wkrótce otrzymasz rangę generała. A tytuł kamerhera załatwię ci od ręki, przed Wielkanocą. No, co? Jak to mówią wasi moskiewscy kupcy, przyklepiemy?

Wielki książę rozsunął usta w uśmiechu i znowu wyciągnął do urzędnika wąską rękę. Jednak najjaśniejsza dłoń zawisła w powietrzu.

- Wiecie, wasza wysokość, zdecydowałem się przejść ze służby państwowej w stan spoczynku - powiedział Erast Pietrowicz jasnym, pewnym głosem, patrząc niby to w twarz jego wysokości, lecz jednocześnie jakby przez nią na wskroś. - Bardziej mi teraz odpowiada życie osobiste.

I nie czekając na koniec audiencji, skierował się do drzwi.

.

Загрузка...