Ale nie miałam nic przeciwko, bo to nie była para SZTŻSS w maseczkach chirurgicznych. Tym razem napastnik miał dwadzieścia centymetrów wzrostu i ważył zaledwie kilogram. Gdy zobaczył, że wychodzę z sypialni Nikki Howard, rzucił się prosto na mnie, jak kosmata biała rakieta z różowym języczkiem.
– Przepraszam! – zawołała Lulu z kuchni. – Musiałam ją zamknąć w swoim pokoju i dopiero przed chwilą przypomniałam sobie, żeby ją wypuścić. Boże, popatrz, jak ona się cieszy na twój widok! Nawet jeśli nie pamiętasz nas, to musisz pamiętać Cosabellę. Przecież nazwałaś ją po swojej ulubionej linii bielizny!
Tyle że ja nie mam żadnej ulubionej linii bielizny. No może poza Hanes.
Ale nawet jeśli ja nie znałam Cosabelli, Cosabella znała mnie. Gdy tylko znów usiadłam na miękkiej białej sofie, z której wstałam parę minut wcześniej, wskoczyła na nią i merdając kikutkiem ogonka wspięła się na tylnych łapkach, żeby wylizać mi twarz.
A mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Naprawdę. Bo po szoku, jaki przeżyłam, lizanie po twarzy było w sumie całkiem miłe.
– Dobra – powiedział Brandon, siadając na kanapie naprzeciwko mnie. Minę miał zmartwioną. Niestety nie dlatego, jak się szybko zorientowałam, że kombinował jak mnie nakłonić, żebym znów się z nim pocałowała. – Czas skończyć te wygłupy. Kto ci to zrobił, Nikki? Al – Kaida?
– Chyba zwariowałeś! – zawołała Lulu z kuchni.
– Dlaczego? – Brandon pokręcił głową. – Skoro chcą zniszczyć naszą wolność, to czemu nie mieliby zaatakować Twarzy Starka, jednej z najbardziej uwielbianych modelek Ameryki?
– Al – Kaida nie wie, jak przyprawiać ludzi o amnezję – oświadczyła Lulu zza kuchennej wysepki z blatem z czarnego marmuru. – Tylko scjentolodzy dysponują technologią, która to potrafi.
Brandon popatrzył na mnie ze śmiertelną powagą.
– Czy to byli scjentolodzy? – zapytał.
– Najpierw – powiedziałam i uniosłam ręce, żeby pomasować sobie skronie (to znaczy, skronie Nikki Howard, które teraz należały do mnie) musimy sobie coś wyjaśnić. Wiem, że wyglądam jak Nikki Howard. Wiem, że mam głos Nikki Howard. Zdaję sobie teraz z tego sprawę. Jestem na poddaszu Nikki Howard i mam na sobie jej ubranie, a jej pies liże mnie po twarzy. Ale ja nie jestem Nikki Howard! Rozumiesz?
– Rozumiem – odparł Brandon. – Ale… przecież jesteś.
– Nie jestem – upierałam się. – Posłuchaj. Nie mam pojęcia co się dzieje, tak samo jak wy dwoje. Ale mówię serio, nie jestem Nikki.
– Jak to? – zapytała Lulu. Wyszła zza kuchennej wysepki… I zobaczyłam, że niesie jedzenie. Mnóstwo jedzenia.
A to jedzenie cudownie pachniało.
Co przecież było bez sensu, bo kiedy zobaczyłam, co to za jedzenie (Lulu postawiła je na białym marmurowym blacie stolika do kawy przede mną), przekonałam się, że nie ma tam nic dobrego. Tylko smażony strzępiel – którego powinnam nie lubić, skoro to ryba; zupa wyglądała jak podgrzane japońskie miso, sądząc po pływających w niej kawałkach tofu i wodorostów, ja nie znoszę tofu, co dopiero mówić o wodorostach. No i do tego filiżanka zielonej herbaty.
Totalnie nie cierpię zielonej herbaty.
Ale najwyraźniej Nikki ją lubiła, bo zanim się połapałam, piłam herbatę wielkimi łykami. A później zabrałam się za strzępiela i zupę.
I to było najsmaczniejsze jedzenie, jakie kiedykolwiek jadłam.
Lulu i Brandon patrzyli, jak się napycham, a w pewnej chwili Lulu powiedziała:
– Zawsze uwielbiałaś pieczonego strzępiela z Nobu.
To wystarczyło, żebym odłożyła widelec. Chociaż prawda wyglądała tak, że rybę już właściwie zdążyłam zjeść. I z zupą też prawie się uporałam.
– Dajcie spokój – oznajmiłam. – Przecież ja nie jestem Nikki Howard. I z początku nawet nie wiedziałam, kim wy jesteście. Znam wasze twarze z czasopism i tak dalej, ale… Nic o was nie wiem.
Brandon westchnął i zerknął na Lulu.
– Odepchnęła mnie, kiedy ją pocałowałem – wyznał. Lulu rzuciła mi zaszokowane spojrzenie.
– Nikki! Jak mogłaś?!
Poczułam, że się rumienię po samą linię włosów. Gdyby tylko wiedzieli, że odpychanie go to była ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę…
– Przecież właśnie to usiłuję wam wytłumaczyć! – ryknęłam. Nie jestem Nikki Howard! Jestem Emerson Watts, serio.
– Rozumiem, Nikki – powiedziała Lulu, kładąc mi dłoń na ramieniu współczującym gestem. – Dlatego zorganizowaliśmy tę interwencję. Żebyś wreszcie sobie przypomniała, kim naprawdę jesteś Popatrz. – Nachyliła się i wyciągnęła czarne portfolio spod kanapy.
Otworzyła je na pierwszej stronie, gdzie było wydarte zdjęcie Nikki Howard, podskakującej na trampolinie w bufiastej balowej sukni.
– To z twoich pierwszych zdjęć dla Stark Enterprises, kiedy dopiero zaczynałaś. Pamiętasz? Rebecca dopiero co przywiozła cię do Nowego Jorku. Pamiętasz Rebeckę? Twoją agentkę? – Popatrzyłam na nią w osłupieniu, więc próbowała mi pomóc: – Na pewno pamiętasz, jak podpisałaś kontrakt z Fordem. Powiedzieli, że jeszcze nigdy nie mieli tak profesjonalnej piętnastolatki. Że jesteś o wiele dojrzalsza niż większość ich dwudziestoletnich modelek.
– Nie jestem Nikki Howard – powtórzyłam. – Jestem Emerson Watts…
– Emerson Watts. – Brandon zmarszczył brwi. Koncentrował się… Co wyraźnie nie przychodziło mu łatwo. – Emerson Watts Dlaczego to nazwisko brzmi znajomo?
– Nie zbijaj jej z tropu – powiedziała do niego Lulu i odwróciła stronę portfolio. – Patrz, Nikki. Popatrz tylko na to. To z twojego pierwszego pokazu dla Chanel. Pamiętasz, siedziałam w pierwszym rzędzie? Po pokazie zapytałam cię, czy w tych sandałach na szpilkach bolą stopy, a ty mi powiedziałaś, że bolą jak cho…
Emerson Watts – powtórzył Brandon z taką miną, jakby coś go bolało. Pewnie to od nadmiaru koncentracji. – Już gdzieś słyszałem to nazwisko…
– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedziała Lulu i obróciła kolejną stronę. – Jest po prostu zmęczony. Całą noc przetańczył w Cave. O, spójrz! To twoja pierwsza rozkładówka dla Victoria's Secret!
Gapiłam się na wszystkie te zdjęcia, tuląc do siebie Cosabellę (wcale nie wykazywała ochoty, żeby zejść mi z kolan. Co w ogóle mi nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Podobało mi się, że czuję to jej bijące małe serduszko. W tym stworzeniu, które najwyraźniej mnie uwielbiało, było coś niosącego otuchę. I nieważne, że tak naprawdę suczka uwielbiała Nikki Howard).
Na fotografiach rozpoznawałam ciało, które dopiero co oglądałam w lustrze łazienki. Na opracowanym komputerowo zdjęciu w bieliźnie wyglądało jeszcze bardziej idealnie niż w lustrze.
Zdziwiło mnie, że aby wywołać wspomnienia, Lulu Collins pokazuje mi portfolio, a nie jakiś rodzinny album.
Ale biorąc pod uwagę sytuację – że jestem zwykłą licealistką z trzeciej klasy, uwięzioną w ciele jednej z najsławniejszych super – modelek – może to nie było takie dziwne. W tych okolicznościach, próba przypomnienia mi, kim naprawdę jestem, przez pokazywanie zdjęć mnie samej w nabijanym brylantami staniku nie wydawała się najgorszą strategią.
– A to – rzuciła Lulu, obracając kolejną stronę – twoja pierwsza reklama tej nowej linii ubrań! Widzisz, jak ładnie tu wyszłaś? Oczy masz w tym samym kolorze, co te szafiry… I to wcale nie jest Photo Shop. Naprawdę masz oczy w tym kolorze…
– Już wiem! – zawołał nagle Brandon, czym wystraszył nas obie i Cosabellę, która nerwowo poderwała łepek z moich kolan. – Emerson Watts! To ta dziewczyna, na którą spadł ekran plazmowy w czasie wielkiego otwarcia nowego sklepu mojego taty w SoHo.
Wytrzeszczyłam oczy. Słowa „ekran plazmowy” wywołały coś głęboko ukrytego w mojej podświadomości. Jak przez mgłę wróciło do mnie wspomnienie dnia, kiedy z Christopherem wzięliśmy Fridę na wielkie otwarcie Stark Megastore… Najpierw wróciło wąską strużką… Potem zalało mnie falą.
– Tak! – zawołałam i klasnęłam w dłonie, co trochę przestraszyło Cosabellę. – Tak! To byłam ja! Emerson Watts! Byłam tam tamtego dnia!
– Ja też! – pisnęła Lulu, a jej ciemne oczy otworzyły się szeroko. – O mój Boże! To było takie okropne! Nikki, teraz pamiętasz? Zemdlałaś!
– Nie jestem Nikki – przypomniałam jej. – Jestem Emerson Watts. To na mnie spadł ekran.
– I wiesz, Nikki, straciłaś przytomność – ciągnęła Lulu, kompletnie mnie ignorując. – A ten cały Gabriel Luna podbiegł i, nu wiesz, złapał cię w ramiona, ale nie mógł cię docucić. Nikt nie mógł. A potem pojawili się medycy, i… – Lulu obróciła głowę i spojrzała na mnie oskarżycielsko. – I wtedy widziałam cię po raz ostatni! Kelly powiedziała, że zdiagnozowali u ciebie hipoglikemię i że wzięłaś trochę wolnego, żeby dojść do siebie. Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. No bo przecież nigdy nic mi nie mówiłaś, że masz hipoglikemię. A poza tym, to wykluczone, żebyś gdzieś zniknęła nie mówiąc mi, dokąd jedziesz. No i na pewno nie zostawiłabyś Cosy samej.
Popatrzyłam na psinę na moich kolanach. Nie. Nikt by nie zostawił jej samej.
Nie, gdyby miał jakiś wybór.
– I niemożliwe, żebyś nie zadzwoniła do mnie – wtrącił Brandon.
Zerknęłam na niego, zobaczyłam, że spogląda na mnie w taki sposób, w jaki… no cóż, żaden facet jeszcze na mnie nie patrzył. Pomijając może Gabriela Lunę wtedy w szpitalu.
Ale – uświadomiłam sobie – to wcale nie na mnie Gabriel Luna patrzył w taki sposób. Patrzył na Nikki Howard, którą podobno trzymał w ramionach po tym, jak zemdlała na wielkim otwarciu Stark Megastore, a potem odwiedzał w szpitalu.
Oczywiście! Jak mogłam być taka głupia? Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że Gabriel Luna przyniósł mi kwiaty? Te kwiaty nie były dla mnie.
To były kwiaty dla Nikki Howard.
Boże. Ależ człowiek potrafi być naiwny. Który facet zauważyłby taką dziewczynę jak ja – zwyczajną dziewczynę – skoro w pobliżu kręciła się taka laska jak Nikki Howard? Nawet Christopher nie mógł od niej oderwać oczu, a on nie leci na każdą ładną buzię. No bo zawsze wyśmiewał się z Whitney i reszty Żywych Trupów w LAT.
Jednak tamtego dnia jego spojrzenie niemal się przykleiło do klatki piersiowej Nikki Howard.
A teraz ta klatka piersiowa miała być moja… Przynajmniej, w dającej się przewidzieć przyszłości.
Co to znaczyło? Zwłaszcza dla mojego związku z Christopherem?
Na samą myśl aż mnie ścisnęło w tej nowej klatce piersiowej.
A potem coś sobie przypomniałam: Christopher na wielkim otwarciu Stark Megastore powiedział, że wyglądałam fajnie. Jeszcze wtedy, gdy wciąż byłam sobą, Em Watts. Czy uznałby, że jako Nikki Howard też wyglądam fajnie?
Jakoś w to wątpiłam.
– No i zaczęłam cię szukać – ciągnęła Lulu. – Najpierw we wszystkich miejscach, gdzie mogłabyś pojechać, żeby uciec przed tym wszystkim… Bali, Mystique, Eleuthera… Ale nie trafiłam na żaden ślad. Nie znalazłam żadnego nazwiska, pod którymi zwykle się meldujesz w hotelach…
– I wtedy poprosiła o pomoc mnie – wtrącił Brandon. – Pogadałem z ojcem. Bo jeśli ktoś mógł wiedzieć, gdzie jesteś, to właśnie on. Ale był jakoś dziwnie tajemniczy.
– Właśnie – potwierdziła Lulu. – Powiedział Brandonowi, że nic ci nie jest, ale musisz sobie parę rzeczy przemyśleć. Od razu wiedziałam, że to totalna bzdura. Bo przecież nie zabrałabyś się za przemyśliwanie różnych rzeczy, nie prosząc mnie najpierw o pomoc. Zawsze ci pomagałam w takich sytuacjach. Pamiętasz, jak Henry zrobił ci pasemka w odcieniu café – au – lait? Więc pomyślałam, że może cię umieścili w jakiejś klinice odwykowej – tak dla wypoczynku, bo przecież wiem, że nie trafiłabyś tam przez narkotyki, nigdy byś nie narażała zdrowia przez ćpanie – żeby media nie mogły cię odszukać…
– …ale w żadnej nie byłaś zarejestrowana, więc zakradłem się do biura taty – podjął Brandon. – Przejrzałem jego papiery i znalazłem twoją teczkę, i okazało się, że jesteś w szpitalu na Manhattanie, przy Szesnastej…
– Przez cały czas byłaś dosłownie na sąsiedniej ulicy! – zawołała Lulu. – Poszłam na zwiady, bo Brandon…
Brandon zrobił zawstydzoną minę.
– Bałem się, że nie ucieszysz się na mój widok. Ze względu na Mishę, rozumiesz. Naprawdę, myślałem, że jesteś na mnie wściekła i dlatego nie dzwoniłaś, A z Mishą to, no wiesz, ona ciągle do mnie wydzwania, bo chce nagrać płytę, a sama rozumiesz, że teraz produkuję…
– Ale kiedy mnie nie rozpoznałaś – ciągnęła Lulu, rzuciwszy Brandonowi gniewne spojrzenie – zrozumiałam, że cię dopadli.
Ciężko było ogarnąć to nie do końca klarowne wyjaśnienie ostatnich zdarzeń z ich punktu widzenia od chwili, w której jeszcze pamiętałam, że byłam sobą – w dniu wielkiego otwarcia Stark Megastore – do chwili obecnej.
Ale jedno było ewidentne. Tamtego dnia musiało się zdarzyć coś bardzo, bardzo dziwnego.
– Czekaj! – zawołała Lulu. – Już rozumiem. Popatrzyliśmy na nią z Brandonem.
– Co rozumiesz? – spytałam.
– Dlaczego wyglądasz jak Nikki – wyjaśniła – ale wydaje ci się, że jesteś tą Emerson Watts. Boże, to takie oczywiste! Doszło do zamiany ciał! Jak w tym filmie Zakręcony piątek!
Tym razem to ja wytrzeszczyłam oczy.
– No cóż, Lulu – zaczęłam. To dramat, że takie dziewczyny jak moja siostra uwielbiają takie osoby jak Lulu. Fakt, jest ładna i bogata. I być może ma dobre intencje. Ale rozumu ma tyle co małż. – Nie istnieje coś takiego jak zamiana ciał – poinformowałam ją.
– Oczywiście, że istnieje! – zawołała. – Przecież nie robiliby na ten temat tylu filmów, gdyby nie istniała?
Jak miałam wytłumaczyć fizykę kwantową – a co dopiero biologię – dziewczynie, która przerwała szkołę w trzeciej gimnazjalnej, jeśli nie wcześniej?
– To, co opisujesz… nigdy się nie zdarza. Jasne?
– Ale masz jakieś inne wyjaśnienie? – spytała. – Kiedy ta dziewczyna została uderzona przez spadający ekran, a ty – to znaczy Nikki – zemdlałaś, wymieniłyście się ciałami. Teraz wystarczy, że znajdziemy tę całą Emerson Watts – w której tkwi uwięziona Nikki – i będziecie mogły się zamienić i znów normalnie żyć.
Brandon zmarszczył brwi.
– Ale…
– Żadnych ale – stwierdziła Lulu kategorycznie. – To właśnie tak działa. Może dlatego, że straciłyście przytomność jednocześnie, zamieniłyście się umysłami. Teraz będziemy musieli was obie uderzyć w głowę, żeby to się powtórzyło. Ale ostrożnie, żeby nie doszło do trwałych uszkodzeń. No i żebyś się nie posiniaczyła, bo niedługo będziesz miała wiosenne pokazy w Mediolanie…
– Nie możemy – oznajmił Brandon, zanim coś powiedziałam.
– Jak to, nie możemy? – spytała Lulu ostro. – Czemu zawsze musisz być takim pesymistą? To pewnie dlatego, że tyle czasu spędzasz z Mishą, a ona jest zdołowana, bo z jej ostatniego pilota nie powstał serial…
– Nie jestem pesymistą – odparł Brandon. – Rzecz w tym, że nie można wywołać zamiany ciał.
– Dlaczego? – rzuciła Lulu gniewnie. Ale, że jest taka drobniutka śliczna, trudno było jej gniew traktować poważnie. Zupełnie, jakby się obserwowało warczącą chihuahua. – Jeśli będzie nam potrzebny jakiś duchowy przewodnik, to ja mogę poprosić Yoshiego z moich lekcji jogi. On jest bardzo uduchowiony.
– Nie o to chodzi – powiedział Brandon. Miał strasznie zażenowaną minę. – Chodzi o to, że… Kiedy przeglądałem papiery taty, szukając informacji o Nikki, coś zauważyłem. Coś na temat tej Emerson Watts.
Nachyliłam się w jego stronę – nie bez trudu, bo kanapa była tak miękka, że człowieka niemal unieruchamiała.
– Co takiego? – spytałam.
– No cóż – odparł Brandon z wahaniem. – Według tego raportu, który dostał tata – kiedy ten ekran spadł na Emerson Watts, ona… to znaczy ty… zginęła.