Kiedy następnego ranka taksówkarz wysadził mnie pod LAT, zobaczyłam, że Żywe Trupy mają się nieźle. Wszyscy opierali się o łańcuchy odgradzające plac budowy po drugiej stronie ulicy (bo gdzie umieścić liceum, jeśli nie naprzeciwko dawnej fabryki nici, która została zburzona, żeby zrobić więcej miejsca na apartamentowce?).
To znaczy wszyscy poza Whitney Robertson i Jasonem Kleinem. Ci dwoje się całowali.
Od samego patrzenia na nich śniadanie podeszło mi do gardła.
Ale to może przez francuskie ciastko, które kupiłam w delikatesach koło domu i zjadłam na śniadanie. Bo chyba układ trawienny Nikki Howard i francuskie ciastka nie pasują do siebie.
Nie miałam czasu na porządne śniadanie. Kiedy budzik się rozdzwonił, wydawało mi się, że dopiero co zamknęłam oczy. Byłam nieprzytomna, ale jedno wiedziałam na pewno – żadnych więcej imprez w dni powszednie. To nie dla mnie.
Kiedy tak leżałam, gapiąc się na gładkie białe ściany sypialni Nikki Howard – jakaś gosposia musiała tu sprzątać, bo róże od Gabriela zniknęły; pewnie wreszcie całkiem zwiędły – a Cosabella polizała mnie po twarzy, spragniona śniadania i spaceru, przyszło mi do głowy, że nie muszę nigdzie iść – Naprawdę. Przecież Nikki Howard jest prawnie samodzielną nieletnią. Nie musi chodzić do szkoły, jeśli nie ma na to ochoty. Mogłabym przewrócić się na drugi bok i spać sobie tak smacznie… Limuzyna zabierze mnie na sesję dla „Elle” dopiero o trzeciej. Mogę do tej pory leżeć w łóżku, jeśli mam taką ochotę.
To było kuszące, bardzo kuszące. Zwłaszcza że wczoraj w nocy wróciłam do domu za bardzo nakręcona, żeby od razu zasnąć, więc po wysłuchaniu wiadomości od mamy – siedmiu, a każda następna zdradzała większy niepokój niż poprzednia – poszłam do pokoju Lulu, która już spała, i sprawdziłam jej laptopa. Okazało się że, tak jak w komputerze Nikki Howard, zainstalowano w nim jakiś software śledzący uderzenia w klawisze.
Rozłączyłam oba modemy, a kiedy podłączyłam je ponownie. obie klawiatury działały jak należy.
To prawda, że miałam tylko ten komputer marki Stark… Ale skoro teraz działał bez szpiegowskiego software'u, po co w ogóle iść do szkoły? Musiałabym wymyślić dla Nikki jakąś zupełnie nową internetową tożsamość, bo wiedziałam, że rodzice skasowali wszystkie moje dawne konta (za duża pokusa, jak mi powiedzieli, zwłaszcza że podobno umarłam). Ale tak fajnie byłoby znów zajrzeć do sieci! Mogłabym pograć w Journeyquest i pogadać z Christopherem…
Oj, zaraz, nie. Nie mogłabym. Bo niby skąd Nikki Howard min łaby znać Christophera Maloneya? Żeby go poznać, musiałaby dzisiaj iść do szkoły…
Co, przyznam, było jedyną rzeczą, która kazała mi wygramolić się z łóżka. Ubrałam się, wrzucając na siebie pierwsze rzeczy, które wpadły mi pod rękę, czyli, jak się okazało, jakąś sukienkę o podwyższonej talii, którą miałam wkładać do czarnych legginsów, kowbojskich butów i mnóstwa długich naszyjników (Lulu wyłożyła je dla mnie wczoraj w nocy, chichocąc i tłumacząc, że pierwszego dnia w szkole muszę dobrze wyglądać).
Ten strój okazał się zadziwiająco wygodny. Znaczy, jak na cos, co nie było parą dżinsów i tiszertką.
Kiedy umyłam zęby i twarz i wy szczotkowałam włosy (ostrożnie omijając nadal świeżą bliznę), zobaczyłam w lustrze, że w sumie. W sumie wyglądałam nawet nieźle.
Kto by się domyślił, że można jednocześnie wyglądać dobrze i czuć się w tym dobrze? No bo człowiek zawsze czuje się swobodnie w dresie, ale mało kto dobrze w nim wygląda (przynajmniej według Fridy). Nie żeby mnie to kiedykolwiek powstrzymało przed ubieraniem się tak do szkoły, chyba że Frida dorwała mnie wcześniej i kazała zawrócić, i przebrać się w coś innego.
Ale gdy tego nie robiła, Żywe Trupy często przystawały i zaczynały się na mnie gapić, bo tak odstawałam od ich mundurków złożonych z wyprasowanych spodni i koszul z kołnierzykiem… Coś z gumką w talii? Wykluczone!
Może dlatego, kiedy wysiadłam z taksówki i ruszyłam w stronę schodów prowadzących do sekretariatu, wszyscy stojący przed wejściem do szkoły przestali robić to, czym się wcześniej zajmowali, i zaczęli po prostu… gapić się na mnie.
A potem usłyszałam szepty: „Nikki Howard” i przypomniałam sobie, że to nie na mnie, Em Watts, się gapią, i nie chodzi też o to, że miałam na sobie nieco niestandardowe wydanie mundurka Żywych Trupów, ale o to, że w sumie mam na sobie ciało supermodelki.
No tak. Właśnie.
Zaraz potem jedna osoba oderwała się od reszty i podeszła bliżej. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to moja siostra, Frida. Aż tak zdążyła się już do tej całej reszty upodobnić.
– Nikki? – odezwała się, udając, że nie wie, że to tak naprawdę ja.
Stanęłam jak wryta i spojrzałam na nią. Bo miała na sobie czerwono – złoty mundurek czirliderek z LAT. I wyglądała z nim totalnie prześlicznie.
– Przebrałaś się w to po przyjściu do szkoły? – wypaliłam. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Na szczęście, stałyśmy na tyle daleko od reszty, że nikt nie mógł nas podsłuchać. – Bo mama nigdy by ci nie pozwoliła wyjść w czymś takim z domu. Czy ona w ogóle wie, że dostałaś się do drużyny?
– Przebrałam się tutaj – przyznała Frida. – I nie, mama nie wie. I podobno masz się zachowywać, jakbyś mnie nie znała.
– Nie znam cię – powiedziałam, przyglądając się tej krótkiej, plisowanej spódniczce. – Ale… wyglądasz… wyglądasz…
– Daruj sobie, Em – ostrzegła, mrużąc oczy.
– …ślicznie.
Fridzie opadła szczęka.
– Zaraz… Czy ty właśnie powiedziałaś to, co mi się wydaje?
– To chyba wpływ Nikki albo coś – odparłam, kręcąc głową.
– Zaczynam lubić wiele rzeczy, których wcześniej nie lubiłam.
– Na przykład Brandona Starka? – spytała. – Bo dziś rano na TMZ pokazywali wasze zdjęcie, jak cię wczoraj wynosił z Cave. I takie, na którym wrzucił cię do limuzyny, i siedzisz tam w rozkroku, i widać ci…
Krew w żyłach zamieniła mi się w lód.
– Mama tego nie widziała, prawda?
– Że niby ona co rano sprawdza, co napisał na swoim blogu Perez Hilton? Za bardzo jest zajęta wydzwanianiem do ciebie. Czy ty w ogóle oddzwonisz z tego telefonu, który ci dała? Mogę powiedzieć tylko jedno, dobrze że miałaś majtki. O mój Boże – jęknęła. – Nie odwracaj się, ale chyba wszyscy się na ciebie gapią. Wszyscy… Nie oglądaj się, mówiłam. Ale oni się gapią. Oni… Hej! Skąd masz to naszyjniki?
– Nie mam pojęcia. Należą do Nikki. Są chyba z tej nowej linii ciuchów. Chyba mogę ci takie załatwić…
– Byłoby super. Tylko na nich popatrz – powiedziała z satysfakcją, zerkając na Whitney i jej wytrzeszczający oczy dwór. – Próbują się domyślić, co ja tu robię, gadając z tobą. Mówiłam, nie oglądaj się.
– A potem dodała: – O mój Boże, Whitney Robertson się tu gapi. To niesamowite! Whitney Robertson na mnie patrzy. Na mnie. Jeszcze nigdy na mnie nie spojrzała, nigdy. To najlepszy dzień w moim życiu.
– Taa, świetnie – mruknęłam, minęłam Fridę, żeby wreszcie iść do tego sekretariatu. – Witaj w świecie Nikki Howard. Dobrze wiedzieć, że komuś to się podoba.
Wchodząc do budynku, obejrzałam się przez ramię i zobaczy łam, że ze trzydzieści osób podbiegło do Fridy, dopytując się, o czym ze mną rozmawiała. Zachowała zimną krew, wzruszała ramionami i poprawiała sobie włosy.
Ale widziałam, że czuje się jak w raju.
Szkoda, że dla jej frajdy ja musiałam przechodzić piekło.
Dostałam moją dawną szafkę.
Powinnam była się domyślić, że tak będzie. Przecież nikt poza mną nie opuścił szkoły w środku semestru. A nawet gdyby, to w LAT na pewno jest lista czekających na przyjęcie, bo mimo wysokiej populacji Żywych Trupów (a może właśnie ze względu na nią?) uważa się, że to bardzo dobra szkoła.
Byłam w sumie całkiem pewna, że Stark Enterprises zapłacili niezłą sumę w ramach „darowizny”, żeby mnie przesunąć na szczyt tej listy.
Nic dziwnego, że dostałam swoją starą szafkę… I wylądowałam na swoich wielu – choć nie wszystkich – starych zajęciach.
Najwyraźniej obawiano się, że Nikki Howard nie poradzi sobie na zajęciach na poziomie rozszerzonym, na które zapisana była wcześniej Em Watts… Zwłaszcza w świetle tej rzekomej amnezji. Musiałam nieźle się nagimnastykować w sekretariacie, ale udało mi się zapisać Nikki Howard na zaawansowany angielski, biologię i trygonometrię (zapewniłam, że jeśli nie będę sobie radziła z lekcjami, to się przepiszę).
Po miesiącu nieobecności w szkole istniało całkiem spore prawdopodobieństwo, że faktycznie nie zdążę nadrobić… Ale chciałam spróbować, skoro to znaczyło, że przynajmniej na niektórych lekcjach będę razem z Christopherem. Jak inaczej miałabym znów się z nim zaprzyjaźnić?
Trochę głupio było udawać, że nie znam kombinacji do zamka przed moją przewodniczką, jakąś pierwszoklasistka, której nie znałam, żeby nie pomyślała sobie, że mam jakieś zdolności parapsychiczne.
Ta dziewczyna, Molly Hung, dostała totalnego paraliżu, że to ona oprowadza po szkole Nikki Howard. Była naprawdę nieśmiała i widziałam, że palce jej drżały, gdy mi pokazywała, jak otworzyć szyfrowy zamek. Kiedy kazała mi spróbować parę razy samej, żebym zapamiętała – a ja otworzyłam szafkę i ku swojemu zdumieniu zobaczyłam, że wszystkie moje rzeczy zniknęły (chociaż powinnam się była domyślić, że tak będzie) – zebrała się wreszcie na odwagę i spytała.
– Naprawdę chodzisz z Brandonem Starkiem? B – bo raz widziałam wasze wspólne zdjęcie…
– Taa – powiedziałam. – Ale nie traktujemy tego zbyt poważnie. Miałam, hm, wypadek i…
– Och! – Molly zakryła ręką usta i spojrzała na mnie z przestrachem. – Racja! Zapomniałam! Nie możesz tego pamiętać. Przepraszam cię! Naprawdę. Boże, jestem taka głupia.
– Nie ma sprawy – zapewniłam. – Nie przejmuj się. Ale ona nadał miała taką minę, jakby chciała się zabić. Odprowadziła mnie na pierwszą lekcję – przemawianie publiczne – a pod drzwiami powiedziała:
– Wiem, jakie to musi być trudne zaczynać w nowej szkole, gdzie się nikogo nie zna. Więc jeśli będziesz chciała zjeść ze mną lunch, to… nie mam nic przeciwko.
– Och! – westchnęłam. W ogóle jeszcze nie pomyślałam o tej ważnej kwestii. Z kim będę siedzieć przy lunchu? Założyłam z góry. że z Frida, ale teraz dotarło do mnie, że to absurd. Dlaczego Nikki Howard miałaby siedzieć z dziewczyną, z którą pogadała niezobowiązująco na schodach przed szkołą? Prawdę mówiąc, Nikki Howard poszłaby na lunch na miasto.
Kogo ja próbuję nabierać? Przecież Nikki Howard w ogóle by nie trafiła do zwyczajnego liceum. Chyba, że występowałaby w jakimś reality show.
– Dzięki – powiedziałam do Molly. – Jeśli będę jadła w stołówce, to spróbuję się za tobą rozejrzeć.
– No to udanej lekcji – odparła, rumieniąc się z radości. – A jeśli będę ci potrzebna, masz numer mojej komórki. Dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała. Czegokolwiek, Okej?
– Okej – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
Ku mojemu zdziwieniu Molly zarumieniła się jeszcze bardziej. A potem szybko pobiegła w swoją stronę, z miną… no, uszczęśliwioną. Tylko tak mogę ją określić.
Nawiasem mówiąc, to strasznie dziwne tak kogoś uszczęśliwić tym, że się do niego zwyczajnie uśmiechnęło. Nikt nigdy nie reagował w taki sposób, kiedy się uśmiechałam w moim poprzednim wcieleniu. A w ciele Nikki, ilekroć się uśmiechnę, wszyscy praktycznie dostają zawału.
Poza ojcem Brandona.
Wiedziałam, że kiedy wejdę do klasy, zrobi się jeszcze dziwniej – byłam spóźniona, bo musiałam wypełnić w sekretariacie te wszystkie papiery, a nie pamiętałam numeru ubezpieczenia Nikki Howard. Za każdym razem, kiedy ktoś mnie prosił o jego podanie, musiałam go sprawdzać (pamiętałam, żeby naładować sidekicka), ale w sumie nikt się nie dziwił, bo przecież podobno straciłam pamięć.
Weszłam na przemawianie publiczne, przerywając wystąpienie McKay Donofrio, która mówiła o tym, jakie to ważne, żeby czytać dzieciom. Urwała, gdy mnie zobaczyła, i po prostu gapiła się na mnie. Reszta klasy obudziła się i zrobiła to samo. Dopiero po kilku chwilach do pana Greera dotarło, że nikt nic nie mówi, więc otworzył oczy i zobaczył, że tam stoję.
– No tak – powiedział, udając, że wcale nie spał. – Mówili, że mamy się ciebie spodziewać. Nikki Howard, prawda?
– Tak – odparłam, podając mu usprawiedliwienie spóźnienia i zapis na zajęcia. – Dzień dobry.
– Świetnie, świetnie – powiedział pan Greer, biorąc ode mnie obie karteczki i nawet na nie nie patrząc. – Moi drodzy, to jest Nikki Howard, nowa uczennica, która zostanie z nami do końca semestru. Nikki, znajdź jakieś wolne miejsce. Chyba tam jedno zostało…
Wskazał moje dawne miejsce. No, oczywiście.
Poszłam do stolika z opuszczoną głową i usiadłam na swoim dawnym krześle, udając, że nie słyszę tych wszystkich szeptów. Christopher, jak zauważyłam, kiedy odważyłam się na niego zerknąć, raz dla odmiany nie spał.
Ale to niejedyna rzecz, która się w nim zmieniła.
Obciął włosy.
Nie miałam zamiaru stawać jak wryta i gapić się na faceta, którego rzekomo nie znałam, ale trochę trudno było tak nie zareagować, ho jeszcze nigdy nie widziałam Christophera z włosami nieopadającymi na kark. Nosił długie włosy, odkąd pamiętam – na pewno od czasów gimnazjum i przez całe liceum. Teraz ostrzygł się bardzo podobnie do chłopaka Whitney Robertson, Jasona Kleina. W sumie patrząc na Christophera przelotnie, mogłabym go nawet z Jasonem pomylić, tak wyraźne stało się teraz to podobieństwo. Nijak nie dałoby się go odróżnić od reszty Żywych Trupów. Włożył nawet do dżinsów coś, co wyglądało jak bladozielona koszulka polo.
Co się stało? Wiem, że musiał doznać wstrząsu, patrząc, jak (w pewnym sensie) umieram na jego oczach, a potem iść na mój pogrzeb i tak dalej.
Ale aż takiego wstrząsu, żeby zamienić się w lalusia?
– No więc, Nikki – pan Greer wyrwał mnie z osłupienia – robimy tu pięciominutowe ustne prezentacje, w których należy uzasadnić swój punkt widzenia na temat wybrany przez ucznia. Nie oczekuję, że przygotujesz coś w tym tygodniu, ale jeśli chcesz, możesz spróbować w przyszłym.
– Dobrze – powiedziałam szybko, odrywając spojrzenie od Christophera. Otworzyłam swój nowiutki zeszyt – cokolwiek, byle oderwać się od tego, co się stało z Christopherem i jego włosami, chociaż teraz, siedząc plecami do niego, już go nie widziałam.
Co mu się stało? Żywe Trupy go wchłonęły, tak jak moją młodszą siostrę? Jak to się mogło stać? Zdaję sobie sprawę, że nie było mnie miesiąc, no ale mimo wszystko! Jak on mógł ściąć te włosy? Tak długo stawiał opór Komendantowi…
A potem ja umieram i bach! Opór nagłe znika? Nie! Tak po prostu nie może być!
Nie, żeby w tej fryzurze wyglądał źle. W sumie wręcz przeciwnie. Nawet Frida musiałaby przyznać, że Christopher dobrze wyglądał. Naprawdę dobrze. Szkoda, że mnie nie uprzedziła o tym alarmującym rozwoju wypadków. No bo co, jeśli teraz, ze swoim nowym wyglądem, Christopher zaczął przyciągać damską uwagę? Znaczy, pomijając moją.
Nie, to niemożliwe. Jedyna damska uwaga, jaką kiedykolwiek na siebie zwrócił, to była moja uwaga, a on w dodatku nawet nie był tego świadomy (a przynajmniej tego, że ja w ogóle jestem płci żeńskiej).
Ale teraz wyglądał naprawdę bardzo dobrze. To znaczy, ja zawsze uważałam, że dobrze wygląda. Ale teraz wszyscy musieli to widzieć. Co, jeśli on z kimś chodzi? Och, dlaczego nie zapytałam Fridy, co się z nim dzieje od strony towarzysko – uczuciowej? Mnóstwo się może zdarzyć w ciągu miesiąca. No bo popatrzcie na mnie. Miałam zupełnie nowe ciało. Nie wspominając już o twarzy, nazwisku, numerze ubezpieczenia…
I jakby nie wystarczył fakt, że podejrzewam swojego najlepszego przyjaciela o to, że zdradza mnie z innymi dziewczynami (no, nie do końca, skoro on nigdy się nie dowiedział, że w ogóle mi się podoba, a poza tym uważał, że umarłam), ciągle miałam wrażenie, że cała klasa się na mnie gapi.
Pewnie tylko tak mi się wydawało.
Ale gdy poniosłam wzrok znad gryzmołów, które rysowałam w nowym zeszycie, przekonałam się, że niczego sobie nie ubrdałam… Wszyscy wytrzeszczali na mnie oczy, a kiedy podniosłam wzrok, wszystkie głowy szybko się ode mnie odwróciły.
Udałam, że upuściłam ołówek, i kiedy schyliłam się po niego, zerknęłam szybko w stronę Christophera.
A on nie odrywał wzroku od McKayli.
Nawet mnie nie zauważał! Co tu się działo? I w ogóle, dlaczego on nie spał? Zawsze spał na tej pierwszej lekcji. Christopher chodzi z McKaylą? Wykluczone. McKayla jest przewodniczącą licealnego klubu biznesowego. Klubu biznesowego. Nie ma mowy, żeby ją polubił. Przecież on potrafi mówić wyłącznie o tym, że kiedy już skończy Harvard, zrewolucjonizuje Wall Street. Nie mogła się spodobać Christopherowi. On nie mógł…
Wiedziałam, że nie zrobię większych postępów, jeśli będę dalej myślała w ten sposób.
Zirytowana zaczęłam jeszcze gorliwiej bazgrać. Narysowałam kolejny rysunek, tym razem Cosabelli, Wczoraj wieczorem Lulu obiecała mi, że się nią zajmie, kiedy ja cały dzień będę w szkole. Biedactwo wyło i szczekało, widząc, że wy chodzę z domu bez niej. Nie znam się zbyt dobrze na psach, ale miałam wrażenie, że to nie jest normalna reakcja. Czy rzeczywiście Nikki wszędzie ją ze sobą zabierała? Bo Cosy zachowywała się tak, jakby zostawianie jej w domu było jakimś przestępstwem federalnym.
Bardzo się bałam, co zastanę w domu po powrocie. Wątpiłam, żeby Lulu okazała się szczególnie odpowiedzialną opiekunką do psa. Byłam pewna, że wieczorem czeka nas poważne szorowanie wykładziny.
Och, nieważne. Rękom Nikki przyda się trochę ćwiczeń. Były praktycznie bezużyteczne. Nic nimi nie umiałam narysować… Nawet nagryzmolić marnego pieska. I w ogóle, czym ta Nikki przez cały dzień zajmowała ręce? Przecież lakieru do paznokci można położyć tylko jakąś skończoną liczbę warstw, prawda?
– Pst.
Obejrzałam się przez ramię z nadzieją, że to Christopher na mnie psyka. Ale nie. Uśmiechała się do mnie Whitney Robertson.
Taa. Whitney. Uśmiechała się. Do mnie.
I zanim się połapałam, w moją stronę poleciała zwinięta karteczka. Złapałam ją odruchowo.
A kiedy ją rozwinęłam, zobaczyłam, że to liścik.
Liścik od Whitney.
Nie wiedziałam, co zrobić. Whitney jeszcze nigdy nie rzuciła na liściku. Zobaczyłam, że jej kumpelka z Żywych Trupów, Lindsey. macha do mnie. Zupełnie, jakby chciała powiedzieć: „cześć”. I też się do mnie uśmiechała.
Zanim zdążyłam się powstrzymać, odwzajemniłam uśmiech Zaraz. Co ja wyrabiam? Uśmiecham się do Żywych Trupów?
Pochyliłam głowę, żeby włosy Nikki zakryły mi twarz, i spojrzałam na karteczkę.
„Cześć!”
Pismo Whitney było pełne zakrętasów, a kropkę pod wykrzyknikiem przerobiła na kwiatek.
„Witaj w LAT! Strasznie się cieszymy, że tu jesteś. Ja jestem Whitney Robertson. Wiem, że pewnie każdy ci to mówi, ale serio, jestem twoją najwierniejszą fanką. Na pewno wielu ludzi tak twierdzi. ale w moim przypadku to naprawdę prawda. Podziwiam twoje do konania odkąd zaczęłaś się pojawiać w reklamach.
W każdym razie, na pewno dziwnie się czujesz, zaczynając w nowej szkole i tak dalej. Więc chciałam się po prostu przywitać! A jeśli masz lunch na przerwie B, to przy naszym stoliku totalnie czeka na ciebie miejsce! Jadamy obok baru sałatkowego. Buziaki, Whitney”.
A niżej zapisała numer swojej komórki.
Gapiłam się na karteczkę i mnóstwo myśli przelatywało mi przez głowę. Miałam ochotę zwinąć ją z powrotem w kulkę i cisnąć Whitney w twarz.
A potem pomyślałam, żeby odpisać, że mnóstwo już o Whitney słyszałam, i o tym, jaka zawsze była wredna, i że nie usiadłabym przy lunchu z nią i z jej przyjaciółmi nawet, gdyby była ostatnią osobą na ziemi.
Ale nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. Bo – i wiem, że to zabrzmi dziwnie – naprawdę uważałam, że Nikki Howard żadnej z tych dwóch rzeczy by nie zrobiła.
Nie, żebym próbowała postępować jak Nikki Howard, ani nic. A przynajmniej, nie w szkole.
Ale skoro byłam nią, to po prostu… Sama nie wiem. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby Nikki Howard – z tego, co o niej wiedziałam w ogóle się przejmowała, co jakaś durnowata dziewczyna imieniem Whitney pisze do niej w jakimś liściku.
Pewnie dlatego, że kiedy zaglądałam w głąb własnej duszy, po prostu nie mogłam się już przejmować Whitney i tymi jej głupimi próbami udowadniania własnej wyższości. Miałam zbyt wiele innych problemów.
Na przykład taki, że mój najlepszy przyjaciel unikał najmniejszego kontaktu wzrokowego ze mną.
Ale wiedziałam, że jeśli w ogóle nie zareaguję, Whitney poczuje się zlekceważona. A nie potrzebowałam nowego wroga od pierwszego dnia. Nawet jeśli w sumie nie byłaby nowym wrogiem.
Więc odgarnęłam włosy, odwróciłam się i uśmiechnęłam do niej.
I wtedy zdarzyło się coś niesamowitego.
Whitney Robertson się zarumieniła.
Poważnie. Nigdy nie sądziłam, że dożyję takiego dnia. Ale jej policzki zaróżowiły się z zadowolenia i uśmiechnęła się do mnie, i pomachała ręką, a siedząca za nią Lindsey też zaczęła machać.
Whitney szepnęła bezgłośnie: „Zadzwoń!” i udała, że trzyma telefon przy uchu.
Skinęłam lekko głową żeby dać znać, że rozumiem, a potem odwróciłam się z powrotem. Tak właściwie łatwiej było być Nikki, niż myślałam.
W tej samej chwili, w której zadźwięczał dzwonek, Whitney podbiegła do mnie. Niestety, bo miałam zamiar obrócić się do Christophera i rzucić jakąś niezobowiązującą uwagę, na przykład: „Ta lekcja zawsze jest taka nudna?”
Ale nie mogłam, bo ta szkolna królowa z piekła rodem przywarła do mnie jak keczup do steku.
– Jak się masz? – zapytała, jak tylko przebrzmiał dzwonek. – Widziałam na Entertainment Tonight twój… No wiesz… To musiało być okropne, nie móc sobie nic przypomnieć!
– Coś tam pamiętam – powiedziałam, zbierając swoje rzeczy. Pamiętałam, na przykład, wszystkie te sytuacje, kiedy Whitney i jej przyjaciółki śmiały się w damskiej szatni z mojej bielizny, bo nosiłam majtki Hanes Her Way, a nie stringi z Victoria's Secret, jakie wkładały one wszystkie.
– Och, to świetnie – ucieszyła się Whitney. – No cóż, jak pisałam, jestem Whitney, a to jest Lindsey…
– Cześć! – zawołała Lindsey. – Jestem twoją totalną fanką. Strasznie mi się podobała ta twoja lipcowa sesja dla „Vogue'a”, że złotymi dodatkami i w tygrysie…
– …i bardzo się cieszymy, że będziesz z nami chodziła do LAT – ciągnęła Whitney, przekrzykując Lindsey, jakby tamta nic nie mówiła. – To taki zaszczyt, że ze wszystkich szkół w Nowym Jorku wy brałaś akurat naszą…
– Dziewczyny, ruszycie się stąd w dającej się przewidzieć przyszłości? – odezwał się stojący za nami Christopher. – Bo niektórzy muszą zdążyć na następną lekcję.
Whitney obejrzała się na niego, przewróciła oczami, a potem zrobiła mu przejście.
Serce mi mocniej zabiło przy tym jej spojrzeniu na niego. Bu to znaczyło, że z nową fryzurą czy nie Christopher nie doczekał się akceptacji Żywych Trupów. Nie stał się jednym z nich! Może wyglądał jak oni, ale nie był taki. Nadal był bezpieczny! Nadal był sobą!
– Dzięki – mruknął Christopher i poszedł.
– Do zobaczenia – powiedziałam do niego.
Rzucił mi przez ramię roztargnione spojrzenie – jakby usłyszał, że ktoś coś do niego powiedział, ale nie był pewien kto – i zniknął w tłumie na korytarzu.
Stojąca obok mnie Whitney parsknęła.
– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedziała. – To jeden z naszych miejscowych dziwaków. No więc, wiesz, gdybyś miała jakieś pytania na temat LAT albo chciała, żeby ktoś cię oprowadził, to my ci z największą przyjemnością pomożemy. A w ogóle, co robisz w czasie lunchu? Na pewno nie będziesz chciała iść do stołówki. Jedzenie jest kompletnie beznadziejne…
– Czy to nowa torba od Marca Jacobsa? – przerwała Lindsey, wskazując torbę, którą nosiłam. – Bo jestem na liście oczekujących na taką…
– Sama nie wiem – wahałam się. – Po prostu znalazłam ją w garderobie dziś rano. – Lista oczekujących. Ha! – No cóż, muszę lecieć na hiszpański. Więc przepraszam was, ale…
– Ja też! – pisnęła Lindsey. – Pewnie chodzimy do tej samej grupy! Sala sześć jedenaście? O mój Dios! Chodź, pokażę ci, gdzie to jest.
– Boże, Lindsey, opanuj się – burknęła Whitney z irytacją. – Jestem pewna, że Nikki umie sama trafić.
– Lindsey jesteś bardzo miła – powiedziałam i spojrzałam na Whitney. – No cóż, to cześć, Whitney. Miło było cię poznać.
I odeszłam ramię w ramię z Lindsey świadoma, że śledzi nas setka zazdrosnych spojrzeń, a najbardziej zazdrośnie patrzy Whitney. Ale tym razem niespecjalnie mi to przeszkadzało. Bo zbyt dobrze się bawiłam, żeby się tym przejmować.