Czekaj… – Lulu nachyliła się, żeby odplątać smycz Cosabelli, która zawinęła jej się wkoło łapek. – Dlaczego my tym ludziom zanosimy pizzę?
– Bo chcę, żebyś ich poznała. – Nie odrywałam wzroku od numerów wyświetlających się nad naszymi głowami, w miarę jak winda wznosiła się coraz wyżej.
– Oni są biedni czy jak?
– Nie – roześmiałam się. Winda przystanęła, a jej drzwi się otworzyły. – Pomyślałam, że miło będzie przynieść coś na kolację.
– Aha. – Lulu poszła za mną długim korytarzem, a ja w jednej ręce balansowałam pudełkiem z pizzą, a drugą usiłowałam kontrolować Cosabellę. – Myślałam, że to jakaś akcja charytatywna.
– Nie – powtórzyłam. Nie chciałam mówić jej prawdy, że mi żal Lulu, bo to było tak, jakby zupełnie nie miała rodziców… A przynajmniej takich, którzy by się o nią troszczyli. Poza Kateriną. Ale Katerinę ona przecież zatrudniała.
Czułam się też winna wobec rodziców, których jakoś tak ignorowałam. Może ta pizza i wizyta nie nadrobią trzech dni milczenia. Ale byłby to już jakiś początek. To i nowiusieńkie komórki, marki innej niż Stark, które kupiłam dla każdego z rodziców i dla Fridy też.
Poza tym, pomyślałam, że mama powinna posłuchać niektórych z teorii Lulu. Uznałam, że z punktu widzenia studiów kobiecych powinny ją zaciekawić. A przynajmniej wydać się warte głębszego zbadania.
– Pomyślałam, że kolacja w domu będzie fajna, na odmianę od jedzenia na mieście – dodałam.
– Aha – powiedziała Lulu. Pogrzebała w torebce, znalazła puderniczkę, a potem sprawdziła swoje odbicie w lusterku. – Rozumiem. No i jak ci poszło z tym chłopakiem z liceum?
Uśmiechnęłam się, wspominając, że Christopher jeszcze mi nic nie powiedział o tych naklejkach.
Ale gapił się na mnie. O rany, jak on się na mnie gapił.
– Chyba udało mi się nawiązać kontakt – powiedziałam. – Trochę jest zagubiony, ale… – Wzruszyłam ramionami. – Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
– Oni wszyscy są zagubieni – Lulu westchnęła z głębi serca. – Aha i dlaczego jakiś facet od kablówki był dzisiaj po południu u nas w domu?
– Instalujemy sobie Wi – Fi – zapowiedziałam jej, zatrzymując się przed drzwiami 14L. – Jeśli nie będziemy już korzystały z połączenia przez modem, nasze problemy powinny się rozwiązać. Przynajmniej na razie. A co? Zaprosił cię na randkę?
– Oczywiście – potwierdziła Lulu. – Ale ja powinnam umawiać się teraz z Wagą, a on jest Koziorożcem, więc nic by z tego nie było.
– Gotowa? – zapytałam ją, zbliżając palec do dzwonka.
– Gotowa – odpowiedziała Lulu, chowając puderniczkę. – Ale naprawdę nie wolałabyś pójść do Nobu? Od pizzy zawsze robi ci się coś w środku. A potem mogłybyśmy pójść do Cave.
– W środku – rzuciłam – to mnie się już coś porobiło. Prawdę mówiąc, nigdy nie będzie tam tak idealnie, jak na zewnątrz. Zadzwoniłam do drzwi. – Ale wiesz co? Zaczynam uważać, że w środku to nikt nie ma idealnie.
– Otworzę! – Usłyszałam wrzask Fridy zgłębi mieszkania. A chwilę później drzwi mojego dawnego domu otworzyły się, a Frida, w dresie i z twarzą wysmarowaną kremem na całej strefie T, wytrzeszczyła na nas oczy. – O mój Boże, to jest… To jest… To jest…
– Cześć, Frida – przywitałam się. – To ja. Możesz powiedzieć mamie, że przyszłam? Przyniosłam pizzę… i przyprowadziłam przyjaciółkę, Lulu.
– Ja… Ja… Ja… – Frida była tak podekscytowana, że zatrzasnęła nam drzwi przed nosem. A potem usłyszałam, jak galopuje przez mieszkanie i drze się: – Mamooo! Zgadnij, kto przyszedł!
Lulu zerknęła na mnie z zaciekawieniem. A potem powiedziała:
– Nikki? Skąd ty w ogóle znasz tych ludzi?
– Lulu – odparłam. – Nawet nie wiem, od czego zacząć ci to wytłumaczyć.