21

Fridę znalazłam tam, gdzie zawsze przed lunchem – w damskiej łazience na parterze, obleganej zwykle przez pierwszoklasistka nakładała błyszczyk na usta.

W środku było mnóstwo dziewczyn z pierwszej klasy, ale wystarczyło jedno spojrzenie na mnie i uciekały, jakby ktoś uruchomił alarm pożarowy. Biorąc pod uwagę reputację Nikki Howard, pewnie myślały, że wchodzi tu, żeby się naćpać. Można by pomyśleć, że zaczną się kręcić w pobliżu, żeby popatrzeć, a może nawet zrobić mi fotkę, kiedy będę wciągać nosem kokę, a potem ją sprzedać „Enquirerowi” i zarobić dodatkową kasę.

Ale pierwszoklasistki z LAT nigdy nie cieszyły się opinią obrotnych. Poza tym prawda była o wiele bardziej banalna: przyszłam tam wydusić z Fridy jakieś informacje.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Christopher obciął włosy? – spytałam ostro i przysiadłam na umywalce.

– Co? – Wydęła usta, patrząc na swoje odbicie. – A, taa. Christopher się ostrzygł. Zrobił to na twój pogrzeb. Tata go zmusił.

– To okropne! – wykrzyknęłam zszokowana. Frida skrzywiła się do lustra.

– Tak uważasz? Moim zdaniem w ten sposób okazał szacunek. No wiesz, twojej pamięci. Te długie włosy były obrzydliwe. A poza tym, z tego co słyszałam, nawet nie bardzo protestował. Odkąd kopnęłaś w kalendarz zrobił się jak zombie. Chyba nic go nie obchodzi.

Ożywiłam się na te słowa.

– Naprawdę? Płakał? To znaczy na moim pogrzebie? Frida rzuciła mi gniewne spojrzenie.

– Boże, ale zrobiłaś się próżna.

– Nieprawda! – zaprotestowałam. – Jestem totalnie najmniej próżną osobą, jaką znasz. Jak możesz w ogóle tak mówić? Ja tylko chcę wiedzieć, czy Christopherowi było smutno, kiedy umarłam. To nie jest próżność. To ciekawość. Gdybyś ty umarła, pewnie oczekiwałabyś, że całe miasto ogłosi żałobę, a ten dzień zrobią twoim świętem…

– Nic podobnego – żachnęła się Frida. – I może Christopher faktycznie był smutny. Ale nie rozumiem, co cię to obchodzi. Myślałam, że wy dwoje tylko się przyjaźnicie. A teraz możesz mieć kogoś o wiele lepszego niż Christopher. Zresztą już masz Brandona Starka.

i pewnie Gabriela Lunę, chyba że ta przejażdżka na vespie to był zwykły przypadek. No to ilu chłopaków zamierzasz mieć? Zignorowałam ją.

– Z kim Christopher teraz je lunch? – spytałam. – Znaczy teraz, kiedy umarłam? – Tylko nie z McKaylą Donofrio. Proszę, nie mów. że z McKaylą Donofrio…

– Nie wiem – powiedziała naburmuszona Frida. – Już go nie widuję w stołówce. Ktoś mówił, że siedzi w pracowni komputerowej No wiesz, pracuje tam jako asystent nauczyciela.

– Dzięki – ruszyłam do wyjścia szukać Christophera, ale usłyszałam za sobą wołanie Fridy:

– Chodź ze mną na lunch, Em… To znaczy, Nikki! Już wszystkim powiedziałam, że będziesz jadła ze mną! Nie waż się wystawić mnie do wiatru!

Nie miałam czasu przejmować się reputacją mojej siostry wśród czirliderek z drużyny juniorek, bo zostało tylko czterdzieści minut do końca przerwy, a potem musiałam zdążyć na następną lekcję. Pędem pobiegłam w stronę pracowni komputerowej (na szczęście nie wpadłam na Molly Hung, która mogłaby się zacząć zastanawiać, skąd tak dobrze znam rozkład LAT po bardzo krótkiej wycieczce z nią w roli przewodnika)…

I był tam, dokładnie tak jak przewidywała Frida. Jadł kanapkę w pustej pracowni komputerowej w poświacie ekranu, na którym samotnie grał w… Madden NFL?

Przecież Christopher nigdy nie grał w gry sportowe. Christopher nienawidził sportu. Co się tutaj działo?

Ale i tak chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że chociaż robił coś niesłychanie dziwacznego (z punktu widzenia jego normalnego wzorca zachowania, rzecz jasna), wyglądał uroczo z tymi swoimi krótkimi, totalnie potarganymi jasnymi włosami. Najwyraźniej nie zawracał sobie głowy czesaniem się po prysznicu, tylko pozwolił im dziś rano swobodnie wyschnąć. Kołnierzyk zielonej koszulki polo trochę mu się z tyłu zawinął, a z przodu pospadały na nią okruchy chleba. Nigdy nie lubił siłowni, więc bicepsy, na wpół ukryte pod rękawkami, nie wyglądały na olbrzymie jak u Jasona Kleina. Ale małe też nie były.

– Hm – powiedziałam, bo tak go pochłonęła gra, że nie zauważył, że stoję w drzwiach.

Obejrzał się i o mało nie zakrztusił łykiem napoju z puszki. A potem nie mógł już nic powiedzieć, bo się rozkaszlał.

– Przepraszam – odezwałam się ponownie. Kurczę. Pewnie powinnam była jakoś lepiej to zaplanować. I w ogóle po co Nikki przyszła do pracowni komputerowej? – Ja po prostu… zastanawiałam się…

– Sekretariat jest w głębi korytarza – powiedział Christopher, kiedy już przestał kasłać.

A potem, ku mojemu niebotycznemu zdumieniu, obrócił się na krześle i wrócił do gry. W Madden NFL.

No ładnie. Christopher Maloney właśnie dał mi kosza. Na rzecz gry komputerowej.

I to niezbyt dobrej. I nawet nie mnie się pozbył, tylko Nikki Howard. Właśnie dał kosza najsłynniejszej nastoletniej supermodelce świata.

Co jest? Przecież Nikki Howard mu się podobała. Sama widziałam, jak się na nią gapił na wielkim otwarciu Starka. Co się tutaj działo?

I dlaczego nie wymyśliłam wcześniej, o czym będę z nim rozmawiać? Dlaczego tak trudno jest gadać z ludźmi? Byłoby o wiele łatwiej, gdybym go po prostu zaczepiła na Instant Messengerze.

Zaraz… e – mail…

– Wiem, że to nie jest sekretariat – powiedziałam szybko. – W sekretariacie powiedzieli mi, że tutaj mogę sobie założyć szkolne konto mailowe.

Co w tym wszystkim najpiękniejsze, to nawet nie było kłamstwo.

– Och. – Christopher niechętnie oderwał wzrok od ekranu. Jasne. Mogę ci założyć konto, jeśli chcesz.

– Możesz? – Podbiegłam i usiadłam na sąsiednim krześle. To by było super. Dzięki.

I uśmiechnęłam się do niego.

A on ten uśmiech kompletnie zignorował.

To fakt, że jestem Nikki Howard dopiero od paru dni. Ale w tym krótkim czasie już się zdążyłam przekonać, jak działa na ludzi jej uśmiech. Zwłaszcza na facetów. Oni byli wobec niego zupełnie bez radni. Zamieniali się w totalną galaretę, kiedy Nikki się uśmiechała. Tylko jeden facet wydawał się odporny na uśmiech Nikki, mianowicie ojciec Brandona Starka.

A teraz jeszcze drugi, jedyny facet na całym świecie, na którym chciałam zrobić wrażenie: Christopher Maloney. Unikał nawet spojrzenia mi w twarz. Łącząc się ze szkolną bazą danych, nie odrywał wzroku od ekranu komputera stojącego przede mną.

Jak miałam zadziałać na Christophera – jako osoba, nie jako Nikki Howard – skoro nie mogłam nawet go zmusić, żeby mi spojrzał w oczy i przekonał się, że za tym całym tuszem jest coś w środku?

– No więc… – zaczęłam w desperacji. – Lubisz… gry komputerowe?

O mój Boże, głupiej już nie mogłam zagrać. Gdybym siedziała w tej pracowni (to znaczy, jako Em Watts) i słuchała rozmowy między Nikki Howard a Christopherem, śmiałabym się do rozpuku.

– Niektóre – odpowiedział, zawzięcie klepiąc w klawiaturę.

– Ja też – powiedziałam. – Grałeś kiedyś w Journeyquest? Tym zwróciłam jego uwagę. Nareszcie. Skierował na mnie spojrzenie zaskoczonych oczu.

– Ty grasz w Journeyquest? – spytał z niedowierzaniem.

– Jasne – powiedziałam, a serce zabiło mi radośnie, chociaż pewnie powinnam się poczuć urażona. No bo co w tym takiego dziwnego, że Nikki Howard lubi Journeyquest? Co, jest za głupia, żeby grać w taktyczną RPG?

Ale kto by się przejmował. On na mnie popatrzył! Popatrzył mi w oczy! Niedługo znów zostaniemy przyjaciółmi! Zaprosi mnie do siebie i będziemy jeść doritos, i oglądać seriale medyczne, i wysłuchiwać wrzasków Komendanta, zupełnie jak dawniej. Byłam taka szczęśliwa! Szczęśliwsza niż kiedykolwiek, odkąd spojrzałam w to lusterko wsteczne i zobaczyłam patrzące na mnie odbicie Nikki Howard.

– Ale udało mi się dojść tylko na czterdziesty piąty poziom – dodałam.

Czterdziesty piąty poziom, Christopher! To ja, Christopher! Spójrz na mnie, Christopher! Popatrz mi w oczy! Widzisz mnie? Cześć, to ja, Em! Patrzę na ciebie!

Christopher jeszcze chwilę mi się przyglądał i mogłabym przysiąc, że mnie zobaczył. Naprawdę tak mi się wydawało.

Ale potem kompletnie mnie zdruzgotał, bo odwrócił wzrok.

– Już nie gram w tę grę – powiedział tylko i znów zaczął stukać w klawiaturę.

Zaraz, zaraz. Co się tutaj działo? Jak to, nie grał już w Journeyquest? Nikt nie przerywa gry w Journeyquest. To nie jest zwykła gra. To styl życia.

I co ze mną? Ze mną, z Em? Zauważył mnie czy nie? Nie zauważył. Na pewno.

Bo w przeciwnym razie nie odwróciłby wzroku.

– Twój nowy adres mailowy – powiedział – to będzie Nikki kropka Howard małpa LAT kropka edu. Powinien już być aktywny.

Co się działo? Dlaczego on mnie ignorował? Faceci nie ignorują Nikki Howard. Em Watts, owszem.

Ale nawet geje wypytują Nikki o to, jakiego kremu nawilżającego używa (nie, żebym znała na to odpowiedź).

– Okej – powiedziałam, nie wiedząc, co innego powiedzieć. – Dzięki.

Christopher nie chciał ze mną gadać. Znaczy z Nikki Howard. Pojęłam aluzję.

Nie. W sumie kompletnie nie mogłam tego pojąć.

– Wiesz, jak skonfigurować program pocztowy? – spytał mnie Christopher.

Wiedziałam, jak skonfigurować program pocztowy. Konfigurowałam sobie program pocztowy odkąd w piątej klasie dostałam pierwszy komputer.

Mama, wykładowczyni na studiach kobiecych, zawsze powtarzała Fridzie i mnie, żebyśmy nie udawały głupich gąsek, żeby zwrócić na siebie uwagę faceta.

Ale to był ten jeden przypadek, w którym chybaby się zdobyła na wyrozumiałość.

Bo nagle zdałam sobie sprawę, że mam pretekst, żeby jutro znów porozmawiać z Christopherem. A naprawdę bardzo go potrzebowałam. Bo nie zanosiło się na to, że w najbliższej przyszłości zaprosi mnie do siebie na doritos i seriale medyczne.

– Tak w sumie to nie bardzo wiem, jak konfigurować to coś – powiedziałam. I zatrzepotałam rzęsami, tak bardzo wczułam się w role bezradnego kobieciątka. Mama dostałaby zawału.

Christopher popatrzył na mnie w milczeniu.

– Nie umiesz? – zapytał wreszcie. Ale nie był zbyt zdziwiony.

– Nie – potwierdziłam. – Czy to trudne? Wiesz, jak to się robi?

– Tak – odparł. – To nic trudnego. Coś ci wpadło do oka?

– Nie. – Przestałam trzepotać rzęsami, rezygnując z pozy bezradnego kobieciątka. Cholera, czemu flirtowanie jest takie trudne? Dlaczego on nie może po prostu wziąć mnie w ramiona i pocałować jak Brandon i Justin? Z całowaniem sobie radzę! A przynajmniej Nikki sobie radzi. – Jeśli jutro przyniosę swojego laptopa, ustawisz mi to?

– Jasne – powiedział. W głowie mi się nie mieściło, że nie dał się złapać na ten numer z rzęsami. A tak, przy okazji, jestem pewna, że Justin Bay dałby się złapać. – Nie ma problemu.

– Super. – Posłałam mu uśmiech, przy którym Raoul, dyrektor artystyczny, powiedział wczoraj: „Nikki, możesz to nieco stonować? Nie sprzedajemy tu używanych samochodów”.

Ale teraz wcale nie chciałam tonować uśmiechu. Chciałam zrobić wszystko, co się da, żeby zmusić Christophera do jakieś reakcji.

Niestety to nie podziałało, bo nadal patrzył na mnie, jakby nic do niego nie docierało.

– Mam na imię Nikki, tak przy okazji – rzuciłam, nadal z uśmiechem. – To znaczy wiem, że to wiesz, ale… – I wyciągnęłam do niego rękę.

Nie uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Jestem Christopher – przedstawił się i uścisnął mi dłoń. Maloney.

Uścisk miał mocny, a jednak dziwnie bezwładny. Nie wiem, jak to opisać, ale…

To było zupełnie tak, jakby ściskać dłoń zmarłego. Kogoś, kto tak naprawdę już nie żyje i tylko z rozpędu jeszcze chodzi po świecie.

Co przecież było bez sensu, bo to ja byłam taką osobą.

Rękę miał ciepłą jak ja. Wiedziałam, że jest żywy. Ale to było tak, jakby coś się w nim wewnętrznie… poddało. Tak jak z tą walką z ojcem o włosy. On po prostu… skapitulował, po tych wszystkich latach. Zachowywał się, jakby było mu kompletnie wszystko jedno.

Co się z nim działo?

I jak miałam zbliżyć się do niego na tyle, żeby pokazać mu, że jestem tu, w ciele Nikki Howard, skoro ledwie zdołałam go zmusić, żeby na mnie spojrzał?

Nie chciałam puszczać jego ręki… I to wcale nie dlatego, że Nikki jest rozpustna ani nic. No bo przecież uścisk dłoni to co innego niż pocałunek. Po prostu dobrze było znów czuć jego bliskość, być przy nim, nawet jeśli on nie miał pojęcia, że to ja.

Ale wiedziałam, że muszę puścić tę dłoń, bo nie można siedzieć w pracowni komputerowej i ściskać ręki faceta, którego dopiero co się poznało. Nawet jeśli człowiek przyjaźnił się z nim przez całe poprzednie życie, a teraz jest nastoletnią supermodelką.

Więc puściłam jego dłoń… Zaraz po tym, kiedy lekko nią szarpnął, chcąc się uwolnić z mojego uścisku. Chyba sobie pomyślał, że jestem szalona. Nie zdziwiłabym się, gdyby wytarł tę dłoń o spodnie. Ale się powstrzymał.

– Idę do stołówki na lunch – powiedziałam, schylając się, żeby wziąć swoją torbę od Marca Jacobsa i ukryć zażenowanie. – Chcesz iść ze mną?

Wiedziałam co powie, jeszcze zanim się odezwał.

– Hm, nie, dzięki – odparł, spoglądając na mnie dziwnie. – Ale smacznego. I nie bierz sałatki z tuńczyka.

Słysząc pierwszą choć trochę dowcipną rzecz, jaką do mnie powiedział, zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi brakowało jego ironicznych uwag. Prawie tak bardzo jak jego samego.

– Dzięki – powiedziałam i znów się uśmiechnęłam.

Ale po raz kolejny mój uśmiech nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Bez słowa wrócił do gry w Madden NFL.

A ja wyszłam z pracowni zawstydzona, urażona… i bardziej no tylko trochę ogłupiała.

– No, jesteś wreszcie! – zawołała Frida, biegnąc w moją stronę korytarzem. – Czekałam na ciebie strasznie długo. Gdzie byłaś?

– Poszłam do pracowni komputerowej zobaczyć się z Christopherem. Mówiłam ci…

– Boże – jęknęła Frida. – Dlaczego uganiasz się za tym komputerowcem, skoro mogłabyś mieć Gabriela Lunę?

– Gabriel Luna uważa mnie za ćpunkę – odparłam, przypominając sobie żenującą sytuację z poprzedniego wieczoru. Chyba tylko im to mnie stać, kiedy w pobliżu kręci się fajny facet.

– No cóż, nieważne – Frida chwyciła mnie za ramię. – Chodź Powiedziałam dziewczynom z drużyny juniorek, że dzisiaj zjesz lunch z nami.

– A niby gdzie – spytałam, kiedy ciągnęła mnie za sobą – ty i ja miałyśmy się poznać i zaprzyjaźnić na tyle, żeby teraz jadać razem lunch?

– Poznałyśmy się dzisiaj przed szkołą, na schodach – odparła Frida. – Pamiętasz? Wszyscy nas razem widzieli.

– Super – mruknęłam, przewracając oczyma. – Frida, co się dzieje z Christopherem?

– To wariat – powiedziała Frida, wlokąc mnie do stołówki. Zawsze nim był. A teraz po prostu to widzisz, bo sama wreszcie jesteś normalna.

– Nie, chodzi mi oto… Co się z nim stało? Jest taki… inny Nawet nie gra już w Journeyquest, tylko w Madden NFL. A przecież nie cierpi sportu. I jest… no, nie potrafię tego wyjaśnić, ale to tak, jakby… Poszłam tam, żeby wyrobić Nikki adres mailowy, a on prawie na mnie nie patrzył.

– No tak, pewnie myślałaś, że padnie ci do nóg – rzuciła Frida i parsknęła. – Tylko dlatego, że teraz jesteś Nikki Howard.

– No cóż. – Nie chciałam być zarozumiała, ale… – Tak Znaczy… w końcu to facet, prawda? A faceci mają świra na punkcie Nikki. Chyba, że są gejami. Więc o co mu chodzi?

– A skąd mam wiedzieć, Em? Znaczy Nikki. Mówiłam ci, zrobił się dziwny, odkąd kopnęłaś w kalendarz. To znaczy dziwniejszy niż wcześniej. Chyba zawsze się w tobie kochał, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie umarłaś, a teraz ty nie żyjesz, a on się gryzie. Czy właśnie to chciałaś usłyszeć? – Zerknęła na mnie przez ramię, zobaczyła wyraz mojej twarzy i ryknęła śmiechem. – O Boże! Chciałaś! Weź się w garść. Teraz możesz mieć każdego faceta. Po co ci taki, który wolał, kiedy byłaś przeciętna, jak my wszystkie?

Dotarłyśmy do drzwi stołówki. Frida stanęła naprzeciwko mnie, opierając dłonie na biodrach. Patrzyłam na nią oczyma pełnymi łez.

– O mój Boże, Frida. – Wyrwał mi się cichy szloch. – Czy… czy ty naprawdę myślisz, że tak jest?

Popatrzyła na mnie.

– O jejku, ty go naprawdę lubisz, co? Posłuchaj… Skąd mam wiedzieć? To możliwe, ale może być zupełnie inaczej. Zresztą w tej chwili Christopher to twój najmniejszy problem. Zaraz wejdziesz do stołówki LAT, a teraz to zupełnie co innego niż miesiąc temu. Teraz jesteś popularna. Rozumiesz? Wybij sobie z głowy tego Christophera i zrób pokerową minę. Jesteś Nikki Howard, supermodelką. Nie jakąś tam zdziwaczałą Em Watts. Jasne?

Pokiwałam głową, ale cały czas myślałam o jej wcześniejszych słowach. Czy to możliwe, że Christopher po mojej śmierci zrozumiał, że mnie kochał? Czy nie chciał już grać w Journeyquest bo to mu przypominało o mnie? Czy zgodził się obciąć włosy, bo teraz, kiedy odeszłam, już nic nie miało dla niego znaczenia?

O Boże! Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś równie romantycznego!

Ale co miałam z tym wszystkim zrobić? Jak miałam zainteresować Christophera Nikki Howard, skoro on zawzięcie wzdychał do zmarłej dziewczyny? I, tak się składało, że byłam nią ja sama?

Nie chciałabym nikogo obrazić, ale skoro tak szaleńczo się we mnie kochał, to mógł być dla mnie trochę milszy, kiedy jeszcze żyłam.

A on nigdy nawet nie spróbował mnie pocałować.

Zaraz… może właśnie dlatego tak się gryzie?

Och! To wszystko robiło się coraz bardziej romantyczne!

Ale zanim miałam szansę naprawdę to przetrawić, Frida szarpnęła mnie za rękę i weszłyśmy do stołówki…

…gdzie głośne rozmowy, już osiągające poziom, od którego pękają bębenki, zrobiły się jeszcze głośniejsze na widok mojej osoby w drzwiach.

– Tam jest! – poniosła się wiadomość przez całą stołówkę.

I nie tylko Żywe Trupy ją sobie przekazywały. Komputerowcy, goci, skatersi, rastamani… wszyscy powtarzali:

– Tam jest!

Poczułam, że się czerwienię…

– Nie jestem pewna, Free – powiedziałam do siostry, która pociągnęła mnie w stronę kontuaru z gorącymi daniami i wcisnęła mi w dłonie tacę.

– Zaufaj mi – odparła. – Nawet supermodelki muszą jeść, prawda?

Zapewne. Ale może łatwiej byłoby kupić coś w automacie na korytarzu, pal licho zgagę. Byłam boleśnie świadoma, że uwaga wszystkich skupia się na mnie, kiedy szłam wzdłuż tego kontuaru. Mój wybór komentowano tak zawzięcie, jakbym była Tigerem Woodsem szykującym się do decydującego uderzenia.

– Bierze kotlecik z tofu! – słyszałam szepty. A sekundę później: – Jabłko! Wzięła jabłko!

Miałam ochotę cisnąć tę tacę i wybiec ze stołówki – wybiec ze szkoły i popędzić do szpitala, na czwarte piętro, do gabinetu doktora Holcombe'a, i zawołać:

– Poproszę nowe ciało! W tym nie wytrzymam ani sekundy dłużej! Nie mogę być Nikki Howard! Ja chcę być normalna!

Ale zamiast tego podeszłam do kasy i zapłaciłam. A potem poszłam za Frida do jej stolika…

…gdzie siedziała cała drużyna czirliderek – juniorek. Przerwały rozmowy, kiedy podeszłyśmy. Zupełnie bym się nie zdziwiła, gdybym usłyszała:

– A co ty robisz przy naszym stole, nieudaczniku? Stolik dla komputerowców jest TAM.

Ale przecież nie jestem już Em Watts, tylko Nikki Howard. A Nikki Howard jest widać wszędzie mile widziana (pomijając pracownię komputerową).

– Och! – zawołała jakaś ciemnowłosa dziewczyna, przesuwając na bok swoją tacę. – Tak się cieszę, że przyszłaś. Siadaj koło mnie! Koło mnie! Jestem twoją największą fanką!

Frida usiadła na miejscu zrobionym przez dziewczynę, ale najpierw rzuciła jej ostre spojrzenie.

– Mackenzie – rzuciła surowo. – Pamiętaj, co mówiłam.

– Przepraszam! – Mackenzie spąsowiała. – Jasne, żadnego rozpływania się nad nią. Przepraszam. Przepraszam.

Pozostałe dziewczyny przesunęły się, robiąc dla mnie miejsce. Poczułam się trochę niezręcznie. W głowie mi się nie mieściło, że jestem mile widziana przy stoliku dla Żywych Trupów.

Ale wkrótce się okazało, że to był najwłaściwszy stolik. Ledwie Frida skończyła nas przedstawiać (żadnych imion nie zapamiętałam, bo wszystkie jej koleżanki nazywały się albo Taylor, albo Tyler, albo Tory), jakiś znajomy głos zawołał:

– Tu jesteś!

Obejrzałam się i zobaczyłam Whitney Robertson, stojącą tam z tacą, na której miała sałatkę i napój. A tuż za nią stały Lindsey i kilka innych Żywych Trupów z trzeciej klasy. Oraz jeden z klasy czwartej, Jason Klein.

– O mój Boże! – krzyknęła Whitney. – Wszędzie cię szukałam.

I zanim się połapałam, już odganiała na bok czerwono – złote mundurki, żeby zrobić miejsce dla siebie, swojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki.

– Wielkie dzięki – powiedziała do koleżanek Fridy, które nie tyle się posunęły, ile zostały zepchnięte na bok. – A więc, Nikki, jak ci się podoba pierwszy dzień w LAT?

– Bardzo jej się podoba, Whitney. – Frida, która najwyraźniej miano wała się moją rzeczniczką prasową, miała zadowoloną minę. Nie co dzień pierwszoklasistka zostaje zaszczycona obecnością najpopularniejszej dziewczyny w szkole przy swoim stoliku. – Prawda, Nikki?

Napiłam się mleka (tak, Nikki lubi mleko, dwuprocentowe; cierpi na zgagę, nie na nietolerancję laktozy), przełknęłam i powiedziałam:

– Tak.

– Mówiłam dzisiaj Nikki na przemawianiu publicznym… – zaczęła Whitney Robertson i dodała jako rodzaj uwagi na stronie do wszystkich przy stoliku: – Bo Nikki i ja mamy razem przemawianie publiczne…

– I ja też! – zawołała Lindsey. – Ja też jestem w jednej klasie z Nikki na przemawianiu publicznym! I na hiszpańskim. I na liście oczekujących na torbę od Marca Jacobsa…

– Taa – powtórzyłam, kiedy już przełknęłam kęs sałatki, którą wzięłam do kotlecika z tofu (smakował fantastycznie, wcale nie jak papier, czego się obawiałam).

– Szkoda, że nie powiadomiono nas wcześniej, że Nikki do nas przyjdzie – ciągnęła Whitney. – Bo moglibyśmy jej zgotować bardziej uroczyste powitanie.

Wszystkie dziewczyny zgodnie pokiwały głowami. Jason gapił się na mój biust. Serio. Wcale nie przesadzani.

– Dzięki – powiedziałam. – To naprawdę miłe. Ale czuję się zupełnie odpowiednio przywitana.

– No cóż – ciągnęła Whitney. – Na wszelki wypadek dam ci listę zajęć nadobowiązkowych, żebyś się mogła zastanowić, czy się nie przyłączyć do paru z tych fantastycznych klubów i komitetów, jakie działają w naszej szkole. Ja, na przykład, jestem przewodniczącą samorządu klas trzecich oraz kapitanem Drużyny Szkolnego Ducha.

– Drużyna Szkolnego Ducha? – powiedziałam. – A co to takiego?

Nie żebym nie wiedziała. Tylko chciałam się przekonać, czy Whitney opisze ją tak, jak kiedyś to robiliśmy z Christopherem: Stowarzyszenie Inteligentnych Inaczej.

– No cóż, Drużyna Szkolnego Ducha stara się szerzyć szkolnego ducha wśród uczniów za pomocą promowania i organizowania różnych imprez, takich jak zbiórki kibiców przed meczami, kiermasze zdrowia, zbieranie surowców wtórnych, wieczory z kasynem, weekendowe wyjazdy…

– Wieczory z kasynem – wtrąciła Lindsey.

– Już to mówiłam. – Whitney rzuciła Lindsey miażdżące spojrzenie. – Tak naprawdę, chodzi o to, że… – zniżyła głos, jakby się obawiała, że ktoś ją podsłucha – niektórym ludziom w LAT nie podobają się różne świetne programy i komitety, jakie szkoła ma do zaoferowania. Więc Drużyna Szkolnego Ducha robi, co może, żeby wzbudzić entuzjazm dla różnych wydarzeń, takich jak imprezy sportowe, programy wspierania społeczności lokalnej… Takie rzeczy, które potem dobrze wyglądają na podaniu na studia.

Wytrzeszczyłam na nią oczy.

– Ale dlaczego mówisz szeptem?

Rozejrzała się i chyba do niej dotarło, że dwójki największych szkolnych malkontentów – Em Watts i Christophera Maloneya – nie ma w zasięgu jej głosu.

– Och, sama nie wiem. Niektórzy uważają, że taki szkolny duch to głupota. Ale moim zdaniem nie ma nic głupiego w tym, że ktoś chce w pełni skorzystać z tego, co przynajmniej dla mnie stanowi najlepsze lata życia!

Akurat! Jeśli szkoła średnia to mają być najlepsze lata mojego życia, to czeka mnie dość beznadziejna dorosłość.

– Wow – powtórzyłam. – Brzmi… świetnie.

– Starczy już tego gadania o szkole – powiedział Jason Klein i pochylił się tak, że te jego potężne – a dla mnie obrzydliwe – bicepsy uwypukliły się pod rękawkami różowej koszulki polo. – Do jakich klubów możesz nas wprowadzić?

– Jason! – Whitney zachichotała i trzepnęła go po ramieniu, – Przestań! Nie zwracaj na niego uwagi Nikki. Jest okropny.

Jason ją zignorował.

– Widziałem wczoraj wieczorem, jak wchodziłaś do Cave – powiedział. – Możesz nas wprowadzić do Cave?

– Nie wiem – odparłam. – Może.

– Może co? – dopytywał się Jason. – Możesz nas wprowadzić czy nie?

– Jeśli będzie chodziło o Klub dla Palantów, Którzy Przerywają Swoim Dziewczynom – powiedziałam – to chętnie cię tam zaproteguję…

Whitney aż sapnęła. Lindsey ryknęła śmiechem.

Ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, że dziewczyny z drużyny czirliderek – juniorek popatrzyły po sobie i przybiły sobie piątki zadowolone, że przygadałam Jasonowi Kleinowi. Więc to w takim towarzystwie obraca się Frida. Dotarło do mnie, że naprawdę nie doceniałam tej drużyny czirliderek – juniorek – i być może czirliderek w ogóle. To były fajne laski.

Ale Frida tylko spiorunowała mnie wzrokiem. Szepnęłam bezgłośnie: „Co?” i wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie wiedziałam, jakiej innej reakcji się po mnie spodziewała.

Jason nie stracił dobrego humoru.

– Dobra, dobra – powiedział potulnie. – Masz rację. Już się przymykam.

Co było kolejnym dowodem na to, jak zmienia się życie człowieka, kiedy zamiast normalnej ma twarz supermodelki. Gdybym powiedziała coś takiego do Jasona w czasach, kiedy byłam jeszcze w ciele Em Watts, dopiero bym się nasłuchała… Zwłaszcza od Whitney.

Ale ponieważ byłam Nikki, a nie Em, wszystko mi wybaczano Kiedy odnosiliśmy tace, tuż przed dzwonkiem, Whitney podeszła do mnie i, żeby okazać, że się na mnie nie gniewa, powiedziała cicho. tak żeby inni jej nie usłyszeli:

– Posłuchaj, Nikki, jeśli dzisiaj po szkole nie masz co robić, to zajrzyj do mnie, a ja ci pomogę z lekcjami. Pewnie ci się wydaje, że przy tym tempie nigdy nie zdołasz nadrobić zaległości, zwłaszcza, że jakiś czas nie chodziłaś do szkoły. Więc tak sobie pomyślałam…

– Dzięki – odparłam – ale dzisiaj mam sesję.

Nawet gdybym jej nie miała, nie zamierzałam tracić swojego cennego czasu na wizyty w apartamencie Whitney Robertson, żeby mogła mi źle wy tłumaczyć, jak się oblicza pole trójkąta. Albo wypróbowywać kolejne kolory opalizujących cieni do powiek czy czyni tam zajmują się Żywe Trupy po szkole.

– Może innym razem – dodałam z uśmiechem, kiedy zobaczyłam, że posmutniała.

A Whitney na widok tego uśmiechu od razu się rozpromieniła.

– Super! No to papatki.

Poważnie. Tak właśnie do mnie powiedziała. Papatki. Trochę żałowałam, że nie mam ze sobą Cosy, bo mogłabym popatrzeć na nią i powiedzieć:

– No cóż, Toto. Chyba już nie jesteśmy w Kansas. Tyle że ja nigdy nie byłam w Kansas.

Ale jestem prawie pewna, że Nikki była. Nikki bywała chyba wszędzie.

Tylko nie tam, gdzie ja sama najbardziej chciałam być.

Загрузка...