Z pomocą Karla wytaszczyłam się z moimi pudłami z limuzyny i wjechałam windą na poddasze. Spodziewałam się, że będzie puste, bo było dopiero po dziewiątej. O tej porze Lulu na pewno jest na mieście, robiąc to wszystko, co lubi robić, kiedy się ją zostawi samej sobie.
Możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy wyszłam z windy i usłyszałam, że mnie woła.
– Nikki! – Wołanie dobiegało z ust upiornej postaci wyciągniętej na stole do masażu na środku salonu. Lulu była przykryta od pasa w dół białym prześcieradłem, a jakaś kobieta w białym uniformie ugniatała jej ramiona.
– Cześć – powiedziałam bardziej zbita z tropu niż zwykle.
– Cześć. – Lulu uniosła głowę znad otworu na twarz w stole do masażu. – No właśnie, zapomniałam. Nikki, to nasza gosposia, Katerina. Katerino, to jest Nikki. Wiem, że wygląda jak ona, ale to nie ona. Zaszła wymiana dusz i teraz jest kimś innym. Ale możesz nadal mówić do niej Nikki.
Katerina przestała ugniatać Lulu i popatrzyła na mnie.
– Mówisz, że to nie panienka Nikki? – spytała z wyraźnym środkowoeuropejskim akcentem.
– Nie – odparła. – To znaczy tak. Ale właśnie nie.
– Tak, Lulu – sprostowałam z irytacją. – To ja. Tylko nikogo nie pamiętam. Bo mam amnezję, zapomniałaś? Witaj, Katerino.
Katerina przyglądała mi się jeszcze chwilę, a potem wzruszyła ramionami i wróciła do masowania Lulu.
– Ech, wy, dziewczyny – rzuciła, chociaż brzmiało to bardziej jak „dzieciny”. – Już dawno przestałam się przejmować wami i tymi waszymi niemądrymi zabawami.
– Wiem, że teraz jest twoja kolej na masaż, Nik. – Lulu znów schowała twarz w otworze w stole. – Ale właśnie wróciłam ze spotkania z moją wytwórnią i to było istne piekło. Kazali mi zaśpiewać takie dwie piosenki, które nie trafiły do albumu Lindsay Lohan – jeszcze czego! – a ja się wciąż fatalnie czułam po ostatniej nocy. Wypiłam chyba z piętnaście mojito i zjadłam paczkę milk duds. Wiedziałam, że tylko Katerina zdoła postawić mnie do pionu. A i jeszcze coś. Nik, Brandon wydzwaniał przez cały dzień. Mówi, że wyłączyłaś komórkę i wszystkie jego telefony trafiają na pocztę głosową. Co jest? Włącz tę komórkę. Poza tym totalnie cię przeprasza za wczorajszy wieczór. Na weekend weźmie odrzutowiec ojca i zabierze nas na Antiguę, a wiesz, że robi to tylko, kiedy ma ciężki atak moralniaka. Aha, i musiałam zamknąć Cosy w moim pokoju, bo ciągle na mnie skakała. Nie mogłam sobie z nią dać rady, była po prostu niemożliwa…
Odłożyłam pudła, poszłam na drugi koniec poddasza i otworzyłam drzwi sypialni Lulu. Cosabella wystrzeliła stamtąd jak z procy i zaczęła skakać koło moich łydek, szczekając radośnie. Wzięłam ją na ręce i usiadłam na kanapie, a ona lizała mnie po twarzy.
– Już była na spacerze. – Lulu znów uniosła głowę, żeby na mnie zerknąć. – Z Karlem. I nakarmiłam ją. O mój Boże, co ty masz na twarzy??
Popatrzyłam na nią znad kędzierzawego łebka Cosy.
– Ale gdzie?
Zanim się zorientowałam, Lulu zeskoczyła ze stołu, owinęła się prześcieradłem, podeszła do mnie zamaszystym krokiem i przejechała mi paznokciem po policzku.
– Auć! – zawołałam.
Lulu popatrzyła na swój paznokieć i powiedziała:
– Wiedziałam. Płatek martwego naskórka. Masz wysuszoną skórę. Coś ty na nią stosowała?
– Posłuchaj – odparłam, wciąż trzymając się za policzek – doceniam twoją pomoc, i to, że opiekowałaś się Cosy, kiedy byłam w szkole i na sesji. Ale nie możesz ot tak sobie mnie drapać…
– Coś. Ty. Stosowała. Na. Tę. Cerę? – powtórzyła Lulu, podsuwając mi pod nos paznokieć, na którym miała płatek martwego naskórka.
– Nic. Myłam twarz mydłem. A co?
– Mydłem? Myłaś twarz mydłem?
– A niby czym innym miałam ją myć?
Lulu wyraźnie przerażona powiedziała do gosposi:
– Katerino. Mój szlafrok. Mamy kryzys, który trzeba zażegnać natychmiast!
Katerina z powagą pokiwała głową i przyniosła szlafrok. Lulu wsunęła ręce w rękawy, a kiedy już się porządnie zakryła, pozwoliła prześcieradłu opaść na ziemię.
– Nie wiem, o co ci chodzi – powiedziałam – ale nie potrzebuję żadnej kosmetycznej interwencji, jeśli właśnie to masz na myśli. Mam sporo spraw na głowie i chciałabym…
– Bardzo cię przepraszam – przerwała mi Lulu – ale Nikki Howard oddała ci swoje ciało, podarowała ci je, więc powinnaś odpowiednio się o nie troszczyć.
– I troszczę się – odparłam. – Odkąd to ciało dostałam, jem tylko tofu i popijam tą cholerną zieloną herbatą, bo to jedyne, po czyni nie mam zgagi…
– A czym myjesz włosy? – zapytała Lulu. – I na jak długo zostawiasz na nich odżywkę? I jakiego używasz peelingu? Nie mów mi, bo już wiem. Nikki Howard była piękna. Ale ona nie tylko taka się urodziła. Ona o siebie dbała. Trzymając się ściśle codziennego reżimu. Którego ty nie przestrzegasz.
– Posłuchaj. – Obejrzałam się na Katerinę, szukając u niej pomocy, ale żadnej się nie doczekałam, bo właśnie znalazła uniwersalnego pilota, który sterował nie tylko telewizorem zawieszonym nad kominkiem, ale także samym kominkiem (płomienie pojawiły się i zaczęły tańczyć, kiedy nacisnęła jakiś guzik), szybami okiennymi (można je było przyciemnić do odcienia nieprzejrzystego fioletu albo całkiem rozjaśnić), sprzętem grającym, a nawet kamerą ochrony w windzie. Próbowała przyciemnić oświetlenie, odpowiednio do panującego nastroju. – Mam o wiele ważniejsze problemy niż sucha skóra, rozumiesz? Ktoś nas szpieguje, Lulu. Nie tylko mnie. Ciebie też. Miałaś szpiegowski software w laptopie. I nie chcę cię niepokoić, ale jestem prawie pewna, że to Stark Enterprises. Nie mam na to żadnego dowodu… ale kto inny mógł to zrobić? Już w porządku, zajęłam się tym, ale będzie ci potrzebny nowy laptop, innej marki niż Stark. Jakby tego było mało, Gabriel Luna – pamiętasz, ten facet od skutera, który śpiewał na wielkim otwarciu, gdzie… hm… doszło do wymiany dusz? – napisał dla mnie piosenkę. A on mi się nawet nie podoba. Za to facet, który naprawdę mi się podoba… – Nagle oczy zaszły mi łzami. Ot tak -…nawet nie chciał na mnie dzisiaj spojrzeć. Więc nic mnie nie obchodzi, czy mam skórę suchą, czy wilgotną, czy w ogóle jej nie mam. No bo przecież nie wiem nawet, po co to wszystko. Po co mam być piękna, skoro nie mogę zmusić faceta, który mi się podoba, żeby chociaż na mnie spojrzał?
Lulu wstrzymała oddech. A potem popatrzyła na Katerinę i powiedziała:
– Lepiej zadzwoń po wsparcie.
Katerina skinęła głową, odłożyła pilota i sięgnęła po telefon. Na ten widok złapałam najbliższą poduszkę i schowałam w niej twarz.
– O nie! – jęknęłam. – Żadnych więcej zmian wizerunku. Nie, nie, nie! – A przy każdym „nie” waliłam głową w tę poduszkę. Jestem pewna, że doktor Holcombe by tego nie pochwalił.
– Wyluzuj – powiedziała Lulu i zanim się połapałam, zabrała mi poduszkę i usiadła obok mnie. – Katerina zamówi deser lodowy z bananami z delikatesów pod domem. Właśnie to nazywam wsparciem. Zawsze go zamawiamy, kiedy któraś ma problemy z facetem. Źle robi na zgagę, ale możesz łyknąć jedną z tych twoich pigułek. A teraz powiedz mi, o co ci chodzi ze Stark Enterprises, Gabrielem Luną i jakimś gościem, który nie chce na ciebie patrzeć?
Szczęśliwa, że wcale nie chce mnie zmusić do natychmiastowego złuszczania całego ciała, opowiedziałam Lulu o jej komputerze, o Gabrielu, o Christopherze, i o tym, że w pracowni komputerowej rozmawiał ze mną jak z łaski. Kiedy skończyłam, uściskała mnie i powiedziała:
– No cóż, po pierwsze, nigdy nie korzystam z tego komputera. Po prostu uważam, że jest ładny. Z Gabrielem to też żaden problem On się w tobie kocha.
O mało nie zakrztusiłam się własną śliną.
– Lulu! Nie… To…
– No a jeśli chodzi o tego całego Christophera, sprawa też jest oczywista – ciągnęła.
– Naprawdę? – Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.
– Boi się tej namiętności do ciebie, więc po prostu musi ją ukryć bardzo głęboko, żeby nie było jej widać.
– Jak to? Przecież on w ogóle nie zna Nikki Howard, więc jak może cokolwiek do niej czuć?
Lulu położyła maleńkie stopki na stoliku do kawy i odchyliła głowę do tyłu, wpatrując się w sufit.
– O mój Boże, znów muszę to wszystko tłumaczyć. No bo ten sarn wykład wygłosiłam ci zaledwie miesiąc temu, a teraz muszę go powtórzyć, przez tę zamianę dusz. Ale niech będzie. Tylko tym razem słuchaj mnie uważnie, dobrze? Faceci, którzy są hetero, mają wobec dziewczyn tylko trzy uczucia. – Uniosła trzy palce i zaginała po jednym, kiedy odfajkowywała jakiś punkt. – Po pierwsze, mogą się w tobie kochać i okazywać to, na przykład pisząc dla ciebie piosenkę, tak jak Gabriel. Wtedy wszystko jest fajnie i tak, jak być powinno. Po drugie, mogą się w tobie kochać, ale boją się namiętności, która. do ciebie czują, tak jak ten twój Christopher, więc duszą ją w sobie i ignorują cię albo robią głupie rzeczy, na przykład wyśmiewają się z ciebie. Są niedojrzali i zbyt nieśmiali, żeby na przykład napisać dla ciebie piosenkę. No i po trzecie, coś jest z nimi nie tak i zaczynają od tego, że są mili i kochający, a potem coś im odbija i robią głupoty, na przykład sypiają z innymi dziewczynami, jak Justin Bay. Ale nigdy się nie dowiemy, co jest z nimi nie tak, więc nie warto o tym nawet myśleć. No i już. To wszystko. – Opuściła rękę. – Jakieś pytania?
Gapiłam się na nią. Minę miała poważną, ale ponieważ to była Lulu, więc uznałam, że warto się upewnić.
– Mówisz poważnie? – spytałam. Lulu westchnęła.
– No dobra, Nikki, widzę, że nie do końca do ciebie dotarło, Proszę, nie mów mi, że matka nigdy ci nie tłumaczyła takich rzeczy.
Pokręciłam głową.
– No cóż, nie. Ona…
– Boże! – Lulu przewróciła oczami. – Doprowadza mnie to do szału! Jak mogła nic ci nie powiedzieć? Przecież to kompletny brak odpowiedzialności! Jak matki mogą wypuszczać córki w świat i pozwalać, żeby chłopcy wciąż się w nich zakochiwali, a one nie mają bladego pojęcia, co robią? Nie oglądałaś Spidermana? Wielkiej mocy towarzyszy wielka odpowiedzialność! My kobiety nie możemy ot tak chodzić sobie po świecie i nie uważać na to, że faceci na każdym kroku się w nas zakochują. Prawda, Katerino?
– Tak. – Katerina energicznie kiwała głową, zwijając prześcieradło Lulu.
– Moja matka, tak jak, bez wątpienia matka Kateriny – ciągnęła Lulu – powiedziała mi, kiedy skończyłam jedenaście lat: „Lulu, prawda wygląda tak, że każdy heteroseksualny chłopak, którego spotkasz na swojej drodze – a niektórzy geje też, więc uważaj, bo to się może skończyć katastrofą – będzie się w tobie kochał. Może się do tego nie przyznać, ale taka jest prawda. Więc musisz wziąć za to odpowiedzialność i nie robić nic, żeby go zachęcać – chyba że, oczywiście, będziesz chciała, żeby się w tobie kochał. Nie wolno grać na uczuciach chłopców, bo niezależnie od tego, co się twierdzi, to mężczyźni są słabszą płcią”. Twoja matka nigdy ci tego nie mówiła?
Kompletnie zaskoczona tym dość bełkotliwym przykładem matczynych rad, pokręciłam przecząco głową, bo rady mojej brzmiały raczej jak: „Nigdy nie wychodź z domu, nie mając przy sobie gotówki na powrót taksówką” albo „Nie uprawiaj seksu, gdybyś jednak uprawiała, zawsze pamiętaj o prezerwatywie”.
– No cóż – ciągnęła Lulu – chociaż moja mama w wielu sprawach popełniała błędy, na przykład wykupiła mi na Gwiazdkę lekcje snowboardu, a potem uciekła z moim trenerem, w tym jednym się nie myliła. Każdy heteroseksualny facet, którego spotkałam – i paru gejów też – rzeczywiście się we mnie zakochiwał. Przynajmniej troszkę. Och, to nie tak, że wszyscy chcieli się ze mną żenić… Czasami, jak choćby w przypadku tego trenera snowboardu, okazywało się, że woleli ożenić się z moją mamą. Ale zawsze o tym myśleli. I to prawda, że nie zawsze ich zakochanie trwa, chociaż powinno – ale to zwykle dlatego, że to, co do mnie czują, przeraża ich, bo jestem taka niesamowita, że czują się przy mnie niepewni i na koniec uciekają… Jak Justin.
Tylko gapiłam się na nią. Widząc to, dodała:
– Mówię poważnie. Poczekaj, a sama się przekonasz. Kiedy przyjdzie dostawca z lodami… Obserwuj, jak podejdę się z nim rozliczyć. Pewnie zaprosi mnie na randkę.
Nie chcąc ranić jej uczuć, powiedziałam ostrożnie:
– Dzięki, Lulu… Znaczy, za ostrzeżenie. Ale chociaż jestem pewna, że faktycznie każdy heteroseksualny facet, jakiego spotykasz na swojej drodze, zakochuje się w tobie, ze mną nie do końca tak to wyglądało. A przynajmniej, nie w poprzednim wcieleniu. No bo wiesz w prawdziwym świecie większość dziewczyn nie musi się martwić tym, że każdy facet, jakiego spotkają na swojej drodze, zakocha się w nich. Teraz rozumiem, że jako Nikki będę miała powody do zmartwienia, ale…
Lulu zrobiła oburzoną minę.
– Ależ tak, powinny się martwić! – zawołała. – Jeśli się tym nie martwią, to oszukują same siebie! I igrają z ogniem. To dotyczy wszystkich dziewczyn. Mam rację, Katerino?
Katerina pokiwała głową.
– Taa – mruknęła znużonym głosem. – Szkoda, że nie spotkałaś paru moich byłych mężów.
– Widzisz? – triumfowała Lulu. – Nieważne, ile masz lat ani jak wyglądasz – bez obrazy, Katerino. Nieważne, czy jesteś ładna czy brzydka, chuda czy gruba. Jeśli jesteś dziewczyną, to tak po prostu się dzieje. Faceci nic na to nie mogą poradzić. Mogą nie chcieć się przyznać, że im się podobasz. Mogą się zachowywać jak totalni palanci zamiast się do tego przyznać… – W tym momencie nie mogłam się powstrzymać, żeby nie pomyśleć o Jasonie Kleinie. – Ale wszystko, co powiedziała mi matka, to totalna prawda i dotyczy wszystkich dziewczyn. A to znaczy, że dźwigamy na sobie wielką odpowiedzialność. Musimy bardzo, bardzo uważać, żeby nie łamać ciągle męskich serc. Męskie serca są bardzo delikatne, o wiele delikatniejsze od naszych. Prawda, Katerino?
– Ja - potwierdziła Katerina, składając stół do masażu z trzaskiem. Głośnym.
– Ja tam nie wiem, o co chodzi temu twojemu Christopherowi – ciągnęła Lulu. – Może on po prostu dusi w sobie to uczucie do ciebie, bo za bardzo się boi… To się często zdarza. Domyślasz się, jaki może mieć powód?
Popatrzyłam na Cosabellę, która zwinęła się w kłębek na moich kolanach i zadowolona drzemała. Naprawdę nie miałam pojęcia, jak to się stało, że w ogóle brałam udział w tej idiotycznej rozmowie.
Ale w Lulu było coś takiego słodkiego i delikatnego, coś, co sprawiało, że chciałam, żeby jej teoria była prawdziwa. Zresztą była to bardzo ładna teoria, taka, która podwyższyłaby samoocenę każdej dziewczyny. Kto wie? Może i była prawdziwa? Lulu z całą pewnością w to wierzyła.
A ja nie miałam wątpliwości, że każdy facet, którego spotykała na swojej drodze, rzeczywiście się w niej choć trochę zakochiwał.
Wierzyłam też, że w przypadku Nikki Howard to się również na ogół sprawdzało… Pomijając przypadek taty Brandona Starka.
Ale zostało jeszcze to, co zaszło po południu z Christopherem. Jak miałam jej w ogóle wytłumaczyć, jakie to było dziwne?
– Sarna nie wiem – odparłam z namysłem. – Moja siostra powiedziała coś takiego. Że może Christopher kochał się w… hm… Em Watts. No wiesz, dziewczynie, która zginęła w czasie wielkiego otwarcia Stark Megastore. Tylko że zdał sobie z tego sprawę dopiero, kiedy było już za późno, bo ona… nie żyła. Nie wiem, czy to prawda, Siostra pewnie nie ma racji. Ale zanim Em umarła, byli najbliższym przyjaciółmi. I wiesz, Christopher tam był, kiedy zginęła. A moja siostra uważa, że teraz on ma złamane serce.
Lulu chwilę przetrawiała to w milczeniu, a potem położyła dłoń na sercu i spojrzała na mnie tymi wielkimi oczami Bambi, nagle pełnymi łez.
– To jest najbardziej romantyczna historia, jaką kiedykolwiek słyszałam – powiedziała i obejrzała się na naszą gosposię. – Katerino? Czy to nie jest najbardziej romantyczna historia, jaką kiedykolwiek słyszałaś?
Katerina spakowała już rzeczy do masażu i teraz sprzątała w lodówce, wywalając z niej przeterminowane jogurty.
– Tak – rzuciła przez ramię. Lulu obróciła się do mnie.
– Posłuchaj – powiedziała, sięgając po moją dłoń. – Nie wszystko jeszcze stracone. Ważne jest, żebyś zrobiła jedno: nawiązała z nim kontakt. Pokazała mu, że rozumiesz jego stratę. Że mu współczujesz.
– Ale Lulu… Jak ja mam to zrobić? Teraz jestem dla niego obcą osobą. Gorzej, jestem supermodelką reprezentującą Stark Enterprises. firmę, która w jakimś stopniu odpowiada za to, że jego dziewczyna zginęła… i za całe zło tego świata. Christopher nie cierpi wszystkiego, co za mną stoi. Kiedyś wyśmiewaliśmy się z ludzi takich jak Nikki Howard. Jak mam z nim nawiązać kontakt, skoro jestem kimś. kogo on nie cierpi? Mówię ci, to totalna beznadzieja.
– Zawsze jest nadzieja, kiedy w grę wchodzi prawdziwa miłość – zapewniła Lulu, ściskając moją rękę. – Nie słyszałaś ani słowa z tego, co ci powiedziałam? Musisz po prostu dać mu czas. Doświadczył okropnej straty. Serce mu pękło. Trzeba miłości i cierpliwości, żeby znów go wprowadzić między żywych… Tak samo jak miłość i cierpliwość były potrzebne, żebyś do mnie wróciła… nawet jeśli jesteś teraz trochę dziwna. Ale – dodała pośpiesznie – o wiele sympatycy niej sza niż przedtem.
Westchnęłam.
– Sama nie wiem, Lulu. Chciałabym, żebyś miała rację, ale. Może, jeśli twoja teoria jest słuszna i rzeczywiście ciąży na nas wielką odpowiedzialność, lepiej byłoby po prostu dać mu spokój.
Lulu spojrzała na mnie badawczo.
– A co mówi twoje serce, Nikki?
Poczułam, że oczy napełniają mi się łzami. Bo nie mogłam za pomnieć tego, co pan Phillips powiedział tamtego dnia w gabinecie doktora Holeombe'e: „Gdzie tak właściwie jest umiejscowiona nasza tożsamość? W duszy, żeby tak to ująć? Czy w mózgu? A może w sercu i w ciele? To fakt, mózg Nikki Howard już nie funkcjonuje. Z drugiej strony, jej serce nadal bije”.
Przypomniałam sobie, jak położyłam dłoń na sercu Nikki i poczułam jego bicie. Wtedy wydawało mi się takie obce. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek poczuję, że to moje serce.
Ale teraz czułam, że jest moje. Czułam, że to moje serce, a wiecie, dlaczego?
Bo właśnie mi pękało.
– Serce mi mówi, że kocham Christophera – odparłam ze smutkiem. – Ale to takie beznadziejne, Lulu. Szansa, że kiedykolwiek będę się z nim przyjaźnić tak jak kiedyś, jest zerowa… Nie mówiąc już o szansie na cokolwiek więcej.
Zadzwonił domofon i obie aż podskoczyłyśmy.
– Ja otworzę – zawołała Katerina i ruszyła do domofonu.
– Posłuchaj – powiedziała Lulu, znów mnie ściskając za rękę – jeśli ten dostawca zaprosi mnie na randkę, uwierzysz mi, że masz szanse u Christophera?
Wysunęłam dłoń z jej uścisku, żeby otrzeć łzy.
– Lulu, jesteś w szlafroku frotte i kapciach. Dostawca za nic…
– Ten dostawca zaprosi mnie na randkę – oznajmiła stanowczo.
– Mówiłam ci, my, kobiety, mamy niesamowitą moc, którą musimy posługiwać się odpowiedzialnie. Więc to nie fair z mojej strony, bo wcale nie mam ochoty z nikim się umawiać, a poza tym najpierw muszę się skonsultować z moim astrologiem, żeby wiedzieć, z jakim następnym znakiem powinnam się spotykać. Ale zrobię to, żeby coś ci udowodnić. Czy wtedy mi uwierzysz?
– No dobra – zgodziłam się i roześmiałam się niepewnie. – Próbuj.
Drzwi windy otworzyły się i wyszedł z niej niczego niepodejrzewający dostawca, niosąc plastikową torbę.
– Należy się jedenaście pięćdziesiąt – powiedział do Kateriny, wręczając jej torbę.
– Ja nie płacę – odparła Katerina. – Ona płaci. – I wskazała Lulu.
Lulu wstała z kanapy, pociągnęła za pasek swojego puchatego szlafroka, żeby go zacisnąć w talii, i podeszła do dostawcy. Nie powiem, żebym zauważyła w niej coś innego niż zwykle, poza tym że na jej twarzy pojawił się zniewalający uśmiech.
A dostawca jakoś tak nagle się wyprostował.
– No cóż – odezwała się do niego Lulu. – Witamy. Jedenaście pięćdziesiąt, tak? Sekundkę, gdzieś tu mam portmonetkę. O rany, ty jesteś cały mokry. Na dworze leje? Chcesz ręcznik? Czekaj, dam ci ręcznik. Zimno się robi, prawda? Szkoda by było, gdybyś się przeziębił. Kto by mi wtedy przynosił ulubione desery lodowe? A ja uwielbiam te desery lodowe z bananami. Proszę, dwudziestka. Reszty nie trzeba. I tu masz ręcznik. Jak masz na imię?
– Roy – odparł oszołomiony dostawca i wytarł twarz ręcznikiem wręczonym mu przez Lulu.
– Roy? – powtórzyła, biorąc od niego ręcznik. – Jakie miłe imię. Czy to węgierskie?
– Nie wiem – powiedział dostawca. Nadal był otumaniony. A jak ty masz na imię?
– Lulu. Dwa L i dwa U.
– Ładne imię – stwierdził Roy. – Umówisz się ze mną kiedyś? Szczęka mi opadła.
– Jasne – odparła Lulu. – Bardzo chętnie! Ale tylko, jeśli mój mąż będzie mógł iść z nami.
– Twój mąż? – zgłupiał Roy.
– Chodź, facet – wtrącił się windziarz znudzonym tonem. Jedziemy.
– Pa, Roy – Lulu pomachała do niego. – Nie przezięb się. Drzwi windy zamknęły się za wciąż oszołomionym Royem. Gdy tylko zniknął, Lulu odwróciła się do mnie z triumfalnym uśmiechem i odtańczyła mały taniec zwycięstwa.
– No proszę! – wołała. – Widziałaś? Mówiłam ci. Pokręciłam głową z podziwem. Naprawdę ledwie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam.
– To było niesamowite – powiedziałam. – Ale, jak ty to zrobiłaś? Jesteś w szlafroku! Nawet nie miałaś na sobie nic z dekoltem ani z prześwitami.
– Byłam dla niego zwyczajnie miła – odparła Lulu, kręcąc głową. – No i wykorzystałam pewność siebie i urok osobisty. Właśnie to próbowałam ci wytłumaczyć. Każda to potrafi. Nie liczy się, jak wyglądasz ani w co jesteś ubrana.
Przeszła do kuchni, gdzie Katerina otworzyła torbę z deserami lodowymi, i usiadła na stołku naprzeciwko jednego z plastikowych pojemników.
– Ja chyba nie dałabym rady – powiedziałam, w stając z kanapy i idąc za nią. – Nie mam tego rodzaju pewności siebie.
– Oczywiście, że dasz radę, Nikki – stwierdziła Lulu, atakując swój deser lodowy plastikową łyżeczką dodawaną do niego przez delikatesy. – Przed zamianą dusz zawsze ci się to udawało – chociaż czasami robiłaś to z czystej przekory i dlatego musiałam tłumaczyć ci, że wielkiej mocy towarzyszy wielka odpowiedzialność i tak dalej – więc poradzisz sobie z tym całym Christopherem bez problemu. Musisz tylko być pewna siebie. I, jak mówiłam, nawiązać z nim kontakt.
– No dobra – skapitulowałam. – Spróbuję.
Lulu zachichotała i rzuciła we mnie kawałkiem lodów. Nie trafiła, a Cosabella zaatakowała tę kapkę, która wylądowała na podłodze.
– A to niby za co? – spytałam, patrząc na Lulu gniewnie.
– W głowie mi się nie mieści – znów zachichotała – że kochasz się w chłopaku z ogólniaka.
– Tak? – powiedziałam, mierząc do niej lodami z mojej łyżeczki. – A ty jesteś dziwadłem, które wierzy w zamianę dusz.
Lodowy pocisk wylądował na ścianie. Cosabella z radosnym szczekaniem pobiegła na drugi koniec kuchni, żeby ją zlizać.
– Swój pozna swego – powiedziała Lulu i rzuciła we mnie wisienką, która wieńczyła jej deser. Wisienka trafiła w szybę wielkiego okna za moimi plecami i powoli się po nim osunęła. Cosabella przez cały czas ujadała ze szczęścia.
– Dość tego dzieciny! – zgromiła nas Katerina. – Ja tu właśnie posprzątałam! Jak nie przestaniecie, nie będzie żadnych masaży.
Posprzątałyśmy po sobie i dopilnowałyśmy, żeby kuchnia aż lśniła.