Byliśmy w klubie Cave. Nazwali go tak, bo mieścił się w samych wnętrznościach Nowego Jorku, w części systemu kolei podziemnej, którą miasto zaplanowało, a potem zarzuciło budowę z uwagi na bruk funduszy niemal sto lat temu. Ktoś zainstalował reflektory punktowe w strategicznych miejscach wzdłuż kamiennych ścian, zamontował sprzęt grający, ustawił dwójkę DJ – ów i teraz był to najmodniejszy klub na Manhattanie. Kolejka przed wejściem wiła się aż do następnej przecznicy, mimo że był środowy wieczór. Nie można się było dostać do środka, jeśli nie było się kimś.
Nikki Howard, jak się okazało, kimś była. Chociaż nie miała jeszcze siedemnastu lat, więc ściśle rzecz biorąc, nie wolno jej było wchodzić do klubów.
Ale to nie miało znaczenia, bo Nikki nie piła. Dowiedziałam się tego, kiedy podeszłam do baru, bo po tańcu bardzo zachciało mi się pić, a barman powiedział:
– Cześć, Nikki, dawno cię nie widziałem. To, co zwykle?
– Mam amnezję – odparłam. Przez cały wieczór powtarzałam to ludziom, którzy do mnie podchodzili i wołali: „Cześć, Nikki! To ja! Nie pamiętasz mnie? Joey/Jimmy/Johnny/Jan, z Paryża/Danii/Easl Hampton/Los Angeles!” – Nie pamiętam, co było zwykle.
Barman wziął koktajlowy kieliszek na wysokiej nóżce, napełnił go wodą, dodał skręcony paseczek skórki pomarańczowej i podsunął go w moją stronę. Gdyby ktoś nie wiedział, że to zwykła woda, pomyślałby, że to martini, tyle że ze skórką pomarańczy zamiast oliwki.
– Mówimy na to Nikki – wyjaśnił i mrugnął do mnie. – Tylko nowojorscy barmani wiedzą, że to zwykła woda. Nie wolno ci pić alkoholu przez problemy z żołądkiem, pamiętasz? No i, oczywiście, nie masz jeszcze dwudziestu jeden lat – dodał obłudnie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Nikki Howard przestawała mnie tak bardzo irytować… Chociaż wcześniej tego dnia raczej bym się na podobną myśl nie zdobyła.
– Dzięki – powiedziałam i sączyłam firmowego drinka Nikki, obserwując parkiet. W głowie mi się nie mieściło, że o tak późnej porze – dochodziła druga w nocy – i w powszedni dzień klub wciąż jest zatłoczony (robiło się nawet coraz bardziej tłoczno). Znalazłam miejsce przy barze tylko dlatego, że jakiś szarmancki wielbiciel Nikki odstąpił mi stołek (w zamian za autograf, oczywiście. Kiedy pierwszy raz mnie o niego poproszono, chciałam napisać „Em Watts”, dopiero w ostatniej chwili zmieniłam to na Nikki Howard. Potem przez cały wieczór tak mnie napastowali łowcy autografów, że zdążyłam się już przyzwyczaić).
Ludzie na parkiecie wyginali się w rytm hipnotyzującego techno, a kolorowe światła i gęste chmury sztucznej mgły sprawiały, że nie można było nikogo rozpoznać. Ale wiedziałam, że gdzieś tam jest Lulu, a także Brandon, Justin i masa innych „najbliższych przyjaciół” Nikki Howard (w miarę upływu czasu, miała ich coraz więcej). Zaczęliśmy wieczór na poddaszu, potem przenieśliśmy się na kolację do restauracji Bobby'ego Flaya (szef Food Network, który akurat tam był, podszedł do naszego stolika i życzył mi – to znaczy Nikki – szybkiego powrotu do zdrowia po amnezji), i wreszcie trafiliśmy do Cave.
Lulu była tak bardzo podekscytowana tą imprezą, jaką dla mnie zorganizowała, że nie miałam serca jej mówić, że nie mam ochoty balować. Próbowałam dostosować się do sytuacji, pozwoliłam jej nawet zawlec się do garderoby Nikki, gdzie wybrała dla mnie ciuchy na wieczór.
Teraz siedziałam przy barze, w czarnych botkach na szpilkach, mocno wyciętym czarnym topie i minispódniczce ze złotej lamy. Wyglądałam w tym stroju jak prostytutka, którą widziałam kiedyś przy autostradzie West Side. Ale nie chciałam urazić uczuć Lulu, więc nie powiedziałam tego. Zwłaszcza że ta prostytutka to był mężczyzna.
– Źle się bawisz? – spytała mnie Lulu, która właśnie wychynęła zza sztucznej mgły. Była ubrana w zestaw kontrastujący z moim: złote botki i top ze złotej lamy i czarną minispódniczkę. Włosy miałyśmy natapirowane tak, że odstawały z dziesięć centymetrów od czaszek. Ona nazwała to Wieczorem w Stylu Lat Osiemdziesiątych.
Tyle że w całym klubie chyba tylko my nosiłyśmy ciuchy w stylu lat osiemdziesiątych.
– Jasne, że dobrze – zapewniłam – ale wiesz, niedługo będę musiała jechać do domu, bo rano mam szkołę.
Lulu szeroko otworzyła maleńkie usteczka, jak pisklę.
– O mój Boże! Zapomniałam! Racja, przecież jutro idziesz do szkoły. Pewnie masz mnie totalnie dość.
– Nieprawda – uspokoiłam ją. Ze wszystkich ludzi, których po znałam, odkąd chodzę po świecie w ciele Nikki Howard, ją lubiłam najbardziej. Brandon nadal boczył się na mnie za Gabriela, a Justin udawał obojętność, bo Lulu kręciła się w pobliżu (i dobrze, i tak nie chciało mi się z nim rozmawiać). Nie wiedziałam, kim są ci pozostali – Lulu mi wszystkich przedstawiała, ale ich imiona i to, skąd Niklu powinna ich znać, natychmiast wypadało mi z głowy. Na szczęście nikt z nich nie miał ze mną (czy raczej z Nikki) potajemnego romansu, ku mojej wielkiej uldze…
Wydawali się całkiem mili, ale wciąż tylko gadali o ludziach, których nie znałam, więc przez większość czasu czułam się trochę wykluczona z rozmowy… No i, mocno osamotniona, minio tych wszystkich łowców autografów (oraz tego, że mama nadal do mnie wydzwaniała, chociaż ją przerzucałam na pocztę głosowa. Dlaczego zrobiła się taka nadopiekuńcza? W końcu mam szesnaście i pół roku i potrafię o siebie zadbać), i ludzi, którzy ewidentnie znali i uwielbiali Nikki, i podchodzili co chwila, żeby się nią pozachwycać.
Uwielbienie jest super. Naprawdę super.
Ale to był bardzo długi dzień, więc chciałam po prostu wrócić na poddasze i trochę się przespać.
Czy to coś złego?
– A po co ci w ogóle szkoła, tak przy okazji? – spytała Lulu uśmiechając się zalotnie do faceta, który ustąpił jej swój stołek (niesamowite, ile jest w stanie zrobić facet dla ładnej dziewczyny). Potem wskoczyła na ten stołek i dała barmanowi znak, że chce drinka. – To znaczy, dlaczego tak bardzo chcesz tam wrócić?
– No bo… – zaczęłam, ale przecież nie mogłam jej powiedzieć o Christopherze. Uznałam też, że lepiej będzie milczeć w kwestii Fridy. – Bo kiedyś będę chciała iść na studia.
– Na studia? – Lulu skrzywiła się. – A po co?
– Żeby dostać dobrą pracę – powiedziałam. – Może będę uczyć. Moi rodzice wykładają na uniwersytecie i ja też bym chciała.
Zdałam sobie sprawę, co powiedziałam przed chwilą, dodałam więc: – To znaczy…
Ale Lulu tylko machnęła ręką. Nadal była przekonana, że jej wersja z zamianą dusz tłumaczy dziwne zachowanie Nikki Howard w ostatnim czasie. – Czego byś uczyła? – spytała. Barman podał jej drinka. Nawet nie musiała mu mówić, co chce. Firmowy drink Lulu był żółtawy, pływały w nim jakieś zielone listki, a kieliszek miał brzegi posypane białymi kryształkami. Kiedy spróbowałam jednego, który spadł na kontuar, okazało się, że to cukier.
– Jeszcze nie wiem – powiedziałam. – Lubię wiele przedmiotów. To kolejny powód, żeby chodzić do szkoły. Będę mogła się zdecydować. – Nagle wpadłam na świetny pomysł. – Wiesz, mogłabyś – chodzić ze mną!
Lulu o miało nie zakrztusiła się drinkiem.
– C – co?
– Powinnaś. – Zaczynałam się zapalać do tego pomysłu. – Jestem pewna, że twój tata mógłby ci załatwić miejsce. Jest sławny. LAT z chęcią cię przyjmie. Chodź tam ze mną jutro!
Lulu skrzywiła się.
– Hm… Dzięki, ale nie.
– Lulu… – przekonywałam. – Masz dopiero siedemnaście lat. Powinnaś się uczyć. I nie powinnaś mieszkać sama. Zaraz, dlaczego ty mieszkasz sama?
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Przecież nie mieszkam sama – odparła. – Mieszkam z tobą.
– Wiem – powiedziałam. – Ale dlaczego nie mieszkasz z rodzicami?
– Bo mama wyjechała ze swoim instruktorem snowboardu i nie chce mieć ze mną nic wspólnego – wyjaśniła Lulu pogodnie – a nowa żona taty jest ode mnie starsza o pięć lat. Paliłabyś się do mieszkania z ojcem w takiej sytuacji?
Dokończyła drinka, zeskoczyła ze stołka i wróciła na parkiet, zostawiając mnie samą przy barze.
Nie na długo, bo chwilę później zwolniony przez nią stołek zajął Justin.
– Naprawdę myślisz, że uwierzę, że nic nie pamiętasz? – zagaił. O nas… i o Paryżu?
Spojrzałam na barmana, który po chwili podał mi kolejnego drinka Nikki.
– Nie powinieneś ze mną rozmawiać – powiedziałam do Justina – Jesteś chłopakiem Lulu. I nie, niczego nie pamiętam. Właśnie to znaczy słowo „amnezja”. To po grecku zapomnienie.
– Jedno walnięcie w głowę – odparł Justin, obejmując mnie w talii i pochylając głowę, żeby ustami musnąć mi kark – i już uda jesz Pannę Mądralińską? Przecież dobrze wiesz, że jeśli ktoś zdoła przywrócić ci pamięć, to właśnie ja…
Reakcja mojego ciała na te ciepłe wargi na moim karku była natychmiastowa. Poczułam się, jakby po kręgosłupie przeleciał mi prąd elektryczny. Ale to wcale nie było nieprzyjemne.
Rzecz w tym, że Lulu tańczyła jakieś sześć metrów od nas.
To, co zdarzyło się później, było równie odruchowe.
Podniosłam kieliszek, który przed chwilą podsunął mi barman, i wylałam zawartość Justinowi na głowę.
Wszyscy ludzie wokół nas krzyknęli z zaskoczenia, a Justin coś wybełkotał i zerwał się ze stołka. Stwierdzić, że się zdziwił, było sporym niedopowiedzeniem. Minę miał przerażoną – a jeszcze bardziej, kiedy oblizał zmoczone usta.
– Pijesz wodę?! – zawołał.
– To się nazywa Nikki – powiedziałam z godnością, też schodząc ze stołka. – Nie piję alkoholu. I nie zadaję się z cudzymi chłopakami. A ty to sobie zapamiętaj.
Odeszłam, a wokół mnie rozległy się oklaski.
Znalazłam Lulu, która tańczyła z trzema innymi dziewczynami, też ubranymi w najszykowniejsze ciuchy w tylu lat osiemdziesiątych. Zupełnie, jakby jeszcze przed naszym wyjściem z poddasza rozesłała w świat jakąś tajemną, zakodowaną wiadomość. No proszę, jestem jedną z najpopularniejszych supermodelek świata, a nadal nie wiem, jak dziewczyny to robią. Znaczy, decydują się, w co się ubrać.
– Lulu! – krzyknęłam, żeby mnie usłyszała przy tej niesamowicie głośnej muzyce. – Jadę do domu. Zostań, jeśli masz ochotę, ale po prostu chciałam, żebyś wiedziała, że wychodzę.
Lulu przestała tańczyć i popatrzyła na mnie.
– Nie! – odkrzyknęła, potrząsając swoimi natapirowanymi lokami. – Nigdy nie wychodzimy bez tej drugiej. Jeśli ty idziesz, to ja też idę. Tylko powiem Justinowi.
– Nie trzeba! – zawołałam – Justin jest teraz… trochę zły.
– Aha – Lulu od razu załapała o co chodzi. – Przystawiał się do ciebie?
Wytrzeszczyłam na nią oczy.
– Wiedziałaś?
Lulu wzruszyła ramionami.
– Jasne. Wiem, że Nikki ma problem z odmawianiem chłopakom, kiedy zaczynają ją całować… I że chłopcy mają problem z tym, żeby Nikki nie całować. Ale sądziłam, że ten pierwszy problem załatwiła wy miana dusz.
– No cóż, odmówiłam – powiedziałam. – A teraz jest wściekły. Czułam się idiotycznie, stojąc na tym parkiecie i prowadząc tę rozmowę… Zwłaszcza że jakiś facet, który miał na sobie chyba z tonę złotych łańcuchów i bardzo luźne spodnie, spod których widać było prawie całą bieliznę, podszedł do mnie tanecznym krokiem i uśmiechnął się szeroko.
– Nie jesteś czasem Nikki Howard? – spytał.
– Nie – odparłam i zwróciłam się do Lulu: – Chcesz powiedzieć, że cały czas wiedziałaś?
– Podejrzewałam. – Lulu znowu wzruszyła ramionami. – Ale, słuchaj, to nie tak, że łączy mnie z Justinem jakieś wielkie uczucie. On po prostu daje mi naprawdę fajne prezenty, kiedy narozrabia z jakąś inną. A odkąd wróciłaś z pokazów w Paryżu, dawał mi ich całe mnóstwo.
– Strasznie mi przykro – kajałam się. I naprawdę czułam się fatalnie, chociaż to nie ja byłam winna, tylko Nikki.
A ja nie byłam Nikki. Przynajmniej nie wtedy, kiedy robiła te okropne rzeczy, które zabolały Lulu.
– Oczywiście, że jesteś Nikki Howard – upierał się Luźne Spodnie, wciąż podrygując przy mnie. – Do cholery, dziewczyno! Jesteś naprawdę bardzo…
Kiedy zaczął ocierać się miednicą o moje udo, obróciłam się i położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, a potem go popchnęłam.
– Nie ma sprawy – rzuciła Lulu, przechodząc nad Luźnymi Spodniami, który rozciągnął się jak długi na parkiecie. – Ty naprawiła nie potrafisz nic na to poradzić. Chyba jesteś nieodporna na całowanie. Tak czy inaczej, skoro wychodzimy, to chyba powinnyśmy znaleźć Brandona. Kiedy widziałam go po raz ostatni… O, tam jest! – pokazała palcem. – Widzisz? Niedobrze.
Brandon był w budce DJ – a i o coś się z nim wykłócał.
– Pójdę po niego – powiedziałam.
Gdy tam dotarłam, Brandon właśnie mówił:
– Dlaczego nigdy nie chcesz puszczać moich piosenek, palancie?
Odpowiedź DJ – a była spokojna, ale brutalna:
– Bo są beznadziejne.
Brandon wziął zamach, jakby miał zamiar walnąć go w twarz Rzuciłam się naprzód, złapałam go za ramię i oparłam się na nim całym ciałem. Brandon zachwiał się i razem ze mną poleciał w tył.
– Co ty wyprawiasz? – spytał. Mówił niewyraźnie, jakby był pijany. – Słyszałaś, co ten palant właśnie powiedział? Przywalę mu.
– Nie, nie przywalisz – odparłam. – Musimy już jechać.
– Nie teraz – zaprotestował Brandon, próbując się ode mnie uwolnić. – Najpierw muszę zabić tego palanta.
– Nie – powiedziałam i wbiłam obcasy swoich szpilek w fugi wykładanej kaflami posadzki, żeby nie mógł ruszyć się z miejsca. Musimy jechać. Limuzyna czeka…
– Zaraz do ciebie przyjdę. Jak tylko zabiję tego faceta – wymamrotał Brandon, niepowstrzymanie prąc do przodu.
Wiedziałam, że muszę jakoś odwrócić jego uwagę, więc podskoczyłam i jedną ręką wciąż trzymając Brandona za ramię, drugą owinęłam mu wokół szyi i pocałowałam go w usta.
Miałam nadzieję, że Brandon nie jest na tyle oszołomiony alko holem, żeby nie zdążył mnie złapać – i nie pomyliłam się. Tak bardzo się zajął całowaniem ze mną, że zapomniał o całej wrogości wobec DJ – a. Całowanie się jest naprawdę fajne. Sama omal nie zapomniałam, że robię to tylko po to, żeby Brandonowi odechciało się awanturować…
…To znaczy do chwili, kiedy ktoś stojący w pobliżu odchrząknął, a ja oderwałam usta od ust Brandona i zobaczyłam Gabriela Lunę, który gapił się na nas z nieco zdeprymowaną miną, ściskając w ręku jakiś kompakt.
– Och! – Poczułam, że się rumienię. Przecież trzymał mnie nad ziemią Brandon Stark, chociaż tym razem nie przerzucił mnie sobie przez ramię, jak wtedy, kiedy niósł mnie do limuzyny w noc, gdy z Lulu mnie porwali. – Cześć.
– Cześć – odparł Gabriel. – Wszystko w porządku?
– Tak – odparłam, siląc się na lekki ton. – Właśnie wychodzimy. Brandon, możesz już mnie postawić.
– Nie – mruknął Brandon, łypiąc gniewnie na Gabriela. Najwidoczniej go poznał, mimo że zdjęcie nas dwojga na vespie było bardzo niewyraźne.
– On żartuje – powiedziałam do Gabriela ze słodkim uśmiechem. – Postaw mnie wreszcie, Brandon.
– Nie – powtórzył.
Przymknęłam oczy, modląc się, żeby między Gabrielem a Brandonem nie doszło do bójki.
Ale niepotrzebnie się martwiłam. Bo przecież ja się Gabrielowi wcale nie podobam w taki sposób, zwłaszcza że uważa Nikki Howard za ćpunkę na odwyku i tak dalej. Kiedy otworzyłam oczy, nadal mi się przyglądał z tą samą zdeprymowaną miną.
Lulu stanęła za nim i zmarszczyła brwi.
– Boże, czemu to tyle trwa? – spytała ostro. Wyglądała jak rozwścieczony generał. – Ludzie, samochód czeka. Ruszcie się wreszcie!
Brandon posłusznie ruszył za nią, nadal niosąc mnie na rękach. Nie wiedziałam, co innego mogę zrobić, więc pomachałam Gabrielowi nad ramieniem Brandona. On też mi pomachał – a potem chyba zrobiło mu się głupio, bo kilka osób stojących w pobliżu zaczęło wołać:
– O mój Boże! To Nikki Howard!
Jedna czy dwie podbiegły z prośbą o autograf, ale Brandon tylko warknął i szedł przed siebie, nawet na moment nie przystając.
Było mi trochę głupio, że jestem wynoszona z najmodniejszego klubu na Manhattanie o drugiej nad ranem przez chłopaka, z którym Nikki Howard raz chodzi, a raz zrywa. Ale gdy natknęliśmy się na chyba z tysiąc paparazzich przed wejściem do klubu, przy drzwiach czekającej limuzyny, zrobiło mi się przyjemnie.
– Świetnie – powiedziałam, kiedy Brandon wrzucił mnie do samochodu, poprawiając spódnicę, która podjechała mi na biodra. – Wiesz, jak to wyglądało, prawda?
– A jak? – spytała Lulu niewyraźnie, bo właśnie pociągała usta błyszczykiem.
– Jakbym była zbyt pijana, żeby sama iść i Brandon musiał mnie wynieść.
– No i co z tego? – Lulu podziwiała swoje odbicie w wysadzanej kryształami Swarovskiego puderniczce, którą trzymała w dłoni – Trochę za dużo wypiłaś i zapomniałaś się. Masz amnezję, pamiętasz? To idealna wymówka na każdą okazję. – Podniosła wzrok znad lusterka. – Ach, nie… Jak mogłabyś pamiętać? Przecież masz amnezję.
Brandon, kompletnie pijany, osunął się na mnie.
– U ciebie czy u mnie? – wybełkotał.
– O mój Boże, złaź – jęknęłam, odpychając go. – Nie jadę do ciebie ani ty nie jedziesz do mnie. W ogóle mi się nie podobasz Całowałam się z tobą tylko dlatego, żebyś nie oberwał od tego DJ – a W tym stanie nie nadajesz się do żadnej walki.
– Miła jesteś – powiedział, nie ruszając się z miejsca, a nawet moszcząc się jeszcze wygodniej. – O wiele milsza niż zanim walnęłaś się w głowę i wymienili ci mózg. Kiedyś byłaś taka wredna… Pamiętasz, Lulu? Nikki przez cały czas była taka wredna?
Lulu z trzaskiem zamknęła puderniczkę i schowała błyszczyk, a potem przekrzywiła głowę i przyjrzała mi się z namysłem.
– Jest o wiele mniej złośliwa – przyznała. – To pewnie przez tę zamianę dusz.
– Wszystko mi jedno przez co – powiedział Brandon, tuląc się do mojego brzucha. – Po prostu cieszę się, że wróciła. I że jest o wiele milsza.
Kilka sekund później już spał, cicho pochrapując. Rzuciłam Lulu bezradne spojrzenie, które mówiło: „I co mam teraz zrobić?”
– Po prostu go zepchniesz, kiedy dojedziemy – powiedziała i wzruszyła tymi swoimi chudymi ramionkami. – Nie obudzi się. Tom zabierze go na Charles Street. Jutro rano niczego nie będzie pamiętał. Nigdy nie pamięta.
– Często mu się to zdarza? – spytałam, zerkając na przystojną twarz śpiącego Brandona.
Lulu spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
– Lubi imprezować – stwierdziła.
Widziałam, że nie ma pojęcia, o czym mówię, a poza tym też zaczynała przysypiać. Zrozumiałam, że sama będę musiała dotrzeć do sedna problemów Brandona.
Ale nie teraz. Teraz chciałam dotrzeć wyłącznie do łóżka.
I zrobiłam to natychmiast po wejściu na poddasze. Nastawiłam budzik Nikki na siódmą. Była trzecia, więc zostały mi tylko cztery godziny snu, jeśli chciałam dotrzeć do szkoły na czas.
No cóż, nikt nie twierdził, że łatwo pogodzić szkołę z karierą modelki pracującej na cały etat. Nie miałam pojęcia, jak sobie z tym poradzę.
Ale wiedziałam, że muszę, jeśli moje nowe życie miało wyglądać w miarę normalnie.
Życie z ciałem Nikki Howard i mózgiem Emerson Watts. Na szczęście do tej pory jedno z drugim dawało się jakoś pogodzić.